Skocz do zawartości
Nerwica.com

Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?


LINA

Rekomendowane odpowiedzi

Parę dni spokoju i koniec...nie jadłam nic już 2 dni.

Niby usg węzłów syna nic poważnego nie wykazało,ale te limfocyty mnie przeraziły.

W pierwszej chwili jak odebrałam wynik to ten rozmaz aż tak mnie nie wystraszył,od wczoraj jest jednak tragicznie...lekarz powiedział,że mam powtórzyć synowi morfologię za 3 tygodnie,przecież ja nie dożyje.

Nic nie mówił o wielkich obawach czy coś w tym stylu,ja jednak (tak mi się wydaje)wyczytałam to z jego twarzy.

Nie dam rady....piszę to i ryczę,jest mi słabo...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

judytka - myślę, że dla samej siebie zrób tę morfologię szybciej, nie czekaj 3 tygodnie, mój młody jak był diagnozowany w zakaźnym to miał morfologię codziennie w szpitalu a w poradni co tydzień....

Wiem dokładnie co odczuwasz i co myślisz - przerabiałam dokładnie to samo, limfocyty w rozmazie to może być pierdoła, odczyn zapalny, bakteryjny,wirusowy, łącząc to jeszcze z obrazem usg być może jest to najzwyklejsza infekcja, która w Twoich oczach urosła do wielkości - pewnie białaczki...

Odczekaj tydzień i zrób jeszcze jedną morfologię, poproś o rozmaz ręczny - nie automat i być może uspokoisz się ...

Ja świrowałam bardziej jak Ty, młody miał węzły i w pierwszych morfologiach robionych w przychodni przesunięte do góry monocyty, w szpitalu zakaźnym jak leżał obok był budynek hematologii i tam robili mu rozmazy ręczne to limfocyty miał 66 przy normie do 20-45, a te segmentowane miał 26 przy normie 40 -70, do tego miał podwyższone leukocyty 11,9 norma 10. To tak po skrócie...

Miał tak jak Ci pisałam wcześniej całą masę badań , usg też pokazywało odczynowe węzły, a okazało się to mononukleozą i chlamydią pneumoniae...

Pani doktor nie mając wszystkich wyników bo na EBV trochę się czekało, na chlamydię również włączyła antybiotyk...

Tak więc nie martw się na zapas, może bardziej skieruj się w stronę infekcji bakteryjnej....

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

togolina, na pewno zrobię wcześniej tę morfologię, teraz w rozmazie ręcznym tych limfocytów miał 60, segmetów 32 ,monocyty 5,pałeczki 1,kwasochłonne 2 przy WBC 7.2.

Lepiej byłoby właśnie gdyby to WBC miał wyższe, wartość bezwzględną LYM# ma 3.5 i jest to górna granica,dlatego tak się martwię.

Dziękuję ci bardzo za te informację, cały czas próbuję sobie tłumaczyć te wyniki jakimś wirusem, a przechodził niedawno przecież grypę i potem wirus żołądkowy-biegunka(lekka),córka też to miała razem z nim,więc nie kojarze tego z jakimś złym objawem.

Oczywiście,że myślę o białaczce,chłoniaku,ziarnicy...nie mogę się tego pozbyć. A świruję uwierz mi strasznie,tego nie da się opisać,siedzę w łazience i wyje...

Napisz mi jeszcze bardzo proszę jak długo twój syn miał takie wyniki,kiedy wróciły do normy?? No i jak długo miał powiększone te węzły?

A czy jak zachorował na mononukleozę to jakie miał objawy? Takie typowe,ostre? Wysoka temperatura,angina? Mój syn miał anginę,ból gardła-ostry,ale temperatura nie wysoka.Wtedy te węzły wyskoczyły i są do dzisiaj,a to był koniec stycznia. Miał wtedy morfologię,ale bez rozmazu,do teraz żałuję,że nie zrobiłam. WBC było 10.6, a LYM# 4.4 ,ale miał więcej granulocytów niż teraz i dlatego tak bardzo się denerwuję.

A czy w rozmazie miał jakieś limfocyty pobudzone,bo czytałam,że przy monoklueozie takie są.A mój syn tego nie ma,więc nie wiem czy zawsze muszą być żeby chociaż podejrzewać tę chorobę.

 

I jeszcze pytanie,gdzie twój syn miał powiększone węzły i jakie były duże?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam mili moi :papa:

 

Na początku chciałabym podkreślić, że kocham to forum :) I jestem dumna, że mogę tutaj z wami być i dzielić się swoimi problemami. Wasze uwagi są dla mnie bardzo cenne i podnosi Cię na duchu. Ale chyba szczególnie podkreślę zrozumienie. Nie od dzisiaj wiadomo, że najlepiej zrozumie nas osoba, która sama doświadcza podobnych stanów. Ja wiem, że choroby na tle psychicznych w społeczeństwie ciągle budzą albo lęk, albo niezrozumienie albo wręcz kpinę.

 

Kłębku nerwów

Dziękuję za odpowiedź. Przede wszystkim masz rację- cierpię na bardzo duży brak poczucia bezpieczeństwa, mieszkam z kimś kto zupełnie mnie nie rozumie a nasz kontakt ograniczony jest do minimum, więc mimo, że mieszkam z kimś czuję się bardzo samotna i nieszczęśliwa. Po drugie rozstałam się po wielu latach z mężczyzną, z którym tworzyłam toksyczny związek- niestety zrozumienia też nie miałam, ale nie będę nikogo oczerniała za plecami bo starał się... przecież na pewno się starał...

