Skocz do zawartości
Nerwica.com

dominik1622

Użytkownik
  • Postów

    303
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez dominik1622

  1. dominik1622

    Samotność

    Coz... Ja tez jestem ponoć zajebisty, wybielilem sobie zabki, chodze od 3 lat na siłownię i wielu moze mi pozazdrościć. Ale co z tego jak boje sie zaangazowac... Bo nie ufam, bo podejrzewam, bo straszliwie lekam sie porzucenia. Nie bedac w nic zaangażowanym niczym sie nie ryzykuje. Ludzie i tak odchodza. Bo nic w tych czasach nie trwa. Samotność jest lepsza. Przynajmniej jest trwała i nie zapowiada sie,aby z dnia na dzien odeszla. W przypadku ludzi tak to wlasnie bywa: odchodzą... Na zewnatrz udaje. Nikt by nie powiedzial na podstawie tego co reprezentuje na zewnatrz ze jestem smutny. Wrecz odwrotnie. Epoka bardzo bez wdzieku... Niewinnosc zlapala północny pociag. Ludzie sie zmieniają i to wcale nie na lepsze...
  2. schizonerw - czyżbyś Border? Słyszałem, że dobrzy terapeuci nie diagnozują pacjentów. Generalnie jakakolwiek diagnoza nie zmienia niczego: jest tylko pewnym wskaźnikiem dla specjalisty, podpowiedzią - nic więcej.
  3. Absolutna zgoda. Niestety ludzie nie zdają sobie z tego sprawy: nie są tego świadomi, że nie mamy wpływu na naturę innych osób. I choćbyśmy byli najmilsi na świecie dla skorpiona z trującym jadem, on nigdy nie stanie się misiem do przytulania. Bo nie mamy wpływu na innych ludzi i ich naturę: o tym powinni uczyć dzieciaków w szkole. Byłoby mniej takich supermenów, rycerzyków na białym koniu, rzucających się na pomoc osobom zaburzonym: ginącym za kogoś innego... Moja terapeutka - a jest terapeutką psychoanalityczną certyfikowaną - powiedziała wprost, że tylko terapeuta może wytrzymać z BPD: i jedyną, jedyną rzeczą, która mu to umożliwia, jest TYGODNIOWA przerwa w kontakcie z osobą BPD. I tutaj celna uwaga: nie próbujmy być terapeutami. Inwestowanie swoich uczuć i emocji, a także chęć ratowania osób zaburzonych jest skrajnie niebezpieczne i sprawa od początku jest przegrana: ponieważ jedyną osobą, która może zapełnić ich czarną dziurę i pustkę jest ona sama! My nie mamy tutaj nic do rzeczy. Zacznijmy od tego, że osoba w pełni świadoma siebie: taka, która uważa siebie za wartościową i taka, która ma STWORZONE własne GRANICE nigdy, przenigdy nie zaangażuje się choć trochę w relację z osobą BPD. Po prostu tego nie zrobi z szacunku do samej siebie. Zasada jest prosta: lubię siebie, znam swoją wartość, jestem świadomy tego, że kreuję własny świat i decyduję o tym, z kim przystaję i z kim się zadaję, a więc ABSOLUTNIE nie jestem zainteresowany wchodzeniem w konszachty z osobą zaburzoną. Po prostu z szacunku do samego siebie. Teraz jestem cwany, bo chodzę na terapię i jestem o wiele bardziej uświadomiony, niż byłem kiedyś: i kiedyś faktycznie nigdy bym nie pomyślał, że faktycznie kreuję własny świat i własne środowisko. Gratulacje dla terapeutki i dla samej terapii. Tutaj już na marginesie: dlaczego BPD odkrywa w nas nasze najjaśniejsze i najmroczniejsze strony? Dlaczego tak się dzieje? Skąd takie osoby mają taki "dar"? Wspaniałą i bardzo bolesną. Okropnie bolesną. Gdybym miał wybór, nigdy na taką lekcję bym się nie zgodził. Psychiatra mówiła mi, że mam to docenić: takie doświadczenie. Bo dzięki niemu poznaję swoją wartość, staję się coraz bardziej siebie świadomy... Ale skutki uboczne.... one po prostu zabijają i niszczą cały przekaz tej lekcji... bo po prostu tak bardzo boli... W pełni nie: ale jednak jesteśmy zwierzętami stadnymi i potrzebujemy drugiego człowieka. Czas na Mirtagen i Zomiren: jedyny ratunek wobec tego popieprzonego doświadczenia
