Skocz do zawartości
Nerwica.com

zagubiona13

Użytkownik
  • Postów

    98
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia zagubiona13

  1. Witajcie Nerwuski :* Rany, weszłam po dłuuuuuuuuuuuuuuuuuuugim czasie nieobecności, a tu widzę temat ciągle hot nie jest to pocieszające. Wiem, że jestem Wam winna pewną opowieść, którą marzyłam by przeczytać będąc wtedy na Waszym miejscu. I wtedy też ktoś taki się pojawił. Trafiłam na forum dawno temu. Jeszcze dawniej zaczęła się moja przygoda z nerwicą. Tytuł myśli jak w temacie. Serce mi się kraje, jak czytam Wasze emocje, BO JA PRZECHODZIŁAM PRZEZ TO SAMO!! Były fatalne chwile, kiedy myślałam, że się poddam, by skończyć to piekło. Byłam tak wycieńczona lękiem, myślami...zresztą znacie to z autopsji. A dziś? Dziś jestem szczęśliwą mężatką :) TEGO mężczyzny. Postanowiłam walczyć o nas, zacisnąć zęby, iść pod prąd. Było mi o tyle trudno, gdyż mój obecny mąż mimo, że wiedział, że dzieje się ze mną coś złego, nie znał konkretnej treści tych myśli. Nie chciałam go ranić, a może bałam się też, że wypowiedziane stanie się prawdą. Żałuję tylko, że straciłam tak dużo czasu na autodestrukcję, że nie poddałam się wcześniej leczeniu farmakologicznemu. Możecie poczytać moje posty, przeszłam roczną terapię, która pomagała doraźnie. W naszym przypadku-zok-u tylko i wyłącznie nurt behawioralno-poznawczy. Kuźwa pisze chaotycznie, ale mam Wam tyle do powiedzenia, że nie wiem od czego zacząć. Może od tego: NIE WOLNO WAM SIĘ PODDAĆ. NIE WOLNO!!! Te wszystkie myśli, że tego to bym kochała itp. BOŻE JAKIE TO CHOLERNIE MOJE!!! Jak dzisiaj jest u mnie? Oczywiście są myśli. Ale nie robią na mnie dużego wrażenia. Są gorsze dni, ale nie wygląda to tak jak dawniej. Czego jestem dzisiaj pewna? że to miłość mojego życia, dla której zrobiłam więcej niż mogłabym sobie wyobrazić...wygrałam walkę z najtrudniejszym przeciwnikiem. Samą sobą. Skutki tego całego gówna czuje do dziś. Nie umiem się już cieszyć życiem i być tak beztroską jak kiedyś, panikuję, gdy coś nie idzie po mojej myśli. Ale też dostałam ogromną lekcję pokory, nauczyłam się doceniać to co mam i patrzę szeroko na świat. To u siebie lubię, nauczyłam się dostrzegać to, na co nie miałam czasu wcześniej. Przede mną jeszcze terapia, na razie same leki, od roku. Mimo, że nie jest idealnie, to dziękuję mojej pani doktor, że przywróciła mi życie. Bo czuję, że żyję w porównaniu z tym co było. Jak sobie poradziłam? Wałkowałam temat 4 lata. dzień w dzień. Widze, że część z Was zaczyna przygodę z zok-iem. Zakończcie ją jak najszybciej. Nie czekajcie, aż samo przejdzie, bo możecie się nie doczekać. Najważniejsze: NIE WOLNO WAM WIERZYĆ W TO, CO PODSUWA MÓZG. Nie powiem nie wchodźcie w myśli, nie analizujcie, bo to dzieje się tak mechanicznie, że mam wrażenie, że po prostu nie da się tego uniknąć. Trzymać za Was kciuków nie muszę. Wiem, że kochacie. Uwierzcie mi, byłam na Waszym miejscu. Nie poddawajcie się!!Macie o co walczyć! A to jak Was wzmocni ta przygoda po wszystkim i jak utwierdzi w przekonaniu o uczuciu do partnera jest najpiękniejszą nagrodą. Zaciśnijcie zęby i brnijcie na przód. Nie dajcie się, nie pozwólcie się pokonać. Całuje Was, ściskam gorąco.
