Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

Dzień dobry.

Mam pytanie: czy jest tu chociaż jedna osoba, której na borderlajn pomogła choć trochę terapia albo leki?

 

Leczę się od lat i nic. Borderlajn mam na papierze po paru latach leczenia, więc sobie tego zaburzenia nie wymyśliłam (jestem w szoku widząc jak wielu z was stawia sobie samemu diagnozy!). Chodzę na terapię i zażywam leki. Terapia póki co nie odnosi skutku. Leki nie działają na mnie wcale. Żadne.

 

Całkiem poważnie rozważam swoją sytuację i widzę trzy wyjścia:

1. Dalej chodzę na terapię i biorę leki, przy czym tracę czas i pieniądze, efektów nie widać, a rozdrapywanie ran u terapeuty boli.

2. Rzucam to wszystko, leki i terapię, w cholerę i po prostu męczę się przez następnych kilkadziesiąt lat swojego życia, powoli pogrążając się w uzależnieniach.

3. Umieram. Tylko tu jest taki problem, że ja się boję śmierci, ale staram się ostatnio oswajać z tą myślą, bo wydaje mi się to najrozsądniejszą z opcji, bo śmierć jest i tak nieunikniona, więc skrócę tylko swoje męki.

 

Nie wiem co wybrać, czy bramkę numer jeden, dwa czy trzy :D Mam dylemat, ale postanowiłam, że określę się i zdecyduję na coś, bo nie mogę już tak żyć.

Czy ktokolwiek wie co robić? Jak sobie pomóc, przynajmniej troszeczkę?

 

A tak w ogóle to zgłębiam ten wątek i nie do końca czuję się jedną z was :o

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jamnik, to musi być tylko Twoja decyzja, ale wg mnie śmierć to nie rozwiązanie, to ucieczka, a jeśli przerwiesz leczenie to samo na pewno nic się nie zmieni. Pozostaje więc 1 opcja i praca nad sobą. Dużo, dużo pracy. Terapia i leki to tylko czynnik wspomagający, większość i tak zależy od nas samych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale po śmierci to się wszystko skończy.

Nie myślicie, że może jest tak, że istnieje pewna grupa osób, której nie da się pomóc i że dla tych osób wyjściem z sytuacji jest śmierć?

Może nie ma co się tak spinać tylko na spokojnie to rozważyć, że to jest jakaś opcja?

No bo ludzie, przecież i tak kiedyś umrzemy.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jamnik, ja to ci powiem, że myślę podobnie. tzn jestem w stanie przyjąć twój sposób myślenia.

 

tyle, ze ja uważam, że praktycznie mało który border chce się stricte zabić. przerwać ból? owszem. ale zabić się? to nie te same buty.

w kazdym razie się zaciekawiłam, bo piszesz, że czujesz się inna, odrębna od ludzi w tym wątku. możesz rozwinąć myśl ;) ?

 

-- 10 wrz 2012, 21:04 --

 

aha jeszcze w kwestii alternatyw śmierci, rozważałaś pobyt na oddziale otwartym? podobno bywa bardzo skuteczny

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

klamczucha_88, generalnie to uważam, że skoro przed narodzeniem nie było nic, to i po śmierci nic nie będzie, bo niby co miałoby być?

 

zielona miętowa,

Byłam na oddziale oddziale otwartym parę miesięcy. To, że nic mi nie pomógł to nawet terapeuci przyznali. Proponowano mi oddział zamknięty, ale nie mam teraz możliwości tam pójść.

Jestem w dobrym ośrodku, pod opieką dobrego terapeuty, który leczy mnie w porozumieniu z psychiatrą.

Ja widzę, że oni czasem ręce rozkładają.