  4. Przeczytałem i aż mnie dreszcz przeszedł po kręgosłupie. Cholernie prawdziwe: każde zdanie i każde słowo. Wiem o czym mówisz, bo doświadczyłem tego na własnej skórze. Bity rok, dzień w dzień. Na początku błogi okres, fantastyczny czas, boskie widoki i boskie wzloty, które były tylko po to, aby zaliczyć coraz więcej upadków... I znów wzlot, chwila szczęścia, zadowolenia, by znów nastąpił głęboki spadek: upadek, MOCNE BĘC. Smutek i żal na przemian z zadowalaniem się najmniejszym okruszkiem... I tak w kółko... Manipulacja goniła manipulację. Intryga przemieniała się w intrygi. Intrygi goniły setki intryg. Spisek za spiskiem. Istne Bad Medicine. Wiem, że jesteś tak bardzo zła i zepsuta: wiem to, mój rozum doskonale zdaje sobie z tego sprawę, ale TAK SIĘ UZALEŻNIŁEM OD CIEBIE, że potrzebuję tego złego leku więcej! Zaspokój mój głód: rzuć okruszek, proszę, błagam... Rzucisz? Dziękuję... Dostajesz odrobinę, ale to nie wystarcza. Padasz na kolana i zdajesz sobie sprawę, że kochanie BPD to ciągłe chodzenie na głodzie narkotykowym. Od kontaktu z tą kobietą zostałem "uwolniony" 7 miesięcy temu. Od tego czasu terapia tydzień w tydzień u certyfikowanej terapeutki, która trwa do dziś i potrwa jeszcze X czasu - dodatkowo psychiatra 1x w miesiącu i od maja 20mg Aciprexu i 45mg Mirtagenu na noc dzień w dzień... i wciąż nie mogę odzyskać siebie: tego prawdziwego "ja", szczęśliwego i pogodnego chłopaka, którym byłem przed kontaktem z tą osobą. Szczerze mówiąc tracę nadzieję, że kiedykolwiek się odzyskam... Czuję się jak wrak. Jak ktoś, kto przeżył niszczarkę. Żyję z ogromnym poczuciem winy, z poczuciem zdeptania i totalnego rozbicia emocjonalnego... Napisz do mnie PW - odpowiem na każde Twoje pytanie. Żyłem z borderką dzień w dzień i na temat tego zaburzenia mogę bezproblemowo na piątkę napisać pracę magisterską. PS. Ktokolwiek, kto chce wpływać na zmianę osobowości Bordera, niech przeczyta sobie poniższy tekst... jest bardzo prawdziwy. I wcale nie wbijam szpili w osoby dotknięte zaburzeniem Borderline, których jest w tym wątku pewnie kilka. Nie mam do Was absolutnie nic: ba, uważam Was za bardzo inteligentne i na swój sposób cudowne istoty. Na skraju trzęsawiska żył raz taki skorpion, który pragnął przeprawić się na drugi brzeg. Zwrócił się więc do pewnej żaby tymi słowami: - Zabierz mnie, proszę, na swój grzbiet i pomóż mi dostać się na drugi brzeg! - Chyba jesteś szalony, odpowiedziała mu żaba. Jeśli cię wezmę na mój grzbiet, ty mnie ukłujesz, a ja umrę! - Nie bądź głupia, odpowiedział na to skorpion. Jaką korzyść odniósłbym z uśmiercenia cię jadem? Jeśli cię użądlę, ty zatoniesz, a ja też zginę, ponieważ nie umiem pływać... W końcu, po długich namowach, żaba dała się przekonać i rozpoczęła przeprawę przez mokradła ze skorpionem na grzbiecie. Kiedy znaleźli się na środku rzeki, poczuła jednak pieczenie ukłucia, a jad sparaliżował jej odnóża. - Jak mogłeś?? Obiecałeś! Jak mogłeś to zrobić, zginiemy oboje! - Wiem, odpowiedział skorpion. Jest mi bardzo przykro... ale JESTEM SKORPIONEM. Nie sposób uciec od własnej natury.
  5. Pozytywne zakończenie mam nadzieję, że dopiero nadejdzie... a może już jest w miarę blisko... a może jednak nie? Bo zdarzają się dnie i chwile jak ta "teraz", kiedy życie po prostu przytłacza, a tak wiele mi się z nią kojarzy: w pamięci twarz, oczy i ten głos... głos biednej małej, skrzywdzonej dziewczynki na przemian z intonacją zimnej suki: bo raz była dziewczęciem, a raz zimną, bez emocji i żadnych uczuć suką. Mimo to przenikła przez każdy centymetr mojego ciała, zaraziła każdy zakątek duszy sobą: już nic nie jest takie, jakie było kiedyś... kiedyś, kiedy jej nie było... kiedy było normalnie, przyjemnie, wydawałoby się: tak beztrosko.... Po tej godzinie wracałaś z pracy i rozmawialiśmy, nierzadko do rana... Zawsze przed snem... Gdzie jesteś teraz? Co robisz, jak się czujesz Marysiu?.... Czy ktoś cie właśnie krzywdzi, czy tym razem to ty krzywdzisz? Jak mogłaś mnie tak skrzywdzić? Jak sie z tym czujesz? Czy żałujesz choć trochę...? Czy choć odrobinę chciałabyś mnie przeprosić...? Tyle Ci dałem: jak mogłaś to tak przerzuć i wypluć mi to wszystko prosto w twarz? Gdzie twoje człowieczeństwo? Zniszczyłaś mnie, zdeptałaś.... Jak się z tym wszystkim czujesz? Mam nadzieję, że najbardziej gównianie ze wszystkich ludzi na tym świecie... : (
  6. dominik1622

