Skocz do zawartości
Nerwica.com

mariemadelaine

Użytkownik
  • Postów

    24
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez mariemadelaine

  1. Z depresją walczę już dobrych kilkanaście lat, jak nie więcej. I jakie wnioski wyciągnęłam przez ten czas - przy depresji podstawą są dobrze dobrane leki i psychoterapia. Czasem na jednej się nie kończy. Przeszłam dwie indywidualne i jedną grupową, która okazała się najbardziej skuteczna. Cała reszta typu aktywność, hobby etc to są wspomagacze. Bardzo ważne jest też w miare ustabilizowane życie prywatne i jeśli ktos ma kogoś takiego - wsparcie drugiej osoby. Ale leczenie to podstawa. Leki biorę cały czas a i tak bywa że mam zły czas. Myslę, że depresję ciężko całkowicie pokonać natomiast można sobie bardzo w tej walce pomóc dlatego wizyta u specjalisty to podstawa.
  2. Raczej marne szanse że zrobisz coś na co nie masz ochoty. Na pytania również nie musisz odpowiadać. To na filmach wyglada tak że się wkręca ludziom kill him kill him. Tak naprawde to wszystko sie kuma tylko włącza się jakiś obszar mózgu którego na codzień się nie uzywa. I dzięki temu mozna się dokopać do róznych ciekawych rzeczy
  3. Ja wlasnie dzis mialam pierwsze spotkanie z hipnoza. Bardzo dziwnie to odczulam. O relaksie nie bylo mowy, bardziej bylo to niekontrolowane napięcie mięśni, jakieś mimowolne ruchy. Poza tym miałam cały czas świadomość co mówię, co się ze mną dzieje. Myślałam, że będzie to wyglądało jak na filmach że odlecę i nic nie będę pamiętać a to zupelnie inaczej wygladało. Nie doszłam do wspomnień z dzieciństwa ale odkryłam w sobie sprawy z których swiadomie nie zdaję sobie sprawy. Dla mnie ma to ogromny sens tylko polecam sprawdzonych terapeutów.
  4. Zrozumie ten, który przeżył albo przeżywa to samo. Niestety ludzie nie cierpiacy na depresję nie potrafią tego zrozumieć. Jakoś do ludzi nie dociera to że jest to naprawdę ciężka choroba. Ale bardzo często ludzie którzy nie chorują mówią ale mam doła, ale mam depresję i przez to straciło to swój wydzwięk. Naprawdę w depresji jest bardzo ciężko zwlec się z łóżka i podjąć jakąkolwiek aktywność. Niestety z boku wygląda to na normalne lenistwo ale nim nie jest. Stanu kiedy czuje się wewnątrz absolutna pustkę i niemoc do zrobienia nawet najprostszej rzeczy nie da się tak łatwo wytłumaczyć bliskim. A tak to niestety działa. Ciężko robić cokolwiek jak się w tym działaniu nie widzi najmniejszego sensu
  5. O kurcze. To sytuacja trochę patowa. Ja póki co moge lezec ale niedawno zaczęłam szukac pracy i wiem że jak mnie gdzieś zaprosza na rozmowę to zacznie się panika. Niby chcę coś w życiu zmienić na lepsze ale tak się boję, że nie dam rady jednak. Leki jednak dużo pomagaja ale fakt, przynajmniej przez pierwsze tygodnie człowiek jest jednak trochę wyłączony. Co mnie strasznie dobija to, że nikt oprócz lekarza nie widzi mojego problemu. A też nie chcę łazić za wszystkimi i mówić żeby sobie poczytali o depresji więc większość mojego mega doła widzi jako marudzenie. A jedynym rozwiązaniem tego wg nich jest pójście do pracy. Tylko nikt nie pomysli o tym ze w nowej pracy odezwą się wszystkie lęki związane z ocena własnych umiejętności i pewnością siebie. I kółeczko się zamyka
  6. No właśnie na mnie też niewiele działa. Musze wtedy zwiększyć dawkę leku i czekać aż zadziała. Najgorzej na mnie działa jak mi ktoś powie że mam wziąć się w garść. Wtedy czuję się dopiero beznadziejnie. Ostatnio mam zdecydowane zaostrzenie depresji i niestety już nie mam ochoty z łóżka wstawać A najlepsze jest to że kiedy już sie spotykam z ludzmi to sprawiam wrazenie ze jestem bardzo wyluzowana i wesołą osobą. Wracam do domu i wpadam w czarną dziurę
  7. Perazyna jest bardzo fajnym lekiem. Bardzo mi pomogła zlikwidowac taką ciągłą nerwowość i lęki tylko po pewnym czasie się chyba przyzwyczaiłam i musiałam brać jej więcej. Czytałam wiele wpisów że po perazynie się tyje i chociaz moja lekarka twierdzi, że nie tyje się od leku tylko raczej od tego, że człowiek lepiej i spokojniej funkcjonuje - przybyło mi 10 kg. I to mi się średnio podoba mimo naprawdę dobrego działania perazyny
  8. Mnie w domu nauczono, że wypłakiwanie się innym i wyżalanie to jest coś złego i bardzo nieeleganckiego. Dlatego spotkanie z terapeutą było dla mnie zbawieniem. wreszcie zobaczyłam, że mówienie o sobie nie jest czymś złym, a wprost przeciwnie, często zjednuje ludzi.
