Skocz do zawartości
Nerwica.com

Usagi87

Użytkownik
  • Postów

    51
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Usagi87

  1. Miał ktoś może po Ketrelu sztywne i bolesne mięśnie? Dotychczas brałam przez kilka lat 50 mg na noc (nerwica). Spało mi się dobrze, zero skutków ubocznych. Od czasu nasilenia objawów (jakieś 1,5 temu) i wmawiania sobie wszystkich kosmicznych chorób typu ALS, SM i innych gówien, lekarz zwiększył mi do 100mg/noc. I się zaczęło. Mam tak sztywne mięśnie karku i barków, że nawet fizjoterapeuta nie może ich rozbić. Do tego łapy ciągle zgrabiałe i sztywne jak pręty. Rozgrzewają się dopiero jak sobie walnę 0,25 mg Xanaxu, ale ile można? Właśnie się zaczęłam zastanawiać czy mnie jaka dystonia nie dopada. I kółeczko się zamyka. Suggestions?
  2. Cześć wszystkim! Ja też dzisiaj świruję. Łyknęłam pół Xanaxu na rozluźnienie. Byłam u rodzinnej z wynikami. Mam pewnie nieprawidłowości w odcinku lędźwiowym (niewielka protruzja krążka). A ona mi wypaliła, że to nie powinno dawać takich dużych objawów neurologicznych jak mrowienie w piętach i utrata czucia w łydce. Dała skierowanie do kolejnego neurologa i zlecenie na zastrzyki z wit. B12. Dodam, że nadal mam problem z osłabioną lewą rękę. Już nie wiem co mi jest. :/ W badaniach krwi magnez i potas mam w normie. I nadal mam drżenia mięśni i mrowienia w kończynach.
  3. bezsilna_22, Masz stwierdzoną białaczkę, czy wmówiłaś sobie ją?
  4. Aurelitka, Wybacz, ale tak mnie rozbawił Twój post, że omal nie spadłam z krzesła. A myślałam, że tylko ja mam takie jazdy. Mili89, W aptece można kupić suplement Elektrolity. Stosuje się głównie po biegunkach, ale wymiotowanie również zaburza równowagę elektrolityczną. Podjedz też jakieś sucharki albo wafle ryżowe. Żołądek szybciej dojdzie do siebie. I oczywiście pij dużo wody. U mnie dziś było osłabienie w stawie lewej nogi. Byłam pewna, że stracę w niej władzę i skończę na wózku. Wyżaliłam się mamie, popłakałam. A osłabienie nogi przeszło po Xanaxie, gdy już snułam ponure wizje o postępującym zaniku mięśni.
  5. bmm, Ha! Ja sobie wnawiam stwardnienie zanikowe boczne od 3 tygodni (a zaczęłam od rozsianego). Problem w diagnostyce tego cholerstwa polega na tym, że w przeciwieństwie do SM nie ma zmian w mózgu w badaniu MRI. Lekarze mogą zlecić tak zwane EMG, w celu oceny siły mięśniowej, ale siła mięśniowa w początkowym stadium choroby jest zachowana, więc dianoza może zająć kilkanaście miesięcy. Ja się już tyle naczytałam, że ciągle oglądam ręce i nogi wypatrując początków zaniku mięśni. Na dodatek mam pęczkowe drżenia mięśni w (głównie w nogach i na pośladkach). No, książkowe objawy SLA. Obliczyłam nawet, że ryzyko wystąpienia tej choroby w moim wieku wynosi jakieś 0,0003 %. Ale spróbuj to wytłumaczyć chorej głowie. Nie daj się, bo skonczysz na lekach, tak jak ja! Nie czytaj też forum o tej chorobie, bo umrzesz ze strachu. Czytanie tej wspomnianej przez Ciebie książki nie było dobrym pomysłem. W naszym stanie psychicznym powinniśmy się ograniczyć co najwyżej do "Kubusia Puchatka". Każda książka, zwłaszcza biograficzne, w których często opisywane są wszystkie nieszczęścia świata, są dla nas niewskazane.
  6. bmm, Ha! Ja sobie wnawiam stwardnienie zanikowe boczne od 3 tygodni (a zaczęłam od rozsianego). Problem w diagnostyce tego cholerstwa polega na tym, że w przeciwieństwie do SM nie ma zmian w mózgu w badaniu MRI. Lekarze mogą zlecić tak zwane EMG, w celu oceny siły mięśniowej, ale siła mięśniowa w początkowym stadium choroby jest zachowana, więc dianoza może zająć kilkanaście miesięcy. Ja się już tyle naczytałam, że ciągle oglądam ręce i nogi wypatrując początków zaniku mięśni. Na dodatek mam pęczkowe drżenia mięśni w (głównie w nogach i na pośladkach). No, książkowe objawy SLA. Obliczyłam nawet, że ryzyko wystąpienia tej choroby w moim wieku wynosi jakieś 0,0003 %. Ale spróbuj to wytłumaczyć chorej głowie. Nie daj się, bo skonczysz na lekach, tak jak ja! Nie czytaj też forum o tej chorobie, bo umrzesz ze strachu. Czytanie tej wspomnianej przez Ciebie książki nie było dobrym pomysłem. W naszym stanie psychicznym powinniśmy się ograniczyć co najwyżej do "Kubusia Puchatka". Każda książka, zwłaszcza biograficzne, w których często opisywane są wszystkie nieszczęścia świata, są dla nas niewskazane.
