Skocz do zawartości
Nerwica.com

Dąbrówka

Użytkownik
  • Postów

    149
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Dąbrówka

  1. Sama potwierdzasz, że po braniu leków czułaś się przez jakiś czas dobrze. Gdybyś wzięła całą zapisaną partię.....być może już byś nie była na tym wątku i nerwicę miała z głowy. Na seanse do psychologa można chodzic i chodzić....i chodzić......zobacz ile osób chodzi i dalej boryka się z problemami. Cóż zrobisz jak uważasz, bo to twoje życie i zdrowie - ja życzę ci dobrego wyboru i szybkiego powrotu do normalności. Trzymaj się beti!
  2. beti - leki ci pomogą, więc weź ta zapisaną porcję i zobaczysz jak się beziesz czuła. Leki + praca nad sobą = sukces. Ja też unikam leków jak mogę, bo po co się "truć" chemią ale dzięki leczeniu wyszłam z nerwicy. Myślę, że krótkotrwałe leczenie nie uzależni cię a nerwica też nie wróci ze zdwojoną siłą, naprawdę nie ma co sie męczyć tylko należy rozpocząć leczenie, by wreszcie móc w pełni cieszyć się życiem.
  3. Moja nerwica była tak zaawansowana, że magnez w tabletkach był za słaby daltego psychiatra przepisała mi ten w zastrzykach (świetna sprawa, na drugi dzień po zastrzyku już czułam poprawę). Obecnie nie biorę leków - nigdy nie byłam "fanką' żadnych tabletek, więc mozliwie szybko z nich zrezygnowałam. Kiedy jeszcze miałam te przepisane od lekarza w II dawce (pierwszą przykładnie wzięłam całą tak jak doktor mi przykazała) to tą drugą "awaryjną" brałam kiedy czułam się źle - oczywiście wszystko za wiedzą p. doktor. Co do psychologa...ja jakoś czułam, że nie jest mi potrzebny i nie miałam przekonania do takich seansów. Wiedziałam, że potrzebuję konkretnej pomocy i taką znalazłam u psychiatry. Oczywiście psychiatra musiała dokopać się przyczyny mojego stanu, więc pierwsza wizyta to był wywiad, aż do mojego dzieciństwa wstecz. Popłakałam się, opowiedziałam wszystko i jak pisałam w mojej historii kiedy doszłyśmy do moich objawów ja zaczynałam mówić a doktor kończyła za mnie. Otrzymałam wsparcie jak od psychologa, konkretne leki jak od psychiatry i już wiedziałam, że jestem uratowana :) Moja rada, nie psycholog a psychiatra. Poszukaj takiego z dobrymi opiniami u siebie w pobliżu i do dzieła - wierzę, że ci pomorze równie szybko jak mi.
  4. Brałam magnez w zastrzykach. Codziennie miałam zapisaną coraz to większą dawkę od 1 cm do 10 cm, miałam też jakiś lek uspokajający, wyciszający oraz psychotrop - takie maluteńkie okrągłe tabletki, które miałam dzielić na 1/4 i ta malusieńka część czyniła cuda. Niestety nie mogę znaleźć kopii recepty z nazwami tych leków (jesienią planuje porządki w komodach to może się natknę) a może już wyrzuciłam...nie wiem niestety. Gdzieś tu na forum w moim postach sprzed kilku lat na pewno wymieniałam co biroę ale trzeba by się było przekopać przez te wszystkie wątki.