Twoje znamię to na pewno nic groźnego.

Ja niestety dzisiaj znowu poszłam sobie na spacer po googlach i na forum o czerniakach, chwila, moment i już- dreszcze, skurcze, potworny strach, irracjonalne myślenie.

Ja naprawdę jestem pewna, że mam raka. Oprócz moich dziwnych znamion- w każdym znajdzie się coś z objawów raka nawet nie jeden czy dwa ale kilka, ale jest taki jeden między piersiami i on jest dla mnie numerem jeden(mimo, że pisałam już tutaj w amoku o paru). Chodzi o to, że widziałam zdjęcia tego pieprzyka z grudnia i był jakby jaśniejszy. On nie ma regularnych brzegów, jest podłużny, nie jest to jakaś rozlana plama ale jednak te brzegi nie są regularne. Tzn kiedy mam biustonosz typu push-up on ma regularne brzegi ale kiedy nie mam to jednak one nie są dobrze zarysowane... po za tym rok temu kiedy bałam się hiv-a odkryłam pod pachą węzła, który jak wydaję mi się urósł, ten węzeł jest sporty 1,5-2cm. Czytałam dzisiaj o dziewczynie, która miała rok powiększone węzły jak ja i miała też pieprza, później słabła a gdy pojechała do lekarza od razu chirurg, zaawansowany rak i przerzuty i ja jestem pewna, że mam taką samą sytuację, jestem tego pewna dlatego też moje życie straciło sens.

I masz rację Kłębku Drogi, że ludzie naznaczeni cierpieniem stają się dużo bardziej wrażliwsi, empatyczni... i kochają życie. W końcu Lęk to znak, że kochamy życie. Zresztą uważam, że ludzie z jakimikolwiek chorobami psychicznymi i pochodnymi są bardzo inteligentni... Czasem żałuję, że nie urodziłam się głupia, nieświadoma niczego, może w tedy żyłoby mi się lekko, przestałabym w końcu wszystko analizować itd ;(((. Całe moje życie traci urok... Najgorsze są noce... większość z was pewnie mieszka z kimś do kogo może się przytulić kiedy ma napady paniki- ja nie mam takiej osoby.

Także kochana dziękuje, że poświęciłaś mi czas i tak podarowałaś taką owocną odpowiedź. Czasem sobie myślę jaki pięknie by było żyć beztrosko, bez lęków i jak tęsknie za dnami kiedy właśnie tak było.

Buziaki kochana.

 

Olinelko

Nie sądzę, że może się pogłębić. Od jakiegoś czasu stoję w miejscu- można by powiedzieć, że jest lepiej niż kiedyś bo mam większe doświadczenie i widzę na ten temat. Ale czy na pewno ? Początki mojej hipochondrii można odszukiwać w dzieciństwie- nie żartuję. Nastał moment kiedy wybuchłam, najgorszy czas mam za sobą, to była wielka szkoła życia, tego się nie da zapomnieć, na samą myśl o tym co przeżyłam jest mi żal samej siebie, ale nie biadolę już nad tym, nic się nie dzieje przypadkiem... to bardzo ukształtowało mój charakter. Chociaż fakt- faktem- jest to przekleństwo a raczej coś z czego chyba nigdy nie wybrnę. Może gdybym zrobiła badania od stóp do głowy... Wiesz, czasem sobie wyobrażam, że robię badania i wszystko wychodzi idealne, chyba bym padła ze szczęście, mogłabym wszystko... ale to zostaje w sferze marzeń.

Bywałam u Psychologów... ale ja mogę się do nich wybrać porozmawiać, poszukać zrozumienia, wiem, że mogą pomóc ale tak naprawdę myślę, że jedyną osobą, która może mi pomóc jestem ja sama :(((. Buziaki.

 

Zetvi

 

Wiem masz rację, ale z perspektywy czasu jak siebie obserwuję to stwierdzam, że mój główny problem to jest: wrażliwość, skrajna empatia i duża skłonność do rozmyślań.

Czy depresja? Nie będę się sama diagnozowała w tej kwestii ( chociaż w innych robię to nagminnie) ale jednak nie sądzę ponieważ stany totalnej rezygnacji, nie wychodzenia z łóżka, apatii miewam tylko w tedy kiedy zaczynam się bać o swoje zdrowie. Kiedy czuję, że jest wszystko ok- wszędzie mnie pełno. (Chociaż cierpię na bezsenność- a raczej oduczyłam się chodzić spać- zasypiam nad ranem, wstaję późno, tylko, że ja mogę- studiuję zaocznie, pracę mam na 14- którą zresztą już zaniedbałam przez swój obecny stan i może i stracę).

Kiedy się boję to to prawda, że myślę, że moje życie już nie ma sensu, że to już koniec, wszystko traci urok.