  2. Noopii, dokładnie,a jeżeli miałabym się uzewnętrzniać w kwestii płaczu dziecka...no to z tym jest u mnie tak, że jego płacz powoduje we mnie lęk.A jak się dowiedziałam ostatnio na terapii ja lęk szybko przekształcam we wściekłość.Taki mój mechanizm obronny.I chyba w jego płaczu widzę siebie z przed lat.To głupie, ale wymagam od dziecka żeby nie pokazywało swoich słabości(!) bo może być bardziej skrzywdzone, mimo tego, że nie istnieje jakiekolwiek potencjalne zagrożenie ze strony kogokolwiek Wiem, to głupie, staram się wygaszać takie moje mechanizmy
  3. Kiya, to chyba nie jest aż tak źle, wydaje mi się, że ktoś szczerze nienawidzący dzieci, czy mający "dzieciofobie" nie byłby w stanie przebywać w ich otoczeniu, a co dopiero opiekować się nimi. Ja osobiście też nie przepadam za dziećmi.Ale wynika to raczej z lęku przed przebywaniem z nimi=) taki Maluch jest szczery do bólu i może trochę tego się boję?hehehe Oczywiście, że doprowadza mnie do szału płacz dzieciaka, ale zawsze w takich chwilach odreagowuje myślą typu boooże jaka dziecięca tragedia się dzieje i mam przed oczami swoje dziecięce życiowe dramaty :) wtedy luzuje:) W ogóle odnoszę wrażenie, że niestety, ale panuje jakaś moda na fuj wobec dzieci=/ albo ja się obracam w takim towarzystwie:) szkoda, bo człowiek pozbawia się prawdziwych wartości w życiu a i zabija tym samym swoje wewnętrzne dziecko.A bez niego życie jest chyba ponure:) przychodzi mi do głowy pewna sytuacja-zapytano mnie kiedyś: gdybyś spojrzała na siebie oczami dziecka którym byłaś, co byś powiedziała jako dzieciak o sobie jako dorosłym? troszke mnie zmartwiła moja odpowiedź
  4. inka87, nie martw się kochana, to z boku wydaje się być straszne, ale wierz mi, że działania terapeuty są zamierzone:) Moja tez jest nieugięta i konkretna.Bałam się na początku, ale wyobraź sobie, że trafiasz do kogoś delikatnego, wrażliwego, mam na myśli terapeutę - daje Ci taka osoba poczucie bezpieczeństwa?Terapeuta musi byc konsekwentny w działaniu, nie wyobrażam sobie, żeby rozkleił się przy mnie słysząc moją historię, mimo, że to też człowiek, który ma uczucia.Nie zawsze też będziesz słyszeć to czego się spodziewasz =) Ale warto.Dzięki temu twardziej stąpam po ziemi i nie bujam w obłokach. A prace domowe też są spoko, ja np. prowadze właśnie dzienniczek uczuć, tak jak pisał jeden z użytkowników w formie tabelki nooo i refleksje z poprzednich terapii ale to chyba wszędzie. Fajne w tej terapii jest to, że skupiam się na tu i teraz.Musze się poukładać, żeby móc zacząć cokolwiek z sobą robić:) Trzymam kciuki za Twoją terapię!!odezwij się jak poszło!!
  5. może to drastycznie zabrzmi, ale to też jest jakiś sposób.Pisze tylko i wyłącznie z mojego punktu widzenia.Może troszkę "poczuła się"osaczona i duszona w związku?piszę "" dlatego, że to wynika z problemów jej z samą sobą-Tobie niczego nie zarzucam w tej kwestii.A takie odrzucenie,dystans do niej może zdziałać cuda.Pytanie tylko, czy to ma sens?Czy będziesz umiał wejść raz jeszcze w taki związek?to nie jest łatwe.