  5. Beti starać się czymś zająć i pracować nad sobą, skoro wiesz że te objawy które masz to objawy nerwicowe. U mnie bardzo pomocnym był powrót do pracy i między ludzi...których tak unikałam. W pracy nie miałam wyjścia musiałam między nimi być, musiałam być na spotkaniach, wykazywać się to mnie bardzo mobilizowało do pracy nad swoimi emocjami i tym co się ze mną działo. Nie raz nie było łatwo i jak pisałam były i takie momenty, gdy musiałam uciekać dosłownie uciekać do domu. Jednak następnego dnia podnosiłam się i znowu szłam do pracy w torebce mając leki. Myślę, że kontakt z tym czego unikałam paradoksalnie mi pomógł. Kiedy czułam zawroty głowy czy ucisk w głowie itd. starałam sie uspokoić, zamknąć oczy czy wyjść w osobne miejsce np. do WC by przeczekać te objawy, które stawały się coraz żadsze. Ostatecznie ratowałam się lekami. Niską samoocenę to i ja mam, jako dziecko byłam bardzo nieśmiała, rumieniec zlewał mnie zawsze gdy stawałam sie źródłem zainteresowania, do tej pory mam tendencję do obwiniania się za winy nie uczynione....dlatego tez moja droga mamy nerwicę, bo silnych osób z wysoką samooceną raczej nerwica nie dotyczy.
  6. Uważam, że skoro już wiemy że mamy nerwicę nie należy się na niej mocno skupiać tj. czytać o niej w kółko, oglądać filmy jej dotyczące, bo ciągle drażymy temat i doszukujemy się symptomów u siebie. Należy robić wszystko by odwrócić myśli od objawów i choroby. Kiedyś uslyszałam takie porównanie, że nie raz każdemu zdarzyło się zobaczyć, że ma siniaka ale nie pamiętalismy kiedy go sobie nabiliśmy, bo nie skupiliśmy sie na tym uderzeniu. Chwilę roztarlismy miejsce uderzenia i skupiliśmy sie na innej w tym czasie wykonywanej rzeczy. Gdybyśmy skupili się na uderzeniu to by nas bolało, doszukiwalibysmy się krwiaka i skutków związaych z jego powstaniem.
  7. beti - w dziale 'Kroki do wolności" opisałam swoją historię i to jak samodzielnie walczyłam do powrotu między ludzi i do życia. Stwierdzono u mnie nerwicę depresyjno-lekową i podobnie jak ty miałam między innymi agorafobię. Wyjście po dziecko do przedszkola czy do marketu po zakupy to był koszmar, bo nie dość że musiałam się przełamywac i niemal na czworakch wychodziłam z domu to jeszcze będąc wśród większej ilości osób zaraz dopadał mnie lęk, dostawałam szumów usznych, uczucie ciśnienia w głowie i wrażenie, że zaraz zemdleję. Miałam wrażenie, że w oczach mam oczopląs. Modliłam by przetrwać, nie rzucać się nikomu w oczy i jak najszybciej opuścić miejsce, gdzie jestem. Kiedy ropoczęłam leczenie farmakologiczne, roczpoczęłam także walkę z samą sobą. Wiedziałam już, że te objawy to objawy nerwicy i muszę starać się nad nimi pracować i zapanować. Podczas leczenia wróciłam do pracy - to był też czynnik uzdrawiający...chociaż każde spotkanie poprzedzone było wzięciem tabletki. Kilka razy musiałam "uciekać" do domu tłumacząc się, że źle się czuję (nie mówiłam nikomu, że mam nerwicę bo nie jesteśmy społeczeństwem tolerancyjnym). Może jakąś wskazówkę znajdziesz w opisanej przeze mnie historii. Pozdrawiam
