Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

Keji, nie ciekawie, czas wiać...

Widzę po wpisach, żeś dojrzała jak na swój wiek i mądra dziewczyna.

Ogólnie za dużo tu coś ostatnio narzekania, jak to z rodzicami jest chujowo i trochę mnie trafiło..., może nie do Ciebie ten wpis. Po prostu luzuje mnie roszczeniowe nastawienie nastolatków, choć może niech krzyczą, póki ktoś jeszcze tego chce słuchać. Później, jak trzeba samodzielnie dochodzić do wszystkiego, jest duuużo trudniej i czasem docenia się, co się miało u mamusi za piecem :roll: Gorzej jak ta roszczeniowa postawa zostaje do końca życia, tak ma sporo młodych mamuś (jestem w temacie...) ze swoimi pulchnymi bobaskami przy piersi, którym znowu się wydaje, że teraz to jest ich czas, itd. itd. Potem te durne mamusie się w zrzędzące stare baby zamieniają i męczą i spaczają kolejne pokolenia. :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niewiele się miało, zawsze żyliśmy w separacji, oni nie dość, że zapracowani, to niedojrzali by nie tylko naprawić swoje problemy, ale zbyt bojący się także skonfrontować z moimi, jako dziecka. Skądś moja dojrzałość się bierze, a konkretnie z tego, że na wszystkie pytania musiałam odpowiadać sobie sama, odkąd w wieku czterech lat usłyszałam zaledwie, że nie mam ufać nikomu, nawet im i o nic nie pytać, bo tak po prostu wszystko jest. W wieku lat trzynastu sama zaciągnęłam się do psychiatry i terapeuty. Jak miałam dwanaście lat i pierwszy napad depresji z wielu po roku izolacji i niemiłych wrażeń w obcym kraju, ojciec wychodził z pokoju, kręcąc głową, a matka zaczynała użalać się na swoją młodość z ojcem alkoholikiem. Jak miałam pierwsze ataki paniki parę długich lat wcześniej, babka dawała mi ziółka i przyznawała, że w tej rodzinie wszyscy mają zszargane nerwy. To matka ma postawę roszczeniową wobec mnie, wciąż pozostaje gdzieś mentalnie w umyśle zagubionej, naiwnej dziewczynki i liczyła w dużej mierze wyłącznie na to, że będę spełniać jej potrzeby emocjonalne, razem z nią powiewać duchem jak chorągiewka na wietrze. Że będzie tak, jak ona ze swoją- masochistyczną apodyktyczką- która pomimo tego, iż jej córka ma czterdzieści lat, wciąż wkręca ją w szantaże emocjonalne na poziomie piaskownicy. I z czasem zrozumiałam, że oni po prostu nie potrafili mi pomóc, bywa, ale jeśli tak, to niech przynajmniej nie krytykują każdego cala mojej osoby, nie spychają mnie do poziomu chodnika i dadzą mi próbować życia i uczyć się samej, bo nie jestem głupia i mogę osiągnąć więcej, niż zamykanie się przed światem w czterech ścianach, w przeciwieństwie do nich. I to zamykanie się jest głupsze niż błędy, jakie popełniam. Zawiedli jako rodziciele, po całej linii, ale trzeba iść dalej, niech tylko pogodzą się z tym faktem, zamiast oczekiwać ode mnie, już na progu dorosłości, że oddam im coś, czego nie otrzymałam.

