Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

kini., dokładnie. Dodam jeszcze tylko...że biorąc pod uwagę to co się ze mną dzieje nie kocham mamy, nie kocham siostry.Czemu?bo są dla mnie za dobre.Kocham ojca-alkoholika bo dostarcza mi wrażeń...ot to cała tajemnica mojego pomerdania z poplątaniem.odrzucam dobre bo się boję, bo nie zaznałam.Przyjmuję zło, bo coś się dzieje...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tolerancja na PEA pojawia się między 18. miesiącem a 4. rokiem trwania związku. Statystycznie miłość trwa zatem nie dłużej niż cztery lata.

 

 

U mnie chyba jest inaczej, bo wątpliwości zaczynam mieć po ok 1.5 m-ca. Najdłuższy związek, w jakim byłam w ciągu ostatnich 3 lat, czyli obecny, trwa 4.5 m-ca.I to z kilkudniowym rozstaniem po 2 m-cach. A miałam tych "związków" duuużo. Za każdym razem szybko się przywiązywałam, mocno zakochiwałam, a w pewnym momencie stop. Koniec. "Jednak Cię nie kocham, to nie ma sensu, papa." I kolejna "wielka miłość". Od 15 r.ż. miałam po kolei 3 związki, które trwały:pierwszy 10 m-cy, przerwa, 6 m-cy, drugi 1.5 roku,trzeci 2 lata(zaręczyny, mieszkanie razem itd.), potem przez rok ciągłe rozstania i powroty(z mojej winy).Po rozstaniu inny facet, rozczarowanie, powrót do byłego, kolejny nowy, znów tęsknota za byłym, który jest miłością mojego życia,blablabla, powrót, rozstanie itd.Teraz tamten facet nie chce mnie znać (czemu się nie dziwię), więc chociaż wyszłam z błędnego koła, ale nadal mam rollercoaster w życiu uczuciowym. Naprawdę nie wiem, co mam robić:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, Jestem nowa. Mam ten sam problem co wy. Nie wiem jak sobie radzić z tym. Z moim narzeczonym jestem 6 lat. Od 4 lat widywaliśmy się ciągle. 3 miesiące temu musiał wyjechać na delegacje na 2 miesiące i to był dla mnie wielki stres ale jakoś sobie radziłam. Nagle Po tygodniu jego nie obecności nagle nie wiadomo skąd obudziły mnie w nocy myśli że mogę go nie kochać. To było straszne ja go przecież tak bardzo kocham. Serce szybko zaczęło bić. Ta myśl została mi do dzisiaj. Po miesiącu mój skarb wrócił na tydzień i wszystko minelo a gdy miał znow jechac na miesiąc to mysli wrocily. Ciągle siedzę i myślę. Te myśli mnie dobijają. Rano się budzę i myśli się pojawiają. Gdy przebywam z nim czasami jest dobrze a czasami źle. Myśli każą mi analizować jego wygląd. Ciągle mam myśli czy to ten jedyny i wtedy płakać mi się chce. Teraz też siedzę i czekam aż wróci z pracy i myślę czy będę się cieszyć tak jak kiedyś. Codziennie płaczę. Przed wyjazdem było wspaniale. Nic mi więcej do szczęścia nie bylo potrzebne aż tu nagle w ciągu jednej nocy takie coś. Pomóźcie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Agucha jak dlugo jestes z swoim mężczyzna?? Miałaś tak że już prawie uwierzyłaś w te myśli....że jednak nie kochasz??? To mnie tak bardzo boli.