  8. Witajcie, Po kilku latach wróciłam na forum celem opowiedzenia mojej historii oraz celem wsparcia (mam nadzieję) nie jednej tu osoby. Wcześniej bałam się pisać, bo z tej choroby nie wychodzi się z dnia na dzień. Moja historia z nerwicą, o której jak się okazało nie wiedziałam nic zaczęła się, gdy na raka zachorował mój teść. Właściwie powinnam powiedzieć, że moja nerwica zaczęła się, gdy byłam małą dziewczynką, której na białaczkę zachorował malutki wtedy braciszek. Widziałam rozpacz rodziców, ich walkę o jego życie, widziałam jak brat się zmieniał i jak choroba zmieniła nasze życie ale nie zdawałam sobie sprawy co to za choroba ta białaczka i jak może się skończyć ..jednak moja nerwica doskonale zapamiętała wszystkie te przeżycia i przez ponad 20 lat siedziała we mnie w ukryciu czekając na atak. Pierwsze symptomy zaczęły się podczas wizyt w szpitalu u teścia, gdy wychodząc zamykałam się w sobie, bo bardzo przezywałam jego stan zdrowia i co się z nim dzieje. Potem zauważyłam, że w odwiedziny chodzę wbrew sobie (czułam, że widok zjadanego przez chorobę teścia jest ponad moje siły), jednak chodziłam by nie robić przykrości teściowi i mężowi. Następnie doszła obawa o stan zdrowia moich dzieci, męża i mój. Oglądałam siebie, dzieci dokładanie, sprawdzałam czy nie mają powiększonych węzłów chłonnych itd. Obłożyłam się podręcznikami i publikacjami medycznymi, że teraz śmieję się, iż medycynę zaliczyłam zaocznie. Choroba postępowała i najgorsze miało się dopiero zacząć..... Jednego dnia dostałam bardzo silnego zawrotu głowy, że o mało nie zemdlałam. Pogotowie, badania nic nie wykazały. Od tej jednak pory zawroty głowy były codziennością, pojawiały się nagle lub trwały przez cały dzień mniej nasilone lub bardziej, potęgowały je ruchy ciała, głowy, w oczach czułam non-stop jakby napięcie. Obraz mi drżał, miałam czarne mroczki a w uszach miałam okropne, przeokropne szumy – nie raz tak nasilone, że nie słyszałam co się wokół dzieje. Chodziłam trzymając się ścian by nie upaść. Zaczęłam być meteopatką i zaczęłam mieć tak silne bóle głowy, że nie sposób było normalnie funkcjonować. Nie raz nie mogłam podnieść głowy z poduszki, bo potężne zawroty głowy i jej ból nie pozwalały mi na to. Dodatkowo ciągle miałam uczucie, że zaraz zemdleję oraz straszne uczucie zwiększonego ciśnienia w głowie (czułam się jak balon wypełniony powietrzem bez możliwości jego ujścia). Wszystkie to objawy potęgowały mój lęk o zdrowie i zaczęły się pielgrzymki po lekarzach i specjalistach. Na pogotowiu byłam już stałą pacjentką. Nikt nie wiedział co się ze mną dzieje choć mówiłam lekarzom o mojej sytuacji z teściem licząc, że może zainteresują się podłożem psychicznym ale niestety się przeliczyłam a ileż to by zmieniło... Tuliłam moje dzieci w myślach żegnając się z nimi myśląc że to mój koniec, choć robione co rusz badania wskazywały, ze jestem zdrowa jak ryba. Były dni, ze nie mogłam normalnie funkcjonować, zatruwałam swoją paniką życie rodzinie i nie mogłam zostawać sama, bo zaraz jeszcze gorzej się czułam. Nie wiem jak mój mąż to wytrzymał ale bardzo mu dziękuję, że dał radę. Dzieci na szczęście nie wiele rozumiały...choć jak się potem okazało moja choroba odbiła się i na ich zdrowiu. Wszystkie ogólne badania zlecone prze internistę nic nie wykazywały – były wręcz książkowe a za każdą następną wizytą internistka patrzyła się na mnie jak na hipochondryczkę – wiedziałam, że tu już nie uzyskam pomocy. Zaczęłam chodzić do laryngologa (prywatnie) – wizyty trwały bardzo często przez dwa lata, bo moja nerwica ulokowała się w głowie i zatokach (laryngolog stwierdził