Skocz do zawartości
Nerwica.com

Fobia społeczna!


Pustka

Rekomendowane odpowiedzi

Hej, pisałem wcześniej, że Paroksetyna (Parogen) mnie usypia, mało tego przez miesiąc dalej usypiała i efektów nie było widać, no i zmiana na Wenlafaksynę (Lafactin). Od tygodnia na niej jadę i jest zmiana na lepsze :).

Z tym, że nie do końca jestem przekonany, czy to leki zadziałały, czy może po prostu moja cykliczna zmiana nastroju, bo poprawa już nastąpiła przy zmniejszeniu dawki Parkoksetyny.

 

Ale może jednak działają, bo zapisałem się na basen na naukę pływania, jestem już po pierwszej lekcji :-D

(choć nie było łatwo, 3 dni zbierałem się, żeby wejść na basen na rozeznanie i w końcu wszedłem, dobrze że mieli jackuzi, to tam się "schowałem")

Gdyby ktoś parę lat, miesięcy temu powiedział, że będę chodził na basen uczyć się pływać (bo ja kompletnie nie umiałem nawet na plecach na wodzie się utrzymać) to bym powiedział, że to niemożliwe.

 

Jak już tak się chwalę sukcesami, to przyznam się, że mam już za sobą pierwsze samodzielne zakupy odzieży z przymierzaniem :-D.

 

A czy terapia z psychologiem przyniesie pozytywne efekty, zobaczymy, na razie jestem dopiero po dwóch spotkaniach. O tyle dobrze, że czuję swobodnie i mogę się wygadać, bo normalnie to ja jestem ekstremalnie małomówny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od roku przypuszczam ze mam fobie spoleczna aczkolwiek do psychologaaaa nie pojde ..(ost wizyta ok.rok temu skonczyla sie na tym iz po 5min rozplakalam sie i zamiast mowic to co mnie naprawde boli to klamalam zeby jak najszybciej wyjsc. , nie potrafie rozmawiac z kims o moich problemach.)(w tym momencie piszac ten posttt sprawia mi to trudnosc)

Od tamtej pory moj stan sie pogorszyl... prawie w ogole nie wychodze z domu i przez to zawalilam rok....

Rodzice uwazaja ze wyolbrzymiam problem ,zamiast uzalac sie nad soba powinnam wziac kolezanke badz znalezc sobie chlopaka i isc na spacer a nie ciagle siedziec przed komputerem.

Tylko oni jednego nie rozumieja ze sie zle czuje wsrod ludzi.... nie umiem nawiazac kontaktu z innymi,nie umiem z nimi rozmawiac (przez facebooka,gg jeszcze jakos szlo aczkolwiek po tyg "rozmowy" stwierdzali ze jestem dziwna i nie da sie ze mna rozmawiac po czym urywali kontakt..) Na zywo nie ma mowy oo rozmawianiu..... nawet nie wiem jak sie nazywam... a co gorsze mam dziwne objawy:dostaje plamy na dekolcie,cala sie trzese,glos mi sie "lamie" i wiele wiele innych (nie bede teraz opisywala bo szkoda czasu)

Naprawde nie wiem co mam robic... mam juz mysli samobojcze(jedyny powod ktory trzyma mnie przy zyciu to mama... ktora sama jest chora na depresje dwubiegunowa )

Alez sie rozpisalam;)

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też tak macie??

 

W sumie jest to chyba powiązane z lękami, załóżmy, że mam lęk i strach przed ludźmi, że coś mi zrobią, że mnie obserwują (kurcze, w sumie mam taki lęk, ale mniejsza o to) macie tak czasami, że jakby wasza podświadomość dopisuje sobie różne scenariusze? np. widzę kogoś pierwszy raz i mijam i tyle, a moja podświadomość mi mówi, ze np kiedyś widziałem go jak szedł i mnie obserwował.. :pirate: mam nadzieje, że w miarę dobrze wytłumaczyłem o co mi chodzi

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałeś kiedyś jakieś niemiłe doświadczenie, które mogłoby się przyczynić do takiego stanu rzeczy? Ja mam czasami podobnie - tyle, że jest to bardziej efekt nieśmiałości, chociaż gdy napotkam jakąś dziwną osobę automatycznie włącza się mechanizm dystansu - w sumie naturalne. U Ciebie najwyraźniej ten mechanizm jest za bardzo podkręcony - generuje sytuacje zagrożenia bez względu czy dany osobnik może wyrządzić Ci szkodę czy też nie. Przede wszystkim: praca nad rozwijaniem nowych znajomości.

