Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

brak uczuć, ja też przeżyłam kiedyś coś takiego, że czułam jakby mnie nie było, rodzice na mnie krzyczeli, a ja ich kopałam i wołałam, że ich nienawidzę, mój tato mnie nawet raz uderzył, kiedy przyłapał mnie na tym, że zawiesiłam na haku pasek od spodni, żeby się powiesić. Przez cały czas jednak wiedziałam, że wcale nie chcę się zabijać, że tym swoim zachowaniem chcę podświadomie zmusić rodziców, by poświęcili mi OBOJE cały swój czas, by mnie hołubili jak małe dziecko (a miałam wtedy 19 lat), by ze mną spali, karmili mnie. Chciałam zrzucić na nich odpowiedzialność za całe swoje życie, chciałam, by robili za mnie wszystko. Kiedy wydawało mi się, że zaczynają zajmować się czym innym niż mną, krzyczałam, że ich nienawidzę. Wiesz, dlaczego tak robiłam? Dlatego, że bardzo nie chciałam wkraczać w dorosłe życie, poza tym czułam bunt. Już od wczesnych lat nastoletnich musiałam być świadkiem ich konfliktów, wysłuchiwać żali mamy, pocieszać ją, przemawiać tacie do rozsądku, kiedy pijany mamę obrażał. Nie chciałam wkraczać w dorosłość, bo nie czułam, żebym miała normalne dzieciństwo. Teraz stopniowo wchodzę w dorosłość, nie zapominając o tym, że czasem myślę jak dziecko... i pozwalając sobie na to, żebym naturalnie dojrzała do tej dorosłości. Może Ty też tak masz? Może brak uczuć to bunt przeciwko dorosłości, odpowiedzialności? Przerzucasz odpowiedzialność na otoczenie, a im dłużej się źle czujesz, tym dłużej bliscy na Ciebie zwracają uwagę? (i nie tylko bliscy, bo krzycząc "ratunku" chciałaś w całą sprawę zaangażować również sąsiadów). Ja też tak kiedyś robiłam. Chyba Ciebie jeszcze na tym forum nie było, jak opisywałam swoje zachowania. Raz się przy koleżankach przewróciłam na podłogę i udałam, że mdleję, bo nie chciałam, żeby mnie zostawiały. Później zrozumiałam, że to nie jest dobra metoda.

 

Rozumiem Cię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest oczywiście możliwe, że nieświadomie mam coś z tą dorosłością...tzn rózni psycholodzy już mi to sugerowali...natomiast świadomie, to ja nienawidzę tego, że niszczę (nie celowo) moją rodzinę, moich rodziców, których przecież przynajmniej rozumowo bardzo, bardzo kocham...nienawidzę swojego braku motywacji, swojego nieradzenia sobie w pracy, swojej depresonalizacji, nienawidzę tego, że życie ograbiło mnie z moich marzeń, które nosiłam całe życie - założyć szczęśliwą rodzinę, wybudować domeik na wsi, hodować kwiatki, zajmować się dziećmi...ja tym zyłam całe życie, od najmłodszych lat miałam takie marzenia...i zanik uczuć wszystko zniszczył...a co do mojej dorosłości - jako dziecko byłam nad wiek dojrzała np. mając 10 lat czułam się na 20, przez wszystkich też tak byłam odbierana jako mądre poukładane dziecko...żyłam życiem moich rodziców...ich problemami, kłótniami, awanturami, problemami finansowymi...potem jeszcze na studiach się zamartwialam, żeby moi rodzice nie umarli zbyt wcześnie, żebym mogłasie nimi nacieszyć, żebyśmy mogli nadrobić zły czas awantur i nieporozumień, strasznie się winiłam za te awantury i nieporozumienia...na studiach w nocy wstawalam do taty sprawdzić czy oddycha, bo ma kłopoty z sercem...MIAŁAM UCZUCIA...jednocześnie co do dorosłości to faktycznie jak byłam juz na studiach to zaczęłam się nad sobą użalać, zaczytywać w jakichś ksiąśkach pseudo-pyscholoigicznych, rozmyslać jak miałam ciężko i do mojej podświadomości - bo zdałam sobie sprawę z tego dopiero pare lat później wkroczyło przekonanie, że z takim dzieciństwem to ja nie dam sobie rady, ze musze być nieszczęśliwa itd. Jednocześnie zaczełam odbijać sobie to dzieciństwo, czas jakby się cofnął czy zatrzymał, pamiętam, że mając lat 23 czułam się na 17 i potem zawsze ta różnica 6 lat zostawała...chyba był to wiarygidny odbiór bo zachowywałam się jak moja 6 lat młodsza kuzynka...czyli byłam niedojrzała...a potem gdy zaczął się koszmar cierpienia i pustki to czuję się na 90 lat...naprawdę...a mam 31

