Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

inmate, może po prostu lubisz wyzwania. Nic co przychodzi zbyt łatwo nie jest atrakcyjne. Problem w tym, że jak już zdobędziemy to, o co walczyliśmy, to zaczyna się okres nudy, stagnacji i emocjonalnej stabilności. A przecież to jest coś, czego tygrysy najbardziej nie lubią...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego kontrola Ci przeszkadza? Czemu aż tak brniesz w niezależność?

Bo chyba wtedy czuję, że to ja mam kontrolę, że co by się nie stało/jakkolwiek ktoś by mnie nie zranił, zawsze jestem ja i to, co osiągnąłem/zdobyłem i mogę iść dalej, że nikt mi nie odbierze, erm, cząstki mnie, a nawet jeśli, to co z tego? Będę potrafił ją odbudować/stworzyć nową. Trochę to chaotycznie napisałem, nie wiem czy ktoś to zrozumie lol.

 

inmate, może po prostu lubisz wyzwania. Nic co przychodzi zbyt łatwo nie jest atrakcyjne. Problem w tym, że jak już zdobędziemy to, o co walczyliśmy, to zaczyna się okres nudy, stagnacji i emocjonalnej stabilności. A przecież to jest coś, czego tygrysy najbardziej nie lubią...

Chyba tak. Byłem w związku z borderem i to był istny rollercoaster, cały czas coś się działo, sam zresztą bardzo często wywoływałem różne nieprzyjemne sytuacje/problemy (raz to on przeze mnie płakał, raz ja przez niego i tak w koło Macieju), ale w pewien sposób czułem, że żyję, że nie stosuję w miejscu. Nie wiem, czy będę w stanie stworzyć coś z kimś, kto nie jest zaburzony w jakimś stopniu, większym lub mniejszym. Może ja potrzebuję czuć tę adrenalinę; zamartwiać się, być olewanym i vice versa - sprawiać, by to ktoś się o mnie martwił i kogoś olewać. Zresztą - przyciągam samych mających problemy ze sobą, tak czy siak. Swój ciągnie do swego, heh?

 

-- 11 kwi 2015, 18:14 --

 

Siedzę i ryczę. Znowu zostałem olany przez kogoś, na kim mi zaczęło zależeć a myślałem, że już będzie dobrze, a ta osoba mnie olała i nawet nie odpisuje na moje wiadomości...

Znowu tęsknię za swoim byłym, chociaż tak bardzo mnie skrzywdził i tak bardzo go przecież nienawidzę. Kiedy oddawałem mu rzeczy, które od niego dostałem podczas trwania naszego związku, zapomniałem o płycie z piosenkami, które kojarzą mu się ze mną/z nasza relacją i przed chwilą ją włączyłem... Właśnie słucham "Nie opuszczaj mnie" Bajora i czuję się okropnie, kiedy on najprawdopodobniej ułożył sobie życie, o mnie już w ogóle nie myśli/nie pamięta i ma kogoś (wiem, że kogoś sobie znalazł, ale nie wiem czy dalej jest z tą osobą).

Pamiętam jak 1 listopada tamtego roku wyszeptywał mi właśnie "Nie opuszczaj mnie" do ucha nad ranem w pokoju, kiedy leżeliśmy na jego łóżku i jak prawdziwie jego słowa brzmiały, kiedy mówił: "Kocham cię... naprawdę". Ech. :roll:

Frajer ze mnie, co?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

inmate,

Nie jesteś frajerem.Takie uczucia są normalne kiedy ludzie się rozstają.

Piszesz że Ci ciężko myśleć że on najprawdopodibniej ułożył sobie życie z kimś innym.Ale nie wiesz tego,więc dlaczego niepotrzebnie się nakręcasz.A tak w ogóle z jakiego powodu rozstaliście się? Czyja to była decyzja?

Myślę też że nie tyle lubisz "adrenalinę" tylko może tak byłeś nauczony-żyć w ciągłej niepewności-więc sam nakręcasz sytuacje które pomimo że nie są przyjemne,są czymś znanym.Ale powiem Ci że stabilność emicjonalna nie jest zła,chociaż z własnego doświadczenia wiem że do niej trzeba się przyzwyczaić.