  6. dokładnie, zgadzam się z Best, związek polega między innymi na zaufaniu, nie chcesz przecież jej krzywdy.Sądzę, że nawet jeżeli w pierwszej chwili zareaguje tak jak się tego spodziewasz, to nie należy się zniechęcać tylko dać jej czas.Może mieć problem (chociaż już chyba to zrobiła) z przyznaniem się przed samą sobą czy Tobą, że ma problem.Ale jestem raczej zdania, że uświadomi sobie, że coś jest nie tak.Przy czym sądzę, że powinieneś pozwolić jej działać samej.To ją dowartościuje, coś w końcu osiągnie.Bądź przy niej to wystarczy.W zasadzie więcej nie możesz.Obawiam się, że nie ma innej rady jak tylko pomoc specjalisty, wyciszy się, dowie się o co jej samej chodzi, dlaczego tak reaguje...Oczywiście bzdurą totalną jest myślenie, że u terapeuty leczą się wariaci.Nie ma wariatów.To pogubieni ludzie.Delikatnie spróbuj jej wytłumaczyć, że to dla jej dobra, męczy się, niech chociaż spróbuje.Jeżeli uzna, że to nic nie daje, nikt do niczego nie będzie jej zmuszał.Chociaż obawiam się, czy nie jest tak z tą terapią, że sama musi poczuć, że jej potrzebuje, bo takie chodzenie na siłę jest bezsensu.No ale spróbować można.Ja np.będąc w takiej sytuacji - gdzie mój mąż proponuje mi terapię bym się zirytowała i buntowała jak pieron.Ale wiem, że nie umiałabym się przyznać przed kimkolwiek, że potrzebuję pomocy =) Powodzenia!
  7. nie no to chyba jakaś epidemia. Dziewczyny, które dołączyły do nas-początki TEGO robią sieke z mózgu.Ja bujam się z tym ponad rok.DA SIĘ TO PRZEJŚĆ!!Nie twierdzę, że u mnie jest ok, jest pięknie, różowo i w ogóle.Bo nie jest.Ale widzę gigantyczną poprawę.Jedyne co mogę doradzić w tej kwestii to tak jak Inka-starajcie się ignorować te myśli BO TO TYLKO MYŚLI i coś w stylu nie czuję, że go kocham TO TEŻ JEST MYŚL!Pomaga przelewanie tego na papier.ja się tak ratowałam.Mogłam spojrzeć na to z dystansu jako ja a nie moje myśli i widziałam, że to bzdury.I podstawowa sprawa psychoterapeuta.Nie męczcie się kochane,ja strasznie żałuję, że tak późno się zdecydowałam.Terapeuta nie powinien Was ocenić.Nie może.Nie powie Wam NIE KOCHASZ, bo jakby nie siedzi w Was i nie wie co jest.Uspokoicie się, wyciszycie i spojrzycie trzeźwo na sprawę.Damy radę dziewczyny.
  8. Tylko psychoterapia,od 3 mcy zaproponowała mi co prawda farmakologię, chodzi o uczucie złości itp.Urosło ostatnio do dość sporych rozmiarów:)Nie wiem, póki co wystarcza mi wizyta u psychoterapeutki, może kiedy naprawdę będzie ze mną źle (hahah znaczy zrobię komuś krzywdę?:)) poproszę o tabsy.Tak egoizm w naszym przypadku zajmuje duży obszar. Tylko JA, JA, i JA co mnie obchodzą inni? Na szczęście, nie jestem mega zaburzona ale sama wiesz jak ciężko przy tej osobowości.Terapeutka powiedziała mi,że świetnie sobie radzę, ale nawet nie wie jakim kosztem.DUSI mnie wręcz próba poskromienia jakiegoś głupiego kaprysu.Np.nie chcę rzucać fochem na lewo i prawo i właśnie gdy próbuje się powstrzymać mam masakrę.A jak u Ciebie?Radzisz sobie jakoś?Jakieś leczenie, czy coś?
  9. sim-pu, nic dodać, nic ująć.W zasadzie żyje z jego świadomością od niedawna i teraz dopiero dotarło do mnie, że kurde naprawdę, odsuwam ludzi, którzy chcą dla mnie dobrze.Bo jak to powiedziała moja terapeutka nudzę się nimi, niestety.Co z tego, że tak nie chce, staram się korygować swoje zachowanie, ale każda tego próba robi mi sieczkę z mózgu.
