Skocz do zawartości
Nerwica.com

Lęk przed śmiercią


Gość Ola 25

Rekomendowane odpowiedzi

milosierdzie ktore przebija swa potega kazdy grzech i kazde zlo ,gdy w sercu rodzi sie zal ze go obrazamy i prosimy go o wybaczenie on z pewnoscia to slyszy i udziela tej laski kiedy wyplywa to prosto z serca,

w momencie gdy czlowiek prawdziwie przyjmie i napelni swoje serce i dusze ta miloscia ktora pochodzi od Boga i poddaje sie jego woli i prowadzeniu z ufnoscia to wszelki lęk i poczucie winy znika

 

Kochający, to ciekawe, że zwróciłeś szczególną uwagę na to o czym pomyślałem, że warto by uwypuklić, zerkając na wysłany już przeze mnie post:) Same wave;) O Miłosierdziu można oczywiście bez końca (to jakby nie było, jego miara) ja dodam tylko tyle,że Jezus objawił swoje Miłosierdzie w sposób szczególny nam, ludziom z xxw poprzez swoją wielką/małą orędowniczkę-s.Faustynę Kowalską i zakładam,że zrobił to nie bez powodu;-) . Zgadzam się również z tym,iż wzbudzanie w sobie ogromnego poczucia winy w obliczu popełnienia grzechu, niesie za sobą opłakane skutki.Niestety znam wielu księży, którzy w ten sposób podchodzą do sakramentu pojednania(jego dawna nazwa wzbudzała już wiele kontrowersji-sakrament pokuty).Owszem, samo odczucie żalu i smutku jest dobre, bo po to m.in. mamy sumienie, aby rozeznać co jest dobre, co złe i odpowiednio zareagować, ważna jest też pokuta rozumiana jako powiększenie przestrzeni Miłości w sercu a nie kara za grzechy.

 

 

Kiedys mialam sen, lezalam naga i przerazona na dloni. Tak miescilam sie na dloni. Odarta z wszelkich barier, nieskonczenie nieszczesliwa i uwiklana

i przerazona. To byla psychiczna nagosc. Zobaczylam siebie jak bardzo jestem biedna. Jak sie szarpie. Jak walcze z ciezarami, ktore sa ponad moje sily.

Zrozumialam jak bardzo jestem bezbronna, bo nie rozumiem, bo nie odrozniam poszczegolnych wplywow. Tylko po omacku probuje sie bronic.

 

Patrzac na siebie zobaczylam, ze jestem dobra. I zrobilo mi sie siebie nieskonczenie zal. Zrozumialam jak wielka miloscia daze ta istote. Na jaki szacunek zasluguje.

 

Virginia, rzadko się wzruszam, ale Twoje świadectwo mną wstrząsnęło (bardzo pozytywny wstrząs).W mojej pamięci szczególne miejsce zajmuje następujące zdarzenie: mój dobry przyjaciel,dominikanin, podczas jednej spowiedzi poprosił mnie abym, wyobraził sobie siebie, popatrzył na siebie z boku, na Arka, który stoi bezradny w obliczu popełnianych grzechów, w którym rodzi się wielkie poczucie winy, który jest tak bardzo sfrustrowany tym,że nie potrafi siebie zrozumieć i...żebym tego Arka mocno przytulił, tak zwyczajnie przytulił.Przyznam szczerze,że się wtedy popłakałem. A czułem dokładnie to:I zrobilo mi sie siebie nieskonczenie zal. Zrozumialem jak wielka miloscia daze ta istote. Na jaki szacunek zasluguje.

 

Co do inteligentnych sposobów, do których ucieka się szatan,starając się nieustannie zwieść człowieka, polecam książkę C.S.Lewis'a "Listy starego diabła do młodego" (szczególnie polecam w anglojęzyvcznym oryginale - "The Screwtape Letters").

 

Na zachętę kilka cytatów:

 

Jeśli chodzi o diabły, istnieją dwa równie wielkie, a równocześnie przeciwstawne sobie błędy, w które może popaść nasze pokolenie. Jednym z nich jest niewiara w ich istnienie. Drugim wiara i przesadne, a zarazem niezdrowe interesowanie się nimi. Oni sami są jednakowo zadowoleni z obu błędów i z tą samą radością witają zarówno materialistę, jak i magika.

 

Piekło musimy przedstawić jako stan, gdzie każdy jest wiecznie zajęty swoją własną godnością i awansem, gdzie każdy ma do kogoś pretensje i gdzie każdy pochłonięt jest śmiertelnie poważnymi uczuciami zazdrości, własnej ważności i urazy.

