Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mavis

Użytkownik
  • Postów

    19
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Mavis

  1. Postaram się spróbować. Do 22 mam czas, muszę tylko poczekać, aż brat założy słuchawki.. A on jak na złość gra na tej gitarze od godziny, a ja już nie mogę dłużej czekać Chyba bagatelizuję, bo boję się, że oni zbagatelizują mój problem, zobaczą jak łatwo można poprawić moje samopoczucie i uznają, że nie potrzebuję do szpitala, tylko na zwykłą terapię Tak mi powiedzieli w 2015 właśnie.. Tylko, że nawet jak czuję ulgę, to dalej nie wychodzę z domu a działanie mnie wykańcza i nie mam już siły dbać o siebie, jeść i jeszcze załatwiać różne rzeczy. Jestem bardzo zależna od samopoczucia innych i mam tak mocne huśtawki nastrojów, że nie potrafię poradzić sobie w życiu Teraz tak tego nie czuję przez lęk, ale to szybko się zmienia i znowu mam myśli i zamiary samobójcze.. Boję się, że oni to zbagatelizują i zostanę sama z problemem A z tym MOPSem to gdzie dokładnie mam się spytać, jaki to dział? Może na infolini będą wiedzieli? Nigdy nie robiłam takich rzeczy, czuję się strasznie zagubiona Moja mama jest bezrobotna, czasem tylko praca dorywcza. Jedynym moim wyjściem była szkoła, która się popsuła przez brak pieniędzy.. Dziękuję za informacje, bardzo mi pomagacie, to forum jest bardzo pomocne, cieszę się, że je znalazłam
  2. Dziękuję za odpowiedź Nie wiem, czy bez ubezpieczenia mogę cokolwiek zrobić. Chyba jedyne, to infolinia.. A w szpitalu psychiatrycznym by mnie przyjęli? Czytałam o tym, ale w każdym artykule piszą inaczej, dodać że mocno bagatelizuję swoje problemy Z drugiej strony mieszkam w kawalerce z rodziną a w domu ciągle ktoś jest. Nie jestem w stanie zadzwonić i mówić o swoich problemach, bo rodzina wszystko usłyszy, boję się A mam silną fobię społeczną i dzwonienie poza domem jest dla mnie niemożliwe. Samo dzwonienie w domu jest czyms, co unikam najczęściej jak się da
  3. Potrzebuję porady, pomocy, błagam. Jestem sama, mam 21 lat i nie mam wsparcia Opiszę moją sytuację, nie wiem co więcej mogłabym zrobić, a tendencje samobójcze są już za silne, czuję że dłużej nie dam sobie rady Mam silną fobię społeczną i głęboką depresję, do tego syndrom dda i zespół lęku napadowego i jestem wrakiem emocjonalnym z bardzo słabym stanem zdrowia fizycznego Nie wychodzę z domu, nie mam znajomych, mój brat i ojciec alkoholik nie żyją, od mamy nie mam żadnego wsparcia, nie mam ubezpieczenia. Praca jest dla mnie niemożliwa, potrzebuję leków od psychiatry. Ubiegam się też o rentę rodzinną. Próbowałam pójść do szkoły, żeby zdobyć ubezpieczenie, ale nie mam siły Żeby chodzić do lo dla dorosłych w moim mieście, muszę płacić 50zł miesięcznie Nie stać mnie na to Więc wybrałam darmową szkołę w większym mieście obok. Po zapisaniu, dowiedziałam się, że zajęcia dla lo są na zadupiu tego miasta, a nie jak zakładałam, blisko centrum. Blisko centrum są zajęcia dla policealnej Jest nowa ustawa, że Zus jak i Urząd Pracy, sprawdzają czy chodzi się do szkoły i wtedy trzeba nawet zwrócić wszelkie zasiłki, gdy się nie chodzi., a przez brak pieniędzy i fs jest szansa, że przerwę naukę. Renta niemożliwa, bo dowodu osobistego ojca nie mogę znaleźć, pewnie jest u najstarszego brata, który nie zamierza tego szukać. Wcześniej tego nie było tej ustawy, dowiedziałam się po zapisaniu Do tego kiepska sytuacja finansowa, jest jeszcze bardziej kiepska. To cud że jeszcze mam internet, co się pewnie niedługo zakończy. Okazało się, że do miastamobok będzie drożej i więcej jeżdżenia, bo pociągiem bez zniżki, do tego autobusem na zadupie. Mam silną chorobę