  7. Witaj w klubie. Ledwo telefon trzymam w rekach. Cale rece mi drza (lewa bardziej). Do tego mam dziwna wysypke na prawym przedramineniu. Takie malutkie krosreczki. Moze mam jakis toczen. Sama nie wiem. Do tego jakis Parkinson. Zaraz dostane na glowe. :/ -- 14 mar 2015, 09:17 -- Witaj w klubie. Ledwo telefon trzymam w rekach. Cale rece mi drza (lewa bardziej). Do tego mam dziwna wysypke na prawym przedramineniu. Takie malutkie krosreczki. Moze mam jakis toczen. Sama nie wiem. Do tego jakis Parkinson. Zaraz dostane na glowe. :/
  8. nefretis, Sugerujesz, że najlepiej powtórzyć badania lekarskie, jakie miałyśmy robione w ostatnim czasie, żeby sprawdzić czy nic się nie zmieniło? Aurelitka, Bierz antybiotyki i się nie stresuj (łatwo powiedzieć, nie?) Ja bym się cieszyła, gdyby mnie lekarka skierowała do hematologa, gdybym się bała białaczki, chłoniaka czy innego cholerstwa. Ja mam o tyle przesrane, że mi się wkręcają choroby stricte neurologiczne, o nieznanej etiologii, bez możliwości leczenia i takie w przebiegu których zawijasz się w ciągu 3-5 lat. Sama diagnoza tych chorób może trwać miesiącami od wystąpienia pierwszych objawów. ;p Najgorsze jest to, że nowe objawy dochodzą pomimo brania leków na nerwicę (od miesiąca). Oprócz skakania mięśni i szarpania całymi kończynami podczas zasypiania i osłabienia lewej nogi i ręki (czasem mam wrażenie, że mi się kolano wygnie), doszły trudności w przełykaniu posiłków i budzenie się w nocy i niemożność złapania tchu. Przez te 2-3 sekundy jak się obudzę i nie mogę nabrać powietrza, mam wrażenie jakby mi mięśnie oddechowe poraziło. Masakra jakaś. Mam już dość. Męczę się w cholerstwem jakieś 3 miesiące i nie daję rady. Najgorsza jest ta myśl z tyłu głowy: To nie nerwica. Ona nie mogłaby dawać takich objawów neurologicznych. Tym bardziej, że zdarzają się nawet pomiędzy okresami paniki, a osłabienie mięśni to już jest chyba permanentne. Trzymajcie się~! I nie poddawajcie! Ja już się chyba poddałam.
  9. Dzięki za słowa otuchy. Odpisuję z poślizgiem, bo staram się ostatnio uporządkować mój nerwowy styl życia, więcej odpoczywać, mniej czytać o chorobach. Powiedz mi jak sobie radzisz? Nadal miewasz gorsze dni? Dokuczają Ci jakieś skurcze? Ja ostatnio zanotowałam osłabienie mięśnia uda i bicepsa. Dwa dni temu bolało mnie też oko, a im bardziej się skupiałam, tym bardziej bolało. Tak trudno mi uwierzyć, że nerwica potrafi dać tyle dziwnych objawów, zwłaszcza że ludzie tutaj piszą o osłabieniu kończyn (w liczbie mnogiej), a nie o osłabieniu fragmentu ręki, albo skurczu tylko w jednej łydce. Ech, znów zaczynam wątpić, że to tylko moja głowa + stres. Nie chcę się już nakręcać, ale czasem nie potrafię tego opanować. TO jest silniejsze ode mnie. :/ P.s. Jesteś pewien, że tomografia by coś wykazała? Słyszałam, że w diagnozie SM stosuje się raczej rezonans magnetyczny, ale mój neurolog dał skierowanie tylko na TK. Odruch Babińskiego mam negatywny, ale potrafię się 10 razy dziennie macać po stopach, żeby sprawdzić czy się nie pojawia.
