Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy mam szanse na takie zycie jak kiedys??


zagubiony83

Rekomendowane odpowiedzi

pare dni temu poczulem sie ciut lepiej a dzis jest tak fatalnie ze nie moge nic robic i tylko mysle zeby sie zabic , od momentu kiedy bylo ciut lepiej to z dnia na dzien jest coraz gorzej nie wiem dlaczego tak jest .... leza kolo mnie leki i mysle zeby zjesc 2 opakowania i zasnac na zawsze ....dlaczego teraz jest gorzej zamiast lepiej ?..

 

:why:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale popatrz, było już trochę lepiej, tzn. coś drgnęło 8) . Zrób sobie taką tabelkę, na ktorej będziesz zaznaczać swoje samopoczucie o różnych porach dnia w skali: 0-10 gdzie 0= mega dół a 10=fantastyczny luz, lub coś w tym stylu. Później będzie Ci łatwiej ocenić, jak Twoje samopoczucie zmienia się długofalowo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moze temu tak fatalnie sie czuje ze tydzien temu mialem podniesiona fluoksetyne z 20mg na 40 i dlatego tak mi zle i biore ja dopiero 3 tyg ...?? escytalopram biore 1,5 miecha...

 

[Dodane po edycji:]

 

czekam na kolejne lepsze chwile ale nadal lipa na maxa :(

 

[Dodane po edycji:]

 

od dzis robie sobie w kalendarzu oceny mojego samopoczucia 3 razy dziennie rano popoludnie i wieczorem , i zobaczymy czy cos bedzie sie stopniowo poprawiac ....

 

[Dodane po edycji:]

 

spalem 3 godziny nie wiem co jest pewnie przez fluoksetyne jebana ktora biore 3 tyg nie moglem spac i czuje sie 2x gorzej , ja nie mam wyjscia nie bede sie dluzej tak meczyl!!!!!!!!!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wywalilem w pieruny fluoksetyne , to mnie tylko niszczy , znowu noc nie przespana a na samopoczucie nic to nie daje wiec bede jadl dalej tylko to co najlepiej toleruje i cos na mnie dzialalo choc przez chwile escytalopram i podnosze dawke na 20mg , zanim pojade do noewgo lekarza jesszcze 2 tyg wiec to i tak czas stracony :why::hide:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a jednak po 2 dnaich przerwy fluo jem ja dalej nie bede sam odejmowal lekow jak kazal lekarz to jem ale nie jak kazal dokladnie 40 mg po 2 tyg juz mialem jesc to za duzo jem 20 ... narazie jem to 3,5 tyg i tylko pogarsza moj stan ....

 

[Dodane po edycji:]

 

nic sie nie zmienia w moim zycie , juz powinny leki cos dzialac ale nadal nic , chyba to zly kierunek i trzeba bedzie szukac innych... ale jeszcze 2 tyg bede je jadl moze akurat choc nadzieja coraz mniejsza :why::hide:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

powiedzcie mi bo juz sam nie wiem jem takie leki i tyle czasu:

-escytalopram (elicea) 2 miechy

-floksetyna (bioxetyna) 1 miesiac

 

przez ten czas mialem moze 3 dni gdzie bylo minimalnie lepiej moze z 10% lepiej w samopoczuciu ale czy to bylo od lekow to nie wiem moze poprostu lepszy dzien i mam do was pytanie czy tak te leki beda dzialaly ze bedzie tylko co tydzien 1 dzien lepszy i to minimalnie czyli nadal zle :(?? czy potem bedzie coraz wiecej tych dni i nie bede sie czul minimalnie lepiej tylko duzo lepiej?? czy moze jak jem je juz tyle czasu to czas zmienic na inne bo te nie dzialaja lub moze za ktorko je jeszcze jem ???

