Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność


ixi

Rekomendowane odpowiedzi

3 godziny temu, sebastian86 napisał:

jak sobie radzicie z samotnoscia w sensie sercowym?

Zajmuję się pracą, nauką, jakaś rozrywką. Wiem, że nikogo sobie nie znajdę bo nie nadaję się do tego. Nawet jak kogoś poznam to zaraz ucieknie. Czasami jest mi smutno, ale to mija. Myślę sobie, że tak jak nie każdy może być tym kim chce,  tak nie każdy może być z kimś. Zazdroszczę ludziom którym pomaga terapia, ja nie potrafię. Próbowałam, ale to nie dla mnie. Leki też nie, źle się po nich czuję. Wyprana z wszelkich emocji. Staram się więc na codzień nie myśleć o samotności, a raczej doceniać możliwość życia w pojedynkę. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, ezojaa napisał:

Zajmuję się pracą, nauką, jakaś rozrywką. Wiem, że nikogo sobie nie znajdę bo nie nadaję się do tego. Nawet jak kogoś poznam to zaraz ucieknie. Czasami jest mi smutno, ale to mija. Myślę sobie, że tak jak nie każdy może być tym kim chce,  tak nie każdy może być z kimś. Zazdroszczę ludziom którym pomaga terapia, ja nie potrafię. Próbowałam, ale to nie dla mnie. Leki też nie, źle się po nich czuję. Wyprana z wszelkich emocji. Staram się więc na codzień nie myśleć o samotności, a raczej doceniać możliwość życia w pojedynkę. 

ja chwilami rozpaczam z tej samotnosci i probuje nie stracic calkiem nadziei ze ktos mnie zaakceptuje

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jako osoba biseksualna mam niby dwa razy większą szansę żeby kogoś znaleźć. Wcześniej łapałem doły z tego powodu ale teraz doszedłem do wniosku że szukanie na siłę nic dobrego nie wskóra.

W dniu 29.05.2021 o 17:48, ezojaa napisał:

 Kto by chciał wiązać się, czy spędzać czas z osobą chorą psychicznie. 

 

Ja akurat jak chorowałem to kontakt właśnie z zaburzonym kolegą (którego zresztą poznałem na tym forum) najwięcej mi pomógł. Więcej niż psychoterapia. Już pewnie tu ta osoba nie wchodzi bo jego stan zdrowia też się poprawił, ale jakby jakimś cudem odnalazła ten post to dziękuję Ci Adrianie za te nasze rozmowy w 2020 ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 30.05.2021 o 16:51, sebastian86 napisał:

jak sobie radzicie z samotnoscia w sensie sercowym?

Ja słabo sobie radziłem. Po zdradzie próbowałem zagłuszyć ten ból różnymi aktywnościami by poczuć się lepiej ale ból powracał jak bumerang. Na weekendy piłem więcej whisky, żeby poczuć się lepiej, wyluzować i nie myśleć o tym. Uzależniłem się. Picie weekendowe już mi nie wystarczyło. W tygodniu też piłem alkohol w różnych dawkach. Trochę straciłem przez moje picie, przez to, że nie radziłem sobie z emocjami zdrowymi sposobami. Zrozumiałem, że zabijam siebie powoli a ta droga to never endig story, która prowadzi do śmierci. Skorzystałem z leczenia w ośrodkach stacjonarnych w sumie 4 miesiące. Granica między piciem kontrolowanym a szkodliwym jest tak cienka, że ciężko wychwycić ten moment, że "ups...chyba mam problem", dopóty dopóki nie stanie się coś co wstrząśnie na tyle mocno, iż utwierdzi w przekonaniu, że robi się lipa....(oby ten wstrząs nie skończył się śmiercią). Uważajcie na alko... Pozdro.

