Skocz do zawartości
Nerwica.com

BÓG - czy istnieje,jaki jest,nasze wyobrażenie


sbb88

Czy wierzysz w Boga?  

52 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Czy wierzysz w Boga?

    • Tak, jestem wyznawcą kościoła latającego potwora spaghetti
      0
    • Tak, wierzę w Boga (hinduista)
      0
    • Tak, wierzę w Boga osobowego (judaista)
      0
    • Tak, wierzę w Boga osobowego (muzułmanin)
      0
    • Tak, wierzę w Boga osobowego (chrześcijanin-inny odłam)
      0
    • Tak, wierzę w Boga osobowego (protestant)
      1
    • Tak, wierzę w Boga osobowego (prawosławny)
      0
    • Tak, wierzę w Boga osobowego (katolik)
      19
    • Tak, jestem rycerzem Jedi
      2
    • Tak, ale go nie lubię (satanista, nihilista)
      1
    • Tak, wierzę w Boga osobowego (wyznaję inną religię)
      0
    • Tak, wierzę w Boga osobowego (ale nie wyznaję religii)
      2
    • Przykładam marginalne znaczenie do koncepcji Boga (buddysta)
      1
    • Tak, wierzę w Boga bezosobowego (deista/panteista itp.)
      6
    • Nie mam zdania/Niezdecydowany (agnostyk)
      9
    • Nie, Bóg nie istnieje (ateista)
      19


Rekomendowane odpowiedzi

Dla mnie problem czy istnieje Bóg, to pytanie równoważne z tym "czym jest rzeczywistość" oraz "kim jestem ja". Fakt, że trochę po drodze mi z filozofią wschodu. Jednakże pytanie o Boga zacząłem stawiać w tej samej chwili co powyższe dwa pytania. Zgadza się ktoś z takim podejściem?

 

Ja sie zgadzam...Chodzi o strukturę rzeczywistości i możliwości jej doświadczania. Generalnie chodzi o doświadczanie a nie wymyślanie. Dla mnie Bóg istnieje i to jest oczywiste. Tak jak to że mam 2 ręce. Bóg jest w pewnym sensie bardziej rzeczywisty niż ściana, ja czy cały świat w sensie materialnym. Ale jeśli miałbym sie okreslić jako wierzący...to powiedział bym że wierze raczej słabo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja i tak nie wiem, o czym wy tu debatujecie od 287 stron, od dawna sądziłem, że jest coś w moim typie charakteru, przez co nie jestem w stanie wierzyć w takie rzeczy, co okazało się racją. Mój typ charakteru ma ponoć największą skłonność do ateizmu/agnostycyzmu. Jak się "uduchowię", to może być od biedy jakiś panteizm. :twisted:

 

No cóż, nie dane mi chyba otrzymać "łaski wiary". :zzz:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dzisiejszym świecie większość masowych zbrodni, wojen ma przynajmniej w części źródło w religii, oczywiście gł Islamie nie Chrześcijaństwie ale każdy który ślepi wierzy w religię jest poniekąd odpowiedzialny za zbrodnie innych religii, bo chce utrzymania ich prymatu i przywilejów.

 

Nikt nie jest w stanie ocenić, jak cenne są dla mnie przywileje islamu... Zwłaszcza "przywilej" zabijania chrześcijan...

Dobrze się czujesz?

 

 

Przecież mi nie chodzi o to że Chrześcijanie popierają przywileje tylko islamu ale ogólnie przywileje religijne i to poczucie wywyższenie religii nad innymi instytucjami.

 

Co rozumiesz przez przywileje i wywyższenie nad innymi instytucjami? Przykłady?

Np obraza uczuć religijnych, przecież to jest masowo wykorzystywane zwłaszcza przez muslimów choć w Polsce przez katolików też, czemu inne niż religijne instytucje nie podlegają takiej ochronie.

 

No i czemu mamy religie w szkole i finansuje się związane z tym instytucje, w Polsce katolicyzm a na zachodzie finansuje się islamistów którzy nawołują później z meczetów współfinansowanych przez państwo do mordowania niewiernych i szariatu. Islamiści wykorzystują przepisy które powstały wcześniej dla Chrześcijaństwa i za ich pomocą robią co chcą bo są dużo bardziej perfidni niż Chrześcijanie.

