Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

Ja nie miałam takich pytań jak podaliście więc zapewne istnieją różne, zbliżone do siebie wersje albo jest on co jakiś czas zmieniany.

Odczytanie wyników na pewno nie jest proste, jest dużo jakiś tam skal, podskal, z tego się robi wykresy itd.

Moja doświadczona psycholog stwierdziła że albo źle ten test robiłam albo mocno przesadzam bo się nad wynikami namęczyła i nic z nich nie wynikło. No, może jedynie to, że cytuję: jako takiej nerwicy nie mam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem sporo specjalistów w ogóle nie orientuje się w sprawach tego typu zaburzeń... Robiłam test MMPI i g^wno z tego wyszło. Dowiedziałam się kilku zdań. :roll: Aha. I babka stwierdziła, że nie mogę mieć BPD, ponieważ jestem i "in" i "out", a osoba z BPD jest "albo, albo". Jeszcze jakąś głupotą palnęła, ale nie pamiętam o co chodziło... W każdym bądź razie - WCALE nie znała się na rzeczy. To dość smutne, że nawet od tzw. specjalistów często niczego nie można się dowiedzieć... Dobrze, że przynajmniej nie płaciłam za te testy.

 

-- 15 paź 2013, 20:54 --

 

Czuję się w końcu normalnie. Budzę się czasem z tego snu, po czym znów "zasypiam" i nie pamiętam... Zapominam, że warto walczyć o NORMALNOŚĆ co nie jest równoznaczne (co mi kochana A. przypomniała - dzięki jeszcze raz, że piszesz, że jesteś, może to przeczytasz) z przeciętnością, nudą. Nie. Nudne jest to, co w kółko się przerabia... Niekończące się schematy, które niszczą, śmierć na raty, a często w końcu samobójstwo, które, nota bene, wciąż za mną chodzi. Beczeć mi się chce nad sobą. Nad świadomością tego, że prawdopodobnie jutro zapomnę jak to jest po prostu BYĆ (bo teraz jestem JA, po prostu istnieję...), i że warto, że nie muszę podniszczać się na wszelkie sposoby, że jestem warta życia i czyjegoś uczucia, czegoś więcej niż ochłapów...

A jutro znowu pójdę wśród ludzi czując się jak w teatrze, w przedstawieniu, które sama kreuję... Tak. Chodzi nie o życie, nie o mnie, a o to, by inni zauważali, by być w centrum, by istnieć w ich umysłach.

Może chociaż przestanę wciąż samą siebie prowokować - prowokować do upadku. Sprawdzam na ile mnie stać, jak wiele wytrzymam... Muszę w końcu coś zrobić, bo nie dożyję 25-ciu lat; prędzej się wykończę, bądź dosłownie zabiję raz, a dobrze zadając sobie ostateczny cios.

 

Po tym jak przez jakiś czas było dobrze zaczęłam ciągnąć owo "dobrze" niszcząc siebie w inny, bardziej wyrafinowany sposób. Wszędzie napotykam ściany, gdzie tylko się da... Rozdziera mi to serce, niemalże fizycznie boli mnie klatka piersiowa. Bolę samą siebie...

Boję się, że dopiero po tym, jak znajdę się na samym dnie, będę w stanie odbić się i nie wracać wciąż na stare śmieci...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moyraa,
babka stwierdziła, że nie mogę mieć BPD, ponieważ jestem i "in" i "out", a osoba z BPD jest "albo, albo".

o co chodzi z in albo out? co ona miała przez to na myśli? acting-in/out? czy coś zupełnie innego?

Tak, to miała na myśli ;).