 

-- 03 lip 2011, 17:15 --

 

Przeprosiłam mocih rodziców, że ich niszczę, że kolejna niedziela była pod znakiem mojego cierpienia, ale zostałam potraktowana oschle....a uważam, że też powinnam zostać przeproaszona za ciągłe wyszydzanie mnie, wyśmiewanie, no pobicie (co prawda niezbyt bolesne). Jeszcze mój tata uznał, że sobie folguję...a ja wiem, że ja ostatkiem sił walczę z tym cierpieniem...dlatego chyba nie ma co się zastnawiac nad tym szpitalem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mając 10 lat czułam się na 20, przez wszystkich też tak byłam odbierana jako mądre poukładane dziecko...żyłam życiem moich rodziców...ich problemami, kłótniami, awanturami, problemami finansowymi...potem jeszcze na studiach się zamartwialam, żeby moi rodzice nie umarli zbyt wcześnie, żebym mogłasie nimi nacieszyć, żebyśmy mogli nadrobić zły czas awantur i nieporozumień, strasznie się winiłam za te awantury i nieporozumienia...na studiach w nocy wstawalam do taty sprawdzić czy oddycha, bo ma kłopoty z sercem...MIAŁAM UCZUCIA....

Powiem Ci tak: Musisz sobie z tym poradzić sama. Oczywiście, znajdą się ludzie, którzy podadzą Ci pomocną dłoń, ale szczęśliwa będziesz się czuła dopiero wtedy, gdy znajdziesz oparcie w sobie. Spróbuj zacząć sobie sama tłumaczyć, dlaczego się źle czujesz - np. źle się czuję, bo jest brzydka pogoda, bo siedzę sama, bo się czegoś boję. Szukaj przyczyny. Może też być: źle się czuję, bo wstałam z łóżka, spodziewam się, że ten dzień będzie kiepski. Kiedy znajdziesz przyczyny (ja tak robiłam i mi to pomogło... i dalej tak robię i mi to pomaga), łatwiej będzie szukać rozwiązania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Problem w tym, że ja się tak czuję niezmiennie od 1,5 roku...cokolwiek by sie nie dzialo...od rana do nocy...dlatego to jest takie nie do wytrzymania...ze w ogole nie mam milych chwil, ze mi sie samopocuzice praktycznie nie zmienia.

Jedno co jest tylko na pwno, ze się martwię to schizofrenią prostą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też już tak myślę. Bo widzę, że nawet po lorafenie jest ze mną nie tak. TO nie jest kwestia tylko lęku przed schizofrenią. Jak lęk opada to wkracza totalna apatia i naprawdę brak prawie wszelkich uczuć, wręcz bodżce z rzeczywistości do mnie nie docierają. Tak, że obawiam się, że oni mogą tą straszną diagnozę portwirdzić....byleby tylko nie czuć cierpienia...bo najgorsze jest to uczucie cierpienia i bolesnej pustki...i tlyko benzodiazepiny na to pomagają...a ich nie można brac wiecznie...już biorę pól roku...tego się najbardziej boję, że będę musiała przez kilkadziesiąt lat czuć cierpienie od rana do nocy...bo już tak czuję 1,5 roku...myślę, że to był ostatni dwonek na szpital...oby tlyko pomogli, a nie zaszkodzili

 

-- 03 lip 2011, 18:16 --

 

