Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość unikająca (lękliwa)


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Psychoanalepsja_SS, Ja natomiast do swoich oprawców nigdy nie czułem nienawiści czy agresji, nie przypominam sobie, nigdy nie miałem chęci zemsty. Teraz zresztą też nie mam takiej chęci ale jeżeli przyczynili się pośrednio do zrycia mojej psychiki to wypadałoby się jakoś zrewanżować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a czemu nie zapiszecie sie na jakąś psychoterapie?

 

-- 16 paź 2014, 01:09 --

 

moim chorym marzeniem jest założenie "grupy zemsty", która zrzesza takich ludzi jak my, których misją jest ukaranie wszystkich, którzy najdotkliwiej nas skrzydzili,

taka wspólna miłość we wspólnej nienawiści do wroga.

 

 

to byłby niezły pomysł. Załóżmy sojusz :D

 

-- 16 paź 2014, 01:12 --

 

skąd wy bierzecie te wynalazki. Czyli podsumowując jakie prochy

Coś mi się spsuło w laptopie i od roku słucham muzyki na wbudowanych głośnikach, nagrywam na wbudowanym mikrofonie, zewnętrzne urządzenia dźwiękowe podłączone nie działają. Nie mogę się zebrać do serwisu... Musiałbym się zastanowić - w końcu na dzień co najmniej z laptopa korzystać nie będę mógł, pójdzie coś kasy, a jak nie naprawią, a jak mi dysk twardy wyczyszczą, a jak cokolwiek, inne warunki jakiekolwiek...

To jest paraliżujące i przez to zaniedbuję, zawalam wiele spraw.

 

Ja tak mam z każdym wyborem. Np teraz nie moge wybrać studiów. Chwilowo wydaje misie ,ze projketowanie graficzne bedzie lepsze, a potem, ze bezpeiczenstwo wewnętrzne, następnie wydaje mis e, ze mzoe jednak lepszą opcją bedzie nowe media i reklama, bo uczelnie mialbym nie daleko i moglbym dojezdzac. ALe boje sie podąć jakąkolwiek decyzje, bo obawiak sie ,ze jesli juz ja podejme to bede zalowal, ze nie wybralem czegos innego

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a czemu nie zapiszecie sie na jakąś psychoterapie?

Prokrastynacja + opory/lęk przed zadzwonieniem/pójściem by załatwić + koszty pieniężne.

 

 

Chwilowo wydaje misie ,ze projketowanie graficzne bedzie lepsze, a potem, ze bezpeiczenstwo wewnętrzne, następnie wydaje mis e, ze mzoe jednak lepszą opcją bedzie nowe media i reklama, bo uczelnie mialbym nie daleko i moglbym dojezdzac.

Bezpieczeństwo wewnętrzne? To chyba straszne kupsko, bierz projektowanie ;).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a czemu nie zapiszecie sie na jakąś psychoterapie?

Prokrastynacja + opory/lęk przed zadzwonieniem/pójściem by załatwić + koszty pieniężne.

Ja boję się jeszcze tego, że trafię na nieodpowiednią osobę, która mnie oleje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tiaaaaa.

Mój pomysl z chodzeniem na randki w celu oswajania fobii społecznej, nie był najszczsesliwszym pomysłem. Spotkalam się z dwoma facetami. Tym drugim totalnie się zauroczyłam i łyknelam wszystkie jego sciemy i manipulacje :( .To brzmi smiesznie , ale on w ciągu dwóch dni zdazyl złamać mi serce.

Teraz do wszystkich problemów doszło obsesyjne myslenie o tym gościu, poczucie odrzucenia, rozczarowania.

Może lepiej nie wylazic ze swojej nory i jednak unikac ludzi? Tak jest zdrowiej dla mojej psychiki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Takie oswajanie nic nie da. Ja się oswajałem i g*wno z tego wynikło. Z moich obserwacji wynika, że taka osoba musiałaby oswajać się całe życie, a gdyby na chwilkę zwolniła tempo to wszystkie problemy społeczne wróciłyby jak bumerang.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Takie oswajanie nic nie da. Ja się oswajałem i g*wno z tego wynikło. Z moich obserwacji wynika, że taka osoba musiałaby oswajać się całe życie, a gdyby na chwilkę zwolniła tempo to wszystkie problemy społeczne wróciłyby jak bumerang.