  10. Nooo, z tymi przyjaciółmi to śliska sprawa.Ja w sumie mam wokół siebie wiele życzliwych osób, ale nie chcę nazywać ich przyjaciółmi.Niestety z mojego powodu, ja odrzucam, ale jest to wynikiem mojej popierdaczonej osobowości.Gdy poznaje ludzi dość szybko się angażuje, ale jeszcze szybciej ucinam temat.Mnie osobiście jest z tym wygodnie, normalnie bo taki stan towarzyszy mi od zawsze, ale wiem, że ranię najbliższych znajomych.Podchodzę egoistycznie niestety, mamy kontakt kiedy ja tego chcę.Chyba nigdy nie będę umiała zaangażować się w przyjaźń, na dobre i złe, bo jak słusznie napisałaś Monika, trzeba umieć też dawać, a nie tylko brać:)
  11. basia88r, Kochana...Twój post brzmi tak jakbym czytała swojego z przed kilku miesięcy.U mnie zaczynało się dokładnie tak samo.Nie pociesze Cię zapewne stwierdzeniem, że trwa to już rok czasu.Dzień w dzień.Przed Tobą łatwiejsze i cięższe chwile.Trudna walka, ale warta zachodu.Ja podjęłam psychoterapię.żałuję tylko, że zaczęłam ją stosunkowo późno.Pierwszą wizytę miałam zaraz po tym jak to wszystko się zaczęło.przerwałam, nie trafiłam do najlepszego specjalisty.Myśli nie ustępowały.Myślałam, że zwariuję.Do tego doszły myśli samobójcze, depresja...masakra.Niebawem upłyną 3 miesiące mojej terapii.Widzę poprawę.Pamiętaj, że nie musisz przez to przechodzić sama.I ja osobiście nakłaniałabym Cię do podjęcia terapii.Na chwilę obecną u mnie różnie.raz lepiej raz gorzej,ale chyba przeważają te lepsze chwile.Myślę, że najgorsze mam już za sobą.Teraz tylko trzeba pozbierać się do kupy po tym wszystkim :) Dobrze, że z nami jesteś!!Uszka do góry!!Wspólnie łatwiej nam wszystkim wygrywać walkę!!bo w końcu w kupie siła Trzymaj się kochana!!wygrzebiesz się z tego bagna.Ale przygotuj się, że może być ciężko. Pozdrawiam cieplutko - bo dzisiaj coś zimno póki co :)
  12. hahahah jak to mówią...głodnemu chleb na myśli
  13. Di88, Byłaś u jakiegoś specjalisty?bo to chyba coś w rodzaju lęku przed autentyczną bliskością.Współczuję...domyślam się, że to strasznie męczące dla Ciebie...
  14. kini., dokładnie. Dodam jeszcze tylko...że biorąc pod uwagę to co się ze mną dzieje nie kocham mamy, nie kocham siostry.Czemu?bo są dla mnie za dobre.Kocham ojca-alkoholika bo dostarcza mi wrażeń...ot to cała tajemnica mojego pomerdania z poplątaniem.odrzucam dobre bo się boję, bo nie zaznałam.Przyjmuję zło, bo coś się dzieje...
  15. hej wszystkim!! u mnie ostatnio nie najlepiej.Odsuwam się od X widzę w nim kogoś obcego, jakby nie był mój.oj źle się dzieje, źle się dzieje...zupełnie tracę kontakt z z rzeczywistością kiedy jest obok.Tzn oczywiście próbuję przewartościowania emocji ale ciężko przy niem racjonalnie myśleć.Zachowuję się jak dzikie, spłoszone zwierze.Bezpieczniej mi kochać go na odległość niż kiedy jest obok. smuutnoo Widzę, że nas tu więcej.fajnie i przykro.fajnie bo możemy się powspierać, przykro, bo najgorszemu wrogowi nie życzę tego przez co przechodzimy.Carlos co u Ciebie, w ogóle co u Was jak się miewacie? Inka mycho kiedy terapia? killer mysleć musimy racjonalnie i pozytywnie, mam wrażenie, że tylko to mnie trzyma przy życiu. izaak to wszystko jest jasne, proste i oczywiste.Ale tak trudne do zastosowania.kurcze, żeby to tak łatwo odchodziło jak nagle się pojawiło byłoby wspaniale :) pozdrawiam Was kochani!!
×