Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

No i się /cenzura/ mać nie doczekałem odpowiedzi. Więc ponawiam pytanie - po ilu sesjach otrzymaliście łatkę BPD. Tylko /cenzura/ mać bez ściemniania.

 

Pocaluj pstrą koze w łysą p.zde. Masz to BPD, bo tak zachować się mogla tylko osoba z borderem. Myslisz, ze jesteś taka wazną persona, ze to, ze nikt Ci nie odpowiedział, jest dla Ciebie po prostu OBRAZĄ. To charakterystyczne dla tego rodzaju zaburzen. I Twoje chamstwo tez jest symptomatyczne, nie panujesz nad gniewem. Jak może wytracic z równowagi fakt, ze nie dostałeś odpowiedzi wystarczająco ( wg Ciebie) szybko ? Jeśli w ten sposób funkcjonujesz w realu to musisz być samotnym człowiekiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i się /cenzura/ mać nie doczekałem odpowiedzi. Więc ponawiam pytanie - po ilu sesjach otrzymaliście łatkę BPD. Tylko /cenzura/ mać bez ściemniania.

 

Pocaluj pstrą koze w łysą p.zde. Masz to BPD, bo tak zachować się mogla tylko osoba z borderem. Myslisz, ze jesteś taka wazną persona, ze to, ze nikt Ci nie odpowiedział, jest dla Ciebie po prostu OBRAZĄ. To charakterystyczne dla tego rodzaju zaburzen. I Twoje chamstwo tez jest symptomatyczne, nie panujesz nad gniewem. Jak może wytracic z równowagi fakt, ze nie dostałeś odpowiedzi wystarczająco ( wg Ciebie) szybko ? Jeśli w ten sposób funkcjonujesz w realu to musisz być samotnym człowiekiem.

 

Jeśli nie rozumiesz słowa pisanego to nie moja wina.

Nie obchodzi mnie jaką mam diagnozę.

Chcę tylko wiedzieć po jakim czasie otrzymaliście diagnozę BPD.

To wszystko.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poddaję się. Nie wiem już sama, gdzie mam pisać i stękać, ale muszę to zrobić koniecznie, bo eksploduję z tego żalu.

Rzygać mi się chce. Szukałam sama tego, ja wiem. I znalazłam, postarałam się i dostałam, co chciałam.

I znów muszę przyznać, że odrzucenie to mój najgorszy lęk i mój najgorszy ból. I skręcam się w nim cały wieczór.

Od jednej kreski mogła mnie tylko najść wena na pisanie, ale dobre i to, może wyrzygam z siebie co nieco, a tutaj i tak nikt nie zagląda.

Mam ochotę krzyczeć.

Przecież nie chcę wiele, nie potrzebuję. Brak Jego uwagi sprawia, że nienawidzę siebie z całego serca. Mam okropną ochotę zrobić sobie coś niedobrego. Złapać za nóż i jak za starych dobrych czasów mieć wywalone na konsekwencje.

Dupa.

Czuję się samotna i niechciana. NIECHCIANA. Niepotrzebna. Nieakceptowana. Odrzucona. Olana. Nie dość dobra.

Siedzę po środku chaosu. Albo może chaos jest we mnie? Albo to ja jestem chaosem?

Chciałabym zniknąć. Nie mam potrzeby istnienia dalej, tak mi przykro.

Ćpanie, tabsy od psychiatry, skręcone na lewo tabsy na sen, gówniana szkoła, gówniana praca, gówniany seks, zapie rdalanie furą, nieodpowiedni facet, nieodpowiednie uczucia, niewystarczające zarobki, złe wybory, brak rodziny, brak marzeń, brak perspektyw, brak planów na cokolwiek.

Bez sensu. Dalej tkwię, a nie żyję, to się chyba nigdy nie zmieni.

Pustka i papieros, na nic więcej nie mam dziś miejsca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Raz jesteś bogiem, innym razem - zerem. Udajesz przed otoczeniem chojraka, by potem ryczeć do poduszki. Wydajesz kasę bez opamiętania, bo jedyne co możesz dać innym to pieniądze.

