Skocz do zawartości
Nerwica.com

czarna_magia

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez czarna_magia

  1. Kokojoko - Zakochanie oczywiście nie wyleczy nn ani niczego innego, ale w moim przypadku, jako silne doznanie powodowało chwilową ulgę. To czysto subiektywna sytucja, ale tu kazdy pisze przeciez własnie o sobie. Dark Passenger - No ja tez miałam okresy długoletnich miłosci, potem rozstań i nowych miłosci i razem z kolejami losu nieodłaczne nn. Przeprowadzałam sie cztery razy, miałam rózne okolicznosci w zyciu i nn w róznym nasileniu, ale zawsze towarzyszyło. Więc ani zakochanie, ani zaden człowiek czy nowe miejsce nie uleczą, trza to zrobic w sobie samemu. Ale jednak bardzo miło wspominam okresy zakochania czy podobnego podekscytowania, gdyz wtedy choc na chwilę coś bylo mocnienjsze od moich natrectw i chorych mysli. kasiątko - Też to miałam, tylko ja jeszzce sprawdzałąm w drodze. A i tak sie wszędzie spóźniałam. Kitex120 - pieprzyc dopamine i endorfiny, ich nie czujesz ani nie widzisz, nie masz nad nimi kontroli. Lepiej obserwować siebie i szukać na siebie sposobu, niż dokonywać neuroanalizy mózgu Masked_Man - Hej :) Ciekawe, ze u Ciebie choroba miała momenty występowania, a potem przechodziła. Widzisz u siebie jakąś zaleznosc z tym związaną? A jak długo juz na terapii? Pomaga Ci sama terapia, czy wspomagasz sie czyms jeszcze? Ja ze seksem miaałm względny spokój. Jestem bi, ale naturalnie to przyjełam. Miałąm tylko takie natrętne przymusowe onanizmy, pozbawione paradokslanie jakiejkolwiek tresci erotycznej. vifi - hej :) ciesze się, oby do przodu. monk.2000 - jak to 'wizja świata'? Napisz coś więcej. Hm... Co do czytania, pytania i myslenia, to powiem Ci od siebie, że ja jestem ateistką. I w momencie, kiedy miałam te pomylone mysli typu 'jak nie odłozysz tego w ten sposób, to stanie sie cos zlego', to próbowalam sobie racjonalizowac: nie wierzysz w Boga, horoskopy, czarnego kota itp, a dajesz się rzadzic takim myślom w swojej głowie. Oczywiście nie pomagało, czasem tylko na chwile krótką. Ale absurd mojego zachowania zmuszał mnie do robienia czegos ze sobą.
  2. aż tak źle? napiszesz coś o tym? ( ja jednak daje sobie szansę i nadzieję -- 02 lis 2013, 22:37 -- Masz w zupełności rację. Jednak gdy ja miałam gorsze okresy choroby nie potrafiłam skoncentrowac się nawet na ulubionych czynnosciach, jak pisałam wcześniej. Zauwazylam jednak u siebie pewną zależnosc, mianowicie najlepiej funkcjonowałam (najmniejsze natręctwa), gdy w moim zyciu działo sie coś intensywnego, co mnie mocno doswiadczało emocjonalnie. Były to pozytywne, jak i bolesne sytuacje, chodzi o to, że mocno je przeżywałam. Jak narodziny dziecka, zakochanie, romans, rozstanie, stres związany z nowa pracą itp. Najgorzej było, gdy w moim zyciu nic sie nie działo i panowała pustka emocjonalna. Wtedy czułam taką próznię w sobie więc koncentrowalam się nad swiatem zewnętrznym - ustawiając, sprawdzając, powtarzając. Dlatego teraz jestem strasznie szczęsliwa, bo od 2 lat własnie mam w zyciu ową 'pustke', zyje sobie bardzo spokojnie, wręcz nudnie, nie mma zadnej relacji która by mi dostarczała wrażen i w takim momencie zycia osiągnęłam świetny stan psychiczny. Bardzo uzdrawiająca i rozwijająca samotność, bo nareszcie potrafie odczytać cos w sobie, poczuc siebie. Samoswiadomosc bardzo wzrosla, przez co patrzę jakby w siebie, nie muszę przenosic uwagi na rzeczywistosc obok (czyli nie ustawiam, nie sprawdzam, nie mam lęków co kto mysli o mnie, bo sama wiem jaka jestem). Uzdrowienie to dotrzec do siebie. Pisałes, że u Ciebie przyczyna mogły byc hormony czy przemiany obszarów mózgu zwiazane z dojrzewaniem. Z tymi hormonami to ciekawe. Jakie by to bylo dla mnie proste uzdrawiąjąc cialo, uzdrowic jednoczesnie psychikę. Powiedz, widzisz poprawę samoistną wraz z wiekiem tylko? pzdr
