Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

Zgadzam sie z Naranją, że terapia rodzinna wydaje się bardziej sensowna.

Ja tu sobie gniję w tym psychiatryku. Podobnno Kazik tu leżał-pocieszające.

Faszerują mnie 200mg sertraliny i 20mg olanzpainy - to drugie mnie przeraża. Nie wiem jak to zniosę -boję się akatyzji, tycia, osłabieniai cukrzycy, bo mi po olanzapinie wzratsa cukier.

Szczerze mówiąc to juz raczej nie wierzę, ze wróci mi moja dawna uczuciowosc, ze bede mogla poczucie siebie:/ oby tylko nastroj byl w miare...bo rano wybudzil mnie taki atak "cierpienia", ze sie przyznalam, ze najchetniej bym sie zabila.

Chyba juz pisalam, ze sa tu jeszcze 2 panie z brakiem uczuc, w tym jedna slyszy jeszcze ciagle pisk w glowie. I ona zdecydowala sie na serie elektrowstrzasow, lezy w moim pokoju. Pewnie gdybym miala normalne uczucia, to by mnie to przerazalo.

A niektórzy są z tak banalnymi sprawami,ze podziwiam, ze dali sie zamknąć w szpitalu z takiego powodu.No ale moze im to daje poczucie bezpieczenstwa i ratuje przed rozpadem osobowosci.Bo mi sie wydaje, ze u mnie nastapil rozpad osobowosci.

aha, co do ostatecznej diagnozy to okazuje sie, ze onie bede mnie jednak diagnzowac, robis testy psychologiczne itp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, tiaaa,w sumie tak,myślałam nawet nad tym ale ... moja psychoterapeutka nie widziała takiej potrzeby (terapii rodzinnej) , mało tego, psychiatra do którego prywatnie chodzi mój mąz i syn ,wręcz jasno powiedział męzowi ze nie powinnien chodzić na terapię do "mojej" pscychoterapeutki!, jego zdaniem KAZDY z nas powinnien mieć "swojego" psychoterapeute.Wiesz dlaczego? Ano dlatego ze jest to jednak osoba przed którą się człowiek otwiera i której powinnien zaufac i ...nie może byc tak ze z obawy ze ona "coś przekaże" innej osobie z rodziny ,ktoś z nas sie "nie otwiera",taka była jego argumentacja.Byc może terapia rodzinnna jest pomocna w innych przypadkach ale w naszym chyba nie,pisze chyba bo może zmienie zdanie, moze mnie inny psychoterapeuta przekona...Syna zapisałam na NFZ do poradni , tam tez prowadzą terapie rodzinne,spróbuje o to popytac .

Jakie synu ma problemy (te co wymieniłyscie oczywiscie tez) to wiem już ,ale nie zmienie rzeczywistości, musimy ja wszyscy "przetrawic" i zaakceptowac, nie ma innej opcji :?

brak uczuc, spoko, może jednak coś u Ciebie "ruszy", to dopiero kilka dni .Powiedz,a jakaś psychoterapia tam jest, rozmawiają z Wami?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, tiaaa,w sumie tak,myślałam nawet nad tym ale ... moja psychoterapeutka nie widziała takiej potrzeby (terapii rodzinnej)

 

Ale to nie psychoterapeutka ma widzieć potrzeby (lub nie), ale Ty i inne osoby z rodziny!

 

mało tego, psychiatra do którego prywatnie chodzi mój mąz i syn ,wręcz jasno powiedział męzowi ze nie powinnien chodzić na terapię do "mojej" pscychoterapeutki!

 

Z tym się zdecydowanie zgadzam. Jeżeli terapia rodzinna to tylko u psychoterapeuty, który wcześniej nie prowadził terapii żadnego z członka rodziny. Aby była równość.

 

jego zdaniem KAZDY z nas powinnien mieć "swojego"

 

Jeżeli chodzi o terapie indywidualne to TAK. Dziwne byłoby, aby do tego samego t. na indywidualną w poniedziałek przychodziła mama, we wtorek tata, a w środę syn.

 

Byc może terapia rodzinnna jest pomocna w innych przypadkach ale w naszym chyba nie

 

To zdanie nie jest podyktowane oporem i lękiem..?