 

Najwspanialsze jest przekonanie, że nie możesz wyjawiać o sobie zbyt wiele, nie masz praktycznie żadnych przyjaciół, nawet będąc jednostką sprawną w relacjach społecznych. Nikomu nie możesz powiedzieć o sobie wszystkiego, gdyż wiesz dobrze, że przyjaciel wówczas byłby w najlepszym razie zażenowany, w najgorszym - wykreśliłby cię z listy kontaktów.

 

Choroba wybitnie utrudniająca życie, a przy braku świadomości choroby, wręcz uniemożliwiająca normalne funkcjonowanie.

 

Nawet w razie leczenia będziesz miał doły, gdy z twarzą mumii przyjdzie ci gapić się w ścianę i zastanawiać ile można jeszcze to wytrzymać, a i same leki to słodkości sabotujące potencję i poziom otyłości. Cóż, życie nie zawsze jest przyjemne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Raz jesteś bogiem, innym razem - zerem. Udajesz przed otoczeniem chojraka, by potem ryczeć do poduszki. Wydajesz kasę bez opamiętania, bo jedyne co możesz dać innym to pieniądze.

 

Najwspanialsze jest przekonanie, że nie możesz wyjawiać o sobie zbyt wiele, nie masz praktycznie żadnych przyjaciół, nawet będąc jednostką sprawną w relacjach społecznych. Nikomu nie możesz powiedzieć o sobie wszystkiego, gdyż wiesz dobrze, że przyjaciel wówczas byłby w najlepszym razie zażenowany, w najgorszym - wykreśliłby cię z listy kontaktów.

 

Choroba wybitnie utrudniająca życie, a przy braku świadomości choroby, wręcz uniemożliwiająca normalne funkcjonowanie.

 

Nawet w razie leczenia będziesz miał doły, gdy z twarzą mumii przyjdzie ci gapić się w ścianę i zastanawiać ile można jeszcze to wytrzymać, a i same leki to słodkości sabotujące potencję i poziom otyłości. Cóż, życie nie zawsze jest przyjemne.

 

 

Całe borderline... dodałabym jeszcze..

 

 

Jednaego dnia wydajesz kasę, cieszysz się nowymi rzeczami , drugiego dnia masz ochotę to wszystko sprzedać, wywalić i zaszyć się gdzieś w lesie , daleko.. i tak w kółko.

 

Podejmujesz nowe działania, cele, po czym rezygnujesz. Podejmujesz kolejne, rezygnujesz... Przez co do niczego nie możesz w zyciu dojść.

 

Jesteś w czarnej dziurze.. nie wiesz czego tak naprawdę chcesz, bo każdego dnia zmieniasz się... Raz jesteś dobry, raz jesteś zły.. Raz czarne raz białe..

 

 

 

Przez wiele lat z tym walczę. Dopiero od lipca się leczę farmakologicznie (bezskutecznie) Na psychoterapię wybieram się od pół roku.. Dobry psychiatra powiedział mi prawdę, że nigdy do końca nie wyleczysz borderline.

Tylko ile można tak żyć? Ciągłe zmiany, stanie w miejscu..

 

 

 

Mozecie napisać jakie leki bierzecie? i czy Wam pomogły? Ja już miałam zmieniane parokrotnie i póki co słabo...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Jednaego dnia wydajesz kasę, cieszysz się nowymi rzeczami , drugiego dnia masz ochotę to wszystko sprzedać, wywalić i zaszyć się gdzieś w lesie , daleko.. i tak w kółko.

 

Podejmujesz nowe działania, cele, po czym rezygnujesz. Podejmujesz kolejne, rezygnujesz... Przez co do niczego nie możesz w zyciu dojść.

 

Jesteś w czarnej dziurze.. nie wiesz czego tak naprawdę chcesz, bo każdego dnia zmieniasz się... Raz jesteś dobry, raz jesteś zły.. Raz czarne raz białe..

 

Przez wiele lat z tym walczę. Dopiero od lipca się leczę farmakologicznie (bezskutecznie) Na psychoterapię wybieram się od pół roku.. Dobry psychiatra powiedział mi prawdę, że nigdy do końca nie wyleczysz borderline.

Tylko ile można tak żyć? Ciągłe zmiany, stanie w miejscu..

