Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica, a wasi bliscy


tg--ice

Rekomendowane odpowiedzi

Witam po raz pierwszy chyba w tym roku :mrgreen:

I swoją pierwszą wizytę po tak długim czasie chciałabym zacząć zapytaniem ...

Mianowicie czy spotkał się ktoś z was z dusznościami ( takie dziwne odczucie na klatce piersiowej ) spowodowanymi przez nerwicę ?

Pierwsza moja myśl była taka ze to od serca ... ale nie ... Bo pojawiają się gdy zaczynam się denerwować i tylko wtedy ... A trzymają zależnie od poziomu stresu :roll:

I tak już będzie chyba rok, chociaż dawać się we znaki zaczęły pod koniec starego roku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale to jest strasznie męczące uczucie ehh.

Wstaje rano po dniu wcześniejszym w którym byłam poddenerwowana i już mam wrażenie jakby mi "coś" siedziało na klatce piersiowej. I im bardziej wpadam w panikę na ta myśl tym bardziej to odczuwam, zapomnę o tym mija ... :shock:

Jedynymi metodami które działają jest położyć się spać , napić kielicha albo po prostu się wyluzować. Dużo mi pomaga pozycja embrionalna jak leże , ale takie zaciskanie przepony tylko jeszcze szkodzi :-| To się jakoś leczy ?! Takie duszności występują w nerwicy serca ... czy to jest właśnie to? :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Was wszystkich,

nie zdazylam jeszcze przeczytac wszystkich postow w tym watku, ale obiecuje, ze to nadrobie :)

 

Jesli chodzi o mnie to po tym jak sama zorientowalam sie co mi jest, to dlugo nie moglam sie odwazyc zeby powiedziec o tym rodzicom. Balam sie braku zrozumienia, niemoznosc pojecia tego, czym to jest. Na poczatku byli przerazeni, powiedzialam im to w momencie, kiedy bylam w strasznym dolku - mysli samobojcze, totalna apatia, ciagle bylam sparalizowana lekami. Krzyczalam, ze albo mnie zamkna w jakims szpitalu zeby cos ze mna zrobili albo nie chce dluzej tak zyc. Wspominaj ten czas, piszac to teraz, mimo, ze minelo od tego momentu prawie rok to nadal mocno mnie to porusza, nie jestem w stanie powstrzymac lez. Bylam wtedy wrakiem. Rodzicow wystraszylo moje zachowanie. Wozili mnie po wszystkich lekarzach, aby wyszukac fizycznej przyczyny, potem sami sie przekonywali, ze to wszystko na tle nerwowym, ale nie sadzili, ze w tak duzym stopniu. Co ich sklonilo, ze sadzili, ze to przyczyna fizyczna? Mam objawy somatyczne w postaci biegunek, wymiotow (ktore dosc rzadko sie zdarzaly), przez to wszystko nie chcialam jesc ze strachu. W krotkim czasie schudlam 15 kg. Wygladalam koszmanie co tylko zwiekszalo ich strach. W koncu, gdy wszystkie wyniki wyszly dobrze wyciagnal do mnie reke narzeczony mojej przyjaciolki i skierowal mnie do swojego psychiatry, do ktorego chodzil przez rok. To mnie uratowalo. W maju zeszlego roku zaczelam walke. Jednak spotkalam sie z duzym niezrozumieniem tego co sie ze mna dzieje. Pogorszyly sie moje relacje z siostra, z ktora zawsze bylam blisko. Mieszka daleko, blagalam ja zeby przyjechala, bo potrzebowalam jej bliskosci, nei zrobila tego. Bagatelizowala moje objawy. Ciagle slyszalam "sprobuj", "wez sie w garsc", "musisz sie uspokoic", "sprobuj o tym nei myslec"...jakby to bylo takie proste. Wiele czasy zajelo mi uswiadamianie moim bliskim, czym jest nerwica. Dlugo nie mogli zrozumiec, ze wyjscie z domu jest dla mnie niemal wyczynem, ze nie jestem w stanie leciec do siostry samolotem jak robilam to co roku, ze nie chce wychodzic z pokoju, nie czuje sie na silach kontynuowac studiow. Na szczescie w koncu zrozumieli. Nauczyli sie mnie wspierac, zyc z moja choroba, AKCEPTOWAC i NIE ZAPRZECZAC.

W pazniernika zaczelam terapie. Powoli, wszystko sie zmienia. Sa to male kroczki, ale z kazdego sie ciesze.