Ale kiedy ktoś rozwieje moje wątpliwości- jakieś badanie, rozmowa- cokolwiek, dostaję taki zastrzyk energii, że nie wiem co się ze mną dzieje z radości. Z natury jestem bardzo żywa i energiczna, interesuję się wszystkim dookoła, mam mnóstwo zainteresowań i uważam, że jestem wartościową osobą(pół roku temu nic miłego bym o sobie nie powiedziała i nawet teraz pisząc o sobie, żem wartościowa czuję się dziwne, miałam bardzo niskie poczucie własnej wartości- myślę, że powód tego był prosty- mój były chłopak i matka, która ciągle mi wpajała, żem jest nikim i nic nie osiągnę, później podpięła się pod to babcia). Z czasem przestało to na mnie działać, uwierzyłam w siebie, skończyłam związek, odzyskałam pewność siebie, poczułam, że żyję. Także ja mam pasję i pomysły na życie, które mnie motywują... lecz w obliczu lęków wszystko ale to WSZYSTKO traci sens... Dziękuję za odpowiedź i czas!

 

 

Joakaroz racji, że oprócz mojej nerwicy lękowej i kij wie czego jeszcze, często zastanawiam się i analizuję moją chorobę i wiesz..., kiedyś szczególną uwagę zwróciłam to o czym napisałaś-, że kiedy lekarz wykluczył poważnie schorzenie w piersi, poczułaś euforię a później roztargnienie. Masz na myśli, że czułaś się dziwnie z tym, że nic Ci nie dolega i jesteś zdrowa? Miałam tak- kiedy nic mi nie dolegało czułam się z tym dziwnie, a czasem kiedy było już zupełnie idealnie bałam się, że to za chwilę stracę i wszystko się kończy. Nie potrafię się cieszyć ze swojego szczęścia, nie umiem nauczyć się żyć teraźniejszością, ciągle myślę o przyszłości. Tyle razy sobie wpajałam, że nigdy nie będę szczęśliwa myśląc jak myślę ale to na nic... Szczerze mówiąc nie pamiętam jak się czułam jak mi nic nie dolegało- ponieważ teraz mi dolega i to przysłania mi wszystko. Czemu ja nie potrafię dotrzeć do swoich zakamarków duszy i umysłu... Buziaki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

judytka - ja juz nie bardzo to pamiętam, ale zaczęło sie od lekkiej infekcji gardła z 2 tyg przed wywaleniem węzła, potem młody odkrył kulkę w okolicy żuchwy, tak pod uchem, co skręcił głowę to ona wychodziła bardziej, lekarz w poradni sportowej zbagatelizował, na drugi dzień poleciałam do pediatry powiedziała infekcja, potem na dyżur sobotni kolejny lekarz zapalenie ślinianki, po dwóch dniach kolejny lekarz i ten dopiero dał mi skierowanie na badania a sama zrobiłam usg szyi, w morfologi robionej w przychodni tak jak Ci napisałam tylko monocyty były powiększone i płytki krwi oraz podwyższone CRP, usg pokazało węzły odczynowe, jeden był na wierzchu reszta niewidoczna gołym okiem, nic go nie bolało, nie był osłabiony, czuł się dobrze i nawet na treningi chodził, pani doktor nie bardzo wiedziała co to jest , podejrzewała mononukleozę ale wyniki były nie do końca jak przy mononukleozie i tak zaczął sie mój maraton i dramat....

Dostałam skierowanie do spzitala zakaźnego, pojechałam tam lekarz obejrzał syna i powiedział że to mononukleoza nie robiąc żadnych wyników i kazał pokazywać się w poradni...

Po paru dniach byłam w poradni, wtedy zrobili mu morfologię z ręcznym rozmazem i wtedy wyszły te zachwiania, biegałam tak dobre 3 tygodnie do tej poradni, w międzyczasie byłam u chirurga szczękowego, 2 hematologów,dzwoniłam do profesor Chybickiej bo klinika którą ona prowadzi jest w moim mieście, chciałam iść juz na konsultację... robiłam prywatnie morfologię aż właśnie chirurg szczękowy napisał że może biopsja i poleciałam do zakaźnych gdzie lekarz w trybie pilnym skierował mnie do szpitala - W KOŃCU.... W sumie moje bieganie trwało 4 tyg, wyniki bez zmian, węzły bez zmian...

W szpitalu nastapiła diagnostyka, tak jak Ci pidsałam, miał wiele badań od HIV, odzwierzęce wszystkie, morfologię, USG, RtG klatki piersiowej, usg jamy brzusznej ( przy mononukleozie powiększa się śledziona i wątroba - oczywiście dla mnie powiększenie było objawem czego innego ) miał robione p/ciała ANA, które przez bardzo długi okres były watpliwe, LDH i cała masę skomplikowanych badań krwi. Pani doktor zauważyła że ma do czynienia z matką wariatką poszła po całości...

Wyszła mu chlamydia pneumoniea i wirus EBV dodatni w dwóch klasach p/ciała , które świadczyły już o końcowej formie wirusa, ale były robione 5 tyg od rozpoczęcia objawów.

Dostał też antybiotyk na chlamydię , brał go 14 dni i wyniki zaczęły w końcu wracać do normy... Po 5 dniach wypisali go do domu i potem jeszcze jeździłam do kontroli, badania krwi wracały do normy, przeciwciała ANA utrzymywały się jeszcze pół roku ale morfologia tak po miesiącu była ok.

Byłam też kontrolnie u hematologa z tym węzłem ale tak po 3 - 4 miesiącach od pojawienia się objawów ale węzeł już zanikał więc lekarz tylko potwierdził wirusa i bakteryjne schorzenie...

