Skocz do zawartości
Nerwica.com

jak wyglada wizyta u psychologa, psychiatry, psychoterapeuty


Gość kamila

Rekomendowane odpowiedzi

*Monika*, brawo za wytrwałość i doprowadzenie sprawy do końca. Ja też będę wytrwała :) tym bardziej, ze zwyczajnie lubię chodzić na terapię, odpowiada mi terapeuta, nurt itp... tylko ten mój wczorajszy zastój i brak czegokolwiek do powiedzenia był ciężki :( czułam się tak jakbym przyszła na terapię będąc całkowicie bez żadnego problemu emocjonalnego, a jednak problem wciąż jest... nie wiem czemu nie mogłam/nie chciałam/ nie czułam (?) by przejść do sedna jak zwykle. Może się podświadomie wzbraniam przed kolejnym poszerzeniem świadomości,dotarciem do źródła problemu... nie wiem. Ale czuję jakbym uciekała na inne tory. :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mariposa28, Może tak być, że nie chcesz poruszać spraw dotyczących Twoich trudności, tak myślę.

Albo jesteś perfekcjonistką i wydaje Ci się , że musisz być przygotowana do sesji. Ja tak często zachowywałam się.

Dzieliłam tematy na ważne i mniej ważne, złościłam się jak na sesji nie zdążyłam o czymś powiedzieć, wtedy uważałam sesję za zmarnowaną.

A często było też tak, ze nieświadomie na sam koniec trzymałam tzw. ważny temat, żeby nie zdążyć o nim opowiedzieć. Terapeutka to natychmiast wychwyciła. Czasem też świadomie, żeby nie rozmawiać o sprawach trudnych dla mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może tak być, że nie chcesz poruszać spraw dotyczących Twoich trudności, tak myślę.

Albo jesteś perfekcjonistką i wydaje Ci się , że musisz być przygotowana do sesji.

 

Masz rację. Jestem chorobliwą perfekcjonistką. Dopiero na terapii uczę się dawać sobie luz :D Wcześniej jak mi coś nie wychodziło lub czułam, że mogłam coś zrobić lepiej miałam pretensje do siebie, byłam bardzo samokrytyczna. To się już natomiast zmieniło baaaardzo. Dzieki terapii zrozumiałam, że mam prawo popełniać błędy, zawodzić itp itd. Nie spinam się i to jest wspaniałe. :lol: Jak się zagalopuje to mnie terapeutka szybciutko stopuje i prostuje myślenie, w ogóle uczę się myśleć inaczej! Niby ta sama osoba, a już zupełnie inna. Czasami sama siebie nie poznaję! :shock::D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mariposa28, Ja też jestem perfekcjonistką, ale już nie traktuję tej mojej dokładności jako zarazy niszczącej mi życie.

Wiesz, że perfekcja wynika z lęku? Mówię ogólnie, ponieważ u każdego lęk występuje pod innym kątem.

Samokrytycyzm to u mnie jest na bardzo wysokim poziomie. Co zrobić.

 

Fajnie, ze widzisz u siebie pozytywne zmiany.

Nigdy nie będziemy innymi osobami, zawsze tymi samymi, tylko radzącymi sobie ze swoimi trudnościami, rozumiejącymi bardziej siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

*Monika*, ja przez baaardzo długie lata, w zasadzie odkąd pamiętam bałam się opuszczenia dlatego myślałam, że jeśli będę perfekcyjną przyjaciółką, perfekcyjną panią domu, perfekcyjną córką, pracownikiem, siostrą itp... jeśli będę dawać z siebie wszystko bliscy mnie ludzie nigdy mnie nie opuszczą i zaskarbię sobie ich sympatię i miłość. Masakra jakaś. Zgadzam się więc z Tobą- perfekcjonizm wynika z lęku.

Ale wyzwalam się z tego, wierzę w siebie!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mariposa28, wiem o czym mówisz, to staranie się być dla kogoś, a nie dla siebie.

