Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

malibu, ja podobnie jak Amelia wolę spontany. Ale mam jeden wyjazd zaplanowany. Jadę z mamą do Szkocji na dziesięć dni (w okolice Inverness). Jeszcze nigdy nie byłam w Szkocji, więc się cieszę. ;)

 

Czy Twój syn miał badaną tarczycę? Nadczynność i niedoczynność tarczycy mogą powodować zaburzenia nastroju i drażliwość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

New-Tenuis,wiesz ,zauważyłam ze syn ,bez wyraznej "przyczyny" ma lepsze i gorsze dni .....

 

Malibu tak piszesz bo zastanawiasz się czy syn też coś podłapuje? Ja się boje że moje dziecko mogłoby po mnie odziedziczyć chorobę.. :(

 

-- 02 lip 2011, 20:12 --

 

jak dobrze pójdzie spędzę wakacje na terapii.

chyba mnie to też czeka...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oszaleję...przeanzliazowałam to co mi powiedział prof R i różnice w leczeniu ambulatryjnym byłyby takie:

1.dokładna obserwacja co mi jest - w końću widać byłoby moja apatię i faktyczny brak uczuć do innych, który obserwują moi bliscy, a którego absolutnie nie widać u lekarza i psychologa, bo wtedy się ozywaim i wyrzucam z siebie całe to cierpienie. Poza tym byłoby widać to czym się zmartwia moja mama, że od 1,5 roku nikt nie widział u mnie raodsci, zadowolenia i w ogóle jakiegoś "życia"...tego na pólgodzinnej wizycie u lekarza też nie widać, a jak mówię, to mam wrażenie, że jestem olewana

2.prof R zamierzał mi dac sole litu - ale dowiedziałam się, że po 1)czasami powoduja one uszkodzenia CUN!!!!! (nawet jest to napisane w farmindexie) 2) stosuje się je ponoć tylko w CHADZIE (tak twierdzi moja ciocia)

3. zostaje ketamina - ten narkotyk, po którym siętraci świadomość. ALe jest to metoda nowa, nowatorska i stosowana chyba tylko w Poznaniu. Moja lekarka jak próbowałam z nia porozmawiać to nawet nie wiedziała o czym mowa. Podobnie moja ciocia.

4. Jeśli by stwierdzili, ze to schizofreniczne - to dadzą mi neuroleptyk i NIE BĘDĄ pytać jak ja go tolerowałam - a ja wszystkie neuroleptyki toleruję fatalnie, po większości dostaję koszmarnej akatyzji i mi nalezy dawać neuroleptyki jak już to od razu z akinetonem - wątpię, żeby to kogoś tam obchodziło. Powiedzą " no jak pani dostanie akatyzji to pomyślimy"... ja znam realia szpitali - dostanę akatyzji wieczorem, to mi pięlęgniara powie, że mam chodzić w tym szale do rana, bo ona lekarza dyzurnego nie wezwie

5. Wszystkie inne leki poza ketaminą są dostępne też w warunkach ambulaturyjnych

6. Oni bardzo chętnie stosują elektrowstrząsy, a na to się kompletnie nie zgadzam

To wszystko mi przemawiało "przeciw" szpitalowi....żeby jednak się męczyć w warunkach ambulatoryjnych....jedyne czego żałowałam,to że w arunkch ablulatoryjnych niekt nie przeprowadza obserwacji i nie widzi jak ja fatalnie fuinkcjonuję.

Więc już bylam na "nie"...stwierdziłam, że nastwię się na psycholiogię, ewentualnie pojadę na oddział terapeutyczny do prof. Wciórki gdzie byłam i gdzie WIEM, że jest bardzo humanitarne podejcie do pacjenta (ale ketaminy tam nie ma)

Minusem jest to, że prof. Wcióka bardzo się w rozmowie uczepił diagnozy "osobowość histrioniczna" i obawiam się, ze móglby się tym zasugerować ZA BARDZO...tzn np w ogole nie dac lekow (taki mial zamiar odstawic mi wszystko nawet na sen :( )

Aha, w ogole to marzę o szpitalu od przynajmniej 2 miesięcy, po prostu czuję taką pustkę i cierpienie, że czasami byłam bliska pojechania do okropnego szpitala rejonowego, bo przechodziłam naprawdę nieziemskie katusze.