Przeżyłam dramat i walkę o diagnozę, pewnie gdybym nie była taką hipochondryczką przeszedłby wirusa a ja bym o tym nie wiedziała ale dążyłam do tego aby poznać przyczyną - skąd ten węzeł się wziął... I jedno wiem lekarze nawet pediatrzy bardzo bagatelizują takie sprawy bo gdyby mnie ktoś od razu skierował na badania szczegółowe to wiedziałabym to wcześniej i oszczędziłabym sobie nerwów... Do tego miał chlamydię i nie miał kompletnie chlamydiowych objawów typu kaszel jak piszą w internecie...

W sumie wogóle nie miał objawów, oprócz węzła, zaburzonej lekko morfologii, stanu podgorączkowego 37,2 i tyle.... Tak więc judytko pomyśl o wirusach ale tez i o bakteriach...

pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

togolina, dziękuję ci bardzo,z tego co piszesz to u mojego syna może byc podobnie,i masz rację,że pediatrzy bagatelizują sprawę i zupełnie nie rozumieją szaleństwa matek.

Idę dzisiaj sama,bez syna,nie chcę go stresować i niech w końcu lekarz zacznie działać a nie tylko za 2 tygodnie,za 3 tygodnie...chcę diagnostyki.

W pierwszej morfologi tej bez rozmazu też miał podniesione płytki do max normy.

Być może też jestem wariatką,ale chcę wiedzieć.

Dziękuję ci bardzo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiecie, coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu a wręcz zaryzykowałabym stwierdzenie - fakcie, że hipochondria nie jest tak do końca chorobą sama w sobie tylko ma bardzo głębokie podłoże nerwicowe, lękowe, najczęściej wynika z depresji. Po sobie zauważyłam, że hipochondria to moja ucieczka od innych problemów ale po części, bo tak naprawdę problem - jestem pewna - leży w przeszłości.

 

W dzieciństwie, podobnie jak Ciebie Tajemniczyuśmiechu (i podejrzewam, że wielu innych tutejszych forumowiczów) spotkało mnie wiele przykrych, trudnych sytuacji. W tym wszystkim nigdy się nie poddałam, nigdy nie straciłam radości, zawsze kochałam życie i doceniałam cały ten świat, bardzo dużo rozmyślałam..

Czasem słyszę, od niektórych osób, że na moim miejscu pewnie leżeli by w rowie albo coś w tym stylu a ja nie weszłam na "złą" drogę mimo wszelkim sprzyjającym okolicznością - zawsze dobrze się uczyłam, teraz studiuję mimo ogromnych przeciwności o których może kiedyś opowiem, jestem silniejsza, myślę, że mądra. Skutek uboczny - hipochondria.. cóż.. nie ma ludzi z metalu.. Wydaje mi się, że w całym tym wirze problemów ukształtowałam sobie chyba po prostu hierarchię wartości, w której na szczycie ustanowiłam zdrowie (z miłości do życia i obawy, ze jedyne co tak mnie kocha stracę - czuję, że Pan Bóg kocha mnie światem ;) Jako mała dziewczynka martwiłam się bardzo o zdrowie mamy, która kiedyś obawiała się raka piersi.. to byłą dla mnie trauma - naprawdę. Później obawiałam się, o jej życie bo widziałam, że jest nieodpowiedzialne, również za mnie, ale wtedy obchodziło mnie tylko jej zdrowie i bezpieczeństwo - to trwało wiele lat. Wiedząc jak ważne jest zdrowie gdy martwiłam się o bezpieczny powrót mamy wyszukiwałam sobie choroby, co dawało mi poczucie równowagi. W tym czasie zachorował mój wujek - białaczka - i zmarł. Wiedząc jak ważne jest zdrowie gdy martwiłam się o bezpieczny powrót mamy wyszukiwałam sobie choroby, co dawało mi poczucie równowagi - zdrowie było tak samo ważne. Kolejny był dziedek, jako dziecko wiedziałam, że chorował na raka oka, potem po wielu latach okazało się, że ma raka jelita grubego, z czym wiąże się pewne wydarzenie (kiedyś przy wizycie u niego w szpitalu, po operacji, niechcący puknęłam w jego łóżko, zdenerwował się wtedy i powiedział, ze zobaczę jak to jest jak będę miała tak samo jak on, co mnie bardzo zdziwiło, a komentarz mamy, którą notabene bardzo krzywdziła w dzieciństwie, w stylu "widzisz czego ci życzy?! trzeba uważać na to co mówi bo jeszcze się kiedyś może sprawdzi" zakotwiczył we mnie o tym przekonanie :(( po śmierci dziedka dowiedziałam się od kogoś, że rak oka to był czerniak, który po latach dał przerzuty m.in. do jelita grubego - tak, że wyobraź sobie - ZetVi - jakie miałam myśli po przeczytaniu twojego postu z pomyłką dotyczącą oka i wymienieniem jelita grubego.. :why: (Do tej pory zastanawiam się czy to przypadek choć wiem jak to brzmi ;)