 

Czyli Twoim zdaniem:

1. Przez zakaz obrazy uczuć religijnych jest więcej zbrodni na tle religijnym (gdyby wszyscy mogli palić Biblię i Koran byłoby ich mniej?)

2.Na zachodzie finansują islamistów, bo w Polsce państwo płaci na religię w szkole? Skoro chcę religii w szkole, to wspieram islam?

 

"W dzisiejszym świecie większość masowych zbrodni, wojen ma przynajmniej w części źródło w religii, oczywiście gł Islamie nie Chrześcijaństwie ale każdy który ślepi wierzy w religię jest poniekąd odpowiedzialny za zbrodnie innych religii , bo chce utrzymania ich prymatu i przywilejów."

 

Czyli: Każdy katolik i protestant odpowiada za zbrodnie islamu (chyba, że wierzy "nieślepo"?) ...

 

Problem w tym, że poza innymi skrzywieniami logicznymi narzucasz lewicową świadomość katolikom- a świadomość ta mówi, że "nikt nie może być wykluczony", dlatego państwa zachodu, jak te durne, mają finansować szkoły przyszłych terrorystów, bo jak tego nie zrobią, to islam będzie dyskryminowany - czyli według tej świadomości jeśli chcę katolickiej religii w szkole, to musi się zaraz pojawić też tam islam.

Ale zarówno pułapka niedyskryminacji jak i wielokulturowość to są wynalazki lewicowe i tzw. postępowe, więc zrzucanie na to odpowiedzialności na tradycjonalistów jest absurdalna - tak samo jak inne rzeczy, które piszesz.

 

Inny błąd, to że wrzucasz do jednego worka różne zjawiska (jak islam i chrześcijaństwo), tylko dlatego, że można je ująć wspólnym słowem "religia". Równie dobrze możesz zrównywać miłość i nienawiść, ponieważ jedno i drugie to uczucia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie rozumiem jak można szukać Boga za pomocą logicznych wywodów. Bóg to jakieś ślady życia na Marsie, że trzeba tworzyć argumentacje, hipotezy?

Nie da się po prostu uznać na podstawie wewnętrznego poczucia czy się wierzy?

 

Ale okej, też się w to kiedyś bawiłem. Skończyłem, gdy zrozumiałem, że to gra która nie ma końca. A po drugie byłem zmęczony tym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

monk.2000, nie wiem do kogo to napisałeś, ale skoro pod moim wpisem, to się odniosę - nie szukam Boga za pomocą logicznych wywodów, ani nie zakładam, że ktoś inny szuka i mu pomogę znaleźć za pomocą logicznych wywodów, uważam natomiast, że wielu ludzi obraża ludzi wierzących czy dyskredytuje wiarę za pomocą bardzo nielogicznych wywodów, a to mi się nie podoba.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wskaż nielogiczny wg Ciebie argument przeciwko religi?

 

-- 08 lis 2013, 04:18 --

 

Oso­ba wierząca nie jest w ogóle zdol­na do te­go, aby mieć su­mienie w kwes­tii "praw­dy" i "niep­rawdy". Pra­wość w tym pun­kcie nie­chyb­nie dop­ro­wadziłaby do zak­westiono­wania te­go, w co wierzy.

 

W co motłoch bez do­wodów uwie­rzył, jakże byśmy to mog­li do­woda­mi obalić?

 

Nie mogę uwie­rzyć w bo­ga, który chce być chwa­lony cały czas.

 

Os­tatni Chrześci­janin umarł na krzyżu.

 

Nietzsche był wybitnym obserwatorem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ilu ludzi tylu teologów....mnie wręcz szokuje, że główne zainteresowanie ateistów to Bóg osobowy i często przaśne, standardowe poglądy. Dawkins jest w zasadzie dość śmieszny ciągle i ciągle "dowodząc" przeciw standardowej wizji Boga, zupełnie(lub znikomo) nie odnosząc sie do kwestii bardziej skomplikowanych. Za słowem Bóg kryją sie różne, przeróżne poglądy...Niektórzy choć mają potrzebę używać słowa Bóg na wyrażanie swych poglądów, wolą tego słowa nie używać, bo w zasadzie wprowadza tylko zamieszanie...Potem rozmawia sie z ludzmi z których kazdy używa tego samego,a kazdy z nich rozumie coś innego.

 

Ja mogę sie podpisać pod poglądami Nietsche'go(chyba :smile: ) jeśli cokolwiek z nich rozumiem...i jak to sie ma do tego co pisałem wcześniej?

