Skocz do zawartości
Nerwica.com

Marderatis

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Marderatis

  1. No powiem ci, że niezłe jaja. Może po prostu się wyśpij porządnie, no i idź do neurologa na podstawowe badania. Wygląda na to, że ani tej kobiety z wózkiem, ani tych policjantów nie było. Możesz też śnić na jawie, ale niestety nic o tym nie wiem. Mam nadzieję, że jak masz takie akcje, to nie jeździsz samochodem.
  2. Każdy przeżywa wszystko inaczej, jednak podczas lęku ludzie często doświadczają ciężaru w klatce piersiowej. Ma się wrażenie, że człowiek się dusi. Być może w Twoim przypadku chodzi o to, że ta reakcja jest zbyt silna, że aż dochodzi do bólu. Najlepszym sposobem na lęk jest próba uświadomienia sobie, że tak na prawdę nie wiem co będzie, nie wiem co mnie spotka i czy w rezultacie jakiejś sytuacji na pewno będzie tak, jak mi się wydaje. Lęk powstaje właśnie z tego powodu, bo wydaje mi się, że zaraz zetknę się z tym, co go wywołuje, i że sytuacja się powtórzy. Siedź więc i pytaj siebie: skąd wiem, że będzie tak, jak mi się wydaje, że będzie? Skąd wiem, że ta reakcja jest słuszna? Skąd wiem, co nastąpi? Dlaczego spodziewam się czegoś z góry? Dlaczego z góry osądzam sytuację i siebie? Dlaczego z góry uważam, że muszę reagować? CZEGO BRONIĘ? I teraz zastanów się co jest dla Ciebie tak na prawdę ważne, którą drogę wybierasz, czy reakcji umysłu, samokontroli, której nie kwestionujesz, czy wzięcie spraw w swoje ręce i poszukanie w umyśle odpowiedzi? Spróbuj też opanować się i nie bronić lęku. Nic nie musisz robić. Kiedy wydaje Ci się, że lęk czy stres jest czymś obcym w Twoim ciele to zakwestionuj swój umysł. Przekonaj samego siebie, że to jest normalne, bo inaczej będzie walka, a walka to podtrzymywanie objawów. To nie Ty musisz sobie poradzić z lękiem. Musisz go zostawić i pozwolić mu radzić sobie samemu, bo serce samo wie jak ma bić, żołądek wie jak ma trawić, a drzewa nie pytają nikogo jak mają rosnąć. Zostaw naturę w spokoju, a wszystko będzie się działo naturalnie :)
  3. Tak, stres minął szybko. Znów muszę pojechać pod las gdzieś i się odstresować dostrajając się do rytmu natury. Wiesz, ja też miałem migreny. Czasami mnie to dopadnie nawet teraz. Migrena to nic strasznego. Jeśli nie masz uczulenia na aspirynę to od razu po zauważeniu objawów migreny rozpuszczasz ją w szklance wody, pijesz i leżysz. Trzeba leżeć, bo to ma coś wspólnego z szyją, karkiem i naczyniami krwionośnymi. One się nagle kurczą i dochodzi do migreny. Dlatego trzeba leżeć nieruchomo, żeby ciśnienie się wyrównało. W moim przypadku pół godziny i już mogę wracać do życia. Jeśli nadal widzisz "świetlisty kawałek kaszy z telewizora" - bo ja to tak określam - to nie wstawaj, bo jak wstaniesz, to objawy wrócą. Z wiekiem to powinno przechodzić i łagodnieć. Ile masz lat? Przez te jazdy też często zdarzają mi się okresy siedzenia w domu, zamiast pracować i zarabiać kasę. Zawsze dobrze kalkuluję gdzie będę się bardzo stresował, czy dojazd do pracy będzie wyczerpujący psychicznie (tłum, korki, duchota itp.), czy będę mógł gdzieś spokojnie nabrać sił i coś zjeść, czy też trzeba stać na nogach kilka godzin - co od razu odpada - albo czy praca jest z klientem. Obecnie trzeba mieć stalowe nerwy, żeby na rynku pracy swobodnie śmigać i nie bać. Nawet ludzie bez takich problemów sami spostrzegają, że korporacje i pęd to droga do zaburzeń. Każdy sobie inaczej z tym radzi. Wiele osób zakłada własną działalność lub tak, jak ktoś napisał na innym forum szuka w życiu swojej pasji.