 

[Dodane po edycji:]

 

:why::silence::cry:

 

[Dodane po edycji:]

 

odpowie ktos na moje pytanie ?:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zagubiony głowa do góry!!!!!! :smile:

 

Przejdę do konkretów. Na każdego rożne leki działają w rózny sposób. U mnie początki depresji objawiały sie kosmicznymi atakami paniki, uczuciem że nie ma najmniejszego sensu życ bo to co kiedyś było juz nie wróci (zawsze byłam super optymistką), przypominało sytuacje w której słyszymy od lekarza "Pani juz nie można pomóc". Pierwszym lekiem który odrobine uspokoił te objawy paniki a zarazem mnie wyciszył był Tranxene (według mojego psychiatry działa od razu w przeciwieństwie do wielu antydepresantów). Zaczełam go brać i mimo strasznych dołów troszkę się wyciszyłam. Brałam go równocześnie z najsilniejszą jak sądzę dawką antydepresantu Efectin 75mg (czy jakos tak). Powolutku zaczełam odczuwać poprawę co u mnie oznaczało to że nie siedziałam w pokoju zamknięta w sobie kiwając się jak w autyźmie tylko nawet wbrew sobie spotykałam sie ze znajomymi mimo ze wśród ludzi czułam sie nadal koszmarnie. Bez dwóch zdań kolejną poprawę zawdzięczam neuroleptykowi (aktywizującemu a zarazem powstrzymującemu u mnie "złe" myśli) fluanxol. Nie byłam po nim ospała, wręcz ciut więcej chęci miałam do zycia no i cały czas brałam Efectin (Na noc chlorprothixen - zwalał mnie moze z nóg ale potrafiłam po nim spac nawet 8 godzin tylko zażywałam go nie później niz o 22 by wstac do pracy bo gdy brałam póxniej byłam jak zombie). Poza ww lekami brałam inne które mi nie pomagaly (było ich sporo) więc po prostu się nie łam bo dla każdego inne leki będą odpowiednie i należy jepróbować aż się znajdzie te dla siebie

 

Nie wiem Zagubiony ile trwa Twoja choroba ale wierz mi jestem najlepszym przykładem że mimo niewyrównanej walki z nią (nic gorszego juz nie może mnie w życiu spotkać) można wygrac i wyjsć z niej silniejszym. Ja leczyłam się prawie 3 lata i już niemal zwątpiłam a dzisiaj czuje sie innym człowiekiem, być może nawet silniejszym.

 

Poniżej wkleje Ci jeszcze "krótki" opis jak z tego "wyszłam" abys zaczął wierzyc że naprawde to jest możliwe a to ile choroba trwa nie świadczy że się nie uda. DASZ RADĘ !!!!!!!!

 

Mój koszmar z tą chorobą, bo inne słowo nie oddaje lepiej tego co się ze mną działo, rozpoczął sie dwa lata temu w pierwszy dzień mojego urlopu. Zostałam sama w domu (mieszkam z rodzicami i kotem ;)) i po prostu gdy wstałam z łózka rano "już to miałam". Wiem, że to dość dziwnie brzmi ale taki był mój początek, zero objawów wcześniej, nic po prostu nic i tu taki szok. Wstałam i pierwsza moja myśl "nie chce mi się żyć", "nic nie ma sensu", "po co żyć skoro i tak umrę", "nic dobrego mnie już na pewno nie spotka", "ach jak fajnie byłoby zasnać i sie juz nie obudzic". Taki był poczatek, gwałtowny bez wstępów dlatego totalnie nie wiedziałam co mi się stało. Tym bardziej byłam przerażona, że moje życie osobiste świetnie się układało. Miałam kochanego chłopaka, rodziców na których mogłam liczyć, fantastycznych przyjaciół, bylam fizycznie zupełnie zdrowa, zawsze uchodziłam za dusze towarzystwa i największa z optymistek. Niestety choroba nie wybiera i musiało paść na mnie. Pamiętam że przez około 1,5 roku miałam straszny zal do losu że akurat ja musiałam zachorowac na cos takiego (każdy kto choruje lub chorował wie co mam na myśli, wcześniej czasami w żartach mając kiepski dzień mówiłam "mam depresje" ale to jak depresja wygląda naprawde nie jest do opisania i zrozumienia dla kogos kto nie zachorował). U mnie choroba przejawiała się ciagłymi myslami o śmierci, utratą łaknienia (potrafiłam w tydzien zrzucic 6 kg), bezsennoscia i niejako odcinaniem sie od wszystkich bo w największym tłumie ludzi czułam sie strasznie samotna. Do wszystkiego musiałam się zmuszać, były dni gdy wszystko było mi tak obojętne ze nawet mysli o smierci nie znalazły na szczęście swoich realizacji w próbie samobójczej. Dochodziły do tego masakryczne ataki paniki, lęk przed tym ze zeświruje, że stracę nad sobą kontrole (miałam tez niejako wszystkie z objawów derealizacji czy tez depersonalizacji). Miałam wrazenie ze jestem sama jak palec i nikt nie jest w stanie mi pomóc. Nie ukrywam ze gdyby przyczyna choroby była mi znana łatwiej byłoby walczyc a w moim przypadku po prostu stało sie to bez zadnego powodu (byc moze dlatego, że jestem dość wrazliwą osobą). Brałam antrdepresanty, neuroleptyki i duzo innych leków. Ostatecznie podszedł mi Efectin, tranxene i fluanxol (na noc chlorprothixen). Po około roku wizyt u mojego psychiatry (notabene fantastyczny człowiek) zaczełam uczęszczać na psychoterapie i meblować swoje myśli. Były bardzo dużo momentów ze 5 dni było w miarę ok ze mną a potem dół jak rów marjański parę tygodni. Tyle razy mam wrazenie że zaczynałam od poczatku, że nie jestem w stanie tego zliczyc. Totalnie straciłam wiarę w siebie i zapominałam jak to było kiedyś jakkbym chorowała całe zycie.