A sposób w jaki się teraz leczycie jest dla Waszej całej rodziny pomocne?

 

...nie może byc tak ze z obawy ze ona "coś przekaże" innej osobie z rodziny

 

Tu nasuwa mi się pytanie jaki jest cel:

a. Twojej indywidualnej terapii

b. ewentualnej indywidualnej terapii syna

c. leczenia męża samymi prochami

Na serio. Jaki cel mają te osobne poszczególne kroki? Czemu ma służyć terapia Twoja, osobna syna, branie antydeprechów przez męża? Czy Waszym celem nie jest poprawa wzajemnej komunikacji? Ja nie wiem.. Pytam, bo ja za cel mojej terapii przyjęłam usamodzielnienie się od mojej mamy, zyskanie poczucia odrębnej tożsamości, etc., A NIE ratowanie systemu rodzinnego. A jak jest u Ciebie i u Was? Do czego to zmierza? Bo tak jak patrzę z boku to Ty zaczynasz dzięki terapii czuć się lepiej ZE SOBĄ, ale z synem nie masz lepszego kontaktu, a mąż też tj. pisałaś nie może się odnaleźć, a nawet była opcja rozwodu. Syn bierze leki, ale on się nie poczuje lepiej, bo jego objawy są podtrzymywane przez chęć zwracania na siebie uwagi. Mąż być może też chce przez swoją depresję spowodować to, że znowu będziesz skakać wokół niego z sałatkami etc. Oczywiście to tylko moje domysły, ale przemyśl...

 

* * *

 

Zbliża się 7f. Śni mi się ten oddział po nocach! A w snach koszmary - moje największe obawy...

Równocześnie nie chcę się rozstawać z moją obecną terapeutką... Dobrze mi się z nią rozmawiało ostatnio. Poza tym czuję się trochę lepiej. Tzn. dalej zdołowana, zmęczona, zrezygnowana i w piżamie, ale mam trochę większe poczucie istnienia, bardziej sobą się czuję - m.in. po ostatniej sesji. Dla kogoś to byłaby nadal ciężka depresja i jest, ale przynajmniej czuję się mniej obco ze sobą, tak trochę. To już coś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jesteś wściekła, co?

Obstawiam, że znowu ktoś Cię wkurzył, poczułaś się zraniona, przerzuciłaś to na siebie, pocięłaś się być może, a teraz napisałaś tutaj, że nawet nie masz siły nas czytać (ale napisać miałaś siłę) - bierna złość, przerzucona z kogoś na nas... Takie moje domysły... Co się stało, Kite?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:-| Przykro mi.

A to wartościowe osoby są?

Można polegać na nich?

Czemu zostawili?

 

jestem w stanie wreszcie zjeść bo wszystko ze mnie uszło

Co jesz?

 

Mnie łaknienie też zaczyna wracać. Po latach... W jakiś sposób jest to dla mnie trudne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jem zimne ziemniaki z obiadu bo ryby nie zjem przecież a nie mam sił niczego przygotować.

wartościowe, michaś, wczoraj powiedział mi w twarz( no dobra, na cam) że nie przyjedzie, przypieprzyłam z całej siły głową w biurko. paweł, przyjaciel(gej), poznał wczoraj jakiegoś adama, miłość jest tak wielka że nie ma już dla mnie miejsca.

tak serio to naprawdę tylko żyletka mi zostaje, tylko ona jest mi wierna i zawsze na mnie czeka

 

-- 06 lip 2011, 20:15 --

 

a co do jedzenia to nie wiem czemu tobie 'zbrzydło' ale ja przestałam praktycznie jeść jak przestałam się ciąć

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wartościowe

 

paweł, przyjaciel(gej), poznał wczoraj jakiegoś adama, miłość jest tak wielka że nie ma już dla mnie miejsca.

 

Wartościowa osoba, którą uważa się za przyjaciela, nie ma czasu i miejsca?

 

michaś, wczoraj powiedział mi w twarz( no dobra, na cam) że nie przyjedzie, przypieprzyłam z całej siły głową w biurko

 

A podzielisz się tym, co było pomiędzy "Nie przyjadę" a przypieprzeniem w biurko głową?