lokomocyjną, autobusem nie pojadę choćby 5 minut, nie mam pieniędzy na tabletki lokomocyjne,. Do tego nieumiejętność wstawania rano (a przez dojazdy, będę musiała wstawać nie przed 6, a przed 5 rano) i brak motywacji przez depresję Pociągiem jeszcze bym przetrwała te 40 minut, ale autobusem ponad 20 nie dam rady. Pieszo szłabym minimum ponad godzinę, co jest niemożliwe w tę pogodę i z moim osłabieniem i niedowagą Tak więc w skrócie, wiem że nie pojadę w ten weekend do szkoły, bo wtedy mam pierwsze zajęcia Nie dostanę ubezpieczenia ani renty, nie mam już siły na nowe pomysły. Za każdym razem jak mam jakiś plan, to się psuje. Zmieniam plan i znów to samo. do tego nie mam z kim porozmawiać, mama ignoruje to, że z każdym dniem wyglądam coraz bardziej, jak wrak człowieka Do tego na forum, które było moim jedynym domem, też już nie potrafię w spokoju przebywać. Jeszcze sytuacja z pewnym użytkownikiem, z którą sobie nie radzę (z powodu doświadczeń opisanym w dziale dda a ta osoba przypomina mi byłego) i ogólne zniechęcenie wszystkich, z powodu ciągłego narzekania i pesymizmu, również z mojej strony, co mi tylko ryje jeszcze bardziej w głowie Psuję atmosferę swoją wrogością i jak zwykle źle wpływam na ludzi, co zwiększa moje myśli samobójcze Wczoraj prawie popełniłam samobójstwo, pomogło mi pare specjalnych tekstów z internetu, poświęconych dla takich osób. Ledwo się powstrzymałam, do tego zaplanowałam sobie, że niedugo je popełnię, gdy tylko brat się wyprowadzi , co nastąpi niedługo. Wtedy będę sama w domu, bo tak to ciągle ktoś jest w domu. Mieszkam na 11 piętrze i każdego dnia mnie kusi, żeby po prostu skoczyć Żeby odciągnąć myśli, zajęłam się czytaniem na temat Tai Chi, bo moim marzeniem było nauczyć się sztuki walki. To była moja jedyna deska ratunku, którą skutecznie mama schrzaniła swoim gadaniem. Powinnam się nauczyć, żeby nic jej nie mówić, ale gdy tego nie robię, ona traktuje mnie jeszcze gorzej, wykorzystując szantaże i manipulacje na takim poziomie, że nie dziwię się, że ojciec popadł w alkoholizm Błagam, potrzebuję wskazówki, porady, co zrobić. w takiej sytuacji. Potrzebuję pomocy, bo wiem, że tym razem może mi się udać popełnić samobójstwo, zbyt wiele mam za sobą prób i za każdym razem mam coraz mniejsze opory Boję się też zadzwonić na specjalną infolinię, bo fs jest za silne, a nawet jak powiem mamie, co się dzieje, to jedynie się przestraszy i to ja będę musiala ją uspokajać, bo ona nic z tym nie zrobi Nie mam nikogo, z kim mogłabym porozmawiać, a na moim forum nikt mi nie pomoże, bo każdy ma tam swoje problemy To moje ostatnie wołanie o pomoc, na więcej osamotnienia, bólu i rozczarowań, nie mam już siły
  4. W szkole jestem postrzegana, za zamkniętą w sobie, nieśmiałą dziewczynę, ale fajną i bardzo sympatyczną W pracy często mówili "w końcu normalna osoba! Mavis jest w porządku, na niej można polegać". Uważali mnie za uczciwą, dojrzałą dziewczynę, ale zamkniętą w sobie. Niektórzy z pracy uważali mnie za dziwaczkę, to Ci, których najbardziej unikałam przez fobię Znajomi postrzegają mnie, jako osobę nieśmiałą, mądrą, inteligentną, opanowaną i bardzo dojrzałą. Taką, której można zaufać, która zawsze może pomóc Ludzie z pewnego forum, moja matka, rodzina, uważają mnie za osobę zagubioną, pełną lęków, przeciwności i złości, nie doceniającą siebie, ale o dobrym sercu Matka uważa mnie za osobę słabą i zagubioną Ludzie, których skrzywdziłam lub moi byli partnerzy uważają mnie za osobę upartą, egoistyczną, arogancką, z charakterkiem, materialistyczną, niezrozumiałą, bez uczuć, potwora. Taką, której nie zależy Nie wiem, którzy mają rację, chyba każdy po trochu
  5. Mavis