Piszesz w tym wątku bo miałeś partnera bordera czu uważasz że to zaburzenie dotyczy też Ciebie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie? Dlaczego?

Bo chyba Ci, którzy są w pewien sposób niedostępni są bardziej pociągający, a kiedy wyczuwam łaknienie kontaktu ze mną, automatycznie zaczyna mi to przeszkadzać; pojawiają się myśli, że próbują mnie kontrolować, za bardzo się zbliżyć do mnie, osaczyć? Pojawia się niechęć, pomimo początkowych pozytywnych odczuć.

Ja mam trochę podobnie. Ci niedostępni siedzą mi w głowie ciągle i w końcu wpadam w jakąś obsesję. Ciągle myślę o tej osobie. Zastanawiam się czemu nie chce ze mną kontaktu. Roztrząsam w głowie wszystkie sytuacje z tą osobą. Czuję się gorsza od innych, brzydka, głupia, nudna, beznadziejna itp. Z kolei jeśli ktoś chce utrzymywać ze mną kontakt to szaleję ze szczęścia, ale jednak nachodzą mnie myśli, że w końcu zacznie mnie kontrolować, osaczy mnie i będę tak jakby uwięziona. Wykańcza mnie to i chyba między innymi dlatego się izoluję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dream*, ja swojej pani doktor też nie lubię. jest wredna i wyniosła ale z lekami i terapia trafia. a raczej trafiała. jutro jadę sięzapisać na wizytę. padam, umieram, nie chcę, nie wiem co robię że to ciągle i ciągle wygląda tak samo, nic się nie zmienia, nic, nigdzie. Nie chce mi się już żyć. Brakuje mi sił.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dream*, ja swojej pani doktor też nie lubię. jest wredna i wyniosła ale z lekami i terapia trafia. a raczej trafiała. jutro jadę sięzapisać na wizytę. padam, umieram, nie chcę, nie wiem co robię że to ciągle i ciągle wygląda tak samo, nic się nie zmienia, nic, nigdzie. Nie chce mi się już żyć. Brakuje mi sił.

 

 

SYnsa

co się stało w Twoim życiu, że tu wróciłaś? i to w takim stanie? :(

 

och, mój nowy lekarz nie wiem co w ogóle sobie myśli, tak mnie wkurwił ale gryzłam się w język bo chciałam recepty i nic więcej mnie nie obchodzi.

 

Widział mnie 2gi raz na oczy i podważa diagnozy i obserwacje postawione przez dwa lata leczenia przez inną lekarkę. to akurat mi wisi bo i tak z żadną się nie identyfikuję.

mam w obs. wpisaną dwubiegunówkę więc chyba ambicjonalnie uznał, że przepisywanie dawek ustalonych przez kogoś innego jest nuuudne i nie mieści się w jego standardach więc postanowił mi zmniejszyć dawkę stabilizatoru - pewnie myślał, że wystrzeli mnie to w manię i będzie mógł potwierdzić obserwację... albo zaprzeczyć. szkoda, że nie pamiętał, że rok temu doprowadziłam do próby s. mojego faceta - i to znacznie poważniejszej niż moja, wiecie, karetka, reanimacja, blablabla. do dziś czasem żeby znieść moje jazdy bierze doraźnie benzo. szkoda, że nie pamiętał, że dwa miesiące temu chciałam popełnić s.

Szkoda, że wczytując się w moją kartę nie doczytał, że dzięki lamo w końcu normalnie sypiam a w ciągu dnia nie pochłania mnie ustawiczny monolog wewnętrzny niepozwalający skupić mi się na niczym innym. - to chyba ta słynna gonitwa myśli?

tak czy siak, dawno nie czułam się tak ... normalnie. Wiecie jaka to ulga móc spać? móc znów czytać książki i czuć ich treść zamiast niby czytać a tak naprawdę lecąc w swoim myślotoku gdzieś hen hen?