    zadajesz pytanie

    nie mam taikiej potrzeby... czujesz sie samotny?
  7. dominik1622

    Samotność

    samotność jest straszna
  8. Też jej tak mówiłem, lecz byłem od razu karcony, ponieważ zarzekała się, że jej związek z jedynym byłym chłopakiem upadł właśnie przez tak niską częstotliwość spotkań, co bezpośrednio wynikało z tego, że ona tak ma. Jest to jednak nieistotne, bo na szczęście nie mam jej już w moim życiu.
  9. Coz to znaczy emocjonalnie jej nie rajcowalem?
  10. Walczę od niemal pół roku z tym: nie myśl o tym, przestań się tym zadręczać/odpuść, nie jest tego warta/to już historia - a jednak trauma jest odczuwalna, a pytania, analizy, same napływają do głowy. I zapłaciłbym komuś grubą kasę, gdyby skonstruował mi przycisk, dzięki któremu ot po prostu te wszystkie myśli i udręki po prostu zostałyby wyłączone. Odeszły w niepamięć, a mój umysł poczuł tę wolność i swobodę, niczym nie uciśnioną. Marzę o tym. Pamiętam, jak pochwaliłem się Nią mojej dobrej znajomej: starszej ode mnie o 10 lat. To było na początku mojej znajomości z M. Nakazała pokazać fotki. Wyświetliłem dwa-trzy zdjęcia M i nigdy tego nie zapomnę: rzuciła do mnie: o stary, UCIEKAJ! Wtedy zaśmiałem się w myśli: "Kasia, no co Ty, przestań, to może być fajna przygoda" - tak bardzo widzę dzisiaj jak złudne to było i tak bardzo żałuję, że nie posłuchałem. Wiele bym oddał, by cofnąć czas do tamtego momentu. Tak, tylko one pojawiają się tak nagle, znikąd, po prostu ot tak. Jak uderzenie na Pearl Harbour. To samo było u mnie. Ona raz na 2-3 miesiące, ja walczyłem o 1x na miesiąc...
  11. Ponad 400km: wow. Też dziękuję bardzo. Nie mogę uwierzyć, że w czymś takim brałem udział. Gdy ja chciałem się spotkać: -NIE, nie mam siły by spotykać kogokolwiek, tak mam: nie akceptujesz tego, to poszukaj sobie innej. Gdy ona chciała się spotkać: -proszę, przyjedź, błagam, spotkaj się ze mną itp. i miałem po prostu być. Totalna żenua. Nigdy więcej na to nie pozwolę. Selekcja prosta. Przy następnej takiej sytuacji powiem: nie, nie akceptuję, ot moja granica: kończymy relacyjkę, a Ty sobie sama szukaj pantoflarza, który będzie w 1000% podporządkowywał się tobie, zafajdana księżniczko. Chociaż jak to borderzy mają w zwyczaju (poziom manipulacji i przerzucania winy poziom hiper-ekspert) i tak obróciłaby to przeciwko mnie w taki sposób, że za taki tekst przez tydzień bym ją przepraszał. Jak ja mogłem dać przesunąć jej własne granicę. Do dzisiaj się sobie dziwię i chyba nigdy nie przestanę