"Zabić Boga". Jak sie zaczyna w głowie kręcić za bardzo, można dojść do ciekawych rzeczy. Też mogę powiedzieć, że Boga standardowego trzeba zniszczyć, zabić, obalić. Mogę nawet napisać, że żeby do Boga dotrzeć, to trzeba boga najpierw zniszczyć...i nie ma w tym żadnej sprzeczności. Jest tylko intelektualne lenistwo, niski zasób słów, brak erudycji itd...Walisz cytaty kolesia którego myśli mało kto tak na prawdę rozumie, a który został regularnym wariatem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

refren,

 

To była bardziej analiza zagrożeń wynikających z wiary w instytucję, no bo skutki pomyłek policji czy sądów są często opłakane, a pomyłki instytucji, która mówi jak żyć, mogą prowadzić do tragiczniejszych sytuacji vide dżihad. No mówią o konieczności nawrócenia, ale czy do kościoła nie chodzą już nawróceni? Jak mam rozumieć to nawrócenie? Na katolicyzm czy na życie zgodne z przykazaniami? Tu należy postawić pytanie nie o sens, a o cel wiary, czy to chodzi o to, żeby poprzez szukanie Boga być lepszym człowiekiem? Czy może o to, żeby pobudować kościoły i pokazywać się tam raz w tygodniu?

 

Dżihad nie jest katolicki.

 

Ale po co miałem Ci podawać przykłady z Twojego podwórka? Żebyś je przemilczała lub uparcie broniła jakichś poczynań, które są nie do obrony?

 

"Czy do kościoła nie chodzą nawróceni" - Nawróceniem się nazywa przejście np. z innej wiary na katolicyzm, ale to nie znaczy, że nawrócenie to to samo, co być katolikiem. Nawrócenie to powrót na prawdziwą drogę, czyli zgodną z wolą Boga, a ponieważ ciągle każdy grzeszy, to nawracanie się jest ciągłą koniecznością, tak samo ciągłą koniecznością jest bycie "bliżej" Boga, bo dopóki żyjemy, to wciąż jesteśmy daleko - blisko są może święci. Z drugiej strony można być "daleko" - w znaczeniu niedoskonałości, a "blisko" - odczuwając miłość Boga (w której nie ma potępienia) - i dla tego uczucia warto żyć.

 

To jest ciekawe. A skąd wiesz jaka jest wola Boga? Jakieś dowody? I ten Bóg to w Starym Testamencie jakoś całkiem inaczej się zachowywał niż w Nowym? Jak to jest? Poważnie pytam, nie kpię.

 

Mówisz o zagrożeniach religii "zinstytucjonalizowanej". Zakładasz, że ludzie "myśląc samodzielnie" będą postępowali mądrze, natomiast instytucja religijna doprowadzi ich do szaleństwa, np. zabijania innych.

 

Nie, moje założenie wygląda zupełnie inaczej, a mianowicie, że błędy instytucji, która mówi jak żyć, odwołuje się do absolutu (czyli z ziemskiej definicji bytu(?) nieomylnego), chce przenikać wszystkie dziedziny życia od narodzin, a nawet przed, aż po śmierć i dalej, mogą być tragiczniejsze niż pomyłka jakiejś tam instytucji, która np. mówi o dozwolonej prędkości na danych drogach. Zważywszy, że ta pierwsza nie chce podlegać jakiejkolwiek kontroli, wszak ma władzę daną od Najwyższego oraz w przeszłości się myliła i myli się teraz. A dogmat o nieomylności papieża to uchwalili, jak militarnie Państwo Kościelne nie istniało, no bo już ciężej było zrobić jakąś głupotę. :D

Dla mnie jest dokładnie odwrotnie, bo mój kościół mówi "nie zabijaj".

Masz na myśli ten, do którego uczęszczasz? Bo to co w dekalogu nie jest dla Kościoła w Polsce wcale takie oczywiste lub jest oczywiste wybiórczo.

 

Dla mnie instytucja oznacza, że Kościół jest powszechny, a groźbą baraku instytucji jest barak obiektywizacji - czyli ktoś opiera się tylko na swoim przeżyciu wewnętrznym i nie ma możliwości zobiektywizować go - czy jest zgodne z wiarą, Biblią, systemem wartości, który jest przyjęty przez członków kościoła powszechnego. Czyli właśnie może sobie coś uroić - że Bóg mu nakazał rzucić się z 10-ego piętra i nie będzie nikogo, kto mu powie "synu, błądzisz".