Taka już zostałam w tym życiu- wiecznie z boku, nie angażująca się w nic zbyt mocno, gdzieś poza wszystkimi, obserwatorka. We wszystko, dobre i złe, wdepnę jedną nogą, po czym zaraz ją zabiorę. W rodzinę z pewnych względów nigdy "bawić" się nie będę, nie spaczę kolejnego pokolenia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Keji, moi rodzice też tacy niedojrzali byli, zagubieni, znam to uczucie... Sama po nocach musiałam dochodzić do tego, co właściwie jest dobre a co złe. Nawet tego mi nie pokazali! Ojciec nie żyje, ja mam wyrzuty sumienia, że mnie przy nim nie było. Matka najchętniej uwiesiłaby się na mojej szyi, w 15 minut potrafię ją doprowadzić do płaczu, taka nieodporna, przewrażliwiona na swoim punkcie, mimo ponad 60 lat. Czasem ręce opadają. Tylko właśnie jest tak, że im rodzice starsi, tym my bardziej zapominamy, jak było i następuje zamiana ról - to oni są jak dzieci... i ja na przykład nie jestem taka twarda i pamiętająca brak wsparcia emocjonalnego, żeby ich olać :? A czasem by wypadało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ramanujan - nie ma sensu porównywać podręczników akademickich do literatury popularno-psychologicznej.

alicja - tez mam taki problem trochę, chociaż często się złoszczę jak ode mnie wymagają i obrażają jaka to jestem niewdzięczna i bez serca - wtedy łatwiej mi sie odwrócić na pięcie ale i tak z poczuciem winy (i krzywdy przy okazji też..)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam was wszystkich, mam 19 lat i pomimo ze siedze na tym forum od dwoch lat, dopiero teraz sie zarejestrowalam. Czuje juz totalna bezsilnosc wobec siebie, dlatego mam nadzieje, ze wyrazicie swoja opinie o tym co wam napisze.

Moja historia zaczyna sie 4 lata temu kiedy to wlasnie zaczelo sie ze mna dziac duzo zlego. Stany depresyjne,problemy w nauce (kiedys bylam wzorowa), objawy kompulsywne (trichotillomania).od tamtej pory zaczelam chodzic na terapie, pomimo terapii wciaz dzialo sie coraz gorzej,mogromna depresja poprzeplatana ze stanami wielkich buntow alkoholu, i troche narkotykow. Musze zaznaczyc ze mialam wtedy kiepskie relacje rodzinne, ktora niezbyt przejmowala sie moim zachowaniem. Trafilam w podejrzane towarzystwo, ulegalam wplywom i nagle sama z siebie odcielam sie od tego, zyjac z wielka agresja do calego swiata i samej siebie. Nie obylo sie bez acting outow, a dwa lata temu pojawily sie samookaleczenia. Zaczelam mkec potworny lek przed szkola, i niesamowite trudnosci w skupieniu, wrecz niemozliwe, potrafilam sie tak jakby zacinac i malo nie wpasc pod samochod. Usilnie ukrywalam blizny, rany, do czasu kiedy mam ich nie zauwazyla. Trafilam do psychoatry, pierkwsze leki moklobemid, tydzien pozniej bylo tak zle ze znow wrocilam do niego, zapisal mi fevarin po ktorym dostalam czestoskurczow serca i nie bylam w stanie funkcjonowac. Z polecenia znajomej mamy trafilam na konsultacje do brzozowa, pozniej do warszawy w centrum zdrowia dziecka, na koncu dostalam sie do dr moskwy w wawie, ktory w miare ustawil mi leki, dzieki ktorym przynajmniej bylam w atanie ukonczyc rok szkolny. Ale to nie byl koniec dokladnie rok temu pogorszylo sie do tego stopnia ze nie mialam sily nawet wstac z lozka, nie chcialo mi sie zyc juz od kilku lat ale to bylo ju dla mnie za duzo. Prob samobojczych mialam wtedy za soba juz jakies 5, w ostatecznosci nalykalam sie wszelkich psychotropow popijajac oczywiscie %. Wtedy wlasnie zadzwonil do mnie moj terapeuta zeby mi powiedzec ze sesja odwolana, ledwo odpowiedzialam ze juz wszystko niewazne. On wlasnie mnie znalazl i w sumie uratowal zycie. Za dwa dni trafilam do dr moskwy w warszawie, ktory przymusowo skierowal mnie do szpitala na nowowiejskiej, bylo to dla mnie najgorsze prezycie jakie mnie spotkalo. Pobyt w szpitalu moglabym porownac do najgorszego koszmaru, nabawilam sie tam takiej traumy, ze na sama mysl lzy mi ciekna po policzkach. Bylam tam jedynie trzy najgorsze miesiace zycia i z pomoca mamy jakos wyszlam z diagnoza borderline i skierowaniem na 7F. Leki w szpitalu okropnie oglupialy ( klonazepam, diazepam, lorazepam,imovan, lit, rispolept, depakine chrono) po pobycie w szpitalu bralam rispolept z depakine i stwierdzam ze byl to najgorszy lek, pomimo ze mnie wyhamowal w zachowaniach, to bylam robotem fizycznym i emocjonalnym, do tego okropne drzenie slinotok i dreczace realistyczne sny. Odstawilam leki i bralam tylko lit. Po wszystkich konsultacjach na 7f strach przed zamknieciem szpitalem i lekarzami sprawil ze zrezygnowalam. Od maja do lipca bylo ze mna praktycznie w porzadku, bez zadnych nadzwyczajnych stanow. W sierpniu zaczelo sie, ale zupelnie inaczej. Totalny dol i panika przed nowym rokiemm (oczywiscie nie przeszlam klasy maturalnej i musialam powtarzac, jednak w formie indywidualnej w szkole). Wszyscy znajomi juz wyjechali, nie mam kompletnie nikogo a bezsilna depresja zaczela sie przeradzac w dziwne stany, ataki paniki ( codzienne wymioty, nie jedzenie, brak tchu, nieznosnie wysokie cisnienie, drzenia, omdlenia). A ostatnia rewelacja jest tak niesamowita agresja i zlosc do wszystkiego ze nie kontroluje tego, nie monza sie do mnie odezwac, zaraz krzycze, denerwuje sie, zdarzylo mi sie nawet kogos pobic, a jak zemdlalam i trafilam do szpitala to ucieklam, mam caly czas wrazenie ze ktos chce zrobic mi krzywde, ze mnie sledzi, mam zerowa koncentracja ciagle dreczy mnie mysl ze jestem sama, a pomimo tego odrzucam innych od siebie, nie robie tego celowo. Mam niesamowita nienawisc do ludzi i yego co robia mowia, jak sie patrza. Moj terapeuta mowi ze robi sie to dziwne, bo jak zauwazyl rozwalanie wszystkiego wokol daje mi satysfakcje, a pozniej bedzie jeszcze gorzej.