No własnie, ale dziś przez 3/4 dnia nie było tak zle, wypunktowalam sobie punkty 1-6 i stwierdziłam, że nie ma sensu jechac eksperymnetowac na własnej głowie jakiś lit czy kateminę.

W ogóle cały dzień starałam się wdrażać Wasze dobre rady, żeby sie nie skupiac na objawach, pomimo złego samopoczucia próbowałam coś robić.

Potem pojechałam (całe szczęscie, bo chodzenie to dla mnie horror) z rodzicami do kopścioła...początkowo miałam nadzieję, że nzów się odblokuję jak 3 tyg. temu...było tak średnio, ale jakoś przynajmniej mogłam się skupić..

Ale po Mszy dostałam tego sławetnego ataku "niewyobrażalnego cierpienia" w którym człowiek ma ochot się zabi ć natychmiast...drażni mnie wówczas każdy słowo, w ogóle jest to nie do opisania...pojawia się znikąd...trzyma powiedzmy z 20 min...teraz minęła już z godzina i jest nieco lepiej....ale nabrałam wątpliwosci...czy jednak nie jechac do tego szpitala, skoro prof R napisał, że jak nie przyjad to NIGDY więcej nie będe miała szansy...bo jak nie pojadę to od opniedzialku będzie taka sama męka...mój tata jest raczej za tym, ze jak ejst tak zle ( a on i tak nie widzi co jest na codzien) zebym jechala...moja mama się o mnie boi i jest przeciwna eksperymentom...ja sama nie wiem...co byscie zrobili na moim miejscu?

MALIBU - jesli by chodzilo o Twoje dziecko - co bys zrobila?

Dziękuję za wszyetkie sugestie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sens, mój syn ma zdiagnozowaną depresję oraz zespól obesyjno -konpulsywny, osobowość anankastyczna :evil:

brak uczuć,zacznę od końca ;) ,ja tez po Mszy,jakiejkolwiek dostaje ataku takiego jak opisałaś, podobnie mam podczas wizyty na cmentarzu -na grobie taty, nie mogę tam chodzić ,nie daję rady,wiec robię to okazjonalnie...i wtedy "udaję " twardą, ze nic mnie to nie obchodzi itd a w duszy kwiczę :why: ,inaczej zaczynam płakać i nie mogę sie opanować :hide:

Co do kliniki no ja bym synowi jednak odradzała, szukałabym do skutku dobrego psychoterapeutę, myśle ze tu jest "pies pogrzebany",Ty masz Olu bardzo wiele różnych "schorzeń" (nerwica lękowa, cięzka depresja -dystymia, może coś z hipochondrii :roll: ,ale na pewno nie schizofrenię) , nie wiem czy szpital i leki (ketamina nie leczy ...) coś pomogą ...

dobra psychoterapia ,ktoś komu zaufasz,sądze ze do tej pory tak sie nie stało ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

co byscie zrobili na moim miejscu?

ja juz pisalam , ale powtorze - jezeli teraz czegos nie zrobisz, to co ci zostaje? bedziesz siedziec w domu i czekac az samo przejdzie? ja uwazam - IDZ. Przeciez na sile tam nikt ciebie nie bedzie trzymal, jak ci sie bardzo nie bedzie podobalo to mozesz zrezygnowac. NIC NIE TRACISZ A MOZESZ TYLKO ZYSKAC POLEPSZENIE. A jak nie sprobujesz, to bedziesz potem zalowala.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

co byscie zrobili na moim miejscu?

ja juz pisalam , ale powtorze - jezeli teraz czegos nie zrobisz, to co ci zostaje? bedziesz siedziec w domu i czekac az samo przejdzie? ja uwazam - IDZ. Przeciez na sile tam nikt ciebie nie bedzie trzymal, jak ci sie bardzo nie bedzie podobalo to mozesz zrezygnowac. NIC NIE TRACISZ A MOZESZ TYLKO ZYSKAC POLEPSZENIE. A jak nie sprobujesz, to bedziesz potem zalowala.

 

Olu, uważam tak samo. i myślę, że każdy Ci to napisze...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Reszta dziewczyn,jedziecie gdzies na "wakacje"?