  10. A miał ktoś może problemy ze skórą przy nerwicy? Ja często mam jakieś swędzenie w rożnych częściach ciała (głównie łydki). Wcześniej w wyniku długotrwałego stresu (pisanie pracy magisterskiej) pojawiła się u mnie upierdliwa egzema na jednej powiece. Miałam testy alergiczne na chemię, bo dermatolog myślała, że od kosmetyków. Jak wyniki okazały się negatywne to zgłupiała. Dała mi diagnozę "atopowe zapalenie skóry". Litości! O ile wiem, AZS pojawia się we wczesnym dzieciństwie, a nie u 27letniej starej baby. Od owej diagnozy rzeczonej Pani dermatolog, mój stan psychiczny się wręcz uległ znacznemu pogorszeniu. Przeszłam przez 3-tygodniowy maraton z "dr google" w roli głównej i dziś bujam się z samodiagozą stwardnienia rozsianego. O problemach z egzemą na powiece już prawie zapomniałam, za to pojawiły się skurcze, skakanie mięśni, słabość lewej nogi i ręki (pracuję jako kasjerka) i jakieś ogólne uczucie rozbicia. Doszły lęki przez cholernym SM, wybuchy płaczu - pełen zestaw. Jestem na lekach, ale nadal nie potrafię odpoczywać w nocy. Budzę się połamana, jakby mnie tramwaj potrącił. Anyway, zależy mi na tym, aby znaleźć początek moich problemów z nerwicą i tak się zastanawiam, czy przed ostatecznym załamaniem nerwowym moja skóra nie dawała mi znać, że przechodzę spory stres (przez jakiś czas tego nie odczuwałam, bo codziennie wieczorem po pracy relaksowałam się browarkami ). Ogólnie słyszałam pojęcie "depresja skóry". Może coś w tym jest...jak uważacie? :)
  11. kvb, O, witam koleżankę od SM. Mnie trzyma już ze 3 tygodnie. Biorę Xanax i Ketrel, ale rano i tak budzę się obolała. Zastanawiam się, czy przypadkiem nie powinnam rozejrzeć się za trumną. Byłam u okulisty, bo na jedno oko widzę gorzej, to stwierdziłam, że to pewnie pozagałkowe zapalenie nerwu wzrokowego. Okulista stwierdził lekką wadę wzroku w lewym oku. Zaburzenia widzenia barw nie mam, ale i tak mam wrażenie że to lewe oko widzi jakby bledsze barwy. Z uporem maniaka sprawdzam częstotliwość kłucia w różnych partiach mięśni. Mrowią mi palce, już od rana czuję się zmęczona. Na dokładkę napięcie mięśni karku i barków. Najbardziej dziwne jest to, że mięśnie są spięte, nawet gdy nie czuję silnego ataku lęku. Tak, jakbym cały czas była spięta. Leki biorę od 2 tygodni i oczywiście oczekuję, że od razu wszystko minie jak ręką odjął, a tu jeden dzień lepszy, drugi gorszy. Tyle, że już nie ryczę po 10 razy dziennie. Gdzieś z tyłu głowy cały czas myśl: Masz SM, w końcu nie miałaś rezonansu, więc to na pewno to. U neurologa byłam już 3 razy, sprawdzał odruchy, wszystko ok. Dał skierowanie na tomografię głowy z kontrastem i też czysto. Ale co tam neurolog wie, przecież ja mogę mieć to chrzanione stwardnienie, tylko lekarze coś przeoczyli. Pozdrawiam i życzę spokoju. -- 27 lut 2015, 12:30 -- * EDIT: @ kvb: Oczywiście miało być "kolegę". Wybacz.
  12. nefretis Miło Cię poznać. Mam na imię Anka i mam 27 lat. Z nerwicą walczę od 5ciu lat. Wcześniej była to nerwica natręctw, teraz również hipochondryczna. A zaburzenia depresyjne miałam chyba już w liceum. Wiesz, ja to jestem w takim stanie, że cały czas się zastanawiam czy to aby na pewno nerwica, a nie coś gorszego. Fakt, że większość objawów posypała się po kilkudniowym siedzeniu na forach internetowych i czytaniu objawów ciężkich schorzeń neurologicznych. Już to powinno mi dać do myślenia, że to nerwica, a nie jakieś mega rzadkie schorzenie. Ale po co? Przecież nerwica zawsze może wbić szpilę, dając tak niespecyficzne