Edytowane przez Łuki1398

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć. Chciałabym Was zapytać, jak sobie radzicie, zmagając się z jakimś zaburzeniem, chorobą będąc samotnym? Mieszkam sama, siedzę w czterech ścianach, telefon milczy. Rodzice nie zadzwonią, mało się interesują; znajomi zajęci sobą, bądź swoją drugą połówką. Gdy ogarniają mnie czarne myśli, dołujące, samobójcze, jeszcze gorzej dobija mnie fakt, że jestem tak naprawdę sama z tym wszystkim. Nikt nie widzi jak walczę z każdym dniem, jak płaczę, ale też kiedy mam lepszy dzień. Czy ma ktoś może podobne odczucia do moich? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

20 godzin temu, Jusannah napisał:

Cześć. Chciałabym Was zapytać, jak sobie radzicie, zmagając się z jakimś zaburzeniem, chorobą będąc samotnym? Mieszkam sama, siedzę w czterech ścianach, telefon milczy. Rodzice nie zadzwonią, mało się interesują; znajomi zajęci sobą, bądź swoją drugą połówką. Gdy ogarniają mnie czarne myśli, dołujące, samobójcze, jeszcze gorzej dobija mnie fakt, że jestem tak naprawdę sama z tym wszystkim. Nikt nie widzi jak walczę z każdym dniem, jak płaczę, ale też kiedy mam lepszy dzień. Czy ma ktoś może podobne odczucia do moich? 

ja co prawda mieszkam z rodzina ale czuje sie samotny bardzo. nie mam w swoim miescie nikogo z przyjaciol , nie mam dziewczyny. ciezko jest zachowac zdrowa psychike w takiej sytuacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oj to jest naprawdę przykre, że my osoby zaburzone musimy mierzyć się sami ze swoimi zaburzeniami, bo ci "zwykli" ludzie po prostu tego nie rozumieją, oni wolą brnąć do przodu z karierą, nauką, zajmują się sobą i swoim życiem, choć mają znajomych i przyjaciół...

 

Niestety ja tkwię w samotności już od blisko 10 lat, a teraz mam 22 lata, więc te najszczęśliwsze lata w życiu niestety mi już przeleciały, zmarnowały się... teraz muszę skończyć szkołę i iść do pracy. Też moje zaburzenia są dość rozległe bym powiedział, mam zaburzenia rozwojowe co mi momentami bardzo utrudnia rozumienie relacji z innymi ludźmi, czasem pewnych tych nowych rzeczy nie wyłapuję np. jakichś aluzji, choć się bardzo staram... słucham też zupełnie innej muzyki, bywam bardzo drobiazgowy, za bardzo przestrzegam zasad, wiele ludzi mi mówi, że zachowuję się jakbym był z innej planety... ehh jestem też homo, nie mam znajomych w ogóle cóż przyznaję się, rodziny też nie mam kontaktowej niestety, tylko z tatą rozmawiam codziennie i to tyle z moich kontaktów... kiedyś miałem terapeutę, ale niestety ten kontakt sam musiałem urwać, bo terapia okazała się dla mnie zbyt ciężka i chciałem sobie pewne rzeczy poukładać samemu, jednak terapeuta złamał mnie słowami, że muszę się po prostu nauczyć z tym żyć... ale ja nie mam po co żyć, nie wiem nawet jaki zawód chcę wykonywać, często się wahałem, rzucałem naukę i tak w kółko... jeszcze w trakcie tej mojej terapii doszły mi napady lęku, bo terapeuta otworzył mi w głowie dawne urazy, rozdrapał z bólem stare rany... teraz próbuję je sklecać samemu... oj, obym chociaż mógł żyć choć dla tej jednej, jedynej osoby, dla swojej drugiej połówki, oczywiście męskiej bo też orientacja jest u mnie "nie taka"...