Jak wyglądają Twoje relacje z innymi ludźmi?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja, moja dziewczyna i moje głupie problemy

 

Cześć.

Mam 19 lat i od 4 lat zauważyłem w sobie jakieś 'problemy'. Jestem pod obserwacją psychiatry i psychologa, choruje na fobie społeczną. Stwierdzam, że obecna psychiatria to jeden wielki cyrk. Przychodzę do lekarza mówię "mam lęk przed ludźmi" a doktor wypisuje mi automatycznie receptę na jakieś leki i wynocha z gabinetu. Nawet o nic nie pytając. Lekarstwa zmieniałem jakieś 2 razy w tym 4 razy dawkowanie. Obecnie przyjmuje Fevarin i pomaga tak średnio... ale nie chce już tam łazić i się prosić o kolejną zmianę leku/dawkowania bo już mi po prostu głupio.

Oprócz fobii społecznej mam duży problem z akceptacją samego siebie i poczuciem własnej wartości. Dziwnie to zabrzmi ale to wszystko zaczęło się odkąd poznałem swoją dziewczynę. Wcześniej mimo fobii, nic mi nie przeszkadzało, trzymałem sie na uboczu, zaakceptowałem fakt, że pozostanę sam do końca życia, miałem chęć popaść w jakiś nałóg - najchętniej narkotykowy i zaćpać się na śmierć. Jak (jakimś cudem) związałem się z obecną partnerką(którą kocham nad życie) zrozumiałem, że muszę ją uszczęśliwić a będąc taki jaki jestem nigdy tego nie zrobię, bo: nie mam kolegów, koleżanek; nie potrafię rozmawiać z ludźmi po prostu nie umiem nawiązywać tematu, powiedzieć czegoś od siebie; boje się chodzić na imprezy a bardzo chciałbym; czasami zachowuje się strasznie dziecinnie; mam wahania nastroju; często płacze w trakcie nerwowej sytuacji; ogólnie mam przeczucie że jestem mało męski...

Od razu mówię, że Ona niczego ode mnie nie wymaga. Ba, sama twierdzi, że jest dobrze jak jest... Czasami tylko chciałaby pójść ze mną na basen. Problem w tym, że ja nie umiem pływać... nawet jeździć na rowerze nie potrafię... NIC nie potrafię i w NICZYM nie jestem dobry.

Jednym słowem jestem zaprzeczeniem jej byłego chłopaka. Z nim chodziła na imprezy, dyskoteki, był od niej starszy, był mądry, bogaty, przystojny że 'oh,ah'. Zanim wyznaliśmy sobie miłość byliśmy przyjaciółmi i zwierzała mi się w wielu kwestiach.

Nie mogę tego znieść. Płaczę po nocach, próbuje się zmienić ale nie potrafię. Nie wiem jak. Nie wiem co mam z sobą zrobić.

Chodzę również do psychologa ale nie wiem jak on mi może pomóc... Spotkanie opiera się na rozmowach, z których w zasadzie nic nie wynoszę.

Potrzebuje konkretu. Chce żeby ktoś wreszcie powiedział mi co mam robić. Chce wiedzieć co mi dokładnie dolega. Jakieś zaburzenie? Jak to nazwać?

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja dodam od siebie że skoro ten ex to taki jak ująłeś 'on, ah' to czemu wybrała ciebie? coś w sobie musisz mieć ;)

 

miłość jest ślepa, nie wybiera. :(

 

W moim mieście jest tylko jeden psychiatra. A terapeutę mam darmowego bo ze szkoły mi załatwiono. Poza tym jakoś nie mogę sobie wyobrazić, żeby ktoś inaczej ze mną postępował niż obecny psych. Mam iść do innego żeby znów sie uzewnętrzniać i w rezultacie usłyszę to samo...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tomek_19, Tobie jest potrzebna terapia, sesje terapeutyczne, a nie rozmowy z psychologiem, które jak piszesz nic nie wnoszą.

Zmień psychologa, zamieniając go na terapeutę.

 

Chodzę do psychologa który jest jednocześnie terapeutą(psychoterapeuta?) Jednak spotkania odbywają się tylko na rozmowie o moich problemach. Właściwie nawet nie o problemach tylko o...wszystkim. Czasami dostaje zadania typu 'mów coś od siebie przez 15 minut' ale jeszcze nigdy nie udało mi się nawet przez 4minuty...