Nie mam juz sily, jak o tym wszystkim mysle to mam wrazenie ze glowa mi peknie. Ciagly bol glowy i spanie po 16 godzin to nie jest zycie. Boje sie ze kiedyc zlapie za noz i zrobie krzywde albo komus albo sobie. To jest jakas paranoja. Jak myslicie, zglosic sie do lekarza, wiedzac ze amm ogramna traume i strach przed nimi? ( w swojej historii odwiedzilam juz chyba 9 roznych)??

 

Z gory przepraszam za bledy, ledwo patrze na oczy, wierzcie ze skupienie sie na tym zajelo mi jakies 2 godziny. A jesli ktos z was chce sie dowiedziec o warunkach i traktowaniu na Nowowiejskiej to chetneie opowiem bo o takich rzeczach trezba mowic, bo to nie do pomyslenia.

 

Niech was moj wiek nie zmyli, jestem dosc oblatana w chorobowych sprawach, pewnie nikomu nie bedzie chcialo sie tego czytac, ale przynajmniej napiecie troche ze mnie zeszlo.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Napadają mnie znowu stany depresyjne. Psychika jest przeciążona nadmiarem lęków i wyrzutów sumienia za przeszłość. Widzę to najbardziej po snach. Swego czasu miewałam naprawdę koszmarne sny, po których przez parę dni bałam się położyć do łóżka. Na jakiś czas zniknęło. Wczoraj przed snem jednakowoż zaczęłam sobie pewne rzeczy przypominać, wyrzucać, jak mogłam porąbaną osobą być, by tak odreagowywać i jakie skutki mogło to mieć, jak bardzo się upokorzyłam. Wyrzucałam sobie także histeryzowanie względem człowieka, którego kocham, i pokazywanie mu najgorszych stron charakteru.

