Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

Przepraszam z amój bełkot i użalanie, po prostu już nie wyrabiam. A jeszcze dzisiaj dziadka zabrało pogotowie i nie poszłam na terapie, jest w szpitalu, może umrze, jestem przy babci..

 

Strasznie mi przykro :( Ale miej nadzieję, może to jeszcze nie jego czas, trzeba wierzyć. Dobrze, że wspierasz babcię...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Asia, a skąd bierzesz siłę, aby chodzić na studia, pisać magisterkę? Serio pytam. Czy to o to Ci chodziło z tym, że tak Ci zostało? Że to jest jedna z tych rzeczy, dzięki której ciągle zapewniasz sobie jakieś szczątkowe poczucie wartości? Nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak przy tak silnym wewnętrznym bólu można nie być zmęczonym na tyle, aby mieć siły na to. Dlatego pytam.

 

Bo u mnie następiło chyba coś w rodzaju buntu do intelektualnych spraw. Odrzuciło mnie od nauki, czytania, studiowania, zdobywania wiedzy, żygać mi się tym chce, mam silny uraz. Świat przestał mnie interesować, ciekawić - jak do tej pory. Może chcę sobie udowodnić, że bez studiów i nauki "ktoś" tam jest i coś znaczę? Ale niestety nie czuję siebie, nie czuję tego. Jedyne, czego pragnę to to, aby ktoś ocieplił i zrozumiał moje wnętrze, pomógł mi się emocjonalnie odblokować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

[i tak się czuję do dziś - MYŚLĘ, więc "jestem". Ale NIE CZUJĘ, że jestem. Zawsze się identyfikowałam tylko z MYŚLENIEM. Wszystko było na rozum. Jedyne co czułam i czego byłam świadoma to ból i zdenerwowanie i napięcie, gdy matka miała swoje nieprzewidywalne jazdy. Podpieranie drzwi ze strachu, gdy na nie napierała. Bałam się. Płakałam patrząc w okno. A gdy już się wypłakałam to była pustka, glucha cisza... I wtedy zaczynałam myśleć albo się uczyć. Chciało mi się siku, ale nie wychodziłam z pokoju, aby nie denerwować matki - ONA nie mogła się znów zdenerwować widząc mnie. Więc jak już się wypłakiwałam w samotności to następowała głucha cisza, ta pustka, która trwa do dziś... oderwanie od emocji... już tylko MYŚLAŁAM... albo i nie myślałam... zaczynałam się uczyć... szłam do szkoły i nie wiedziałam jak zagadać do dzieci, przerwy spędzałam samotnie, tylko OBSERWOWAŁAM jak grają w piłkę... siedziałam i MYŚLAŁAM... nie wiedziałam "jak to się robi" aby miec koleżanki, w książkach tego nie było, a ja w domu MYŚLAŁAM albo o tym, czy mama się znów nie zdenerwuje albo o tym, czego się pouczyć. I do dzis mi to zostało - myślę, myślę, ale nie odczuwam... I co, wielka trauma? Nie czuję nawet pociągu do nikogo, więc nie czuję mojej oreintacji seksualnej... tylko MYŚLĘ...myślę i nie wiem...

 

wiesz, łzy mi stanęły w oczach jak to przeczytałam. widzę dużo analogii z moją sytuacją życiową, moją przeszłością. ja miałam trzy takie matki :oops: , których nie chciałam denerwować, rozczarować, chciałam być bezproblemowa, zawsze grzeczna, ułożona, odnosząca sukcesy i dla których chciałam być idealna, żeby były ze mnie zadowolne. moją ciocię, mamę i babcię. poświęciłam za to siebie.

 

-- 30 cze 2011, 18:22 --

 

_asiu_ jak dzisiaj? Pochwal się !

 

obroniłam, jestem magistrem!! :D

 

-- 30 cze 2011, 18:25 --

 

Asia, a skąd bierzesz siłę, aby chodzić na studia, pisać magisterkę? Serio pytam. Czy to o to Ci chodziło z tym, że tak Ci zostało? Że to jest jedna z tych rzeczy, dzięki której ciągle zapewniasz sobie jakieś szczątkowe poczucie wartości? Nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak przy tak silnym wewnętrznym bólu można nie być zmęczonym na tyle, aby mieć siły na to. Dlatego pytam.

 

Tak, tak mi właśnie zostało. Ten upór w dążeniu do celu jeśli chodzi o wykształcenie choćby się waliło i paliło. To dla mnie jedyny wyznacznik bycia kimś. Tyle, że nie robię tego z przyjemnością, zmuszam się, bo też mnie właśnie odrzuca. Ale w zmuszaniu się do różnych rzeczy jestem mistrzem. Dla przyjemności nie robię nic. Wszystko z obowiązku. Jak robot, automat, steruję sobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_asia_, gratuluję...