 

Co mogę dzisiaj powiedzieć?

W dalszym ciągu nie mam pojęcia co było przyczyną mojej choroby. Zażywam aktualnie lekki antydepresant (Zotral), uczęszczam nadal na terapie i przypomniały mi się wszystkie szczęśliwe chwile z mojego "dawnego" życia oraz dbam o to by nowych szczęśliwych chwil było co raz wiecej. Przypomniało mi sie co to znaczy usmiechac sie spontanicznie i cieszyc z malutkich rzeczy. Totalnie nie wiem kiedy nastąpił u mnie przełom (od około pół roku jest z dnia na dzień lepiej). Dawniej w takim momencie zycia jak ten bałabym się ze choroba wróci i z tego zamartwiania się pewnie by istotnie wróciła. Dzisiaj mam to gdzieś bo nie chce marnować życia na myślenie jakie przeszkody jeszcze będę musiała w życiu pokonać. Mam wrazenie ze wyszłam z tego obronną ręką i mogę śmiało powiedzieć ze pasuje do mnie powiedzenie "co Cię nie zabije to Cię wzmocni". By nie było kolorowo jak w bajce powiem, ze jasne iż miewam kiepskie dni. Każdy je ma ale co z tego. Czasami nawet czuje sie super źle ale stopniowo mi mija gdy myśle ze wystarczy sobie przypomnieć jaki świat jest piękny i ile jeszcze rzeczy przede mna (teraz cieszę sie sluchając jak deszcz bębni w okiennice, wychodząc na spacer, czytając fajna książkę, ba nawet chodząc do pracy :D). Naprawdę kochani były dni gdy czułam sie jak ktoś kto usłyszał od swojego lekarza "Pana/Pani juz nie można uratować". Były chwile gdy zazdrościłam osobom chorym na jakieś fizyczne niedomagania (np nowotwory) bo sądziłam ze im ktoś może pomóc a mi już się nie da, że skoro mam chorą duszę a nie ciało to jestem na przegranej pozycji bo przecież nie amputuja mi głowy. Pamiętam słowa mojego lekarza z pierwszych wizyt u niego : "Depresja jest jak angina, wiadomo ze bardzo duzo daje pozytywne nastawienie ale są przypadki gdy trzeba sobie pomóc farmakologicznie. Niestety to taka choroba ze najlepiej nad nia pracowac poprzez terapie gdy juz sie ona troche uspokoi a objawy będą mniej nasilone". Tak sie stało w moim przypadku. Gdyby nie leki w pierwszym etapie choroby nie byłoby mnie tutaj z wami a jestem i chyba mam w sobie jeszcze więcej optymizmu niz przed chorobą :) Potem była żmudna terapia która trwa do dzis. Jestem pewna że przede mna i przed Wami jeszcze masa wspaniałych chwil trzeba tylko sie nie poddawac :) Krok w przód, dwa w tył ale może za jakis czas postawicie kolejne 5 w przód. Nie sądziłam że kiedys to powiem ale dzięki tej paskudnej chorobie ciesze sie teraz bardziej niz kiedykolwiek i doceniam każdy dzień (niech niektórzy wybaczą mi porównanie ale mam wrazenie jakbym wygrała z nowotworem który zżerał mi duszę). Da się więc głowa do góry !!!!!!