 

Zabawne jest, jak śmiertelnicy stale wyobrażają nas sobie jako tych, którzy wtłaczają im coś w głowę; w rzeczywistości najlepszą robotę wykonujemy wtedy, gdy pewnych rzeczy nie dopuszczamy do ich świadomości.

 

Doprawdy, najpewniejszą drogą do Piekła jest droga stopniowa - łagodna, miękko usłana, bez nagłych zakrętów, bez kamieni milowych, bez drogowskazów.

 

Prawdą jest, że gdziekolwiek mężczyzna współżyje fizycznie z kobietą, tam - czy strony tego chcą, czy nie chcą - zadzierzga się między nimi transcendentalna więź, która będzie trwała wiecznie, przynosząc szczęście lub cierpienie.

 

Modną wrzawę każdego pokolenia skierowujemy przeciwko tym występkom, które mu najmniej zagrażają, a aprobatę jej skierowujemy na cnotę najbliższą temu występkowi, który usiłujemy najbardziej rozpowszechnić. Pojmujesz, zabawa polega na tym, by w wypadku powodzi wszyscy biegali z przyrządami do gaszenia pożaru, a w łodzi tłoczyli się po tej stronie, która już zanurza się w wodzie.

 

Książka jest fantastyczna, ewidentnie pisana pod natchnieniem.Życze owocnej lektury, tym którzy po nią sięgną.

 

greets

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witaj olu

 

wiem przez co przechodzisz,mam taka nerwice ze ....szkoda gadac...kiedys jak mialam atak to wzywalam pogotowie bo myslalam ze zaraz umre...dostalam od lekarza afobam biore go tylko wtedy kiedy atak nadchodzi,borykam sie z ta moja nerwica juz 4 lata,ale do psychiatry nie poszlam ,bo oni daja duzo recept i mixuja leki tak ze nie jestes w stanie nic zrobic,za to bylam u psychologa pomógł-spróbuj...oczywiscie nie pozbylam sie nerwicy ale wiem o co chodzi i wiem ze nie umre,mam leki ,ciagle mam poczucie ze cos sie stanie,nie wspomne jak musze leciec samolotem ,to jeszcze nie wsiade a juz napewno spadniemy,to samo jest jak gdzies jade autem ,a jak juz dolece na miejsce badz tez dojade to dopiero oddycham...ja tez boje sie polykac lekarstwa...jak cos wezme to czekam czy cos sie nie zaczyna dziac...koszmar

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzisz,duzo przezylas po ciazy-mialas klopoty z oddychaniem.To wyzwolilo zla reakcje i teraz juz podswiadomie jak cos nie tak jest z oddechem Twoj organizm reaguje lekiem,stad nerwica i objawy somatyczne.Na nic sie nie ogladaj i koniecznie idz do lekarza.Swoja droga to moje ataki paniki sa ostatnio straszne.Nie bije mi szybko serce,tylko wrecz przeciwnie-jakby zamiera.Spadam w dol,czuje jakbym zaraz miala umrzec,omdlec,nie mam sil w rekach i nogach i nie czuje bicia serca.Robie sie blada,slaba i odczuwam straszny lek.Ma ktos z was tak?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witaj Ola, niestety(stety?), nie ty jedna to odczuwasz, wiem, jakie to jest okropne, bo borykam się z tym samym, na dodatek mnie nakręca dodatkowo to, że myślę nieustannie o tym, że gdyby mi się coś stało, to moje jedyne dziecko trafi do mojego eks i jego koszmarnej zony, ktorej nie moge ścierpiec, więc na samą myśl o tym, czuję że mi zamiera serce ze strachu i w ogole ze wariuję... to samo myslę,widząc jak nieubłaganie starzeją się rodzice, zawsze naiwnie sądziłam że oni są nieśmiertelni, że zawsze będą, zawsze mogą pomóc, załatwić coś, itd, przecież są tacy silni, a tu okazuje się, że czas nieubłaganie płynie....

