Skocz do zawartości
Nerwica.com

czy płakaliście kiedyś na terapii?


Bree

Rekomendowane odpowiedzi

Na początku nie - bo "twardziele" się nie rozczulają nad sobą. Po jakimś czasie tak, bo nie ma co udawać, nie jestem twardzielem. Teraz znowu nie, bo nie poruszam tematu, który doprowadziłby mnie do wycia... Jeszcze nie czas.

Czasem żeby się nie rozryczeć milczę, bo jakbym tylko otworzyła usta, to bym nie wytrzymała. A czasem tylko lecą łzy, tak po cichu.

Ale w tym momencie, płacz nie jest aż takim problemem jak na początku :why::why::why:;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja się popłakałam na pierwszym spotkaniu grupy. Było duże napięcie i zostałam zaatakowana przez jedną osobę. No i niestety nerwy puściły. Na każdych kolejnych zajęciach bardzo sie pilnowałam zeby sie nie popłakać przy tej osobie. Jak juz sobie na cos takiego pozwoliłam to tylko gdy jej nie bylo. Wtedy tez sobie pozwalałam na jakies głębsze zwierzenia. Prze niej nie chciałam za nic okazywać słabości

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14, Masz racje, po to są te spotkania chociaż czasami mi głupio bo widzę siebie w gabinecie, kiedy tak płaczę osobę bezbronną, jak małe dziecko. A przecież nikt nie chce być postrzegany jako osobnik bezbronny przez lęk że cię "zjedzą". Poza tym współczuję mojej terapeutce, że musi przyjmować całe szambo na siebie. Ale wolę żeby to była ona niż przyjaciele.

 

Rebelia, tak samo jak Ty "zarzygiwałam" od początku. Wiedziałam, że to dla mnie ostatnia deska ratunku. Dopiero teraz zaczynam myśleć, że biedna kobieta musi tego słuchać :) może to oznacza zdrowienie? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

głupio bo widzę siebie w gabinecie, kiedy tak płaczę osobę bezbronną, jak małe dziecko.

To chyba jedyne miejsce gdzie mozna byc bezbronnym bez obawy, ze zostanie sie skrzywdzonym. Mnie jako dziecko nie wolno bylo plakac bo matka tlukla mnie wtedy bardziej. Wiec tam wyplakalam cale powstrzymywane przez lata lzy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, to chyba jest dla nas jedyny azyl, na pewno do momentu póki nie wyzdrowiejemy. Kiedyś szukałam takiego azylu wśród przyjaciół. Nie raz było tak, że po pijaku ni z tego ni owego palnęłam - byłam ofiarą, bita i psychicznie gnieciona. A na drugi dzień przychodził kac i wyrzuty sumienia - nie mam prawa obarczać nikogo takimi problemami. Nikt nie chce słuchać takich rzeczy. Nigdy też nie uzyskałam satysfakcjonującej odpowiedzi jak sobie z tym wszystkim radzić. W dodatku zaczynam być postrzegana źle. To nie miało sensu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie w domu nauczono, że wypłakiwanie się innym i wyżalanie to jest coś złego i bardzo nieeleganckiego. Dlatego spotkanie z terapeutą było dla mnie zbawieniem. wreszcie zobaczyłam, że mówienie o sobie nie jest czymś złym, a wprost przeciwnie, często zjednuje ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 razy póki co, kiedy opowiadałam o przeszłości i tym co mnie najbardziej boli.

Zacinam się wtedy, tracę głos i zaczynam płakać, czego bardzo się wstydzę bo w domu zawsze płakałam kiedy nikt nie widział i byłam sama w pokoju. Czuję opór przed okazywaniem słabości a czuję, że płacz to mój przejaw słabości i bezradności :( Rzadko kiedy płaczę ze smutku, w 3/4 przypadków z bezradności.

W moim przypadku paczka chusteczek i brak makijażu na terapii jest b. wskazany ;) Ciekawe jak będzie jutro...