 

Mozecie napisać jakie leki bierzecie? i czy Wam pomogły? Ja już miałam zmieniane parokrotnie i póki co słabo...

 

Ja nie brałem żadnych leków, potem leczyłem się piwem, przez lata na swój sposób działało, a w pewnej chwili nawet cudownie mnie ''wyleczyło'', ergo: wprowadziło w hipomanię.

 

Borderline się nie da wyleczyć. Wszystkie znane mi przypadki, niezależnie czy żyją w swoim własnym dole czy też jakoś funkcjonują społecznie zmagają się z tym niezależnie od swego wieku, czy to 20 lat czy to 30 czy 40.

 

Ludzi cholernie łatwo urazić. I jeśli ktoś ma wyjątkowy dół, zraża nieraz na zawsze najlepszych ludzi w swoim otoczeniu.

 

Ma to swoje plusy, bo uczy, że w życiu trzeba umieć pogodzić się z rzeczami, które przemijają. Ze znajomościami też, nawet jeśli wcześniej dużo one dawały.

 

Z borderline ma się psychikę dziecka, które szuka na siebie jakiegokolwiek sposobu i odbiera impulsy. Ktoś powie, że w życiu liczą się pieniądze, zapewniają szacunek. I człowiek wychodzi ze skóry, żeby je zdobyć. Potem się okazuje, że jednak ważniejsza jest miłość, więc człowiek szuka jej na każdym kroku. W końcu jednak na pierwszym planie ma być Bóg, więc człowiek zostaje chorym umysłowo apostołem.

 

Borderline jest zazwyczaj efektem okropnych wieloletnich zaniedbań i to nie z winy samego chorego. Ciągłe ryzyko przemiany w ludzkie warzywo to jak walka z wewnętrznym wrogiem, który w każdej sekundzie czyha, żeby człowieka dopaść i sponiewierać.

 

Kocha się niemal wszystkich i wszystko, chce naprawiać świat na każdym kroku, by chwilę potem zmieszać z błotem zazwyczaj jakąś bliską osobę, która stanowi nasze ''uziemienie'' i ofiarę do wyładowywania negatywnych emocji. Przed całą resztą można nosić maskę, a może naszą drugą - lepszą- naturę, o którą człowiek walczy, bo jednak chce mimo tego pierdolnika w głowie być lepszy, dawać a nie brać.

 

W razie braku leczenie mania i jej konsekwencje dokonuje bezpowrotnych zniszczeń w mózgu chorego, w razie leczenia - leki również dokonują bezpowrotnych zniszczeń w ciele chorego.

 

Ile można z tym żyć? Doskonałe pytanie, sam sobie je czasami zadaję. Nikt z zewnątrz nie zrozumie tego osobistego inferno, które zjada człowieka. Mam prośbę do wszystkich borderów, proszę się nie przejmować opiniami otoczenia i mówić o sobie jak najmniej. Każdy ocenia według siebie, ktoś kto ma od początku normalne warunki nie zrozumie nigdy, że pokonanie podobnego dystansu dla bordera, to jak wspięcie się na K-2. Zło wynika z niewiedzy, a niewiedza jest powszechną ludzką przypadłością.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam prośbę do wszystkich borderów, proszę się nie przejmować opiniami otoczenia i mówić o sobie jak najmniej. Każdy ocenia według siebie, ktoś kto ma od początku normalne warunki nie zrozumie nigdy, że pokonanie podobnego dystansu dla bordera, to jak wspięcie się na K-2. Zło wynika z niewiedzy, a niewiedza jest powszechną ludzką przypadłością.

 

Zastanawia mnie, czemu borderline to takie "medialne" zaburzenie, tak szeroko omawiane w internecie - są przecież całe strony i blogi poświęcone tym, jak ludzie z borderline to wampiry emocjonalne i zniszczą życie wszystkim wokół. Łatkę borderline przypina się łatwo osobom uważanym za toksyczne czy rozchwiane.

Ignorancja ludzi w kwestii zaburzeń psychicznych to jedno, życie pod ostrzałem to drugie.