  4. Doradzanie innym wiąże się z ogromną odpowiedzialnością, dlatego nie osądzam co Ci jest i niczego nie insynuuję. Po prostu warto wykluczyć wszystko, żeby sobie udowodnić, że mam doskonale zdrowy i silny organizm, a tylko mój układ nerwowy zachowuje się, jakby wciąż biegał wśród jaskiniowców i uciekał przed dinozaurami i przerośniętymi szczurami. Sam dzisiaj zrobiłem sobie kolejny prezent, bo wziąłem tabletkę z suplementem, a później przeczytałem ulotkę. Na wielu ulotkach jest taka sekwencja, że duże i długotrwałe spożywanie może prowadzić do zaburzeń pracy nerek itp. Oczywiście musieli napisać, że w ciężkich sytuacjach kończy się to śmiercią. Czyli tak samo jak w przedawkowaniu. Ale żeby dorzucić do pieca przeczytałem przeciwwskazania i tam dodatkowo jest wzmianka o uczuleniu na składnik leku i np. orzeszki ziemne. Ja nie mam uczulenia na orzeszki ziemne, bo jem czasami batoniki i same orzeszki mimo, że jestem alergikiem wziewnym i pokarmowym. A nie urodziłem się z alergią. Jednak psychoza alergiczna i szukanie wszędzie w pożywieniu substancji, które chcą mnie zabić, plus tamta wzmianka o zgonach nałożyły się i znów miałem ostry stres... Jednak moje objawy ograniczają się do stanu lękowego i stresu. W dużym stresie też mam wrażenie, że zaraz umrę, że albo będę miał zawał albo udar... Szybkie bicie serca i takie schizy. Dlatego, właśnie nadmieniłem żebyś udała się do neurologa, bo to może być po prostu zwykły brak jakichś witamin plus nerwica, że u Ciebie te objawy są dużo silniejsze. Ty masz tak samo jak u mnie przewrażliwienie na punkcie swojego zdrowia. Wpadasz w panikę "Co mi może być?". Ja to mam przez alergię i nietolerancję pokarmową. Napisz co u Ciebie powoduje panikę?
  5. @Meryka - Twoje objawy są dość intensywne i mogą się kojarzyć z jakąś odmianą łagodnej padaczki. Podobno ludzie z tą dolegliwością mogą na przykład tylko zawiesić się na moment itp. i podczas badania EEG wychodzi to na wykresie fal, że jest to atak. Oczywiście to nie musi być to i nawet jestem przekonany, że jest to nerwica, bo objawy pojawiają się po stresie, czyli tak samo jak u mnie. Jednakże wybierz się do neurologa na podstawowe badanie, by to potwierdzić. Tylko nie jedź do szpitala, bo tam są szaleni neurolodzy, którzy we wszystkim widzą padaczkę. Unikaj jak ognia. Idź na zwyczajne badanie. Ja sam u siebie diagnozowałem tego typu schorzenie i na szczęście mój mózg pod tym względem jest bez skazy. Niestety jednak ze stresem nie jest dobrze. Na pewno trzeba walnąć sobie 400mg magnezu po stresie, bo u mnie np. drgają mięśnie. Potas jest w bananach więc nie trzeba łykać tabletek, chyba, że pod ręką nie masz niczego, co go zawiera. Dziwne jest to, u takich jak my, że nasz organizm w sytuacji lękowej jak gdyby spala strasznie dużo składników odżywczych i zaraz człowiek jest wycieńczony i zaczynają się z nim dziać różne dziwne rzeczy. Dieta tu jest bardzo ważna. Jedz to, co zawiera dużo witamin i składników odżywczych. Kasza jaglana, ryby, trochę żurawiny, trochę nasion słonecznika, dyni, soki owocowe, warzywne - tylko z rozwagą. Ja mam spore niedobory i dlatego mój organizm wariuje. Mam nagle silne bicie serca i drętwieją mi ręce, twarz. Spróbuj