stan przewlekły zatok). Łapiąc się tej wersji przez dwa lata leczyłam zatoki – straciłam na to majątek ale poprawy nie było. W międzyczasie oczywiście robiłam wszystkie możliwe badania, które oczywiście były bardzo dobre. Laryngolog po miesiącach rozłożył ręce i powiedział, że nie ukrywa ale te objawy mogą świadczyć, iż mam nowotwór. Moja rozpacz była okropna – przecież miałam dwójkę małych dzieci, ja musiałam żyć! Zrobiłam prywatnie badanie tomografem, które nic nie wykazało ale pieniądze znowu wydałam.... Pogrzebu teścia niemal nie pamiętam: szłam uwieszona na mężu, ból rozsadzał mi głowę a okropny szum w głowie i zawroty powodowały, że byłam zamroczona, myślałam tylko o tym by nie upaść i oby wszystko jak najszybciej się skończyło. Podczas stypy poczułam się lepiej ale cały dzień był ponad moje siły. Zauważałam, że po wizytach lekarskich też czułam się lepiej oraz gdy po odebraniu wyników widziałam, że są one książkowe i nic się nie dzieje...niestety stan taki trwał tylko kilka godzin. Nie rozumiałam dlaczego widok lekarskiego fartucha nawet w filmie powodował, że przełączałam kanał na inny a z drugiej strony czytałam wciąż o chorobach. Schudłam okropnie i stawałam się wrakiem człowieka i psychicznie i fizycznie – wyjście pomiędzy ludzi było okropnie ciężkie, miałam lęk przed tłumem, stanie w kasie kończyło się niemal zemdleniem. Oddaliłam się od znajomych, unikałam wyjść a byłam przecież bardzo wesołą i towarzyską osobą. Najchętniej całe dni bym leżała. Wokół słyszałam tylko: weź się w garść – co jeszcze bardziej na mnie działało destrukcyjnie. Nie wiedziałam jak się mam wziąć w garść, przecież nie wiedziałam co się ze mną dzieje i nie chciałam by tak się działo. Czułam, że nikt nie rozumie mojego stanu. Ponieważ jestem bardzo mocno zżyta z dziećmi one zaczęły co rusz chorować nawet poważnie, na tyle że z córką wylądowaliśmy w szpitalu...nie wiedziałam wtedy nic o chorobach somatycznych, że dziecko silnie związane ze mną widząc mój stan samo chorowało jakby mój stan się im udzielał  To był horror . Czytając książki o chorobach natrafiłam na dział o nerwicach – sporo faktów się zgadzało, potem moja mama mi to zasugerowała a potem teściowa...i tak wylądowałam u ostatniego lekarza, którego jeszcze nie odwiedziłam u psychiatry nie licząc na pomoc, ot tak poszłam. Jakież było moje zdziwienie kiedy zaczynałam mówić o objawach a pani doktor kończyła za mnie zdanie jakby wszystko o mnie wiedziała. Cofnęłyśmy się w czasie do mojego dzieciństwa i choroby brata. Opowiedziałam wszystko i popłakałam się. Zdiagnozowano nerwicę depresyjno- lękową (objawy ponoć klasyczne) ....poczułam niesamowitą ulgę, że w końcu wiadomo co mi jest. Dostałam leki w tym psychotropy oraz magnez w zastrzykach. Te leki i zastrzyki postawiły mnie na nogi - już drugiego dnia odczułam różnicę! Boże co to była za radość, gdy obudziłam się bez zawrotu głowy! Skakałam dosłownie ze szczęścia całując męża i dzieci a oni cieszyli się razem ze mną...choć wiem, że nigdy tak naprawdę nie rozumieli co się ze mną działo. Czułam, że z każdym dniem wracam do życia. Skończyłam brać leki ale poszłam jeszcze na wszelki wypadek po dawkę awaryjną, gdyby nastąpił atak (przydała się nie raz a psychiatrę odwiedziłam jeszcze dwukrotnie ale już nigdy nie miałam tak ostrych objawów) ....i pracowałam nad