Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Myślałam, że mogę sobie poradzić, ale jest chyba gorzej. Nikt nie chce mnie słuchać, nie mam się komu wyżalić. Jestem nadmiernie pesymistyczna, ciągle tylko myślę o złych rzeczach. Jestem w związku na odległość, który chcę skończyć, bo widzę, jak go niszczę swoim pesymizmem. Mam dosyć ciągłych huśtawek nastroju. Codziennie inny nastrój, nawet zmieniający się kilka razy dziennie. Smutek, strach, gniew, szczęście, rozczarowanie i znów smutek. Wykańcza mnie to.

Brakuje mi zapału, chęci do zmian, a może chodzi o siłę? Znów próbuję i znów przekładam. Jutro mam wstać i zapisać się do innego psychiatry, byle szybciej dostać leki, ale wiem, że nie wstanę, bo wolę sny zamiast życia.

Chciałam przestać odbijać się i słuchać muzyki, ale nie potrafię.. jeden dzień świadomego przestania i już bezsenność, okropne nerwy, natrętne myśli, aby znów posłuchać. Kiedyś wytrzymałam 2 miesiące, teraz nie potrafię wytrzymać jednego dnia, czuję się jakbym była uzależniona..

Bez muzyki mam pustkę w głowie, ale z nią, mimo iż jestem spokojna, uciekam od rzeczywistości, obowiązków, życia.

 

Postanowiłam słuchać tylko wieczorami, bo marnuję życie na taką chorą głupotę. Mam tego dosyć, uciekania w świat fantazji. Tak bardzo chciałabym normalnie żyć, mieć wsparcie i wstać na nogi po tym wszystkim. Tak bardzo chciałabym móc mieć wymagania wobec matki, chciałabym być dzieckiem, czemu nie mogę nim być? Czemu muszę sama sobie z tym radzić, nie potrafię tak :cry:

Moja matka potrafi mnie traktować jedynie na dwa sposoby. W pierwszym, jak 5 letnie dziecko (serio, mówi do mnie i traktuje mnie jak małe dziecko. Kto normalny traktuje tak 21 latkę? To jest nienormalne). W drugim, jak osobę całkowicie dorosłą, która wszystko już potrafi. Jeśli pokażę jej choć odrobinę słabości, otworzę się przed nią, lub zacznę płakać, automatycznie mam miesiąc traktowania mnie, jakbym nic nie umiała, była słaba. Już jak miałam 16 lat i ostatni z braci skończył 18, uznała nas wszystkich za całkowicie dorosłych. Przestała mnie uczyć, gdy miałam jakieś 12 lat, ale za swoją własność, zawsze lubiła mnie uznawać.

Brat, który dostał jej całą uwagę, poświęcając moje dorastanie, nie żyje, więc cała nauka poszła sobie nie powiem gdzie. Ja za to, całkowicie uzależniona od matki, uznana za osobę zaradną, musiałam sama nauczyć się, jak funkcjonują ludzie. Nawet głupich emocji nie potrafiłam rozpoznać. Tyle razy robiłam z siebie idiotkę, popadłam w depresję, bo nie wiedziałam jak radzić sobie z problemami, nadal w pełni nie wiem. Nauczyłam się i po co mi ta wiedza? Czuję się mądra, jakbym pozjadała wszystkie rozumy, ale tak naprawdę nie wiem jak żyć, nic nie wiem. Haha gdy powiedziałam jej, że obwiniam siebie, za śmierć brata, to nic nie powiedziała, choć wiem, że sama tak nie uważa. Poświęciłam normalne przejście żałoby, żeby ona wytrwała, a gdy się w jakimś procencie pogodziła ze śmiercią mojego brata, to mnie nawet nie pomogła. Nienawidzę jej, jego, siebie i tego przeklętego życia. Już wcześniej go nienawidziłam, tych drwin, gdy miałam silną depresję, wyzywania, tego że to ja zawsze byłam tą złą. To moja przeklęta wina, że miałam depresję!

Tylko ja jestem chora w tej rodzinie. Wszyscy bracia to ekstrawertycy, zaradni, bez poważnych lęków. Każdy ogarnięty społecznie. "Aaa bo dzieci takie są, że wszystkiego próbują", a przepraszam, znów ktoś chyba zapomniał, że tylko ja w tym domu nie brałam, nie piłam, nie paliłam, nie próbowałam, nie przyjaźniłam się i nie wychodziłam z domu, ale dzieci przecież takie już są, wszystkie jej dzieci próbowały, gdy dorastały.. Czemu nawet tak mówi, przy mnie gdy wie, że nie miałam żadnych etapów dojrzewania. Dlaczego nie zastanawia się nad tym co mówi..

Uznała mnie za najsłabszą tylko dlatego, że jestem najmłodsza. Według jej teorii dziecko urodzone jako któreś z kolei jest najsłabsze.. w jej winy nie ma żadnej..

ale jak zaczyna mi mówić jak żałuje, że mnie zaniedbała, to oczywiście muszę ją pocieszać i mówić, że tak nie jest, bo znów nasze relacje się skomplikują i to ja będę tą złą.

O jaka ja biedna i pokrzywdzona, istny męczennik.. Znów bawię się w ofiarę, żałosne..

Podobno to ja jestem uznawana za osobę rozpieszczoną, która najwięcej zaznała uwagi matki. Ja już nie wiem jaka jest prawda, już nie wiem co czuć..