Edytowane przez MarekWawka01

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MarekWawka01, masz 20 lat i całe życie przed Tobą. Ja mam 2 razy więcej lat niż Ty. Pluję sobie teraz w brodę za te idiotyczne wybory i stracony czas, kiedy miałam 20 i 30 lat. Teraz ten czas dramatycznie przyśpiesza. Wielu planów już nie zrealizuję bo jestem za stara. Czasami pocieszam się, że mogło być gorszej, ale i teraz szału nie ma. Właściwie zmarnowałam sobie życie. Nie mam ani wykształcenia, ani kariery, rodziny i swojego mieszkania też nie mam. Martwię się co będzie dalej. Czy do emerytury uciułam na jakieś lokum i czy dam radę sama przeżyć z nędznej zapewne emerytury? A może skończę w jakimś przytułku? Patrzę na innych ludzi którzy potrafią odmienić swój los, zmieniają pracę, znajdują nowe pasję, żenią się itp. itd. Oni potrafią, ja tego nie umiem. Boję się ludzi. Często wpadam w jakieś paranoje, myśli osobne, podejrzliwość, lęk że każdy chce mnie wykorzystać i myśl, że jestem przegrywem i nieudacznikiem. 

Próbuj i wytrwaj w terapii. Może Tobie pomoże i obyś był wolny od tej bezradności w której ja tkwię. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 7.06.2021 o 14:14, MarekWawka01 napisał:

Oj to jest naprawdę przykre, że my osoby zaburzone musimy mierzyć się sami ze swoimi zaburzeniami, bo ci "zwykli" ludzie po prostu tego nie rozumieją, oni wolą brnąć do przodu z karierą, nauką, zajmują się sobą i swoim życiem, choć mają znajomych i przyjaciół...

 

Niestety ja tkwię w samotności już od blisko 10 lat, a teraz mam 22 lata, więc te najszczęśliwsze lata w życiu niestety mi już przeleciały, zmarnowały się... teraz muszę skończyć szkołę i iść do pracy. Też moje zaburzenia są dość rozległe bym powiedział, mam zaburzenia rozwojowe co mi momentami bardzo utrudnia rozumienie relacji z innymi ludźmi, czasem pewnych tych nowych rzeczy nie wyłapuję np. jakichś aluzji, choć się bardzo staram... słucham też zupełnie innej muzyki, bywam bardzo drobiazgowy, za bardzo przestrzegam zasad, wiele ludzi mi mówi, że zachowuję się jakbym był z innej planety... ehh jestem też homo, nie mam znajomych w ogóle cóż przyznaję się, rodziny też nie mam kontaktowej niestety, tylko z tatą rozmawiam codziennie i to tyle z moich kontaktów... kiedyś miałem terapeutę, ale niestety ten kontakt sam musiałem urwać, bo terapia okazała się dla mnie zbyt ciężka i chciałem sobie pewne rzeczy poukładać samemu, jednak terapeuta złamał mnie słowami, że muszę się po prostu nauczyć z tym żyć... ale ja nie mam po co żyć, nie wiem nawet jaki zawód chcę wykonywać, często się wahałem, rzucałem naukę i tak w kółko... jeszcze w trakcie tej mojej terapii doszły mi napady lęku, bo terapeuta otworzył mi w głowie dawne urazy, rozdrapał z bólem stare rany... teraz próbuję je sklecać samemu... oj, obym chociaż mógł żyć choć dla tej jednej, jedynej osoby, dla swojej drugiej połówki, oczywiście męskiej bo też orientacja jest u mnie "nie taka"...

Tak jak wyżej kolega napisał masz 20 lat i do 30 masz super czas na rozwinięcie wszystkich myśli, na doświadczenie, na dobry seks, na zmiany co chwilę, korzystaj i dobrze to wszystko sobie poukładaj, tak byś nie wmawiał sobie po trzydziestce że zmarnowałeś życie, teraz masz najlepszy czas na rozwinięcie swoich umiejętności, na poznawanie kobiet. Podpowiem Tobie tylko że po trzydziestym roku życia będziesz miał gorzej, więc odpalaj mózg i działaj bo później nie będzie już czasu na cofanie się. 

Osobiście wiem że już nie mam szans na miłość i założenie rodziny, a to tylko dlatego że słuchałem się ojca i kolegów. Dziś bym miał wspaniałą żonę i dzieci i pewnie bym był zajebistym facetem i biznesmenem. Tylko widzisz miałem takich jebanych doradców i dlatego dziś jestem sam i nic nie osiągnąłem. Pamiętaj że jeśli serce podpowiada "Zrób to, nie czekaj, nie zastanawiaj się", to zrób co podpowiada i nie rozmyślaj, bo później będziesz się bił z myślami że mogłeś zrobić więcej. 