  9. Ahma, mówiłam dokładnie tak samo jak Ty. Tylko po jakimś czasie zauważyłam że widok pijaka na ulicy wywoływał u mnie płacz. Nie wiem, jakieś takie rozżalenie pomieszane z rozczuleniem. Nienawiść a podszyta jakąś jednak sympatią
  10. Ja nie wiem czy mogę mówić o nienawiści ale na pewno budzą we mnie ogromną agresję, szczególnie moja niepijąca mama. Ale zawsze było tak że jak ojciec był pijany to ona sie chowała po kątach a ja zostawałam na placu boju a to było naprawdę za ciężkie dla dziecka. Albo robiła jeszcze gorzej, czuła się słaba nie mogła nic zrobić ale czasem ją nachodziła odwaga (tylko jak ja byłam w domu) i zaczynała do pijanego ojca podskakiwać. Gdy on wpadł już w szał ona myk, myk znikała w pokoju a ja za wszystko zbierałam. Do tej pory brzydzę się tchórzostwem jak mało czym. Najgorsze było to że gdy oni się pogodzili to stawali wspólnie przeciwko mnie - że pyskuję, że się zachowuję nie tak. A nikt nie pomyslał, że miałam potworną nerwicę, natręctwa, reagowałam nerwowo dosłownie na wszystko. Ojciec już nie pije ale widzę że z nimi nadal jest coś nie tak. Jakiś czas temu wylądowałam w szpitalu, było zagrożenie życia, poważna operacja, w sumie, bardzo niefajna sprawa. I co? I moi kochani rodzice nawet mnie nie odwiedzili w szpitalu. Co więcej mojej mamie raz się wyrwało że przez ten mój szpital ojciec się aż zle czuje. Do tej pory mnie to boli i chyba nigdy nie przestanie
  11. Jezu, ludzie, jakie plany..... Ja dawniej też miałam ochotę strzelać do wszystkich wkoło ale spotkałam mojego obecnego męża, który pokazał mi że świat nie jest taki zły A tak powaznie to dopiero dzięki niemu zaczęłam żyć. Rodzice mi wpoili że wszyscy są be, chamy i buraki i mam nimi gardzić a z drugiej strony wpoili mi takie poczucie bezwartościowości, że dopiero dzięki mojemu mężowi zobaczyłam ze jednak coś dobrego we mnie można zobaczyć. I tego się bardzo trzymam, próbuję sobie budować moje nowe lepsze życie na zgliszczach starego, jednak co jakiś czas rodzice mi je próbuja zepsuc
  12. Ja łykam każdą pochwałę od razu. W domu nikt mnie nie chwalił, wszystko mogło być lepsze i ładniejsze i teraz wszystko co robię jest oczekiwaniem na pochwałę. Oczywiście po jakimś czasie doszukuję się drugiego dnia ale moje oczekiwanie na aprobatę innych jest wręcz chorobliwe. Dla mnie to jest prosta sprawa, oczekiwanie na to że rodzice mnie w końcu docenią. Mam świadomość że to nigdy nie nastąpi ale pierwsze o czym myślę to czy będą ze mnie dumni.