 

Nie żebym jakoś mocno lubiła lamo, wiadomo, że wkurza mnie miałkość i nijakość emocjonalna w którą wpadłam, wiadomo, że wkurzają mnie problemy z pamięcią i +10kg... ale coś za coś.

 

zresztą, czego wymagać od lekarza który nie wie, że tabletek lamo się nie dzieli, lekarza który po 2 spotkaniach podważa kompetencje mojego poprzedniego psychiatry - którego uwielbiam ale czekanie do niego na terminy mnie rozwalało... lekarza który uważa, że terapia ze stabilizatorami NIC zupełnie nie daje, co jest bullshitem, i który podważa kompetencje terapeutki kiedy mu mówiłam, że byłam na terapii beh-poz i nie uważam tak, bo dostarcza ona dużo narzędzi do kontrolowania swoich emocji i nie polega na mieleniu i przepłakiwaniu przeszłości. BO JEGO TERAPIA beh-poz w 1/3 składała się z mielenia przeszłości bo w końcu to terapia behawioralno-POZNAWCZA. no tak, szkoda, że nie wziął pod uwagę, że słowo POZNAWCZA nie oznacza tu poznawania siebie a raczej jest nawiązaniem do procesów poznawczych i sposobu uczenia się i że są ludzie pogodzeni ze swoją przeszłością i doskonale zdający sobie sprawę z ciągu przyczynowo skutkowego i destrukcyjnego wpływu przeszłości na teraźniejszość ale sorry, nie czuję potrzeby mielenia tego w kółko, czuję potrzebę zmiany schematów więc na to nastawiona była moja terapia i było to skuteczne. Zresztą, jest to lekarz który, haha, polecił mi tego samego terapeutę którego polecił mojemu bratu (cóż za profesjonalizm) i który wprost ocenia i podsuwa gotowe rozwiązania typu "musi pan zrobić tak i tak" , "pana dzieciństwo to koszmar" - a to przecież błąd w sztuce ;]

zresztą, czego się spodziewać po człowieku który na google plus "melduje się" w domu pokazując wszystkim swój prywatny, domowy adres. to chyba najlepiej pokazuje któtkowzroczność.

 

i ja rozumiem, że jest młody, pewnie zajarany swoją niedawno zdobytą specjalizacją z psychiatrii więc czuje potrzebę na spotkaniach gadania więcej niż pacjent, podważania kompetencji całego świata i wywracania całego leczenia ustalonego przez innego lekarza do góry nogami ale do kurwy nędzy, nie jestem królikiem doświadczalnym.

 

och, jak ja go niecierpię. Wybaczcie to wiadro pomyj, po prostu całą wizytę kisiłam to w sobie bo mój lekarz nie daje mi dojść do słowa w swojej wszechwiedzy, pyta o jakieś pierdy w stylu "jak wygląda Pani dzień" by później przez resztę wizyty gadać, gadać, gadać, gadać - o tym, że sam przeszedł terapię, że leczył w szpitalu, że to, że tamto, że w mojej karcie pisze to i to a on nie jest do tego przekonany, blablablablablablaaaaaaaaaaaaa. Gdzie tu miejsce na mnie?

 

Myślę nad zmianą, ale jak sobie pomyślę o tym, że miałabym po raz 3ci opowiadać to samo to zbiera mi się na wymioty.

heh, być może i to nawet czyta. (kto wie co robią młodzi, pełni zapału lekarze) - ale w dupie to mam. nie podaje jego personaliów więc mam prawo wyrzucić tu swoją frustrację. sorry.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie kiedyś rozbawiło jak jeden terapeuta sędziwy już człowiek po 50 tce porównał swoją pracę do budowy czołgu- szkoda że nie porównał do medycyny nuklearnej czy fizyki kwantowej. Jak już zbudował taką armię czołgistów to powinien chyba ruszyć na Krym. Nie wolno niczego czytać: poradników, podręczników, forów bo jak on i jacyś studenci medycyny wmawiają sobie choroby to pacjenci też. Mamy dalej żyć w ciemnogrodzie :D .