 

Przepraszam, nie wiem co ci poradzić, bo sama się nie moge z tym uporac, moge Cię tylko wesprzec ciepłym słowem i zapewnić, że nie jesteś w tym lęku sama...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Olu ,nie potrafie pocieszać,ale wiedz że nie jestes sama.Ja jak i wiele osób z tego forum jesteśmy z Tobą myślami i wierzymy,że Ci się uda.Moja przygoda z lękami też zaczęłą się od choroby serca i incydentu śmierci klinicznej.Najpierw bałam sie panicznie,że to sie powtórzy.Potrafiłam krzyczeć,żeby rodzina wzywała karetkę bo umieram.Ba,nawet na początku potrafiłam leżeć jak kłoda w łóżku bo bałam się poruszyć ,żeby moje serce nie musiało sie wysilać.Pózniej wszczepiono mi aparat podobny do rozrusznika...powinnam czuc sie teraz bezpiecznie ale niestety tak nie jest.Przeszłam też okres lęku przed lekami.Mój psychiatra wymyślił wtedy aby posadzic mnie w przychodni w rejestracji u pielęgniarek i kazał połknąć Afobam.To co wtedy tam przeżyłam było niezbyt przyjemne ,ale okazało się że nie umarłam od tej tabletki, a co najważniejsze po jakimś momencie pomogła.Wiem,że to trudne ale czasem warto sie przełamac albo zrobić cos na siłę.Trzymaj się cieplutko i staraj nie poddawać.Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich niewiem jak zacząć więc zacznę tak:

Mam 27 lat i od 18 roku mam nerwicę ciąglę się boję że skonam do tej pory nie rozmawiałam z psychologiem bo sie wstydzę. No więc moja nerwica zaczeła się od tego ze jak siedziałam u koleżanki coś zaczeło mi się robić przed oczami nie wiedziałam co a po tym bardzo się bałam iść do domu więc mnie odprowadziła jak juz byłam w domu zaczełam miec dreszcze i robiło mi się bardzo zimno potem doszedł strach i mój tatus wezwał pogotowie,dali mi jakis zastrzyk i powiedzieli ze to na tle nerwowym po nim sie uspokoiłam.Po jakimś czsie wróciła z podwojną siłą zaczeły mi sie duszności bałam sie całkiem wyjsc z domu a nadodatek to w nocy spałam przy swietle moje mysli krążyły wokół smierci ze nie dozyję rana. Obecnie mam męża który mnie rozumie i małe dziecko ale nerwicę mam nadal teraz nawet kupiłam sobie cisnieniomierz zeby mierzyc cisnienie bo mam tak ze jak kładę się spac to nawet mierzę sobie puls i sprawdzam sobie jak bije mi serduszko a w dalszym ciągu boje sie smierci i o moich bliskich.Miło mi ze powstała taka strona bo ludzie którzy tego nie mają nie rozumieją nas,bardzo proszę pomóżcie mi aby tego nie było mam już dość tych mysli i tego co moze sie stac naprawde choc badania wyszły dobrze nawet serce jest ok.

 

 

 

pa ika :oops:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam - wygląda mi to na nerwice lękową a dokładnie jakieś zaburzenia hipochondryczne prawdopodobnie na tle emocjonalnym.Powinnaś wybrać się do psychologa, który nalewno pomoże a nie zaszkodzi - tzn. znajdzie przyczynę tych dolegliwości.

Możesz oczywiście zrobić sobie badania, aby faktycznie wykluczyć jakieś choroby - jeśli się upewnisz, że wszystko ze zdrowiem jest OK pozostaje tylko się uspokoić i wyluzować :) i niemyśleć o tym...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

też miałam napady lękowe takie jak ty,też dostawałam zastrzyki na uspokojenie, tak to napady nerwicowe,cóż myślenie o dniu powszednim i przyszłości , niepewność jak to będzie , doprowadzają nas wrażliwców do takich lęków i ciężko przewidzieć , kiedy t o wróci, powiem ci że mnie pomogły - aż do dziś - zwykłe ziołowe tabletki uspakajające ,które najpierw brałam od 4-6 sztuk dziennie, potem 3 dziennie, teraz po roku nie biorę ich i jakoś się trzymam,wiem że każdemu pomaga co innego,trzeba wypróbować na sobie i powtarzać sobie to t y l k o nerwica , a nie śmierć.....pa

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja mam tak samo. I właśnie wczorajsza noc była koszmarna. Przez dwie godziny myślałam, ze umieram. Serce waliło mi jak młot, drżałam i miałąm takie uczucie zapadania sie co ja odbieram jako umieranie. I bardzo ale to bardzo się tego boję. Mam 30 lat i chcę miec dziecko ale w takim stanie to niemożliwe