Przez ten cały perfekcjonizm moje życie zmieniło się o 360 stopni, był taki moment załamania, 3 lata temu.

Na szczęście wszystko wraca do normy.

Wiadomo, trudne sytuacje będą, były i są. Ważne, żeby sobie jakoś z nimi radzić i rozumieć swoje wybory.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj *Monika*, Mariposa28, Zdecydowałem się napisać, ponieważ temat bycia "idealnym" jest mi bardzo bliski. Mimo, iż niedługo minie rok, odkąd chodzę na terapię w moim życiu nic się nie zmienia. Znam tylko genezę swojego postępowania, możliwe jego przyczyny. Podczas sesji bardzo się kontroluję, ważę każde słowo. Nie umiem mówić o emocjach. Nawet mamie nie powtarzam jak bardzo ją kocham ... To słowo nie figuruje w moim słowniku... jest obarczone zbyt dużą odpowiedzialnością. Wypowiadając to "magiczne zaklęcie" dziewczynie, z którą kiedyś się spotykałem;czułem się bardzo niekomfortowo, pojawiały się wyrzuty sumienia, pytania typu "czy na pewno dobrze sprecyzowałem to uczucie". Później się z tego wycofywałem :(

Dzisiaj terapeutka powiedziała mi, że opowiadam jej o abstrakcyjnych sprawach, że czasami stawiam się w roli, którą to Ona powinna odgrywać. Nie umiem w pełni tego wszystkiego opisać, to siedzi we mnie i nie ma najmniejszej ekspresji. Jest mi bardzo niezręcznie z tym. Nie odczuwam potrzeby bycia w relacji z Kobietą, widzę w tym same ograniczenia. Często używam słów "tak jakby", "dziwnie", "w pewnym stopniu" ... te uogólnienia mają na celu ominięcie wszelkich deklaracji w danej relacji. Psycholog zwraca mi na to uwagę. A ja nic w sobie nie potrafię zdziałać.

Terapeutka poprosiła mnie również o opis moich odczuć podczas trwania sesji; powiedziałem, że nie umiem, że jest tak bardzo neutralnie... Nawet najprostsze nazwy uczuć nie przechodzą mi przez gardło. Powiedziałem jej jeszcze, że zajrzę do słownika i przeanalizuję sobie definicję podstawowych uczuć... Nie widzę innego sposobu. Czuję się w pewnym stopniu inwalidą emocjonalnym. Napisze jeszcze, że na sesję chodzę również dlatego, że świetnie mi się z Nią rozmawia, bardzo ją idealizuję (chyba jak każdą Kobietę w moim życiu). Często opowiadam, relacjonuje jak minął mój tydzień ... Terapeutce chyba zbytnio to nie odpowiada, ponieważ nie ma w tam emocji...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja byłam w poniedziałek na pierwszej wizycie u psychoterapeuty. Mamy się spotykać raz w tygodniu, ale następne spotkanie dopiero za miesiąc, bo w związku z tym, że zaczęłam pracę to nie pasowały mi terminy.

Generalnie całe spotkanie przeryczałam, ale od tamtej pory nie płakałam ani razu. Pewnie jest to też kwestia tego, że zaczęłam nową pracę, wychodzę do ludzi i nie mam na nic czasu, ale sama świadomość, że będę teraz miała wsparcie w terapeutce, że nie zostanę sama z problemami, że ktoś mi pomoże poukładać to moje wywrócone do góry nogami życie też mi pomaga.

Zobaczymy jak to będzie dalej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj *Monika*, Mariposa28, Zdecydowałem się napisać, ponieważ temat bycia "idealnym" jest mi bardzo bliski. Mimo, iż niedługo minie rok, odkąd chodzę na terapię w moim życiu nic się nie zmienia.

Samo się nie zmieni, to raz, a dwa, może jeszcze nie widzisz efektów, to mogą być małe sprawy.

Ja po roku czasu terapii czułam się wręcz koszmarnie, pisałam Tobie chyba już o tym.