Rzeczywiście najlepiej nie mówić nic nikomu, bo wpisując "borderline" w wyszukiwarkę można się wiele nieciekawych rzeczy dowiedzieć. Jedne są prawdziwe, inne mniej, ale w ogólnym rozrachunku robią z nas kogoś na równi z psychopatami. Takie zresztą określenie słyszałam, że border to "psychopata z dodatkami" - szczerze mówiąc, dostrzegam w tym jakąś prawdę i sens.

Ale cóż, bycie borderem to jedno wielkie przyzwyczajanie się (do zaburzenia, jak i do reakcji/opinii ludzi).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rzeczywiście najlepiej nie mówić nic nikomu, bo wpisując "borderline" w wyszukiwarkę można się wiele nieciekawych rzeczy dowiedzieć. Jedne są prawdziwe, inne mniej, ale w ogólnym rozrachunku robią z nas kogoś na równi z psychopatami. Takie zresztą określenie słyszałam, że border to "psychopata z dodatkami" - szczerze mówiąc, dostrzegam w tym jakąś prawdę i sens.

.

 

Mój ojciec był psychopatą i u mnie zawsze podczas kryzysu dochodził ów psychopata do głosu, niezależnie jak zawsze się moim ''wzorcem'' z lat dziecięcych brzydziłem.

 

Pewna znana mi onegdaj borderka też miała ojca, który zachowywał się jak psychopata, czy nim był - nie wiem.

 

Inny border miał ojca, który siedział w obozie koncentracyjnym, więc wiadomo jak mógł się taki człowiek zachowywać...

 

Większość pozostałych wolała się nie chwalić skąd wzięła się ta cholera i bardzo słusznie, sam bym też całej prawdy nie wyjawił.

 

Dzieciak mimowolnie przejmuje cechy i zachowania od otoczenia w wieku 1-5 lat, potem może je głównie modyfikować.

 

U większości borderów ten psychopata siedzi pod skórą, cała ''nadbudowa'' - elokwencja, dobre maniery, udawana przebojowość, to efekt wieloletniej ciężkiej pracy nad sobą. Ludzie miewają różne schorzenia, grunt to się przesadnie nie obwiniać za swoje jazdy, nie być wobec nich bezkrytycznym, ale mieć też wobec pewną dozę zrozumienia.

 

Psychopata z dodatkami? Bardzo celnie ujęte, od danego bordera już zależy czy stworzy sobie ładny zestaw dodatków czy też - byle tandetę.

 

Zastanawia mnie, czemu borderline to takie "medialne" zaburzenie, tak szeroko omawiane w internecie - są przecież całe strony i blogi poświęcone tym, jak ludzie z borderline to wampiry emocjonalne i zniszczą życie wszystkim wokół. Łatkę borderline przypina się łatwo osobom uważanym za toksyczne czy rozchwiane.

 

Może i jest medialne. Ja pierwszy raz wyczytałem o tym dawno po tym, gdy przegrałem już dawno co było do przegrania i leczyłem porażkę dużą dawką codziennej zupy chmielowej. I po raz pierwszy zrozumiałem, że nie tylko ja jestem taki oryginalny...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może i jest medialne. Ja pierwszy raz wyczytałem o tym dawno po tym, gdy przegrałem już dawno co było do przegrania i leczyłem porażkę dużą dawką codziennej zupy chmielowej. I po raz pierwszy zrozumiałem, że nie tylko ja jestem taki oryginalny...

 

Ja zawsze uważałam, że coś jest ze mną nie tak, że jestem dziwna; diagnoza była na początku rodzajem ulgi, rodzajem uporządkowania, a teraz coraz częściej patrzę na siebie nie jak na człowieka o określonej tożsamości, tylko jak na zbiór objawów i mechanizmów obronnych - "mnie", moją osobowość, można normalnie przeczytać w internecie czy podręczniku akademickim. To dziwne i niepokojące uczucie.

 

Też dochodzi u mnie do głosu psychopata czasem (dlatego to określenie - "psychopata z dodatkami" - tak do mnie trafia), chociaż jakoś nie mogę się takiego wzorca dopatrzeć w swoim środowisku z dzieciństwa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

[

Ja zawsze uważałam, że coś jest ze mną nie tak, że jestem dziwna; diagnoza była na początku rodzajem ulgi, rodzajem uporządkowania, a teraz coraz częściej patrzę na siebie nie jak na człowieka o określonej tożsamości, tylko jak na zbiór objawów i mechanizmów obronnych - "mnie", moją osobowość, można normalnie przeczytać w internecie czy podręczniku akademickim. To dziwne i niepokojące uczucie.