sobą. Teraz wiem, że praca nad sobą + leki = sukces Jak wyglądała ta praca. Już wiedziałam, że nie „umieram” tylko te moje objawy to klasyczne objawy nerwicy i zaczynałam bagatelizować zawroty głowy czy uczucie omdlenia (było bardzo ciężko i nie raz kończyło się paniką i płaczem). Gdy tylko zaczynała mnie boleć głowa brałam tabletkę przeciwbólową. Pomogła mi też spokojna muzyka – zakochałam się w muzyce klasycznej. Unikałam tłumów choć stopniowo się w niego wtapiałam – jeśli czułam nadchodzące uczucie słabości i lęku głęboko oddychałam i oddalałam się w miarę spokojne miejsce. W gościnie nie raz uciekłam do toalety by zamknąć oczy, głęboko pooddychać i wyciszyć się. Praca nad sobą opłaciła się, bo obecnie po dwóch latach horroru żyję normalnie i znowu cieszę się życiem. Wiem, że nerwica może w każdej chwili się odezwać i choć minęło już kilka lat to dalej w sytuacjach mocno stresowych mam np. szumy uszne a także zawroty głowy. Nie przejmuję się nimi jednak i mijają szybko. Dbam o zdrową dietę, wspomagam się magnezem w tabletkach oraz czasami do kompletu kompleksem wit. B. Unikam sytuacji nerwowych , toksycznych ludzi i nie robię nic wbrew sobie (staram się bardzo, bo czasy nie sprzyjają spokojnemu życiu). Dużo przebywam z rodzinką na łonie natury. Mam żal do lekarzy, że nie skupili się na stronie psychicznej tylko leczyli skutki a nie przyczynę, choć nie raz sugerowałam...Gdybym od razu była zdiagonozowana uchroniłabym się od wysokich kosztów leczenia a przede wszystkim nie maiałabym wyjętych 2 lat z życia. Drogie nerwuski, mam nadzieję, że mając podobne objawy już wiecie, że to nic strasznego, że to „tylko” nerwica i wspólnymi siłami można ją pokonać. Pozdrawiam życząc wielu sił i samozaparcia w tej ciężkiej walce z chorobą.
  9. NnNn, nie możesz tak mówić - TO NIE TWOJA WINA, że masz nerwicę. Nie wiem może pomoże ci fakt, że ja też byłam już wrakiem człowieka, też była we mnie złość, żal, zwątpienie......myslałam o śmierci, gdyby nie dzieci nie wiem czy bym starała się pracować nad sobą aby było lepiej. Mam dzieci i dla nich musiałam ponad ludzkimi siłami jakoś egzystować dzień po dniu nierozumiana przez bliskich, lekarzy....nikogo, tylko dzieci podchodziły do mnie zakłądały mi rączki na szyję, całowały i mówiły jak bardzo mnie kochają. To dawało mi sił. A ty? No cóż, nie możesz się poddać, wiem że walka jest trudna ale życie jest ciekawe, jest tyle pięknych miejsc i chwil dla których warto żyć, więc staraj się walczyć z tą paskudą nerwicą. Nie pozwól aby ona wygrywała, po każdym upadku próbuj sie podnieść i próbować walczyć dalej, miej wiarę że kiedyś się uda! Ja prawie wyszłam choć mam okresy, kiedy objawy nerwicy atakują ostro ale zawsze staram się zrozumieć ten proces (to jest chyba sedno sprawy - zrozumienie iststi nerwicy i jej objawów) i nie poddawać się, popłaczę sobie, pożalę się ale wiem że chcę żyć dalej.
  10. Zauważyłam ,że też tak mam. Dlatego już nie raz doradzałam, że należy czymś się zająć np. iść do pracy bo wtedy zupełnie inaczej się funkcjonuje. Siedzenie w domu, które ma być niby ucieczką od nerwicy i problemów z nią związanych tylko nasila jej objawy, bo rozmyślamy nad jej objawami, skupiamy się na sobie - a tak praca, sport czy cokolwiek innego zajmującego nasze ciało i umysł powoduje, iż nie mamy czasu skupiać się na sobie.