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znowu zaczynam być hm...niebezpieczna dla siebie. W drodze do pokonania ostatnio nasilonych lęków i osłabienia, oraz złości popadam w stan maniakalno- podobny. Skąd u mnie skrajny introwertyzm i dziwne przekonanie, że w każdej chwili mogę zmienić siebie (w swoich oczach) i przekombinować obraz swej osoby tak, aby odpowiadało to do sytuacji. Jakbym zamiast realnej oceny i wniosków pomagała dezintegracja swojej osobowości, poprzekładanie "klocków". Mam wrażenie, iż w ogóle nie mam spojrzenia na zewnątrz, zapadłam się w siebie. Sama nie do końca potrafię to wyjaśnić. Między innymi, niby drobna sytuacja: Zostałam olana perfidnie przez paczkę znajomych, z jakiegoś powodu nie dowiedziałam się, czemu nie powiedzieli mi, abym dołączyła do nich na spotkaniu, usłyszałam tylko, iż są wszyscy i jest fajnie. Odczułam to jako totalitarny atak na całą moją osobę. Były przyjaciel, z ale i bez powodu, marnuje mój czas, wystawia mnie do wiatru raz za razem, krytykuje za coś, co sam uskutecznia (Że jestem uległa i łapczywa na znajomych i polecę na każde skinienie chociażby, chociaż to właśnie on najbardziej chciałby to wykorzystywać, każąc mi czekać na siebie godzinami, oboje lubimy porażki drugiego, to "a nie mówiłam, że jesteś taka/taki"), ucieka od wszystkiego, a ja nie potrafię zrozumieć, dlaczego pomimo tego nie skończy znajomości, zapewne bo oczekuje ode mnie pomocy w konkretnych momentach i tylko dlatego. Irytuje mnie to coraz bardziej i staram się odsunąć, to taka znajomość "z przyzwyczajenia", zaczynam odnosić wrażenie. Ale poza tym nie ma innych ludzi dla mnie, a ja potrzebuję się z ludźmi widzieć. Nie oczekuję niczego wielkiego, przywykłam, iż nikt nie jest na tyle odważny/głupi/naiwny aby chcieć poznać mnie głębiej. Jestem egocentryczna, introwertyczna, często ciężko mi wyjść poza własny świat, a jednak przez większość czasu dużo obserwuję w ludziach, i bywam najlepszą słuchaczką pod słońcem. No ale jest taka sytuacja. I ja, żeby nie zwalać wszystkiego na innych, staram się jasno spojrzeć na własne błędy, co zrobiłam, tylko z kolei bez naprawdę odpowiedniego wzorca powoduje to zaledwie przeciążenie, ewentualnie przypuszczenia. Lekarstwem na to jest: albo popadanie własnie w manię, czyli poczucie, że nie tylko jestem samowystarczalna, ale najświetniejsza, pociągająca sama dla siebie, fascynująca, powstaje jakaś ogólnikowa wersja do "czczenia" samej siebie. Tym się zadowalam, wszystko idzie do środka. Znowu czuję, że mogę i mam prawo być wszystkim i robić wszystko, a to nie prowadzi w moim przypadku do niczego dobrego. Bądź idzie w przeciwną stronę, czyli jestem totalnie zła i do "wyrzucenia". Nic z realizmu. Jednocześnie było mi przykro, czułam bezsilność, po czym poczułam się nad wymiar świetnie z samą sobą. To dziecinne i egoistyczne, czasem mam wrażenie, że w kontaktach międzyludzkich jestem jakaś autystyczna, ale ma to swoje powody: dzieciństwo w odosobnieniu, odrzuceniu totalnym przez innych przez wiele lat, a z drugiej strony słuchanie wyłącznie skrajnych ocen wobec mnie, chociażby ze strony rodziny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tera ja,

ludzie mnie draznią, czuje ze nie mam z nimi kontaktu. wszedzie sie musze wpychac na sile. o wszystko zabiegac, a jestem taka tym zmeczona.