objawy somatyczne, że nawet lekarze głupieją. Oczywiście biegam od poradni, do poradni. Błagam lekarzy o skierowania na badania itp. Mechanizm hipochondryczny już ruszył, a ja nie potrafię nad nim w pełni panować. Dopiero się uczę, gdyż jak wcześniej wspomniałam, przez większość życia miałam głównie natręctwa/kompulsje, ale nigdy nie miałam somatycznych objawów w towarzystwie lęków. I teraz już nie wiem, co z czego wynika. Czy lęk jako wynik objawów, czy na odwrót. Bo one występują nawet jak wezmę tabletki, choć w mniejszym stopniu. Ponownie jestem w takim momencie życia, w którym bez psychotropów ani rusz. :/
  13. Paulina8102 Wiem o czym myślisz. W głowie już myślisz, jak będzie wyglądał Twój pogrzeb. Nie wiem czy Cię pocieszę, ale u mnie zaczęło się od egzemy na powiekach. Zaczęłam biegać do dermatologa, później na testy na alergię, które nic wielkiego nie wykazały. Potem zaczęła swędzieć mnie skóra. Wyczytałam sobie chłoniaka skóry, bo pojawiła się wysypka (chyba od tego drapania). Ogólnie u mnie od miesiąca, co kilka dni inna choroba. Było już bielactwo, chłoniak T-limfocytowy itp. Obecnie jestem na etapie stwardnienia rozsianego lub SLA. Jeszcze nie zdecydowałam. Zauważyłam, że gorzej widzę na jedno oko, puchną mi z rana powieki. Mam słabszą lewą rękę. Ciało mi mrowi, pulsuje, drży. U neurologa ląduję średnio raz w tygodniu, bo co chwilę dochodzą nowe objawy. A to głowa boli, a to kark sztywnieje, ciągle sprawdzam siłę w tej ręce, która osłabła. Ciągle coś chrupie, boli, kłuje, drętwieje. Nie śpię po nocach, bo wykańczają mnie bóle mięśni w różnych partiach ciała. Miałam już w ostatnim czasie tomografię głowy, prześwietlenie kręgosłupa w odcinku szyjnym. Poszłam też do psychiatry. Biorę Xanax na lęki i Ketrel. Tylko dzięki temu nie wybucham spontanicznie płaczem w pracy i nie wypatruję zaniku mięśni z uporem maniaka. Ale mam gorsze momenty. Na przykład, jak zostanę sama ze swoimi myślami. Wtedy to już najchętniej bym testament pisała.
  14. Nerwica ma to do siebie, że potrafi położyć na łopatki w ciągu jednego dnia. Ja dowiedziałam się, że mam nerwicę 5 lat temu. Pojawiły się u mnie natrętne myśli, które kompletnie rozwaliły mi życie emocjonalne. Do tego silne lęki, wrażenie odchodzenia od zmysłów. Sama poprosiłam chłopaka, aby zawiózł mnie na izbę przyjęć kliniki psychiatrii, bo nie byłam w stanie znieść lęku. Na Twoim miejscu skonsultowałabym się z psychiatrą. Doraźnie możesz wspomóc się jakimś Nervomixem, nie mniej jednak wystąpienie silnych lęków (zwłaszcza uogólnionych/bezprzedmiotowych) stanowi przesłankę do konsultacji ze specjalistą. Zazdroszczę Ci, że spokojnie przespałaś noc. Ja nie pamiętam, kiedy ostatnio się porządnie wyspałam. Życzę dużo zdrowia i spokoju ducha. Zaburzenia rytmu serca, potliwość, mroczki przed oczami to wręcz książkowe objawy nerwicy. Właściwie wszystkie objawy, które wymieniłaś są bardzo dobrze znane osobom na tym forum. Podobnie przejmowanie się tym, co myślą inni, nadwrażliwość. To właśnie te cechy charakteru są nieodłączne przy zaburzeniach nerwicowych.
  15. Dzięki za odpowiedź, Post przeniosłam do ogólnego wątku dotyczącego nerwicy, bo pomyliłam temat. Ja na serio już świruję od tego myślenia o stwardnieniu. Tyle się naczytałam, że głowa mała. Najgorsze jest to, że mięśnie wariują nawet jak jestem spokojniejsza (albo tak mi się wydaje). Niekoniecznie podczas silnego ataku lęku. Dzięki za radę. Muszę się wyciszyć, bo ledwo ciągnę, zarówno w pracy jak i na uczelni.