Takie zderzenie z rzeczywistością dało mi niezły wycisk. Bardzo źle się czułam. Myślałam, że to już koniec, że nie ma dla mnie ratunku.

Odczuwalną poprawę obserwowałam po przeszło półtorej roku egzystowania w terapii.

I wtedy też zrozumiałam, że nie samą terapią człowiek żyje, czyli od sesji do sesji.

Daj sobie czas, ale nie odmierzaj go z zegarkiem w ręce.

Znam tylko genezę swojego postępowania, możliwe jego przyczyny.

Bardzo przydatna wiedza, uwierz, potem będzie Ci potrzebna.

Podczas sesji bardzo się kontroluję, ważę każde słowo. Nie umiem mówić o emocjach. Nawet mamie nie powtarzam jak bardzo ją kocham ... To słowo nie figuruje w moim słowniku... jest obarczone zbyt dużą odpowiedzialnością.

Zastanawiające są jak dla mnie Twoje relacje z mamą. Myślę, że coś musi być na rzeczy.

Kiedy byłeś mały, pamiętasz, żeby mama Tobie mówiła o tym jak bardzo jej na Tobie zależy, mówiła, że Cię kocha? Okazywała Ci ciepło swoje uczucia? Czy była raczej chłodna? Bo takie niby szczegóły, które w rzeczywistości nie są szczegółami są kluczowe.

Jeśli to słowo nie figuruje , jak piszesz w Twoim słowniku, może to być taka Twoja asekuracja przed przyznaniem się względem drugiej osoby, matki do tego, że Ci na niej zależy. Albo, drugie moje przypuszczenie, masz do matki żal. Wszystko to jest nieświadome. Ponadto, jesteś już dużym chłopakiem i nie musisz jej tego mówić wprost. Wystarczą gesty, czyny, opiekuńczość w stosunku do niej.

Co stoi na przeszkodzie, żeby jej okazywać ciepłe uczucia? Co by się stało, gdybyś jej okazywał trochę miłości? W czym by to Tobie umniejszyło?

Wypowiadając to "magiczne zaklęcie" dziewczynie, z którą kiedyś się spotykałem;czułem się bardzo niekomfortowo, pojawiały się wyrzuty sumienia, pytania typu "czy na pewno dobrze sprecyzowałem to uczucie". Później się z tego wycofywałem :(

To zabrzmiało tak, jakbyś nie chciał zdradzać swojej matki, wyznając uczucie swojej byłej dziewczynie.

Znów mi się nasuwa myśl, że pępowina nie została jeszcze przerwana.

Mama może denerwować, krytykować, popełniać wiele błędów wychowawczych, a dziecko mimo wszystko dalej z nią jest, nawet jak jest toksyczna bo nie zna innej mamy, jak tylko tą, która je wychowywała.

Dzisiaj terapeutka powiedziała mi, że opowiadam jej o abstrakcyjnych sprawach, że czasami stawiam się w roli, którą to Ona powinna odgrywać. Nie umiem w pełni tego wszystkiego opisać, to siedzi we mnie i nie ma najmniejszej ekspresji. Jest mi bardzo niezręcznie z tym.

Uciekasz od ważnych spraw. Robisz to z premedytacją, kontrolując się, żeby pominąć istotne, trudne dla Ciebie kwestie.

Terapeutka nie jest Twoją mamą, nie będzie Cię oceniać. Nawet jak usłyszy coś, co jest dla Ciebie wstydliwe, intymne etc.

Myślę, że wiele tu Twoich takich reakcji przeniesieniowych na sesjach.

Nie odczuwam potrzeby bycia w relacji z Kobietą, widzę w tym same ograniczenia.

Znów przeniesienie.

Żadna kobieta nie jest Twoją matką i nie musi Cię wcale ograniczać, jeśli jej na to nie pozwolisz.

Stawiałeś kiedykolwiek granice swojej matce? Jak dorastałeś? Buntowałeś się? Byłeś przekorny? Miałeś swoje przekonania? Jak matka podchodziła do nich?

