Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

Wow wow i jeszcze raz wow. Czytam : zazwyczaj nie słucha tego, co inni mówią, i nie obchodzi jej to. Jezeli jest sprytna i zalezy jej na opinii innych ludzi, próbuje zamaskować swój ego- centryzm przez zadawanie pytań, choć zazwyczaj nie słucha odpowiedzi. Co do lekow to ja nic nie biore. Lekarz powiedział ze mi to niepotrzebne. Sama juz nie wiem. Jak kiedys bralam to mialam niesamowita koncentracje. Na studiach by sie przydala ale na nich tez mi juz jakos szczególnie nie zależy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzialam, ze wiele osob z zaburzeniami osob. bierze sertraline - faktycznie pomoga, potwierdzam. Ale czy ktos z Was bierze tez carbamazepine, czy jestem jedyna? To przeciwpadaczkowe, a u mnie ma stabilizowac nastroj. Nie jestem przekonana co do tego ostatniego...

Chodze na psychoanalize dwa razy w tyg. Na razie uswiadomila mi jak doglebnie siebie nienawidze, jak silne sa moje tendencje autodestrukcyjne i ze po prostu chce sie unicestwic. Pieknie. Jak tylko zacznie dzialac pozytywnie to Wam o tym doniose...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale czy ktos z Was bierze tez carbamazepine, czy jestem jedyna?

 

ja biore jako stabilizator nastroju już od bardzo dawna. nie mam pojęcia czy to pomaga, ale biore dalej, bo chyba też nie szkodzi :)

na pewno nie jesteś jedyna, mnóstwo osób to bierze.

tyle,że to taka popierdółka jest , a nie lek. taki dodatek tylko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja bralam niedlugi czas karbamazepine. Nie moglam sie po niej skupic i odstawili mi. Mega lek to byla Elicea zawierajaca escitalopram. Koncentracja lepsza ale co to za zycie bez emocji. Jej siostra citalopram tez fajnie dzialala jednak rano strasznie mi bylo po jiej zimno. Kazdy jest inny, wiadomo i ten sam lek moze inaczej dzialax u innych osob. Karbamazepina ma kilka dzialan, wiodace to dzoalanie p drgawkowe ale tez stabilizujace. Trzymajcie sie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

barsinister, metody terapeutyczne?

 

tu masz tekst http://psychnews.psychiatryonline.org/newsarticle.aspx?articleid=113401

ważne w tym badaniu jest, że mimo pełnej remisji (czyli wyleczenia) można mieć ogromne kłopoty z powrotem do normalnego życia i że po 10 latach tylko połowie pacjentek i pacjentów się to udaje - terapia jest niezbędna

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oh my. Znowu jestem w tym stanie, co tamtego roku. Chrzanić, czy nazwę to manią, czy nie. Ogarnia mnie wewnętrzna irytacja, czuję się jak najzajebistsza osoba na świecie, a jednocześnie męczę się sobą strasznie szybko. Wracam ja, szydercza, wyrafinowana, bezczelna, przyciągająca wzrok. I z uczuciowym burdelem w głowie, który przerasta w egoistyczne pragnienie posiadania tej drugiej osoby za wszelką cenę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zielona,

ja oglądam bez tajemnic (i wolę polską wersję, amerykanską traktują bardziej jak nierzeczywisty filmowy świat). Mam terapię analityczną i jak na to patrzę to się frustruję, też bym tak chciała a nie gadanie i gadanie i ten brak 'osobistego zaangażowania' u mojej terapeutki. Ale zapewne mnie ponosi, serialowa terapia w 5 spotkań robi to co normalnie zajmuje raczej 5 miesięcy i to jak bardzo dobrze idzie. Jak dołożę do tego Uratuj mnie to się robię zaniepokojona, że inny terapeuta mógłby mi lepiej pomóc. A terapeutka mi na to: zapewne. PFF:P