A to nieprawda bo sami pacjenci są najlepszym źródłem informacji na temat swoich chorób a takie informacje są często bardziej sprawdzone niż akademickie regułki. Tym bardziej że w ten sposób można szybciej dowiedzieć się o nowinkach pocztą pantoflową niż od sprawdzonych tzw mądrych głowach widzących świat jedynie zza okien swoich gabinetów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

" Sędziwy człowiek, po 50 tce" padlam :hide:

Siedemdziesieciolatki to chyba trupy?????

 

Ale lekarze bywają wku.wiający. To fakt. Mój mi powiedział niby to zartem, ze jak nie pojde na psychoterapie to mi lekow nie przepisze więcej. Mam to gdzies, bo jego leki i tak mi nie pomagają. Nie mam sily wstać z lozka do lodówki i wziąć cos do zżarcia a co dopiero jezdzic na psychoterapie, nie mam sił mówić nawet. A na tym polega terapia,nie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lucy1979,

" Sędziwy człowiek, po 50 tce" padlam :hide:

Siedemdziesieciolatki to chyba trupy?????

Nie rozumiesz o co chodzi po 50 tce to ludzie którzy kończyli edukacje i uprawnienia zawodowe za czasów PRL i tak naprawdę mentalnie dalej tkwią w tej epoce mają to już tak wszystko głęboko zakorzenione. Tak samo jak z tą metafora z czołgiem który jest wyznacznikiem najnowszej technologii, a obecnie techniki jądrowe w armii to już przeżytek, zjawiska nuklearne stosowane są obecnie np w medycynie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie, chyba przez pół godziny zastanawiałam się czy się w końcu zarejestrować.. i postanowiłam, że tak...

kilka słów o mnie- jestem na początku psychoterapii (nie wiem zbytnio jakiej bo moja psycho nie powiedziała mi).. od 9 lat leczyłam tylko objawy mojego borderka - nerwicę lękową (lęki wciąż mnie dopadają), depresję, fobie (w szczególności społeczną i agora).. diagnozy słyszałam różne- od nerwicy lękowej po ChaD... pobyt w szpitalu- tylko 1... psychoterapia podjęta po raz drugi (za pierwszym razem zrezygnowałam po 2 msc. kiedy to stwierdziłam, że mój lek mnie olewa :roll: )..... zawaliłam całe swoje życie.. mam 32 wiosen, marnuję każdy mój dzień, żyję przeszłością (ciągle czegoś żałuję) i przyszłością w czarnych barwach (katastrofizm)... mam obsesje, różne...

dużo by tu pisać...chciałam tylko się przywitać....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

z Gdańska

 

aha i leki (oczywiście brałam różne ale tylko SSRI) plus epizod z DEPAKINĄ przez rok (i plus 30 kg).. obecnie 40 mg paroxetyny i mam włączyć sulpiryd... 50 mg (ale jeszcze nie włączyłam bo się boję!!) doraźnie na napady lękowe- hydroksyzynka...ale staram się sama uspokoić więc rzadko ją łykam (dlatego pewnie na mnie jeszcze działa).

 

Obecnie jest mi strasznie ciężko, mam mega doła od ok. 3 msc. - zero chęci do życia, najlepiej to bym tylko spała i nie wychodziła z łóżka (weekendy przesypiam prawie całe!!) wróciły napady lękowe (stąd zmiana z esci na paroxetynę), znowu się okaleczam, wybucham agresją i płaczem bez kontroli (podczas napadów nie kontaktuję ani też nie pamiętam co się działo i jak długo) dzień w dzień mam myśli samobójcze, bardzo dużo na ten temat czytam i szukam w necie różnych informacji na ten temat... ogólnie.. makabra.... :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czarnygrubykot,

Witamy :)

Na pociechę Ci powiem że ja mam 39 wiosen i dopiero kilka miesięcy temu lekarz zorientował się że mam BPD,tak że spoko ;) Nie Ty jedna spieprzyłaś część swojego życia,ale to tylko część.Ta lepsza część jest przed Tobą :)