 

-- 22 wrz 2011, 15:12 --

 

Ja się tak bardzo boję. Przed jego wyjazdem byłam szczęśliwa itd. Kocham go a te myśli mnie dolują

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A może to prawda :?::twisted:
Hej. Jestem tu nowa, ale czytam Was od jakiś 2 miesięcy. Mam a może miałam taki sam problem. Zaczeło się od depresji a od jakiś 2 miesięcy mam takie czarne mysli o kochaniu. Jeszcze pół roku temu jak patrzyłam na inne rodziny to myslałam sobie " Boże nikt nie jest tak szczęśliwy jak my:)" a tu takie cos mi sie przypętałało. Ogólnie mam stwierdzone zaburzenia lękowo-depresyjne w stopniu słabym. Ale to co było w mojej głowie to jedna wielka sieczka. NIe mogłam spać nie mogłam jeść schudłam 10 kilo " juz nadrobiłam:)" Wszystko w czrnych barwach widziałam. Jestesmy po ślubie ponad rok a razem juz 8 lat i zawsze mówiłam i myślałam ze mam super związek:)do tego mamy super urwisa:) Ma 2 lata:) Teraz czuję, że naprawde z tego wychodzę juz nie ma tego dziwnego lęku po przebudzeniu, normalnie spie normalnie się smieje ale czasem jak pomyśle o tym co mnie spotkało i dlaczego to czuję lęk. Bardzo kocham moją rodzinkę, bardzo...nie wyobrażam sobie życia bez mojego wspaniałego męża i synka. Jedynie mam jedno marzenie zapomnieć o tym na zawsze.... Dużo dały mi posty hanussi apsik i cichej, naprawde jest duzo duzo lepiej. Mąż do końca nie rozumie mojej nerwicy, bo twierdzi ze skoro jest fajnie i mamy fajna rodzine to jak mozna miec nerwice. W sumie to ma racji troche i to on sprowadza mnie na ziemie:) Pozdrawiam Was

 

-- 23 wrz 2011, 12:32 --

 

Dodam jeszcze, ze tak naprawde mam teraz myśli jak mogłam tak pomyśleć:)jest fajnie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

basia88r,

Kochana...Twój post brzmi tak jakbym czytała swojego z przed kilku miesięcy.U mnie zaczynało się dokładnie tak samo.Nie pociesze Cię zapewne stwierdzeniem, że trwa to już rok czasu.Dzień w dzień.Przed Tobą łatwiejsze i cięższe chwile.Trudna walka, ale warta zachodu.Ja podjęłam psychoterapię.żałuję tylko, że zaczęłam ją stosunkowo późno.Pierwszą wizytę miałam zaraz po tym jak to wszystko się zaczęło.przerwałam, nie trafiłam do najlepszego specjalisty.Myśli nie ustępowały.Myślałam, że zwariuję.Do tego doszły myśli samobójcze, depresja...masakra.Niebawem upłyną 3 miesiące mojej terapii.Widzę poprawę.Pamiętaj, że nie musisz przez to przechodzić sama.I ja osobiście nakłaniałabym Cię do podjęcia terapii.Na chwilę obecną u mnie różnie.raz lepiej raz gorzej,ale chyba przeważają te lepsze chwile.Myślę, że najgorsze mam już za sobą.Teraz tylko trzeba pozbierać się do kupy po tym wszystkim :) Dobrze, że z nami jesteś!!Uszka do góry!!Wspólnie łatwiej nam wszystkim wygrywać walkę!!bo w końcu w kupie siła :D

 

Trzymaj się kochana!!wygrzebiesz się z tego bagna.Ale przygotuj się, że może być ciężko.

Pozdrawiam cieplutko - bo dzisiaj coś zimno póki co :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie!! Witam też nowe osoby, które do nas trafiły!!

Wróciłam kilka dni temu z romantycznego wypadu z moim miśkiem... było na prawdę miło, mimo że strasznie się bałam wyjazdu z bezpiecznego miejsca...

U mnie przez ostatnie kilka dni było ok... prawie brak lęków jakaś taka siła po wyjeździe we mnie wstąpiła, wewnętrzny spokój i przekonanie, że jakoś sobie poradzę do tego jeszcze wygrana walka z wyjazdem to tez napełniło mnie lekką nutką spokoju...

Aż do wczorajszego wieczora, kiedy mój chłopak powiedział do mnie, że miał nie najlepszy dzień (dodam że wcale tego nie zauważyłam, a to rzadko mi się zdarza...) że cały czas myślał o "życiu" że nie jest takie jak sobie do końca wymarzył...:( ale że mam się nie martwić bo wiem, że on tak czasami ma... no i wiem.