 

Ale co ta obiektywizacja wniosła? Zatrzymała Tiso na Słowacji albo współpracę z Franco? Nie chodzi mi o te konkretne przykłady, tylko bardziej ogólnie. Teraz faktycznie Kościół się w miarę uspokoił, raczej wywołuje skandale obyczajowe i finansowe, jednak jakieś romanse z dyktaturami np. w Ameryce Południowej nie są mu obce.

Czy do obiektywizacji systemu wartości potrzebny jest Bóg i religia?

A ten ktoś to i tak się rzuci, nawet jak mu będą mówić i niekoniecznie muszą mu mówić, że Bóg tego nie chce, zwyczajnie - straż pożarna, potem leczenie.

I jak ma się zachować jakiś mały wierny, który przy obiketywizacji, nauczaniu Kościoła, widzi, że z hierarchią coś jest nie tak, Kościół to tylko ludzie. Czy uważasz, że warto pozostawiać instytucję bez żadnej kontroli, zwłaszcza taką, która ma monopol na prawdę? ;)

 

Poza tym - pisałam to już kiedyś - gdyby nie było instytucji czyli Kościoła, to sytuacja między Bogiem a człowiekiem wyglądałaby jak w procesie Kafki - tzn. będziesz sądzony, ale nie wiadomo za co i na podstawie jakich praw. Osobiste przeżycie wiary jest ważne, ale też jest mgliste, cała wiara nie może się na nim opierać - musi być równowaga między osobistym doświadczeniem, a uczestnictwie w tym, co powszechne (czyli Kościele).

 

Tego w ogóle nie rozumiem. Jak instytucja stworzona przez ludzi i dla ludzi może coś ułatwiać w kontaktach czy przeżywaniu absolutu?

 

Gdyby Bóg wymagał od ludzi dobrego życia, a jednocześnie się tym ludziom nie objawił, nie powiedział nic o sobie, nie dał im przykazań i przewodników - to byłby niesprawiedliwy - bo jak można wymagać czegoś, czego się jasno nie określiło?

 

Na to nie ma dowodów. Ja myślę, że to powstało na bazie wierzeń ludów z tamtego rejonu świata, ot taka filozofia tylko odwołujące się do bytu(?) nadrzędnego. A że byli krnąbrni i uparci, bili się między sobą, to trzeba ich było czymś postraszyć, coś im obiecać, ot taki starożytny model zarządzania, żeby zamiast bić się między sobą, to bili innych, powiększali wspólnotę i jakoś ogólnie się uporządkowali, tylko do tego wszystkiego nie potrzebna jest ogólnie jak i dzisiaj religia, to jednak nie wyklucza, że można jej do tych celów użyć, ale wiesz, teraz meteorologia i fizyka wyżej stoją to trudniej straszyć. Na tym w zasadzie można by się skupić, a nie szukać dziury w całym czy to prawda czy nie (dla mnie to nie prawda o tych wszystkich kontaktach z Bogiem), istotniejsze jest jak ludy kształtowałt religię i odwrotnie, no bo Biblia, o czym wspominałem, to została ocenzurowana przez Konstantyna, a i to z pewnością nie dotrwało do naszych czasów w formie niezmienionej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jama wrażenie, że refren juz powoli zaczyna rzeżbić rzeczywistość na swoją modłę...na siłę szuka potwierdzeń, dowodów i chce uwiarygodnić kościół w sensie instytucjonalnym...niejako z urzędu i dogmatycznie. Piszesz refren, że wewnętrzne doświadczenie musi zostać zobiektyzowane(nie wiem co to znaczy)i oprzeć sie w tym co powszechne...Może i tak. Tylko czemu nie patrzysz od drugiej strony? Czemu nie piszesz, że uczestnictwo w tym co powszechne jest niczym i jest puste bez doświadczenia wewnętrznego. A to czy kościół jest konieczny, potrzebny to akurat moim zdaniem nie jest...Poza tym, w świetle prac naukowych wygląda to inaczej. Raczej spotkałem się z odchodzeniem od powszechności i tworzeniem niejako wiary osobistej.Tak był nazywany rozwój. A nie odwrotnie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko czemu nie patrzysz od drugiej strony? Czemu nie piszesz, że uczestnictwo w tym co powszechne jest niczym i jest puste bez doświadczenia wewnętrznego.