Tak jak pisaliscie wczesniej, wreszcie doceniam zycie. Gdy bylam zdrowa bagatelizowalam wiele rzeczy, nie docenialam tego co mam, nie dostrzegalam wielu rzeczy. Teraz cieszy mnie kazda drobnostka, NORMALNY DZIEN, o ktorym piszecie. Mam wieksza pokore do zycia i wieksze zrozumienie dla innych. Mimo wszystko, ze cale to doswiadczenie jest straszne, kazdy dzien ciezka walka, zmienilo to calkowiscie moje zycie, uposledzilo spolecznie. Mimo tego wszystko dzieki tej chorobie zmienilam sie i cieszy mnie to. A w walce z choroba trzyma mnie wiara, ze w koncu wygram to wojna. Bo z bitwami roznie bywa.

 

Mam nadzieje, ze Was nie zanudzilam! :)

Ciesze sie, ze moge tu spotkac ludzi, ktorzy wiedza, co czuje. Zdrowi ludzie nigdy nie beda wiedzieli przez co przechodzimy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

M_M,

mnie sie wydaje ze i ktoś zdrowy moze zrozumieć ,ale musi to być osoba bardzo empatyczna , ja dzisiaj i po ostatnim tygodniu ma chęc wykrzyczenia światu ,że moze mnie zamknąc w szpitalu, ale nie krzycze , powstrzymuje sie ledwo co , ostatni tydzień to był koszmar wczoraj było lepiej a dzisiaj znowu okropnie sie czuję

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tahela,

ciężko jest zrozumiec coś czego się samemu nie doświadczyło. Ale wierzę, tak jak mówisz, że sa tacy ludzie. Aczkolwiek nie mam ludziom ogólnie za złe, że nie są w stanie zrozumieć. Mnie samej było by ciężko, bo sama wcześniej nie miałam pojęcia co przeżywają ludzie cierpiący na nerwice chociaż jakieś tam pojęcie o niej miałam.

Powiedz, jeśli chcesz oczywiście, byc może już to pisałaś, a ja nie śledziłam postów uważnie: co się u Ciebie dzieje i czy masz szanse na pomoc specjalisty?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sama jestem matką dorosłych już Synów,z pewnością wad mam mnóstwo i mnóstwo błędów na koncie, ale zawsze próbuję zrozumieć swoje dzieci, jeśli zaskakują mnie czymś..

Nie zawsze było łatwo.

Jednak to, co piszesz Ariowprost przeraża mnie...jak to możliwe, że rodzice nie szukają porozumienia z dziećmi, zadając Im ból... :mhm::mhm: Smutne :!:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja również nie mam w ogóle wsparcia ze strony rodziny. Jakieś trzy lata temu odważyłam się powiedzieć moim siostrom i mamie że choruje najprawdopodobniej na nerwice , bo sama nie byłam do tego przekonana, to reakcja jednej z nich była taka: Nie pierd.... głupot tylko bierz sie do roboty, nie rób z siebie wariatki bo cie zamkną w szpitalu psychiatrycznym i się doigrasz. Powiedziałam że naprawde dzień w dzień źle się czuje i boje sie o własne życie, ale to nie zrobiło na nich żadnego wrażenia. Może tylko moją mamę jakoś to bardzo poruszyło, ale w tym sensie że nie wiedziała jak ma się wobec mnie zachowywać, co może mi powiedzieć, a czego nie, żeby tylko mój stan się nie pogorszył. I w ten sposób pozostały nam rozmowy o pogodzie. Mam męża , któremu również powiedziałam na co choruję, ale on też nie potrafi odnaleźć sie w tej sytuacji. jak jeździłam na terapie, to nigdy nie zapytał: no i jak tam dzisiaj było, lepiej ci, poprostu zero rozmowy. I w ten sposób kwestia nerwicy została zamieciona pod dywan. I od jakiegoś czasu wcale o tym z nikim nie rozmawiam. Dopiero forum o nerwicy pozwoliło mi trochę z siebie wyrzucić. Dzieki że jesteście i że cos takiego istnieje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam.

Chcialam sie podzielic z wami pewna moja ostatnia mysla.A mianowicie czy wy tez spotykacie sie z brakiem zrozumienia u innych ludzi?Bo to jest cos so mnie ostatnio wytraca z rownowagi i przez to chyba moj stan nie ulega polepszeniu...

Nie oczekuje od nikogo bron boze litowania i rozczulania sie nade mna,nie o to chodzi.Oczekuje jednak jakies empatii u najblizszych.