 

Jeżeli ktoś potrzebuje dawki pozytywnej energii chętnie porozmawiam na gg/tlenie.

 

Kamila :):):)

 

 

Ps. Ja nadal wierzę mojemu lekarzowi, że depresja to choroba osób wyjątkowych :)

 

 

W sumie nie odpowiedziałam na Twoje pytanie wiec krótko osobistym doświadczeniem: Na moje oko jeżeli regularnie przyjmujesz jakies leki (bez spożywania alkoholu) to ich prawdziwe działanie zaczniesz odczuwać dopiero po minimum miesiącu ale nie będzie od razu boom poprawa. Ja czekałam ok 3,4 miesięcy na poprawę (w przypadku leków które mi nie podeszły odrzucałam je jezeli po ok 3m-cach nie było lepiej). Nie wiem jak w przypadku leków o których mówisz ale mój Efectin był raczej w mocnej dawce skoro 75mg. U mnie etap wychodzenia na prostą wyglądał tak ze robilam krok w przód, potem dwa w tył ale starałam sie nie poddawac i jak najmniej czasu spędzać samotnie ( z sama sobą i swoimi czarnymi myślami). Nie ma nic gorszego niż być w tej chorobie. samotnym bo wtedy samopoczucie pogarsza sie wykładniczo do kuli śniegowej toczącej sie z górki. Powtórzę sie: Nie waz sie myślec że szansa na Twoje wyzdrowienie maleje wraz z czasem trwania choroby. To raczej tak nie działa skoro po 3 latach koszmaru mogę powiedzieć ze jestem w 100% dawną sobą :)

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Taka wegetacja jest nieakceptowalna, dla ludzi nauczonych wcześniej ŻYĆ..

Nie w moim i jak widać ,Twoim przypadku.

Miałem robic z tym porządek 1 października. Ale pojawiła sie jeszcze kolejna nadzieja-nie chce tego zmarnować.

Spokojnie podchodze do sprawy, bo pogodziłem sie z myśla o odebraniu sobie wegetacji (przecież nie napiszę życia,hehehehe ) i kompletnie nie mam obaw. Żal mi tylko niezmiernie 6 letniego synka.

Ale nawet dla Niego nie jestem już w stanie tego dłużej ciągnąc .

Pożyjemy -zobaczymy, albo nie zobaczymy-nie pozyjemy

Przepraszam,ze sie wtracam.

Nie znam sytuacji.

Czy jestes na wozku?

Czy Twoja choroba uniemozliwia Ci normalne dzialanie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wujek_Dobra_Rada, Rober6666

 

Nie mogę się powstrzymać więc to napiszę.

 

Co u diabła w temacie "Czy mam szanse na dawne zycie" robią Wasze opisy jak to planujecie sobie ukrócić życie? Wybaczcie ale szlag moze człowieka trafic widząc jak próbujecie "nieść pomoc". Co to Wam daje? Czujecie się z tym lepiej że pozostali, który walczą o siebie mają kolejne newsy które ich dobiją?

 

Nic tylko przełożyć jednego z drugim przez kolano i zlać na goły tyłek :evil:

 

Kamila

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zagubiony głowa do góry!!!!!! :smile:

 