  16. Cześć wszystkim. Piszę w tym wątku, bo muszę się wygadać, w przeciwnym wypadku dostanę na głowę. Moje objawy somatyczne nerwicy (którą leczę ok. 5 lat, ale do tej pory miałam głównie natrętne myśli) to pulsowanie w różnych częściach ciała. Oto moja lista: - kłucie w okolicy pępka (mięsień pod skórą?) - ucisk nad lub za lewym okiem, gorzej widzę na to oko, ale minimalnie - spięte mięśnie brzucha, nie mogę czasem wypiąć brzucha - okropne bóle u podstawy czaszki -skurcze lub sztywność mięśni karku - nużliwość, spięcie lub ból mięśni obręczy barkowej (głównie lewej ręki, bo nią pracuję), które nie do końca ustępuje po nocy, ale w sumie nie spałam dobrze od kilku tygodni - pulsowanie mięśni nóg, czasem ramion i brzucha - mrowienie w okolicy ust, palców rąk i stóp - wrażenie osłabienia siły mięśni - drżenie kciuków - przeskakiwanie karku (coś jakby tik), głównie przy gwałtownym skręcaniu głowy Zgadnijcie co sobie wyczytałam w necie. Najpierw stwardnienie rozsiane (w związku z okiem), a teraz jestem nawet na etapie stwardnienia zanikowego bocznego (ze względu na pulsowanie mięśni, zwłaszcza problemów z lewą ręką i pulsowaniem mięśni brzucha). Dwa dni temu nie mogłam nic przełknąć, bo miałam wrażenie, że moje mięśnie brzucha są sparaliżowane. Wylądowałam u psychiatry. Od trzech dni łykam Xanax, a na noc Ketrel, żeby spokojnie spać. Chyba dostałam na głowę. Cały czas wyczekuję na moment, aż nie będę mogła zupełnie ruszyć lewą ręką. To jest po prostu straszne. Wykańczają mnie te myśli. :/
  17. Witam wszystkich. Wracam na forum bo długiej nieobecności (jakieś półtora roku). inka87 pewnie mnie pamięta :) Zaczęłam udzielać się na tym forum bo miałam natrętne myśli dotyczące tego czy kocham mojego partnera (który obecnie jest moim narzeczonym ;p). Jakoś udało mi się poukładać sobie życie, nerwica dała mi spokój, przez ponad rok brałam leki. Odstawiłam je jakoś w maju i czułam się całkiem dobrze. Niestety od pewnego czasu nastąpił nawrót. Wiem,że z mojej winy, a może po prostu tylko się tym tłumaczę. Sama nie wiem. :/ Umówiłam się już dziś do psychologa,ale dostałam termin na 1 grudnia. Proszę Was o przeczytanie mojego postu, bo ja komuś o tym nie powiem to zwariuję, a do wizyty u lekarza jeszcze sporo czasu. Otóż,sprawa polega na tym,że od pewnego czasu pogrywałam sobie w pewną grę online'ową (Boże, już samo rozpoczęcie historii brzmi idiotycznie). Był to polsk iserwer, w związku z czym grali tam ludzie z różnych części Polski. Mój problem polega na tym, że zaczęłam się coraz bardziej w nią "wkręcać", poznałam nowych ludzi. Nie zawsze miałam czas żeby spotkać się z narzeczonym, bo często ostatnio kończyłam pracę koło 20tej no i jak sami rozumiecie nie było za dużo czasu. No to siadałam sobie wieczorami do tej gierki. Poznałam wtedy pewnego chłopaka, który był w mojej gildii i jakoś tak zaczęliśmy ucinać sobie pogawędki, o życiu i problemach z nim związanych, pocieszałam go czasem (taka matka Polka ze mnie ). Po jakimś czasie on zaproponował żebyśmy się w tej grze pobrali (o czym powiedziałam narzeczonemu- w końcu oboje podchodziliśmy do tego raczej jak do zabawy, niż do czegoś poważnego). Po jakimś czasie zauważyłam że ten wirtualny facet podpytuje się mnie o to czy mogli byśmy dodać się do znajomych na facebooku (nie widziałam w tym nic złego gdyż już wcześniej dodawałam do listy znajomych ludzi których poznawałam przez internet) Więc pomyślałam: czemu nie? No i potem się zaczęło. On zaczął mi prawić komplementy, czasem mówił czułe słowa itp. W tym też nie widziałam żadnego występku, gdyż spotykałam się już przecież z pochlebstwami (chyba każda kobieta jest na nie łasa). No i jakoś to trwało, nie powiem że on też mi się fizycznie podobał ale jakoś umknęło mojej uwadze to,że zaczynam się jakoś emocjonalnie uzależniać (już sama nie wiem czy to od gry czy od rozmów z nim). Któregoś wieczoru kiedy zalogowałam się do gry czułam że jest jakiś nieswój.Wtedy właśnie ten chłopak przyznał że mimo że wie że mam narzeczonego to bardzo mu się podobam i że chciałby mnie kiedyś spotkać "w realu". I że nie chce się z butami pchać w moje życie ale nic na to nie poradzi. .... .... No i ja mu