Nie trudno się domyślić, że i ja i on wyobrażaliśmy sobie nasze życie zupełnie inaczej, ale tak strasznie ciężko jest przełknąć to że ranię osobę, która kocham:(

Wiem, że on sobie wyobrażał to wszystko inaczej, że dawno będziemy po ślubie, że może będziemy mieli niedługo dzieci i będziemy mieszkać gdzieś tylko we dwoje z daleka od rodziców...:( I to jest takie trudne, że on przy mnie tylko cierpi, że jest wiecznie zawiedziony, że ja znowu czegoś nie mogę bo nerwica... Chore jest to wszystko tyle Wam powiem:( Chciałabym go uszczęśliwić/uszczęśliwiać żebyśmy spełnili wszystkie nasze marzenia żeby on po prostu był szczęśliwy... jejku jak ja pragnę jego szczęścia i zadowolenia...:(

A nie dość że ma swoje problemy z rodziną to jeszcze ma ciągłe problemy ze mną i ciągły zawód na każdym kroku:(

Każda osoba tutaj która ma nerwicę i fobie społeczną wie, że takim osobą nam my będzie bardzo ciężko wziąć ślub na 100 osób:(

I tak sobie myślę czy to na prawdę ma sens:( Bo miłość polega na tym żeby drugą osobę uszczęśliwiać przynajmniej dla mnie to jest miłość:( A ja co robię, trzymam tego biednego chłopaka na siłę przy sobie obiecująć rzeczy, które na dzień dzisiejszy są nie do zrealizowania bo nerwica...

Wogole wszędzie ta nerwica czemu nie mogę kopnąć tego słowa gdzieś daleko i żeby nigdy nie mieszało mi w głowie i w sercu tylko żebym mogła żyć normalnie...

Przepraszam za tego pozytywnego maila w sobotni poranek ale tak mnie jakoś dzisiaj wzięło po wczorajszej rozmowie z moim miśkiem:(

Po prostu chciałabym go uszczęśliwiać i dać wszystko co najlepsze, ale czuje się jak osoba na wózku, która nie może wejść na piętro własnego domu:(

Pozdrawiam:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, muszę się pochwalić, że caly weekend przeżyłam bez myśli. To jest takie piękne uczucie. Dzisiaj troszkę próbują znów wbić się do mojej głowy. Trzeba z tym, wlczyć. U mnie myśli pojawiają się gdy mój chłopak jedzie do pracy. Przechodzi gdy o 3 wraca. Trzymajcie się

 

-- 29 wrz 2011, 15:39 --

 

Hejka, dzisiaj rano myśli wróciły. Może nie aż tak mocne jak ostatnio ale jednak czuje taki mały lęk. Wiem dlaczego tak się stało....może zabrzmi to trochę głupio ale miałam dzisiaj do załatwienia sprawy urzędowe. Strasznie się stresuje jak mam biegać po urzędach i podejrzewam że dlatego te myśli wróciły.....Pociesza mnie fakt że przez ostatnie pare dni było ok :)

 

-- 03 paź 2011, 08:41 --

 