 

Malibu, w depresji na wakacje..?? :( Jeżeli będę miała ochotę i siłę na wakacje to dla mnie będzie sygnał, że jestem już bardzo zdrowa. Ja mam typową anhedonię, niemożność cieszenia się i relaksowania, wszystko męczy, słońce powoduje rozpacz. Wizja jakichś wakacji, wyjazdu to zadanie ponad moje siły. Ostatni raz byłam w stanie (jak to brzmi..) pojechać na wakacje 6 lat temu. Miałam wtedy takie średnie doły jeszcze. Wyglądało to tak, że leżałam w namiocie, bo nie miałam ochoty patrzeć na słońce albo leżałam obok namiotu jak trup, nie miałam na nic siły, płakałam. Inni mieli siłę się kąpać, pływać, chodzić do baru, spacerować. Później dołączyła rodzina mojego ówczesnego chłopaka i dostawałam aluzje, że nie pomagam przy grillu, co jeszcze bardziej mnie dobijało, bo miałam poczucie winy, a ja nawet nie miałam siły się umyć. Czułam się jak w jakimś filmie, nieobecna, zmęczona... Wróciliśmy wcześniej i jeszcze długo odchorowywałam zmęczenie tymi wakacjami.

 

-- 03 lip 2011, 10:31 --

 

jak dobrze pójdzie spędzę wakacje na terapii.

chyba mnie to też czeka...

 

Witajcie w klubie. No tak, zapomniałam, że przecież ja mam plany "wakacyjne" - terapia na 7f! I TO JUŻ ZA TYDZIEŃ! :shock::shock::shock: Mam wrażenie, że wrócę stamtąd szybciej niż myślę... :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jak dobrze pójdzie spędzę wakacje na terapii.

chyba mnie to też czeka...

 

Witajcie w klubie. No tak, zapomniałam, że przecież ja mam plany "wakacyjne" - terapia na 7f! I TO JUŻ ZA TYDZIEŃ! :shock::shock::shock: Mam wrażenie, że wrócę stamtąd szybciej niż myślę... :bezradny:

Naranjo!

Z takim nastawieniem chcesz tam pójść?

Dlaczego snujesz czarne scenariusze?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Naranjo!

Z takim nastawieniem chcesz tam pójść?

Dlaczego snujesz czarne scenariusze?

 

Moniko, szczerze mówiąc to ja nie wiem, czy i jak ja tam nawet "dojdę" :roll: Nie nadaję się zupełnie na 7f, bo jestem w głębokiej depresji, bardzo zmęczona. Nigdzie się nie nadaję. Pisanie na kompie to szczyt moich możliwości, nie myłam się od paru dni, prawie nic nie jem, bo nie mam siły iść do sklepu ani sobie nic przyrządzić i mi to zwisa... Najgorsze jest to, że nigdy z takiego stanu nie wyciągnęły mnie leki. Żadne. Teraz też biorę. Jeżeli w sobie nie znajdę tego czegoś, to po mnie. A nie mam siły szukać..

 

-- 03 lip 2011, 10:57 --

 

Dlaczego snujesz czarne scenariusze?

Bo się naczytałam wiele od osób, które tam były. W tym od Brak Uczuć, ale i innych. Że tam jest kopanie, czarna pedagogika, pouczanie, złośliwości, "prawdy" prosto w oczy, które są tak naprawdę tylko powierzchownymi ocenami, chłodni analitycy, przy których się nie otworzę, racjonalizowane typu "Młodość Pani ucieka", usilne mobilizowanie i "stawianie do pionu", zwracanie uwagi nie na całokształt człowieka, ale na to, co jest "do poprawy", złe, dopierdalanie pod przykrywką dobrych intencji i życzliwości (a tak naprawdę pewnie załatwiania swoich nieświadomych deficytów), resocjalizacja... :cry: Boję się braku zrozumienia i empatii, czyli NIEZROZUMIENIA. To jawi się jak piekło. A najgorsze jest, że wiele osób postrzega mój uraz do "kopania", jako chęć bycia głaskaną po główce. Irytuje mnie to, bo przecież można inaczej niż głaskać lub kopać, można podchodzić do człowieka po ludzku, a boję się, że tego tam nie zaznam... Boję się być potraktowana jako ta zaburzona, której trzeba pokazać, że robi źle. Wyższości personelu się boję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hejka,

 

biały latawiec, za co Cię wyrzucili z terapii? Co Ci jest?Wydajesz sie młoda osobą, dlaczego próbowałaś się zabić?!!!!!!!!!!! :evil:

U mnie oprócz migreny NIC :D

 

Powróciłam do rzeczywistości...Dziwnie mi sie pisze w tym watku, mam wrażenie ze Wy dziewczyny tak jesteście zgrane fajnie a ja jeszcze sie nie odnajduje i bardziej jestem obserwatorem :oops:

Wyrzucili mnie za łamanie regulaminu oddziału i w.g ordynatorki miałam zły wpływ na grupę. Pozatym weszłam w jakby "'romans" z jednym z pacjentów(bez sexu!). Co mi jest?...hmmm jak dostane wypis z tego oddzialu terapi grupowej to sie dokładnie dowiem:P Napewno jestem chwiejna emocjonalnie i mam zaburzenia osobowości. Borykam sie z depresją juz od gimnazjum naprzemian z okresami nadmiernego entuzjazmu i lekkiej manii. Aby, zebrać wszsytko do kupy i w skrócie nakreślić moje problemy: traumy z dzieciństwa i okresu dorastania, tj. molestowanie, znecanie sie fizyczne (katowanie)matki oraz alkoholizm ojca. Może jestem jeszcze młoda ale czuje sie bardzo stara i bardziej odpowiada mi wizja swojej niechybnej śmierci niż wizja "jakiejś"przyszłości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, Naranjo, ale tak nie można.

Wiem,że łatwo komuś doradzać, jeśli nie jest się już w takim stanie.

Gdy chodzilam na terapię, a były to pierwsze tygodnie nie miałam siły nawet wstać z łóżka. Żeby się schylić po coś, musiałam się przemóc bo to graniczyło z cudem i chciało mi się wyć. W tym czasie miałam zwiększoną ilość sesji w tygodniu.

Terapeutka powiedziała,że mam codziennie wykonać jakieś 3 czynności na siłę. W tym czasie byłam na L-4. Po dwóch miesiacach zaczęłam chodzic do pracy, było ciężko, ale to był dobry pomysł.

Wykonywałam wszystko na siłę, z niczego się nie cieszyłam, ale mialam w sobie wewnętrzne, głębokie przekonanie,że mój stan jest przejściowy.

Jeśli chodzi o terapię to miałam zawsze pozytywne nastawienie. Czekałam na tą terapię.

Efektów nie było przez pierwsze 9 miesięcy, przynajmniej ja odnosiłam takie wrażenie.

Zmuszaj się, proszę Cię.

 

 

BiałyLatawiec, PO jakim czasie Cię wyrzucili z tej terapii? Ile czasu tam uczęszczałaś? Bo może na grupowej się nie odnalazłaś i bardziej byłaby Tobie potrzebna taka pod kątem syndromu DDA i indywidualna?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powróciłam do rzeczywistości...Dziwnie mi sie pisze w tym watku, mam wrażenie ze Wy dziewczyny tak jesteście zgrane fajnie

ja nie jestem fajna.

zgrana chyba też nie?

sama nie wiem...

ostatnio złośnica, bo mi bardzo źle

na pewno jesteś fajniejsza ode mnie, to na pewno :smile:

 

bardziej odpowiada mi wizja swojej niechybnej śmierci niż wizja "jakiejś"przyszłości.

mnie "jakaś" przyszłość jeszcze pasi, ale przyszłość w takim dole i zmęczeniu to już nie :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, Wyrzucili mnie w 8 tyg terapi, ktora miała trwać 3 miesiące. Bardzo dobrze mi sie wspołpracowało z innymi i wydaje mi sie, że inni ze mna tez mieli dobry kontakt...może az za bardzo, od poczatku byłam w grupie z samymi mezczyznami i tylko jedna pacjentka oprocz mnie dlatego wybijałam sie na tle grupy i dobrze wiem jak potrafie podswiadomie bawic sie i karac meżczyzn za to co dzialo sie jak bylam dziewczynka... Zalezało mi na skonczeniu tej terapii i ktraktowałam ja jako wstep do oddziału F7 a teraz to jestem w wielkiej D***bo jak dostane wypis z ocena ze manipuje perapeutami i szkodze w leczeniu innych pacjentow ro mnie nie przyjma :(

Bede probowała wrocic na indywidualna, ktora przerwałam po pierwszym miesiacu ale dobrze wiem i czuje ze raz w tygodniu indywidualnej to dla mnei za mało..