  12. Wczoraj było już OK, tak jak było niemal cały maj: maj był wspaniały. Siła do działania ogromna, humor również. Stąd tym bardziej nie rozumiem, dlaczego wracam niemal z powrotem do stanu, w jakim byłem w lutym. Wczoraj sądziłem, że wracam do "majowej" formy, ale dzisiaj już podczas porannej pobudki kolejne napady lęku i strachu, emocjonalnego bólu i udręki duszy: nie wiadomo skąd i dlaczego. Nie znam źródła. Doskonale wiem, że ta kobieta to nic dobrego dla mnie, a dzięki terapii uświadomiłem sobie o swojej wartości, co pozwala mi ustanowić granice i własne reguły. Pozwala mi to stwierdzić, że dobrze się stało, że nie zasłużyła na mnie, że naruszyła moje granice, więc musiało się to skończyć. Teraz już wiem, że nigdy, przenigdy nie pozwolę w relacji z kobietą na kontakt inny, aniżeli "real". Smsy, skype'y, facebooki: dziękuję bardzo. To jest moja granica ustalona w wyniku terapii i całej tej chorej sytuacji. Ileż można zastępować kontakt face to face w 90% rozmowami telefonicznymi. Totalna żenada: i ja brałem w czymś takim udział? Nigdy więcej. Trzeba ze sobą przebywać, rozmawiać w cztery oczy, sprawiać sobie przyjemności, chadzać do kina, filharmonii: gdziekolwiek, lecz REALNIE. Wracając do dzisiaj, łyknąłem sobie awaryjnie Zomiren, jest trochę lepiej. Mam go stosować tylko "awaryjnie", w przypadku lęków, bo uzależnia. Dzisiaj też przeszedłem na dawkę 20mg Aciprexu, nie 10mg jak wcześniej (a przez 2 tyg do dzisiaj miałem brać 15mg). Może więc jest to efekt zwiększenia dawki leku i po 2-3 tyg nastrój ponownie się wyrówna. Zaliczyłem dzisiaj okropny napad potrzasku i dezorientacji: zupełnie jakbym znalazł się w wąskim przesmyku otoczony tysiącem mieczy, włóczni i pik, skierowanych prosto we mnie... I skąd to? Wiem, że dotyczy to Jej, ale skąd się to bierze? Sytuacja w domu jest stabilna, mam pełną wygodę, mogę sobie pozwolić na wszystko. Mam komfort i swobodę, dobry kontakt z rodzicami. Nie rozumiem.
  13. Trochę już minęło... Czasem jest lepiej i leki mają w tym swój spory udział... Ale czasem, jak teraz, jest po prostu bardzo beznadziejnie.... Nie potrafię zrozumieć, dlaczego tak bardzo na mnie wpłynęła. Przecież "terapeutyczne" 3 miesiące po rozstaniu minęły 2 miesiące temu, więc powinno być znacznie stabilniej... A dzisiaj nie jest. Coś w środku boli, w głowie jej obraz, jej głos, jej dotyk, jej dłonie. Przecież powinienem już o niej zapomnieć. Zakończyło się to wszystko na początku lutego, jest czerwiec i wciąż bardzo mocno boli. Dlaczego? Nie chcę, żeby bolało, nie chcę o niej myśleć. Jak to zrobić...? A ja analizuje, tłumaczę: przytłacza mnie to wszystko, a w głowie tli się non stop pytanie: dlaczego tak ze mną postąpiła? Jak to wyłączyć...? Przede wszystkim na to wszystko nie zasłużyła, nie zasłużyła na to, abym choć ułamek sekundy myślał o niej...
  14. casablanca, tak jestem, choć leczę się dopiero miesiąc. Trafiła z lekami, czuję się o wiele lepiej. Sama Pani Doktor "wygląda" na bardzo fachową i obeznaną w temacie. Ja polecam.
  15. dominik1622