Kochani wszystko do mnie znów wróciło. Nie mam ochoty na nic. Znów myśli ze go nie kocham, że nie pasujemy do siebie. Przez 6 lat byłam szczęśliwa. Nawet przez chwile bym nie pomyślała że go nie kocham. Przez ostatni tydzień było super. Zero myśli. Wiedziałam że go kocham aż tu nagle wystarczył mały stres i znów myśli powróciły.W ciągu jednej minuty znów zaczęłam go analizować, czy mi się podoba itd. To tak strasznie boli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam jestem tu nowa. Mam ten sam problem co Wy, wkoncu zdecydowalam sie na zalozenie tu konta . Mam tego dość,tych mysli, nie potrafie cieszyc sie ze szczęścia jakie mam przy sobie. Kiedyś byłam hipochondrykiem, balam sie ze jestem chora jak ylko mnie cos zabolało a to sie przeplatało sie z myslami ze boje sie ze popelnie samobojstwo, nie dawalam rady, leczylam sie u psychiatry i psychologow. przeszlo na pare lat. Teraz znow wrocilo, mysle ze mam nerwice natręctw, mam wizyte u psychiatry 21 listopada DOPIERO ! musze czekac 2 miesiace :( pewnego dnia zaczelam rozmyslać, nad sobą i nad orientacja swoją, może jestem less, moze bi, a od malego biegalam za chlopakami jak glupia, podobali mi sie strasznie, i kiedy bylam mlodsza zmienialam ich jak rekawiczki, teraz juz znalalzlam tego i nie chce go zmieniac na zadnego innego a na dziewczyny patrzalam w kwestii 'jak wyglada' teraz boje sie wychodzic z domu ze moglabym sie zakochac w dziewczynie ;/ czytalam ze to nerwica natręctw na punkcie homoseksualizmu. bo ja dobrze wiem ze taka nie jestem i boje sie tego, przez to jest mi ciagle nie dobrze, schudlam, nic nie jem. Mam chlopaka od roku, jest cudownie. tzn bylo, dopóki nie wrocilo mi to. Wiem ze lepszego nie bede miala, kocha mnie jest przy mnie ciagle, kiedy tego potrzebuje. Powiedzialam mu to, on wie ze go kocham i ze nie jestem zadna tam bi czy less, tylko jestem chora i musze to wyleczyc zeby moc byc szczesliwa. Teraz te mysli z homo przeplataja sie z tym ze moze ja go nie kocham, ze moze juz przestalam, zastanawiam sie czy to na prawde to... placze przez to, chce z nim być, wiem ze go kocham ale te mysli nie dawaja mi zyc normalnie. pomożcie mi. :( Chce być z nim na zawsze, a boje sie ze przez takie cos wmowie sobie ze do niego nic nie czuje, i wszystko zniszcze a potem bede zalowac. chce zeby bylo tak jak przed tym, bylam szczesliwa, myslalam ze nikt nie kocha sie tak jak myy. po miescie chodzilam z duma, ze mam kogos takiego jak on ze kazda mi moze zazdroscic, teraz sie ciagle zastanawiam ze moze tak nie jest i w ogole. :( maaaaaaam dość.

 

-- 03 paź 2011, 18:18 --

 

basia88r to jest najgorsze że chyba każdemu po takich myślach wydaje się że to jest prawda

 

 

doklaaadnie. ;/

 

-- 03 paź 2011, 22:12 --

 

dodam ze zaczelo mi sie to od czasu kiedy mialam 8 lat, jak moi rodzice mieli sie rozwodzic. do tego czasu co jakis czas;p wracaja im klotnie i spiny, moze to tak na mnie wplywa. nie naduzywaja alkoholu, ale czasem moja mama miala z tata problem bo ciagle cos tam popijal. ale alkoholikiem to on nie jest. dlatego teraz jak moj chlopak mowi ze idzie na piwo, na JEDNO piwo dostaje do glowy. nie nawidze tego. pomozcie, prosze. :uklon:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kochasz Go.......w miłości nie liczą się myśli tylko uczucia,gdybyś go nie kochała to nie walczyła byś z tymi myślami.....

 

-- Wt paź 04, 2011 1:48 pm --

 