Przejdę do konkretów. Na każdego rożne leki działają w rózny sposób. U mnie początki depresji objawiały sie kosmicznymi atakami paniki, uczuciem że nie ma najmniejszego sensu życ bo to co kiedyś było juz nie wróci (zawsze byłam super optymistką), przypominało sytuacje w której słyszymy od lekarza "Pani juz nie można pomóc". Pierwszym lekiem który odrobine uspokoił te objawy paniki a zarazem mnie wyciszył był Tranxene (według mojego psychiatry działa od razu w przeciwieństwie do wielu antydepresantów). Zaczełam go brać i mimo strasznych dołów troszkę się wyciszyłam. Brałam go równocześnie z najsilniejszą jak sądzę dawką antydepresantu Efectin 75mg (czy jakos tak). Powolutku zaczełam odczuwać poprawę co u mnie oznaczało to że nie siedziałam w pokoju zamknięta w sobie kiwając się jak w autyźmie tylko nawet wbrew sobie spotykałam sie ze znajomymi mimo ze wśród ludzi czułam sie nadal koszmarnie. Bez dwóch zdań kolejną poprawę zawdzięczam neuroleptykowi (aktywizującemu a zarazem powstrzymującemu u mnie "złe" myśli) fluanxol. Nie byłam po nim ospała, wręcz ciut więcej chęci miałam do zycia no i cały czas brałam Efectin (Na noc chlorprothixen - zwalał mnie moze z nóg ale potrafiłam po nim spac nawet 8 godzin tylko zażywałam go nie później niz o 22 by wstac do pracy bo gdy brałam póxniej byłam jak zombie). Poza ww lekami brałam inne które mi nie pomagaly (było ich sporo) więc po prostu się nie łam bo dla każdego inne leki będą odpowiednie i należy jepróbować aż się znajdzie te dla siebie

 

Nie wiem Zagubiony ile trwa Twoja choroba ale wierz mi jestem najlepszym przykładem że mimo niewyrównanej walki z nią (nic gorszego juz nie może mnie w życiu spotkać) można wygrac i wyjsć z niej silniejszym. Ja leczyłam się prawie 3 lata i już niemal zwątpiłam a dzisiaj czuje sie innym człowiekiem, być może nawet silniejszym.

 

Poniżej wkleje Ci jeszcze "krótki" opis jak z tego "wyszłam" abys zaczął wierzyc że naprawde to jest możliwe a to ile choroba trwa nie świadczy że się nie uda. DASZ RADĘ !!!!!!!!

 

Mój koszmar z tą chorobą, bo inne słowo nie oddaje lepiej tego co się ze mną działo, rozpoczął sie dwa lata temu w pierwszy dzień mojego urlopu. Zostałam sama w domu (mieszkam z rodzicami i kotem ;)) i po prostu gdy wstałam z łózka rano "już to miałam". Wiem, że to dość dziwnie brzmi ale taki był mój początek, zero objawów wcześniej, nic po prostu nic i tu taki szok. Wstałam i pierwsza moja myśl "nie chce mi się żyć", "nic nie ma sensu", "po co żyć skoro i tak umrę", "nic dobrego mnie już na pewno nie spotka", "ach jak fajnie byłoby zasnać i sie juz nie obudzic". Taki był poczatek, gwałtowny bez wstępów dlatego totalnie nie wiedziałam co mi się stało. Tym bardziej byłam przerażona, że moje życie osobiste świetnie się układało. Miałam kochanego chłopaka, rodziców na których mogłam liczyć, fantastycznych przyjaciół, bylam fizycznie zupełnie zdrowa, zawsze uchodziłam za dusze towarzystwa i największa z optymistek. Niestety choroba nie wybiera i musiało paść na mnie. Pamiętam że przez około 1,5 roku miałam straszny zal do losu że akurat ja musiałam zachorowac na cos takiego (każdy kto choruje lub chorował wie co mam na myśli, wcześniej czasami w żartach mając kiepski dzień mówiłam "mam depresje" ale to jak depresja wygląda naprawde nie jest do opisania i zrozumienia dla kogos kto nie zachorował). U mnie choroba przejawiała się ciagłymi myslami o śmierci, utratą łaknienia (potrafiłam w tydzien zrzucic 6 kg), bezsennoscia i niejako odcinaniem sie od wszystkich bo w największym tłumie ludzi czułam sie strasznie samotna. Do wszystkiego musiałam się zmuszać, były dni gdy wszystko było mi tak obojętne ze nawet mysli o smierci nie znalazły na szczęście swoich realizacji w próbie samobójczej. Dochodziły do tego masakryczne ataki paniki, lęk przed tym ze zeświruje, że stracę nad sobą kontrole (miałam tez niejako wszystkie z objawów derealizacji czy tez depersonalizacji). Miałam wrazenie ze jestem sama jak palec i nikt nie jest w stanie mi pomóc. Nie ukrywam ze gdyby przyczyna choroby była mi znana łatwiej byłoby walczyc a w moim przypadku po prostu stało sie to bez zadnego powodu (byc moze dlatego, że jestem dość wrazliwą osobą). Brałam antrdepresanty, neuroleptyki i duzo innych leków. Ostatecznie podszedł mi Efectin, tranxene i fluanxol (na noc chlorprothixen). Po około roku wizyt u mojego psychiatry (notabene fantastyczny człowiek) zaczełam uczęszczać na psychoterapie i meblować swoje myśli. Były bardzo dużo momentów ze 5 dni było w miarę ok ze mną a potem dół jak rów marjański parę tygodni. Tyle razy mam wrazenie że zaczynałam od poczatku, że nie jestem w stanie tego zliczyc. Totalnie straciłam wiarę w siebie i zapominałam jak to było kiedyś jakkbym chorowała całe zycie.