    Samotność

    Dlaczego dzisiejsze zawieranie znajomości polega na pisaniu ze sobą na Fejsbuku? Tak prościej by było, gdyby dziewczyny miały nieco większe wymagania, aniżeli tylko pisanie na FB czy gdziekolwiek indziej. Nie wiem, jak to może wystarczyć.... Jest tyle możliwości: można iść na spacer, na łąkę, do lasu, można posiedzieć miło przy ognisku, przy pianinie, pooglądać filmy, skoczyć do kina.... Ludzie się chyba tego boją. Ale dzisiaj ludzie poznają się na Fejsbuku. I tylko piszą...
  16. dominik1622

    zadajesz pytanie

    Tak, w stylu tańca godowego bliżej nieokreślonego ptaka w rytm rockandrolla. po co ludzie tańczą w parach?
  17. Spoko, po prostu ironiczne zabarwienie miał Twój post - w moim odczuciu. Mogłeś napisać, że wg Ciebie za dużo leków pakują w człowieka, zamiast sprowadzać zaburzenia nerwicowe do "złamanego serca". Ale luz! No właśnie, rozstawali, cierpieli, ale może partnerki były względnie normalne...? Ja niestety trafiłem na pełen pakiet zaburzeń.Spore nieszczęście, ale przy okazji nadrobię braki dzięki terapii i będę miał nauczkę na przyszłość: jasne stawianie granic i nie branie odpowiedzialności za drugą osobę. Mógłbym w ogóle nie skorzystać z pomocy psychologa i psychiatry i żyć w fatalnym nastroju nieświadom własnych braków...
  18. Inaczej bym to nazwał: związek z kobietą DDD/Border/Chad doprowadził mnie do tego i tamtego. Czy zajebiśćie? Ja bym nie powiedział: masz ochotę poironizować? To nie ten temat... Poza tym dlaczego manipulujesz moim tekstem: mówimy o złamanym sercu czy zaburzeniach nerwicowych? Definitywnie o tym drugim. Widzisz róznicę? Na złamane serce nie wiem co przepisują: na nerwicę Aciprex i Mitragen.
  19. dominik1622

    zadajesz pytanie

    nie będzie co na obiad?
  20. Jest i poczucie krzywdy i poczucie winy. Skrajne stany. Wg terapeutki: w moim stanie zupełnie normalne.
  21. Od psychiatry usłyszałem takie zdanie... Dobry człowiek to nie taki, który jest dobry dla stu innych wokół tylko taki, który jest przede wszystkim dobry dla siebie
  22. Ja natomiast miałem wiedzę, ale byłem tak manipulowany, że kompletnie odstawiłem ją na boczny plan. O tej wiedzy mówię. Ponieważ gdy mówiłem: słuchaj, zachowujesz się ewidentnie tak i tak jak piszą w literaturze o BPD, to manipulowała mną (a raczej to ja dałem sobą manipulować), że odchodziłem od takich tekstów, bo "przecież ona jest w terapii, ją leczą specjaliści, a ja specjalistą nie jestem i diagnoz stawiać nie mogę". Nawet za to przepraszałem, tak potrafiła winę wzbudzić Przestroga czy bez sensu? Może i tak. Mnie też przestrzegano, ja uważałem takie ostrzeżenia za bezsens, bo przecież "każdy człowiek jest inny". Borderzy w gruncie rzeczy nie są wcale wyjątkowi i specyficzni: oni są wszyscy niemal tacy sami, tak bardzo prymitywni.... Wybaczcie BPD jeśli to czytacie...
  23. Zdiagnozowano u mnie zaburzenia nerwicowe, wskazując na to - po dość szerokim wywiadzie - że to ewidentny wynik kontaktu z osobą Border/Chad/DDD, polecając dowiedzieć się na psychoterapii, dlaczego dałem się w to wciągnąć. Dostałem dwa leki, nie mogę się doczekać, aż odbiorę je w aptece. Diagnozy dokonała bardzo dobra psychiatra (wg znanegolekarza najlepsza w Poznaniu, polecana również tutaj na forum). To taka przestroga... może ktoś przeczyta i dwa razy pomyśli, czy angażować się w relację z ludźmi zaburzonymi psychicznie...
×