 

czuje ze jestem slaba, sama, bez wiezi i zwiazków. nie wiem kim jestem, wiem jak sie zachowuje i drazni mnie to. wolalabym zeby obcy duch wladal moim cialem. albo zebym nie byla mna, chociaz nie wiem kim jestem. czuje jakbym byla beznadziejna, zawsze gorsza. szkoda ze nie da sie co chwila zmieniac pracy, stancji i w ogole wszystkiego. poczatki daja nadzieje a potem sie tylko pieprzy. nie chce mi sie o nic zabiegac, jestem zmeczona.

ciagle musze zyc, a czy nie mogalbym wziac wolnego na jakis czas?

nawet jak nawiazuje kontakt to nie moge go zlapac. tylko poprzez dotyk.

tylko to nie ma nic wspolnego z bliskoscia.

lapie mnie nerw. znow mam ochote rzucic sie w zycie bez namyslu, bez granic, bez barier, ale bez tozsamosci, bo nikt mnie nie zapamieta. a ja bede tego zalowac. bo nic mi nie zostanie oprocz ochlapow pamieci, tęsknota i mętne wspomnienia i przeswiadczenie ze wszystko mogloby skonczyc sie inaczej.

to chwilowe i pozostawia smutek.chyba smutek.

zastanawiam sie jaka mój mozg ma płeć. wiem ze jestem kobietą, pociagaja mnie męzczyźni, ale mam duzo męskiego pierwiastka i to nie chodzi o wyglad.

tylko ich mysli sa chyba prostsze, a nie takie pozawijane i wzgledne. patrze w lustro - zmieniam sie i tylko po obrazie wiem ze to ja. no i po czyms jeszcze ale nie wiem jak to nazwac.

 

-- 19 paź 2013, 20:36 --

 

zaraz szalu dostane. jestem wsciekla. nienawidze wszystkiego. wszystko jest takie puste. do dupy.

 

-- 20 paź 2013, 13:37 --

 

zycie zawsze stoi w miejscu, tylko ja pędzę. a rzeczy zostaja takie jakie były.zmieniam srodowisko, otoczenie, moglabym to robic codziennie.

wszystkio takie jak bylo choc bylam tam dawno temu, nic sie nie zmienilo- to jak powolna ,smierc, starość, starzyzna. nie jestem taka jaka bylam. a oni zostali tacy jacy byli. czemu w ogole musialam miec z nimi zwiazek. po co sie angazowalam? gdybym tego nie zrobila to nie pamietalabym o nich.

co ja w ogole narobilam. i czy to naprawde bylam ja? do czego jeszcze sie posunę? kim ona jest - ta co wyglada jak ja, ale jest zupelnie obca. bez zwiazku z kimkolwiek, bez polaczen. marze o szczerej serdecznej przyjazni. kiedys taka mialam, ale przyjaciolka znalazla chlopaka. moze to byla tylko relacja zaleznosci? moze probowalam przeniesc na kogos swoje zycie. czemu jak bylo hardkorowo to czulam ze zyje, ze magia istnieje, a teraz czuje tylko rzeczy, dotyk, czasem slowa, ale nie jestem wrazliwa. po prostu rozumiem ich sens i tyle. musze sie dowiedziec kim jestem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aby nauczyć się interpretować test mmpi trzeba skończyć roczny kurs. Więc nie każdy specjalista potrafi wykorzystać jego możliwości. A p drugie - nigdy na podstawie jednej techniki nie stawia się diagnozy, tylko kilku, w tym wywiadu i najlepiej rozmowy z bliskimi.