 

Co mogę dzisiaj powiedzieć?

W dalszym ciągu nie mam pojęcia co było przyczyną mojej choroby. Zażywam aktualnie lekki antydepresant (Zotral), uczęszczam nadal na terapie i przypomniały mi się wszystkie szczęśliwe chwile z mojego "dawnego" życia oraz dbam o to by nowych szczęśliwych chwil było co raz wiecej. Przypomniało mi sie co to znaczy usmiechac sie spontanicznie i cieszyc z malutkich rzeczy. Totalnie nie wiem kiedy nastąpił u mnie przełom (od około pół roku jest z dnia na dzień lepiej). Dawniej w takim momencie zycia jak ten bałabym się ze choroba wróci i z tego zamartwiania się pewnie by istotnie wróciła. Dzisiaj mam to gdzieś bo nie chce marnować życia na myślenie jakie przeszkody jeszcze będę musiała w życiu pokonać. Mam wrazenie ze wyszłam z tego obronną ręką i mogę śmiało powiedzieć ze pasuje do mnie powiedzenie "co Cię nie zabije to Cię wzmocni". By nie było kolorowo jak w bajce powiem, ze jasne iż miewam kiepskie dni. Każdy je ma ale co z tego. Czasami nawet czuje sie super źle ale stopniowo mi mija gdy myśle ze wystarczy sobie przypomnieć jaki świat jest piękny i ile jeszcze rzeczy przede mna (teraz cieszę sie sluchając jak deszcz bębni w okiennice, wychodząc na spacer, czytając fajna książkę, ba nawet chodząc do pracy :D). Naprawdę kochani były dni gdy czułam sie jak ktoś kto usłyszał od swojego lekarza "Pana/Pani juz nie można uratować". Były chwile gdy zazdrościłam osobom chorym na jakieś fizyczne niedomagania (np nowotwory) bo sądziłam ze im ktoś może pomóc a mi już się nie da, że skoro mam chorą duszę a nie ciało to jestem na przegranej pozycji bo przecież nie amputuja mi głowy. Pamiętam słowa mojego lekarza z pierwszych wizyt u niego : "Depresja jest jak angina, wiadomo ze bardzo duzo daje pozytywne nastawienie ale są przypadki gdy trzeba sobie pomóc farmakologicznie. Niestety to taka choroba ze najlepiej nad nia pracowac poprzez terapie gdy juz sie ona troche uspokoi a objawy będą mniej nasilone". Tak sie stało w moim przypadku. Gdyby nie leki w pierwszym etapie choroby nie byłoby mnie tutaj z wami a jestem i chyba mam w sobie jeszcze więcej optymizmu niz przed chorobą :) Potem była żmudna terapia która trwa do dzis. Jestem pewna że przede mna i przed Wami jeszcze masa wspaniałych chwil trzeba tylko sie nie poddawac :) Krok w przód, dwa w tył ale może za jakis czas postawicie kolejne 5 w przód. Nie sądziłam że kiedys to powiem ale dzięki tej paskudnej chorobie ciesze sie teraz bardziej niz kiedykolwiek i doceniam każdy dzień (niech niektórzy wybaczą mi porównanie ale mam wrazenie jakbym wygrała z nowotworem który zżerał mi duszę). Da się więc głowa do góry !!!!!!