wtedy napisałam że ja też się w nim zauroczyłam i że muszę przyznać że jestem ciekawa jakby to było go dotknąc/pocałować. ( w tym samym czasie w mojej głowie pojawiła się pierwsza "niechciana" myśl o tym jak mogła bym ukryć przed narzeczonym spotkanie z tym "wirtualnym" facetem, gdyby do tego miało dojść). Jakoś pogadałam z tym kolesiem jeszcze chwilę a potem się wylogowałam. Już następnego dnia rano obudziłam się jakaś nieswoja, nie w sosie. Zaczęłam czuć się źle z powodu tego co się stało ubiegłej nocy. Potem po południu przyjechał mój narzeczony i ja się rozbeczałam, zaczęłam go strasznie przepraszać, powiedziałam że nie wiem co we mnie wstąpiło.Nie potrafiłam mu wyjaśnić czemu to się stało. On powiedział, że to wszystko przemyśli. Następnego dnia moje wyrzuty stały się NIE DO ZNIESIENIA! Nie mogłam jeść, spać, chodziłam po kątach i ryczałam, czułam że zaraz zwariuję. Kiedy tego dnia znów spotkałam się z moim S. powiedział mi że tyle razem budowaliśmy ten związek (w końcu przeszliśmy razem przez moją nerwicę), że on nie chce przekreślać tego co jest między nami przez coś co może i nosi pewne znamiona zdrady, ale w końcu ogranicza się do kontaktu wirtualnego i w pewnym sensie jest zachowaniem na poziomie piaskownicy. Jeszcze raz się popłakałam, skasowałam konto w tej grze (żeby nie kusić losu) i stwierdziłam że lepiej będzie nie plątać się więcej w takie rzeczy. Ale od kilku dni miewam dziwne stany. Zaczęłam znów brać leki (w minimalnego dawce,ale zawsze). Dostaję ataków paniki, mam wrażenie że zepsułam nasz związek,bo nie potrafię zachować się jak na narzeczoną przystało. Mam takie wyobrażenie, że skalałam tą naszą miłość, boję się że już nigdy nie będzie tak samo. Boję się że jestem jakaś nieobliczalna/że nie odpowiadam za własne czyny,bo przecież już dzień po tym całym zajściu w tej grze, czułam się jak wyrzutek społeczeństwa (nie trzeba więc było pisać takich rzeczy komuś, kogo tak naprawdę się nie zna).To tak,jakbym dostała wtedy jakiegoś zaćmienia umysłu. Te myśli nie dają mi normalnie żyć. To cud,kiedy udaje mi się zjeść jeden posiłek dziennie. Mój narzeczony twierdzi że ja tą całą "zdradę" wyolbrzymiam,ale ja naprawdę nie umiem sobie wybaczyć tego fatalnego błędu. Czego ja,do cholery, szukałam ?! Mocnych wrażeń?! Chyba jestem mistrzynią w stawianiu mojego związku nad przepaścią, bo jeszcze 3 tygodnie temu byliśmy spokojnym narzeczeństwem, a teraz wydaje mi się że wszystko wzięło w łeb. Boję się też,że skoro jestem taka nieobliczalna to będę musiała łykać te zasrane tabletki do końca mojego życia. I wiecie jaka myśl mnie najbardziej dołuje? Że może ja nie jestem stworzona do stałych związków. Pomóżcie mi, błagam! Tak boję się stracić mojego narzeczonego. Znów wszystko analizuję na sto tysięcy sposobów.To mnie męczy, nie mogę się skupić, chodzę jak struta i popłakuję po kątach. Moje myśli mówią mi że skoro uwikłałam się w ten cały flirt przez internet to może faktycznie już Go nie kocham?! Przepraszam za ten referat. Musiałam to z siebie wyrzucić. Nie wiem czy ja sama kiedyś będę w stanie sobie wybaczyć to, co zrobiłam. Choć mój narzeczony jakoś to przełknął. -- 13 paź 2011, 22:06 -- Chciała bym jeszcze sprecyzować jakiego rodzaju mam przemyślenia i odczucia: -Zdaje mi się, że "splamiłam" swoim postępowaniem mój związek -wydaje mi się, że jestem niegodna żeby w ogóle być jego narzeczoną -kiedy jestem dla mojego faceta dobra, robię coś dla niego to wydaje mi się, że robię to tylko dlatego, że czuję się winna za to co zrobiłam -boję się do niego zbliżyć bo czuję się jak zimna s*ka -kiedy patrzę na szczęśliwe małżeństwa czuję się nieswojo, bo od razu myślę że ja nie jestem do tego stworzona = wydaje mi się że będę niszczyć każdy mój związek -analizuję sytuacje z mojego życia które mogły by przemawiać za tym że kiedyś wcześniej zdradziłam go nieświadomie -czuję, że nie potrafiła bym bez niego już żyć, więc tym bardziej nie rozumiem jak mogłam dopuścić aby wszystko wymknęło mi się spod kontroli -mam w głowie takie wyobrażenie że tylko ludzie których związki są "czyste" i wolne od wszelkich zawahań emocjonalnych mogą tworzyć szczęśliwe małżeństwa. -przy narzeczonym