 

-- 03 lip 2011, 11:26 --

 

naranja, Już od dłuższego czasu obseruje ten wątek i naprawde widze, że Wy tu dziewuszki staracie sie nawzajem wspierac i pomagac jak tylko umiecie.

A Ty masz wspaniale rozwinieta empatie do innych osob ktore cierpią i zazdroszcze Ci jak potrafisz błyskotliwie i twórczo pisać o sobie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zalezało mi na skonczeniu tej terapii i ktraktowałam ja jako wstep do oddziału F7 a teraz to jestem w wielkiej D***bo jak dostane wypis z ocena ze manipuje perapeutami i szkodze w leczeniu innych pacjentow ro mnie nie przyjma :(

 

Z tym to Cię pocieszę. To, że manipulujesz innymi nie Cię skreśla na konsultacjach na 7f, bo to jest przecież wpisane w problemy osobowościowe, a właśnie dla takich osób jest ten oddział pomyślany. Na konsultacjach najbardziej patrzą na motywację, szczerość i odporność na frustrację - zapamiętaj, jeśli Ci zależy.

 

Powiem Ci tak - z ostatniego psychiatryka, z tego roku, miałam dłuuugi wypis na całą stronę A4, a w tym wypisie jak to ja "odmawiam współpracy" i wyliczone ze szczegółami wszystko, czego ja nie chciałam robić i co odmawiałam (!). Dr prowadząca nie pozostawiła na mnie suchej nitki (nie lubiłyśmy się). Wiedziałam, że do tego nawiążą na konsultacjach, dlatego wcześniej przygotowałam się, jak im to wytłumaczyć - przy czym nie wyglądało to tak, że ja się próbowałam wybielić, tylko mówiłam szczerze, CO mną motywowało, a także powiedziałam z którymi punktami wypisu się nie zgadzam i dlaczego. Z tym, że na spokojnie i kulturalnie. Przyjęli mnie.

 

zazdroszcze Ci jak potrafisz błyskotliwie i twórczo pisać o sobie ;)

 

Chyba nie ma co zazdrościć, bo to jest narcyzm(?) Poza tym to pisanie o sobie wcale mi nie pomaga w wyleczeniu. Uciekam od przeżywania i rozmów na żywo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, motywacje to ja mam jak na dzien dzisiejszy dużą, wrecz jestem niecierpliwa :shock:

Bardzo podobnie było z maja ordynatorka otwarcie przyznawałam sie jej ,że z nia rywalizuje i ciagle sie ścierałyśmy :P Dzieki za cenne rady bede miała nad czym myślec jak dostane ten wypis...co do szczerości to z tym nie bede miec raczej problemu...bardziej czy te prawdy wypowiadane przeze mnie sa prawdami obiektywnymi czy subiektywnymi :P

 

Forma tego jak piszesz wzbudza moja zazdrość a to czy, to co piszesz ma chrakter terapeutyczny to juz druga strona medalu i sama najlepiej wiesz jak jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Narnaja, myślę, że niedobrze, że tykle pisałam o SWOICH doświadczeniach z 7f, to Cię mogło dołować. Przecież w TWOIM przypadku może być zupełnie inaczej...empatyczni to tam są przede wszystkim współpacjenci...i wiele osóbh u nich znalazło zrozumienie i pomoc. Choć oczywiście jaknjest 30 osób, to znajdę się również tacy, którzy uważają, że wymyślasz, u mnie tak było, obgadywali mnie i wyśmiewali...ale to niektórzy... uprzedzam przed panem dietetykiem - pan się lubi zabawiać w terapeutę, mi w końcowym etapie, tak dokopał gnojek, że niedjen by pewnie kompletnie się załamał.