Czekaj... Ty siebie karzesz za to, że Tobie zależało??? Za tęsknotę, bliskość, pragnienie spotkania się karzesz..? Czy za co?

 

tak serio to naprawdę tylko żyletka mi zostaje, tylko ona jest mi wierna i zawsze na mnie czeka

 

Nie, Kite, żyletka nie jest wierna i nie czeka, bo nie jest osobą przecież.

 

a co do jedzenia to nie wiem czemu tobie 'zbrzydło'

 

Bo ja czułam, że nie mam prawa potrzebować, pragnąć, "mieć łaknienie", albo, że potrzebowanie boli, bo to jest głód nie do zaspokojenia, więc powoduje wieczny ból i wieczną frustrację. Oczywiście chodzi o głód emocji, tych ciepłych, ale odcinając się od tego pragnienia, odcięłam się od głodu i także w sensie fizycznym, dosłownym. Jestem teraz na etapie, że czuję głód, jeden i drugi, ale kiepsko to znoszę :-| Chociaż zarazem jadłowstręt jest nie do wytrzymania, to ciężko jest czuć pragnienie, łaknienie, brak czegoś...

 

A, no i egoistką się czuję jak pragnę, jak JA chcę czegoś dla SIEBIE. Zawsze miałam poczucie, że cała przestrzeń ma być na emocje i potrzeby matki (czy -później- innej osoby), a ja jestem dobrą córką, dobrym człowiekiem wtedy, gdy ja nie mam potrzeb, gdy nie ma mnie... I ciągle to poczucie we mnie jest :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A podzielisz się tym, co było pomiędzy "Nie przyjadę" a przypieprzeniem w biurko głową?

to było jak policzek bejsbolem. zrozumiałam że już nie ma szans na zmianę decyzji. że wszystko stracone. że znowu jestem na szarym końcu. przypomniało mi się jak kiedyś mówił że jestem najważniejsza, że nikt nigdy między nas nie wejdzie. a teraz?

była buzia w podkówkę, wybuch łez i pizd..

Czekaj... Ty siebie karzesz za to, że Tobie zależało??? Za tęsknotę, bliskość, pragnienie spotkania się karzesz..? Czy za co?

za różne rzeczy. za to że sama nie umiem funkcjonować i wszystko opieram na michale. że go tym przy okazji niszczę. jego dziewczyna już mi napisała że mnie nienawidzi bo michał jest załamany i mówi że ma krew na rękach bo jest zbyt słaby by mnie chronić. ja nie mogę tak tęsknić, nie mam prawa. powinnam ustawić granicę, przestać być tak blisko by go ratować przede mną samą. wiem że przy nim bym odpoczęła. mogłabym się zwyczajnie przytulić albo nadymać policzki i wycisnąć powietrze widząc jak wybucha śmiechem. jak rano próbuje bezskutecznie nakłonić włosy do leżenie w pozycji poziomej. i to by mi wystarczyło. takie zwyczajne rzeczy. on jest zawsze taki spokojny, zawsze. to się udziela. mogłabym nabrać sił do krakowa. ale ja już nie daję rady. ta samotność mnie zabija.a jeszcze po tych piaskach...

 

-- 06 lip 2011, 20:43 --

 

źle mi się pocięło ale nie mam sił kombinować jak być powinno. sory

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A podzielisz się tym, co było pomiędzy "Nie przyjadę" a przypieprzeniem w biurko głową?

to było jak policzek bejsbolem. zrozumiałam że już nie ma szans na zmianę decyzji. że wszystko stracone. że znowu jestem na szarym końcu. przypomniało mi się jak kiedyś mówił że jestem najważniejsza, że nikt nigdy między nas nie wejdzie. a teraz?

była buzia w podkówkę, wybuch łez i pizd..

 

Ale tutaj nie ma jeszcze tego wytłumaczenia, tej myśli, która powoduje, że walisz w siebie, chociaż zawiódł Cię on. Chodziło mi o to, co się dzieje w Twojej głowie, że pojawia się decyzja o tym, że złość przekierujesz na siebie. Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? Że jesteś w stanie sobie pociąć ciało do krwi, byleby tylko zachować jego idealny obraz, czyli aby podtrzymać iluzję. To graniczy z absurdem, ale ja rozumiem, że za tym kryje się rozpacz, potrzeba bezpieczeństwa... Znam to.