 

Niektórym śnią się robaki, innym śmierć, dla mnie najbardziej porażające są te, w których nad moim umysłem i ciałem przejmuje władzę jakaś obca, nieznana siła, co można porównać do opętania. Śniło mi się więc, że byłam w domu osoby, o której na górze wspomniałam. Czułam się nieswojo, nie mogłam wypowiedzieć rzeczy, które chciałam, czułam, że moim ciałem COŚ kontroluje. Bałam się. W międzyczasie doszło między nami do jakichś kontaktów fizycznych, co w rzeczywistości nie ma szans się zdarzyć. Starałam się mu powiedzieć o swoim stanie, trwało to długo, a było ze mną coraz gorzej. W końcu doszło do apogeum i wyglądało to w taki sposób, że nie jestem w stanie tego opisać, straszne obrazy. A on chyba jakoś temu zaradził, a przynajmniej próbował. Generalnie ten człowiek, chociaż miłość jest jednostronna, wywarł silne znamię na mojej psychice; śni mi się często, aż za często, przeprowadzając wręcz totalitaryzm w mojej duszy, jakby był wyrocznią moralności i ideałów, choć wcale nim nie jest. Wbił mi się w duszę już od pierwszego spotkania. Bardzo też często sny tak się przedstawiają: Jest on, jacyś ludzie (Zdarzało mi się nawet gadać z jego przyjaciółmi, których w życiu nie widziałam na oczy) i dopadają mnie jakieś paranoje, coś przejmuje nade mną władzę i powstają sceny jak z dobrego horroru psychologicznego. W między czasie obudziłam się i szybko zasnęłam ponownie, ale czułam, jakbym miała gorączkę i nie mogła oddychać. Potem był drugi sen, dowiedziałam się, że pewna znajoma, z którą straciłam kontakt przez to, co przy nim sobie wyrzucam, nie żyje. Są bardzo zresztą do siebie podobni, jedno kojarzy mi się z drugim. Wkrótce moje miasto zamieniło się na mieszankę miast, w których bywam i do których mam sentyment: I szłam po nich z...psem przewodnikiem... Zabawne, ale przez to cały dzień chodziłam markotna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szukam w sobie i innych ideału.

 

Chcę być najważniejsza i wyniesiona na piedestał, jednocześnie czasami potrzebuję by nikt nie zwracał na mnie uwagi.

 

Niby wszystko jest jasne i ma sens ale w praktyce nigdy nie wiem co akurat się we mnie kotłuje i co zrobię. Mówię że z zachowaniem jest zawsze to samo i zawsze jest to zaskoczenie ;)

Genialne to ujęłaś, piękne przedstawienie istoty borderline. :uklon:

 

 

jesli to jest istota borderline...

 

plus jeszcze to co w necie czyli pustka pustka i wieczna niezalezna od niczego chęć uwolnienia się i nieumiejętność razdenia sobie z ambiwalencją ( ktora jest stale )...

 

-- Pt paź 04, 2013 6:07 pm --

 

pe.es. czy dobrze rozumiem , żę można doszukać się korelacji między borderline a niezaradnością rodziców ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie nazwałabym rodziców bordera akurat niezaradnymi. Dużo prędzej w gre wchodzi nadopiekuńcza Matka, której jest za dużo i w nieodpowiedni sposób, oraz nieobecny ojciec, którego na poziomie emocjonalnym nie ma prawie wcale. To jest szczególna kombinacja charakterów i szczerze nienawidzę jej jak psa :-| szczególnie borderowej matki, taka osoba odmawia dziecku prawa do autonomii. W skrajnych przypadkach odmawia mu prawa do istnienia w takim psychologicznym rozumieniu. Paskudny typ człowieka :<img src=:'>