Mogę Ci podpowiedzieć co ja bym zrobił w Twoim wieku. Zaczął studia zaocznie, znalazł pracę, cisnął naukę i pracę, znalazł bym pracodawcę który dałby mi umowę na czas nieokreślony i po podpisaniu poszedłbym do banku i wziął kredyt na mieszkanie, później bym zapierdalał i szukał fajnej dziewczyny. Dziś bym miał prawie cały kredyt spłacony i bym się śmiał z moich kolegów baranów którzy siedzą codzienie i piją piwo. 

 

Pamiętaj tylko żeby nowo poznanej babie nie mówić że masz własne mieszkanie i dobrze zarabiasz, mów że mieszkasz z rodzicami i staraj się umawiać w miejscach publicznych przez dłuższy czas, zadbaj też o sylwetkę i umysł, baby dziś patrzą na wygląd, kasę i to co masz. Jeśli po tym jak jej oznajmisz że mieszkasz z rodzicami, a ona dalej będzie chciała Cię poznać to znaczy że jest warta większej uwagi niż każda inna i jej poświęć więcej czasu, ale też nie daj się zmanipulować i pochłonąć rządzom. Na wszystko przyjdzie czas. 
Zadbaj o siebie i będzie dobrze. 

My może nie mamy już szans, ale ty masz na pewno tylko musisz się dobrze poprowadzić wyznaczoną drogą. 

Edytowane przez hank.m

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 12.07.2021 o 13:11, sebastian86 napisał:

czy bedac na bezrobociu warto sie umawiac z kims?

 

Bezrobocie nie zmniejsza Twojej wartości jako człowieka. Ale myślę, że trochę rozumiem to pytanie, bo sama czasem powątpiewam w mój związek z racji mojej aktualnej bezużyteczności zawodowej. Myślę, że najważniejszym w tej sytuacji jest nie pozwolić myśli "jestem bezrobotny" przodować w kontaktach i stać na czele wszystkich myśli w głowie. To nie koniec świata. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, ehempatia napisał:

 

Bezrobocie nie zmniejsza Twojej wartości jako człowieka. Ale myślę, że trochę rozumiem to pytanie, bo sama czasem powątpiewam w mój związek z racji mojej aktualnej bezużyteczności zawodowej. Myślę, że najważniejszym w tej sytuacji jest nie pozwolić myśli "jestem bezrobotny" przodować w kontaktach i stać na czele wszystkich myśli w głowie. To nie koniec świata. 

dziekuje za slowa otuchy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie to wręcz nienormalne ,ale kocham samotność. Już tak się do niej przywyczaiłem i tak mi z nią dobrze ,że nie wyobrażam sobie wchodzić teraz w związek. Od pandemicznego 2020 roku zacząłem nawet samotnie latać na wakacje, co też bynajmniej od strony organizacyjnej jest fajne.10 lat temu jeszcze przed zachorowaniem na depresje nie mogłem samemu wysiedzieć w domu teraz po 30-stce włączył mi się skrajny introwertyzm ;)  Jakby nie było jest tez dużo plusów samotności. Mam więcej kasy nie ma żadnych kłótni, dodatkowych obowiązków. Mogę robić co mi się podoba. A dzień mam wypełniony. Praca,samotne spacery z progressive housem w słuchawkach, kanał sportowy i meczyki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

23 godziny temu, __Jack__ napisał:

U mnie to wręcz nienormalne ,ale kocham samotność. Już tak się do niej przywyczaiłem i tak mi z nią dobrze ,że nie wyobrażam sobie wchodzić teraz w związek. Od pandemicznego 2020 roku zacząłem nawet samotnie latać na wakacje, co też bynajmniej od strony organizacyjnej jest fajne.10 lat temu jeszcze przed zachorowaniem na depresje nie mogłem samemu wysiedzieć w domu teraz po 30-stce włączył mi się skrajny introwertyzm ;)  Jakby nie było jest tez dużo plusów samotności. Mam więcej kasy nie ma żadnych kłótni, dodatkowych obowiązków. Mogę robić co mi się podoba. A dzień mam wypełniony. Praca,samotne spacery z progressive housem w słuchawkach, kanał sportowy i meczyki.