Ostatni odcinek mnie zaciekawił - przeniesieniowo kazała wypierdalać swojemu partnerowi tak jak terapeuta - tatusiowy na krześle. No i pytanie - technika zadziałała??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaczynam bać się radosnych, w miarę normalnych dni, bo wiem, że potem przyjdzie depresja. Ostatni tydzień czułam się świetnie, miałam tysiąc pomysłów, plany, wzięłam się do roboty, nie działałam pochopnie, jadłam umiarkowanie, (jak zjem coś słodkiego to przecież nic się nie dzieje, najwyżej jutro dłużej poćwiczę), nie przejmowałam się tym co inni o mnie pomyślą, a od 3 dni znów zjazd, mega dół, niepokój, objadanie, na zmianę z liczeniem kalorii, znów każdy na mnie patrzy, śmieje się ze mnie, obawa, że ktoś obserwuje mnie przez internet, będę pośmiewiskiem, samotność, pustka, brakuje mi choćby przytulenia, a jednocześnie boję się ludzi brzydzą mnie, zmiana postanowień, codziennie jestem inna, inaczej myślę, robię, nie wiem jak się w tym odnaleźć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tez macie zaburzenia odżywiania? Jak tak to jak to u Was wygląda? Ja ogólnie lubię jeść przez co mam parę kg nadwagi. Nie taki swój obraz sobie wymyslilam i dosyć czesto przechodze na diety. Wytrzymuje max 3 tyg, czuje się wspaniale, bo widać efekty i mam poczucie, ze nad sobą panuje, ze nie stoję w miejscu. Pozniej przestaje mi na tym zależeć i rzucam się na jedzenie. Tracę efekt wcześniejszych starań mniej więcej po tygodniu. Pozniej znów się odchudzam i tak w kolko. Nie mam tez kontroli nad wydawaniem pieniędzy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też masakrycznie. Są nikłe szanse, że zdam - przy zemście kochanej nauczycielki i moim upośledzeniu umysłowym- w tym roku z matmy, na ten semestr nie mam już co liczyć. Tym samym nie mam żadnej motywacji, by wziąć się za materiał do matury z filozofii, bo po co, skoro na 80% i tak doń nie dojdę. Niezdanie zaś łączy się ze wstydem, koniecznością wyprowadzki i przy ewentualnej powtórce roku, z zupełnie innym materiałem i trudniejszymi zasadami matury.

Jestem zmęczona, niedobrze mi, boli mnie głowa znowu. Wróciły czarne myśli i przejmowanie się wszystkim i niczym. Nie do życia. Zaprzestałam wszystkich starań w kierunku innych ludzi, mam dosyć, bo nie przynoszą oczekiwanych efektów. Dałam luz i zostawiłam tych, na których zależy mi w sposób nie współgrający z moim.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Barsinister, ile juz bierzesz te lamotrygine? Chyba masz minimalna dawke? Jakies skutki uboczne? Inne przemyslenia?

 

biorę na ChAD od ponad roku i to jest maksymalna dawka, skutków ubocznych nie miałem żadnych, może poza pogorszeniem pamięci - z lamotryginą jest tylko taki problem, że dawkę zwiększa się bardzo powoli, ze względu na możliwość wystąpienia paskudnej wysypki

 

lamotryginę bierze również moja partnerka (z BPD) i czuje się po niej wyraźnie lepiej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

robotnica, czytałam Twojego bloga. Wciągnął mnie. Brałaś (bierzesz?) seronil, prawda?

W życiu już nie wezmę tego świństwa! Być może innym pomaga, mnie ten lek byłby w stanie zniszczyć życie, jeśli nadal brałabym go...

 

Odstawiłam około miesiąc temu i powoli dochodzę do siebie, wracam. Doprawdy, wolę czuć zbyt mocno, lękać się silnie, niż być taką osobą, jaką byłam podczas łykania seronilu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszystko się powtarza. Żałosne wspomnienia tamtej zimy wracają. I znowu życie staje się niemożliwe. Przerwałam kolejny tydzień chodzenia do szkoły, znowu odpadłam. Brakuje mi nawet tabletek hormonalnych, od wtorku dostałam takiego okresu, że do tej pory mam blizny na rękach od wbijania sobie paznokci z bólu, niemal zemdlałam. Siedzę więc w domu, mam siłę tylko na to, by wstać i przejść się po mieszkaniu. Znowu jestem agresywna dla rodzicieli- matka wparowuje mi do pokoju, pytając, co mi. Ja na to, że nie chcę rozmawiać, źle się czuję i niech da mi spokój. Brnie dalej, więc wyganiam ją z wrzaskiem. Jakie to żałosne. Jestem na powrót na początku depresji, czuję się zupełnie jałowo, z dodatkiem cierpkiej złości. Nie wiem, co zrobić z życiem, to, kim byłam przez paręnaście miesięcy okazało się nietrwałe. Nie jestem w stanie dopełnić żadnego obowiązku, moja frekwencja to porażka, nie zdaję z dwóch przedmiotów.

Otworzyłam się przed dwoma osobami, chciałam im dać wszystko, co we mnie dobre. Ale nie chcieli tego, więc zamknęłam się na świat po raz kolejny. Czuję się zraniona. Znowu będę udawała złą, i doprowadzi mnie to do manii, do rozpadu. Z jedną z osób ograniczyłam kontakt, drugą staram się nakierować na powrót do starych znajomych i odejście ode mnie w sposób, którego nie jestem w stanie wytłumaczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Keji, boże, większość z tego co piszesz idealnie pasuje i do mnie. Niekoniecznie do mnie z teraz ale jednak.