 

nie stać mnie dziś (jak zwykle) na rozbudowane wypowiedzi bo nie jestem w stanie przeczytać tak długich postów ze zrozumieniem a co dopiero odpisać coś mądrego :(

Naranja mogę tylko powiedzieć że bardzo Ci współczuję i mam nadzieję że wyjdziesz z tego... Walcz... Musimy walczyć wszystkie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja też nie. nie mam już siły na nic. nie mam już siły i chęci walczyć. i nie chcę być przez nikogo stawiana do pionu, pouczana, kopana, nie chcę bolesnych "prawd" prosto w oczy, już nigdy więcej... chciałam po prostu bliskości... życie nie jest aż tak wartościowe aby się go trzymać kurczowo rękami i nogami, bez przesady

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

asia gratulacje !!!

 

i powodzenia

ja też mocno się zawsze skupiałam na pracy i prawie nie potrafiłam dawać sobie przyjemności poza poczuciem spełnienia obowiązku

teraz uczę się sobie odpuszczać, nie wymagać od siebie tyle, dzieki lekom chyba też mniejsze napięcie odczuwam.

Uczę się też cieszyć z rzeczy "niepraktycznych". Tobie też się uda. Powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ka_Po, kopiuję z pw do innej osoby bo nie mam siły ponownie opisywać

 

eh to była dłuuuga rozmowa po której nastąpiła długa cisza...

doktorek zostawił mi 50 mg sertagenu (ale w aptece dali mi zamiennik sertaline arrow)

potwierdził że mam nie brać stabilizatora bo działa odwrotnie więc depakina poszła w szufladę

za to na sen dostałam trittico cr 150 mg

kazał mi spróbować żyć bez benzo i przyjść za tydzień o 14 na koniec jego pracy żeby się pokazać...

 

5 lipca mam rozmowę na tym dziennym oddziale i on chce wiedzieć czy mnie biorą... bo sam chyba nie wie co ze mną zrobić... powiedziałam mu o ostatniej próbie "s", o wymiotowaniu, o cięciu się i piciu... pytał czy na pewno nie chcę iść na zamknięty i sugeruje to coraz bardziej dosadnie... :(

a ja nie chcę... boję się...

piję, piszę i myślę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja dziś zadecydowałam. odstawiam leki, rezygnuję z krk(zadzwonię tam w poniedziałek), nigdy już nie pójdę do psychiatry, psychologa, terapeuty. niech mnie to doprowadzi do samobójstwa jak przyjaciela dziewczyny M. przynajmniej jeszcze jedna rzecz ich połączy..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sens, dziękuję! :*

wszystkim Wam dziękuję, Kochani...

sens, jesteś w takim razie na dobrej drodze, chciałabym kiedyś tak jak Ty czerpać przyjemność z tego co robię... niestety, od małego byłam jak robot - nauka, książki, szkoła muzyczna, kółka zainteresowań, malowanie, lepienie, origami itp. itd... nigdy tak naprawdę nie sprawiało mi to prawdziwej przyjemności. odkąd pamiętam robiłam wszystko z poczucia obowiązku albo, żeby pokazać innym swoje efekty, żeby byli zadowoleni, nawet jako mała dziewczynka, jak to możliwe. :shock:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiesz, łzy mi stanęły w oczach jak to przeczytałam.

 

Chciałabym tak kiedyś... Wzruszać się...

 

obroniłam, jestem magistrem!! :D

gratulacje!

 

Tak, tak mi właśnie zostało. Ten upór w dążeniu do celu jeśli chodzi o wykształcenie choćby się waliło i paliło. To dla mnie jedyny wyznacznik bycia kimś. Tyle, że nie robię tego z przyjemnością, zmuszam się, bo też mnie właśnie odrzuca. Ale w zmuszaniu się do różnych rzeczy jestem mistrzem. Dla przyjemności nie robię nic. Wszystko z obowiązku.

 

Wiesz co? To może różnica między nami polega na tym, że ja już zmęczyłam się tym zmuszaniem? I udawaniem. Zmęczyła mnie chora ambicja, pusty perfekcjonizm. I udawanie, że jestem kimś innym. Przestałam czuć sens tego zmuszania się. Zmuszania się i braku przyjemności. Być może po prostu u mnie już ten mechanizm obronny runął... Nie chcę już budować mojego poczucia wartości na przymiotach intelektu, na wykształceniu... Dopiero teraz widzę, jakie to puste - dążyć do tego, aby być najlepszą... aby otrzymywać oceny... Być może intelekt i zdolności są pomocne, są fajne, zapewniają ciekawsze życie, ale to tylko dodatek... Może po prostu mnie już to wszystko za bardzo umęczyło - walczenie o miłość i wartość poprzez osiągnięcia, udawanie kogoś, kim nie jestem, granie, wieczne granie, bycie pieprzonym ideałem, samokontrola... bezsens, jeden wielki bezsens, ja już tak nie potrafię, tylko problem w tym, że nie umiem odzyskać siebie, siebie prawdziwej, bo słyszę w głowie "EGOIZM"... Tak to matka z babcią mogły się mną pochwalić - byłam nieszczęśliwa, ale IM coś dawałam. A jak mogę chcieć czegoś dla siebie? Czegoś, co może być sprzeczne z potrzebami innych? jak mogę nie mieć poczucia winy? mam

 

***

 

I szaleństwo w umyśle powoduje to ROZDWOJENIE - jak JA moge czegoś chciec dla SIEBIE? To ja jestem tym JA czy tym SIEBIE???? Tak to JA chcę czegoś dla mamy, babci, kogoś tam i to jest norma. Jest JA i są INNI. A JA dla SIEBIE?? To jakieś rozdwojenie jaźni!!! Jakaś patologia :shock: Dla Was tak nie jest??