 

Też dochodzi u mnie do głosu psychopata czasem (dlatego to określenie - "psychopata z dodatkami" - tak do mnie trafia), chociaż jakoś nie mogę się takiego wzorca dopatrzeć w swoim środowisku z dzieciństwa.

 

Wystarczy widocznie solidnie dostać w krzyż, a psychopata rodzi się w człowieku sam, nie potrzebuje niczyjej pomocy.

 

Jesteś chyba pierwszą osobą, która doznała ulgi na wieść o tym, że jest borderką. Chociaż... ja też przy piwku miałem do tego wszystkiego dystans i przynajmniej posiadłem wymówkę, dlaczego zachowywałem się długie lata jak człowiek tak dalece - pardon - poje*any.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jesteś chyba pierwszą osobą, która doznała ulgi na wieść o tym, że jest borderką. Chociaż... ja też przy piwku miałem do tego wszystkiego dystans i przynajmniej posiadłem wymówkę, dlaczego zachowywałem się długie lata jak człowiek tak dalece - pardon - poje*any.

 

Może ulga to zbyt wielkie słowo, po prostu nagle pewne rzeczy i uczucia stają się bardziej zrozumiałe, logiczne i poukładane.

Chociaż i tak po tej "uldze" nie było po jakimś czasie śladu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Akwen, powiedziałeś wszystko, nic dodać nic ująć.

 

Ja próbuje desperacko opanować chaos po akcji "hipomania" i nie wpaść w sidła perfekcjonizmu i kontroli do bólu.

 

Hipomania? Pikuś, pan Pikus. Dobrze, że opanowałaś ten stan zanim przerodził się w manię. Przyjemne uczucie, ale rodzi pewną przykrość, gdy człowiek łapie się po czasie za głowę i zastanawia, jak mógł zachowywać się tak idiotycznie.

 

Gratuluję opanowania hipomanii, zanim przerodziła się w coś gorszego.

 

Ja wiem, że to tylko łatwo tak powiedzieć, ale perfekcjonizm prowadzi do zguby, zawsze i wszędzie, ja też kiedyś dążyłem ze wszystkich sił żeby być najpiękniejszy, najbogatszy i najlepszy i prawie mi się udało, stety lub niestety ''prawie'' czyni dużą różnicę. Człowiek szybko się wypala i w końcu nic z tego nie wychodzi, a stary przyjaciel pozostaje w okolicach kręgosłupa i lubi dawać o sobie znać, w szczególności kiedy coś się nie uda.

 

Najlepsza jest droga środka, we wszystkim, w absolutnie każdym aspekcie życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Akwen, pragnę równowagi jak wody. Nic prócz harmonii, przeciez to niewiele.

Tak. Seks, narkotyki, wydawanie hajsu którego się nie ma. Potem depresja i wszystkie nałogi i słabości na raz. Otrzepuję się, wstaję z ziemi na kolana i próbuję od nowa. Sama, bo przecież nikogo nie dopuszczę.

A jak byłam przez moment panią świata to tej bliskości nażarłam się jak głupia - oczywiście z nieodpowiednią osobą, tylko przez chwilę, a gorycz odrzucenia czuję do dziś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Już odpuściłem sobie zarówno wyrzucanie pieniędzy na lewo i prawo, jak i przesadną oszczędność, by zachować możliwie jak najwięcej środków na ulubiony onegdaj cel - alkohol. Najlepiej mi po środku.

 

Też byłem królem świata, za każdym razem w diametralnie innym i zawsze szczeniackim kontekście. To było dobre doświadczenie, bo wyleczyłem się ze szczeniactwa.

 

Ja sobie odpuściłem bliskość. Nie dla mnie, nie każdemu jednaki los jest pisany.

 

Wystarczy mi to, że mózg mi znowu jakoś w miarę działa i że rozbawię jakąś przypadkowo spotkaną dziewczynę.

 

Otarłem się parę razy o bliskość, ale zawsze nic z tego nie wychodziło.

