Skocz do zawartości
Nerwica.com

M_M

Użytkownik
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia M_M

  1. Siadanie blisko drzwi, nerwowe czekanie do końca, lęk przed każdym wyjściem. Skąd ja to znam. Zawsze wychodzę wczęśniej żeby zająć dobre miejsce, a gdy zdarzy się, że mam daleko do wyjścia a wokół mnie ściśnieci ludzie to myślę, że nie wytrzymam...ma ochotę stamtąd uciec. Ale zadowolenie, że sie przetrwało jest duże :)
  2. Tahela, ciężko jest zrozumiec coś czego się samemu nie doświadczyło. Ale wierzę, tak jak mówisz, że sa tacy ludzie. Aczkolwiek nie mam ludziom ogólnie za złe, że nie są w stanie zrozumieć. Mnie samej było by ciężko, bo sama wcześniej nie miałam pojęcia co przeżywają ludzie cierpiący na nerwice chociaż jakieś tam pojęcie o niej miałam. Powiedz, jeśli chcesz oczywiście, byc może już to pisałaś, a ja nie śledziłam postów uważnie: co się u Ciebie dzieje i czy masz szanse na pomoc specjalisty?
  3. M_M

    Fobia społeczna!

    23inna, Bardzo dobrze, ze chodzisz do psychologa, terapia jest niezwykle wazna. Dodatkowo powinnas takze udac sie do psychiatry, bo z tego co opisujesz widac, ze leczenie farmakologiczne rowniez jest tutaj podstawa. Pozdrawiam i wiedz, ze w koncu bedzie coraz lepiej. Nie mozna liczyc, ze to bedzie od razu, na efekty trzeba poczekac, ale nie zalamuj sie, ze to na zawsze :) Trzymam za Ciebie kciuki!
  4. Witam Was wszystkich, nie zdazylam jeszcze przeczytac wszystkich postow w tym watku, ale obiecuje, ze to nadrobie :) Jesli chodzi o mnie to po tym jak sama zorientowalam sie co mi jest, to dlugo nie moglam sie odwazyc zeby powiedziec o tym rodzicom. Balam sie braku zrozumienia, niemoznosc pojecia tego, czym to jest. Na poczatku byli przerazeni, powiedzialam im to w momencie, kiedy bylam w strasznym dolku - mysli samobojcze, totalna apatia, ciagle bylam sparalizowana lekami. Krzyczalam, ze albo mnie zamkna w jakims szpitalu zeby cos ze mna zrobili albo nie chce dluzej tak zyc. Wspominaj ten czas, piszac to teraz, mimo, ze minelo od tego momentu prawie rok to nadal mocno mnie to porusza, nie jestem w stanie powstrzymac lez. Bylam wtedy wrakiem. Rodzicow wystraszylo moje zachowanie. Wozili mnie po wszystkich lekarzach, aby wyszukac fizycznej przyczyny, potem sami sie przekonywali, ze to wszystko na tle nerwowym, ale nie sadzili, ze w tak duzym stopniu. Co ich sklonilo, ze sadzili, ze to przyczyna fizyczna? Mam objawy somatyczne w postaci biegunek, wymiotow (ktore dosc rzadko sie zdarzaly), przez to wszystko nie chcialam jesc ze strachu. W krotkim czasie schudlam 15 kg. Wygladalam koszmanie co tylko zwiekszalo ich strach. W koncu, gdy wszystkie wyniki wyszly dobrze wyciagnal do mnie reke narzeczony mojej przyjaciolki i skierowal mnie do swojego psychiatry, do ktorego chodzil przez rok. To mnie uratowalo. W maju zeszlego roku zaczelam walke. Jednak spotkalam sie z duzym niezrozumieniem tego co sie ze mna dzieje. Pogorszyly sie moje relacje z siostra, z ktora zawsze bylam blisko. Mieszka daleko, blagalam ja zeby przyjechala, bo potrzebowalam jej bliskosci, nei zrobila tego. Bagatelizowala moje objawy. Ciagle slyszalam "sprobuj", "wez sie w garsc", "musisz sie uspokoic", "sprobuj o tym nei myslec"...jakby to bylo takie proste. Wiele czasy zajelo mi uswiadamianie moim bliskim, czym jest nerwica. Dlugo nie mogli zrozumiec, ze wyjscie z domu jest dla mnie niemal wyczynem, ze nie jestem w stanie leciec do siostry samolotem jak robilam to co roku, ze nie chce wychodzic z pokoju, nie czuje sie na silach kontynuowac studiow. Na szczescie w koncu zrozumieli. Nauczyli sie mnie wspierac, zyc z moja choroba, AKCEPTOWAC i NIE ZAPRZECZAC. W pazniernika zaczelam terapie. Powoli, wszystko sie zmienia. Sa to male kroczki, ale z kazdego sie ciesze. Tak jak pisaliscie wczesniej, wreszcie doceniam zycie. Gdy bylam zdrowa bagatelizowalam wiele rzeczy, nie docenialam tego co mam, nie dostrzegalam wielu rzeczy. Teraz cieszy mnie kazda drobnostka, NORMALNY DZIEN, o ktorym piszecie. Mam wieksza pokore do zycia i wieksze zrozumienie dla innych. Mimo wszystko, ze cale to doswiadczenie jest straszne, kazdy dzien ciezka walka, zmienilo to calkowiscie moje zycie, uposledzilo spolecznie. Mimo tego wszystko dzieki tej chorobie zmienilam sie i cieszy mnie to. A w walce z choroba trzyma mnie wiara, ze w koncu wygram to wojna. Bo z bitwami roznie bywa. Mam nadzieje, ze Was nie zanudzilam! :) Ciesze sie, ze moge tu spotkac ludzi, ktorzy wiedza, co czuje. Zdrowi ludzie nigdy nie beda wiedzieli przez co przechodzimy.
  5. Faraus, gratuluje wiary we wlasne sily i walki - to podstawa w przezwyciezaniu tej choroby :) Pozytywne nastawienie wiele daje :) Ja rowniez wierze, ze wszystko zmierza u Ciebie ku dobremu.
  6. M_M