Poza tym test w języku obcym to test bez adaptacji - absolutnie nie ma sensu go rozwiązywać, wyniki będą bezsensowne, równie dobrze można przeczytać horoskop

 

 

http://issuu.com/centrumzaburzened/docs/pomoc_dla_bliskich?e=6521569

 

Pod tym linkiem ciekawa broszura dla bliskich osób z zaburzeniami odżywiania. Może ktoś będzie chciał ją wręczyć swoim rodzicom/partnerom?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zerwałam znajomość z kimś, kto uważany był za mojego przyjaciela. Z jednej strony cieszę się, z drugiej jak zwykle czuję poczucie winy, że przesadziłam. Od kilku miesięcy czułam narastającą irytację tą osobą i przytłoczenie. Facet wychowany przez pięć bab, typ nieangażujący się w nic, siedzący w domu, niezdecydowany, ze skłonnością do chamstwa i grubiaństwa. Z drugiej strony zabawny, czasami potrafił wysłuchać. Ma jednak przypadłość, której nie mogę znieść, a mianowicie skłonność do krytykowania akcji wszystkich z miejsca siedzącego, tj "ja nic nie robię, ale będę krytykował, cokolwiek robisz ty". I słynne "Ja zawsze mam rację i wiem, co ty zrobisz". Wiele wybaczałam innemu znajomemu, dużo z nim jeździłam, za każdym razem, jak powstał taki pomysł- byłam w jego oczach głupią cipą, która poleci na każde skinienie i da sobie w kaszę dmuchać, stanąć na głowie. Raz rozwiązałam pewną sytuację z grupą, która wyglądała tak, jakby mnie olali, okazało się że sytuacja była inna- wypominanie mi, jaka jestem łatwa do skołowania. Problem tkwił tylko w tym, iż krytykując to wszystko, sam przez większość czasu nie był w stanie nigdzie ze mną wyjść, o pojechaniu nie wspominając, i tak naprawdę był jedną z niewielu osób, które najbardziej wymagały ode mnie tego, co jednocześnie krytykują. Chciałam się zemścić i pokazać, że nie wie, jaka mogę być. A co do zdania wcześniej: Tylko on przez 99% czasu odmawiał każdemu mojemu pomysłowi udania się gdzie indziej, niż klatka pod jego blokiem. Namówienie go, żeby od mnie wpadł, stało się syzyfową pracą, a ja sama nie miałam wstępu do jego domu. Jeśli już się to udało, to na wejściu stwierdzał, że zaraz wyjdzie. Od kilku miesięcy tydzień w tydzień powtarzały się sytuacje, kiedy umawiał się, iż przyjdzie na konkretna godzinę, a kazał czekać na siebie całymi wiekami bądź ostatecznie, wciąż przeciągając i wciskając jakiś kit, nie pojawiał się wcale. Jakby moje dni były zarezerwowane jedynie na błagalne czekanie na niego. Denerwuje mnie w ludziach kręcenie, przeciąganie, niezdecydowanie, zaściankowość, a u niego to urosło do poziomu apogeum. "Będę o 12 jutro". 12 następnego dnia. Dzwonię. "Coś robię, będę o 14". Dzwonię o 16. "Sory, jednak mnie nie ma w domu, jutro wpadnę" i sytuacja się powtarza. Nazywał mnie idiotką, kiedy chciałam zmienić szkołę, co by nie zostać samemu- dwa miesiące po fakcie sam z niej odszedł. Zaczęło irytować mnie w nim tak naprawdę wszystko: panikarstwo, brak mobilizacji do zrobienia czegokolwiek. Nigdy nie widział winy w sobie. To zawsze ja byłam tą "popierdoloną".

Generalnie nie wahałam się, po jednym z numerów, gdy mnie wykiwał znowu swoją absencją, napisałam mu, że wkrótce oddam wszystkie jego rzeczy. Zaczął się bulwersować, że znowu mam jakieś fochy i przecież i tak mi przejdzie. "Nie wiem czy mnie zrozumiałeś, zmęczyłam się i kończę znajomość". Następnego dnia napisał "Przeszło już?" a ja dalej kontynuowałam uświadamianie mu, że nie robię sobie jaj w tym momencie pod wpływem emocji. Tym razem to on się zbulwersował i zaczął pisać jakieś pseudodramatyczne uwagi z urażoną dumą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej!