ogarnąć neurologa i dietę, no i w stresie ćwicz się mentalnie: rób tak - myśl, że nikogo nie winisz za stres, że na nikogo się nie gniewasz, że napięcie, to nie Twoja ani niczyja wina. Ucz się postrzegać zagrożenie jako naturalny stan rzeczy. Staraj się akceptować i wybaczać sobie i innym. To na prawdę działa :) -- 11 cze 2014, 22:23 -- @Rico - tak, to mogą być objawy nerwicy. Teraz jestem mądry, bo sam to przerabiałem. Ciągłe pobudki w nocy. Spanie na raty. Ciągle latanie do kibla. Kilka lat temu, właśnie chyba tak na studiach miałem noce, że nie mogłem zasnąć. To było jakieś takie nielogiczne napięcie, jakbym następnego dnia miał lecieć na Księżyc i stresował się przed misją. Moją misją następnego dnia było po prostu być, bo byłem na studiach zaocznych i nie musiałem codziennie chodzić na uczelnie, a z pracą było różnie. Organizm jednak zachowywał się, jakby istniało jakieś niedostrzegalne przez świadomą część ciała zagrożenie. Nie mogłem wtedy zasnąć do 4 rano i w końcu zasypiałem już ze zmęczenia na jakieś 4-5 godzin. Kiedy nie mogłem zasnąć czułem tak strasznie silne zmęczenie oczu i umysłu, że było dla mnie totalnie nielogiczne jakim cudem ciało może znajdować się w takim stanie. Jak jest zmęczenie, to przecież naturalnie powinien się włączyć tryb snu. A tu ch..j. Po dwóch tygodniach to jakoś przeszło, ale ciężko pracowałem nad moim podejściem. Tak, bo to jest sprawa psychiki. Trzeba coś w sobie zmienić. Ja sobie poradziłem bez psychoterapii ale teraz widzę, że powinienem chodzić na terapię i dokładnie zrewidować swoje zachowanie i myślenie. Dlatego polecam Ci wybranie się na terapię behawioralną i wyciągnięcie z siebie powodu tego napięcia, lub tej spiny, jak to określiłeś. Ja z dwóch zrezygnowałem z powodu braku kasy. Po studiach nie zarabiałem tyle, żeby nakarmić wszystkie pijawki i jeszcze, żeby mi zostało na terapie i mercedesy... taki kraj...
  6. Jeśli ktoś, kto siebie sam kwalifikuje jako osobowość unikająca, ale bez jakichś zaburzeń leczonych lekami itp. ma ochotę na powalczenie ze swoim skrajnym introwertyzmem i unikaniem sytuacji społecznych, to mam propozycje spotkania się gdzieś na jakieś "piwo" i próbowanie spędzać jakoś fajnie czas w swoim, unikającym stylu, jednak z kimś, poza domem i z możliwościami rozwoju. Ja mam 30 lat i jestem z Warszawy. Nie jest to jakaś oferta, tylko możliwość. Mi wielu ekstrawertyków/wariatów dało wiele razy szansę na zmianę siebie, ale nie utrzymałem tempa. Dlatego trzeba szukać swojego tempa i ludzi, którzy mają to samo tempo. Ja jestem człowiekiem nie poddającym się i mimo takiego, a nie innego mózgu staram się żyć normalnie. Mój unikający mózg postrzega wszystko zgodnie z opisem podanym kilka wpisów wyżej, co nie znaczy, że mam się z tym pogodzić. Trzeba uczyć neurony nowych ścieżek. Całe życie się uczymy. Ok, spotkać się i co wtedy? No nic, pogadać, zobaczyć co w trawie piszczy i może powolutku wspomagać się nawzajem. Zawsze można wyskoczyć gdzieś na koncert itp. i nie musieć stresować się innymi i tym, czego być może - w mojej głowie - ode mnie oczekują. Chodzi o to, by korzystać z życia, spędzać jakoś ten czas i nie żyć z poczuciem osamotnienia. Ktoś chętny/chętna?