 

Bo dla mnie to oczywiste, że to działa w dwie strony, wiara się opiera i na doświadczeniu wewnętrznym i na tym, co powszechne, musi zachować równowagę między tymi biegunami. Piszę o tej jednej stronie dlatego, że tę właśnie stronę kwestionujecie.

 

na siłę szuka potwierdzeń, dowodów i chce uwiarygodnić kościół w sensie instytucjonalnym...niejako z urzędu i dogmatycznie.

 

Z jakiego urzędu i gdzie dogmatycznie? Nie muszę nic uwiarygadniać, piszę tylko o pewnym zjawisku, mianowicie, że wiara bez obiektywizacji może zdziczeć, tak samo jak bez przeżycia wewnętrznego stać się pustą konwencją czymś martwym.

"Dzikość bowiem stąd pochodzi,

 

Że się jest jednostronnym, jak kwiatów korzenie,

 

I że się przeciw-wrotnych połowic nie godzi."

 

-- 08 lis 2013, 23:10 --

 

Chyba od zawsze, bo na wiernych czyhają dwie pułapki - hipokryzji w przypadku nierespektowania oficjalnej linii Kościoła, np. popełniania tego samego grzechu ad mortem (lub do ślubu ;)), bo to nie jest droga do zbawienia, tylko pozycja "bo tak mi wygodnie" oraz pułapka ślepej wiary, czyli rygorystycznego przestrzegania wszystkiego, co wychodzi od Kościoła, a Kościół tworzą tylko ludzie, którzy jego nieomylność podważyli wielokrotnie.

 

 

To była bardziej analiza zagrożeń wynikających z wiary w instytucję, no bo skutki pomyłek policji czy sądów są często opłakane, a pomyłki instytucji, która mówi jak żyć, mogą prowadzić do tragiczniejszych sytuacji vide dżihad. .

 

Dżihad nie jest katolicki.

 

Ale po co miałem Ci podawać przykłady z Twojego podwórka? Żebyś je przemilczała lub uparcie broniła jakichś poczynań, które są nie do obrony?

 

Dlatego mógłbyś podać, że mówisz, że "ślepa wiara" w Kościół jest niebezpieczna, a uzasadniasz to Dżihadem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To nie jest takie oczywiste...w zasadzie to jest raczej odwrotnie. Nie siedze w temacie, ale od Adamieckiego, przez Lainga(psychiatra) te wszystkie Eriksony, Grofy, Jamesa itd...zawsze przejawia sie coś dokładnie odwrotnego. Erikson napisał taką psychoanalizę młodego M.Lutra. Pamiętam że określał go jako "prawdopodobnie jednego z najbardziej złych ludzi z wybitnych osobowości w historii"...Przypisywał mu borderlinei jakieś inne zaburzenia(mniej lub bardziej) i że w wieku 30 lat mógł pójść ścieżką rozwoju w stronę mistycyzmu(jakoś tak)a on sie zamknął w wizji osobowego Boga którą narzucał innym. Erikson zło dostrzegał właśnie w niejakim terroryzowaniu ludzi wizją Boga surowego,karzącego itd...

 

To zawsze wygląda podobnie.Z religii sie niejako wyrywa...Nigdy sie nie spotkałem z pozytywną oceną człowieka w stronę lepszego, częstrzego, wypełniania nakazów,zakazów, uczęszczań na mszę. Mówię raczej o książkach naukowych, lub popularno naukowych..Mam książkę. "Dokumenty soborowe". Poczytaj sobie jak ta "powszechność" była wykuwana. To była brutalna przepychanka, walka o władzę od III w. Kilkanaście sotronnictw, z których każde ma jakieś swoje pomysły nie do przyjęcia przez wszystkich innych...Kościół to ludzie, a nie instytucja. Nie wiem o jaką obiektywizację chodzi...Moim zdaniem chodzi tylko o doświadczenie wewn. Nie ma żadnej magicznej mocy, kontakt z księdzem, spowiedz, powiedzenie tego czy tamtego...Chociaż możemy tym rytuałom sens...ale tylko w sensie głęboko osobistym, a nie obiektywnie powszechnej standaryzacji

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie, moje założenie wygląda zupełnie inaczej, a mianowicie, że błędy instytucji, która mówi jak żyć, odwołuje się do absolutu (czyli z ziemskiej definicji bytu(?) nieomylnego), chce przenikać wszystkie dziedziny życia od narodzin, a nawet przed, aż po śmierć i dalej, mogą być tragiczniejsze niż pomyłka jakiejś tam instytucji, która np. mówi o dozwolonej prędkości na danych drogach.