  3. Niechęć do zmian to jakby małe poczucie bezpieczeństwa. Ale to moze kwestia osobowosci tez, ja z kolei kocham zmiany, nowości. Całkiem nowe sytuacje zawsze były u mnie wolne od natręctw, brak bylo czasu na wytworzenie się rytuałów. A co do muzy, to chyba nie natrectwa, a raczej cos na kształt takiego fajnego, ludzkiego jarania się czymś :) Ja nie potrafię sobie odmówic sluchania i przez dzien cały kawałka, który mnie urzekł. A ciary to mam dosłownie fizyczne po niektórych bitach :) Nie kazda powtarzalnosc to natręctwo lękowe. Tak samo jak wspomnienia, sentymenty. Ciesze się, ze sie fajnie czujesz, pozdrawiam! :)
  4. Moja kotka dostała rujkę. Cierpi biedaczka, bo ją trzymam w celibacie z wiadomych względów. A radość sprawiło mi to, że nie jestem sama w swoim stanie, inni (patrz moja kotka) mają podobnie
  5. 'Wszystko co wypieramy, bierze nas w posiadanie. Wszystko co uznajemy, uwalnia nas." Bert Hellinger Z tego wypierania wlasnie nasze natręctwa. A płacz, szzcerość wobec siebie i odczytywanie swoich prawdziwych uczuc to uznanie swoich emocji. Przyszło mi to cholernie późno, po 1,5 roku terapii dopiero sie rozbeczałam, wczesniej byłam jak manekin. Taki płacz to zajebista ulga:)
  6. Hej :) Czytam Ciebie i jakbym widziała siebie jeszzce sprzed niedawna! Miałam identycznie z wieloma sprawami. Ciągły niepokój, czy moje czynności na pewno zostały wykonane. Np po wysłaniu mejla wchodziłam do folderu 'wysłane' i sprawdzalam x razy, czy aby ów mejl na pewno poszedł. Miałąm ciągłe obawy, czy przekazując komus jakies informacje ten ktoś dobrze mnie zrozumiał. Starałam się być do bólu perfekcyjna w pracy. I też miałam przewrażliwione podejrzenia co do czyjegos spojrzenia, zachowania, tonu głosu. Strasznie przejmowałąm się emocjami innych kierowanych do mnie. Poza tym mase irracjonalnych lęków z kosmosu (ze zachoruję, umrę, nagle zepsuje mi sie komputer, własciciel mieszkania pojawi sie nagle i bez powodu wypowie mi umowe etc). Kurcze, tak patzrąc wstecz, to strasznie mi to ograniczało zycie, zabrało mozliwosc spokojnego doswiadczenia tylu fajnych chwil. A co do pasji to rewelacyjna rada i 100% racja :) Tylko ja wtedy, mając natręctwa mialam wielki problem z koncentracja i uwaznoscią i musialam miec na serio silne doznanie (seks, głośny koncert, poznanie całkiem nowej oosby) aby sie na nim skoncetrowac. Miałam olbrzymie problemy, aby usiąsc i przeczytac spokojnie pare stron ksiązki mimo, iż mnie skręcało z ciekawosci co do tresci. Ale to racja, pasja, coś, co wzbudza emocje potarfi byc silniejsze od natrectw, a w kazdym razie daje pewną ulgę. Najgorzej to pozwolic sobie na bezczynność. A powiedz, widzisz teraz u siebie zależność między natrectwami, a jakimis sytuacjami zyciowymi? Twój stan tak samoistnie sie poprawia i utrzymuje? Czy są momenty nawrotu (nawet krókie epizody)?