czuję się nieswojo, zwłaszcza kiedy on jest radosny i uśmiechnięty a ja ciągle w sercu czuję ciężar winy - to pogłębia moje przekonanie o własnym niezrównoważeniu emocjonalnym -przeraża mnie myśl że kiedyś mogła bym zrobić coś podobnego (tym bardziej że po naszej rozmowie zaznaczył że jeśli jeszcze coś takiego zrobię to już nie będzie o czym rozmawiać i będzie oznaczało to koniec naszego związku) - obsesyjnie myślę o zdradzie i o tym jak za wszelką cenę jej uniknąć,ale wtedy z kolei pojawia się ta natrętna myśl że kiedyś mogę znów to zrobić (na przykład jak odstawię leki). -nie chcę sobie przebaczyć i uporczywie nawiedza mnie myśl że powinnam go zostawić, mimo że mi przebaczył (i ta myśl wywołuje chyba największy lęk i panikę)
  18. podziwiam Cię, Inka :*Moim problemem jest to,że nie potrafię myśleć pozytywnie o przyszłości. Mam wrażenie,że jestem ogólnie znudzona życiem i dotychczas zapełniałam tą "pustkę" szukaniem miłości...czekaniem na nią. Dlatego teraz,kiedy ją mam boję się że utknęłam w martwym punkcie. Ale czy to ma sens? Czy można całe życie uganiać się za miłością, ciągle się w kimś nowym zakochując? Chyba nie. A ja noszę w sobie jakiś taki lęk, że będę musiała to robić bo "taka jest moja natura" - niestabilna emocjonalnie. Znów brak mi sił... Mam wrażenie,że już na zawsze zostanę w takim stanie "zawieszenia", wegetacji. Nerwica zabrała mi większość moich zainteresowań i motywację do tego,żeby poszukać nowych.Wszystko w moim życie ma różne odcienie szarości...Nic nie jest bardziej lub mnie kolorowe... Jest tylko ta szarość. Tak strasznie się boję, że mi tak zostanie...że nie uda się tego naprawić. i od razu rzuca mi się na myśl fragment piosenki Metalliki : "Renew our faith which way we can To fall in love with life again" Boję się...tak bardzo...
  19. Dziękuję Wam wszystkim za wsparcie!! zalamka87, mi też psycholożka powiedziała że mój problem tkwi w dzieciństwie. Moje relacje z matką były dość mocno zagmatwane. Już wcześniej o tym pisałam. Moja mama chorowała na raka,jej walka zaczęła się kiedy miałam 13 lat. Co pół roku lądowała w szpitalu. Ja w tym czasie byłam zupełnie sama w domu i musiałam sobie ze wszystkim radzić. Zaczęłam trochę uciekać w alkohol.Wiecie, po powrocie ze szkoły wypijałam ze 2 piwa i jechałam potem do matki do szpitala. Ponadto moja matka cierpi na Chorobę Afektywną Dwubiegunową i (jak powiedziała mi Pani psycholog) jest osobą niestabilną emocjonalnie, utrzymywała mnie w przekonaniu,że ja bez niej sobie nie poradzę. Ale ze względu na jej liczne pobyty w szpitalu, wyszło na to że to ja musiałam się nią zajmować jako zaledwie 14-letnia dziewczynka. Los odebrał mi dzieciństwo. W mojej głowie zrodziło się więc marzenie o tym jedynym który ukoi mój lęk. A teraz nagle wszystko to zaczynam odrzucać! Ponoć nie potrafię zaakceptować faktu,że ktoś może chcieć się mną zaopiekować. (A może po prostu zabrakło mi marzeń które zmotywowały by mnie do życia...) Buntuję się, bo zawsze to ja musiałam się kimś zajmować. Dlatego stabilne życie wydaje mi się nudne. Potrzebuję bardzo silnych emocji i wrażeń, bo życie przyzwyczaiło mnie do takich "huśtawek". Ale w głębi serca wiem,że nie mogę do końca życia szukać co rusz nowego faceta żeby wiecznie być na emocjonalnym miłosnym "haju" . Walczę więc o ten związek który już mam,bo wiem że jeśli stchórzę i odejdę teraz to mogę stracić szansę na szczęście.No bo co będzie jeśli nawet znajdę kogoś innego kto będzie dla mnie równie dobry, na początku będzie wspaniale, a potem objawy nerwicy wrócą?! Dlatego chcę walczyć, choć droga usiana jest cierniami... Najbardziej boli mnie wracanie myślami do dzieciństwa,a także wciąż powracająca uporczywa myśl,wieńcząca moje powyższe wnioski: że zmuszam się do miłości,bo wiem że mój chłopak jest wartościowym człowiekiem,ale "chemia" przestała już działać :/ No, i znów "wypociłam" całą rozprawkę..... Dziewczyny, nie mam już sił. Czuję że nie potrafię zrobić ani kroku naprzód