W czym miałaby Cię rzekomo ograniczać kobieta/dziewczyna?

Często używam słów "tak jakby", "dziwnie", "w pewnym stopniu" ... te uogólnienia mają na celu ominięcie wszelkich deklaracji w danej relacji. Psycholog zwraca mi na to uwagę. A ja nic w sobie nie potrafię zdziałać.

Nie chcesz się przyznać do tego co czujesz? Wstydzisz się tych odczuć i uczuć? Dużo w tym lęku. Mnóstwo.

Boisz się odpowiedzialności?

Myślę, że tak.

Pod skrzydełkiem mamuni jest bezpiecznie, mimo tego, że w większości jest toksycznie.

Terapeutka poprosiła mnie również o opis moich odczuć podczas trwania sesji; powiedziałem, że nie umiem, że jest tak bardzo neutralnie...

Nie może być neutralnie. Na pewno czujesz się zdemaskowany, jest Ci wstyd, jest Ci nieswojo. To nie są neutralne odczucia.

Dużo ludzi ma problem z nazywaniem, wyrażaniem i przeżywaniem emocji. Jesteś tego żywym przykładem.

Nawet najprostsze nazwy uczuć nie przechodzą mi przez gardło.

Nigdy nikomu nie mówisz "cieszę się", "jest mi źle", "jestem taki wściekły", "jestem zadowolony","jest mi smutno" etc. ?

Jeśli nie, to są to poważne blokady i odnosząc teraz rok uczestniczenia w terapii jest czasem zbyt krótkim, żeby się tego wszystkiego nauczyć. Dużo czasu zajmuje same przepracowanie, a co dopiero wdrożenie w życie.

Powiedziałem jej jeszcze, że zajrzę do słownika i przeanalizuję sobie definicję podstawowych uczuć... Nie widzę innego sposobu.

Nie podchodź encyklopedycznie, tak jakbyś chciał zabłysnąć wiedzą i sprawić wrażenie przygotowanego, żeby terapeutka-nieświadoma matka miała Cię za co pochwalić.

Już Ci napisałam, że to nie Twoja matka.

Czuję się w pewnym stopniu inwalidą emocjonalnym.

Masz bardzo wysoki poziom lęku. Ta blokada z nazywaniem, wyrażaniem i przeżywaniem emocji jest silna. Musisz się chcieć w końcu przełamać na sesjach.

Napisze jeszcze, że na sesję chodzę również dlatego, że świetnie mi się z Nią rozmawia,

Traktujesz ją tak, jak nie traktuje Ciebie matka.

Czy Ona rozmawiała z Tobą w taki sposób jak czyni to terapeutka?

bardzo ją idealizuję (chyba jak każdą Kobietę w moim życiu).

Idealizuje się z jakiegoś powodu.Przeważnie z powodu deficytów, znaczących braków, nieświadomych, niezaspokojonych potrzeb.

Często opowiadam, relacjonuje jak minął mój tydzień ... Terapeutce chyba zbytnio to nie odpowiada, ponieważ nie ma w tam emocji...

Uciekasz przed konkretnymi trudnościami, nie mówisz o nich. Relacjonować można, ale potem to wszystko odnosić do swojego samopoczucia, emocji, potrzeb.

Może być też tak, że nie masz po prostu z kim porozmawiać i na zasadzie przeniesienia traktujesz ją jako kompana.

Albo trzecia wersja-na zasadzie przeniesienia traktujesz ją jak matkę i relacjonujesz przeżycia w taki sposób, żeby Cię negatywnie nie oceniła.

 

To były tylko moje przypuszczenia w odniesieniu do tego, co napisałeś. Wcale tak nie musi być.

Napisz z czym się zgadzasz, a z czym nie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

GregoryHouse, Masz problem z wyborem.