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wyjątkowo paskudna. Moja własna matka nie potrafi znieść tego, że myślę inaczej niż ona, że mam inne poglądy estetyczne, że chcę żyć po swojemu (a zapewniam was, że to nie jest żaden ekscentryczny styl życia). prezentuje postawę "albo się ze mną zgadzasz albo idę sobie od ciebie" na wszystkich płaszczyznach tematycznych. niby ogarniam ten schemat, racjonalizuje sobie jej zachowanie, staram się nie przejmować, ale to boli kiedy własna matka każe ci się malować i ubierać tak, jak ona by to widziała, bo bez wulgarnego makijażu jesteś nieatrakcyjna jako kobieta i jeśli się z tym nie zgodzisz - szydzi z ciebie. Mojego ciała nigdy nie zaakceptowała. Mam dość chłopięcą sylwetkę, mały biust, zero pośladków. Ale lubię to, odpowiada mi takie ciało. Problem w tym, że nie spełnia wizji ciała jaką wydumała sobie moja matka dla mnie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zima, to wówczas uczysz się, że o własnych emocjach się nie mówi i w konsekwencji nie wiesz co czujesz, czy wolno ci odczuwać takie czy inne emocje. Moja matka uwielbiała rozmawiać o emocjach, tyle że o swoich (jak to jej ciężko, jak to już nie może wytrzymać, znowu depresja, chciała się zabić, bla bla bla) ale nigdy nie słuchała o moich emocjach. puszczała je mimo uszu, jeśli już usłyszała, to negowała je "nie przesadzaj, wydaje ci się, ktoś ci wyprał mózg, nigdy taka nie byłaś, jesteś nienormalna" itp.

 

-- 05 paź 2013, 15:03 --

 

zielona miętowa, no ale jak matka do niczego nie zmusza, ale przemilcza, albo nie mowi co mysli?

trudno mi powiedzieć. moja własna nigdy nie przemilczała tego co myśli, rugała człowieka z góry na dół bez pardonowo.

 

-- 05 paź 2013, 15:05 --

 

być może z taka matą jest podobny efekt - chodzi o akceptowanie dziecka wraz z jego emocjonalnością. jeśli matka mówi "rozumiem, czujesz złość i masz do tego prawo, ale i tak nie możesz zrobić tego czy tamtego" to w pewnym sensie daje uprawomocnienie tobie, twoim emocjom. dostajesz komunikat "wolno ci się złościć i tak cię kocham" i to jest zasadniczo prawidłowy komunikat. jeśli dziecko nie otrzymuje prawa do złości, bez utraty miłości obiektu, zaczynają się problemy :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sczerze mówiąc nigdy nie dorwałam się do literatury traktującej stricte o typie impulsywnym i troche szczegółowo opisywałaby problem. to też zależy od ujęcia, moge się mylić ale np. w DSM nie ma podziału na typ impulsywny i bpd, czyli uznają podobne założenia przy obydwu zaburzeniach