 

Problemy społeczne nie wracają wtedy, gdy ta osoba zwalnia tempa (w tej wypowiedzi podświadomie niejako przerzucasz winę na tę osobę - BO zwolniła tempo) problemy wracają, gdy ta osoba -tak samo mocno i stale zaangażowana w oswajanie się- spotkała się z jakimkolwiek odrzuceniem, negacją jej osoby, czy nawet wyobrażeniem o negatywnych intencjach drugiej osoby (a przecież to się zdarza). I WŁAŚNIE WTEDY to wszystko wraca jak bumerang (większy niż poprzedni bumerang).

 

Tak jest u mnie... Walczę, walczę i wydaje mi się, że jest ok a potem (nie zwalniając) usłyszę, zobaczę, źle odczytam czyjeś intencje i klops.Wracam do skorupy, liżąc swoje rany i rozpatrując swoje upadki. Zazwyczaj kończy się weekendem w łóżku i ogromnym rozżaleniem nad sobą. Od poniedziałku jestem już skałą, która nie pozwala się skrzywdzić, posługując się ciętymi, błyskotliwymi ripostami, zakasowuję wszystkich, myśląc że własnie "im pokazuję". Przez dłuuuuuuuuuugi czas nie pozwalam się skrzywdzić, ale jestem wtedy mimo "twardości" nieszczęsliwa i tak jest do następnego razu (tak jest 40 lat)

:cry:

 

 

 

Nie wiem czy doprecyzowałam o co mi chodzi.

 

"edycja" z powodu literówek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

spotkała się z jakimkolwiek odrzuceniem, negacją jej osoby, czy nawet wyobrażeniem o negatywnych intencjach drugiej osoby (a przecież to się zdarza). I WŁAŚNIE WTEDY to wszystko wraca jak bumerang (większy niż poprzedni bumerang).

Ale to przecież jest normalne, świat nie jest ciągłym lizaniem się po dupach wszędzie przez wszystkich. Mój przewrażliwiony układ nerwowy zbyt mocno bierze wszystko do siebie, każdą myśl, każde wypowiedziane słowo w moim kierunku, każdy gest skierowany do mnie, ogólnie każde zdarzenie. Chcę tylko aby wszyscy się ze mną zgadzali, aby mi słodzili, aby nie czepiali się mnie, aby nie krytykowali mnie, no ale przecież tak się nie da. Już pamiętam jak w dzieciństwie wystarczyło lekkie podniesienie tonu głosu przez ojca, a natychmiastowo oczy zaczynały mi łzawić do płaczu i czułem smutek. Już wtedy moja patologiczna nadwrażliwość wypuszczała swoje pierwsze symptomy. W tym jest mój główny problem, to jest kur*a jakiś jeden, wielki, boski żart z mojej egzystencji.

 

Dzisiaj stałem sobie w kolejce w sklepie, oczywiście cały spięty jak agrafka, wyostrzone zmysły, problemy z zapanowaniem nad drżeniem ciała - standard. Nadeszła moja kolej, kasjerka zerknęła na mnie i momentalnie uśmiechnęła się od ucha do ucha. Podobnie jak było jakiś czas temu o czym zresztą pisałem w tym temacie. Już nie chciało mi się obserwować czy do kolejnych klientów też będzie się uśmiechać czy tylko ja wzbudziłem taką reakcję ale następnym razem jak nie zapomnę to sobie tego nie odpuszczę. Uśmiech odwzajemniłem ale musiał on wyglądać przezabawnie bo po pierwsze ja nie umiem się uśmiechać, a po drugie w takim stopniu spięcia w jakim byłem wtedy mój uśmiech musiał wyglądać mega nienaturalnie. Oczywiście jej uśmiech odebrałem od razu z automatu jako wyśmiewanie się z mojej osoby. Coś czuję, że coś ją rozśmieszyło w moim wyglądzie dlatego tak szybko się uśmiechnęła gdy spoglądnęła mi w twarz. Poczułem się upokorzony.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@monooso

 

jakie bierzesz leki, skoro tak mocno trzymają Cię lęki ?

bo to typowo nerwicowe zachowania wskazujące na deficyt serotoniny.

u mnie po antydepresantach znacznie opadają objawy, które opisujesz,

czasem nie do końca, ale jest wyraźna poprawa.

wszystko wskazuje na to, że nie zażywasz nic, bo ze strony behawioralnej

dawno nauczyłeś się radzić z tym, ale mózg domaga się uzupełnienia danego hormonu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cierpienie to nie pocieszenie.