 

Jeżeli ktoś potrzebuje dawki pozytywnej energii chętnie porozmawiam na gg/tlenie.

 

Kamila :):):)

 

 

Ps. Ja nadal wierzę mojemu lekarzowi, że depresja to choroba osób wyjątkowych :)

 

 

W sumie nie odpowiedziałam na Twoje pytanie wiec krótko osobistym doświadczeniem: Na moje oko jeżeli regularnie przyjmujesz jakies leki (bez spożywania alkoholu) to ich prawdziwe działanie zaczniesz odczuwać dopiero po minimum miesiącu ale nie będzie od razu boom poprawa. Ja czekałam ok 3,4 miesięcy na poprawę (w przypadku leków które mi nie podeszły odrzucałam je jezeli po ok 3m-cach nie było lepiej). Nie wiem jak w przypadku leków o których mówisz ale mój Efectin był raczej w mocnej dawce skoro 75mg. U mnie etap wychodzenia na prostą wyglądał tak ze robilam krok w przód, potem dwa w tył ale starałam sie nie poddawac i jak najmniej czasu spędzać samotnie ( z sama sobą i swoimi czarnymi myślami). Nie ma nic gorszego niż być w tej chorobie. samotnym bo wtedy samopoczucie pogarsza sie wykładniczo do kuli śniegowej toczącej sie z górki. Powtórzę sie: Nie waz sie myślec że szansa na Twoje wyzdrowienie maleje wraz z czasem trwania choroby. To raczej tak nie działa skoro po 3 latach koszmaru mogę powiedzieć ze jestem w 100% dawną sobą :)

 

dzieki za twoj odpis oto mi chodzilo , ja myslalem ze to jest tak ze z dnia na dzien czlowiek dostaje sily i tak zostaje , jakies male przejawy poprawy mam po 2 miesiacach to watro poczekac jeszcze choc dzis jest zle :( pozdrawiam cie i dzieki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma za co :)

 

Nie wiem jak jest u Ciebie ale ja np. koszmarnie czułam się z ciągu dnia a wieczorami jakoś było ciut lepiej (zmuszałam się by coś obejrzeć, z kimś porozmawiać o czymkolwiek). Szczerze mówiąc też często szukałam pomocy na rożnych forach ale mam wrażenie, że to co czytałam jeszcze bardziej mnie dobijało. Moja rada: zaglądaj tylko do tematów, które w jakimś stopniu nastrajają Cię pozytywnie. Jak trafisz na opisy osób które tylko Cię dobijają zlewaj to bo fakt, że u kogoś choroba tak przebiega a u Ciebie siak nie znaczy że Twoja historia będzie taka sama. Mi słuchanie tekstów w stylu "a myślę jakby tu zakończyć swoją wegetację" nie pomagało. Dla osób które rozpowszechniają podobne opisy powinno moim zdaniem istnieć osobne forum pt. "Mam wszystko w d***e, wyżalam się Wam i słucham Waszych rad ale je też mam w d***e bo i tak myśle jak by z sobą skończyc". Sorry ale taka jest prawda, dla mnie to jawny egoizm na takim forum rozsiewać podobne teksty i dobijać tych, ktorzy zmagają sie z chorobą. Albo sobie pomagamy albo to nie jest forum dla pewnych osób i tyle.

 

Zobaczysz, jak powolutku zaczniesz wierzyć, że w końcu wygrasz z tym dziadostwem sam zobaczysz, że dobrych dni będzie co raz więcej, a jeżeli będą tez złe dni (bo takie jest życie i tego nie unikniesz) nauczysz się jak sobie z nimi radzić. Niestety taka choroba, ze na początku trzeba zażywać lekarstwa (wiem, czujesz się wtedy dwa razy słabszy ze musisz je brać a nie potrafisz nad tym zapanować sam) ale gdy już wejdziesz w etap, że bedzie troszkę nawet lepiej pomoże też terapia i zwykła rozmowa :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zagubiony83

 

Wybacz wścibstwo (nie musisz odpowiadać) :)

 

Czy Twoja choroba mogłaby mieć jeszcze jakieś inne przyczyny niż te które ją według Ciebie mogły zapoczatkować (praca, stres)? Ja mam wrażenie, że u mnie właśnie uczucie stresu, niepokoju i dąrzenie do perfekcji stanowiły pierwsze objawy choroby a nie jej przyczynę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie ma innych przyczyn to przez prace i stres i lęk przed jej utrata mnie do tego doprowadzily do depresji ale juz nie pracuje i nie zaluje tej pracy nic a nic tylko staram sie teraz wyjsc na prosta z tego bagna ..