 

No to zauważyłam, że masz inne założenie.

To, że Kościół się odwołuje do Absolutu, nie znaczy, że jest czystą siłą irracjonalną, prawdy wiary można też uzasadniać filozoficznie, czyli odwołując się do ich wewnętrznej spójności. Poza tym stoi za Kościołem ileś wieków tradycji, historii (z której może wyciągać wnioski), studiów teologicznych, objawień oraz stoi wspólnota ludzi, która się zmaga z życiem według wiary i ma swoje doświadczenia, którymi się może między sobą dzielić. Nie piszę tego, żeby "uzasadniać" Kościół, ale dlatego, że twierdzę, że opieranie się na Kościele nie jest szaleństwem tylko pomocą i gwarantem wyznawania tej wiary, którą wyznaje wspólnota, nie swojej wymyślonej.

 

-- 08 lis 2013, 23:39 --

 

Erikson zło dostrzegał właśnie w niejakim terroryzowaniu ludzi wizją Boga surowego,karzącego itd...

 

Jest to jednostronny, neurotyczny obraz Boga. To jest często rezultat tego, że się właśnie popada w jedną ze skrajności - zamknięcia w konwencji - czyli stykam się zewnętrznie z religią, ale nie ma przeżycia wewnętrznego - albo stworzenia sobie wewnętrznego Boga-tyrana nie obiektywizowanego choćby przez Ewangelię czy doświadczenie innych (nieraz nawet opisane).

 

-- 09 lis 2013, 00:03 --

 

Nigdy sie nie spotkałem z pozytywną oceną człowieka w stronę lepszego, częstrzego, wypełniania nakazów,zakazów, uczęszczań na mszę.

 

Bo człowiek nie robi się lepszy od wypełniania nakazów i przestrzegania zakazów. Wiara nie polega na tym.

 

-- 09 lis 2013, 00:20 --

 

Czy do obiektywizacji systemu wartości potrzebny jest Bóg i religia?

 

Mówiłam o obiektywizacji wiary i doświadczenia Boga, a nie o obiektywizacji wartości.

Obiektywizacja wartości jest możliwa bez Boga i bez religii katolickiej, wymaga jednak odniesienia się do czegoś ponad-subiektywnego, do wartości powszechnych, uniwersalnych.

Problem w tym, że przyjęcie dobrego systemu wartości wymaga dobrego życia i pracy nad sobą, którą trudno jest wykonać bez pomocy duchowych przewodników i łaski Boga. Jednak zdarzają się jednostki w każdej kulturze i różnych poglądów religijnych, też niewierzący, którzy osiągają wysoką wrażliwość na dobro i wartości uniwersalne. Jednak historia kultury mówi, że zwykle chociaż podejrzewają one, że istnieje jakiś Absolut.

 

-- 09 lis 2013, 00:28 --

 

Oczywiście nie mówię, że każdy katolik ma dobry system wartości i pracuje nad sobą, bo można mieć inny system wartości niż deklarowany, bądź przystosowywać sobie wiarę do swojej wygody - nawet tego nie zauważając, co być może robi większość wierzących.

Myślę, że dobry system wartości i życie zgodne z z nimi (a nie według swojego egoizmu), to w ogóle rzadkość.

 

-- 09 lis 2013, 01:03 --

 

Przy okazji, to ciekawe :) :

 

refren, wow, w końcu coś z czym się zgadzam, każda religia jest zła bo zawsze będzie dążyć do dominacji nad inną

 

W dzisiejszym świecie większość masowych zbrodni, wojen ma przynajmniej w części źródło w religii, oczywiście gł Islamie nie Chrześcijaństwie ale każdy który ślepi wierzy w religię jest poniekąd odpowiedzialny za zbrodnie innych religii, bo chce utrzymania ich prymatu i przywilejów.

 

Reiben twierdzi, że religia jest zła, bo dąży do dominacji nad innymi religiami i zniesienia ich prymatu, a carlosbueno[/b] twierdzi, że religie są złe, bo chcą prymatu dla siebie nawzajem.