 

mogłabym nabrać sił do krakowa.

 

Masz okazję stanąć przed wyzwaniem - że jedziesz do Krakowa dla siebie i to o własnych siłach, nawet jaki ich prawie nie czujesz, niezależnie do zachowania innych osób. To jest Twoje życie. Jeżeli nie odczuwasz na razie sił i chęci, ani motywacji, to przynajmniej niech wkroczy jakaś rozumowa decyzja, na przekór objawom. Na razie. Chyba, że chcesz ulec mechanizmowi "na złość babci odmrożę sobie uszy" i na złość całemu światu i sobie nie pojedziesz. A na 7f być może nauczysz się inaczej radzić ze złością na innych niż w taki bierno-destrukcyjny sposób. A wtedy być może życie będzie fajniejsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie muszę utrzymywać jego idealnego obrazu bo on jest idealny. to najlepszy człowiek jakiego w życiu spotkałam. co mnie skłania by od razu uderzać w siebie? nie wiem. może chęć przeniesienia wewnętrznego bólu na coś innego? bo to, jak sobie coś zrobię, nie boli tak jak w środku gdy mnie ktoś emocjonalnie skopie. w dodatku, podczas naszej rozmowy wpadłam w czarną rozpacz i miałam ochotę wszystko rozpieprzyć, ale jak zwykle włącza mi się hamulec jeśli chodzi o rozpieprzanie otoczenia. musiałam zrobić coś szybko. nic nie było pod ręką, a że siedziałam przy biurku to nawet nie pomyślałam, taki impuls

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie muszę utrzymywać jego idealnego obrazu bo on jest idealny.

No tym zdaniem to odebrałaś mi z ręki wszelkie argumenty...

 

Powiem Ci tylko, że według mnie cena, jaką płacisz za uważanie go za ideał jest dość wysoka. Ale jeśli sama tego nie poczujesz to moje gadanie nic nie zmieni, wiem o tym... Naprawdę chcesz przeżyć resztę życia na nienawiści do siebie i cięciu się do krwi?

 

Ja nie chcę. Mam dość :cry: Mam dość...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kite

nikt nie jest idealny, nikt. Rozumiem, że za nim tęsknisz. Mam to samo. :(

Boli jak jest się samemu... boli....

ale warto się pozbierać... poszukaj czegoś co pozwoli ci zapomnieć o tęsknocie.

trzymam kciuki

 

potem się jakoś wszytsko ułozy. zobaczysz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kite, niestety musze sie zgodzic z sensem, nie ma ludzi idealnych, pomijam kwestie ze przyjazń między kobieta i mężczyzną nie istnieje .

naranja, powalają mnie Twoje analizy ...jesteś bosssssssssska :brawo:;) Nie mamy problemu z komunikacją, jest coraz lepiej, nie wykluczam terapii rodzinnej tylko nie widzę takiej potrzeby bo to raczej by wyglądało na "przesłuchanie " i "tłumaczenie " synu ze starzy nie są żli ...no jakos tego nie widzę, nie czuje ,nie znam ,a lęku nie ,nie mam, nie mam powodu...Męzu ,podobnie jak synu, po lekach zdecydowanie sie zmienił, widać ze wiele "sam ze sobą rozmawia", "trawi emocje"...pomaga mi ,to ogromny postęp :great: Widzę że jest gotowy na terapię, jedyne co go ograniczało to finanse ( pisałam kiedy ze psychoterapeutka kosztuje 120 zł/godzine),ale znalazłam takową na NFZ, termin nawet nie taki odległy,zobaczymy.

 

Cieszę sie że u Ciebie coś "drgnęło" pozytywnie...boszczzzzzzzzzz, bardzo sie cieszę, jestes mi taka bliska ...echh;

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, ja uważam, że każdy ma swoją osobistą potrzebę - Ty masz potrzebę mówić o mamie, Monika nie ma, ja uciekam od tego tematu i właśnie z tego względu nie chodzę na psychoterapię, że od razu mnie o nią pytają. Dajmy sobie do tego wszystkie prawo. ;) Każdy czuje, co jest dla niego dobre. ;)

 

Odnoszę wrażenie, że moja cała psychoterapia kreci się wokół matki. Nawet gdy mi się wydaje, że nie....to tak jest.