    Przeznaczenie w związku

    Zerwałam z nim :) Dotarlo do mnie, że pomimo tej znajomości i tak czułam się sama W sumie gdyby nie Wasze posty, to bym się nie odważyła i dalej cierpiała Wrcił mi apetyt i chyba jest jakos lepiej. Nie plakalam, nie czuję tak silnej potrzeby powrotu Na początku postawiłam ultimatum, ale jego reakcja tylko mnie upewniła, że nie ma sensu Strach przed samotnością jest ogromny, no i teraz nie mam już z nikim kontaktu, wcześniej chociaż z nim rozmawialam, a teraz czuję że powoli dziczeję, ale staram się robić coś dla siebie, nie myśleć tyle o tym. Nie chce być już w zwiazku póki się nie wylecze, boję się, że znów natrafię na to samo Ja chyba podświadomie szukam takich ludzi..
  6. Robienie ćwiczeń z terapii i zabawa z kotkiem :)
  7. Mavis

    Przeznaczenie w związku

    Co do spotkania.. nadal do niego nie doszło, a minął ponad rok Wymówką jest brak czasu, egzaminy i niby strach że mi się nie spodoba Masz rację, w jakimś stopniu jest to dla mnie wygodne, taki brak 100% zaangażowania Jednak mimo tego uczucia, chcę się z nim spotkać, bardzo mi na tym zależy i na początku dążyłam do tego mocno, pomimo fobii społecznej i depresji. Dla spotkania zaczęłam pracować nad sobą i zaczęłam self terapię poznawczo - behawioralną (do specjalisty nie mogłam z powodu braku ubezpieczenia, które dopiero za pare dni zdobędę). Jestem w kiepskiej sytuacji finansowej, ale powoli udaje mi się zdobyć pieniądze na wyjazd. Przez ten czas trochę czytam na temat takich relacji. Mam wrażenie, że nie powinnam pierwsza jechać, to jemu powinno zależeć. Przynajmniej ciągle mi tak matka gada. Gdyby nie to, już dawno bym pożyczyła pieniądze i tam pojechała, ale za to on tego nie chce, bo chce pierwszy.. Teraz już widzę te wymówki. Dajmy na to sylwester. Chłopak pojechał z tatą do Lublina (czyli dalej niż do mnie) do ich kolegi Nawet nie pomyślał o tym, żebyśmy razem spędzili tego sylwestra, chociaż tak często pisze, jak to szuka okazji do spotkania i bardzo tęskni - O moich urodzinach zapomniał. Zlitowałam się i powiedziałam mimochodem o urodzinach, żeby nie wyszło bardziej dupkowato z jego strony, gdyby się dowiedział dzień później. Sam się przyznał że zapomniał - Beznadziejną pseudo rocznicę związku na odległość też olał, uznał że ustali ją w Walentynki, "bo może wtedy zacznie mu się kojarzyć dobrze" czyli dwie pieczenie na jednym rożnie. Poznaliśmy się pod koniec grudnia - Miał kiedyś wolne weekendy i nawet nie przyjechał, chociaż jeszcze wtedy miał na to pieniądze - Nie mam nawet jego numeru telefonu, bo on nie ma karty sim i nawet po prośbach nie zamierza kupić - A więc rozmawiam z nim tylko wieczorami, z rana nie ma jak, bo nie ma prywatności, chociaż jakby miał numer telefonu, to by miał jak. Tak przez rok jest - Nie ma facebooka, więc nie mogę go "sprawdzić", nie wiem gdzie mieszka itd. Więc równie dobrze, mógł zmyślić nazwisko, ale to już chyba moja paranoja - nie chce żebym przyjeżdżała, bo on chce pierwszy i chce żeby wyszło idealnie. Boi się, że mi się nie spodoba, dlatego niby zwleka. Nawet po długiej szczerej rozmowie i moim zapewnieniach i tym, że lepiej się o tym przekonać jak najszybciej, zanim ten związek pójdzie dalej, przyznał niby racje, ale nie zmienił zbytnio zdania. Ja też się boję, że mu się nie spodobam na żywo, ale to mi nie przeszkadza w spotkaniu, chcę się spotkać - Ciągle przekłada date spotkania. Najpierw miał być czerwiec, później wrzesień, później moje urodziny (haha) - Na wszystko ma usprawiedliwienie, zwłaszcza te o matce, która kiedyś okropnie go traktowała, biła i byłej dziewczynie pokroju jej narcystycznej matki. Tylko o nich ostatnio słucham - Teraz już nawet nie rozmawiamy jak kiedyś. Dlaczego? Ponieważ nie rozmawiam z nim o seksie tyle, ile na początku. Skończył się ciągły temat seksu, to teraz prawie wcale nie wymyśla tematów do rozmów, nawet mu się nie chce. Jego odpowiedzi są krótkie, chyba że dotyczą jego byłej, lub matki, to się rozpisuje jak to miał źle. Jedyne co pisze to "tęsknię, ale jestem zmęczony, myślałaś dzisiaj o mnie? ;> (w sensie seksualnie)" i tak kilka razy dziennie, jak nie dostaje takiej odpowiedzi, jakiej oczekiwał, to mniej pyta i najczęściej mało co pisze, mówiąc że jest bardzo zmęczony. Próbowałam poruszać ciekawe tematy, nad którymi można dużo się rozwinąć, ale jedyna odpowiedź to "aaa, ach Ty misiu" albo "noo" i ja się tylko zastanawiam, czy ta dojrzałość, jaką na początku prezentował, nagle uleciała czy po prostu nie interesują go te tematy Aktualnie bardziej zajmuję się sobą, nie naciskam już, zaczynam dbać o siebie. Zamierzam się wyprowadzić do innego miasta, sama. On o tym wie i niby chce do mnie dołączyć, bo wtedy niby nie będzie miał wyjścia, jednak ja już się zniechęciłam do niego i nie widzę już z nim przyszłości. Nie szukam innych związków, zanim się nie wyleczę. Obserwuję jak to wyniknie, jak tak dalej będzie, to po prostu wyjadę i zajmę się sobą, a jego zostawię z samym sobą. Jeśli on jednak sam zajmie się sobą i zmieni coś w swoim zachowaniu, okazując choć trochę czynami, że mu zależy, nie tylko słowami, to wtedy otworzę furtkę. Na ten czas mam już dosyć rozczarowań i smutku, zwłaszcza gdy poruszamy dość poważne tematy (np. mojej depresji i myśli samobójczych) Jak bardzo moje postępowanie jest naiwne? Nie mam pojęcia..
  8. Mavis