 

-- 16 paź 2013, 18:46 --

 

Mnie w domu nauczono, że wypłakiwanie się innym i wyżalanie to jest coś złego i bardzo nieeleganckiego. Dlatego spotkanie z terapeutą było dla mnie zbawieniem. wreszcie zobaczyłam, że mówienie o sobie nie jest czymś złym, a wprost przeciwnie, często zjednuje ludzi.

 

U mnie zawsze mówiono, że inni mają gorzej i lekceważono problemy, dlatego nauczyłam się ukrywać swoje emocje i płakać kiedy nikt nie widzi...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam tak, że w domu w chwilach mega dołków (tj. dzisiaj na przykład) mogę wyć godzinami, a jak już dochodzi do spotkania to zawsze jakiś opanowany jestem...

Mam tak samo. W dodatku czasem na terapii kłamię, udaję kogoś... nie chcę tak robić, ale jakoś samo tak wychodzi...Np pada jakieś pytanie , ja znam odpowiedź ale mówię "nie wiem", generalnie co chwila mówie "nie wiem" Postanowiłam właśnie że powiem o tym terapeutce

 

wczoraj na sesji się chyba zdenerwowałam. Sama nie wiem co mi się stało, ale oddychałam jakbym miała orgazm albo zawał serca, T. pytała co mi jest ale powiedziałam ze nic, nic. I teraz mi głupio iśc tam za tydzień, pewnie będzie pytała o ta sytuację i boję się że zacznę płakać

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja płaczę prawie na każdym spotkaniu. Czasem jest mi głupio, że ciągle przychodzę płakać. Ze taka jestem słaba. Ale to prawda, że u terapeuty nie trzeba brać się w garść i udawać, że jest wszystko dobrze. A jednak całe otoczenie tego ode mnie oczekuje.

Jednak jest tego płaczu z czasem coraz mniej. Ze dwa , trzy razy nie płakałam wcale, a tak to przez krótszą część spotkania :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

'Wszystko co wypieramy, bierze nas w posiadanie. Wszystko co uznajemy, uwalnia nas." Bert Hellinger

Z tego wypierania wlasnie nasze natręctwa. A płacz, szzcerość wobec siebie i odczytywanie swoich prawdziwych uczuc to uznanie swoich emocji. Przyszło mi to cholernie późno, po 1,5 roku terapii dopiero sie rozbeczałam, wczesniej byłam jak manekin. Taki płacz to zajebista ulga:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm to ja dzisiaj miałam jakby swój przełom jeśli chodzi o płakanie na terapii , chyba dlatego że po prostu przez ostatnie dni tyle mnie zraniło i juz sobie nie radziłam ale tak dzis w sumie pierwszy raz i przez cała terapię. Jakoś mam tak jeśli już jest jakiś taki temat trudny dla mnie a dziś to w ogóle nie wiedzialam od czego zacząć i sobie przepłakałam :D . Nigdy wcześniej mi sie to az tak nie zdażylo żeby nie móc z siebie praktycznie nic u niej wykrztusić a chodze już rok , jakoś po tym jak mi wygernała lekko że strasznie chowam emocje w sobie itp. to mimo że trochę o tym wiedziałam to nie aż tak to było oczywsitę i rzeczywiście potrafię już bardziej cos z siebie wyrzucać ale chyba nawet momentami trochę za dużo a kiedyś byłam znacznie bardziej sztywniejsza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam tak, że w domu w chwilach mega dołków (tj. dzisiaj na przykład) mogę wyć godzinami, a jak już dochodzi do spotkania to zawsze jakiś opanowany jestem...