Uświadomiłam to sobie dzisiaj.

Fakt, słusznie zauważyła Naraja, że zwracam uwagę na to kiedy się mowi o matce.

Ja mam pogląd,"że co to da,że matki nie zmienię". Mogę zmienić siebie.

Matka ukształtowała nas...jako człowieka. W moim przypadku to człowiek mający trudności w wielu sferach. Wcześniej tego nie wiedziałam, żyłam w nieświadomości. Nie wiedziałam, że mam jakiekolwiek trudności.

 

Dziś poruszylam ten temat na terapii "Matka". Terapeutka coś zapisywała w swoich notatkach.

Ja nie umiem tak dokładnie opisywać tego, co czuję. Myślę,że nie wiem co chciałabym czuć tak do końca. Może wynika to z faktu, że nie doswiadczyłam bardzo wielu aspektów w pozytywnym tego słowa znaczeniu, jeśli chodzi o ciepło ogniska domowego. Wzrastałam w warunkach, które sprzyjały rozwojowi osobowości, która pod wpływem traumatycznych, nieprzemyślanych decyzji poprostu nie radzi sobie w pewnych aspektach emocjonalności.Śmiem nawet twierdzić, że nie nauczono mnie radzenia sobie z frustracją. Mam tęsknoty, tak jak każdy. Nawet nie wiem czy są moimi trudnościami. Nie wiem czy wolno mi je mieć i czy są adekwatne.Mi się wydaje, że ja siebie uczę się od początku.

Dziś powiedziałam terapeutce, że mi się wydaje, że kiedy odkrywam moją mamę, świadomie, jako osobę, która mnie wychowywała, to urasta Ona w moich oczach do rangi potwora.

 

Naranjo, moja terapia jest w nurcie psychodynamicznym. Dziś się upewniłam ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja Was pozdrawiam. Nadal wegetuje w szpitalu. Ciągle mam mysli samobojcze, w ogole nie wyobrazam sobie co bedzie jesli tu by mi nie zdolali pomóc...zyc z takim cierpieiem...Jezu

Ale dziś kilkanaście razy miałam takie wrażenie jakby mi się chciał pojawić jakis nastrój, był gdzieś za szybą i nie mógł się przebic.

Szkoda,ze tu trzeba w pizamie łazic, niektorzy juz tak po 2 miechy w pizamie są:( to jakos czyni człowieja jeszcze bardziej chorym - moim zdaniem głupi pomysł. Terapii tu nie ma. Jest przemiła pani doktor ktora chce ze mna rozmawiac o tym co mnie gryzie, tylko, ze mnie w sumie nic nie gryzie. Czuje ciągle pustkę i cierpienie,ale o tym to oni juz wiedzą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mamy problemu z komunikacją, jest coraz lepiej

 

Hmm... Przecież pisałaś, że masz doła jak Rów Mariański, bo syn stosuje wobec Was szantaże, manipulacje i wulgarne słowa. Pomijając już to, że ma objawy (depresja). Przecież to ewidentne oznaki tego, że z komunikacją w rodzinie jest na bakier... Czy on mówi wprost, co się dzieje, co czuje, czego potrzebuje? Czy mąż mówi wprost, że trudno mu przy nowej żonie i nie takiej zmiany chciał?

 

nie wykluczam terapii rodzinnej tylko nie widzę takiej potrzeby bo to raczej by wyglądało na "przesłuchanie " i "tłumaczenie " synu ze starzy nie są żli ...

 

?????????