:D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to zauważyłam, że masz inne założenie.

To, że Kościół się odwołuje do Absolutu, nie znaczy, że jest czystą siłą irracjonalną, prawdy wiary można też uzasadniać filozoficznie, czyli odwołując się do ich wewnętrznej spójności. Poza tym stoi za Kościołem ileś wieków tradycji, historii (z której może wyciągać wnioski), studiów teologicznych, objawień oraz stoi wspólnota ludzi, która się zmaga z życiem według wiary i ma swoje doświadczenia, którymi się może między sobą dzielić. Nie piszę tego, żeby "uzasadniać" Kościół, ale dlatego, że twierdzę, że opieranie się na Kościele nie jest szaleństwem tylko pomocą i gwarantem wyznawania tej wiary, którą wyznaje wspólnota, nie swojej wymyślonej.

 

Nie znaczy, ale samo odwołanie się do absolutu świadczy o posiadaniu monopolu na prawdę. Na tradycję zgoda, na historię nie do końca, bo za Kościół wyciągnięto wnioski, gdy powoli tracił znaczenie militarne (silniejsi gracze), a wcześniej można by wymienić wojny i krucjaty pod przewodnictwem/za przyzwoleniem papieża. Ci ludzie podzielili się swoim doświadczeniem np. w Irlandii po skandal w tamtejszym Kościele, w Hiszpanii po współpracy z Franco i w Polsce, gdzie kler częściowo wszedł na miejsce partii.

 

Mówiłam o obiektywizacji wiary i doświadczenia Boga, a nie o obiektywizacji wartości.

Obiektywizacja wartości jest możliwa bez Boga i bez religii katolickiej, wymaga jednak odniesienia się do czegoś ponad-subiektywnego, do wartości powszechnych, uniwersalnych.

Problem w tym, że przyjęcie dobrego systemu wartości wymaga dobrego życia i pracy nad sobą, którą trudno jest wykonać bez pomocy duchowych przewodników i łaski Boga. Jednak zdarzają się jednostki w każdej kulturze i różnych poglądów religijnych, też niewierzący, którzy osiągają wysoką wrażliwość na dobro i wartości uniwersalne. Jednak historia kultury mówi, że zwykle chociaż podejrzewają one, że istnieje jakiś Absolut.

 

Napisałaś o obiektywizacji w odniesieniu do wiary, Biblii i systemu wartości.

Ja myślę, że z naszej pozycji odniesienie się do wartości obiektywnych, powszechnych (czasowo możliwe) i uniwersalnych jest awykonalne - prawda czasu i prawda ekranu. Wartości na przestrzeni dziejów były płynne i płynne będą, w ramach Kościoła i poza nim, do tego dochodzą interpretacje (np. KKK), odmienny pogląd. Zresztą mi tak obiektywizacja jakoś nie pasuje, lepiej brzmi ujednolicenie.Można przyjąć jakieś tam wartości, bo bez tego ciężko było to wszystko uporządkować, ale to według mnie wytwór kulturowy Można nie szkodzić, ale wiesz, zakładając, że Wszechświat to układ w jakiś tam sposób zamknięty, sprzątając pokój niszczymy odległe cywilizacje - entropia. ;)

 

Oczywiście nie mówię, że każdy katolik ma dobry system wartości i pracuje nad sobą, bo można mieć inny system wartości niż deklarowany, bądź przystosowywać sobie wiarę do swojej wygody - nawet tego nie zauważając, co być może robi większość wierzących.

Myślę, że dobry system wartości i życie zgodne z z nimi (a nie według swojego egoizmu), to w ogóle rzadkość.

 

To prawda, ale bez egoizmu też ciężko byłoby żyć.

 

Uważam, że na drodze człowieka rozumnego, na pewnym etapie rozwoju kulturowego czy tam społecznego, musiała pojawić się religia, jednak nie uważam, żeby to był etap ostatni.

 

Nadal nie znam odpowiedzi na dwie kwestie:

1. aktywność Boga w Starym i Nowym Testamencie,

2. nauczenie Kościoła o piątym przykazaniu a kapelani przy armii, która od jakichś 10 lat zabija ludzi w okupowanym kraju.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie znaczy, ale samo odwołanie się do absolutu świadczy o posiadaniu monopolu na prawdę.