Chyba nie będę mogła pisać ze szpitala...mam internet, ale mój tata potrzebuje laptopa:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, Olu, nawet jak nie będziesz mogła pisać ze szpitala, nic się nie stanie. Posiedzisz tam chwilę, może Ci pomogą? A ja będę czekać na Ciebie tutaj. Ważne, żebyś o siebie zadbała. Popatrz, w pracy tolerują Twoją chorobę, masz oboje rodziców, siostrę... Twoi bliscy na pewno Cię bardzo kochają, ale nie są ze stali i trzeba zrozumieć, że czasem im puszczą nerwy. Może w szpitalu zdarzy się ktoś, kto Ci naprawdę pomoże? Może dobiorą leki tak, że będą na Ciebie działać? Pomyśl: może być już przecież tylko lepiej. A ja tu jestem i zawsze czytam Twoje posty, więc jak wrócisz, możesz do mnie napisać, podzielić się wrażeniami. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kochana New - Teniuis dziękuję CI za wsparcie...bo czasami się czułam jak wrzód na dupie tu na tym forum...nie wiem co będe robiła całymi dniami z tą pustką jak nie będę miała internetu...tzn internet wzięłam, może ktoś użyczy laptopa.A jak nie to odetchniecie trochę ode mnie. Ja się naprawdę martwię, że to schizofrenia prosta, bo jak mi na tej izbie przyjęć dali lorafen, to ustało to cierpienie i to uczucie bezgranicznej bolesnej pustki i przestałam czuć cokolwiek właściwie...zero emocji...i dlatego ja tak chodzę jak obłąkana, bo nie wiem co ze sobą zrobić...bo bez żadnych odczuć to nic nie interesuje...dlatego ja tak szalaję w wekenedy... zawsze jak zaczynają działać benzodiazepiny i ustaje lęk, a co z tym idzie cieprienie, to zostaje NIC. No dosłownie żadnych emocji. Dlatego wam i wszystkim się tak wydaje, że ja jestem pełna emocji, bo ze mnie emanuje ten lęk i to cierpienie. ALe gdy tego nie ma, to nie ma juz nic. Ja w ogóle nie czuję się inaczej w róznych miesiąsacach czy dniach tygodnia, nie czuję czy weeklend czy dzień roboczy, nie czuję senności, nie czuję zmęczenia, ale też nie czuję odpoczynku...jestem jak zawieszona w prózni...nie czuję też żadnej depresji tylko nic mi się robić nie chce, bo bez emocji nic nie pcha no i spowolniała jestem bardzo i mam trudnosci ze skupieniem się, zroganizowaniem...no jak mówię - chodzę jak obłąkana...bez kitu obawiam się naprawdę, że to schizofrenia, zwłaszcza, że oni lubią to tam stwierdzać, a co za tym idzie neuroleptyki i akatyzja:(

No i musze się jutro dopytać czy mogą mi bez mojej woli robić elektrowstrząsy - jak tak, to nie zostaję.

Ogólnie po tym lorafenie mam lęk odłączony i moje obawy co do szpitala są czysto teoretyczne...teoretycznie mogłabym jutro na kolejnej benzodiazepinie isć do pracy, ale ja widze, że ze mną jest cos naprawdę nie halo...czuję się jakbym nie miała kontaktu z rzeczywistoscią...naprawdę...wszystko słyszę, wszystko rozumiem, tylko nic nie robi na mnei żadnego wrażenia

Życzę udanych wakacji tym, którzy będą jechać na wakacje, a udanej terapii Naranji, Korbie, Asi, Monice i całej reszcie...ja jestem bardzo ciekawa co mi zdiagnzoują...bo oczywiście się przyznam, że o schizofrenii prostej myślę nieustannie od 2 lat i czy to mogło mi się tak "wyindukowac" (choc zanik uczuc i zle funkcjonoanie bylo juz wczesniej).....

Wiecie, ale jakieś sladowe uczucia mam, choc nie mogę ich poczuc, i jest mi przykro, że taki dzien zgotowalam moim rodzicom...myslę, że jakbym nie poszla do szpitala to za kilka dni by bylo znow nie do wytrzymania....no ja nie potrafię tego poczuc, ale bardzo kocham moich rodzicow....jakby trzeba bylo to bym bez mrugniecia okiem oddala za nich zycie... i tak sie martwie, że mi sie tak pogarsza, że moze moi rodzice juz przed smiercią nie zdążą zobaczyc mnie zdrowej:( (jeśli to by była schizofrenia) albo że strace kontakt z rzeczywistoscią do konca...albo ze będę tylko lezec...juz jestem tego bliska...moim rodzicom jest tak przykro, tak się smuc ą, że ja się nie realizuję, ze mam takie stany, a nie zajmuję sie teraz 3 dzieci i firmą...oni tak o tym marzyli...ja zresztą też...tata jeszcze miesiąc temu snul plany, zeby mi oplacil szkolenie jakies...Jezu jak bym chciała...byc w stanie...pojechac sobie na szkolenie...zeby to cieszylo...zeby nie czuc cierpienia i pustki...zeby moc się skoncentrowac o czym mowią...zacząć jakaś działalnosc, miec napęd - to są rzeczy dla mnie nieosiągalne:( dopiero teraz jak wzięłam stilnox to mi się humor poprawił i jakies zainteresowanie swiatem...