Wiesz, ja nie chcę umrzeć, ja się bardzo boję śmierci, panicznie wręcz. Dlatego myślałam, żeby się z tym jakoś powoli oswajać :/

Co do tego, że czuję się inna niż ludzie wypowiadający się w tym wątku:

Przeczytałam dopiero parę pierwszych stron, ale po prostu złości mnie to, że tak wielu ludzi przypisuje sobie borderlajn, a nawet nigdy nie byli u psychiatry czy psychologa. Mam wręcz wrażenie, że niektórzy chcieli być mieć borderlajn. A to jest tak przewalone mieć to, eh, oni sobie chyba nawet sprawy nie zdają. Jak czytam, że ktoś ma borderlajn, bo ma problemy z koncentracją albo nie pamięta detali, to mi kopara opada. Mnie to po prostu tak nie ekscytuje. Ja jestem zmęczona i sfrustrowana tym zaburzeniem. Mam go dość i ostatnie na co mam ochotę to licytowanie się na liczbę objawów.

Szczerze mówiąc to niektórzy moi znajomi czytali ten tekst z "szybkanaukacośtam" i wielu z nich odnajdywało w sobie cechy bpd, bo każdy tak naprawdę ma w sobie coś z bpd, ale diagnozować to u siebie samemu to czysta hipochondria, usprawiedliwianie się: jestem borderlajn, ranię ludzi, ranię siebie, jestem kapryśny i nieznośny, ale to przecież nie moja wina, że mam borderlajn. No ale pomijając, myślę, że jest tu też pewnie wiele osób, które faktycznie leczą się od lat.

 

A co do mnie. Ja po prostu nie mam już nadziei. Nie mogę powiedzieć, że nie robiłam nic, żeby się wyleczyć, bo leczę się od lat. Ale oprócz wglądu to postępów nie ma po prostu żadnych, wykańcza mnie to.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jamnik, pierwsze strony tego wątku są faktycznie przekrojem hipohondrii. i to w nienajlepszym wydaniu jak chodzi o wiedze :roll: to, co na grzmię z reguły, to właśnie to, że streszczenie problematyki bpd jest bardzo ogólne, elastyczne i nieprecyzyjne, każdy może sobie samemu przełożyć hasła diagnostyczne na samego siebie. o hierarchii problemów w tym zaburzeniu już w ogóle mało kto ma pojęcie.

 

nie wiem co ci mam powiedzieć. ja sie lecze od roku, bpd w moim przypadku jest tajemnicą poliszynela (jak to w terapii). wiem, że psychiatra na SORze który mnie przyjmował po mojej dalece nieudolnej próbie palnął o bpd po 15 minutach wywiadu. w każdym razie nie mam takiego doświadczenia, żeby ci poradzić uczciwie. pytałaś wcześniej, czy terapia coś nam dała. no ja moge powiedzieć tyle, że na razie wyklarowała i nasiliła kluczowe problemy :roll: ale zdaje sobie sprawe, że etapy terapii mają swoje prawa itd. aha no i rozmontowała wszystkie wadliwe schematy dzięki którym wcześniej utrzymywałam się na powierzchni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam pewne podejrzenia,że mam Borderline.. I może ktoś by powiedział,że nie jestem lekarzem i że nie powinnam sama stawiać sobie diagnozy..ale opis tej choroby przypomina mnie.. np. najbardziej odnalazłam się w tym:

 

"Szukają bezskutecznie idealnej osoby, która będzie ich wybawieniem – zrozumie ich do końca, pokocha bezgranicznie i bezwarunkowo, nada sens ich egzystencji, wypełni pustkę w ich życiu, wybawi od huśtawek nastroju oraz bólu psychicznego i nigdy ich nie opuści"

 

Ja właśnie szukam cały czas takiej osoby,ofiary,która stanie się moim wybawieniem..

 

i wiele innych..

 

Moje dzisiejsze zachowanie potwierdza moją zmienność,chaotyczność itd..

Sama z własnej woli oddałam się na oddział psychiatryczny po czym po 5 godz wyszłam na własną prośbę.. i nic ze swojego zachowania nie rozumiem..oprócz tego,że jestem nienormalna.