Ja przechodze to co codzień - budzi mnie niewypowiedziane cierpienie i lęk, jem coraz więcej benzodiazepin. Jak przestaję czuć pustkę i cierpienie, to przysięgam - może mi nie wierzyć, że nie czuję nic, ewentualnie frustrację, że nie czuję. Nocowałam u rodziców. Poprosiłam rodziców na rozmowę. Powedziałam im, że zgadzam się z ich obawami, szpitala się boję, ale ja NIE JESTEM W STANIE ANI PRACOWAĆ ANI MIESZKAC SAMA. Rodzice zareagowali wyszydzaniem, wyśmiewaniem. Powiedzieli, że nie chcą, żebym z nimi mieszkała. ALe że ewentualnie mogą się łaskiawie nad tym zastanowić, ale o niechodzeniu do pracy nie ma mowy - ojciec to powiedzial tonem...nie wiem nawet jak to określić. Zaczęli na mnie krzyczeć, ja zaczełam płakać, też się zrobiłam nerwowa - tak jest u nad co tydzień. Siostra jest zwykle powiedziała, że jak mają być krzyki, to mam wypieprzać do siebie...ja powiedzialam moim rodzicom, co już im niejednokrotnie mówiłam, że ja tak nie wytrzymuj e tego cierpienia i pustki w samotności, że prawie codzień dzwonię na telefon zaufania dla samobójców. Powiedziałam to, bo chciałam, żeby zrozumieli jak ciężki jest mój stan. Zaczeli tylko kpić.Powtórzyli nie wiem ile razy, że ich to nie obchodzi, że jestem dorosła i niech robię co chcę.Potraktowali to jak jakieś cyrki z mojejj strony a nie prawidziwe pragnienie śmierci...a ono jest prawdziwe...w ogóle jestem u nich, oni mają nornalne życie, oglądają sobie TV, pacują, bawią sie z kotem, a ja jestem gdzieś oboki ze swoim cieprieniem...oni to traktują tylko jako "nakręcanie się"...ja jestem w pdobnej sytuacji jak Narnaj,a że mi ciężko się umyć, ubrać...jak mówię mamie, że nie daję rady chodzić po zakupy to mówi " to nie chodź Twój problem"... mogłabym nie iśc do szpitala pod warunkiem, że mogłabym miszkac u rodziców i prawie nic nie robić, bo nie mam na to siły, ale takiej opcji nie ma. Ja MUSZĘ JESZCZE chodzić do pracy, choć siedzę tam jak nieprzytomna... rodfzice są juz dziś przeciwni wszekiemu szpitalowi, nabjają się ze mnie. Ja nie wiem co robić. Powiem Wam zupłnie szczerze, już którys raz, że jakbym sie nie bala piekła i wiedziała jak skutecznie zabić, to bym to zrobiła. Nie chce tak żyć. Nie wiem jak moja mama jednego dnia może mówić (wczoraj), że by wszystko zrobiła, żebym była zdrowa, a dziś tylko szydzić.

Naranja, ja nie wiem, mi sie wierzyć nie chce, że my mamy "tylko" zaburzenia osobowości. To jest jakis koszmar. Ja też nie jestem w stanie wyjechać na wkacje. Jak stracilam uczucia, to zresztą myśl o wakacjach nie wywołuje we mnie nic inneog niż np. myśl o konieczności zrobieniu siusiu...przeprasam za porównanie, ale takąmam anhedonię

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Narnaja, myślę, że niedobrze, że tykle pisałam o SWOICH doświadczeniach z 7f, to Cię mogło dołować.

 

Jak rozumiem napisałaś to po to...

 

uprzedzam przed panem dietetykiem - pan się lubi zabawiać w terapeutę, mi w końcowym etapie, tak dokopał gnojek, że niedjen by pewnie kompletnie się załamał.

 

...aby zaraz mnie znowu zdołować?

 

Wiesz, co Ci powiem? Ten Twój "brak uczuć" i pisanie o tym coraz bardziej odbieram jako bierną złość - komu Ty chcesz tak dojebać? Podświadomie mścisz się na ludziach, losie, rodzicach, bogu, wprawiając wszystkich w bezradność i poczucie winy, takie mam wrażenie. ZA CO? Jakbyś sobie na to zaczęła odpowiadać to może do czegoś by to doprowadziło sensownego. Ale nie, Ciebie nie obchodzą takie pytania, refleksje, komentowanie. Ty lubisz się kisić we własnym sosie samoużalania. Powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, Olu, powiedz mi, co Ci daje to ciągłe narzekanie i użalanie się nad sobą? Pomaga Ci to jakiś sposób? Tak pytam, bo ja na ostatniej sesji przed urlopem mojej terapeutki przez pierwsze pół godziny odrzucałam wszystko co mi proponowała i tylko narzekałam, powtarzałam jak mantrę jak mi źle, w jakim jestem beznadziejnym stanie, itd., byłam na nie na cokolwiek co mi podsuwała i skupiłam się na swoim cierpieniu. Terapeutka wtedy powiedziała, żebym przez kolejne 10 minut tylko narzekała, mówiła o swoim beznadziejnym położeniu, a ona będzie słuchać. Najpierw i to chciałam odrzucić, ale potem na to przystałam i przez prawie 10 minut użalałam się nad sobą. A potem terapeutka zapytała mnie czy mi to jakiś sposób pomogło. Nie pomogło, ani trochę, straciłam właściwie tylko czas, bo nic a nic mi to nie dało. :roll: Dlatego ja pytam Ciebie – czy pomaga Ci jak ciągle babrzesz się w tym swoim cierpieniu, użalaniu się nad sobą? A jeśli tak - to w jaki sposób?