 

Sorry, że się tak bezceremonialnie wcinam ;)

 

Jednym z powodów, dla których zarejestrowałem się na tym forum (oprócz faktu że jestem ewidentnie popaprany) była chęć lepszego zrozumienia tego co mi się kiedyś przydarzyło. A przydarzył się związek z dziewczyną - Borderlinem.

 

Do dziś właściwie nie mogę się otrząsnąć z wrażenia jakie na mnie wywarła. Tego jak na mnie wpłynęła. To cholernie ciężkie zaburzenie. Do życia i do współżycia. Jak nieprawdopodobnie miotała się ta dziewczyna między skrajnościami. Nie była w stanie sobie ustabilizować życia, gdyż stabilizacja była ostatnią rzeczą, która leżała w jej naturze. Jak miotała mną i innymi ważnymi dla siebie osobami, sama właściwie nie wiedziała dlaczego i po co. Fascynujące i przerażające jednocześnie. Sam z czasem, mimo iż gorąco temu na zaprzeczałem, zauważyłem pewne podobieństwa między nami. Nie pokusiłbym się jednak o stwierdzenie, że jestem borderline. Widzę też wiele podobieństw między tym, co opisujecie a tym co obserwowałem u niej. Co nie powinno dziwić, jestem w końcu w odpowiednim wątku ;)

 

Tak z innej beczki: czy ktoś zapoznał się z książką "Uratuj mnie" Rachel Reiland i jakoś się w tym odnalazł? Miałem właśnie zamiar przeczytać i nie wiem czy warto?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MasaGabriel, border borderowi nierówny. Acting in będzie różnił się od acting outa. I to znacznie. Tak samo jak każdy z nas różni się od drugiej osoby.

 

Tak z innej beczki: czy ktoś zapoznał się z książką "Uratuj mnie" Rachel Reiland i jakoś się w tym odnalazł? Miałem właśnie zamiar przeczytać i nie wiem czy warto?
Czytałam. Uważam, że warto. Pomimo, że główna bohaterka jest acting outem, a ja inem i nasze zachowania znacząco się różniły, multum schematów, przemyśleń i zdarzeń było podobnych. To w tej książce było najważniejsze. Przemyślenia i ukazania niektórych schematów. A nawet podanie rozwiązania. Myślę, że choćby ze względu na to warto ją przeczytać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MasaGabriel, border borderowi nierówny. Acting in będzie różnił się od acting outa. I to znacznie. Tak samo jak każdy z nas różni się od drugiej osoby.

No właśnie spotykałem się już z tymi terminami i o ile mam wrażenie, że to czym jest acting out jest dość jasno określone o tyle acting in wydaje mi się być terminem rzadziej stosowanym i mniej jasnym. Mogłabyś mi to rozjaśnić? :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MasaGabriel, acting out to border powiedziałabym ekspresyjny. Wszelkie emocje, głównie te negatywne, wyładowuje na otoczeniu. Jego działanie skupione jest na osobach, relacjach, z którymi styka się na co dzień. Natomiast acting in to border wyładowujący się na sobie, gdzie dominować będą samookaleczenia, niska samoocena itp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czytalam tę książkę - jest do dupy. nawet przeczytać do końca jej nie mogłam. jakaś stara prukwa "wali łbem o sciane" . co to w ogole ma byc. amerykanski sen o dupie marynie?