  7. Hej:) Też mam dziecko, ma już 10 lat. Dopóki nie zaczęłam zdrowieć, nie zdawałam sobie sprawy jaki moja choroba ma wpływ na mojego syna. Wszystkie przedmioty w domu, zabawki ustawiał równiutko symetrycznie, dokręcał na siłe krany, po wiele razy dopytywał się o plan na nastepny dzień, miał sztywno określone sposoby wykonywania jakichś czynności, bywał nerwowy, drażliwy. Niewiarygodne, jak bardzo przejął moją osobowość. Kiedy moje natręctwa malały na sile i w domu zaczął panować większy 'luz', np przedmioty leżały zwyczajnie odłozone, a nie ustawione geometrycznie co do milimetra jak to wczesniej było, moje dziecko chodziło po domu i 'prostowało' ulożenie tych rzeczy. Dla niego panował bałagan i chaos! Z czasem jednak tez sie rozluźnił i jego natręctwa równiez znikneły. Zmierzam do tego, że nasza osobowość ma strasznie duży wpływ na dziecięcą psychike i atmosfere w domu. Takie skrzywienie jak natręctwa trwac moze jak u mnie latami, szkoda męczyć dziecko i innych ludzi sobą. Warto zadbać o swoje zdrowie. Szczęsliwa mama to szczęsliwe dziecko :) Te myśli pojawily sie u Ciebie po porodzie, czy miałas juz je wcześniej i pojawienie sie dziecka je wywołało? U mnie zawsze było tak, że im większę sczęscie mnie w zyciu spotkało (dziecko, fajna praca, fajny facet) tym miałąm gorsze natręctwa i lęki (jakbym się bała to szzcęscie utracić). Ale mnie ssri jak i inne leki nie pomogły. Nie przejmuj się nadwagą, to pewnie nie tylko efekt leków, ale i niedawnej przecież ciąży. Z czasem możesz znaleźć sposób aby brać leki i kontrolowac wagę (moze zmiana diety + sport?). Kurcze, pomyśl ze to jednak dobra sprawa, skoro znasz lekarstwo na te złe myśli. Niektórym nic nie pomaga:( A byłaś moze ze sobą u psychologa? Nie daje efektu natychmiastowego, ale moze warto spróbować (masz przed sobą wiele lat macierzyństwa :) jest dla kogo sie starać) pozdrawiam cieplutko :)
  8. Mam 31 lat, nn odkąd pamiętam, czyli od okresu wczesnoszkolnego. Mając siedem, osiem lat miałam juz intensywne natręctwa. Z choroba żyję więc szmat czasu. Miałam lepsze i gorsze okresy choroby. Lepsze to takie, że po dwóch godzinach wieczornego sprawdzania kurków, klamek etc wreszcie szłam spać, lub po półgodzinie zmuszania sie do koncentracji (rozpraszanej jakimiś iracjonalnymi myślami typu 'mimo, że dziesięc razy to mu mówiłam pewnie i tak mnie dobrze nie zrozumiał') dałam radę przeczytac parę stron ksiązki. Okresy gorsze to dłonie poranione od tych klamek i kurków do krwi i spóźnianie sie do pracy, kompulsywne onanizmy i wiele innych. Do lekarza poszłam z tym dopiero 3 lata temu (! wiem, głupota, ale lepiej później niz w ogóle). Początkowo jakieś leki - SSRI, benzo, ale kompletnie sie u mnie nie sprawdziły. Po serotoninach miałąm zajebisty humor, ale natręctwa szalały, po benzo chodziłam jakby przyćpana, więc nawet nie umiałąm okreslić czy natręctwa występuja. Odstawiłam. Od 3 lat regularnie jednak chodzę na psychoterapię. I powolutku, krok po kroku, zaczął postępowac proces mojej poprawy. Praca była bardzo ciężka, gdyż na terapii miała miejsce głeboka wiwisekcja mojej psychiki, musiałam przerobic całe swoje dzieciństwo, wszystkie traumy, odkopać wyparte uczucia i ogarnąc cały chaos emocjonalny, który miałam w sobie. Proces ten był jak wspomniałąm powolny i długi, zmiany dokonywały sie stopniowo. Czasem były wręcz niezauważalne przeze mnie, gdyż koncetrowałąm się na pracy nad sobą, tzn na jakimś moim konkretnym uczuciu, mysli (np dajmy na to relacji z matką), a kiedy powoli dochodziłam do rozwiazania tego konkretnego problemu, z zaskoczeniem odkrywałam, że moje natręctwa spadły na sile, lub wykonuje je jako nabyty przez lata nawyk, lecz bez owego paskudnego wewnętrznego przymusu i napiecia. Zaczęłąm też duzo pracować nad samorozwojem, bardzo wzrosło moje poczucie włąsnej wartości i sprawczości, co adekwatnie obniżyło sporo mój poziom lęku. Cały czas pracuje nad sobą, odwiedzam psychologa. Natręctwa są wręcz niezauważalne, dziennie zajmują mi jakies 15 min tak po skumulowaniu. I to tylko czynności ( są nawykiem wieloletnim, czasem podświadomie więc je jeszzce powielam). Głowę mam czystą i spokojną. Czuję się ze soba tak cudownie, jestem zrelaksowana, po prostu odpoczywam w sobie. Mój komfort życia podniosł się do niewyobrażalnego dla mnie poziomu - potrafię spokojnie poczytać, porozmawiać bez przerywania komuś i powtarzania tego samego x razy, mówie wolno i spokojnie, umiem sie skoncentrować na czynnościach, zakręcic wodę i zwyczajnie iść spać, zamknać mieszkanie, schowac klucze i zwyczajnie wyjść z bloku. Jeszcze parę spraw mam do przerobienia, ale to co zrobiłam do tej pory jest dla mnie wielkim sukcesem. I mam pytanie - czy ktos z Was ma za sobą wieloletnie leczenie z efektami? Czy mieliście nawroty, jeżeli tak to czym spowodowane (jakimś wydarzeniem życiowym?). Czy komus się całkiem udało, lub w części choć? Czy po wyleczeniu pracujecie nad swoja kondycja psychiczną? Ja sie boję troche, na ile mój dobry stan obecny bedzie się miał do jakichs nowych okolicznosci zyciowych (typu nowa relacja, smierć ukochanego kotka czy przeprowadzka w nowe miejsce). Pozdrawiam! :)
×