 

Musisz się zdecydować na czym Ci zależy. Na zaufanej lekarce, która stoi przecież na straży Twojego zdrowie psychicznego. Piszesz, ze prosiłaś o jakieś leki, a ona nie chciała się na nie zgodzić. Ona jest specjalistą i wie co robi. Czy na opinii innych ludzi bo boisz się co powiedzą jak zmienisz lekarza. Chociaż nie uważam, żeby akurat ktoś śledził to czy zmienisz sobie psychiatrę. Masz takie prawo.

 

Więcej zaufania do psychiatry.

Ja osobiście nie poszłabym do kogoś, kto przepisuje leki pod moje widzi mi się.

I jeszcze jedno. Oprócz farmakoterapii zdecydowałabym się jednak na psychoterapię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję, że tak mocno się rozpisałaś *Monika*, ! :D Zacznę od końca...

 

To były tylko moje przypuszczenia w odniesieniu do tego, co napisałeś. Wcale tak nie musi być.

Napisz z czym się zgadzasz, a z czym nie ;)

To samo pytanie zadaje mi Pani psycholog. Zawsze odpowiadam, że na pierwszy rzut oka wszytko jest celnie i poprawnie zrecenzowane. Prawie nigdy jej nie zaprzeczam. I tak samo jest w Twoich wypowiedziach, mimo to postaram się jakoś do tego odnieść.

 

Samo się nie zmieni, to raz, a dwa, może jeszcze nie widzisz efektów, to mogą być małe sprawy.

Ja po roku czasu terapii czułam się wręcz koszmarnie,

Tak, wspominałaś. Zdaję sobie sprawę, że nikt tego za mnie nie zrobi. Moje uczucia po tym okresie to przede wszystkim wstyd... To w pewnym stopniu porażka, że tak "skończyłem". Coś zyskałem, ale to kosztem zmycia przed kimś swojej poprawności i idealności.

 

Zastanawiające są jak dla mnie Twoje relacje z mamą. Myślę, że coś musi być na rzeczy.

Kiedy byłeś mały, pamiętasz, żeby mama Tobie mówiła o tym jak bardzo jej na Tobie zależy, mówiła, że Cię kocha? Okazywała Ci ciepło swoje uczucia? Czy była raczej chłodna? Bo takie niby szczegóły, które w rzeczywistości nie są szczegółami są kluczowe.

Bardzo często powtarzała, że bardzo mnie kocha. Do tej pory z dużą częstotliwością okazuje mi swoje uczucia. Wczoraj odwoziłem ją do znajomych, jadą razem na weekend. Pomogłem jej wypakować torbę z bagażnika... Na podwórku stała już córka tych znajomych. Na pożegnanie matka przytuliła mnie i chciała dwa razy pocałować w policzek. Czasami odnoszę wrażenie, że traktuje mnie jak małego chłopca. To było takie niezręczne, nie wiedziałem jak mam się zachować... tym bardziej, że obok stała ta dziewczyna :(

 

Ponadto, jesteś już dużym chłopakiem i nie musisz jej tego mówić wprost. Wystarczą gesty, czyny, opiekuńczość w stosunku do niej.

Co stoi na przeszkodzie, żeby jej okazywać ciepłe uczucia? Co by się stało, gdybyś jej okazywał trochę miłości? W czym by to Tobie umniejszyło?

Co do czynów w stosunku do niej. To zawsze wykonuję jej polecenia, chociaż czasami odwlekam je w czasie. Rzadko mówię, "NIE". Doszło do tego, że wyrażenie uczuć traktuję jak przyznanie się do błędu, do pewnego rodzaju słabości.

 

To zabrzmiało tak, jakbyś nie chciał zdradzać swojej matki, wyznając uczucie swojej byłej dziewczynie.

Znów mi się nasuwa myśl, że pępowina nie została jeszcze przerwana.

Mama może denerwować, krytykować, popełniać wiele błędów wychowawczych, a dziecko mimo wszystko dalej z nią jest, nawet jak jest toksyczna bo nie zna innej mamy, jak tylko tą, która je wychowywała.