 

-- 08 lis 2013, 20:55 --

 

Wszelkie emocje, głównie te negatywne, wyładowuje na otoczeniu.

jak kazdy przecietny czlowiek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy to odpowiedni temat, ale zastanawiam się czy nie mam przypadkiem Borderline. Chodzę do psychiatry od niedawna i mam stwierdzone wielopostaciowe zaburzenia psychotyczne, czy taka diagnoza wyklucza Borderline? Bo mam lek, Ryspolit, ale on pomaga na objawy typu halucynacje, urojenia (ale nawet przed braniem leku te objawy były takie "lekkie' i nie utrzymywały się cały dzień, ale pojawiały się sporadycznie, kilka razy w tygodniu) a oprócz tego mam inne objawy, z którymi jest mi ciężko na codzień:

- impulsywność, działam bez zastanowienia, pod wpływem chwili, emocji, mam dobowe wahania nastrojów od euforii, radości po rozpacz, smutek, żal, gniew, agresję do innych i siebie,

- ciągle odczuwam pustkę, samotność, niepokój wewnętrzny i nie mogę niczym tego zapełnić, pozbyć się tych uczuć,

- na początku idealizuję każdego, wydaje mi się, że są bez wad, mają idealne życie, ale wystarczy źle przeze mnie odebrane ich spojrzenie, gest, a stają się dla mnie wrogami, podstępnymi, fałszywymi ludźmi, nie chcę ich znać i chcę się odciąć od tych znajomości (dlatego często zmieniam lekarzy, terapeutów),

- mam bardzo duży popęd i nie umiem nad nim zapanować, niczym zaspokoić, dlatego mam napady objadania się i przeczyszczania,

- szukam mężczyzn, którzy są zajęci, niedostępni, takich, z którymi nie będę mogła stworzyć realnego związku, związki z nimi "tworzę" w głowie, fantazjuję, rozmyślam, ale też cierpię, bo wiem, że w rzeczywistości nic między nami się nie wydarzy, a podchodzę do tego emocjonalnie, szybko się zakochuję i idealizuję partnera,

- byłam w jednym długim związku, toksycznym, partner poniżał mnie psychicznie, były burzliwe rozstania i powroty, partner ciągle groził, że jak odejdę to się zabije, ciął się przy mnie mówiąc, że to moja wina itd.,

- są we mnie sprzeczne emocje np. chcę związku, bliskości, ale z drugiej strony nie chcę, bo boję się utraty kontroli, wolności, tego, że będę zniewolona,

- mam często myśli samobójcze, jedną próbę za sobą, podejmuję różne działania autodestrukcyjne, przed braniem leku ciągle się upijałam, aby zabić to poczucie pustki,

- ciągle się boję, że będę odrzucona, opuszczona, nieakceptowana, niezrozumiana,

- nie wiem, która "ja" jest prawdziwa, ta która dobrze się uczy, codziennie ćwiczy, liczy kalorie, czy ta która porzuca wszystkie zainteresowania, niszczy co do tej pory osiągnęła, ma bulimię, czuję jakby było we mnie kilka różnych osobowości,

- rodzice już nie mogą ze mną wytrzymać, mówią, że chyba biorę narkotyki, bo mam tak zmienne nastroje, a czasem bez powodu krzyczę na nich, jestem agresywna i nie wierzą, że to moje "normalne" zachowanie.

Czy to wynika z tych zaburzeń psychotycznych czy to może być Borderline jednak? Z góry dzięki za odpowiedzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zima, widać nie masz pojęcia o borderline.

 

Wszelkie emocje, głównie te negatywne, wyładowuje na otoczeniu.
jak kazdy przecietny czlowiek.
Przeciętny, niezaburzony człowiek powinien rozładowywać emocje w konstruktywny sposób. Nie mówię, że zawsze tak jest, czasami komuś "puszczą nerwy" i wyładuje się na kimś z otoczenia, ale nikt nie jest doskonały.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lewiatanxxx, nie to nie borderline- jestes calkiem normalna. tyle ze masz powazny kryzys osobowosci. zanim rozpoczelam leczenie- spelnialam wszystkie Twoje podpunkty.3 kroki winnas podjac do przywrocenia rownowagi

1. wizyta u dobrego psychiatry

2. regularne zazywanie leków

3. terapia u dobrego psychologa

 

kolejne kroki, ktore nalezy podjac by przywrocic zycie na wlasciwe tory

1. praca albo studia

2.opuszczenie domu rodzinnego

3. odnalezienie swojej pasji

4.zwiazki z mezczyznami

 

-- 12 lis 2013, 22:17 --

 

nie wiem tez o jaakie halucynacje chodzi.