    Przeznaczenie w związku

    Ech, może źle się wyraziłam. Nie wiem czy jest to brak szacunku, słabo rozumiem takie rzeczy Po prostu czasami, nawet jak nie mogę z nim o czymś pogadać, bo na przykład nie mam prywatności, to on powoli, stopniowo na to naciska, aż w końcu ten temat się pojawia, a ja nie potrafię powiedzieć ostrzej, żeby przestał. Też czasami naciska, lub robi wyrzuty sumienia, że nie daję mu erotycznych zdjęć, chociaż wie, że nie mogę mu dać czegoś takiego. Smutno mi się wtedy robi, ale mówię mu o tym po jakimś czasie. Tylko, że gdy przychodzi co do czego, to znów o nich mówi. Albo gdy proszę go, aby nie pisał, że mnie wyleczy, że przy nim nie potrzebny mi psycholog, psychiatra, to dalej tak robi czasami i tylko odpowiada, że po prostu chciałby zbawić cały świat, chciałby, żebym już się z tym wszystkim nie męczyła i wie, że potrzebuję terapii, po prostu nie mówi tego poważnie. No ale zna moje wymaganie, wie, że mnie to dobija tylko, więc czemu tak pisze? ale jest wiele zachowań, gdzie liczy się z moim zdaniem, obchodzi go jak się czuję i naprawdę mu zależy, nie wyzywa mnie, nie obraża itp. Chcę się spotkać, bo chcę się przekonać, jak jest naprawdę
  9. Mavis

    Przeznaczenie w związku

    Porozmawialiśmy, tamtego dnia. Wyjaśniłam co czuję, co dokładnie przeżywam, gdy z nim rozmawiam, jakie miałam wątpliwości. Wyjaśniłam, że przyczyną nie jest brak miłości, lecz dda, wiele doświadczeń z wcześniejszych toksycznych relacji oraz brak żadnego spotkania, przez tak długi czas. On również powiedział, jak to wszystko widzi. Postanowiliśmy postawić sobie wymagania. On ma bardziej akceptować mój aktualny stan, nie mówić ciągle o wyleczeniu. akceptować to, że nie zawsze jestem uśmiechnięta. Ja mam mówić mu o wszystkim i starać się być bardziej pozytywnie nastawiona, więcej się starać w kierunku wyleczenia. Oboje się staramy, więc jest w porządku. Aktualnie wstaję rano, staram się być bardziej aktywna. Dzisiaj zapisuję się do psychiatry, tym razem z krótszą kolejką. Nawet gdy jest źle, robię wszystko, żeby poprawić sobie humor. A co najważniejsze, przestałam udawać, uśmiechać się z przymusu, przynajmniej przy nim. Nadal jest mi ciężko mówić o problemach, ale staram się mówić na bieżąco, wyjaśniać co się dzieje. Dzięki temu i on jest spokojniejszy. Ciągle się staram, co widać. Nadal mam problemy z walką o siebie, nie zawsze potrafię zareagować, gdy on mnie trochę nie szanuje, ale zawsze tego samego dnia mówię, że to mnie zasmuciło itd. i wyjaśniam dlaczego. On próbuje robić tak samo, gdy jest odwrotnie, mówić też gdy sam czuje się źle. Czasami robi potknięcia, ale wyraźnie dostrzegam, że bardziej liczy się z moim zdaniem, czego wcześniej nie robił zbytnio ze zwykłej nieświadomości tego, że mógłby mnie tym ranić. Jak coś jest nie tak, mówię mu od razu, na spokojnie, bez kłótni. On wtedy wie, co się dzieje i możemy to wyjaśnić. Oboje potrafimy szybko się zmieniać/przystosować, więc jest już o wiele lepiej Chcę również przerwać to błędne koło niepewności i po prostu spotkać się na pare godzin. Jak ja przyjadę, to nie będzie takiego problemu z brakiem czasu. Wcześniej już zamierzałam tak zrobić, ale teraz jestem bardziej zdeterminowana. Zamierzam już w tym roku się z nim zobaczyć i żeby takich spotkań było jak najwięcej :) A skąd ta nagła chęć do zmian? Na początku po wyjaśnieniu co się ze mną dzieje, chciałam zerwać, tak też było. Jednakże ja już nie byłam w stanie tego wytrzymać. Mówiłam sobie, że to przez przywiązanie, ale następnego dnia zrozumiałam, że myśli trochę inaczej wyglądały, niż po zwykłym przywiązaniu. Tak naprawdę bez względu na to co czuję i jak to wygląda, nie potrafię myśleć o przyszłości z nikim innym, nawet jakbym chciała. Już wcześniej to czułam, po pierwszym zerwaniu, jednak nie byłam tego w pełni świadoma. Zrozumiałam też, że skoro bez niego nie jestem w stanie poradzić sobie z tą pustką, a z nim, mimo przygnębienia potrafię sobie z tym wszystkim poradzić i się zmieniać (wiem, że on ma tak samo), wolę zrobić coś dla niego oraz dla siebie i wspólnie budować przyszłość, na pewno będzie to na korzyść, niezależnie od zakończenia. Dzięki nie mówieniu o moim wyleczeniu i akceptowaniu mnie, jako całą mnie, nawet tą pesymistyczną, nie czuję presji i mogę swobodnie się rozwijać. Tak czy inaczej wiem, że już więcej tego nie zrobię, bo takie zachowanie nie ma sensu i jest najzwyczajniej w świecie niedojrzałe. W końcu się nauczyłam Bardzo Wam dziękuję za odpowiedzi, dzięki temu mogłam wszystko przemyśleć i wyciągnąć z tego ważną lekcję Pozdrawiam
  10. Mavis