Nawet jeżeli masz te myśli nachodzące,to Twoje czyny świadczą o tym,że Go kochasz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam jestem tu nowa. Mam ten sam problem co Wy, wkoncu zdecydowalam sie na zalozenie tu konta . Mam tego dość,tych mysli, nie potrafie cieszyc sie ze szczęścia jakie mam przy sobie. Kiedyś byłam hipochondrykiem, balam sie ze jestem chora jak ylko mnie cos zabolało a to sie przeplatało sie z myslami ze boje sie ze popelnie samobojstwo, nie dawalam rady, leczylam sie u psychiatry i psychologow. przeszlo na pare lat. Teraz znow wrocilo, mysle ze mam nerwice natręctw, mam wizyte u psychiatry 21 listopada DOPIERO ! musze czekac 2 miesiace :( pewnego dnia zaczelam rozmyslać, nad sobą i nad orientacja swoją, może jestem less, moze bi, a od malego biegalam za chlopakami jak glupia, podobali mi sie strasznie, i kiedy bylam mlodsza zmienialam ich jak rekawiczki, teraz juz znalalzlam tego i nie chce go zmieniac na zadnego innego a na dziewczyny patrzalam w kwestii 'jak wyglada' teraz boje sie wychodzic z domu ze moglabym sie zakochac w dziewczynie ;/ czytalam ze to nerwica natręctw na punkcie homoseksualizmu. bo ja dobrze wiem ze taka nie jestem i boje sie tego, przez to jest mi ciagle nie dobrze, schudlam, nic nie jem. Mam chlopaka od roku, jest cudownie. tzn bylo, dopóki nie wrocilo mi to. Wiem ze lepszego nie bede miala, kocha mnie jest przy mnie ciagle, kiedy tego potrzebuje. Powiedzialam mu to, on wie ze go kocham i ze nie jestem zadna tam bi czy less, tylko jestem chora i musze to wyleczyc zeby moc byc szczesliwa. Teraz te mysli z homo przeplataja sie z tym ze moze ja go nie kocham, ze moze juz przestalam, zastanawiam sie czy to na prawde to... placze przez to, chce z nim być, wiem ze go kocham ale te mysli nie dawaja mi zyc normalnie. pomożcie mi. :( Chce być z nim na zawsze, a boje sie ze przez takie cos wmowie sobie ze do niego nic nie czuje, i wszystko zniszcze a potem bede zalowac. chce zeby bylo tak jak przed tym, bylam szczesliwa, myslalam ze nikt nie kocha sie tak jak myy. po miescie chodzilam z duma, ze mam kogos takiego jak on ze kazda mi moze zazdroscic, teraz sie ciagle zastanawiam ze moze tak nie jest i w ogole. :( maaaaaaam dość.

 

-- 03 paź 2011, 18:18 --

 

basia88r to jest najgorsze że chyba każdemu po takich myślach wydaje się że to jest prawda

 

 

doklaaadnie. ;/

 

-- 03 paź 2011, 22:12 --

 

dodam ze zaczelo mi sie to od czasu kiedy mialam 8 lat, jak moi rodzice mieli sie rozwodzic. do tego czasu co jakis czas;p wracaja im klotnie i spiny, moze to tak na mnie wplywa. nie naduzywaja alkoholu, ale czasem moja mama miala z tata problem bo ciagle cos tam popijal. ale alkoholikiem to on nie jest. dlatego teraz jak moj chlopak mowi ze idzie na piwo, na JEDNO piwo dostaje do glowy. nie nawidze tego. pomozcie, prosze. :uklon:

 

 

 

 

 

 

A czy powiecie mi jakieś słowo otuchy??? :( właśnie pojutrze zalatwiam lekarza szybciej, bo do 21 listopada nie wytrzymam. Ja ciągle płacze, kiedy sie widzimy na poczatku jest pieknie nie mysle, a potem znow sie zaczyna . i wtedy juz nie mam sily. :( walcze z tym, ale jestem slaba, nie daje rady. :(

 

-- 04 paź 2011, 20:42 --

 

moglabym prosić kontakt z wami, numer gg albo coś. Zeby kiedy bedzie ciezko porozmawiać z kimś kto ma tak samo albo to rozumie. moi bliscy tego nie rozumieją. :(

 

-- 04 paź 2011, 20:45 --

 

basia88r, dobrze Cie rozumie, a najgorsze jest to że ciezko o tym zapomnieć, ciagle wraca. patrzysz na tego kogos i myslisz ze to juz nie to, a potem odrazu odganiasz te mysli i ' co ja gadam, boze to nie tak ' to jest straszne :( damy radę, mam nadzieje ze te mysli miną, i bede szczesliwa tak jak przed miesiacem :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, Mój numer gg to 130572. Jestem na nie widocznym wiec mozesz pisac. U mnie dzisiaj masakra. Wczoraj do poludnia mialam masakre. Ciagle myslalam ze nie kocham, o godz. 3 chlopak przyjechal i bylo ok do samego wieczora. A dzisiaj rano znow to samo. Jak mnie to meczy. Nie chce go stracic. Nie chce miec juz takich mysli.