No nic...tych wierzących proszę o modlitwę za mnie, a ja się postaram o Was też pamietać wszystkich wierzących i niewierzących, zeby Wam dobrze szło (terapia, praca, wakacje)...

Kończę te epistołę, jak to w moim stylu bardzo długą

Ola

 

-- 03 lip 2011, 20:43 --

 

A jeszcze dodam specjalnie dla Naranji, która ma jednak specjalne miejsce w moim sercu i teraz po stilnoxie moge to trochę poczuć - że jst mi bliska przez to długotrwałe cierpienie. Więc chciałam CI kochana napisać, żebym miała w dupie to co ja tu napisalam o swoim przypadku. Myślę, że ma się on nijak do Twojego.Po pierwsze to ja tam juz jechalam z oporami, naprawdę nic nie przezywalam, wiec bredzilam ciagle tylko o pustce i cierpieniu...nie mialam innych problemow...troche analizowalismy skad sie pustka mogla wziac, ale pan byl malo rozmowny, a ja odcięta od uczuc 100%...mnie tam powinni winem upoić przed kazdą terapią, to ja bym im mogla o uczuciach gadac;) Ja raczej dobrze wróżę Twojemu przypadkowi, bo masz duży wgląd, wiesz gdzie są Twoje problemy, co byś chciała zmienić - takie mam wrażenie...co do wstawania, to tam jest wazne tylko zeby o tej 7 wstac i pozmywac podlogi itd, potem idzie inspekcja i luz, mozna wskoczyc z powrotem do wyra jesli ktos potrfi zasnac bz tabketek...ja nie potrafilam...tak, ze bedzie diobrze, mam nadzieje, ze bedziesz pisac jak jest. Zycz CI pani Małgosi Król za pielegniarkę - to taka kochana empatyczna ciocia...skarb kobieta

A teraz jak mi tenh stilnox dziala, czyli nastroj podniosl to czuje wieksze zwiazek z rezcywistoscią...kurczę, żeby cos takeigi mi tam dobrali...ponoc prof R jezdzi po rozne roznosci doi USA to moze ma jakies lepsze leki (choc chyba strach testowac)...ach jestem taka blogo wyluzowana po tych benzodiazepinach, ale wiem, ze jutro bedzie inaczej...

Na zakonczenie jakbysm,y sie mialy dlugo nie czytac to napiszę, że bardzo Was polubilam i wasze problemy - i te mneijsze i te większe i te całkiem ogromne - są mi bliskie...tego zdrowy człowiek nie zrozumie nigdy jaki mozna cierpiec od psychiki, jak mozna z siebie idiotkę robić,tracić godność błagająć o jakiś lek na ulgę...jeśli kiedyś wyzdrowieję, albo jak nie będe miała co robić w szpitslu to napisze książkę - tylko do tego bym musiala stilnox miec, bo po nim pojawiają się emocje i wena twórcza...A miało byc tylko dla Naranji - no jeszcze raz kochana - kopasa w dupę i leciesz do Krakowa - i wracasz podreperowana...nie musisz byc od razu jakims tam merolem...skromna tojotka starczy;) Życzę CI empatycznej terapeutki i wielu empetycznych kolegów.

Ola

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, Olu, będziemy trzymać za Ciebie kciuki, to jest Twoja szansa zrobienia czegoś ze swoim życiem i może wyrwania się z tej pustki, może tam Ci pomogą, trzeba spróbować, serdecznie Ci tego życzę!!! trzymaj się dzielnie!

a co do odpoczynku tu od Ciebie... wiesz, że to nie o to chodzi. wiele osób na różne sposoby próbowało Cię po prostu skłonić do jakiejś zmiany, żeby Ci pomóc...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Olu, tulę! :*

 

Ja Was chcę ostrzec: Jak jesteście w złym stanie, nie oglądajcie amerykańskiego filmu z 1986 roku "Dobranoc mamo" - "'night mother" - nie wiem, co miał na celu reżyser, film jest bardzo dobrze zrobiony, aktorki grają jakby były na deskach teatru. Jest to chyba swego rodzaju protest przeciwko znieczulicy wobec osób chorych na depresję... ale odbiera wszelką nadzieję. Cieszę się, że go obejrzałam dziś, bo mam w miarę dobry humor i mogę się jedynie zastanawiać, jakie przesłanie mógł ten film, do jasnej ciasnej, co miał za sobą nieść. :roll: A nie ryczę po nim z głową pod kocem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, Wyrzucili mnie w 8 tyg terapi, ktora miała trwać 3 miesiące. Bardzo dobrze mi sie wspołpracowało z innymi i wydaje mi sie, że inni ze mna tez mieli dobry kontakt...może az za bardzo, od poczatku byłam w grupie z samymi mezczyznami i tylko jedna pacjentka oprocz mnie dlatego wybijałam sie na tle grupy i dobrze wiem jak potrafie podswiadomie bawic sie i karac meżczyzn za to co dzialo sie jak bylam dziewczynka... Zalezało mi na skonczeniu tej terapii i ktraktowałam ja jako wstep do oddziału F7 a teraz to jestem w wielkiej D***bo jak dostane wypis z ocena ze manipuje perapeutami i szkodze w leczeniu innych pacjentow ro mnie nie przyjma :(