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wyrzuty sumienia za rzeczy zrobione w tamtym roku i panujący powrót do izolacji od świata w ostatnim czasie wzbudziły we mnie rozkminę, której nie jestem w stanie jeszcze określić w tym etapie życia, bo jest za wcześnie. Jednakowoż uświadomiłam sobie, patrząc na to z boku po długim czasie, iż to, czego doświadczałam od października tamtego roku przez kolejne parę miesięcy, było niczym innym, jak okresem manii. Wywołanym sztucznie, bo podejrzewam, że przez zabójczą mieszankę stałej dawki Zomirenu i Zoloftu, które to dwa leki napędzały się wzajemnie, robiąc ze mnie osobę hiperaktywną, bez poczucia najmniejszego oporu, lęku, za to agresywną i wygadaną do bólu, także bez zahamowań seksualnych (Boże, czuję się jak szalona na samo wspomnienie, nie potrafię wytłumaczyć, jak mogłam coś zrobić) Wpadłam w zabójczy pęd, z którego przez długi czas nie mogłam się wydostać. Robiłam rzeczy, których normalnie bym się nie odważyła i bynajmniej nie były one pozytywne, pewne prześladują mnie do tej pory. Czułam się jak własny Bóg, przedstawiałam ludziom taką wersję siebie, że lgnęli do mnie masowo. A teraz? Znowu izolacja, lęk, niepewność, niechęć do zrobienia czegokolwiek, ospałość, pragnienie życia jak najspokojniej. I wstyd za siebie sprzed paru miesięcy, lęk, że jeszcze nie odbiło się to wystarczająco. Cholerna ambiwalencja. Z jednej strony nie zależy mi, ale z drugiej nurtuje mnie, czy skończę jako osoba z Chad, czy borderline, w końcu to dwie różne rzeczy. Zobaczę, jak będą wyglądały moje przyszłe okresy życiowe, ale z dwojga złego wolę, by były intensywne, a krótsze, niż trwające przez długi czas, po czym nagle zmieniające się jak w zegarku w drugą stronę, to drugie jest bardziej przerażające dla mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to po wizycie u mnie. Mam plany na cały przyszły rok - terapia! O tyle dobrze, bo diagnozy ciągle brak, nie przeszłam testu MMPI :D Dostałam teścik na chad ale odpowiedzi tak i nie co do nastroju są dla mnie nie do przejścia, zasygnalizowałam to, a co ten kwestionariusz dał nie mam pojęcia. Mam zwiększoną dawkę leku i umówiony kolejny inny teścik oraz w bliżej nieokreślonym czasie MMPI do powtórzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pragnę się zabić, od jakiegoś czasu coraz ciężej jest mi żyć. Nie chcę tego zrobić aby kogoś skrzywdzić czy zwrócić na siebie uwagę. Po prostu już nie jestem w stanie wytrzymać z samą sobą z tymi wszystkimi emocjami. Nikt na prawdę nie wie co się we mnie dzieje, albo nie chce wiedzieć i udaje że wszystko jest ok. Najbliższe mi osoby nie okazują żadnego zrozumienia ani wsparcia wręcz wbijają we mnie kolejne noże które tak bardzo bolą. Staram się jak mogę aby wszystkich uszczęśliwić, na codzień udaje że jest wszystko ok aby nikt nie musiał odczuwać skutków mojego problemu, ale gdy tylko pojawią się emocje nad którymi nie potrafię zapanować słyszę od wszystkich, że jestem beznadziejną egoistką, że brak mi pokory, że nic ze sobą nie robię... Nigdy nie chciałam źle dla nikogo, zawsze starałam się pomóc nawet kosztem siebie. Nie potrafię już dłużej tego znieść, chcę po prostu już nic nie czuć, nie istnieć, żadnych emocji, żadnego lęku, po prostu nic. Nie wiem co za chwilę się stanie, jestem bardzo zdeterminowana i tak bardzo pragnę skończyć z tym bólem.

Piszę to gdyż pragnę aby problem ludzi z borderline był brany na poważnie, żeby lekarze nie lekceważyli, żeby bliscy wspierali. Inaczej się nie da.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Borderline.kowalsky, zaopatrz swoich bliskich w ksiazki, takie jak "borderline. Jak zyc z osoba o skrajnych emocjach". Powinni zrozumiec z czym sie borykasz.

Jeszcze lepszy jest zeszyt cwiczen tego samego autora, ale nie znalazlam polskiego tlumaczenia. Oryginalny tytul "the stop walking on eggshells workbook". Praktyczne wskazowki dla osob, ktore zyja z borderem. Doslownie mowi jak sie zachowac i co powiedziec w roznych sytuacjach.

Jakos tak sie juz ogolnie przyjelo w naszym polskim kraju, ze teoria owszem, jest, ale gorzej z praktyka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

omg. ja ciagle rozjebuje znajomosci. i pale mosty. i zastanawianie sie czy to dobrze.

 

jak znajomosc wynika tylko z przyzwyczajenia to nic nie tob. jak jest warta swieczki to rob. jak jest warta swieczki to sie da. moze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×