Co do leków,ja biorę stabilizatory-Lamotrygine i Kwetiapine i powiem że nie do porównania do SSRI.Przeciwdepresyjnych się nażarłam już tyle i to różnych ,a i tak poprawa po nich była zawsze krótkotrwała,do tego zero emocji-ani radości,ani smutku,nie potrafiłam się ani rozpłakać,ani wzruszyć.Teraz czuję wszystko,tylko jestem stabilniejsza niż przedtem.Co ja mówię,w ogóle nie do porównania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie! :) mam pytanko- czy przechodziliście psychoterapię i jeśli tak - ile ona trwała ?

Moja psycholog stwierdziła, że takie zaburzenie leczy się latami... przerażające...

Czy Wam pomogło?

 

Od wczoraj biorę Sulpiryd dodatkowo, efekt taki, że całą noc nie spałam i miałam niezły atak wieczorem... złości, lęku, histerii :( czułam, jak we mnie rośnie mega agresja i wściekłość.. bardzo negatywne emocje...

 

Miłego dnia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

od 7 lat z przerwami trafiam na oddział, w między czasie terapie indywidualne. Owszem widzę duży postęp, ale często powracałam do nawyków. Od dłuższego czasu staram się naprawiać siebie, czuję, że juz za dużo się wydarzyło i muszę działać i żyć normalnie, więc to różnie u każdego pewnie.

Podobno po dłuższym leczeniu lub po prostu konkretnym część zachowań mija, czasem po 40-tce.

 

Powinnaś skonsultować swoje objawy po tym leku. Na mnie w nocy kiedyś leki tak działały, że byłam mega aktywna.

 

Coś tu spokojnie ostatnio.. albo to mnie tyle nie było.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie! :) mam pytanko- czy przechodziliście psychoterapię i jeśli tak - ile ona trwała ?

Moja psycholog stwierdziła, że takie zaburzenie leczy się latami... przerażające...

Czy Wam pomogło?

Tak przechodziłam terapię, tak trwała ona lata, tak pomogła mi.

A teraz bardziej szczegółowo. Po 9-miesięcznej próbie leczenia, psychiatra, szpitale, psycholog było ciągle bardzo słabo, ale trafiłam w końcu na indywidualną terapię. Trzy lata chodziłam na nią, w tym około 1,5 roku dwa razy w tygodniu, bo inaczej nie potrafiłam funkcjonować, ale efekt jest taki, że dziś mogę powiedzieć, że jestem praktycznie zdrowa. Za parę dni mam ostatnią sesję i czuję się naprawdę dobrze. Oczywiście, są czasami załamania, są gorsze chwile i nawet głupie myśli wracają, czasem całą masą, ale teraz tłumaczę to sobie tak, że każdy, absolutnie każdy ma czasami taki dzień, że bez kija lepiej nie podchodzić. I ok - to przecież nic złego. Nie jesteśmy robotami i możemy mieć czasami doła czy beznadziejny nastój, czy głupie lub niepokojące myśli. Pozwalam sobie na to, bo pi pierwsze każdy tak czasami ma, a po drugie przeżyłam tyle złego, że zawsze pozostanie po tym jakiś ślad. I wydaje mi się, że nawet głupotą byłoby chcieć usunąć to wszystko całkowicie. Nie tylko dlatego, że się nie da, ale też na zasadzie doświadczeń. Wiem, czasami cholernie ciężkich, trudnych i takich o których chcielibyśmy zapomnieć, ale wierz mi - kiedy przejdziesz terapię, nawet te najstraszniejsze chwile nie będą już takie straszne. Ważne, żeby nauczyć się z tym żyć, bo czasu się nie cofnie, ale można zrobić coś innego - o wiele lepszego. Można sprawić, że przyszłość, która kiedyś przecież też stanie się przeszłością, będzie dużo lepsza, bardziej kolorowa, fajniejsza, szczęśliwsza itp. Naprawdę, najgorsze co możemy zrobić, to żyć przeszłością. Z perspektywy czasu wiem, że to ogromny błąd, bo tego, co było naprawdę już nie zmienimy, ale warto się starać i walczyć, żeby zmienić na lepsze to, co będzie lub co może być.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ważne, żeby nauczyć się z tym żyć, bo czasu się nie cofnie, ale można zrobić coś innego - o wiele lepszego. Można sprawić, że przyszłość, która kiedyś przecież też stanie się przeszłością, będzie dużo lepsza, bardziej kolorowa, fajniejsza, szczęśliwsza itp. Naprawdę, najgorsze co możemy zrobić, to żyć przeszłością. Z perspektywy czasu wiem, że to ogromny błąd, bo tego, co było naprawdę już nie zmienimy, ale warto się starać i walczyć, żeby zmienić na lepsze to, co będzie lub co może być.