 

Skonsultować to z lekarzem? chyba,ze jestem hipochondryczką :P :)

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zielona miętowa

nie wiem co ci mam powiedzieć. ja sie lecze od roku, bpd w moim przypadku jest tajemnicą poliszynela (jak to w terapii). wiem, że psychiatra na SORze który mnie przyjmował po mojej dalece nieudolnej próbie palnął o bpd po 15 minutach wywiadu. w każdym razie nie mam takiego doświadczenia, żeby ci poradzić uczciwie. pytałaś wcześniej, czy terapia coś nam dała. no ja moge powiedzieć tyle, że na razie wyklarowała i nasiliła kluczowe problemy :roll: ale zdaje sobie sprawe, że etapy terapii mają swoje prawa itd. aha no i rozmontowała wszystkie wadliwe schematy dzięki którym wcześniej utrzymywałam się na powierzchni.

doceniam twoją wypowiedź, bo nie mówisz mi: spokojnie, wszystko będzie dobrze, z czasem się ułoży, tylko przyznajesz, że nie wiesz co mi doradzić. czyli jak wszyscy. chyba nie ma na to wszystko rady. zabić się pewnie nie zabiję, bo to mnie naprawdę przerasta, no chyba, że jakoś do tego dojrzeję albo zrobię to pod wpływem chwili. pozostaje mi chyba tylko męczyć się dalej i czekać na efekty terapii, które zapewne nie nastąpią. cóż, taki los.

 

maria06

ehhhhh....

idź do lekarza, a najlepiej psychologa, rozwiejesz swoje wątpliwości

Mam pewne podejrzenia,że mam Borderline.. I może ktoś by powiedział,że nie jestem lekarzem i że nie powinnam sama stawiać sobie diagnozy..ale opis tej choroby przypomina mnie.. np. najbardziej odnalazłam się w tym:

 

"Szukają bezskutecznie idealnej osoby, która będzie ich wybawieniem – zrozumie ich do końca, pokocha bezgranicznie i bezwarunkowo, nada sens ich egzystencji, wypełni pustkę w ich życiu, wybawi od huśtawek nastroju oraz bólu psychicznego i nigdy ich nie opuści"

 

Ja właśnie szukam cały czas takiej osoby,ofiary,która stanie się moim wybawieniem..

 

i wiele innych..

kobieto, ja myślę, że połowa społeczeństwa może siebie określić w ten sposób, myślisz, że oni wszyscy mają berderlajn? :D

nienormalna pewnie nie jesteś, ale skoro sama oddałaś się z niewiadomych przyczyn na oddział to coś jest na rzeczy: albo jesteś hipochondryczką albo rzeczywiście masz jakieś inne zaburzenia. dlatego czasu nie marnuj na forum, bo nikt ci tu diagnozy nie da. idź do specjalisty i przestań łazić po stronach o psychologii, bo tylko się nakręcasz.

a w ogóle to po co na ten oddział poszłaś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jamnik, nie wiem skąd jesteś, ale jeszcze przyszła mi do głowy taka opcja, żeby starać się o przeniesienie (pobyt) na jakiś oddział, który słynie ze względnej skuteczności? ja wiem tylko o krakowskim 7F i o tym, że ogólnie dobrze sie mówi o placówkach krakowskich. ale w innych miastach tez na pewno są takie miejsca. może w tym kierunku? ewentualnie szukać terapeuty który specjalizuje sie w bpd? próbowałaś takich? przez ciekawość, z czym masz subiektywnie najwieksze problemy na chwile obecną?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jamnik, zostałam zdiagnozowana 7 lat temu(pierwszy raz, później przewinęło się sporo psychologów i psychiatrów, ale diagnozy zostały te same: bpd i chad) i od tamtego czasu poczyniłam spore postępy. Powiem tak: terapia działa. Ale nie każda. Mnie przekonała behawioralno-poznawcza. Strzał w dziesiątkę. Plus olbrzymia motywacja do zmian. Bez tego ani rusz.