 

Mam dosyć użalania się nad sobą. Gdybym nie miała tych ataków paniki i osobowości unikającej, to już dawno zrobiłabym postępy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja ciagle chora, wczoraj poszłam do sklepu , wóciałam zlana potem, przeciez nie moge na to liczyc ,ze ktos mi ciagle bedzie robił zakupy, masakra, ale lecze sie ,czuje to, tylko czemu tak powoli :?::?::?: ,

week przesiedziany w domu, dzwoniła kumpela w sobote czy ide na koncert zielonych żabek a ja oczywiscie w domu kocyk , herbatka, leki,

 

szlag mnie trafi, psychika mi siada a drugiej strony jak sie czuje lepiej patrze za okno to mam ochote isc biegac a wiem ze nie moge bo ciagle sie poce i kaszle, jakas bania po prostu, nagorzej ,ze ciagnie u mnie psyche zawsze i tak łatwo siada mi psycha przy chorobach ech, dobrze ,ze jest poprawa , teraz siedze i czytam foruma :pirate::twisted::arrow::bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tesknie za dawnym zyciem..dawnymi relacjami...pozostaly wspomnienia. Mam wrazenie, ze wszystko co najlepsze wszydarzylo sie w moim zyciu...juz bylo i nic wiecej nie czeka. Pozostala marna egzystencja...patrze na innych i widze normalne, poukladane zycie..codzinne sprawy z ktorych sie ciesza...dobija mnie to. Zycie czasem jest tak bardzo niesprawiedliwe...tak wiele zabiera a tak malo daje. Czuje presje...chec dostosowania ale w ogole mi to nie wychodzi...polegam na kazdym polu. Jestem innym czlowiekiem...nie potrafie juz tak chocbym chciala.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie wkurza mój facet, chociaż wiem że przesadzam, ale nie umiem teraz się nie irytować prawie wszystkim co robi i mówi. Czuję się obecnie osaczona i potrzebuję przesadnie własnej przestrzeni. Nie chce mi się nawet z nim spotykać ani gadać specjalnie, nawtykałam mu kilka godzin temu i się do mnie przestał odzywać, tzn. pewnie poszedł spać, ale bez pożegnania ani nic. W sumie to mam to gdzieś, jak mu się nie podoba to niech sobie znajdzie lepszą. Jednocześnie wiem, że to fajna osoba i bardzo mu na mnie zależy (a może już zależało). I wiem doskonale, że jestem w tym momencie cholernie interesowna, ale najbardziej w tej "ewentualnej stracie" by mi było naszej paczki przyjaciół, bo to ja do niej wstąpiłam, więc wiecie jak jest. To mój trzeci związek w tym roku, żałosne trochę. I co w ogóle jest najbardziej żałosne, że już zastanawiam się z kim by sobie ułożyć nową więź w wypadku jakbyśmy się rozstali. Nasrane ultra. Poza tym zawsze było tak, że faceci mieli mnie dość i to od nich wychodziło, że powinniśmy sobie dać z tym spokój. Zawsze pod koniec tych związków i tak to oni mnie mega wkurzali, ale i tak potem histeryzowałam, po czym znajdowałam sobie kogoś innego (np. kilka godzin później, i to nawet nie to że byłam taka zdesperowana tylko sami jakoś się nagle pojawiali :lol: ) I kolejna burzliwa relacja w trakcie której poprzedni facet w większości przypadków uświadamia sobie, że ze mną ciężko żyć, ale beze mnie jeszcze ciężej. :lol: I nowe cyrki. Nie no jak żyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To to ja ponad 2 miesiące i też nie bardzo czuję żeby działał :/ Ale ponad miesiąc temu nadużywałam przez tydzień alkoholu trochę, więc może jeszcze się utrzymuje trochę... I od tygodnia jestem na trittico, więc tez może dlatego na ulotce jest nawet, że myśli samobójcze itd mogę się zwiększyć na początku przyjmowania, czyli tak do dwóch tygodni własnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MariaIsabel, jesteś zbyt impulsywna i może za bardzo sie klocisz a oni wola bardziej ułożone osoby. O co w ogóle poszło?

Ja jestem w ogóle mega konfliktowa w bliższych relacjach, narwana, impulsywna. Związek ze mną to ciągłe: gigantyczne, długie i bardzo złożone w przebiegu kłótnie, awantury, groźby. itd na przemian z mega namiętnością i wielkim uczuciem. :roll: Ta pierwsza część jest powodem jak na razie wszystkich moich rozstań, za to ta druga powoduje, że ci faceci potem okropnie tego żałują itd. A co do tych rozstań to scenariusz zwykł być podobny: ja chcę, żeby wypi... z mojego życia, ale jednocześnie nie chcę żeby odchodzili, oni odchodzą, ja popadam w histerię, po czym potrafię chwilę później pójść z kimś innym w tango i w ogóle wymazać tamtą osobę i się już nią nie przejmować. A na brak zainteresowania nie narzekam, chociaż nie robię nic specjalnego, nie pindrzę się niewiadomo jak, nie chodzę z gołą dupą i cycami. Ale postrzeganie mnie to jeszcze zupełnie inny temat, nie o tym teraz.

 

A o co poszło, otóż wkurzyły mnie pytania typu co robię, czy jechałam autobusem czy samochodem gdzieś tam, ile za coś zapłaciłam. No bzdury, ale byłam mega poirytowana i wszędzie widziałam wścibianie nosa w nieswoje sprawy i próby kontrolowania mnie. Zaczęłam mu pierw o tym, a potem poleciała cała litania innych żali, w sumie takich również z dupy. Tyle że ja widzę to po fakcie, a jak wchodzę w konflikt to nie widzę, że wchodzę w kolejny konflikt, tylko widzę to tak, że teraz moje pretensje akurat są uzasadnione.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×