Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica, a wasi bliscy


tg--ice

Rekomendowane odpowiedzi

Chodzi mi też o takie dalekosiężne plany, nie lubiłam/lubię zbytnio wybiegać w przyszłość czy to dotyczyło mojej osoby, czy związków. Jednak jakieś je w głowie mam, chce znaleźć coś dla siebie. A z drugiej strony właśnie coś mnie ścina jak o tym pomyśle :?

Pogoda póki co okej, więc wychodzimy Manka, wychodzimy ;) A Twój luby gdzieś się zapodział?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej! chciałam się podzielić dobrą wiadomością, nie chcę zapeszać oczywiście.. ale wczoraj miałam straszny atak lęku :( nie wiem może dlatego,że zwiększyłam dawkę parogenu.. z 1/2 tabletki na jedną tabletkę..? ale gdy wpadłam w panike mój chłopak zachował się idealnie!! przytulił się.. uspakajał mnie i czekał aż mi minie... był wyrozumiały i czuły!! dzięki temu udało mi się uspokoić.. schował mi Afobam abym go nie wzięła tylko abyśmy sami sobie z lękiem poradzili i się udało!! :) mam nadzieje,że w końcu będę miała wsparcie... ale oczywiście nadal muszę sama z tym walczyć :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

buu witam po weekendzie.

Mój luby nigdzie się nie zapodział , oprócz pracy , cały czas jaki ma stara się poświęcić mi . Oczywiście jeśli musi coś zrobić , załatwić , przyjechać później albo w ogóle to rozumiem to .

Teraz spędziliśmy weekend praktycznie sami , na wyjazdach , jednak , ciągle towarzyszył mi niepokój , bo ten weekend był dla mnie okropny. Nie chodzi tu o mojego faceta bo pewnie gdyby nie on to bym się posypała.

A co takiego się stało , kilka ciężkich rozmów ze znajomymi , które były półżartem pół serio . I jeszcze coś , wspominałam tu kiedyś o moim byłym , który mimo tak długiego czasu mi jeszcze nie wyparował z życia. A przypuszczam , że wiesz , jakie to uczucie , gdy się coś do kogoś jeszcze czuje , i gdy się usłyszy , że kogoś ma .

Wiem , że to teraz śmiesznie brzmi , ale "pękłam" , mimo , że sama jestem z kimś od półtora roku. Ten cały weekend wpłynął na mnie dość nie fajnie. Ale próbowałam pięknymi widokami , zabić myśli , szczerze , nie pomogło na tyle ile myślałam , że pomoże .

Jednak byliśmy jeszcze na spacerze wieczorem , wzdłuż stawu , heh tak romantiko :mrgreen::mrgreen: Ale nie o to chodzi . Było mi okropnie ciężko z tym wszystkim , a mój facet powiedział , że mnie jeszcze w takim beznadziejnym stanie nie widział , co się dzieje ? ...

Nie wytrzymałam , jestem beksa , zaczęłam mu wszystko mówić ... zrozumiał , przytulił , i widziałam , że starał się pocieszyć jak tylko może.

A tak się bałam zaufać , po raz pierwszy od tak długiego czasu , zauważyłam , że zaniedbałam mojego faceta , nie zależało mi na żadnych przytulankach , buziakach ...

A gdy on tak zrobił poczułam się cudownie , tak jak kiedyś ...

 

Jest po weekendzie , jak się czuję , a ni źle ani dodrze ... do przodu w każdym razie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mhm, rozumiem. Chciałabym teraz wyjechać właśnie choćby na weekend, oderwać się, zapomnieć na chwilę :roll:

Manka wiem :-| powiem tyle, że to mija. Dowiedziałaś się od kogoś, że kogoś ma czy utrzymujesz z nim dalej kontakt? Powinnaś próbować się odciąć od jakichkolwiek powiązań, wiadomości o nim. Nie wiem czy dobrze zrozumiałam powiedziałaś Twojemu facetowi, że Ci przykro z powodu byłego?

'Tak jak kiedyś' nie lubię tych słów.. Nadal tak jest Manka ! nie pozwól na to by takie myśli, czy wiadomości pozwalały Ci o tym zapomnieć, nie widzieć tego.

A nasz rodzynek tg--ice chyba uciekł do tych obcych krajów :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

buu ja właśnie wyjeżdżam na weekend ten , nad taki staw , las , jednym słowem , ośrodek wypoczynkowy. Potrzebuję odskoczyć od wszystkiego i to bardzo .