Przecież terapia ma nie polegać na tłumaczeniu i przesłuchaniu, ale na tym, aby wszyscy członkowie rodziny nauczyli się wzajemnego szacunku do tego, co czują, aby każdy miał miejsce i czas, aby powiedzieć, co mu nie pasuje, czego brakuje, czego oczekuje - a z drugiej strony, co pasuje, co jest dobrego, aby się lepiej dograć, wypracować jakieś kompromisy, lepiej słuchać siebie nawzajem, lepiej się poznać. A nie tłumaczenie "synu, my chcemy dobrze dla ciebie, dostrzeż to"(! :shock: ), bo to do niczego nie prowadzi. Dobrymi intencjami jest piekło wybrukowane. To nie ma być pojedynek rodzice i ich argumenty kontra syn i jego żale, ale wypracowywanie wzajemnej płaszczyzny porozumienia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Naranja, im dłużej Cię czytam, tym bardziej jestem pewna, że Tobie 7f pomoże.

a ja sobie uświadomiloam, ze u mnie z tym zobojętnieniem jest chyba coraz gorzej...w Krakowie chciało mi się jeszcze co 2 tyg pokonywać 500km i przyjeżdzac na weekend do domu,a teraz nie widzialabym nawet sensu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja jak u Ciebie?

Powoli się zbieram na sesję, ostatnią przed 7f... Nie wierzę ani trochę, że już za 4 dni będę w Krakowie. Denerwuję się. Zamierzam dzisiaj porobić trochę zakupów ubraniowych, w jakieś T-shirty się zaopatrzyć, no i piżamę trzeba kupić, bo nie mam. A chce mi się tak, że... :-|

 

-- 07 lip 2011, 10:26 --

 

Naranja, im dłużej Cię czytam, tym bardziej jestem pewna, że Tobie 7f pomoże.

Popatrz, to ja mam wprost przeciwnie :mrgreen:

 

-- 07 lip 2011, 10:36 --

 

Ja mam pogląd,"że co to da,że matki nie zmienię". Mogę zmienić siebie.

Matka ukształtowała nas...jako człowieka.

Powtórzę się po raz xxxxx-owy ;) - przecież chodzi o "matkę z głowy". Znasz mniej więcej psychodynamiczne teorie? Struktura psychiki jest oparta m.in. o taki obiekt jak zinternalizowana, czyli wewnętrzna matka. I ona w nas żyje nawet wtedy, gdy ta fizyczna mama umrze albo gdy się od tej fizycznej wyprowadzimy na Antarktydę. To z nią się trzeba uporać - czyli wreszcie zacząć stawać po swojej stronie. A żeby to było możliwe to przywołuje się różne sytuacje (i emocje) z przeszłości z matką związane - czyli z wtedy, gdy się podstawowa struktura naszej osobowości kształtowała. Moniko, a może Ty po prostu nie widzisz w tym sensu? Bo przecież nie musisz. Ja, jeżeli chodzi o moje problemy, ten sens widzę.

 

]Naranjo, moja terapia jest w nurcie psychodynamicznym. Dziś się upewniłam ;)

:smile: Doszłaś w końcu do wniosku jaka jest praktyczna różnica między terapią psychodynamiczną a analityczną? I teoretyczna? Bo ja się zastanawiam i chyba nie wiem... Moja obecna terapeutka na swojej stronie ma napisane, że prowadzi terapię w nurcie analitycznym, ale ja widzę ogromną różnicę między jest postawą i aktywnością, a np. terapeutą analitycznym z 7f, który wyglądał na martwego, a jak przemówił to się zdziwiłam (że jednak żyje).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja dziś miałam test na iq. Poszedł mi okropnie...jestem pewna, ze wyjdzie mi dalsze pogorszenie funkcji poznawczych:(

Poza tym, to od kilku godzin nie czuję ani cierpienia ani pustki, ani w ogole nic- jakbym nie czuła, ze zyję. Jedną z najgorszych rzeczy w tym stanie jest to, ze się nie mozna w nic zaangazowac, nic się nie chce (bo to emocje nas pchają do działania)...dosłownie ma się ochotę popelnic samobojstwo z nudów.Ja to piszę powaznie. Czas się ciągnie w nieskonczonosc i cokolwiek by się nie robilo, to nie wciąga... jak nie czuję cierpienia,pustki i frustracji, to nie czuję juz nic...mozecie nie wierzyć,ale tu sa 2 panie z prawie identycznym problemem.Ja się czuję jakbym nie istniała,jakby nie istniała rzeczywistość wokół mnie. Podziwiam jedną z tych babek, która tez nic nie czuje, nie czuje siebie, nie czuje uplywającego czasu, do tego caly czas slyszy pisk w glowie -i ona ma sparalizowanego męża i się jeszcze nim zajmowala i ogolnie chodzi usmiechnieta, choc mowi, ze totalnie udaje, ze w srodku nie czuje nic procz pustki...i nie ma mysli samobojczych, bo mówi, ze wierzy w Boga i przyjmuje to co ma byc...po prostu dla mnie to jest az straszne, to jej udawanie, ze jest ok, bo umiem sobie wyobrazic jak ona musi cierpiec i jeszcze tego w ogole po sobie nie pokazuje...chociaz ona mowi, ze cierpienia tez nei czuje, więc moze dlatego tak daje radę...nie wiem... druga babka juz taka dzielna nie jest i glownie lezy...