Nie wiem, może właśnie tak powinny wyglądać te sesje? Za bardzo nie mam jak porównać...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem tu nowa, więc na wstępie wszystkich serdecznie witam :)

 

Mam nadzieję, że mi pomożecie/poradzicie, bo już nie wiem co ze sobą zrobić.

Postaram się pokrótce opisać mój problem.

Mam 23 lata. Od bardzo dawna, jeśli dobrze się zastanowić, zaczęło się to około 5, 6 klasy szkoły podstawowej, cierpię na okropny stres. Zaczęło się od czerwienienia się przy każdej możliwej okazji, bez żadnego większego powodu. Wystarczy, że rozmawiałam z jakimś nauczycielem, czy autorytetem- od razu się czerwieniłam. Nie musiał to być zresztą ktoś "ważny", wystarczyło nawet dłuższe zainteresowanie pani ze sklepu. Po krótkim czasie doszła do tego kompletna niemożliwość publicznych wystąpień. Głos od razu zaczynał mi się trząść, nie mogłam tego powstrzymać. Kiedy w szkole recytowaliśmy wiersz, ja udawałam chorą, unikałam lekcji tak długo, aż ta sytuacja mnie omijała. Do tego oczywiście wszystkie "głupie" przypadłości, typu lęk przed telefonicznym zamówieniem pizzy, czy zadzwonieniem na informację, wstyd przed pójściem z chłopakiem na randkę, bo przecież "co będzie jak się zaczerwienie, albo zestresuję? Nawet nic przy nim nie zjem" itp.

 

Paradoksalnie wcale nie uważam się za osobę słabą psychicznie, wręcz przeciwnie. Te moje przypadłości zaczęły okropnie utrudniać mi życie, zarówno osobiste, jak i np w szkole. Nie chciałam unikać wykonywania różnych ambitnych zadań, tylko dlatego bo np się zaczerwienię czy zestresuję. Zaczęłam sama wywoływać sytuacje, których wcześniej się obawiałam. Dziś jestem już trochę "zahartowana". Nie czerwienię się przy każdej możliwej okazji, w zasadzie zdarza mi się to średnio dwa razy do roku :) Jestem studentka, na dwóch kierunkach zresztą, więc na co dzień mam do czynienia z wieloma osobami. Przy spontanicznych wypowiedziach na zajęciach głos mi się nie łamie, stres mnie nie zżera. Często wybieram egzaminy ustne zamiast pisemnych- na początku był to dla mnie koszmar, nie mogłam nic z siebie wykrztusić. Po trzech latach chodzenia w większości na ustne, jest to dla mnie sytuacja w miarę normalna, stres oczywiście jest, ale nie jest on obezwładniający, staram się go "zagadać" tzn nie przejmuję się nim i mówię co wiem, a on szybko mija. Teoretycznie nie jest ze mną źle. Nadal jednak pozostał np. problem publicznych wystąpień. Dzięki Bogu nie miałam jeszcze "zaszczytu" wygłaszana żadnego referatu, zawsze było to dobrowolne, a ja nigdy się nie zgłaszałam. Kiedyś na ćwiczeniach profesor poprosił nas o czytanie jakiegoś tekstu, po kolei. Ja wymówiłam się bolącym gardłem, bo nie byłabym w stanie wydusić słowa. Zdaję sobie jednak sprawę, że prędzej czy później taka sytuacja mnie spotka, a ja nie będę potrafiła jej sprostać.

 

Niedawno szukając sposobu rozwiązania mojego problemu, natknęłam się na kilka informacji o fobii społecznej. Zaskakująco dużo pasowało właśnie do mnie. Zrobiłam nawet dołączony test, o dziwo wyszło mi w nim 100 pkt co rzekomo silnie wskazywało na fobię. Z jednej strony wiem, że wiele moich zachowań może do tego pasować, ale jednak wiele z nich może ją też wykluczać. Przez otaczające mnie środowisko jestem postrzegana jako odważna, pewna siebie i znająca swoją wartość osoba. Tylko najbliźsi wiedzą o tych "defektach".

Myślicie, że mogę mieć fobię? Jeśli tak, to co z tym zrobić? Czy istnieją jakieś metody pozbycia się tego "stresu" czy lęku? Nie chcę brać leków, może to naiwne, ale wierzę, że ciężką pracą, sama mogę to przezwyciężyć.