Wczoraj miałam przełomowy dzień. I muszę się tym pochwalić , bo czuję , że się przełamałam i zrobiłam pierwszy mały krok , w tym kierunku aby się uwolnić i aby powrócić do własnego ja. Mianowicie , już w niedziele otworzyłam się na mojego faceta , ale to nie było jeszcze wszystko , jednak coś ruszyło już . Wczoraj napisał do mnie były , na wiadomość którą napisałam mu jakiś czas temu , szczerze , sądziłam , że nie odpowie , zresztą , nie rozwialiśmy od ponad roku .

To była zwykła wymiana zdań . Jednak napisał coś na co najwidoczniej czekałam tak długo , po prostu uświadomiłam sobie , że to koniec . Jak stwierdził , "rusza swoim torem" ... w takim razie ja powinnam swoim . Przecież mam własne życie. Dużo pomogła mi też mama dała mi kilka słów otuchy.

O moim facecie już nie wspomnę , zadzwoniłam do niego i chyba rozmawialiśmy z godzinę , i chociaż ta rozmowa powinna być w cztery oczy , to przeprosiłam go za te wszystkie dni , miesiące , w których odgrywałam się na nim żalem , złością ... a wszystko to przez te moje fałszywe złudzenia i naiwne nadzieje , przez to , że byłam taka zagubiona .

Powiedziałam mu czym to było spowodowane e, o moim byłym facecie. Cieszył się , bo po ponad roku zaczęłam otwierać się na niego sama . Poprosiłam go jedynie o to , żeby przywracał mi logiczne myślenie , wspierał , kiedy popadnę w jakiekolwiek zawirowania , bo wiem , że zrobiłam pierwszy krok , ale przede mną jeszcze długa droga . Ale jestem szczęśliwa , Myślałam wczoraj , że dostanę jak zwykle ataku paniki i histerii ... a wszystko przyjęłam ze spokojem. Mam nadzieje , że to dobrzy początek :mrgreen:

 

A odnośnie tego co napisałaś czy jest tak jak było , możliwe , masz rację , ale przez swoje złudzenia jakimi żyłam bardzo odsunęłam się od mojego faceta , może nie w takim sensie , że mam Cię dość itp ... ale tak jak pisałam wcześniej , prosty gest ma znaczenie , podanie ręki , a ja wolałam je trzymać w kieszeni :roll:

 

tg--ice no faktycznie uciekła , pytanie czy jeszcze do nas wróci ? I wogóle co tam u niego , jak się ma ... hmm :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja mogę się pochwalić,że nadal jest bardzo dobrze z moim chłopakiem :) ostatnio miałam bardzo zły dzień.. a on co? wspierał mnie, wysłuchiwał cierpliwie.. pocieszał.. przytulał mimo mojego gniewu, żalu.. :) opiekuje się mną.. ciesze się,że jest jak jest.. ale ja nadal muszę walczyć głównie sama.. długa droga przede mną jak i przed wami.. ale kochani damy radę!! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Udało mi się wyjechać na kilka dni. Co prawda nie w jakieś ustronne miejsca, a huczące miasta. Ale i tak chyba teraz lepiej być u kogoś niż w domu.

Czuję już lekkie napięcie, próbuje odganiać te wszystkie czarne scenariusze, które mogą się zdarzyć. Można powiedzieć, że jestem dobrej myśli póki co.

Troszkę się zasmuciłam, odwiedzając po długim czasie bliską mi koleżankę, której mogłam więcej powiedzieć. Bo znów zobaczyłam, że czasem ludzie się zmieniają nie do poznania i tak naprawdę nie masz już po co z nimi rozmawiać, czuć tylko frustrację i niby jakiś sentyment. Już kilka razy tak się zdarzyło w moim życiu.

Cóż, może kiedyś uda mi się znaleźć kogoś z kim będę zmieniać się w tą samą stronę, albo chociaż razem.

 

Manka, wiem o czym mówisz, ja też czasem w ten sposób się odsuwam i często zwyczajnie tego nie zauważam.

Cieszę się, że zauważyłaś u siebie jakiś promyczek ku lepszemu, że coś pękło, że przeszłość już naprawdę trzeba zostawić bo teraźniejszość i przyszłość tu z kimś innym może być sto razy lepsza. No i słyszę też pozytywne zdanie o mamie, super ;) Mam nadzieję, że tym razem uda Ci się to wszystko zostawić, nie żyć tym co było, nie porównywać. Bo teraz, gdy Twój facet to wie, czuje się lepiej, że mówisz mu o tym, ale z drugiej strony, nikt nie chce być tym drugim bo w Twoim sercu jest jeszcze ktoś inny.