 

-- 30 cze 2011, 20:46 --

 

odkąd pamiętam robiłam wszystko z poczucia obowiązku albo, żeby pokazać innym swoje efekty, żeby byli zadowoleni, nawet jako mała dziewczynka, jak to możliwe. :shock:

 

Jak to możliwe? Jak się czuje, że inaczej nie dostanie zainteresowania i "miłości" to się tak robi. Dlatego do dzisiaj nie potrafię rozróżnić uczucia zadowolenia z czegoś od zadowalania innych. A właściwie nie potrafię odczuwać tego pierwszego, gdy myślę o tym to mam poczucie winy, bo to takie "pojedyncze, egoistyczne" odczucie. Co innego niż zadowalanie KOGOŚ... Jak można czuć zadowolenie z SIEBIE i nie miec poczucia winy?? I jak JA mogę być zadowolona z SIEBIE?? Rozdwojenie jaźni... Czy to jest zaburzenie, że ja tak myślę???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ka_Po, kopiuję z pw do innej osoby bo nie mam siły ponownie opisywać

 

eh to była dłuuuga rozmowa po której nastąpiła długa cisza...

kazał mi spróbować żyć bez benzo i przyjść za tydzień o 14 na koniec jego pracy żeby się pokazać...

... pytał czy na pewno nie chcę iść na zamknięty i sugeruje to coraz bardziej dosadnie... :(

a ja nie chcę... boję się...

piję, piszę i myślę

 

Lady B mnie ten ostatni lekarz co przepisał mi dobre leki też do tego namawiał i się zastanawiam. Może można wybrać szpital? tak, żeby było tam jakoś po ludzku? Dobrze że lekarz się Tobą przejął to dobry znak. Jaką diagnozę Ci postawił?

Trzymam kciuki, żeby zmiana leków pomogła

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja

każdy z nas jest egoistą i Twoja mama i babcia też były i są. Egoizm jest bardzo zdrowy pod pewnymi warunkami oczywiście :) Pomyśl, że jak zadbasz o siebie i będziesz się czuć ok to też możesz więcej dać innym z siebie. Wiem, że to trudne, ale pomyśl, że masz PRAWO: czuć się tak czy inaczej, masz PRAWO nie chcieć czegoś czy czegoś chcieć etc. Mi leki pomogły z powrotem zacząć odczuwać przyjemność bo w depesji w ogóle nie czułam i straciłam nadzieję, że kiedyś odczuję, mimo intenstywnej psychoteraptii. Masz prawo zająć się sobą i poszukać jak najlepszej metody do poczucia się dobrze bo masz prawo do szczęścia. Powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ka_Po, no mi się ten lekarz coraz bardziej "podoba" (jako lekarz oczywiście ;) ) Przeprowadził dziś ze mną bardzo... hmmm budującą rozmowę... nawet powiedziałabym lekko terapeutyczną... zwrócił mi uwagę na pewne rzeczy...

no i cały czas powtarza że ta terapia to u mnie powinna być podstawa...

i powiedział mi dziś też że droga jest przede mną długa i trudna ale da się ją przejść i że jestem silną osobą i dam radę... skoro tyle razy już usiłowałam się zabić i nadal żyję to znaczy że jednak jest we mnie wola życia i takie tam bajery... :smile:

a i że moja kreatywność w krzywdzeniu siebie też dowodzi tego że trochę mi się poprawia tylko szkoda że objawia się to w ten sposób :lol:

 

wiola173, będę musiała iść stanąć przy drodze... to może cosik dorobię sobie :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teraz cierpicie, a jeśli sobie nie pomożecie

Dawałam sobie pomóc 6 lat.

 

myślicie, że będzie lepiej?

nie będzie lepiej

 

Nie chcę iść na 7f, nie mam ochotę na stawianie do pionu, naprawianie, resocjalizację, racjonalizowanie, mówienie, ze mi młodość ucieka - jakbym tego nie wiedziała, powierzchowne ocenianie, ironizowanie, oschłość ordynatorki, kopanie, zimno analityka (i kiwanie głową albo martwy wzrok) oraz patrzenia jak inni mają siłę ze sobą spacerować, iść na fajka...

 

Ja tylko chciałam bliskości... chęci zrozumienia mojego subiektywnego patrzenia na świat... a nie pokazywania błędnego myślenia... błąd błąd błąd... źle... zmień się... bądź inna...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moniko

dzięki że pytasz. Jest dobrze. Bez rewelacji, ale jest ok. jestem zmęczona bo byłam w pracy i potem spałam i powinnam się przygotowywać do prezentacji, zobaczę czy dam radę. Ale nie boli już od 3 dni - czyli chyba jakiś trend a nie tylko chwila. I mam nadzieję i różne rzeczy mi się chce :).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×