Ja dziś dostałam napadu gniewu. W pracy. W okropnej pracy z której nie mogę jeszcze przez 2 tygodnie zrezygnować a pragnę tego z całego serca chociaż czasami mam już wątpliwości i wydaje mi się że chcę to ciągnąć, bo jednak pieniądz to pieniądz. Męczę się okrutnie, na swoje życzenie, przez głupi impuls że dam sobie radę, że będzie pięknie, że jestem super. Nie jestem. Nie daję sobie rady. Dziś nie oddałam pracy i nie mam ochoty albo raczej siły jej poprawić chociaż wiem że jest okrutnie beznadziejna, niedopracowana ani merytorycznie ani graficznie. Jutro mam koło, a nic jeszcze na nie nie zrobiłam. Nie wiem już czy lepiej iść na nie jutro i oddać pustą kartkę czy pójść z poniedziałek zaliczyć poprawę na sucho. Wmawiam sobie że w weekend będę w stanie się uczyć. Nie jest w ogóle w stanie, na cokolwiek. Chcę tylko siedzieć i płakać. Płakać i użalać się nad sobą. Chcę już stycznia. Chcę iść do Teresy i zacząć terapię.Niczego nie robię i na nic nie mam czasu. Życie przelatuje mi przez palce z dnia na dzień coraz bardziej. Czuję się bardziej i bardziej głupia, nieudolna i beznadziejna we wszystkim. Byłam przecież złotym dzieckiem, miałam osiągnąć wszystko dzięki mojej inteligencji i super pamięci. Co się stało!? Dlaczego!? Wegetuję. Po prostu wegetuję. Czuję się jak emerytka. Czuję jakby życie już miało za chwilę się skończyć. I myślę o najlepszej chwili mojego życia. I było to wtedy kiedy zemdlałam. Kiedy mięśnie odmówiły współpracy, padłam na podłogę w środku nocy uderzając głową o kafelki, niby czułam ból ale nie przeszkadzał wcale bo leżałam na zimnej podłodze i odpływałam nie musząc nic, zupełnie nic, piękne nic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Keji tyle podobienstw. Ja tez mam problemy z chodzeniem na zajecia. Ostatnio odpuscilam 2 tygodnie. Teraz musze kombinowC zwolnienia i ratować sytuacje. Tak jest w kolko. Teraz czuje ze przesadzilam i prawdopodobnie nie bede mogla juz odrobic tych ćwiczeń na których mnie nie było. Pojde w pon do typka i powiem ze nie zamierzam juz udawac ze to grypa. Pewnie mi pojda na reke i cos wymysla zebym mogla odrabiac. Zazwyczaj wtedy placze i znow pytanie czy ja to robie specjalnie czy naprawde mnie boli to ze nie moge nad soba zapanowac. Ja ze swoimi w domu nie rozmawiam. Obstawiam ze nawet nie czytali co to borderline i ciagle tylko slysze ze nigdzie nie wychodze, nie ucze sie bo jestem leniwa. A ja nie mam motywacji i ciagle wiaza mnie błędy dnia poprzedniego. Wlasnie tak jak z ostatnimi nieobecnosciami na studiach- nie wiem czy załatwię zwolnienie i czy zalicze ten przedmiot wiec jak mam sie uczyc na inne przedmioty skoro moze juz jest po wszystkim tzn po studiach

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałam się wyżyć, pisząc, ale po prostu jest tego za dużo i nie mogę. Co zdarza się rzadko i dodatkowo mnie frustruje. Jedyne, co napisałam:

 

Mój dzień równy jest twojemu tygodniowi, mój tydzień zaś dla Ciebie byłby rokiem. Rok? W moim wykonaniu każde 365 dni jest niczym przeżywanie kolejnego życia. Być może to dlatego tak często jestem zmęczona. Wierz mi, mój czas płynie inaczej. Nie zdajesz sobie sprawy, jak naprawdę pojemne są te dwadzieścia cztery godziny; ile gniewu, lęku, strachu, zmieszania, podniecenia , zawodu, bezsilności, rozczarowania oraz nadziei można w nich pomieścić. Nigdy się o tym nie przekonasz i dziękuj za to. Mój czas płynie inaczej i zrozumiesz to, albo odejdziesz.

 

Nie nadążam już nawet ze słowami.

 

I coś w tym jest, a propos tego opuszczania i tak dalej. Nasz czas naprawdę płynie inaczej, ze względu na - większy niż u przeciętnego człowieka- natłok emocji i myśli. O wiele więcej sytuacji i rzeczy nas rozprasza. Osobiście, mnie wszelkie grafiki, plany i systematyczność powalają na kolana. W kalendarzu szkolnym każdego dnia każdego tygodnia muszę podliczać obecne godziny, by wiedzieć, że jestem powyżej tych 51% z frekwencji. Jednakowoż 70% w tygodniu to moje maksimum.

Czuję taki natłok wszystkiego, że pisanie czegokolwiek wydaje się nie mieć sensu. Jestem wściekła na siebie, a znudzona powtarzalnością sytuacji jednocześnie. Mam ochotę wyrzygać siebie, zabić siebie (Nie w sensie fizycznym), czuję się jak w pułapce. I prędzej czy później jakoś się wyładuję. Nie będzie to dobre.

Niech wszyscy odejdą i dadzą mi święty spokój. Albo lepiej. Sama spowoduję, że to zrobią...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×