 

-- 03 lip 2011, 13:16 --

 

a, jeszcze mi się przypomniało, że terapeutka pytała mnie co chcę od niej usłyszeć, gdy tak mówiłam, że już nie mogę tego znieść już swojej sytuacji i mojego zakichanego życia, że to wszystko nie ma sensu, że już zawsze tak będę cierpieć itd. - czy chcę usłyszeć słowa pocieszenia, czy przytaknięcie, że już faktycznie nie będzie lepiej, czy żeby mnie przekonywała, że moje życie ma sens... I znów pozwolę sobie Olu to pytanie przenieść trochę analogicznie na Ciebie - co chcesz osiągnąć pisząc nam w kółko to samo i powtarzając jak mantrę - co chciałabyś od nas usłyszeć (a właściwie przeczytać?)

szkoda, że odrzucasz rady naranji i skupiasz się na powierzchni swoich problemów, czyli tylko objawach...

:(:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem jak moja mama jednego dnia może mówić (wczoraj), że by wszystko zrobiła, żebym była zdrowa, a dziś tylko szydzić.

Pewnie martwi się o Ciebie i różnymi "sposobami" próbuje Cię przywrócić do rzeczywistości. Raz przez zapewnienie, że Cię kocha, a raz przez dogryzanie. Mama też jest człowiekiem, a Ty nie jesteś jej obojętna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No więc tak - Naranja - ja z tym dietetykiem to Cię tlyko ostrzegam, bo czasem tak jest, że człowiek się komuś zwierzy, wydaje mu się, że jest wysłuchany, że fajnie, fanie - za takiego uchodzi ten dietetyk, a mi powiedział na koniec rzecz tyle głupią co straszną...wiedziałam, że jest poje...any w tym monencie, że nie ma racji, ale mimo wszystko jakoś to mnie dobiło. Dziwne, że dobicie odbieram.

No więc tak - musze przyznać, że mi jedyne co pomaga to rzeczyiwście wyrzecenie z siebie tego cierpienia, napisanie o o tym, opowiedzenie...o tym cierpieniu i pustce, jak również całej reszcie. Muszę to zmienić jeśli Was top dołuje.ALe nie bardzo wiem jak ja u mnie się nic innego nie dzieje, tlyko od 1,5 roku cierpienie i pustka i ani jednego dobrego dnia. To akurat myślę, że Naranja dobrze zna, może ma więcej siły do znoszenia tego, może ma więcej nadziei, może ma jakieś uczucia wyższe, które Jej to pozwalają przezyć (w stylu " cierpię tak, ale ofairuję to za głodujące dzieci w Afryce"), ja niestety już dawno mimo Wiary zatraciłam takie zdolności...to cierpienie jest zbyt wielkie, nie mam w sobie uczuć, które by mi pozwoliły je jakoś wyngrodzić (poczuć radość "dzięki temu zbawiłam jakiegoś grzesznika")...ja przyjmuje rozumowo, że może to cierpienie ma jakiś sens, ale już dawno powiedziałam Bogu, że ja już nie chcę nikogo zbawiać, nikomu pomagać, że dla mnie to cierpienie jest nie do przejścia...i chociaż czasami rozumowo ofiaruję je za kogoś, to nic mi to nie daje. Ma nadzieję, że daje chociaż temu komuś.