    Przeznaczenie w związku

    Podjęłam kroki ku naprawieniu tego. Nie wiem jak wyjdzie, ale możliwe, że z nim zerwę. Najpierw jednak z nim o tym porozmawiam, powiem co widzę, czuję, dlaczego chcę zerwać i razem podejmiemy decyzję co zrobić. Jeśli nie wypali, ja sama podejmę decyzję o zerwaniu kontaktu. Macie rację i daliście mi dużo do myślenia, dziękuję
  11. Dzięki Teksas i przepraszam, że nie odpowiedziałam na tamto pytanie, trochę nie chcę zdradzać, gdzie mieszkam
  12. Mavis

    Przeznaczenie w związku

    Jestem dda. Pierwszy chłopak – związek trwa 2 lata. Poważny związek, z wspólnym mieszkaniem i zarabianiem, choć chłopak niegotowy na takie życie, możliwe, że ja również. Toksyczny, więc rozpada się, aktualnie zniszczyłam mu życie, jestem tą najgorszą. Pierwszy był dda, 10 lat starszy, uzależniony od kochania. Drugi aktualny, myślałam, że jest inny, że nie wpadnę w nic podobnego. Tym razem związek na odległość. Facet zaradny, więc ciągle pracuje. Nie ma czasu na spotkanie, choć to już ponad 9 miesięcy „związku”. Całkowite przeciwieństwo poprzedniego, pełen optymizmu. Zakochany po uszy, ja chyba też. Chyba, ponieważ chowam w sobie te odczucia. Często muszę siebie na siłę otwierać, aby niczego nie ukrywać, nawet tych dobrych odczuć. Na początku tylko ja byłam ta chora, ale im dłużej z nim jestem, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że nie różni się zbytnio od poprzedniego. Ma w sobie dużo lęków, ogromny lęk przed odrzuceniem. Jest uzależniony od kochania, choć bardziej się pilnuje, nie mówi o wszystkim. Nie chce pokazać swoich słabości, tak samo jak ja. Aktualny okazał się ddd, 5 lat starszy. Ja mam już dość. Depresja, nerwica, fobia społeczna i w końcu dda. Lęk przed bliskością. Po ostatnim związku boję się zaufać, bo znów zostanę zraniona, rozczaruję się i znów kogoś zniszczę. Jestem potworem, pewnie tak jest, bo już nie raz zniszczyłam komuś życie. Czuję się jak w klatce. Brak silnych emocji a on się niepokoi, martwi ciągle. Co się ze mną dzieje? Czy ja nadal go kocham? Ciągle dystansuję się, nie ma we mnie szczęścia, nie odzywam się przez jakiś czas lub nie mówię, że czuję się okropnie. Nie chcę być problemem, i tak on nie zrozumie, zacznie gadać o sobie, by pokazać, że miał gorzej. Ja się tylko użalam. Poprawi mi na chwilę nastrój, ale to wróci, zawsze wraca. Mam dosyć. Boję się, że będzie to samo. Boję się, że on nie wytrzyma mojej depresji, poprzedni się załamał, miał dosyć ciągłego smutku, marudzenia, braku entuzjazmu, życia. Ja się dystansuję, bo nie chcę pokazać jak jest źle. Nie chcę obciążać. Niedawno otworzyłam się przed matką, a ona znów zaczęła traktować mnie jak osobę, której wręcz dotknąć nie można, bo się rozpadnie. Uważa mnie za słabą, wiem o tym. Poprzedni chłopak tak samo reagował, gdy się przed nim otworzyłam. A ten chłopak unika takich rozmów, bo go to dołuje. Aktualny za bardzo się boi, że mnie straci, potrzebuje mojego szczęścia, ale ja już nie mam siły. Nie potrafię się uśmiechać. Czasami się udaje, gdy się postaram, ale to za mało. On chce ciągle entuzjazmu, przeze mnie sam go traci. Specjalnie udaje entuzjazm przez to wszystko, ale to czuć mocno, że to tylko optymizm na siłę. Czuję się przyczyną problemów, choć nikt mi tego nie powie. Mam dosyć. Chcę z nim zerwać, ale nie mogę, bo go potrzebuję a on mnie. To jedyna osoba, z którą utrzymuję kontakt. Gdy z nim zerwę, już nic mnie nie uratuje, bo on utrzymuje mnie na jednym poziomie, pomiędzy zdrowym funkcjonowaniem, a ciężką depresją i lękiem. Nie chcę go stracić, bo znów wpadnę tą okropną pustkę, ale czy to jest miłość w takim razie? Już raz uciekłam, ale on okropnie to przeżył, było z nim bardzo ciężko. Przecież to tylko Internet, jak można się aż tak zakochać, tak przeżywać? On sam się temu dziwi, wcześniej tego nie miał, ale ja wiem, dlaczego. Żałuję, że mnie poznał, znów zniszczyłam komuś życie.. Nie spotkaliśmy się ani razu, ale on chce od razu ze mną