 

crazymajka, Tobie też życzę w sumie podobnie, walcz ze sobą i się nie poddawaj. I właśnie pamiętaj, że wsparcie wsparciem, naprawdę cholernie dobrze, gdy ono jest, ale czasem może go nie być i trzeba nauczyć się radzić sobie ze sobą samym, Wszystko co uda Ci się zrobić samej przyniesie satysfakcję

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

buu widzę , że udało nam się razem wyjechać. Mnie też nie było od piątku i dopiero nie dawno wróciłam , może jakąś godzinkę temu.

Miałam odpocząć , no fakt ustronne miejsce w miarę , bo ośrodek , las , drewniane domki i tylko ja i mój facet . Ale jakoś nie mogę nazwać tego odpoczynkiem do końca . No w sumie klimat miałam , cały wieczór piątkowy spędziłam na domku , sobota nad stawem praktycznie cały dzień i wyglądam jak czekoladka :mrgreen: Wieczorkiem ognisko , leżeliśmy jak "szczeniaki" na ławkach wokół ogniska i patrzyliśmy w gwiazdy ... no ognisko .

W sumie , tryb nocny prowadziliśmy bo późno szliśmy spać , było fajnie nawet znajomych spotkaliśmy i trochę czasu z nimi spędziliśmy.

Szczerze było wszystko tak jak sobie wyobrażałam , a jednak czegoś mi brakowało. No i podobnie jak Ty czułam lekkie napięcie .

buu jeśli Cie to pocieszy też ostatnio miałam podobną sytuacje ... ludzie o których myślałam w pozytywny sposób , nie byli tak pozytywni jak o nich myślałam ... chociaż znałam ich kilka lat to byłam zmuszona znajomość zakończyć.

 

Ale padam dzisiaj na przysłowiowy "pysk" , będę pisać jak na biorę trochę siły :mrgreen:

Miłego dnia wszystkim !!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wróciłam w niedziele , dziś już środa , a ja czuję się jakbym się nie czuła .

Niedziela zasypiałam na stojąco , wystarczyło przytulić się do poduszki i trzy godziny strzeliło , w nocy to nawet oka nie otworzyłam. Poniedziałek , wtorek , środa ... a ja jestem nie do życia , ciągle szukam poduszki i jak to się zdrzemnąć . Co więcej myślałam , że przez takie spanie w dzień będę miała problemy w nocy ... a gdzieżby , zasypiam jak niemowlę :shock:

Co więcej wczoraj zbytnio nic nie jadłam bo ochoty nie miałam , dopiero wieczorem , a dziś rewolucje . dodatkowo nakręcam się nerwicą co się równa tym , że momentami stanąć na nogi nie mogę , mam szaro przed oczami i zimne poty . I już nie wiem czy to jakieś zatrucie czy to nerwica ?!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moi "bliscy" - zbyt ładna nazwa, tak zwykło nazywać się krewnych z którymi się mieszka i jest się na nich zdanym - mnie zwykle nie wspierają raczej dobijają...i nie wiem ile jeszcze wytrzymam. Już nie raz stałam przy szafce z lekami i zapłakana poważnie zastanawiałam się czy nie łyknąć wszystkich tabletek jakie mam...I decydowałam, ze nie, dalej ryczałam, nie miałam odwagi tego zrobić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mm_ - wiem o czym mówisz. To przykre, kiedy ludzie, którzy teoretycznie powinni być wsparciem, wręcz dobijają nas... Ja do tej pory nie nauczyłam sie z tym żyć i nie pogodziłam sie z takim stanem rzeczy, staram się przemówić im do rozsądku - bezskutecznie...;/

 

Co do myśli samobójczych - wydaje mi się, że prędzej czy później dopadają każdego, kto czuje się osamotniony, niezrozumiany i odepchnięty...sama fantazjuję o śmierci niemal codziennie... ale chyba też nie byłabym zdolna tego zrobić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich.

Widzę, że u kolejnych osób przewija się to samo. Wiem, że to uciążliwe, ale nie warto się zamartwiać tym, że bliscy są tacy, a nie inni. Nie zmienimy ich.