To że Kościół się odwołuje do Absolutu, nie znaczy, że ma monopol na prawdę. Prawda po prostu jest (jakaś) i każdy ma szansę do niej dotrzeć, o ile się o to postara.

 

Napisałaś o obiektywizacji w odniesieniu do wiary, Biblii i systemu wartości.

Ja myślę, że z naszej pozycji odniesienie się do wartości obiektywnych, powszechnych (czasowo możliwe) i uniwersalnych jest awykonalne - prawda czasu i prawda ekranu.

Nasza pozycja nie musi być wcale słuszna.

 

Wartości na przestrzeni dziejów były płynne i płynne będą, w ramach Kościoła i poza nim, do tego dochodzą interpretacje (np. KKK), odmienny pogląd.

Według wiary katolickiej najwyższą wartością jest Bóg, to się nigdy nie zmieniło. Cały czas jest też głoszona ta sama Ewangelia i są w niej te same wartości.

 

Nadal nie znam odpowiedzi na dwie kwestie:

1. aktywność Boga w Starym i Nowym Testamencie,

2. nauczenie Kościoła o piątym przykazaniu a kapelani przy armii, która od jakichś 10 lat zabija ludzi w okupowanym kraju.

1. http://pawelpomianek.salon24.pl/230911,czy-stary-i-nowy-testament-kreuja-sprzeczny-obraz-boga

2. http://www.rozmawiamy.jezuici.pl/forum/107/n/2515

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"..no a serce to nie serceeeee!!! To tylko kawał mięsa." :smile: ...swoja drogą zastanawiam sie czy to nie jest jakaś ironia. Może autor wcale nie wykrzykuje swojego światopoglądu, tylko wykrzykuje pewne rozczarowanie coraz modniejszym dziś redukcjonistycznym podejściem do świata...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zujzuj, Raczej, że nie wykrzykiwaniem swojego światopoglądu :P Najpewniej rozczarowaniem, choć może nie tyle modnym dziś redukcjonistycznym podejściem do świata, co bardziej szeroko rozumianą marnością i tragizmem ludzkiej (w tym również swojej własnej :P) egzystencji ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A co sądzicie o tym , przypadek , czy coś więcej ?:

 

Papież kiedy umarł miał 85 lat - 8+5=13.

 

Godzina śmierci: 21:37 - 2+1+3+7=13.

 

Data śmierci: 02.04.2005 - 0+2+0+4+2+0+0+5=13.

 

Postrzelony 13 Maja.

 

9301 dni pontyfikatu - 9+3+0+1=13.

 

Zmarł w 13 tygodniu roku.

 

JAN PAWEŁ DRUGI - 13 liter.

 

czy to zbieg okoliczności?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chodzi Ci konkretnie o liczbe 13

domniemywałbym ,że ta 13 to nawiązuje do Objawień Fatimskich , które zdarzały sie co miesiąc 13 dnia tegoż miesiąca. A ,że Papież był ( zwykło sie mówić ) Papieżem "maryjnym " stąd chyba taka 13 wszędobylska , ale jak mówi Carlos można z cyframi co nieco "zanaciągnąć"( lepszego słowa nie znajduję).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja osobiście Boga nie widziałem i nie słyszałem i nie czułem Go... a kiedyś jeszcze jakoś dziesięć lat temu wierzyłem w Boga.

Modliłem sie tak jak wszyscy wierzący do kogoś tam nie wiadomo gdzie... modliłem się tam do góry w niebo bo w dół to miałem wyobrażeni że tam kto inny urzęduje, wiadomo kto diabeł :smile:

Chociaż nie widziałem Go i nie słyszałem Go i nie czułem Go to nie znaczy że wykluczam istnienie Boga... ale tu nasuwa się pytanie gdzie jest jak wygląda Bóg o którym wierzący mówią choć Go nikt nie widział nie słyszał nie poczuł... no i tu nie ma odpowiedzi na to pytanie, przynajmniej ja przez pięćdziesiąt jeden lat życia nie znalazłem tej odpowiedzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak mozna widziec cos czego nie ma? :roll: . Sporo z tych co mieli doczynienie z Bogiem to wariaci a reszta..reszta chyba tez:)

 

To juz wiecej dowodow jest ale na istnieje obcych..no chyba ze to wlasnie sam Bog przemierza niezmierzone połacie kosmosu siedziac wygodnie w statku kosmicznych ale czy tak go sobie katole wyobrazaja? :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×