  11. Autor Wiadomość anoolka ja też żyje pod maską. Na codzień wesoła, dowcipna, dusza towarzystwa - jak komuś mówię na co cierpię i jakie mam objawy to robią wielkie oczy, bo nigdy by nie przypuszczali, że mam takie problemy. Myślę, że to jest też cecha nerwicy - męczy ona tylko jej posiadacza. Oczywiście ciągłymi narzekaniami nasz stan obija się też na najbliższych nam osobach ale rzadko który z nas znajduje w nich oparcie i zrozumienie dla naszych objawów A żniwo jakie zbiera nerwica - patrząc chociażby na ilość zarejestrowanych osób na tym forum, jest przerażająca!
  12. Otóż to, należy zrozmieć że nerwica daje takie objawy, które są nie do uwierzenia ani zrozumienia, bo np. dlaczego ciągle mam ataki skoro moje życie jest już spokojne, szczęśliwe, stabilne - co je wywołuje!? Żródło mojej nerwicy to już przeszłość na logikę powinnam cieszyć się życiem a jednak ciągle mnie męczy Lekarze robią wielkie oczy, patrzą się jak na chipochondryka ale żaden nie wpadnie na pomysł ew. leczenie zacząć od żródła skąd nasze dolegliwości się biorą, lecz leczą tylko objawy co mija sie z celem. Widzisz Moniczko, z maila Jaśkowej możesz przyczytać co może zrobić z człowiekiem nerwica, więc skoro pytasz w swoich mailach o pomoc, opisujesz objawy, na które ktoś zadaje sobie trudu i odpowiada to nie szydź bo drugim razem nie otrzymasz wsparcia i pomocy.
  13. Mnie praca pomogła. Juz pisałam, że kiedy jestem w pracy między ludźmi to mózg skupia sie na robocie a nie na myśleniu: jak też za 10 min. będę się czuła -zemndleję czy też nie ?! Samo przebywanie pośród ludzi, odpowiedzialność za pracę - przecież nie moge nie przyjść mówiąc, że chyba zaraz padnę na udar (bo właśnie sobie go wkręciłam) powoduje, że przełamujesz się i idziesz do tej pracy. Miałam kilka kryzysów, wtajemniczyłam kilka najbliżyszych osób z otoczenia w pracy co mi dolega i kiedy b. źle się czuję zwalniam się pod pretekstem jakiejś niedyspozycji. Uważam, że powrót do pracy do b. dobry pomysł a nawet świetna kuracja dla naszego układu nerwowego :). Powodzenia.
  14. cyt. Moniczka "tez uwazam ze szpikowanie sie zastrzorami z magnezu jest dla tych,ktorzy nie maja na co wydawac pieniedzy" Wiesz, mi pomogło a też magnez w wyniku badania krwi mam idealny. Nie krytykuj czego na sobie nie sprawdziłaś - napisałam, bo chciałam ci czy tez innym pomóc, coś podpowiedzieć - na mnie podziałało a byłam już wrakiem człowieka!!! W końcu to przepisał mi dobry lekarz-specjalista a nie sama na własną rękę kupiłam - nigdy bym sie na to nie zdobyła! Nie namawiam cię na tez zastrzyki, zasugerowałam tylko co mi pomogło w takich samych reakcjach co ty masz. Jestem już na forum ok. roku i czytam twoje posty Moniczko - nie słuchasz podpowiedzi, pociech innych tylko się nakręcasz, panikujesz i krytykujesz innych - niby sama wiesz najlepiej, ciągle doszukujesz się coraz to innych chorób, pomimo przebadania cię na wylot nic nie znaleziono (masz nerwicę - jakie to banalne!) - zrób coś z tym i posłuchaj rad a jak nie chcesz to twój wybór......męcz się dalej! Dodam jeszcze, że ja 2 lata zmarnowałam na diagnozę, że te wszystkie koszmarne objawy to wynik nerwicy - w życiu bym nie pomyślała, że może ona dawać takie objawy somatyczne!!! Co tam ja?! Lekarze też nie wiedzieli i wmawiali mi przeróżne choroby (łącznie z nowotworem)- wydałam majątek i na lekarzy i na leki - to dopiero jest wyrzucanie pieniędzy w błoto!!!
×