Mam tak samo. W dodatku czasem na terapii kłamię, udaję kogoś... nie chcę tak robić, ale jakoś samo tak wychodzi...Np pada jakieś pytanie , ja znam odpowiedź ale mówię "nie wiem", generalnie co chwila mówie "nie wiem" Postanowiłam właśnie że powiem o tym terapeutce

 

Mam dokładnie to samo-czasem potrafię zamknąć się w łazience i wtedy płaczę (najczęściej tak, żeby nikt nie słyszał, bo nie chcę nikogo obarczać swoimi problemami, a tym bardziej, że nie potrafię odpowiedzieć tej osobie na pytanie "co się stało?') Przed sesja zawsze miałam gotowy plan w głowie co powiem, co mnie gniecie w środku, ze nawiąże do tej i do tej sytuacji, bo one nie dają mi spokoju, a jak już siedziałam przed terapeutą, to nic- tak jakbym opowiadała o kimś innym, bez emocji (oczywiście z ułożonego w głowie planu nici- mówiłam może o 5% tego co sobie wcześniej przygotowałam).

 

Płakałam tylko raz- na pierwszej sesji, ale terapeutka była bardzo zdystansowana i na koniec powiedziała, że ona mi nie pomoże i tu potrzebny jest jednak psychiatra-terapeuta i że "przekaże" mnie swojej koleżance o ciepłym usposobieniu (dokładnie tak się wyraziła). Dziś w sumie ją rozumiem- dobrze, że zauważyła, że jej zdystansowany charakter bardziej mi zaszkodzi niż pomoże (dystansu w rodzinie miałam aż nadto), ale wtedy właśnie chyba się przyblokowałam i boję się płakać, żeby nie powtórzyć sytuacji z "oddaniem".

 

Poza tym też często mówię "nie wiem", nawet gdy dobrze wiem, albo "nie" zamiast "tak"- na wiele, myślę, kluczowych pytań. Chyba zbyt przywiązuję się do terapeuty i traktuję go jak bliskich- nie chcę go obarczać swoimi problemami, chociaż wiem, że to najgłupsze co mogę zrobić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przed sesja zawsze miałam gotowy plan w głowie co powiem, co mnie gniecie w środku, ze nawiąże do tej i do tej sytuacji, bo one nie dają mi spokoju, a jak już siedziałam przed terapeutą, to nic- tak jakbym opowiadała o kimś innym, bez emocji (oczywiście z ułożonego w głowie planu nici- mówiłam może o 5% tego co sobie wcześniej przygotowałam).

 

Poza tym też często mówię "nie wiem", nawet gdy dobrze wiem, albo "nie" zamiast "tak"- na wiele, myślę, kluczowych pytań.

 

Mam dokładnie tak samo. Zawsze w głowie układam sobie plan co powiem, a przede wszystkim o czym chce mówić. Ale byłam już na 2 sesjach i ani razu nie wspomniałam o tym, co mnie w ogóle tam zaciągnęło. Nie wiem - wstydzę się? Może dlatego, że to facet? I też często mówię, że nie wiem chociaż znam odpowiedź. I popłakałam się na pierwszej sesji. Dlaczego? Nie mam pojęcia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MalaMi1001, u mnie to chyba też wstyd, bardzo rzadko umiałam (i wciąż nie umiem) przyznać się terapeucie, lekarzowi do czegoś- w zasadzie całą terapię (poprzednia trwała rok) utrzymywałam, że fantastycznie się czuje, coraz lepiej ze mną, nie mam pojęcia czemu,z perspektywy czasu widze, ze bardzo mało mówiłam o swoich emocjach, raczej opisywałam to co się wydarzyło w przeszłości, ale terapeutka nic nie wyciągała (pewnie dlatego, że to była terapia psychodynamiczna). W zasadzie straciłam mnóstwo czasu i pieniędzy, żeby znaleźć się w punkcie wyjścia- dlatego teraz obowiązkowo muszę znaleźć terapeutę w nurcie behawioralno-poznawczym.

A Ty na jakiej terapii jesteś obecnie MalaMi1001?

 

Niektórzy polecają przychodzenie na sesję z notatkami (w domu notujemy co chcielibyśmy przerobić na spotkaniu). W emocjach -człowiek (ja tak mam) - często ma problem z uporządkowaniem myśli. Zamiast unikać lepiej dać kartkę terapeucie- jesli wstydzimy się sami czytać- i według mnie jest to jakiś pomysł. Pewnie na kolejnej terapii zasugeruję to właśnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×