 

Nauczyłem się nie zazdrościć nikomu niczego, nawet tych związków.

 

Dla mnie wystarczy, że dziewczyna się za moją sprawą uśmiecha, to dostateczna nagroda i nic mi więcej do szczęścia i spokoju nie trzeba.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bliskość jest niezbędna IMO każdemu. Jak jej nie ma, zostaje luka, dziura ktora się zapycha na siłę. Alkoholem, seksem, dragami, jedzeniem, hazardem czy ch wie czym innym.

Ja zaufałam ślepo raz, z resztą mężczyźnie co mi się wpasował w schemat z patologicznego domu. I wiele mnie to kosztowało. Teraz dostaję paranoi jak tylko dopuszczam kogoś bliżej. Działam tak chaotycznie i bez sensu że po czasie sama się sobie dziwię.

Ale wierzę, że jeszcze będzie lepiej. A to i tak bardzo wiele wierzyć w cokolwiek, bo aż za dobrze pamiętam czas, kiedy nie wierzyłam w nic.

Odnoszę wrażenie ze na przekór wszystkiemu jestem niezniszczalna, a przynajmniej wybitna w tej kwestii. Nie do zajechania, najpierw pakuję się z determinacją w bagno, żeby później pokaleczona z niego wyleźć. No chyba że wreszcie sama postanowię odejść, ale chwilowo nigdzie się nie wybieram. Chwilowo, bo w życiu z bpd niewiele jest pewników i stałych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bliskość jest niezbędna IMO każdemu. Jak jej nie ma, zostaje luka, dziura ktora się zapycha na siłę. Alkoholem, seksem, dragami, jedzeniem, hazardem czy ch wie czym innym.

Ja zaufałam ślepo raz, z resztą mężczyźnie co mi się wpasował w schemat z patologicznego domu. I wiele mnie to kosztowało. Teraz dostaję paranoi jak tylko dopuszczam kogoś bliżej. Działam tak chaotycznie i bez sensu że po czasie sama się sobie dziwię.

Ale wierzę, że jeszcze będzie lepiej. A to i tak bardzo wiele wierzyć w cokolwiek, bo aż za dobrze pamiętam czas, kiedy nie wierzyłam w nic.

Odnoszę wrażenie ze na przekór wszystkiemu jestem niezniszczalna, a przynajmniej wybitna w tej kwestii. Nie do zajechania, najpierw pakuję się z determinacją w bagno, żeby później pokaleczona z niego wyleźć. No chyba że wreszcie sama postanowię odejść, ale chwilowo nigdzie się nie wybieram. Chwilowo, bo w życiu z bpd niewiele jest pewników i stałych.

 

Niewłaściwie rozumujesz. Kiedyś wręcz marzyłem o bliskości latami, już nawet nie mówię o wielkich sprawach, zwykli znajomi by wystarczyli.

 

Teraz nie mam z tym problemów. Luka jest tylko wtedy, gdy człowiek przesadnie się do wszystkiego przywiązuje.

 

Nie zapycham tej dziury ani alkoholem (szkoda mi na to teraz pieniędzy), ani seksem (jakbym się uparł, pewnie mógłbym to teraz mieć, ale uleganie swoim pokusom jest niewłaściwe), mój kontakt z dragami był okazjonalny i wręcz aptekarski, zawsze miałem problem z jedzeniem kompulsywnym albo obsesyjnym odchudzaniem się, lecz nie teraz, na zabawę w hazard zdecydowanie nie byłoby mnie teraz stać.

 

Zapewne normalny i statystyczny nienormalny człowiek musi tą lukę jakoś zapchać, ja nie. Taka moja uroda.

 

W życiu w ogóle nie ma pewników i nie ma stałych, również bez bpd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To pytanie zapewne padło tu już milion razy, więc przepraszam, ale nawet nie wiem jak poszukać.

Czy ktoś z Was leczy się w terapii z BPD i jednocześnie przyjmuje jakieś leki?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak. Tak. Uprzedzając dalsze pytania - chooja to daje.

Terapia jeszcze ale leki o kant dupy...

- a jakie leki?

przede mną wizja jakichś antydepresantów czy stabilizatorów na stałe, bo podobno leczą :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×