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dlaczego czlowiek ma stany lekowe to bardzo zlozony problem sklada sie nato moja itwoja psychika osobowosc itp mozna by tak dlugo pisac i wyglodalo by to na bardzo madre ale wydaje mi sie ze czesto powodowane to jest brakiem akceptacji przez srodowisko oraz brakiem zrozumienia tak bylo wmoim przypadku wiem jedno milosc to najwieksza bron z depresja d zycze powodzenia :lol::lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a macie coś takiego jakby prąd przez głowę przeszedł? Siedzę sobie np. przed komputerem, czuje się nawet dobrze a tu nagle jakby prąd przeleciał mi przez mózg - aż się muszę złapać biurka, bo boje sie że spadnę i wszystko waraca do normy. Nienawidzę tego uczucia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

uffff, znaczy to też nerwicowe. Do neurologa nie idę, bo nie wierzę że pomoże (tak jak ogólny i inni) - jedyny lekarz, który mi pomógł i wiem że pomoże to niestety PSYCHIATRA - dobry psychiatra!. Niezawodny lek to magnez (pisałam już jak po końskiej dawce wróciłam na dłuższy czas do życia), psychotropy pomagaja ale chwilowo (tuszują objawy), odstawiasz i po krótkiej chwili znowu wszystko wraca, ale z leków które brałam bardzo sobie chwalę Alprox - na mnie działa rewelacyjnie. Wystarczy, że wezmę 1/4 tabletki wtedy kiedy czuję sie źle (mam te różne dolegliwości) i zaraz wszystko mija i nawet jak chcę to nie mogę sie zdenerwować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czasem tak jest chyba w życiu, że jedynym wyjściem jest śmierć. Nigdy tak nie myślałam. Przenigdy. Zawsze myślałam wręcz przeciwnie, że śmierć niczego nie rozwiązuje. Dzisiaj najchętniej skończyłabym ze wszystkim. Z tą nieustanną walką z wiatrakami. Z tą nieustanną zmianą leków. Z tym faszerowaniem się coraz to innymi lekami. Dzisiaj o godzinie 14:05 nienawidzę siebie życia i całego świata. Jestem sama w domu. Do wieczora. Zdążyłabym spokojnie wrzucić w siebie po raz ostatni te kilkadziesiąt tabletek i poczuć błogostan. Boję się siebie. Boję się swoich myśli. Boję się tego, co teraz piszę, ale muszę wyrzucić to z siebie:(

Spadłam na dno. A myślałam, że już bardziej nie można. Od maja chodzę do psychiatry i ciągle mam zmieniane leki. Nic na mnie nie działa. Sertralina zamiast pomagać chyba mnie dobija. Nie nadaję się do życia. Boję się wszystkiego. Mam 3 w 1. Depresję. Bardzo poważne zaburzenia lękowe. I nerwicę natręctw, za którą najbardziej siebie nienawidzę. Boję się każdego dnia. Boję się wstać rano. Boję się odebrać telefon. Boję się ludzi. Boję się starości. Boję się choroby. Boję się bólu fizycznego. Boję się siebie. Boję się swoich myśli. Boję się żyć. Nie mam siły żyć. Walczyłam, ale nic się nie zmienia na lepsze. Chciałam walczyć. Chciałam sobie pomóc. Nie daję rady. Nie poznaję samej siebie. Nie mam siły ani walczyć ani „wziąć się w garść”.

Wiem. Nie zrobię tego, bo jestem tchórzem.O ile łatwiej byłoby gdybym się odważyła:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Anioleczku..a ja Ci mowie ,ze dasz rade..pomalutku..spokojnie..nie ma tak ,ze nie dziala.Jedni musza dluzej szukac..inni nie..juz widze ,ze jestes dzielna napisalas to wszystko..a to dowod na to,ze chcesz zyc..jestes odwazna.Trzymam kciuki..wiesz..jakis czas temu..czulam sie podobnie..normalnie nawet wypicie wody bylo dla mnie problemem..zaufaj mi ...bedzie dobrze,przesylam Ci moja cala dobra energie i przytulam mocno.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, głowa do góry. To nie jest tak, że nic nie zostało, że wszystko jest złe. To, co czujesz to jest obrzydliwa pajęcza nić, krępująca Ciebie. Dlatego zawsze trzeba dostrzegać pociechę płynącą z tego, że nic nie umarło. Jest tylko chwilowo nieosiągalne. Trzymaj się :!:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie zrobię tego, bo jestem tchórzem.

A wcale nie :smile: , zrobisz, bo na tym forum nie rejestrują tchórzy ;) .

 

Chciałam walczyć. Chciałam sobie pomóc. Nie daję rady.

A ja wierzę że dasz sobie radę. Głowa do góry :smile: .

Spadłam na dno. A myślałam, że już bardziej nie można.

Jeżeli nie może być gorzej, to może już być tylko lepiej.

ciągle mam zmieniane leki. Nic na mnie nie działa. Sertralina zamiast pomagać chyba mnie dobija.