To nie jest tak, że zostawił bym ją kosztem Partnerki. Chociaż wczoraj miała miejsce bardzo specyficzna rozmowa. Byłem na rozmowie o pracę. Szczyt moich marzeń zawodowych, praca w delegacjach przy nadzorowaniu robót. Gdy powiedziałem o tej matce to półżartem wyraziła obawę: "co ja bym tu bez Ciebie zrobiła"... Później powiedziała, że oczywiście nie może mnie niczym uwiązać. Głupio się z tym poczułem. A co do Kobiety... to też strach przed trafieniem na toksyczną osobę. Może mam za duże wymagania... Nie chcę powtórki z przeszłości. To najbardziej mnie odpycha.

 

Uciekasz od ważnych spraw. Robisz to z premedytacją, kontrolując się, żeby pominąć istotne, trudne dla Ciebie kwestie.

Terapeutka nie jest Twoją mamą, nie będzie Cię oceniać. Nawet jak usłyszy coś, co jest dla Ciebie wstydliwe, intymne etc.

Myślę, że wiele tu Twoich takich reakcji przeniesieniowych na sesjach.

Postanawiam sobie, że na kolejnej sesji wyjawię swoje tęsknoty czy pragnienia. W sumie to wszystko odnosi się do minionej relacji z Dziewczyną. To pewien rodzaj frustracji, brakuje mi tych pięknych chwil... I tak czuję obawę, że mogę wypaść źle przed Kobietą. Ona jest młodą osobą, atrakcyjną... To bardzo blokuje.

 

Żadna kobieta nie jest Twoją matką i nie musi Cię wcale ograniczać, jeśli jej na to nie pozwolisz.

Stawiałeś kiedykolwiek granice swojej matce? Jak dorastałeś? Buntowałeś się? Byłeś przekorny? Miałeś swoje przekonania? Jak matka podchodziła do nich?

W czym miałaby Cię rzekomo ograniczać kobieta/dziewczyna?

Była dziewczyna mnie ograniczała. Nie chciała, żebym miał znajomych, broń Boże koleżanki. Swojej matce nigdy nie stawiałem granic. Nie buntowałem się, jeśli miałem swoje przekonania to ich nie ujawniałem, po to aby się nie sprzeciwiać.

Tak samo jest w relacjach. Rozmówcy często daję możliwość dowolnej interpretacji swoich słów. Bo nie zgadzając się z kimś mogę straciś w jego oczach. Wciąż to we mnie pokutuje. Nie lubię tego.

 

Nie chcesz się przyznać do tego co czujesz? Wstydzisz się tych odczuć i uczuć? Dużo w tym lęku. Mnóstwo.

Boisz się odpowiedzialności?

Myślę, że tak.

Pod skrzydełkiem mamuni jest bezpiecznie, mimo tego, że w większości jest toksycznie.

Mocno powiedziane. to nie psuje do chłopaka w moim wieku. To jak klaps, aby małe dziecko mogło zauważyć złe zachowanie. Tak, wstydzę

się :(

 

Nigdy nikomu nie mówisz "cieszę się", "jest mi źle", "jestem taki wściekły", "jestem zadowolony","jest mi smutno" etc. ?

Rzadko albo prawie wcale. To jak dobra mina do złej gry...

 

Nie podchodź encyklopedycznie, tak jakbyś chciał zabłysnąć wiedzą i sprawić wrażenie przygotowanego, żeby terapeutka-nieświadoma matka miała Cię za co pochwalić.

Matka do tej pory chwali mnie za drobne sukcesy. W szkole podst. nie mogłem sobie pozwolić na dostateczną ocenę, to była wielka porażka. Matce się to nie podobało. Po każdych zajęciach sprawdzała mi zeszyty. Gdy pisałem niestarannie kazała przepisywać... Od dziecka miałem być najlepszy. To pokutuje :(

 

Musisz się chcieć w końcu przełamać na sesjach.