 

U mnie ciężki okres. Dostałam leki. Póki co najmniejszą z dawek. To mój pierwszy antydepresant. Atakują mnie objawy uboczne przez co mam wrażenie, że jest jeszcze gorzej. Ale czekam cierpliwie z nadzieją, że szybko ustąpią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mój chłopak najpierw był miły, pomagał mi , praktycznie rzadko przy nim miałam lęki. potem zaczęły się schody. Zarzucał mi że myślę tylko o sobie, że zamiast wziąć się w garść to wiecznie marudze i narzekam. powiedział nawet, że gdyby nie choroba to pewnie bym z nim nie była.

z mamą jest ok ona też kiedyś w moim wieku miała to samo. ojciec ma to gdzieś

 

-- 13 wrz 2011, 10:15 --

 

mój chłopak najpierw był miły, pomagał mi , praktycznie rzadko przy nim miałam lęki. potem zaczęły się schody. Zarzucał mi że myślę tylko o sobie, że zamiast wziąć się w garść to wiecznie marudze i narzekam. powiedział nawet, że gdyby nie choroba to pewnie bym z nim nie była.

z mamą jest ok ona też kiedyś w moim wieku miała to samo. ojciec ma to gdzieś

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nerwica a moi bliscy?

hmmm...

mąż wspiera mnie bezgranicznie, bezwarunkowo i w każdej chwili - odkąd tylko zaczęły się u mnie ataki.

Gdy jeszcze nie było wiadomo, co mi jest - jeździł ze mną do lekarzy, był przy badaniach, wspierał, szukał informacji wszędzie, gdzie się dało, tłukł mi do głowy, że muszę myśleć pozytywnie i że w końcu znajdziemy to 'coś' co mnie męczy i to wyleczymy...

Gdy pierwszy raz jechałam do psychiatry, przerażona i roztrzęsiona - był przy mnie, choć wiedziałam, że denerwuje się tak samo jak ja.

Od roku - bo tyle już z tym walczę - nie było ani jednego momentu, żebym - mając napad - usłyszała, że przesadzam, histeryzuję, czy że mam mu dać spokój. Niezależnie od pory dnia i nocy jest przy mnie... i prawdopodobnie tylko i wyłącznie dzięki temu ciągle się tu trzymam.

 

Rodzina...

heh, trudniejszy temat.

Moja mama (tata nie żyje) przyjęła do wiadomości, że jestem chora, ale nic poza tym. Żadnego 'specjalnego' wsparcia nie dostałam, generalnie pomija ten temat milczeniem... czasem mam wrażenie - na pewno mylne, bo to nie 'w jej stylu', no ale jednak mam - że jest jej ciężko zaakceptować, że ma córkę-wariatkę ( :lol: ) i dlatego nie chce podejmować tematu.

Za to ze strony obu babć i 2 ciotek mam dużo wsparcia, bo - jak się okazało dopiero, kiedy zaczęłam chorować - one wszystkie przechodziły przez to samo.... więc w pewnym sensie nerwica lękowa jest u mnie chorobą rodzinną.

 

Paradoksalnie największe wsparcie - nie licząc męża oczywiście - dostaję od teściowej :shock:

Co prawda ma dość szorstkie podejście pt 'no przestań, przecież jesteś zdrowa! ręce masz, nogi masz, a z głową jakoś sobie poradzisz', ale prezentuje je w bardzo... hmmm... ciepłej i sympatycznej formie (o ile ktoś zrozumie, jak można być jednocześnie szorstkim i sympatycznym :P ), a ja doskonale wiem, że bardzo się przejmuje moją chorobą... choćby stąd, że kilka razu słyszałam, jak przepytuje mojego męża, jak się czuję, jak idzie leczenie itd.

 

Za to czarną - cholernie czarną - owcą jest mój teść.

Jak usłyszał, że mam nerwicę - co u mnie, męża i teściowej wywołało paradoksalny atak ulgi, bo podejrzewano u mnie wadę serca, która 'na szczęście' okazała się nerwicowymi objawami - to stwierdził, że teraz to już mam przesr***ne, bo 'choroby psychiczne są nieuleczalne', 'nie mam po co iść do psychiatry bo on mi tylko leki przepisze i rozwali wątrobę, a nie pomoże' i tego typu teksty...

i nagle, w ułamku sekundy - z optymizmu, że to NIE JEST wada serca, że to 'tylko' nerwica, którą przecież da się wyleczyć i bezpośrednio mojemu życiu nie zagraża - poczułam się jak śmieć... jak g**no, którego nie ma sensu leczyć, bo po co... najlepiej to od razu położyć się pod płotem i zdechnąć.... :/

Takie teksty słyszałam jeszcze nie raz, więc psychicznie czułam się jeszcze gorzej... do tego zaczęły się awantury w domu, bo mąż nie mógł znieść tego, jak jego ojciec mnie traktuje i w pewnym momencie przestał być 'miły' i bronił mnie wręcz zębami i pazurami...