Bede probowała wrocic na indywidualna, ktora przerwałam po pierwszym miesiacu ale dobrze wiem i czuje ze raz w tygodniu indywidualnej to dla mnei za mało.

Wróć na indywidualną. Fajnie by było, gdybyś trafiła na odpowiedniego terapeutę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cały dzień byłam poza domem, nie miałam czasu uczestniczyć w dyskusji ,Olu- trzymam kciuki za Twoją terapię i tez czekam aż sie odezwiesz ...ze szpitala czy po nim, obojętne, trzymaj sie maleńka :great:

naranja, jesteś, uffff

btw. pytanie o wakcje ,było z lekka ciut prowokacyjne ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A jeszcze dodam specjalnie dla Naranji, która ma jednak specjalne miejsce w moim sercu i teraz po stilnoxie moge to trochę poczuć - że jst mi bliska

 

Co prawda wolałabym, żeby to nie było po stilnoxie, ale liczy się :mrgreen:

Wszystkiego dobrego, Ola, niech Ci się w końcu wyklaruje w tym szpitalu, o co kaman z tą pustką. Powodzenia.

 

Życzę CI empatycznej terapeutki i wielu empetycznych kolegów.

Dziękuję!

 

Ja Was chcę ostrzec: Jak jesteście w złym stanie, nie oglądajcie amerykańskiego filmu z 1986 roku "Dobranoc mamo"

Jak tylko to przeczytałam to od razu musiałam zajrzeć! :roll: Czytam: "Nigdy jeszcze nie spotkałam się z takim ujęciem kwestii samobójstwa jak w tym właśnie obrazie. Determinacja bohaterki, jej niewzruszona wola, konsekwentne obalanie kolejnych argumentów za życiem były powalające. To było niemal mechaniczne a zarazem tak poruszające, ten całkowity, do bólu szczery brak nadziei".

 

Brzmi przerażająco i dołująco. Interesuje mnie tylko jedno: Dlaczego oglądając taki sugestywny, jak się zdaje, film Ty nie straciłaś nadziei? :smile: I jeszcze drugie: czy w 100% przekonały Cię te argumenty przeciwko życiu?

 

-- 04 lip 2011, 01:45 --

 

naranja, jesteś, uffff

btw. pytanie o wakcje ,było z lekka ciut prowokacyjne ;)

Oszszszsz... Ty! :nono:;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, to nie były w sumie argumenty przeciwko życiu. W filmie jest przedstawiona osoba, której już nie da się pomóc. Oglądając go, miałam jednak ciągle nadzieję, że matka wpłynie na tę dziewczynę... Żal mi tej dziewczyny było. A z tym nieoglądaniem chodziło mi o to, że oglądając ten film, osoby, które też mają problemy z mamą, z samotnością, mogą się zasugerować, że nie ma dla nich nadziei. Jak już napisałam wyżej, jestem teraz w ogólnie dobrym humorze, więc mogłam się zastanawiać, dlaczego ten film miał takie zakończenie. Ale gdybym miała teraz swój stan depresyjny, źle bym się po nim czuła.

 