W szpitalu miałam okazję obserwować dziewczynę z borderem, która nie chciała się leczyć. Było jej źle, potrafiła bić się pięściami po twarzy, wpadać w szał z byle powodu. Nie dawało się jej uspokoić, gdy wchodziła w swoją spiralę gniewu i złości. Obserwacja tej dziewczyny sprawiła, że doceniłam techniki uspakajania się - które stosuję od lat. Gdybym wyprawiała takie rzeczy, jak ona to pewnie bym do końca życia nie poradziła sobie z wyrzutami sumienia i niską samooceną.

Na tym przykładzie chcę powiedzieć, że border od bordera się różni stopniem zaawansowania i przebytej terapii.

Z ciekawości - jakie leki bierzesz? Z czym masz największy problem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nienawidzę tego pieprzonego BPD!

Nienawidzę tego cholernego myślenia, które przez jeden błąd każe mi skreślić człowieka. Albo dobry, albo zły - nie ma form pośrednich. Nienawidzę tej cholernej idealizacji/dewaluacji, czekania na księcia, który sprawi, że wszystkie problemy staną się nieważne. Nienawidzę tej cholernej dumy, która zabrania mi odezwać się do przyjaciół, która podpowiada, że gdyby chcieli sami by zadzwonili. Nienawidzę tego mętliku w głowie, tych szastających mną sprzeczności, tych cholernych huśtawek. Nienawidzę tego stałego napięcia i niepokoju, tego nieodłącznego bólu i cierpienia, kiedy już tylko sen przynosi jakiekolwiek ukojenie. Sen, który jest jak kapryśny znajomy - raz jest, a raz go nie ma. Nienawidzę tych cholernych masek, które ciągle muszę ubierać, tego udawania, że wcale nie umieram, kawałek po kawałku... Nienawidzę tego przeklętego strachu przed odrzuceniem. Strachu tak silnego, że sama uciekam i i tak zostaję sama. Sama jak palec. Niezrozumiana. Nieszczęśliwa. Niekochana...

Mam dość tego wszystkiego! :why:

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zielona miętowa

Proponowali mi pobyt na tym oddziale, ale nie mogę teraz dać się zamknąć, po prostu nie mam na to czasu.

Na terapię chodzę do, ponoć, dobrego terapeuty. Tacy, co specjalizują się w bpd to chyba tylko prywatnie przyjmują, a na prywatne wizyty to mnie nie stać.

 

pannaAlicja

Mówisz, że poczyniłaś postępy. Chodzisz co tydzień na terapię indywidualną? Od ilu lat? Ja chodzę na psychodynamiczną.

Szczerze - motywacji nie mam. Ciągle szukam pomocy, ale jednocześnie ją odrzucam. Nie mam wpływu na poziom swojej motywacji. Chcę się zmienić, ale wiem, że mało robię w tym kierunku.

Powiem ci, że ja nie jestem aż tak zaburzona jak twoja koleżanka z oddziału ;) jestem typem bordera melancholijnego, zdepresjonowanego ;) wpadam czasem w szał, ale nie aż taki.

Co do leków... Obecnie jestem na stabilizatorze i neuroleptyku. Przerabiałam już większość SSRI, NRDI, TLPD się zdażyło. Według mnie nie działało nic. Co umacnia mnie w przekonaniu, że tak naprawdę nic mi nie jest, skoro leki mi nie pomagają. Nie pomagają - bo nie mają na co - jestem zdrowa.

A co mi obecnie najbardziej przeszkadza? Wszechogarniający dół, rozpacz pomieszane ze zdenerwowaniem i ciągłym napięciem. Najgorzej znoszę samotność, wtedy wariuje. Pół biedy gdy obok są ludzie. No i to co mnie w ogóle do szału doprowadza to wewnętrzny nieustający monolog na temat tego jak się czuję i na temat własnej śmierci. Gadam do siebie cały czas i już nie mogę tego głosu znieść. Po za tym chyba popadam w uzależnienie alkoholowe - lekowe, ale po prostu na trzeźwo nie mogę znieść tego życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja pierwsza i taka wstępna diagnoza to lęk napadowy z zaburzeniami myślenia i zaburzenia adaptacyjne..(F41,F4.2,F45)