Zdaję sobie z tego sprawę ale nie do końca wiem jak mam to zrobić. W jakich okolicznościach ma to nastąpić. Jak mam się przełamać ?

 

Traktujesz ją tak, jak nie traktuje Ciebie matka.

Czy Ona rozmawiała z Tobą w taki sposób jak czyni to terapeutka?

Nie. Z matką w ogóle nie rozmawiam o problemach. Są tylko powierzchowne rozmowy, żarty... Tematy formalne.

 

Idealizuje się z jakiegoś powodu.Przeważnie z powodu deficytów, znaczących braków, nieświadomych, niezaspokojonych potrzeb.

Braki mam. Ale staram się to nadrabiać w inny sposób. Wziąłem się za siebie, namiętnie biegam. W planach mam przebiec maraton w październiku. Będąc w relacji z dziewczyną nie było już na to czasu. Są efekty, jestem bardzo dumny z tego. Zmęczenie po wysiłku często nie dopuszcza do głosu innych niezaspokojonych potrzeb.

 

Może być też tak, że nie masz po prostu z kim porozmawiać i na zasadzie przeniesienia traktujesz ją jako kompana.

Masz rację, nie mam z kim o tym podyskutować... ale jest Ona. Czasami zastanawiam się czy trzeba skończyć psychologię aby móc z kimś dobrze się dogadać. Może to głupie ale zazdroszczę partnerowi Pani psycholog ...

 

Dziękuję Moniko za tak obszerną wypowiedz. Poświeciłaś mi sporo swojego czasu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Transfuse, hmm... ja szanuje ludzi majacych wlasne zdanie ..moja opinia o nich wzrasta.

Matka mogła by się zasmucić

ale , ze dlaczego? Tez jestem matka i nie raz scieralysmy sie na argumenty z moja corka w koncu wypracowujac jakis kompromis. Na tym polegaja interakcje ... wypracowac cos co jest dobre i akceptowalne przez obie strony a nie dobre tylko dla jednej.

Wychowała mnie bez pomocy ojca. Nie chcę jej stwarzać zmartwień.

Ja to widze troche inaczej... takiego ojca wybrala, takie poniosla konsekwencje...przy okazji i Ty rowniez.

 

Czytajac Ciebie mam wrazenie silnego wspoluzaleznienia od rodzica.

W szkole podst. nie mogłem sobie pozwolić na dostateczną ocenę, to była wielka porażka. Matce się to nie podobało. Po każdych zajęciach sprawdzała mi zeszyty. Gdy pisałem niestarannie kazała przepisywać... Od dziecka miałem być najlepszy.

Czyli jednak na jej milosc musiales sobie zasluzyc ..a powinna byc z automatu.

Byłem na rozmowie o pracę. Szczyt moich marzeń zawodowych, praca w delegacjach przy nadzorowaniu robót. Gdy powiedziałem o tej matce to półżartem wyraziła obawę: "co ja bym tu bez Ciebie zrobiła"... Później powiedziała, że oczywiście nie może mnie niczym uwiązać.

Taka mala manipulacja co? Niby nie ma nic przeciwko ale jednak wpedza w poczucie winy. Jestes dorosly ..mama rowniez. Dorosli ludzie maja swoje zycie. Ty masz prawo do wlasnego. Dzieci wyfruwaja z gniazda i to normalna sprawa a rodzice radza sobie sami bo sa DOROSLI. U was role sie troche zmienily... mama wychowala Cie na swojego opiekuna...poslusznego, uzaleznionego, bez wlasnego zycia. Mam nadzieje, ze terapia pozwoli Ci zmienic ten uklad

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

New-Tenuis, Dziękuję za uznanie kochana :D

Daj znać jak od niej wrócisz i napisz co załatwiłaś!

Czekam!

Mimo że rozmowa była sympatyczna, czuję kwas po wyjściu od psychoterapeutki. I czuję się zmęczona, osłabiona. Nienawidzę na żywo o sobie mówić i o swoich uczuciach, wstydzę się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×