Ale jak to bywa, antyreklama zadziałała jak reklama. To oglądajcie, tylko wiedzcie, że się bardzo źle kończy. Może z taką wiedzą jest lepiej to obejrzeć jednak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jstem w szpitalu... znów zadzialal u mnie mechanizm obronny, zeby mi tylko nie stwierdzili schizofrenii....wzieli mnie od razu na rozmowe z profesorem i ja w suemie tam przedstawilam koncepcje schizoffenii prostej tylko jako swoje lęki...po prostu podswaidomie nie chce zeby mi to swtierdzili...oczywiscie na rozmowie od razu sie ozywilam i nie wiem czemu ale zrobilam wszystko zeby wyszlo tlyko na zaburzenia osobowosci, depresyjne i nerwicowe...i tak profesor powiedzial, ze uwaza, ze to depresja, dali mi sertraline, ktora juz kiedys bralam, no ale oni maja w planie w wiekszej dawce...niestety chyba nie ma tu psychologa, a ja liczylam na jakies ponowne testy psychologiczne...zajec tez nie ma zadnych...jest sie caly dzien na lozku (obowiazkowe pizamy) z tym uczuciem bolesnej pustki i niemozliwosci zzaangazowaia sie emocjonalnego w cokolwiek...obawiam sie, ze to bedzie tylko kolejna przechowalnia...zeby chociaz ta pustka tak nie bolala...nie wiem juz co robic...moze wykorzystam pobyt tu zeby sie wiecej modlic...bo jak wyjde stad w takim samym stanie to nie wiem co bedzie...moi rodzice mi pwiedzieli ze mam mieszkac sama i zarabiac...pisalam co sie dzialo u mnie w domu...jesli nie zacznę czegos czuc po wyjsciu stad to chcialabym sie juz chyba zabic...ale tego zrobic nie moge..

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy Ty wiesz ile ja mam wad? :roll:

Jasne możemy sie licytować :P Chyba tak jak Ja nie potrafisz przyjmować komplementów...ale czy to wada?

 

-- 04 lip 2011, 17:20 --

 

brak uczuć, Narazie sami lekarze muszą obczaić jak funkcjonujesz i poobserwować Cie, aby wiedziec jakie leki ci dobrać. Spróbuj nie panikować i miej na uwadze ,że jesteś tam aby sobie pomoc a nie jeszcze bardziej zdołować. Mam nadzieje tylko, że tam sa kompetentni lekarze ktorzy zaopiekują sie Toba jak człowiekiem. A problemy z rodzicami na czas kiedy tam bedziesz mozesz sobie odposcić.

trzymaj sie, przetrwasz to! Masz wiarę i masz sily.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, Naranjo, ale tak nie można.

Wiem,że łatwo komuś doradzać, jeśli nie jest się już w takim stanie.

Gdy chodzilam na terapię, a były to pierwsze tygodnie nie miałam siły nawet wstać z łóżka. Żeby się schylić po coś, musiałam się przemóc bo to graniczyło z cudem i chciało mi się wyć. W tym czasie miałam zwiększoną ilość sesji w tygodniu. (...)

Efektów nie było przez pierwsze 9 miesięcy, przynajmniej ja odnosiłam takie wrażenie.

Zmuszaj się, proszę Cię.

 

Moniko, dodało mi to trochę otuchy! Czyli czułaś to ohydne przemęczenie, wręcz zmęczenie oddychaniem, byciem, myśleniem, przeżywaniem, nie mówiąc już o czynnościach...? Czyli minęło Ci to?? (chodzi mi o psychiczno-fizyczne zmęczenie, chore zmęczenie typowo depresyjne, a nie adekwatne po dniu pracy jak u zdrowego). Ostatnio znowu czuję, że to mi nie minie - jak tłumię emocje to jestem tym zmęczona i bez energii - jak przeżywam to też mnie to męczy, bo za mocno. Bez seensu :evil::( Zaczynam się zastanawiać, czy ja nie mam takich genów/temperamentu/wirusa/cokolwiek i mi to zmęczenie nie minie do końca życia :shock: Zawsze w jakimś stopniu czułam się zmęczona i miałam psychiczne mdłości przy wstawaniu rano - nie chciałam do przedszkola, do szkoły się zwlekać... Pytanie, czy to kwestia czysto fizyczna czy męczyła mnie wizja - przedszkolnego odcięcia od mamy, a szkolnego osamotnienia na przerwach i docinek. Hmm. Ale faktem jest, że jak miałam przebłyski dobrego nastroju to i energii do działania jakby więcej... Więc może coś w tym jest?

 

Ale to, co mnie dobija to fakt, że nawet w wyrównanym nastroju (jak miewałam) mam potrzebę DŁUGIEGO snu. Niestety należę do osób, które muszą spać dłuuugo (9-10 godzin), i wcześnie się położyć, aby się wyspać. Jak dziecko! Po 7-8 godzinach czuję się jak niedospane zombie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, jak tłumisz emocje to musisz być zmęczona,dużo wysiłku to kosztuje

też jestem typem co musi spać 9,10 godz a nawet i więcej,emoocje mnie wykańczają i też mam je stłumione ,najgorzej czuję się po sesji

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×