Kazda "zdrowa" osoba z mojego otoczenia uwaza mnie za leniwa hipochondryczke nie wiedzac nawet jak ja sie czuje...Pewnie gdybym miala jakiegos raka czy guza czy inne chorobstwo to by bylo inaczej.A tak to nerwica traktowana jest jako cos co mi sie uroilo i czego nie ma ;] Nikt nie widzi jak wiele ostatnio zrobilam zeby w ogole wyjsc z domu , isc do pracy itp.Nikt nie widzi ile wysilku w to wkladam Tylko ciagle ŻLE że przesadzam i mam sie za siebie wziac (tak jakbym nic nie robila w tym kierunku)

.Na poczatku kazdy mowil idz do lekarza..poszlam to znow zle bo nic mi nie wykryli a ja sie dalej zle czulam..to bylo idz do psychologa..poszlam to dalej zle bo chyba wszyscy mysleli ze psycholog ma ponadludzka moc ozdrawiania zaraz po 1 spotkaniu.Mowili bierz leki..bralam gowno daly bylo jeszcze gorzej..to tez żle..Czasem mowie sobie nie przejmuj sie innymi ludzmi to ich problem.Ale niestety n ie odizoluje sie od swiata i rodziny ;/ Juz nawet nie mam sie komu wyzalic bo ciagle slysze tekty typu "ja tez sie zle czuje ","przesadzasz" "inni ludzie sa powazniej chorzy" itp Rozumiem tez wczesniej nie raz sie zle czulam i nie robilam z tego afery.Nikt nie rozumie ze czasem naprawde nie mam na nic sily chociaz bardzo sie staram..ze panicznie boje sie ze zemdleje i ten lek nie pozwala mi czesto normalnie funkcjonowac.Po czesci to rozumiem bo kiedys tez bylam zdrowa i zapewne gdyby to spotkalo kogos z mojego otoczenia tez mialabym mnostwo tych cudownych madrych rad ktorymi inni mnie raczą :] Ludzie nie rozumieja ze to wymaga czasu tylko mysla ze jak bym chciala to bym sie nie bala ;] A niestety tak nie jest bo bardzo chce.Z tym zlym samopoczuciem to tez rozumiem ze sie mozna czuc zle,ale chyba kazdego pol roku zawrotow glowy kolatania serca i innych sensacji wyprowadziloby z rownowagi...u "zdrowych" ludzi czesto to przechodzi po krotszym czasie..u mnie nie chce bo co zniknie jeden objaw pojawia sie drugi...

Czuje sie czasem jakbym w ogole nie miala prawa czuc sie zle,polezec w lozku kiedy nie mam sily,czy odlozyc np sprzatanie na czas kiedy poczuje sie troche lepiej...tylko ciagle mam poczucie winy ze znow nic nie robie i inni beda mieli do mnie pretensje.. ;/

A czasem sie nie da.

Momentami nawet mysle ze chcialabym w koncu zemdlec zeby sie wszyscy ode mnie odczepili w koncu i zobaczyli ze nie sciemniam..Ehhh Czy wy tez macie taka "wyrozumiala" rodzine?partnerow?znajomych?...

 

To sie wyzalilam :)

 

Pozdrawiam

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś miałam podobnie, próbowałam porozmawiać o tym z matką - przyjęła do wiadomości, ale nic poza tym. Rodzina starała się jak mogła, żeby "nie widzieć", że jest ze mną źle. Jak nie wychodziłam dniami z domu, mówiąc, że nie mam ochoty widywać się z ludźmi, to uzyskiwałam odpowiedź "a kto ma ochotę?". Później już nigdy nie "narzucałam się" z moimi problemami, po porostu byłam sama i tak pozostało. Przemęczyłam się te parę lat, później wyjechałam na studia (300km od domu) i powiem Ci, że izolacja od rodziny dużo mi dała. Widujemy się raz na 2 miesiące, raz na rok zadzwonią. Jest mi smutno, że tak to wszystko się potoczyło, że "obdarowali" mnie nerwicą i tak pozostawili, ale jest mi naprawdę lżej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich Forumowiczów, piszę pierwszy raz, chociaż od jakiegoś czasu przeglądam to forum.