  13. A ja traktuję sny jako takie moje drugie życie. Dzieję się w nich bardzo dużo, czasami są to sytuacje bardzo realne a czasami po prostu odzwierciedlenie moich lęków na jawie. I bardzo dobrze zdaję sobie z tego sprawę. Zwykle po przebudzeniu staram się sen zapamiętać i później w ciągu dnia znajduję często wytlumaczenie. I lubie to moje życie we śnie, nawet jak są to horrory
  14. Ja się popłakałam na pierwszym spotkaniu grupy. Było duże napięcie i zostałam zaatakowana przez jedną osobę. No i niestety nerwy puściły. Na każdych kolejnych zajęciach bardzo sie pilnowałam zeby sie nie popłakać przy tej osobie. Jak juz sobie na cos takiego pozwoliłam to tylko gdy jej nie bylo. Wtedy tez sobie pozwalałam na jakies głębsze zwierzenia. Prze niej nie chciałam za nic okazywać słabości
  15. Czytam to co piszecie i jestem bardzo zaskoczona. Skąd się bierze to uczucie do matki przy pijącym ojcu? Ja doszlam do takiego wniosku, że matka, która powinna chronić swoje dzieci najbardziej na świecie nie zrobiła nic żeby nas uchronić przed ojcem. Mam do niej o to ogromny żal, ale tez co dziwne strasznie się staram o jej względy. Wiem, że ona mnie nigdy nie pochwali a co robie to z myślą, że może jej się to spodoba. A jej sie zwykle nie podoba. A poza tym nie wiem dlaczego czuje do niej ogromna agresje. Dużo większą niż do ojca który przez lata chlał, zmarnował mi życie i to na jego widok powinny mi się zaciskac pięści.
  16. U mnie kariera zawodowa leży. Za każdym razem jak szłam do nowej pracy była euforia, obiecywałam sobie, że nie wpadnę w stare schematy a i tak po jakimś czasie przychodziły te same lęki. Na każdym kroku bałam się, że mnie ludzie zdemaskują i się zorientują, że jestem kompletnym debilem i beztalenciem i nie nadaję się do tego co robię. Każde nowe zadanie to lęk że nie dam rady, że każdy inny by sobie z tym bez trudu poradził. Teraz dla odmiany zajęłam się pracą artystyczną i o ironio, w dziedzinie gdzie jest się narażonym na ciągłą ocenę czuję się znacznie lepiej niż dotychczas. Może też dlatego że ciągle spotykam się z innymi osobami i nie moje się aż tak bardzo tego "zdemaskowania".
  17. Ja jestem grubo po trzydziestce i nie zdecydowałam się do tej pory na dziecko ponieważ nie wiem czy będę je umiała wychować tak żeby czuło się kochane. Bo moi rodzice mnie tego nie nauczyli. Całkiem niedawno zauważyłam, że oni potrafią dawać nawet bardzo kosztowne prezentu ale nie potrafią dać kawałka siebie. Ja mam przez to jakieś rozdwojenie jaźni bo z jednej strony wiem, że prezent taki jest jakimś wyrazem miłości a zupełnie tego nie czuję. Całe życie mnie krytykują. Czuję się jakbym zupełnie nie spełniała ich oczekiwań tylko byłam jednym wielkim wyrzutem sumienia.
  18. Ja wyjechałam na studia i automatycznie oddzieliłam się od bezpośredniego zagrożenia w postaci ojca. Jednak wszystkie problemy zostały. Minęło wiele lat zanim w ogóle zdałam sobie sprawę że jestem DDA i że wszystkie moje objawy są typowe. Przedtem myślałam, że po prostu mam bardzo nieszczęśliwe życie, taki mój los i jedynym wyjściem był płacz i marzenia że jakimś cudem nagle się wszystko odmieni. Niestety odmieniło się na gorsze bo zachorowałam na depresję i w ogóle nie dawałam sobie już rady z życiem. Jednak w krytycznym momencie pomogła mi jedna osoba która dała adres lekarza i powiedziała żebym się zgłosiła. I tak oto trafiłam na terapię i zaczęło mi się rozjaśniać w głowie. Teraz już bardzo dużo rzeczy rozumiem, nie ze wszystkim sobie poradziłam i wiem, że zajmie mi to jeszcze parę dobrych lat ale mam już prawie czterdziestkę a zaczęłam odmieniać swoje życie bardzo niedawno. To naprawdę nie są problemy do rozwiązania w kilka miesięcy. Wyprowadzka z domu na pewno pomoże ale nie załatwi problemu. Potrzeba jeszcze lat ciężkiej pracy nad sobą.