 

-- 05 paź 2011, 14:09 --

 

Wydaje mi sie ze mysli minely bo akurat w tym momencie kupilam samochod i bylam zajeta czyms innym. Po tyg wrócily bo mialam stres jak zalatwic wszystkie formalnosci zwiazane z autem. Rejestracja itd. Strasznie sie denerwuje jak mam biegac po urzedach ze nie poradze sobie itd. W dzien kiedy mialam zalatwic to, wszystkie mysli wrocily :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam. no więc u mnie jest tak.. myśli nie dają za wygraną, powiedziałabym , że atakuję jeszcze mocniej..a dzisiaj byłam u lekarza- 6 tydz. ciąży .. przerasta mnie to wszystko..z jednej strony się cieszę a z drugiej chciałabym uciec..jeszcze te wszystkie formalności związane z weselem..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie no to chyba jakaś epidemia. :why: Dziewczyny, które dołączyły do nas-początki TEGO robią sieke z mózgu.Ja bujam się z tym ponad rok.DA SIĘ TO PRZEJŚĆ!!Nie twierdzę, że u mnie jest ok, jest pięknie, różowo i w ogóle.Bo nie jest.Ale widzę gigantyczną poprawę.Jedyne co mogę doradzić w tej kwestii to tak jak Inka-starajcie się ignorować te myśli BO TO TYLKO MYŚLI i coś w stylu nie czuję, że go kocham TO TEŻ JEST MYŚL!Pomaga przelewanie tego na papier.ja się tak ratowałam.Mogłam spojrzeć na to z dystansu jako ja a nie moje myśli i widziałam, że to bzdury.I podstawowa sprawa psychoterapeuta.Nie męczcie się kochane,ja strasznie żałuję, że tak późno się zdecydowałam.Terapeuta nie powinien Was ocenić.Nie może.Nie powie Wam NIE KOCHASZ, bo jakby nie siedzi w Was i nie wie co jest.Uspokoicie się, wyciszycie i spojrzycie trzeźwo na sprawę.Damy radę dziewczyny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich.

Wracam na forum bo długiej nieobecności (jakieś półtora roku). inka87 pewnie mnie pamięta :)

Zaczęłam udzielać się na tym forum bo miałam natrętne myśli dotyczące tego czy kocham mojego partnera (który obecnie jest moim narzeczonym ;p). Jakoś udało mi się poukładać sobie życie, nerwica dała mi spokój, przez ponad rok brałam leki. Odstawiłam je jakoś w maju i czułam się całkiem dobrze. Niestety od pewnego czasu nastąpił nawrót. Wiem,że z mojej winy, a może po prostu tylko się tym tłumaczę. Sama nie wiem. :/ Umówiłam się już dziś do psychologa,ale dostałam termin na 1 grudnia. Proszę Was o przeczytanie mojego postu, bo ja komuś o tym nie powiem to zwariuję, a do wizyty u lekarza jeszcze sporo czasu.

Otóż,sprawa polega na tym,że od pewnego czasu pogrywałam sobie w pewną grę online'ową (Boże, już samo rozpoczęcie historii brzmi idiotycznie). Był to polsk iserwer, w związku z czym grali tam ludzie z różnych części Polski. Mój problem polega na tym, że zaczęłam się coraz bardziej w nią "wkręcać", poznałam nowych ludzi. Nie zawsze miałam czas żeby spotkać się z narzeczonym, bo często ostatnio kończyłam pracę koło 20tej no i jak sami rozumiecie nie było za dużo czasu. No to siadałam sobie wieczorami do tej gierki. Poznałam wtedy pewnego chłopaka, który był w mojej gildii i jakoś tak zaczęliśmy ucinać sobie pogawędki, o życiu i problemach z nim związanych, pocieszałam go czasem (taka matka Polka ze mnie :P). Po jakimś czasie on zaproponował żebyśmy się w tej grze pobrali (o czym powiedziałam narzeczonemu- w końcu oboje podchodziliśmy do tego raczej jak do zabawy, niż do czegoś poważnego). Po jakimś czasie zauważyłam że ten wirtualny facet podpytuje się mnie o to czy mogli byśmy dodać się do znajomych na facebooku (nie widziałam w tym nic złego gdyż już wcześniej dodawałam do listy znajomych ludzi których poznawałam przez internet) Więc pomyślałam: czemu nie?