Mam 17-letnią córkę, która prawdopodobnie ma nerwicę. Piszę prawdopodobnie, bo jesteśmy w trakcie robienia badań, aby wykluczyć inne choroby, ale myślę, że to tylko formalność. Bardzo chciałabym jej pomóc, ale nie wiem jak, nie mam pojęcia, jak postępować. Nie chodzi mi o to, że powinnam iść z nią do psychiatry i znaleźć psychologa, bo to już zrobiłam. Chodzi mi o to jak na co dzień mam się znaleźć jako rodzic w sytuacji, kiedy córka ma objawy somatyczne. Ogólnie, w jakim kierunku iść: Czy nalegać, czy zostawić i przytakiwać, czy nie zwracać uwagi na to, że zawali szkołę, czy mobilizować ją, aby robiła wszystko to, co do tej pory? Szukałam na forum jakichś rad dla rodziców osób z nerwicą czy może jakichś książek, ale w tym gąszczu naczytałam się wielu wątków, niezwykle ważnych dla mnie, natomiast nadal nie wiem, jak mam się zachować jako rodzic. Czy ktoś mógłby mi pomóc?

Pozdrawiam wszystkich

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

fides zrobiłaś duży krok do przodu bo widzisz nerwice swojej córki. A na tym forum bardzo wielu ludzi boryka się z tym, ze nikt z bliskich tego problemu nie dostrzega. Troszczysz się o to aby miała dostęp do psychologa, psychiatry. Interesujesz się nią i "widzisz" nerwicę.

To wszystko samo w sobie jest niezwykle ważne ! Bo nie jest Ci obojętne.

Przede wszystkim bądź, jak trzeba wysłuchaj, sama się nie narzucaj. Nie możesz jednak pozwolić na to aby córka zaniedbywała nie które sfery życia tylko dlatego, że ma nerwicę. Przecież nerwica nie trwa wiecznie ! Kiedyś córka może być Ci wdzięczna za to że byłaś, że nie pozwoliłaś zawalić jej szkoły itp ... Jak najbardziej wspieraj ją , mobilizuj do działania. Ale patrz tez na wszystko "trzeźwym" okiem. Bo bardzo łatwo stać się ofiara "współuzależnienia". ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Manka, już myślałam, że zapomnieliście o forum ;) Jak się czujesz?

U mnie nieciekawie. Kilka problemów się nawarstwiło do tego zbliża się dość stresujący okres.

Z rodziną nie mogę się dogadać. Znów traktują moje nerwy jako przesadę.

Ostatnio często płaczę. Nie wyobrażam sobie przyszłości. Czuję się strasznie samotna i brakuje mi kogoś na miejscu. Czasem postukam w klawiaturę, przelewając swoje emocje, ale to nie to samo.. Nie wiem jak zmienić obecną sytuacje i nastawienie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Manka, dziękuję za odpowiedź. Na pewno jest ona dla mnie ważna. Przyznam, że przerzucenie mojego posta do wątku, którego nie potrafiłam nawet odnaleźć, zaskoczyło mnie. Tak samo jak to, że tyle osób z nerwicą ma pretensje do swoich najbliższych, że ich lekceważą i nie rozumieją, a jak ktoś z tych najbliższych prosi o pomoc w tym, jak ma postępować, czy o jakieś namiary na literaturę na temat "nerwica w domu, jak postępować", to wyciąga rękę z pomocą tylko jedna osoba.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

buu witaj !

Nie zapominam zaglądałam często mimo, ze nie pisałam. Ostatnio się "reaktywowałam" do życia na forum ponownie. Nie widziałam żadnego znajomego nicku. Aż tu niespodzianka, aż miło :mrgreen: Tzn. miło, że jesteś, nie miło, że znów problemy się nawarstwią.

U mnie przez pewien okres wszystko się ustabilizowało po czym powrócił niepokój, chandra, po robiło się trochę problemów i stresujących sytuacji. Jednym słowem same spięcia i dramatyczne próby ponownej stabilizacji. Wiesz, obecny okres mi też nie sprzyja ... Niby nad wszystkim panuję i staram się aby tak było nadal, mimo to też odczuwam takie dziwne osamotnienie. Może to taki okres ? ;)

 

fides dużo ludzi korzysta z forum jak można zauważyć (chociaż sama nigdy nie patrzyłam ile, ale to widać jak co chwila pojawiają się nowe wątki i tematy) i szuka różnej formy pomocy od dobrej rady czy po to a żeby się po prostu wyżalić. Przerzuceniem posta nie ma się co przejmować , nie które tematy po prostu są podobne do siebie ;)

A jak wygląda Twoja sytuacja ? Lepiej ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×