przez to wszystko teraz obawiam się o zdrowie, tak bardzo chcę żyć! Trudno mi o tym zapomnieć albo sprawić żeby nie miało wpływu na teraźniejsze myślenie - niestety.. mam problem z zaufaniem, długo nie ufałam narzeczonemu, bałam się, że mnie zdradzi, zostawi przez co sama próbowałam się rozstać z nim wielokrotnie. Na początku gdy pracował z samymi kobietami (zresztą pięknymi) czułam się od nich gorsza przez przeszłość, przez to, że tak bardzo musiałam walczyć o to co teraz mam, że nie mam nikogo innego i nikt nie będzie miał pretensji jak on mnie rzuci dla którejś z nich, nikt nie wesprze - bez niego jestem sama! - takie myśli nie dawały mi spokoju - od nich ukojenie dawała ucieczka w chorobę. W końcu to przezwyciężyłam - tak mi się wydawało - uwierzyłam w siebie, stawiałam sobie wyzwania w związku z zaufaniem - teraz mu ufam :) zresztą wiem, że jego porzucenie mnie nie oznaczałoby tego, ze nie jestem nic warta ;) między czasie jeszcze ten problem, o którym jeszcze nie chcę pisać - i znowu hipochondria aż w końcu pozbierałam się - tak myślałam i wydawało mi się, że hipochondria już nie wróci aż nadszedł stresujący okres, nałożenie się wielu problemów, brak ujścia stresu i hipcia wróciła ;p

 

Tajemniczyuśmiechu, myślę, że nie powinnyśmy pozostawiać tych wszystkich problemów samym sobie, pamiętaj zawsze, że nie jesteś sama - masz np. nas :)) Wszystko będzie dobrze, proszę, bądź silna, idź kolejny raz do psychologa, pomóż sobie cieszyć się życiem i zapomnij, że "tylko Ty sama jesteś w stanie sobie pomóc" !! Nie szukaj u dr google porad, ja postaram się też nie szukać - masz rację Olenelko :)

 

Judytko Droga, musisz być spokojna i uważać żeby Twoje dziecko nie odczuwało Twojego napięcia - pamiętaj jak jesteś mu potrzebna :) Od Ciebie zależy to, czy w przyszłości nie dosięgną Maluszka podobne obawy do naszych.. Uwierz lekarzom - pediatrzy nie ryzykują życiem swoich najmłodszych pacjentów, gdyby miał jakieś podejrzenia zleciłby morfologię wcześniej i zapewne dodatkowe badania. Nie zamartwiaj się :) to dla Twojego dobra i Twojego Maluszka :)

 

Buziaki!!

 

-- 14 kwi 2011, 13:41 --

 

Wiecie, coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu a wręcz zaryzykowałabym stwierdzenie - fakcie, że hipochondria nie jest tak do końca chorobą sama w sobie tylko ma bardzo głębokie podłoże nerwicowe, lękowe, najczęściej wynika z depresji. Po sobie zauważyłam, że hipochondria to moja ucieczka od innych problemów ale po części, bo tak naprawdę problem - jestem pewna - leży w przeszłości.

 

W dzieciństwie, podobnie jak Ciebie Tajemniczyuśmiechu (i podejrzewam, że wielu innych tutejszych forumowiczów) spotkało mnie wiele przykrych, trudnych sytuacji. W tym wszystkim nigdy się nie poddałam, nigdy nie straciłam radości, zawsze kochałam życie i doceniałam cały ten świat, bardzo dużo rozmyślałam..

Czasem słyszę, od niektórych osób, że na moim miejscu pewnie leżeli by w rowie albo coś w tym stylu a ja nie weszłam na "złą" drogę mimo wszelkim sprzyjającym okolicznością - zawsze dobrze się uczyłam, teraz studiuję mimo ogromnych przeciwności o których może kiedyś opowiem, jestem silniejsza, myślę, że mądra. Skutek uboczny - hipochondria.. cóż.. nie ma ludzi z metalu.. Wydaje mi się, że w całym tym wirze problemów ukształtowałam sobie chyba po prostu hierarchię wartości, w której na szczycie ustanowiłam zdrowie (z miłości do życia i obawy, ze jedyne co tak mnie kocha stracę - czuję, że Pan Bóg kocha mnie światem ;) Jako mała dziewczynka martwiłam się bardzo o zdrowie mamy, która kiedyś obawiała się raka piersi.. to byłą dla mnie trauma - naprawdę. Później obawiałam się, o jej życie bo widziałam, że jest nieodpowiedzialne, również za mnie, ale wtedy obchodziło mnie tylko jej zdrowie i bezpieczeństwo - to trwało wiele lat. Wiedząc jak ważne jest zdrowie gdy martwiłam się o bezpieczny powrót mamy wyszukiwałam sobie choroby, co dawało mi poczucie równowagi. W tym czasie zachorował mój wujek - białaczka - i zmarł. Wiedząc jak ważne jest zdrowie gdy martwiłam się o bezpieczny powrót mamy wyszukiwałam sobie choroby, co dawało mi poczucie równowagi - zdrowie było tak samo ważne. Kolejny był dziedek, jako dziecko wiedziałam, że chorował na raka oka, potem po wielu latach okazało się, że ma raka jelita grubego, z czym wiąże się pewne wydarzenie (kiedyś przy wizycie u niego w szpitalu, po operacji, niechcący puknęłam w jego łóżko, zdenerwował się wtedy i powiedział, ze zobaczę jak to jest jak będę miała tak samo jak on, co mnie bardzo zdziwiło, a komentarz mamy, którą notabene bardzo krzywdziła w dzieciństwie, w stylu "widzisz czego ci życzy?! trzeba uważać na to co mówi bo jeszcze się kiedyś może sprawdzi" zakotwiczył we mnie o tym przekonanie :(( po śmierci dziedka dowiedziałam się od kogoś, że rak oka to był czerniak, który po latach dał przerzuty m.in. do jelita grubego - tak, że wyobraź sobie - ZetVi - jakie miałam myśli po przeczytaniu twojego postu z pomyłką dotyczącą oka i wymienieniem jelita grubego.. :why: (Do tej pory zastanawiam się czy to przypadek choć wiem jak to brzmi ;)