Teraz mózgu myśl, co chcesz ogarnąć i dziś wieczorkiem zaśmigasz se etylofenidacik.

 

-- 18 paź 2014, 18:27 --

 

Dzwonek do drzwi, idę, patrzę przez wizjer, jakiś facet w czerwonej koszulce - nie otwieram, bo co ja tam mu mogę powiedzieć, z nim rozmawiać, czego on chce. Potem się okazuje, że jakiś hydraulik ze spółdzielni do kaloryferów miał przyjść.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

............... nie otwieram, bo co ja tam mu mogę powiedzieć, z nim rozmawiać, czego on chce. Potem się okazuje, że jakiś hydraulik ze spółdzielni do kaloryferów miał przyjść.

 

:lol:

Ja też nie otwieram (lub nie odbieram - gdy nieznany numer tel.) a potem do męża mówię: "ciekawe kto to i co chciał?" a on na to, "gdybyś tylko otworzyła to byś się dowiedziała !" :lol:

Śmieszą mnie takie sytuacje, bo ja potem zachodzę w głowę co taki gość chciał. I zawsze myślę, że cos zrobiłam źle, albo byłam świadkiem jakiegoś zdarzenia i napewno ktoś chce mnie o coś posądzić i po to przyszedł.

Głupie, co? :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jakie bierzesz leki, skoro tak mocno trzymają Cię lęki ?

Na razie żadne.

 

bo to typowo nerwicowe zachowania wskazujące na deficyt serotoniny.

Wiem.

 

u mnie po antydepresantach znacznie opadają objawy, które opisujesz,

czasem nie do końca, ale jest wyraźna poprawa.

Mam nadzieję, że w moim przypadku również okażą się skuteczne. Ja boję się jednego, że po takich antydepresantach znajdę się na drugim biegunie czyli, że za bardzo mnie wystrzeli bo na mnie wszystko działa o wiele mocniej niż na przeciętną osobę, że wpadnę w jakąś hipomanie. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić siebie w normalnym stanie psychicznymi, takim, który pozwala na prowadzenie normalnego życia. Ja albo jestem na jednym biegunie albo na drugim. A stan pośredni to nic nie robienie czyli pustka.

 

bo ze strony behawioralnej dawno nauczyłeś się radzić z tym, ale mózg domaga się uzupełnienia danego hormonu.

Ojj nie do końca, a nawet wręcz przeciwnie. Moje zachowanie całkowicie leży. Nie umiem rozmawiać z ludźmi, nie wiem jak się zachowywać, co wypada, a co nie wypada itd. Ja mogę wchodzić w różne sytuacje od tak, mogę pójść do sklepu i stać w kolejce pomimo tych wszystkich problemów, które tutaj opisuję. Mam wrażenie, że mógłbym nawet do kogoś zagadać bez problemu na ulicy ale nie chcę. Nie będę z siebie robił idioty ze względu na objawy nerwicowe psychiczne i somatyczne. Takie wystawianie się na sytuacje nic nie zmieni (praktykowane), objawy dalej pozostaną. Dopóki nie usunę objawów to nic nie będę robił, nawet CV nie napiszę, najwyżej skończę pod mostem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fobia społeczna/osobowość unikająca (lękliwa) - dla mnie to jest to samo, będę stosował te pojęcia zamiennie ze względu na wygodę. Moim zdaniem fobie społeczną to może mieć ktoś kto wcześniej był normalny. Natomiast jeżeli ktoś całe życie jest lękliwy społecznie to wtedy taką ma osobowość. Chociaż bardziej by do mnie pasowały mieszane zaburzenia osobowości ponieważ wykazuję również cechy charakterystyczne dla innych zaburzeń. Jednak osobowość lękliwa najbardziej mi przeszkadza bo ten rodzaj osobowości praktycznie wyklucza jakiekolwiek funkcjonowanie w życiu.