'Gadanie' skończyło się, kiedy u teścia wykryto raka, na szczęście we wczesnym stadium... i gdy znów usłyszałam, że 'choroby psychiczne są nieuleczalne' to się odezwałam....

'Nerwica jest jak rak - można ją wyleczyć. Po prostu nie ma gwarancji, że już nigdy nie wróci'

nie jestem z tego dumna, bo to było poniżej wszelkiej krytyki... ale chyba dało teściowi do myślenia, bo od tamtej pory nie usłyszałam ani jednego słowa o swojej chorobie. Po prostu temat przestał istnieć... za to ja na samo wspomnienie o tym człowieku mam ataki paniki :/

 

Reszta rodzin - obu - prezentuje albo podejście olewcze, albo - moje ukochane - 'a jakie ty masz problemy i stresy, że masz nerwicę? W TWOIM WIEKU???'

:silence:

 

uff, ale się rozpisałam... :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ah dawno mnie na forum nie było. Najgorsze stresy chyba za mną, a jeszcze gorsze przede mną zbliżają się wielkimi, cichymi krokami :P

 

Manka, to co oprócz psychologii ? ;)

 

Marjorie666, witaj. Ja też już niejednokrotnie pisałam, że takie oklepane teksty wprowadzają mnie w szał :? Nie wiem gdzie ludzie je wynajdują, ale chyba są uniwersalne bo prawie każdy na tym wątku słyszał podobne zdania. Prawienie morałów, podsuwanie własnych rozwiązań czy olewanie przez bliskich tematu, nie odzywanie jak widać też nie skutkuje. Trudno.. Trzeba znaleźć sposób by to miało jak najmniejszy wpływ na nas, na nasze samopoczucie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dlaczego tak musi być ?

Witajcie ! jestem tu nową osobą .. i cieszę się że tu trafiłam ... i mam nadzieję że tu udzielicie mi pewnych rad ...

mam na imię Milena i mam 23 lata .. choruję na depresję i bulimię ...

moje pytanie dotyczy tego ... jak Wasi rodzice zareagowali na to jak się dowiedzieli że chorujecie ... ?

ja niestety nie spotkałam się jakoś z pozytywnym podejściem ... moi rodzice nie potrafią tego zrozumieć ... albo nie potrafią się z tym pogodzić ... jak z nimi rozmawiać na ten temat ... ?? jak się nie załamywać ... ?

Pozdrawiam Wszystkich i proszę o odpowiedź ..

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

buu co takiego ? Masaż :P

Ażeby urozmaicić sobie trochę życie. A nie tak ciągle psychologia ... bo od tego głowa mała :smile:

 

U mnie można powiedzieć , że spokojnie , pcham ten "wózek" do przodu. Zdarzają się chwile słabości , ale trzeba trwać ... i akceptować to. Bo ucieczka nic nie daje , jedynie szkodzi. Organizuję sobie teraz czas tak , żeby nie popadać w zawirowania . Niestety sytuacja zmusza ... studia i cała reszta.

 

A jak u ciebie buu ?

 

Co do wątku w temacie , nie przejmuję się innymi . To jest nasza walka . I to my powinniśmy sami stawić czoła naszym lękom. Nie powinniśmy mieć żalu do naszych bliskich , ze nie rozumieją , czy nie oferują nam takiej pomocy jakiej oczekujemy ... bo przecież oni tak naprawdę nie wiedzą czego tak naprawdę oczekujemy , nie siedzą w naszej głowie. Każdy człowiek chciałby być rozumiany , każdy często z tego powodu ma chwile rozpaczy , że tak nie jest . Ale trzeba podnieść głowę do góry i powiedzieć sobie w duchu "Ja wam jeszcze pokaże ze poradzę sobie sama". I cieszyć się z każdego nawet najmniejszego sukcesu ... a ile w tym radości , że dokonalismy tego sami , że nikt nam w tym nie musiał pomagać ! :yeah:

Także życzę Wam małych , "wielkich" sukcesów jak najwiecej ! :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×