Organizm mam wycieńczony bo mam przeróżne i zmieniające się dolegliwości fizyczne,np. często miewam bóle pleców w okolicy nerek,bóle brzucha,tachykardia,brak apetytu,osłabienie do tego właśnie te ataki,które objawiają się tym,że prawie tracę przytomność,dostaje silnej tachykardii,duszę się i mam parestezje rąk..biorę milocardin i momentalnie przechodzi.

Kompletna pustka i rozdarcie wewnętrzne,wycieńczenie walką z własną psychiką..

 

Skontaktuje się z lekarzem i na pewno uzgodnię z nim swoje ostatnie przeżycia.. Ale najpierw pójdę do swojego psychologa by poukładać sobie to co zrobiłam w tym szpitalu..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no dobra, ale napady lękowe nawet nie leżały koło z.o. to zupełnie inna półka. a te napady dolegliwości fizycznych (tracenie przytomności itp) to na moje oko typowo pachnie somatyzacją lęku, napadem paniki. w zaburzeniach lękowych też jest lęk przed porzuceniem (podobniej jak w os. zależnej, unikającej, histrionicznej i pewnie jeszcze jakaś by się znalazła) więc lęk przed jedną rzeczą może być różny na conajmniej 3-4 sposoby.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jamnik, na dobrą terapeutkę trafiłam w listopadzie zeszłego roku. (już prawie rok do niej chodzę, raz w tygodniu)

Wcześniej miałam 2 terapeutki, z jedną 2miesiące, z drugą półtorej roku. Plus terapia grupowa 4 miesiące (w tym roku, w szpitalu).

 

Motywacja ogromna, być może dlatego mi się faktycznie udaje.

Jeszcze nie jest super extra ale jest dobrze. Zresztą nie ja powinnam oceniać, a najbliższe osoby, które mnie obserwują.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Motywacja ogromna, być może dlatego mi się faktycznie udaje.

Jeszcze nie jest super extra ale jest dobrze.

Czyli odczuwasz stopniowo, że w miarę przebiegu jest coraz lepiej? Pytam, bo u mnie często przeplatają się takie wzloty i upadki, przez co często wątpię w skuteczność terapii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jestem na 7f. jest masakrycznie ciężko. Mimo, że w poniedziałek minie mi trzeci tydzień pobytu, ciężko mi się tutaj odnaleźć. Terapia (niespodzianka) także jest ciężka, obecnie chce mi się płakać i stąd uciec. :/

 

na terapii odkryłam, że jednocześnie chcę i nie chcę, w kontaktach z bliskimi najpierw bardzo pragnę ich obecności, potem mam ochotę uciec, znów być z kimś mocno i intensywnie. I tak w kółko, w ciągu jednego spotkania. Moje miejsce chyba nie istnieje, w każdym w pewnym momencie pojawia się frustracja, a w mojej głowie myśl, że jej nie zniosę i muszę uciekać.

boję się zaangażować, w związku ciągle przeżywam urojone rozstanie i wątpliwości.

 

:(

 

tracę nadzieję, że będzie lepiej kiedyś. Albo muszę się rozstać z facetem, żeby chcieć do niego wrócić i żeby było dobrze przez chwilę.Czuję się bardzo żałosną osobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pannaAlicja, pozazdrościć motywacji! ja mam za sobą dwie roczne terapie indywidualne, teraz zaczęłam trzecią, ale zamierzam pochodzić na nią dłużej, zresztą ten terapeuta w końcu jakiś porządny. No i na grupowej byłam parę miesięcy. Ale zero efektów. Nic nawet nie drgnęło.

chiha, masz internet na 7f? :) powiedz mi jak to wygląda: są przepustki? na ile można wyjść? wchodzi w grę cały weekend? poszłabym tam jakbym mogła..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×