Fobia społeczna to lęk przed byciem w centrum uwagi i negatywną oceną przez innych, a osobowość unikająca lęk przed krytyką, odrzuceniem, zawiedzeniem się, związany z próbą nawiązania jakiejś konkretnej relacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja cała natura jest lękliwa, przenika to aż do szpiku kości. Ostatnio stałem w kolejce do kasy w sklepie i niechcący jakiś koleś mnie z tyłu szturchnął leciutko ramieniem, ja błyskawicznie odskoczyłem, złapałem się za rękę, aż cały zadrżałem, nie wiedziałem co się dzieje, byłem przerażony, a ten koleś mówi do mnie 'przepraszam', że niby niechcący. Po tej sytuacji już nie mogłem się uspokoić. Oczywiście dla kolesia nic nie odpowiedziałem, popatrzyłem się na jego dziwnie i w ogóle nie wiedziałem jak się zachować. Moje zachowanie w tamtym momencie było jakieś przedziwne, pewnie pomyślał sobie, że koleś jakiś szurnięty. Niby taka błaha sytuacja ale za to jaka moja reakcja, jakby ktoś mnie napadł. Robiłem to z automatu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rany, ale ja ostatnio jestem przygnębiona, smutna i zrozpaczona. Muszę się komuś wyżalić, bo już jak chodzę po parku z psem to, wylewając tony łez, wypatruję tylko jakichś pięknych miejsc do ułożenia moich zwłok. Życie jest wspaniałe. Tylko dlaczego ja muszę być taka popieprzona, tego nie wiem. Nie rozumiem.

W podstawówce byłam dość nieśmiałym dzieckiem, ale jeszcze całkiem normalnym. W gimnazjum się zaczęło moje całkowite odseparowanie od ludzi. Jedna przyjaciółka mi została z podstawówki, z którą pokłóciłam się pod koniec gimnazjum. Do liceum poszłam sama. Nie byłam w stanie nawiązać żadnej więzi, bałam się ludzi, specjalnie spóźniałam się na lekcje, żeby nie stać sama przed klasą, żeby nie musieć nikomu mówić "cześć". Totalnie zero kontaktu z kimkolwiek. Moja unikanie sytuacji społecznych znacznie przekroczyło granicę wszelkiego absurdu. Psycholog, psychiatra. Nauczanie indywidualne. Z psycholog spotykałam się pół roku, NIC nie była w stanie ze mnie wydusić. Miałam iść na terapię grupową, nie doszłam. Straciłam indywidualne, poszłam zaocznie do liceum dla dorosłych. W wielkich mękach udało mi się je skończyć, zdałam maturę, poszłam na studia, po pół roku zrezygnowałam. Kontakt z ludźmi, ataki paniki. Zero zmiany. 3 lata ciągłego rozpoczynania czegoś: pracy, nauki, zawsze później rezygnowałam. Jestem tak niesamodzielna, nieogarnięta życiowo, że to aż boli. Nie znam podstaw, nie znam się na niczym, o niczym nie potrafię porozmawiać, nie jestem w stanie zbudować poprawnie logicznego zdania. Nie mogę nawiązać żadnej więzi z nikim. Byłam tak totalnie zrezygnowana, że nie chciało już mi się niczego zaczynać. W końcu, jakoś w sierpniu znalazłam sobie mega motywator, żeby znaleźć pracę. Znalazłam. Na początku, póki mogłam być trochę nieogarnięta i nie znałam jeszcze nikogo, było świetnie. Później było gorzej. I jest coraz gorzej. Ludzie biorą mnie za wredną sukę i do tego pewnie jakąś cofniętą w rozwoju, bo do nikogo się nie odzywam i nikomu nie pomagam. A ja po prostu nie mam pojęcia jak to robić. Nie wiem co mówić, nie wiem co mogę zrobić, żeby nikomu nie robić problemu. Boję się patrzeć na innych, boję się odezwać. Jestem już tak konkretnie przybita tym ograniczeniem, że nie wiem co robić. Utknęłam w martwym punkcie. Dopóki siedziałam w domu mogłam sobie wyobrażać, że będzie okej, ale teraz wiem, że nie. Nigdzie sobie nie poradzę. Nie mam żadnych perspektyw na przyszłość. Teraz czekam tylko na jakiś impuls, żebym mogła już nigdy do pracy nie wrócić. A jestem już na granicy wytrzymałości, naprawdę. Wystarczy słowo, gest i już mnie nie ma.