    [Kraków]

    Nie masz za co przepraszac. :) Podobienstwo moglo Ci sie wydac podejrzane, ale wierz mi, ze tak nie jest - badz spokojna :) A MM to nie moje inicjaly :)
  7. Idz do lekarza, przerwij ciagle poczucie paralizujacego Cie strachu, ktory nie daje Ci normalnie zyc. Wierze, ze nic powaznego Ci nie jest wiec sie uspokoisz, a jesli jest inaczej, to im wczesniej sie zadziala, tym lepiej. W obu przypadkach Twoja wizyta u lekarza skonczy Twa meke. Wierze w Ciebie i Twoja odwage!
  8. M_M

    [Kraków]

    Hej, Obserwowałam to forum prawie rok temu. Wreszcie odważyłam się tu naprawdę zaistnieć. Mam nadzieję, że uda mi się z Wami poznać, a w rezultacie spotkać. Miło by było spędzić trochę czasu z ludźmi, którzy rozumieją o co w tym wszystkim chodzi :)
  9. Myślę, że można. Nie jest łatwo, ale da się to zrobić. Nerwica lękowa nasilała się u mnie od końca pierwszego roku studiów. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że mam problem. Pewne wydarzenia w połowie drugiego roku uświadomiły mi, że coś się dzieje. Jednak nadal nic z tym nie robiłam, męczyłam się z objawami wszelkiego rodzaju. Najgorzej było w ostatnim semestrze trzeciego roku. Ledwo funkcjonowałam. Bałam się, że zawale pisanie pracy, cały semestr. Z polecenia znajomego trafiłam do dobrego psychiatry, który od razu przepisał mi leki. Nie chciałam w ogóle iśc na magisterkę. Bałam się. Czułam, że nie dam rady. Codzienne zmaganie sie z objawami jest wyczerpujące. Jednak za namową rodziny i przyjaciół zdecydowałam się pójść dalej. Na początku pierwszego roku magisterki, czyli prawie pół roku temu podjęłam terapię i walczę. Studiuję i stawiam czoło chorobie każdego dnia. Jest ciężko, ale jakoś to idzie, a terapia dużo pomaga. Codzienny kontakt (to są studia dzienne) z ludźmi, poczucie, że coś robię bardzo pomaga. Siedzenie w domu, poczucie nieużyteczności w moim przypadku poglębiało chorobę. Wiem, że można. I każdemu życzę, aby mu się to udało. Pamiętajcie, że musimy stawiać czoła naszym lękom. Tak jak powiedziała moja terapeutka, że przełamywanie lęków w nerwicy to jak przełamywanie lęków przed wodą. Nie da się tego robić nie wchodząc do niej. Więc codziennie do niej wchodzę. :)
×