zamieszkać w tym roku. Boję się, że znów wpadnę w to samo. Czy moim przeznaczeniem jest toksyczny związek? Jak druga osoba go nie stworzy, to ja sama do tego doprowadzam. Mam dosyć, mam dosyć.. Rodzina nie chce mi pomóc. Matka wręcz mówi abym się go trzymała, dlatego że jest zaradny, dlatego że mnie utrzyma.. chociaż widzi, że po rozmowach z nim chodzę smutna, wie, że chcę z nim zerwać. Co za materializm, nienawidzę tego. Jak powiem, jaki jest, to naruszę jego prywatność a ona i tak mi nie pomoże, nie umie wspierać. Chcę uciec, gdy widzę słabości, ale zostaję. Nawet, gdy wiem, że będzie tylko gorzej. On wie, jaka jestem, ale chce ze mną zostać, bo jest święcie przekonany, że „mnie wyleczy”. Jednak on sam potrzebuje pomocy i wytrwa tylko wtedy, gdy nie będzie obciążony czyimiś problemami. Sam potrzebuje wsparcia, którego ja już nie jestem w stanie dawać.. Nie wiem, o co proszę. Nie wiem jak powinien wyglądać związek, normalne relacje, nic nie wiem. Chyba potrzeba mi jakiegoś głosu rozsądku, wsparcia, albo po prostu się wygadać, bo nie mam komu o tym opowiedzieć.
  13. Myślałam, że mogę sobie poradzić, ale jest chyba gorzej. Nikt nie chce mnie słuchać, nie mam się komu wyżalić. Jestem nadmiernie pesymistyczna, ciągle tylko myślę o złych rzeczach. Jestem w związku na odległość, który chcę skończyć, bo widzę, jak go niszczę swoim pesymizmem. Mam dosyć ciągłych huśtawek nastroju. Codziennie inny nastrój, nawet zmieniający się kilka razy dziennie. Smutek, strach, gniew, szczęście, rozczarowanie i znów smutek. Wykańcza mnie to. Brakuje mi zapału, chęci do zmian, a może chodzi o siłę? Znów próbuję i znów przekładam. Jutro mam wstać i zapisać się do innego psychiatry, byle szybciej dostać leki, ale wiem, że nie wstanę, bo wolę sny zamiast życia. Chciałam przestać odbijać się i słuchać muzyki, ale nie potrafię.. jeden dzień świadomego przestania i już bezsenność, okropne nerwy, natrętne myśli, aby znów posłuchać. Kiedyś wytrzymałam 2 miesiące, teraz nie potrafię wytrzymać jednego dnia, czuję się jakbym była uzależniona.. Bez muzyki mam pustkę w głowie, ale z nią, mimo iż jestem spokojna, uciekam od rzeczywistości, obowiązków, życia. Postanowiłam słuchać tylko wieczorami, bo marnuję życie na taką chorą głupotę. Mam tego dosyć, uciekania w świat fantazji. Tak bardzo chciałabym normalnie żyć, mieć wsparcie i wstać na nogi po tym wszystkim. Tak bardzo chciałabym móc mieć wymagania wobec matki, chciałabym być dzieckiem, czemu nie mogę nim być? Czemu muszę sama sobie z tym radzić, nie potrafię tak Moja matka potrafi mnie traktować jedynie na dwa sposoby. W pierwszym, jak 5 letnie dziecko (serio, mówi do mnie i traktuje mnie jak małe dziecko. Kto normalny traktuje tak 21 latkę? To jest nienormalne). W drugim, jak osobę całkowicie dorosłą, która wszystko już potrafi. Jeśli pokażę jej choć odrobinę słabości, otworzę się przed nią, lub zacznę płakać, automatycznie mam miesiąc traktowania mnie, jakbym nic nie umiała, była słaba. Już jak miałam 16 lat i ostatni z braci skończył 18, uznała nas wszystkich za całkowicie dorosłych. Przestała mnie uczyć, gdy miałam jakieś 12 lat, ale za swoją własność, zawsze lubiła mnie uznawać. Brat, który dostał jej całą uwagę, poświęcając moje dorastanie, nie żyje, więc cała nauka poszła sobie nie powiem gdzie. Ja za to, całkowicie uzależniona od matki, uznana za osobę zaradną, musiałam sama nauczyć się, jak funkcjonują ludzie. Nawet głupich emocji nie potrafiłam rozpoznać. Tyle razy robiłam z siebie idiotkę, popadłam w depresję, bo nie wiedziałam jak radzić sobie z problemami, nadal w pełni nie wiem. Nauczyłam się i po co mi ta wiedza? Czuję się mądra, jakbym pozjadała wszystkie rozumy, ale tak naprawdę nie wiem jak żyć, nic nie wiem. Haha gdy powiedziałam jej, że obwiniam siebie, za śmierć brata, to nic nie powiedziała, choć wiem, że sama tak nie uważa. Poświęciłam normalne przejście żałoby, żeby ona wytrwała, a gdy się w jakimś procencie pogodziła ze