A wiecie co jest najgorsze? Że z moja rodziną rozmawiam normalnie. Opowiadam, żartuję, potrafię gadać godzinami non stop. Przy innych coś mi się blokuje. To jest niesamowite, z jednej strony.

A tak cholernie brakuje mi kogoś z kim mogłabym gdzieś pójść, gdziekolwiek.

27 listopada idę do psychiatry po skierowanie do psychoterapeuty. Ciekawa jestem tylko czy jakoś wytrzymam do tego czasu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj miałem tak, że spacerowałem sobie samemu przesmykiem, z naprzeciwka w moją stronę szła jakaś kobieta pchająca wózek z dzieckiem i nagle taki błysk, nie wiem jak to dokładnie opisać ale tak jakby pół sekundy braku świadomości, jakby powrót do reala ze snu, tak jakby otrząśnięcie się i nagle patrzę, że jestem samemu, a żadnej kobiety tutaj nie ma. Nie wiem jak to jest możliwe, nie mogła skręcić w bok bo to jest taki przesmyk łączący obie ulice, z boku nie ma żadnych skrętów, są tylko siatki oddzielające posiadłości, do tyłu też nie mogła cofnąć ponieważ była w środku tego przesmyku, zwyczajnie nie zdążyłaby cofnąć, mnie też nie mogła minąć z tego samego powodu ponieważ ja byłem w pełni trzeźwy i świadomy. Nawet później szybko wyszedłem z tego przesmyku bo pomyślałem, że może jakimś cudem zamyśliłem się, a ona zawróciła i skręciła w bok, tak więc wyszedłem, zacząłem rozglądać się na boki i nie było żadnej kobiety z wózkiem. Gdyby cofnęła jakimś cudem to musiałaby tam być ponieważ minęło może parę sekund. Po prostu wyglądało to tak, że idę sobie, idzie przede mną kobieta z wózkiem, nagle jakieś pyk tak jakby powrót do reala i patrzę, że kobieta znikła, nikogo nie ma. Dodam, że nie jest to pierwszy raz, miałem tak już wiele razy, ostatnio jakby częściej, parę dni temu miałem podobnie, szedłem sobie ulicą, naprzeciwko mnie szło 2 policjantów, nagle pyk i patrzę nie ma policjantów, tak jakby znikli w ciągu sekundy. Zacząłem się rozglądać, patrzeć w boczne uliczki ale ich nigdzie nie było. Co to może być?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mark123, Ja tutaj widzę dwie możliwości. Pierwsza to omamy, a druga taka, że może łapię zwiechy czego nie jestem w ogóle świadomy, np. złapię sobie zwiechę, kobieta zdąży mnie minąć czy zawrócić, a ja po odwieszeniu się odnoszę wrażenie, że minęło może pół sekundy, a kobiety nie ma. Jestem ciekaw od czego to jest ponieważ ja od jakiegoś czasu jestem wzorem idealnego obywatela - nie piję alkoholu, nie palę papierosów, nie biorę w ogóle nic, zacząłem nawet paradoksalnie dbać o siebie. A wracając jeszcze do tych omamów to to jest dziwne ponieważ gdyby znikały czy rozpływały się one na moich oczach to może jeszcze bym uwierzył ale tutaj wygląda to tak jakbym ja stracił świadomość na pół sekundy i po tym 'wybudzeniu się' już nie było tego omamu. W konsekwencji nie wiem czy to jest omam czy może ja straciłem świadomość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No powiem ci, że niezłe jaja. Może po prostu się wyśpij porządnie, no i idź do neurologa na podstawowe badania. Wygląda na to, że ani tej kobiety z wózkiem, ani tych policjantów nie było. Możesz też śnić na jawie, ale niestety nic o tym nie wiem. Mam nadzieję, że jak masz takie akcje, to nie jeździsz samochodem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×