 

Ogólnie u mnie problem z tym czymś co mi jest jest taki, że ja mam objawy jakby depresyjne, nie mam chęci i siły psychicznej nic robić, nie ma uczuć, nie ma radości, ale jest OGROMNNIE bolesne uczucie pustki i cierpienia i to trwa od wczesnych godzin rannych....dla mnie ot jest jak rak i ja właśnie ciągle o tym mówię, bo mówienie o tym pozwala mi się nie zabić. Dziś od rana było to amo, dodatkowo byłam zdenerwowana sytuacją z Poznaniem, z braku zainteresowań nie mogłam sobie znależć miejsca (problem codzienny) ja to wszystko przeżywam strasznie intwenywnie, mówie o tym, płaczę, potem rodzice sie na mnie denerwują, nie dowierzają, wyszydzają, wyśmiewają - to mnie frustruje jeszcze bardziej, rodzice zaczynają krzyczeć, ja zaczynam krzyczeć ( a w środku i tak emocji nie czuję), potem cała zdenerwowana zadzwoniłam do cioci, bo nie wiedziałam co robić z Poznaniem, wymyśliłam jeszcze Lublin, płakałam do słuchawki, do wku..wiało moja mamę, przychodziła i naskakiwała na mnie, potem żądała żebym powiedziała, co powiedziała ciocia, a ja nie potrafię się zwierzać na żądanie, więc mówiłam, że sie boję, potem się zaczęło robić coraz bardziej nerwowo, w końcu wkroczyła moja siostra i mnie pobiła :(((( potem pobił mnie tata :((( po postu koszmar, potem ja chciałam wyjść od nich ( czułam sie w środku potwornie, bo czulam to potworne ciepienie i jeszcze drugie to rpowadziwe za to jak mnie potraktowali), oni nie chcieli mnie wypuścić, moja siostra zaczeła mi wyrzucać, że wykańczam rodziców (no bo to prawda:(((( ) powiedziała, że jestem mordercą ( w tym momencie pomyślałam, że gdybym tlyko mogła to bym się zabiła i uwolniła wszystkich od tego koszmaru), potem chcialam, żeby mnie wypuścili, chciałam jechac na izbę przyjęć po cos na uspokojnie, oni konskewentnie blokowali drzwi i przepychali się ze mną, więc w tym momencie mi już odbiło i zaczęłam drzeć sie przez okno ratunku...moja siostra mi dalej wyrzucała jakim jestem złym człowiekiem, mój ojciec kpł ze mnie, mamam nie pozwalała jechac na zibę przyjęć tylko miałam przy niej zjesć coś na uspokojnie, a ja po prostu chciałam opuścić ten dom...pojechałam, dalej mi 1 mg lorafenu i chwilowo się trzymam, nie czuję pustki i cierpienia, ale oczywiscie jest to chwilowe i jesli nie pojdę do szpitala to jutro od rana znow nie będę mogła wytrzymać...w ogole jak powiedzialam lekarce o moim przemoznym pagnieniu smierci to chciala mnie wywiezc do szpitala rejonowego, ale on jest straszny, więc powiedzialam, ze jutro i tak idę do szpitala...choc nadal nie wiem co zrobic...moja mama jest przeciwna, ale prawda jest taka, ze ja juz od wielu tygodni nie daję rady, zatruwam zycie wszystkim, ciągle dzwonię na tel.zaufania.... na izbie przyjęć był ampetyczny portier, zaczał mnie wypytwać, to mu się wygadałam, powiedział, żebym się nie zabijała, bo pójde do piekła...gdzieś w głebi ducha ja też bym chciała jeszcze zyc, poczuc radosc, ale wydaje mi sie to malo prawdopodobne przy mojej historii choroby... dziwne było to, że w sumie całe zdenerwowanie w domu było też bardzo płytkie, nie czułam tego w sercu i jak przyjchałam na izbę przyjec to emocjonalnie nie czułam dosłownie nic w związku z tym wydarzeniem w domu, zupelne odciecie emocji, czulam tlyko tę potworną pustkę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, im wiecej czytam o Tobie tym bardziej myśle, że dla Ciebie najlepszym wyjsciem bedzie szpital. Dasz sobie troche przestrzeni tylko dla siebie i moze w koncu dobiora Ci odpowiednie leki bo chyba te co teraz bierzesz sa poprostu nieskuteczne. W brew pozorom odpoczać bys mogla w szpitalu od tej ciagle napietej atmosfery w domu. A rodzice wzieli by gleboki oddech aby moc jakos inaczej podejsc do Twoich problemow. Zastanow sie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×