śmiercią mojego brata, to mnie nawet nie pomogła. Nienawidzę jej, jego, siebie i tego przeklętego życia. Już wcześniej go nienawidziłam, tych drwin, gdy miałam silną depresję, wyzywania, tego że to ja zawsze byłam tą złą. To moja przeklęta wina, że miałam depresję! Tylko ja jestem chora w tej rodzinie. Wszyscy bracia to ekstrawertycy, zaradni, bez poważnych lęków. Każdy ogarnięty społecznie. "Aaa bo dzieci takie są, że wszystkiego próbują", a przepraszam, znów ktoś chyba zapomniał, że tylko ja w tym domu nie brałam, nie piłam, nie paliłam, nie próbowałam, nie przyjaźniłam się i nie wychodziłam z domu, ale dzieci przecież takie już są, wszystkie jej dzieci próbowały, gdy dorastały.. Czemu nawet tak mówi, przy mnie gdy wie, że nie miałam żadnych etapów dojrzewania. Dlaczego nie zastanawia się nad tym co mówi.. Uznała mnie za najsłabszą tylko dlatego, że jestem najmłodsza. Według jej teorii dziecko urodzone jako któreś z kolei jest najsłabsze.. w jej winy nie ma żadnej.. ale jak zaczyna mi mówić jak żałuje, że mnie zaniedbała, to oczywiście muszę ją pocieszać i mówić, że tak nie jest, bo znów nasze relacje się skomplikują i to ja będę tą złą. O jaka ja biedna i pokrzywdzona, istny męczennik.. Znów bawię się w ofiarę, żałosne.. Podobno to ja jestem uznawana za osobę rozpieszczoną, która najwięcej zaznała uwagi matki. Ja już nie wiem jaka jest prawda, już nie wiem co czuć.. Mam dosyć użalania się nad sobą. Gdybym nie miała tych ataków paniki i osobowości unikającej, to już dawno zrobiłabym postępy
  14. W końcu wiem co mi jest. Nienawidzę ciągle dochodzić do tego, co tak naprawdę czuję. Czuję wściekłość, jestem zła, zła na matkę, na siebie i przede wszystkim na swoją głupotę. Miała mi pomóc, poprosiłam ją, mówiąc że ją potrzebuję .. Nigdy tak nie robię, bo uważam to za słabość, ale chciałam się zmienić, polegać czasem na ludziach. Jestem głupia .. ale w końcu ona też miałaby z tej pomocy korzyści. Muszę mieć pieniądze, ona też by dzięki temu je dostała. Udało mi się dowiedzieć o rencie rodzinnej, ale nie potrafię tego sama załatwić, boję się, za dużo tego, nigdy tam nie byłam. Czemu ja ją poprosiłam o to, znów mnie wystawiła. Nie poszła ze mną, bo nie lubi tam chodzić, tylko dlatego, ale wymówki zawsze znajdzie, że to brak czasu, że musi to zrobić, tamto.. ale miała czas, znam ją, wiem że to tylko wymówki.. Nienawidzę jej, nienawidzę siebie, że znów nie mogę nic zrobić. Ona zapomniała o sprawie, choć jeden dzień minął, nie musi mi pomagać.. ale jak nie ona, to kto mi pomoże? Sama nie umiem tego zrobić, bo lęk jest za silny a przez ten ciągły strach, czuję się coraz gorzej. Jestem głupia, bo zapomniałam że nie mogę na niej polegać, bo inaczej się rozczaruję i zostanę nazwana słabą. Choć przecież jestem słaba, bardzo, co ja tu jeszcze robię.. przecież nie nadaję się do życia. Czuję złość, frustrację, czemu jestem tak beznadziejna? Czemu nie potrafię zrobić jednej zwykłej rzeczy. Ciągle tylko siedzę w domu, cały czas się stresuję i użalam nad sobą. Chcę dostać pieniądze, muszę. Inaczej będzie coraz gorzej finansowo. Czemu wiedząc o tym, wciąż zwlekam. Znów śpię za długo. Od ponad dwóch tygodni śpię 12h a i tak zasypiam wieczorem zmęczona. Sen jest przyjemniejszy niż życie. Mam tam dużo snów, nie boję się, walczę, nie czuję strachu, a nawet jeśli, to jest on normalny. Nie mam tam ataków paniki i rozmawiam z wieloma ludźmi. Nawet koszmary są dla mnie przyjemniejsze, nawet gdy mam je ciągle. Gdybym mogła zapaść w śpiączkę, nie czułabym tego wszystkiego, nie musiałabym żyć. Udało mi się zapisać do psychiatry, ale co z tego. Muszę czekać kilka miesięcy, żeby dostać głupie leki, nie wytrzymam tyle, nie mogę tyle czekać. Muszę coś zrobić, muszę bo będzie źle. Cały dzień tylko siedzę i czuję pustkę, w końcu ogarniając, że znów czuję ogromny gniew, na tych wszystkich ludzi, którzy nie widzą co się ze mną dzieje i ciągle mnie ranią Mam dosyć, mam tego wszystkiego dosyć..
  15. Mavis