  19. U mnie nerwica natręctw wynika z brudu takiego fizycznego i poczucia brudu psychicznego. Ojciec jak był pijany bardzo często siedział obsmarkany, opluty, nigdy nie mył rąk po wyjściu z ubikacji i stad się wzięło u mnie poczucie że wszystko w domu jest brudne. Zaczęło się mycie rąk tak uporczywe że skóra na rękach była już zniszczona, otwieranie drzwi łokciem, przez ubranie albo papier, przesuwanie niektórych rzeczy np długopisem i niechęć do pożyczania swoich rzeczy. Bardzo nie lubię jak inni ludzie dotykają moich rzeczy. A poczucie brudu psychicznego wzięło się stąd, że napatrzyłam się tyle na złe rzeczy, że sama poczułam się splugawiona tym wszystkim. I niestety do tej pory nie mogę sobie z tym poradzić mimo dwóch skończonych terapii i regularnych wizyt u psychiatry. Oprócz mycia rąk pojawiało się też liczenie, przestawianie, ustawianie symetrycznie przedmiotów, poprawianie ubrań, włosów, jeśli dotknęłam się z lewej strony twarzy to od razu musiałam i z prawej etc. Potrafię w środku nocy wstać i sprawdzić czy piecyk wyłączyłam albo czy koty śpią w pokoju.
  20. U mnie zdecydowanie jest zależna od pogody. Ja bardzo reaguję na zmiany ciśnienia, nasłonecznienia i takie tam i niestety są dni gdy na samą myśl o wyjściu robi mi się słabo. Łęk taki jakby za drzwiami miał mnie ktoś skrzywdzić. A oczywiście mam lepsze i gorsze dni. W te gorsze bym sie schowała pod kocem i nie wychodziła do wieczora.
  21. Mnie do siedzenia w domu zmusiła sytuacja. Zwolnienia grupowe z pracy. Najpierw czułam euforię, potem mobilizację do szukania nowej pracy a po jakimś czasie tak już wsiąkłam, że teraz ciężko mi się wyrwać. Na myśl o tym , że mam wyjść i coś załatwić brzuch mnie boli i przeżywam już dwa dni przed wyjściem. A najgorsze jest to, że siedzę w domu i denerwuje mnie każdy szelest u sąsiadów. Czasem potrafię co chwilę zaglądać przez okno czy już wrócili do domu czy nie. Błędne koło, z którego nie potrafię się wyrwać.
  22. Moje jest przepełnione lękiem, boi się, że wszystko za co się bierze wcześniej czy później się zepsuje. Cały czas boi się, że wszyscy ludzie wkoło wreszcie zauważą, że jest głupie, niemiłe, nic nie potrafi i jest życiowym nieudacznikiem
  23. Witajcie! Jestem tu nowa ale niestety problem lęków, nerwicy, depresji nie jest dla mnie nowy. Męczę się z tym wszystkim prawie całe życie a mam już prawie 40 lat. Od dwóch lat biorę regularnie leki na depresję i przeciwlękowe, mam za sobą terapię indywidualną i grupową ale niestety przychodzi trudniejszy okres i nie panuję nad swoimi lękami. I niestety żadne relaksacje, żadne sugestie nie pomagają. Najczęściej kończy się tak, że biorę coś na uspokojenie i czekam, żeby dzień minął. Tak, że dość marny sposób. A potrafię zacząć się stresować na przykład tym że na drugi dzień mam wyjść z domu i coś załatwić albo że sąsiedzi będą się tłuc za ścianą. Bardzo często sama się nakręcam i wymyślam problemy, które w rzeczywistości są błahe i niewarte uwagi.
×