Nie wiem czy mogę się wypowiadać na temat leków ale może poczytaj posty innych osób na tym forum, jak czytałem to nie zawsze pomagają, czasem pogłębiają depresję bo człowiek czuje się tak jak w senny pochmurny dzień, tylko to wtedy trwa cały czas.

I nerwicę natręctw, za którą najbardziej siebie nienawidzę.

Dlaczego? Przecież to nie wybiera, nie możesz siebie za to nienawidzieć.

O ile łatwiej byłoby gdybym się odważyła Sad

Spróbuj! Jesteś Aniołeczkiem a takie aniołki się nie poddają, a jak jeszcze 007 to taka z ciebie agentka że musisz sobie poradzić ;) . Ale już w 100% poważnie - wiele osób wychodziło z tych chorób i dlaczego ty miałabyś być od nich gorsza?? Masz takie same prawo do normalnego, szczęśliwego życia jak każdy inny człowiek. I wierzę, że je wykorzystasz. Połóż się spać, a następnego dnia wstań i uwierz, że naprawdę możesz to zwalczyć. Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkiego dobrego... Wyjdziesz z tego, to cię nie złamie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bardzo Wam wszystkim dziękuję ,Tobie-Piotrek-w szczególności 8) najgorsze jest to,że dzisiaj czuję się trochę lepiej(to akurat w sumie dobrze...)ale wczorajszy dzien pamiętam jakby przez mgłę,tak jakbym nie była sobą....dużo wczoraj o tym wszystkim myślałam i jedyne co mi się wydaje słuszne to to,że ja w głębi duszy siebie nienawidzę....za to,że jestem jaka jestem,chciałabym być całkiem inna....akceptuję w miarę swoje ciało,ale nie akceptuję reszty :( zawsze chciałam być idealna we wszystkim co robię...nie obchodzi mnie,że nikt nie moze byc ideałem...to do mnie nie dociera:(nienawidzę siebie za te natrętne myśli i za to,że nie jestem taka,jak w swoich marzeniach.....ehh....dziękuję Wam....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój problem jest wręcz śmieszny. Ja chyba nie chcę... dorosnąć... Zobacz, jaki to paradoks: jak jesteśmy małe, to bawimy się w "dom", zakładamy mamy szpilki i się malujemy. Kiedy jesteśmy już większymi dziewczynkami, marzymy o wielkiej miłości i niezależności, rodzi się w nas młodzieńczy bunt, najważniejsze są akceptacja, przynależność i akceptacja do jakiejś grupy, subkultury. Jeszcze parę lat później chcemy już mieszkać z naszymi facetami, marzymy, żeby zamiast uczyć się do maturki, mieć już pracę, być niezależną od rodziców. A kiedy to już mamy, tzn. ja mam: właśnie w maju napisałam maturę, mam chłopaka, z którym jestem 24h/ dobę, rodzice dali mi pełną niezależność... kiedy to mam, właśnie tego nie chcę, chcę być ciągle tą pomysłową nastolatką z tysiącem bransoletek na reku, z koszulką z pacyfką, która nie cierpi gotować, nie sprząta swojego pokoju, kiedy nie ma na to ochoty i nie myśli o tym, czy zrobiła pranie... Taka jeszcze byłam przed maturą, a teraz chyba budzą się we mnie niepotrzebne potrzeby spełniania schematów: tzn. dziewczyna po maturze, to już kobieta, która powinna umieć prać, gotować, dobrze i szybko sprzątać, powinna już być poważna, no przecież pracuje, powinna polubić styl elegancki itd. Czy tak jest z ludźmi po 20-tce??? Jak się zmieniają? Czy są tacy sami, bo przecież zmieniają się tylko sprawy 3-planowe, nie oni sami? Jak to jest, czy społeczeństwo narzucająć nam pewne stereotypy, nie krzywdzi nas??? Piszcie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiesz zaczym ja najbardziej tesknie : jak bylem maly szedlem do mamy i mowilem_ mamo to ja ide sobie polezec i pomarzyc!Moglem tak lezec i snuc i snuc to bylo jak przenies sie do innego wymiaru. a teraz ta doroslosc wszystko jest takie zawodzace nie tak jak sobie wymazylem znaczy sie nie jest tak latwo trzeba walczyc na piesci z zyciem zeby do czegos dojsc a gdy juuuuz prawie to masz nagle lekarz mowi ze jestes zdjagnozowany z depresja......i jak tu sie nie wkurwic!!! bo kurwa mam wszystko a juz mnie niecieszy!rozumiecie co mam na mysli?to jest tak jak z syzyfem i tym kamieniem pchasz ten piprzony kamien pod gore a on i tak spada w dol!!! :evil:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×