 

Miło że napisałeś tą wiadomość, myślę że niektórym osobom cierpiącym na samotność doda to otuchy 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No dokładnie. Życie to plusy i minusy i tak jest skonstruowane ,żeby człowiek ciągle zmagał się z problemami. To ,że jest się samemu to wcale nie jest też tak źle. Ma się nieograniczone możliwości. Jest więcej kasy i zdecydowanie większa swoboda w życiu. Możesz robić co sobie chcesz i nikt Ci tego nie zabroni.Ja bynajmniej nie mam zamiaru się użalać a wręcz z dobrodziejstw takiego życia mocno korzystam ;) . Zwiedziłem sporo świata. Mam pracę w której mi nieźle idzie, auto,mieszkanie i zainteresowania. Nie muszę ładować kasy w jakąś lampucere ;) . Wielu z tych kolegów co znalazło swoje szczęście i wystawiało zdjęcia szczęśliwej rodzinki na social mediach ;) już są w trakcie rozwodu i muszą bulić alimenty i awanturować się z byłą żoną i dzielić swoje zobowiązania kredytowe na pół ;) . Oni patrzą z zazdrością na mnie i z żalem ,że poukładaliby swoje życie teraz trochę inaczej.

Edytowane przez __Jack__

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pewnie należę do osób, które ze względu na stan zdrowia nie mogą zawrzeć małżeństwa... Nie radzę sobie z samym sobą, z wręcz jakimkolwiek zarabianiem, więc utrzymanie rodziny mogłoby być jeszcze większym problemem w moim przypadku... Nienawidzę pożądliwości seksualnej i chcę w ogóle nie mieć libido. Tradycyjny katolicyzm uważa pragnienia seksualne za bardzo niebezpieczną pokusę (albo przynajmniej tak mi się wydaje po tym, co przeczytałem?). Na szczęście ostatnio mam niewielkie libido, może nawet mniejsze niż kilka miesięcy temu, co może mieć związek z tym, że na dobę biorę 150 mg sertraliny i 20 mg paroksetyny (razem jest to nawet nieco ponad maksynalną dawkę SSRI (dla sertraliny maksymalna to 200 mg, a dla paroksetyny 46 mg)).

 

Nie mam żony, nie mam potomstwa, nie mam "opiekunki", w pewnym sensie "matki zastępczej" w postaci żony. Samemu może być trudniej żyć niż we dwoje (w małżeństwie), z potomstwem czy z bliską rodziną (np. rodzicami, dziadkami, rodzeństwem). Ale zdarzają się ludzie na tyle zaburzeni psychicznie, że nie są zdolni do podjęcia obowiązków małżeńskich, do zawarcia małżeństwa, i to do śmierci... 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam problem ze związkami - relacjami. Boję się porzucenia, wysmiania. Już tak bardzo brakuje mi energii, do życia, że nie chce mi sie z nikim rozmawiać. Więc jak mogę kogoś poznać? Oczywiście całe życie marzę o tym kimś z kim będę szczęsliwa, ale .................. nic nie posunęło się do przodu. Wciąż ten sam patern: Ktoś jest mną zainteresowany, ja uciekam w panice, udaję, że nie jestem zainteresowana chociaż tak bardzo tego kogoś pragnę. Potem ten ktoś się ostatecznie zniechęca, Rezygnuje ze mnie, a ja bardzo , bardzo cierpię. Cierpienie po poznaniu kogoś trwa średnio 2-3 lata. Dlatego nawet boję się kogoś poznać bo to równa się CIERPIENIE, BOL, 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×