 

[Dodane po edycji:]

 

biore 20mg escytalopramu juz 2 miechy i miesiac 20mg fluoksetyny , lekarz mi fluo dopisal po miesiacu jak nie bylo zadnej poprawy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zagubiony może się wyda to dziwne ale fajną miałeś prace nie ma co.Wiesz ile ludzi marzy o takiej pracy?Ile chorujesz?Nie ma co się łamać chłopie.Dodam ci jedną radę.Na początku każdej choroby jest fatalnie.Staraj się dużo wychodzić na dwór nie żałuj kasy na przyjemności.Pierd..ol co inni gadają.Podstawa to w trudnych momentach dużo snu i brać leki.Jak już nie możesz wytrzymać to bierz alko(lepiej się upić niż zabić).Jak będzie lepiej to znajdz sobie hobby.Praca była dobra nie ma co się martwić.

 

[Dodane po edycji:]

 

Twój pies?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja znów muszę stwierdzić, że wszystko jest względne. Ja jeśli miałam mega doła po napiciu zbierała we mnie odwaga do zrobienia jakiejś głupoty więc z własnego doświadczenia nie polecam tego. Co do reszty muszę się zgodzić z przedmówcą, nawet jeżeli nie masz siły, chęci itd wychodź z domu kiedy to tylko możliwe (nawet udając wsród znajomych ze jest ok gdy jest fatalnie). Ja z czasem podczas takich wyjść czułam się ociupinke lepiej (zważywszy na to jak źle było ociupinke to już coś). Przypuszczam, że teraz w Twojej chorobie nie pomaga Ci świadomość i lęk, że może jeżeli to tyle trwa trudno będzie Ci znaleźć pracę dla siebie o ile w ogóle wrócą Ci siły by pracować. Ja przez cała moja chorobę pracowałam na ustawieniach "automat" i mam wrazenie że to mi tez pomogło. Mimo, że każdy malutki błąd jaki mi się przytrafił brałam na karb tego, że jestem beznadziejna, nic nie potrafię i na pewno niedługo mnie zwolnią jeszcze awansowałam heheh (wierz mi, wiem co to znaczy myśleć, że wszyscy potrafią coś zrobić lepiej niz ja , nikt się tak jak ja nie myli itd). Muszę się nawet pochwalić że biorąc regularnie leki udało mi się zdać za drugim razem prawo jazdy :0 . Ważne gdy wrócą Ci nawet malutkie chęci na cokolwiek (ja potrafiłam cały dzień mordowac w AvP :P) to korzystaj z tego!!!!!!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tez gram w gry to moje oderwanie od tego kur.estwa , choc gorzej sie potem czuje jak gram ale to nic nie bede lezal i myslal i rozmawial ze swoimi myslami kiedy bedzie lepiej...

 

[Dodane po edycji:]

 

dzis jest bardzo zle :( ale wierze ze za pare dni znowu bedzie troszke lepiej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego gorzej się czujesz po graniu?

 

Ja miałam trochę tak na początku, ze gdy grałam dopadały mnie wyrzuty, ze marnuje czas itd. Teraz mam to głęboko bo dziadostwo, które mnie dopadło nie było moim wyborem, ucieczką mająca maskować jakieś lenistwo czy leserstwo (wielu laików sądzi, że chorzy na depresję tak naprawdę "wykorzystują" chorobę by sie usprawiedliwiać, że są nieudacznikami itd - na tych też trzeba się wypiąć). Staraj się myśleć, że nic nie jest ważniejsze niż Twoje dobre samopoczucie i nie ważne co Ci pomaga oderwać się od złych myśli, rób to dla siebie (oczywiście odradzam alkohol bo to jak wejście z deszczu pod rynnę). Ja za chwilę uciekam pograć w Heroes ;).

 

Głowa do góry :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×