    Mój pierwszy post :)

    Witam Was wszystkich, bardzo dziękuję za odpowiedzi :) Przemek_44 dziękuję za artykuły, poczytam o nich :) Mogłabym się o coś spytać? Co sprawiło, że przestałeś tego unikać i zapisałeś się na leczenie? Jak udaje się Wam zdobyć tą odwagę? Ja potrafię pójść pod wpływem impulsu, ale nie umiem i nie wiem jak dalej trzymać się obranego celu W tamtym roku, zarejestrowałam się do psychologa, na terapię ogólną, oraz na terapię dla dda. Byłam na dwóch wizytach kwalifikujących na terapie, poszłam również do psychiatry. Przypisano mi antydepresanty, ale przerwałam branie leków, choć dobrze zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam tego robić, jednak lęk był dla mnie za silny. Tak naprawdę nie czuję i czuję się dzieckiem. W dzieciństwie musiałam być wsparciem dla innych, a w 16 roku życia, nagle uznano mnie za w pełni dorosłą. W chwilach kryzysowych jestem całkiem innym człowiekiem, który potrafi przejąć inicjatywę i zająć miejsce głowy rodziny. Gdy kryzys mija, płacę za to staranie wysoką cenę. Jednakże nadal czuję się jak nieporadne dziecko. Nie mogę rozmawiać o tym z moją mamą, bardziej to ja jestem dla niej wsparciem i słucham jej problemów. Ojciec alkoholik, w tym roku umarł. Nie mam nikogo bliskiego, kto mógłby pomóc mi się usamodzielnić lub chociaż mnie wysłuchać, nie mam nikogo, dla kogo mogłabym się starać bardziej, niż dotychczas. Nie potrafię starać się dla siebie, ponieważ siebie najbardziej nienawidzę. To nie tak, że nie chcę pomocy, ja po prostu aktualnie nie mam odwagi i motywacji po nią sięgnąć. Gdy zbliżał się pierwszy dzień terapii, czy termin zadzwonienia po receptę na antydepresanty.. nie byłam w stanie tego zrobić. Z osłabienia nie mogłam wstać z łóżka, ani swobodnie się poruszać. Mdłości, biegunka, uderzenia gorąca, problemy z żołądkiem, bóle i zawroty głowy, ogromny strach i silna senność, a przed snem – paraliże senne i silne napięcie mięśni. Wszystko przemijało, gdy przyczyna nie była już istotna. Często też miewam jakby bóle serca, promieniujące nawet do palców u rąk. Ten ból pojawia się, gdy myślę o czymś sprawiającym mi ból emocjonalny, akurat to lubię w sobie i czasami nawet specjalnie wywołuję ten ból, by choć trochę coś poczuć. Był nawet taki okres czasu, że przez ponad rok codziennie miałam mdłości i zawroty głowy (co wspominam jako jedno z najgorszych objawów). Ekg w porządku, rtg głowy tak samo, ogólnie nie stwierdzono żadnych chorób oprócz subklinicznej niedoczynności tarczycy. Wiem, że to nerwica, ale nie jestem w stanie sama sobie z nią poradzić . Nie zadzwoniłam ani nie poszłam po następną receptę, to samo tyczy się terapii. Wiedziałam, że jeśli przełamię lęk i tam pójdę, to będę miała atak paniki, ośmieszę się, zemdleję lub zwymiotuję, a panicznie boję się wymiotowania i za wszelką cenę unikam zwracania na siebie uwagi. Wiem to, bo już tak miałam. Teraz zwykłe załatwienie formalności w urzędzie wywołuje takie objawy. Nie mam odwagi zarejestrować się nawet po zwykłe leki. Tamten rok był dla mnie koszmarem, z powodu tych objawów, które z każdym dniem w pracy czy utrzymywania własnego mieszkania, tylko się nasilały. A że zazwyczaj nic po mnie nie widać, wszyscy uznawali, że przesadzam i marudzę. Czuję, że tłumię w sobie wszystko tak mocno, że często sama nie jestem świadoma swoich odczuć. Z drugiej strony nie jestem w stanie otworzyć tego, co zamknęłam, bo jest to zbyt ogromne i przytłaczające, zwłaszcza mój gniew. Nie chcę zmiany swojego aktualnego charakteru, a boję się, że naprawiając siebie, mój charakter również ulegnie zmianie. Z drugiej strony, tak naprawdę bardzo chcę iść do psychiatry, najpierw po leki, aby móc bez tak silnych objawów pójść do pracy, zapisać się na terapię, spłacić długi, pomóc finansowo mamie i wrócić do szkoły. To absolutne minimum, jakie muszę zrobić już teraz, na część z tych rzeczy skończył mi się czas. Po prostu wiem, że to niemożliwe do zrobienia, nie z aktualną siłą, motywacją i doświadczeniem. Właśnie to powoduje u mnie aktualną bezsilność W skrócie, chcę ruszyć do przodu, bez zmiany swojego planu, chcę po prostu funkcjonować, nie muszę być szczęśliwa i nie musze wyzdrowieć. Na ten czas mam wrażenie, tylko na tyle mnie stać
×