No i potem się zaczęło. On zaczął mi prawić komplementy, czasem mówił czułe słowa itp. W tym też nie widziałam żadnego występku, gdyż spotykałam się już przecież z pochlebstwami (chyba każda kobieta jest na nie łasa). No i jakoś to trwało, nie powiem że on też mi się fizycznie podobał ale jakoś umknęło mojej uwadze to,że zaczynam się jakoś emocjonalnie uzależniać (już sama nie wiem czy to od gry czy od rozmów z nim). Któregoś wieczoru kiedy zalogowałam się do gry czułam że jest jakiś nieswój.Wtedy właśnie ten chłopak przyznał że mimo że wie że mam narzeczonego to bardzo mu się podobam i że chciałby mnie kiedyś spotkać "w realu". I że nie chce się z butami pchać w moje życie ale nic na to nie poradzi. .... .... No i ja mu wtedy napisałam że ja też się w nim zauroczyłam i że muszę przyznać że jestem ciekawa jakby to było go dotknąc/pocałować. ( w tym samym czasie w mojej głowie pojawiła się pierwsza "niechciana" myśl o tym jak mogła bym ukryć przed narzeczonym spotkanie z tym "wirtualnym" facetem, gdyby do tego miało dojść). Jakoś pogadałam z tym kolesiem jeszcze chwilę a potem się wylogowałam.

Już następnego dnia rano obudziłam się jakaś nieswoja, nie w sosie. Zaczęłam czuć się źle z powodu tego co się stało ubiegłej nocy. Potem po południu przyjechał mój narzeczony i ja się rozbeczałam, zaczęłam go strasznie przepraszać, powiedziałam że nie wiem co we mnie wstąpiło.Nie potrafiłam mu wyjaśnić czemu to się stało. On powiedział, że to wszystko przemyśli. Następnego dnia moje wyrzuty stały się NIE DO ZNIESIENIA! Nie mogłam jeść, spać, chodziłam po kątach i ryczałam, czułam że zaraz zwariuję. Kiedy tego dnia znów spotkałam się z moim S. powiedział mi że tyle razem budowaliśmy ten związek (w końcu przeszliśmy razem przez moją nerwicę), że on nie chce przekreślać tego co jest między nami przez coś co może i nosi pewne znamiona zdrady, ale w końcu ogranicza się do kontaktu wirtualnego i w pewnym sensie jest zachowaniem na poziomie piaskownicy. Jeszcze raz się popłakałam, skasowałam konto w tej grze (żeby nie kusić losu) i stwierdziłam że lepiej będzie nie plątać się więcej w takie rzeczy.

Ale od kilku dni miewam dziwne stany. Zaczęłam znów brać leki (w minimalnego dawce,ale zawsze). Dostaję ataków paniki, mam wrażenie że zepsułam nasz związek,bo nie potrafię zachować się jak na narzeczoną przystało. Mam takie wyobrażenie, że skalałam tą naszą miłość, boję się że już nigdy nie będzie tak samo. Boję się że jestem jakaś nieobliczalna/że nie odpowiadam za własne czyny,bo przecież już dzień po tym całym zajściu w tej grze, czułam się jak wyrzutek społeczeństwa (nie trzeba więc było pisać takich rzeczy komuś, kogo tak naprawdę się nie zna).To tak,jakbym dostała wtedy jakiegoś zaćmienia umysłu. Te myśli nie dają mi normalnie żyć. To cud,kiedy udaje mi się zjeść jeden posiłek dziennie. Mój narzeczony twierdzi że ja tą całą "zdradę" wyolbrzymiam,ale ja naprawdę nie umiem sobie wybaczyć tego fatalnego błędu. Czego ja,do cholery, szukałam ?! Mocnych wrażeń?! Chyba jestem mistrzynią w stawianiu mojego związku nad przepaścią, bo jeszcze 3 tygodnie temu byliśmy spokojnym narzeczeństwem, a teraz wydaje mi się że wszystko wzięło w łeb. Boję się też,że skoro jestem taka nieobliczalna to będę musiała łykać te zasrane tabletki do końca mojego życia. I wiecie jaka myśl mnie najbardziej dołuje? Że może ja nie jestem stworzona do stałych związków. Pomóżcie mi, błagam! Tak boję się stracić mojego narzeczonego. :( Znów wszystko analizuję na sto tysięcy sposobów.To mnie męczy, nie mogę się skupić, chodzę jak struta i popłakuję po kątach. Moje myśli mówią mi że skoro uwikłałam się w ten cały flirt przez internet to może faktycznie już Go nie kocham?!