przez to wszystko teraz obawiam się o zdrowie, tak bardzo chcę żyć! Trudno mi o tym zapomnieć albo sprawić żeby nie miało wpływu na teraźniejsze myślenie - niestety.. mam problem z zaufaniem, długo nie ufałam narzeczonemu, bałam się, że mnie zdradzi, zostawi przez co sama próbowałam się rozstać z nim wielokrotnie. Na początku gdy pracował z samymi kobietami (zresztą pięknymi) czułam się od nich gorsza przez przeszłość, przez to, że tak bardzo musiałam walczyć o to co teraz mam, że nie mam nikogo innego i nikt nie będzie miał pretensji jak on mnie rzuci dla którejś z nich, nikt nie wesprze - bez niego jestem sama! - takie myśli nie dawały mi spokoju - od nich ukojenie dawała ucieczka w chorobę. W końcu to przezwyciężyłam - tak mi się wydawało - uwierzyłam w siebie, stawiałam sobie wyzwania w związku z zaufaniem - teraz mu ufam :) zresztą wiem, że jego porzucenie mnie nie oznaczałoby tego, ze nie jestem nic warta ;) między czasie jeszcze ten problem, o którym jeszcze nie chcę pisać - i znowu hipochondria aż w końcu pozbierałam się - tak myślałam i wydawało mi się, że hipochondria już nie wróci aż nadszedł stresujący okres, nałożenie się wielu problemów, brak ujścia stresu i hipcia wróciła ;p

 

Tajemniczyuśmiechu, myślę, że nie powinnyśmy pozostawiać tych wszystkich problemów samym sobie, pamiętaj zawsze, że nie jesteś sama - masz np. nas :)) Wszystko będzie dobrze, proszę, bądź silna, idź kolejny raz do psychologa, pomóż sobie cieszyć się życiem i zapomnij, że "tylko Ty sama jesteś w stanie sobie pomóc" !! Nie szukaj u dr google porad, ja postaram się też nie szukać - masz rację Olenelko :)

 

Judytko Droga, musisz być spokojna i uważać żeby Twoje dziecko nie odczuwało Twojego napięcia - pamiętaj jak jesteś mu potrzebna :) Od Ciebie zależy to, czy w przyszłości nie dosięgną Maluszka podobne obawy do naszych.. Uwierz lekarzom - pediatrzy nie ryzykują życiem swoich najmłodszych pacjentów, gdyby miał jakieś podejrzenia zleciłby morfologię wcześniej i zapewne dodatkowe badania. Nie zamartwiaj się :) to dla Twojego dobra i Twojego Maluszka :)

 

Buziaki!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wybaczcie, że tyle znów nie pisałam, ale nie miałam na prawdę jak.

 

Byłam we wtorek u tego neurologa (o dziwo dożyłam xD). Pani mi powiedziała, że to wszystko są nerwy prawdopodobnie, ale żeby mnie uspokoić da mi skierowanie na tomograf komputerowy...no i czekam do 22 czerwca, przecież ja zwariuję do tego czasu ;( Niby mi powiedziała, że nie spodziewa się niczego złego po tym tomografie, to tylko dla mojego spokoju, ale ja sie boje....bo od poniedziałku noszę okulary, mała wada -0,5 na obu oczach i widziałam po założeniu okularów, a dziś jak siedziałam na zajęciach w ostatniej ławce, to litery, które były na wyświetlanym slajdzie były niewyraźnie i musiałam zmrużyć oczy, żeby je odczytać i do tego jak ściągnę okulary to widzę przez chwilę jakby lekko za mgłą, ale tak minimalnie...i bolą mnie gałki oczne (w sumie spałam długo bo ponad 10h) i czasem od takiego spania dlugoiego mnie bolaly, ale ja sie teraz boje ,ze to guz albo tetniak mi naciska na nerw wzrokowy i jak miesiac temu bylam u okulisty i mialam ta wade 0,5 to teraz przez guza sie pogorszyla i dlatgeo juz w okularach widze niewyraznie...boje sie strasznie, ze to jednak cos jest :( niby mi kolezanka, ktora nosi okulary powiedziala ,ze ona przy złej pogodzie tez nie widzi nawet w okularach i dawniej od nerwicy tez mialam zaburzenia wzroku, ale boje sie ,ze to nie nerwica, tylko cos mi uciska...:( co myslicie? Poradźcie mi coś proszę, bo tylko Wy mnie rozumiecie i tylko Wam się nie wstydzę mówić o moich lękach :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Milko 89, jestem przekonana, że to atak nerwicy, nie denerwuj się i na spokojnie wytłumacz to sobie, a zobaczysz, że objawy z czasem się cofną :) Może porozmawiaj z psychologiem - może Cię to uspokoi :) Wszystko będzie dobrze. Z tego co czytałam, to objawy tych chorób, o których mówisz są nagłe i bardziej radykalne więc w ogóle się nie przejmuj - sama mówiłaś, że już kiedyś tak miałaś :) to czego się boisz wraca do Ciebie ale pamiętaj, że to Ty jesteś Panią swego umysłu a jeżeli potrafisz sobie wmówić takie dolegliwości to również ich ustępowanie (które będzie rzeczywiste) - wszystko zależy od nastawienia :) :yeah:

 

-- 14 kwi 2011, 18:53 --

 

Dziewczynki, obejrzyjcie dla poprawy humoru jakiś ładny film :) Polecam "Weronika postanawia umrzeć" :) albo jakąś superśmieszną komedię :)

 

-- 14 kwi 2011, 19:35 --

 

Perło, to normalne, że czasem coś am strzyka w kościach, czy w stawach :) Nie stresuj się - pamiętaj, że to podświadomość i może zajmij się czymś ciekawym i odprężającym :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

klebeknerwow starałam się tak myśleć, ale już miałam spokój z uciskami i dziś po południu złapały mnie tak silne uciski, że musiałam się położyć...i boje się, że jednak coś się tam dzieje i neurolog coś przeoczył, a tk dopiero 22 czerwca ;( a jak umre do tego czasu? Jak znów mi się pojawił ucisk dziś taki silny, to może faktycznie coś mi jest :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie, jestem tu nowa, ale mój nick mówi wszystko o moim kreatywnym podejściu do wynajdowania nowych chorób... Kiedyś przeczytałam w gazecie, że coraz więcej młodych kobiet dostaje zawału i jakie czynniki je do tego predysponują i po przeczytaniu i przypisaniu wszystkich tych cech do siebie stwierdziłam "acha! dziś będę miała zawał". Kretyństwo, ale czytajcie dalej... ;) Wieczorem kładąc się spać, wiedziałam nawet kiedy "to" nastąpi. Ubrałam piżamę, zgasiłam światło, nakryłam się kołdrą...i.... nagle jakby mi ktoś rozżarzone żelasko na piersi położył, palenie niesamowite, łącznie z przełykiem i językiem, oczywiście puls z 200, panika, lęk, że umieram. Biegnę do mamy, wołaj pogotowie, mam zawał!! Przyjechała karetka, oczywiście do tej pory było już lepiej, bo wiedziałam, że jedzie ratunek, osłuchali, wypytywali czy coś brałam... masakra. Od tamtej pory każdy napad lęku był moim zawałem, za każdym razem palenie, pieczenie. Teraz, jako że poczytałam trochę o fobiach wędrujących mam lęk przed arytmią serca i uduszeniem się gdy tylko mi serce szybciej bije, czyli podczas zwykłego spaceru, aerobiku. Chodzę już tak wolno jak babcia, żeby mi tylko serce szybciej nie biło, bo wtedy tracę oddech, tzn rozregulowuje mi się oddech, coś jakby się w gardle zaciskało i serce jakby podskakuje do gardła, paskudne uczucie. Wczoraj po rozgrzewce uciekłam z aerobiku, bo się dusiłam...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie, jestem tu nowa, ale mój nick mówi wszystko o moim kreatywnym podejściu do wynajdowania nowych chorób... Kiedyś przeczytałam w gazecie, że coraz więcej młodych kobiet dostaje zawału i jakie czynniki je do tego predysponują i po przeczytaniu i przypisaniu wszystkich tych cech do siebie stwierdziłam "acha! dziś będę miała zawał". Kretyństwo, ale czytajcie dalej... ;) Wieczorem kładąc się spać, wiedziałam nawet kiedy "to" nastąpi. Ubrałam piżamę, zgasiłam światło, nakryłam się kołdrą...i.... nagle jakby mi ktoś rozżarzone żelasko na piersi położył, palenie niesamowite, łącznie z przełykiem i językiem, oczywiście puls z 200, panika, lęk, że umieram. Biegnę do mamy, wołaj pogotowie, mam zawał!! Przyjechała karetka, oczywiście do tej pory było już lepiej, bo wiedziałam, że jedzie ratunek, osłuchali, wypytywali czy coś brałam... masakra. Od tamtej pory każdy napad lęku był moim zawałem, za każdym razem palenie, pieczenie. Teraz, jako że poczytałam trochę o fobiach wędrujących mam lęk przed arytmią serca i uduszeniem się gdy tylko mi serce szybciej bije, czyli podczas zwykłego spaceru, aerobiku. Chodzę już tak wolno jak babcia, żeby mi tylko serce szybciej nie biło, bo wtedy tracę oddech, tzn rozregulowuje mi się oddech, coś jakby się w gardle zaciskało i serce jakby podskakuje do gardła, paskudne uczucie. Wczoraj po rozgrzewce uciekłam z aerobiku, bo się dusiłam...

 

 

 

Ja mam to samo z tym zawałem, przez ostatni rok byłem kilka razy badany i nic mi nie jest a mimo to wmawiam sobie że coś mi jest. Zakuje mnie w klatce i piecze do tego to , też mówie sobie kurde "Mam zawał"Jestem młodym człowiekiem nigdy nic mi nie było ale mimo to i tak się boję. Staram się jakoś te głupie myśli od siebie odrzucać ale czasami ciężko. Wczoraj wieczorem np. też zaczęło mnie coś pod żebrami boleć i też sie zastanawiałem i wyszukiwałem sobie choroby. Dziś zresztą tez od samego rana wmawiam sobie że mi coś jest, bo mnie od czasu do czasu zaboli. Rzuciłem terapie u psychologa i żałuję muszę coś z tym zrobić.