  20. Hej! Właśnie wróciłam z małego wypadu. Pojechałam z moim narzeczonym do znajomych na działkę. Było nas tam w sumie 11 osób. Najpierw czułam się bardzo wyobcowana. Patrzyłam na tych wszystkich ludzi i myślałam sobie że każdy z nich ma takie wspaniałe, ekscytujące życie...tylko ja jestem jakaś inna,bo się nie cieszę z otaczającego mnie świata. Brak mi radości i woli życia. Doszło nawet do tego,że kiedy wszyscy siedzieli w ogródku, ja schowałam się w domku z butelką piwa w ręku i płakałam przy kominku. Czuję się jakbym jakiejś deprechy dostała. Każda wizja mojej przyszłości,którą buduję w swojej głowie, kończy się katastrofą! Nigdy nie mam tak,żeby pomyśleć sobie: Wyluzuj, będziesz mieć za**biste życie i będziesz bardzo szczęśliwa. Zawsze jest jakieś "ale". Dziś doszłam do wniosku,że do tej pory w moim życiu miałam jeden jasno określony cel: sprawić, by gdzieś na horyzoncie pojawił się mój wymarzony facet. I co? W momencie kiedy już to mam, brakuje mi innego celu do którego mogłabym dążyć. Wiecie, mój umysł zawsze wypełniało marzenie o prawdziwej miłości. Więc wmawiam sobie,że będę musiała tak całe życie gonić za facetami, ciągle na nowo się w kimś zakochując i nigdy nie zaznam szczęścia,bo ja nie jestem tak naprawdę stworzona do stałego związku. Strasznie się boję. Wszystkiego!! Boję się też,że na zawsze już pozostanę w tym beznadziejnym stanie.Wczoraj wieczorem,kiedy leżałam w ramionach mojego chłopaka,łzy płynęły mi z oczu.Zdawało mi się że ogarnia mnie kompletna znieczulica i wtedy pomyślałam: "Teraz byłoby dobrze,gdybyś zamknęła oczy i po prostu umarła... Jeszcze zanim przestaniesz Go kochać do reszty." To było...dziwne :/ Już sama nie wiem czy to znów mnie jakieś schizy biorą, czy te wszystkie wnioski w mojej głowie są najprawdziwszą prawdą
  21. agucha, mam dokładnie tak samo!! Nie wspominając że ostatnio psychiatra zwiększył mi dawkę leku o 100% bo (uwaga!) uskarżyłam się że nie mam popędu seksualnego Ogólnie mój stan zaczął się stabilizować. Więc teraz mam co chciałam i zamiast 50mg biorę setkę Ledwo się przyzwyczaiłam do tamtej dawki a już mi "chlasnęła" większą. No i zaostrzyły się objawy. Bo popęd JESZCZE MNIEJSZY,brak motywacji... Nawet marzenia wydają się "wyblakłe". Oto przez co przechodzę (wymienię w podpunktach,bo będzie łatwiej: - myślę,że moje uczucie wygasa - boję się ślubu (nagle mi się odechciało!!) - myśli na temat tego,że życie razem w jednym mieszkaniu (choć to dość odległa przyszłość) będzie mnie NUDZIĆ ( reakcja = silny lęk,brak koncentracji,spocone dłonie,przyspieszone bicie serca) - myśl o tym,że nie potrafię budować stałego związku z powodu mojego ciężkiego dzieciństwa - doszukiwanie się w nim wad - dręczące przeczucie, że moje dążenia do stałego związku kłócą się z moimi prawdziwymi (?) odczuciami,które podpowiadają mi że on nie jest dla mnie - reagowanie niechęcią,bądź zdenerwowaniem kiedy on jest dla mnie miły, daje mi prezent itp. 9czyli reakcja zupełnie przeciwstawna do tej,która powinna wystąpić w takich momentach (to mnie dołuje najbardziej :/ ) - lęk przed jakimkolwiek kontaktem z nim (a kiedy już przyjdzie,okazuje się że nie jest aż tak źle) - uczucie,że ja tylko odgrywam przed nim emocje - i nasz ulubiony, wciąż powracający koszmar: Myśl o tym,że to może nie być nerwica (występuje w chwilach,kiedy usiłuję poukładać sobie w głowie i poprawia mi się samopoczucie). Może któraś z Was miała podobne problemy. Niby małe, nic nie znaczące myśli, a potrafią nieźle namieszać. To chyba tyle. Przepraszam za długi post,ale musiałam to z siebie wyrzucić. Poza tym jutro mam wizytę u psychologa i odczuwam potrzebę poukładania sobie wszystkiego.
  22. U mnie dziś nie tylko śpiąco. Chandra jakaś... Nie wiem,najpierw sobie wkręcałam przez pół dnia że mam HIV, a przecież tak bardzo chcę żyć dla mojego Miśka. A potem jak przestałam sobie wmawiać choroby,to znów przerzuciło się na wątpliwości typu "kocham czy nie". A wszystko przez to że nie miałam ochoty na czułości. Ech, chyba mi neurony nie stykają
  23. agucha, nie. w momencie zaręczyn nie miałam wątpliwości ale następnego dnia rano zaczął się hardkor ! @_@ inka87, cieszę się że u Ciebie się trochę układa. Jak będziesz mieć ochotę napisz na gg :*
  24. Tak,zaręczyłam się ale to nie zlikwidowało mojej nerwicy Ja to po prostu zrobiłam wbrew jej "zachciankom". Czuję się jakbym miałam rozdwojenie jaźni
×