 

Wybaczcie, że tak się rozpisałam. Chciałam jak najjaśniej wytłumaczyć sytuację :)

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba mam to co większość z was: fobię społeczną, z tym że ja mam ataki w dużej grupie ludzi np w kościele (najgorsze to pójście do komunii czy na ofiarę przed ołtarz). Jestem osobą wierzącą i bardzo mnie boli że mam takie problemy... W sklepie gdzie muszę stać w kolejce też mam czasami atak paniki (tak to nazywam) a najgorzej jest gdy siedzę w dużym gronie na jakiejś imprezie. Moje ataki objawiają się strasznie szybkim biciem serca, tak mocnym że aż bolą mnie tętnice, ręce się trzęsą i pocą, czuję że nogi mam z waty, wydaje mi sie że zaraz zemdleję, mam rozbiegany wzrok, nie wiem nawet jak to określić. jak już troszkę mi minie bo np troche pomaga popatrzenie w okno, to musze iść do wc (biegunka, nawet 5 razy dziennie, czasem w nocy). Boję się tego ścisku w kolejce, boję się dusznych pomieszczeń, już sama myśl o tym że mogłabym być np w jakimś tunelu wywołuje we mnie strach, boję się moich lęków, tego że nastąpi atak i jak mówi mój mąż: nakręcam się... Boję się wstydu, tego że powiedzą że jestem szurnięta... ataki pojawiają się znikąd, mimo iż wydaje mi się że się nie denerwuję niczym i atmosfera jest milutka to i tak mi się takie coś zdarza.

Nie mam fobi że ktoś mnie śledzi czy obserwuje, tylko zdarza mi się myśleć że każdy mnie ocenia oczywiście negatywnie. Nawet jak np jestem sama i upadną mi kluczyki na podłogę to pojawia się myśl : ale z niej ciamajda, do niczego... a przecież to nie prawda, to przecież o niczym nie świadczy... skąd to się bierze?

Wybieram się do psychiatry ale nie wiem na kiedy mnie zapiszą bo chodzę do pracy... ale muszę, teraz to wiem już. Tylko boję się leków, że po nich mi odbije, że kogoś zabiję albo sama się zabiję bo czytałam gdzieś że zdarzały się takie przypadki!Nie ufam lekarzowi, bo boję się że się pomyli z doborem leku dla mnie albo że będę senna lub otępiała a ja nie mogę bo muszę być aktywna, bo CHCĘ być aktywna, tylko nie chcę tych przeklętych ataków!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie ;)

Od zawsze unikam kontaktów z ludźmi. Nie potrafię normalnie rozmawiać z osobami, których nie znam. Najlepiej byłoby, gdybym nie poznawała nowych ludzi i żyła w samotności. Nawet w rodziną nie potrafię się dogadać. Bagatelizują moje problemy. Mam przyjaciółkę-to jedyna osoba, przed którą tak naprawdę się otwarłam. Wie o mnie wszystko i to akceptuje. Nienawidzę moich sąsiadów, ciągle muszę im mówić 'cześć', 'dzień dobry', a nawet nie mam ochoty na nich patrzeć... I jeszcze te ciągłe pytania, co u mnie słychać... Mam tego dosyć... Nienawidzę ludzi...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podobno "mam tak samo" jest jednym z najczęściej używanych sformułowań na forach o tematyce fobii społecznej. Nie będę oryginalny, mam tak samo, tyle że przyjaciela to raczej brak. Sąsiadów unikam bo nie rozumieją tego, uważają że jestem niemiły i pewno 1000 innych nieciekawych określeń znaleźli by na mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zrobiłam ten test, wyszło mi, że nie mam fs a nie kumam bo w sklepie prawie mdleję, czuję dziwny lęk, nie wspominając już o publicznych wystąpieniach.mam w ogóle takie dziwne coś i nie wiem czy sama to sobie nakręcam,ale się panicznie boję bycia obserwowaną i czasem zamiast po artykułach w sklepie patrzę 'po ludziach' czy nikt się mi nie przygląda. Czasem tak sobie napędzam strach, że mam wrażenie że każdy się lampi a okazuje się często, że nikt i wtedy zdaję sobie sprawę że jestem totalnym żałosnym małym świrem ;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam tak samo ;)

 

Od niedawna staram się jakoś ogarniać swoje życie, poznawać nowych ludzi przez Internet (ale nie na siłę, tylko właśnie na takich forach jak to i innych, na których się udzielam), a ogólnie to w życiu stosuję technikę "mam wyjebane", dlatego też przestałem się przejmować ludźmi, z którymi nie chcę się zadawać. Nie sobie myślą co chcą, nikt nie jest doskonały i nie ma zdrowych, są tylko nieprzebadani. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×