 

 

Powodzenia!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja mam wrażenie, że boli mnie skóra na plecach - powodem oczywiście znamię - tym razem pod zapięciem od stanika :(( tamto znowu konsultowałam i podobno ok. Myślicie, że to tylko takie wrażenie? Jak dotykam to maleńkie znamię to mnie jakby piecze niekiedy (może być podrażnione), miewam przesuszenia skóry więc tym bardziej mogę odczuwać przecież dyskomfort.. powiedzcie co myślicie, proszę :(( Czy to nerwy? Może to nawet mięśnie mnie bolą - jestem spięta od dłuższego czasu. Nakręciłam się.. Umówiłam się do internisty i poproszę o skierowanie chyba na wycięcie bo pod tym zapięciem to mały - niemały - lepiej wyciąć, prawda? Dobrze, muszę się ogarnąć ;/

 

-- 15 kwi 2011, 21:26 --

 

Milka spokojnie, naprawdę!! Wszystko jest dobrze, NIE MASZ ŻADNEGO GUZA UWIERZ!!! Nie czytaj bzdur, obejrzyj komedię - rozwesel się na dobry początek. O! :) Napij się melisy albo weź valerianę czy coś takiego ziołowego na uspokojenie jak się tak nakręciłaś :) Ja zacznę chyba chodzić kurde bez stanika ;p Mileczko Kochana zapewniam, że to tylko Twoje fanaberie, powolutku się uspokój :) porozmawiaj z kimś o tym w domu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

już jestem pewna, że neurolog się pomyliła ;( mam straszne uciski w głowie, niedobrze mi od nich, mam takie uczucie jak od choroby lokomocyjnej...a mówiła, że wszystko jest w porządku, że to nerwy...ale ja w to nei wierzę...nie dożyje tego tk ;( mam już dość nie wiem co robić...siedzę i płaczę :why:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

już jestem pewna, że neurolog się pomyliła ;( mam straszne uciski w głowie, niedobrze mi od nich, mam takie uczucie jak od choroby lokomocyjnej...a mówiła, że wszystko jest w porządku, że to nerwy...ale ja w to nei wierzę...nie dożyje tego tk ;( mam już dość nie wiem co robić...siedzę i płaczę :why:

 

Ja na Twoim miejscu zaufałbym lekarzowi. POstaraj sie zająć czymś nie myśleć o tym, nie wkręcać sobie!! Wiem że łatwo mi mówić ale sam sobie wiele rzeczy wkręcam i nie wychodzi na moje, zawsze się mylę!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak możesz to robić podświadomie. Twój mózg daje sygnał ciału i tak się właśnie dzieje. Ja też tak miałem że mi sie w oczach mieniło i zastanawiałem się co mi jest. Miesiąc temu bylem nawet na pogotowiu bo myslalem ze coś mam w głowie, lekarze zrobili badania neurolog mnie badał i jest OK!! Patrzyli na mnie jak na jakiegoś niepoważnego człowieka... Ostatnio mam bóle w klatce, nie wiem czy to serce czy żołądek czy coś innego ale kuje mnie i bardzo drażni.Też sobie wmawiam głupoty! A powiedz mi jak się czujesz jak zmienia sie pogoda?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

na zmiane pogody fatalnie...jak jeszcze jakoś funckjonuje jak jest słońce, tak w pochmurny dzień to masakra. Totalna derealizacja, zawroty głowy, mdłości, niepokój, płaczliwość. A na zmiane np. z zimy na wiosnę, to już w ogóle porażka totalna. Jakbym zaczynała cały proces od nowa ;(

 

a możliwe jest, że podświadomie produkuje te uciśki i do tego mam zawroty głowy, uczucie jak przy chorobie lkomocyjnej? bo ja nie moge uwierzyc, ze to tylko psychika, jak to tak mocno mnie łapie ;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mialem już chyba dziesięć chorób. Min. ziarnice złośliwą, stwardnienie rozsiane, nerwiakowłókniakowatość typu 1, teraz jestem na etapie raka skory (czerniak). Mam na klatce piersiowej kilka znamion po trądziku prawdopodobnie. Ale ja to drapie, zaczerwienia się i boje się, ze rozwija się czerniak. Nic do mnie nie przemawia. :( Jestem w dołku

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do mnie również nic nie dociera!!!

Jestem na 200% pewna,że mój syn jest śmiertelnie chory,ciągle patrzę na tę morfologię i przecież nie wymyśliłam jej.

Byłam u lekarza i mam powtórzyć po świętach,koniec i kropka. A ja waryjuję!!! Bardzo!!!Miałam nawet w domu awanturę z tego powodu- mąż,moja mama-że wyolbżymiam,że nie mam racji,że nie da się ze mną wytrzymać. Ja ich rozumiem,ale oni mnie wcale.

Jestem tak przekonana o chorobie syna,że kompletnie nic nie jest w stanie mnie z tego przekonania wybić. Boję się...tak strasznie się boję,że aż tchu brakuje.Mam zakaz rozmowy w domu na temat syna.

Na środę mam pierwszą wizytę u psychiatry...ale i on może sobie gadać. Umówiłam się ze względu na męża i moją mamę,oni myślą,że przejdzie mi jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Ja wiem...swoje i to mnie chyba zabije.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×