 

 

no właśnie.. każdego dnia próbuję sobie wmówić, że muszę patrzeć do przodu, a nie płakać nad tym co było, wspominać, mieć żal - nawet obsesję na punkcie np. byłego faceta z którym byłam 15 lat temu!! czy obsesję na punkcie innych- że im się TYLE udaje, a mi nic....

Mam dosyć, ale nie umiem przestać:

-żałować, że rzuciłam jakąś pracę, zawód, że olałam sprawę, że nie zdałam egzaminu mimo że bym go zdała bo nie podeszłam (!), żałować, że to i tamto... i płakać nad tym,

-przyszłość widzieć TYLKO w czarnych barwach

- teraźniejszością nie żyć wcale...

 

:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może temat wielokrotnie wałkowany, ale i tak chciałbym zapytać.

 

Na wypisie z oddziału dziennego mam wpisane to z czym przyszedłem tam, czyli F61 - mieszane z.o.

Nastawienie było raczej na psychoterapię, a nie na diagnozę.

Niemniej jednak nieoficjalnie przycisnąłem temat i była mowa o borderline z elementami osobowości narcystycznej i neurotycznej, co właściwie zawiera się w BPD...

 

Terapeuty pracującego w nurcie dialektyczno-behawioralnym (czyli często polecanym) trudno znaleźć.

Pytanie zatem, czy terapia psychodynamiczna może dać dobre wyniki?

Do poznawczo-behawioralnej jakoś nie mam zaufania. Mam wrażenie, że wszystko z czasem i tak wróci jak bumerang.

 

Dodam, że terapia na oddziale dziennym była dla mnie bardzo trudna. Wszystko co destrukcyjne po kolei się odpalało i nieźle dostałem w kość. W konsekwencji mocno odczuła to też grupa i terapeuci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dodam, że terapia na oddziale dziennym była dla mnie bardzo trudna. Wszystko co destrukcyjne po kolei się odpalało i nieźle dostałem w kość. W konsekwencji mocno odczuła to też grupa i terapeuci.

 

he, u mnie terapia na oddziale (nie dziennym oczywiście) wyglądała tragicznie- a raczej w ogóle jej nie było..... :mhm:

 

obecnie jestem w trakcie prywatnej psychoterapii (z nfz bym czekała 1,5 roku) chyba psychodynamicznej :bezradny:

raz w tygodniu x 60 min

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, jakiś czas temu natrafiłam w internecie na charakterystykę osobowosci borderline i wszystko sie zgadza, od nieustającej potrzeby potwierdzania przez druga osobę obecności chociaż to i tak nic nie daje, ciągły niepokój, niedowierzanie w prawdziwosć uczuć, słów, paniczny strach przed odrzuceniem, wieczny strach w stosunku do każdego aspektu mojego życia, po prostu koszmar. Wkrótce wyprwadzam się z małego miasta do Krakowa i tu kieruje swoje pytanie. Gdzie szukać BEZPLATNEJ pomocy, terapeuty? wiem, ze jest taka mozliwosc, ale gdzie mam sie skierowac po pomoc?

Jesli ktos chciałby porozmawiac o tejże przypadłosci, wymienic sie doswiadczeniami to zapraszam na priv, wysłucham i zrozumiem :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×