Aha, ta pierwsza zdecydowała się na elektrowstrzasy...

Mi jest trudno jeszcze z tego powodu,ze bez emocji nie potrafię się wciagnac w książki,które tak kochałam...no to jest najgorsze, ze w tej pustce nie wiadomo co ze sobą zrobic..

 

-- 07 lip 2011, 16:08 --

 

Praktyczna roznica między analityczną, a psychodynamiczną polega chyba własnie na tym, ze w psychodynamicznej terapeuta jest zaangazowany...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, przyjemnie się czyta Twoje posty. Napisz kiedyś książkę psychologiczną, a będę pierwszą osobą, która ją kupi (ale poprosi o autograf, oczywiście). Myślę, że Tobie 7F ma szanse pomóc, ponieważ poznasz tam osoby w realu, takie jak my, które mają problemy psychiczne. Jeżeli będziesz z nimi rozmawiać tak, jak z nami, to wszyscy Cię będą uwielbiać, daję sobie rękę uciąć. :mrgreen:

 

brak uczuć, ja jestem przekonana, że cierpisz na bardzo bardzo ciężką depresję. Być może rzeczywiście najpierw powinnaś być choć odrobinę "zaleczona" farmakologicznie, bo żeby rozpocząć terapię, trzeba mieć wgląd w swoje uczucia. A przy takim obezwładnieniu przez smutek i rozpacz ciężko jest pracować z terapeutą. Mnie się wydaje, że masz derealizację do n-tej potęgi. A myślenie o schizofrenii prostej to nerwica natręctw... Tak mi to wygląda w tych Twoich postach.

 

malibu, podobnie jak Naranja uważam, że powinniście jednak przejść się na terapię rodzinną. Myślę, że może Wam to dużo dać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem...ja smutku nie czuję...jak poczuję smutek, to uznam to za pierwszy etap zdrowienia. Czuje się jakbym w ogóle rzeczywistości nie dotykała.Przede wszystkim mam depersonalizację.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pożegnałam się z terapeutką. Życzyła mi owocnej pracy na 7f i powiedziała, że jeżeli będę chciała kontynuować u niej terapię to mogę się skontaktować, miejsce mam zapewnione. Miło.

 

A ja WCALE nie wierzę, że za kilka dni już będę w Kraku. ANI TROCHĘ w to nie wierzę. Wydaje mi się to kompletnie nieprawdopodobne, jak sen (a raczej jak koszmar). W tym tygodniu kilka razy śniła mi się terapia tam i za każdym razem budziłam się z łomoczącym sercem, spocona i "ufff... to tylko sen" :mrgreen:

:roll:

Ostatnio śniła mi się wredna ordynatorka, która mnie pouczała jak małe dziecko, ironizowała, raczyła mnie złośliwościami, nie liczyła z moim zdaniem, a grupa na społeczności całkowicie mnie objechała za to, że śmiałam powiedzieć coś złego na nią. Kpili ze mnie! Śniło mi się, że 7f to sekta, w której wszyscy posłusznie robią to, co karze personel, nie da na niego złego słowa powiedzieć, a mnie - zbuntowaną - potraktowali z góry i z dystansem. Czułam się tam jak piąte koło u wozu.

 

Voila! Moje najskrytsze obawy.

Sen różni się od jawy tylko tym, że smacznie śpi superego, a reszta żyje bardziej niż na jawie.

W każdym razie ja tak mam... W dzień tematu prawie "nie ma", a w nocy zalewają mnie wszystkie obawy. Najgorsze jest to, że ja sądzę, że się potwierdzą!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×