 

Przepraszam za ten referat. Musiałam to z siebie wyrzucić. Nie wiem czy ja sama kiedyś będę w stanie sobie wybaczyć to, co zrobiłam. Choć mój narzeczony jakoś to przełknął.

 

-- 13 paź 2011, 22:06 --

 

Chciała bym jeszcze sprecyzować jakiego rodzaju mam przemyślenia i odczucia:

-Zdaje mi się, że "splamiłam" swoim postępowaniem mój związek

-wydaje mi się, że jestem niegodna żeby w ogóle być jego narzeczoną

-kiedy jestem dla mojego faceta dobra, robię coś dla niego to wydaje mi się, że robię to tylko dlatego, że czuję się winna za to co zrobiłam

-boję się do niego zbliżyć bo czuję się jak zimna s*ka

-kiedy patrzę na szczęśliwe małżeństwa czuję się nieswojo, bo od razu myślę że ja nie jestem do tego stworzona = wydaje mi się że będę niszczyć każdy mój związek

-analizuję sytuacje z mojego życia które mogły by przemawiać za tym że kiedyś wcześniej zdradziłam go nieświadomie

-czuję, że nie potrafiła bym bez niego już żyć, więc tym bardziej nie rozumiem jak mogłam dopuścić aby wszystko wymknęło mi się spod kontroli

-mam w głowie takie wyobrażenie że tylko ludzie których związki są "czyste" i wolne od wszelkich zawahań emocjonalnych mogą tworzyć szczęśliwe małżeństwa.

-przy narzeczonym czuję się nieswojo, zwłaszcza kiedy on jest radosny i uśmiechnięty a ja ciągle w sercu czuję ciężar winy - to pogłębia moje przekonanie o własnym niezrównoważeniu emocjonalnym

-przeraża mnie myśl że kiedyś mogła bym zrobić coś podobnego (tym bardziej że po naszej rozmowie zaznaczył że jeśli jeszcze coś takiego zrobię to już nie będzie o czym rozmawiać i będzie oznaczało to koniec naszego związku) - obsesyjnie myślę o zdradzie i o tym jak za wszelką cenę jej uniknąć,ale wtedy z kolei pojawia się ta natrętna myśl że kiedyś mogę znów to zrobić (na przykład jak odstawię leki).

-nie chcę sobie przebaczyć i uporczywie nawiedza mnie myśl że powinnam go zostawić, mimo że mi przebaczył (i ta myśl wywołuje chyba największy lęk i panikę)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I ja też jestem kolejną osobą, którą dręczą nieuzasadnione myśli i wątpliwości... :(

 

Nie rozumiem jak to jest... Jednego dnia jestem wściekle zazdrosna o jakąś głupotę, drugiego zastanawiam się czy chcę go widzieć... To jest takie straszne! Byłam najszczęśliwsza na świecie zanim zaczęła się ta okropna nerwica, mój związek był taki cudowny i to wszystko tak nagle zaczęło się chwiać :( :( Nie wiem już, co robić. Mój chłopak jest taki kochany, a ja zamiast zwyczajnie się cieszyć, że jest przy mnie to analizuję swoje odczucia i myślę raz tak, raz siak...

 

Nie chcę zniszczyć sobie życia z powodu choroby... Bo tak sobie ciągle powtarzam: "Jesteś chora, to wszystko minie". Ale ciężko, a im dłużej to trwa, tym coraz ciężej... :( :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×