 

-- 12 lis 2013, 22:18 --

 

niosaca_radosc,

Przeciętny, niezaburzony człowiek powinien rozładowywać emocje w konstruktywny sposób

 

jestes idealistką :D podziwiam

 

-- 12 lis 2013, 22:19 --

 

choc przyznam ze negatywne emocje winno sie raczej skierowac na osobe, ktora jest ich przyczyna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zima przykro mi to stwierdzić, ale po raz kolejny pieprzysz bzdury - żeby stwierdzić "o nie, nie masz borderline" albo "na pewno masz borderline" trzeba mieć odpowiednią wiedzę i długą praktykę, a nie jakieś anegdoty z własnego życia - choćby dlatego, że każdy opisuje swoje przeżycia, stosunek do świata i ludzi innym językiem

 

takie "diagnozy" stawiane przez ludzi, którzy nie mają zielonego pojęcia o temacie są po prostu cholernie szkodliwe

 

Lewiatanxxx, odpowiedź na pytanie "mam stwierdzone wielopostaciowe zaburzenia psychotyczne, czy taka diagnoza wyklucza Borderline?" jest prosta - nie wyklucza; leki typu Ryspolit działają dokładnie tak, jak napisałaś, ale przy borderline mogą być zupełnie nieskuteczne - złagodzą jazdy, nie rozwiążą problemu

 

w zasadzie wszystkie leki - przeciwlękowe, przeciwpsychotyczne, antydepresyjne - mogą pomóc, ale z borderline nie wyleczą, czy psychiatra sugerował psychoterapię? to by było najlepsze wyjście, jednoznaczna diagnoza nie jest tu potrzebna

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dzięki wszystkim za odpowiedzi:) do tej pory nie pytałam psychiatry, czy mogę mieć to zaburzenie, ale wiem, że potrzeba właśnie dłuższej obserwacji, aby to zdiagnozować.

zima, ja codziennie staram się podejmować jakieś działanie,żeby moje życie było znów normalne, ale się nie udaje, głównie przez te dzienne wahania nastrojów, nie wiem co tak naprawdę chce, jestem rozbita i skołowana.

barsinister, chodziłam już na kilka terapii, z większości rezygnuję, bo przestaję ufać terapeutom, albo na początku wydaje mi się, że mi pomogą, są idealni, uczciwi, a później jakieś jedno ich słowo źle zrozumiem, gest, spojrzenie na zegarek i mam wtedy w sobie ogromną złość, wydaje mi się, że są przeciwko mnie, fałszywi i czuję się przez nich odrzucona, teraz jestem od niedawna na kolejnej i po każdej sesji mam chęć zadzwonić i zrezygnować.

Chciałabym dostać jakąś konkretną diagnozę co do mojej osobowości, bo nie wydaje mi się, że przy samych zaburzeniach psychotycznych (i jeszcze biorąc lek) można mieć aż tak skrajne jazdy, nie mam w sumie znajomych, nikogo bliskiego, bo ciężko przez to ze mną wytrzymać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teoretycznie możesz mieć borderline a możesz nie mieć.

Tu jest wielu samozwańczych borderów ale konkretnie zdiagnozuje Cię tylko lekarz. Możesz zasugerować że właśnie to chodzi Ci po głowie lekarzowi i zobaczyć co Ci odpowie.

Generalnie zaburzeń osobowości nie diagnozuje się na szybko, a z tego co piszesz wydaje mi się że już jakieś dłuższe doświadczenia z psychologami masz więc może i oni mają jakieś konkretniejsze przypuszczenia.

Nie wiem jak to zrobisz ale życzę Ci podjęcia i dobrnięcia do końca terapii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×