  7. Ja jestem spod Warszawy więc nie pomogę, ale chyba wiem o co chodzi Kostrzew. Z jakiegoś powodu nie możesz dokończyć różnych rzeczy. Ja mam bardzo podobnie. Wszystko u mnie trwa krótko, praca, związek przyjaźń. Czegoś tu brakuje...
  8. Kiedyś oglądałem program, a właściwie wykład pewnego biologa, który odkrył, że komórki są w stanie żyć bez tego w środku, co powinno uchodzić za ich mózg i bez niego zachowują się tak samo, jak z nim. Ich, że tak powiem "osobowość" czy sposób zachowania jest uzależniony od takich wypustek, dzięki którym komunikują się ze światem. I z ludźmi jest tak samo. To, kim nam się wydaje, że jesteśmy zależy w małej mierze od tego, co siedzi w środku lecz od tego, co nam się wydaje, że doświadczyliśmy, z czym/kim mamy do czynienia i kim jesteśmy. Gdyby neurotykowi, osobie z fobią, lękiem wysokości itp. podać substancję zapomnienia, to ta osoba zachowywała by się zupełnie inaczej, bo nie pamiętała by drogi do lęków, do problemów, które sama stworzyła w procesie kontaktowania się ze światem zewnętrznym. Jesteś więc tym, w co wierzysz. Ja sam nie urodziłem się z żadną fobią, z lękiem przed grupami, przed byciem wystawionym na krytykę, ocenianym itd. Sam sobie stworzyłem takiego siebie poprzez wiarę w to, kim jestem w relacji do samego siebie i jakie miejsce zajmuję w świecie. Jeszcze do liceum żyłem w stanie błogości. Później zacząłem widzieć jacy są ludzie i zacząłem wierzyć, że tacy właśnie są. Alkohol, narkotyki, wtedy jeszcze dresiarstwo, nauczyciele-sadyści. Ale to wszystko było w mojej głowie. "Ja" i sposoby/myśli/reakcje na to, co wydawało mi się, że widzę. Tak na prawdę jesteśmy wszyscy na wielkiej przestrzeni psychiatrycznej, ponieważ ludzie żyją różnymi złudzeniami wokół nas i często zmuszają nas do tego, byśmy żyli w taki sam sposób. Nigdy nie podobała mi się polityka, ani różnego rodzaju intrygi występujące na wyższych stanowiskach. Różnego rodzaju przekręty, znajomości i oszustwa. Przez to zawsze towarzyszył mi duży stres w interakcji z ludźmi, którzy jak mi się wydawało mieli władzę lub takich wrażliwców jak ja zjadali na śniadanie. Ale to też jest ich wiara, oni w to wierzą. Dlaczego istnieją ludzie na wysokich stanowiskach? Bo oni uwierzyli w to, że są najlepsi, a Ty uwierzyłeś/aś im, że czegoś Ci brakuje, że jesteś najgorszy/najgorsza. Umiejętnie manipuluje się wiarą zwykłych ludzi i zamiast w Boga, wierzą w instytucję kościelną i w jej dogmaty. Zamiast w siebie, wierzą w siłę innych, w pieniądz, jakąś zewnętrzną konieczność, która wymaga wspólnej, społecznej aprobaty i Ty "musisz" w tym uczestniczyć, bo taki tu mamy cyrk. To właśnie dlatego u mnie pojawiły się lęki. Bo zawsze stawianie się przez innych na wyższej pozycji doprowadzało mnie do szału. Denerwowało mnie, że muszę się denerwować, że przed egzaminem muszę się stresować, że mogę nie znaleźć pracy mimo szczerych chęci, że mogę nie spełnić czyichś oczekiwań, bo powinienem być alfą i omegą. Zawsze mnie to wkur...ło. Więc zastanawiam się, czy wkurw to jest zaburzenie, czy zdrowy rozsądek?
×