Skocz do zawartości
Nerwica.com

Lili27

Użytkownik
  • Postów

    26
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Lili27

  1. No i brawo!!! Ja właśnie miałam to szczęście, że za pierwszym podejściem trafiłam na kogoś takiego. A co do leku... sprawdziłam sama na sobie i jak nazwa wskazuje efekty przyniósł chociaż potrzebowałam troszkę cierpliwości czasem hehe :) Zagubiony!!! No to zaczynamy tydzień (dla mnie dzisiaj jest poniedziałek bo wczoraj laba od pracy była ) od dobrych wiadomości ,tak trzymać.
  2. Ok przepraszam wszystkich że musieli to czytać, PS. Mi też sypnął się humor (dawno tak nie miałam) wiec kolega może być zadowolony.
  3. Co do brania tabletek to wstyd mi ale nie jestem teraz systematyczna i mam nadzieje, że nie odpokutuje za to (mam dosć długą przerwę bo jest ok ale być może kiedys znów będzie potrzeba by po nie siegnać). To nie jest kwestia nie rozumienia jak "ktoś zrzędzi" tylko kwestia tego, że można wylewać swoją żale ale nie koniecznie w taki sposób by innym całkowicie padły resztki dobrego samopoczucia. Nie mam dystansu do tego co było moim powodem podjecia leczenia, wręcz przeciwnie aż za dobrze pamietam swoje początki. Jeżeli próby pocieszania osób które przechodzą to co ja przeszłam nazywasz hipokryzja to zastanów się kim Ty w takim razie jesteś
  4. Ale czy Wy sądzicie, że skoro u mnie jest teraz ok nie przechodziłam przez to samo co Wujek i inni? 3 lata choroby to wystarczająco długo by zwątpić, że jeszcze cokolwiek może się zmienić zwłaszcza, że zdecydowanie więcej było upadków niż stawania na nogach. (Pamiętam na początku lekarz pocieszał mnie słowami "Kilka miesięcy i wróci Pani do dawnej siebie"). Nie chodzi tutaj o słodzenie sobie koło tyłka (chociaż co w tym złego ) tylko o to by w najlepszym wypadku z pesymisty stać się chociaż odrobinę realistą z nutka wiary w "będzie dobrze".
  5. Wybaczcie ja po prostu nie kumam co ludziom daje zarażanie się nawzajem takim pesymizmem. Zamiast się kurde wspierać wbijacie sobie noże w plecy. Co rusz padają teksty: to choroba na całe życie, leki nie pomagają, a nawet jeśli pomogą na chwilę to po odstawieniu wrócicie do punktu wyjścia srata tata. Może to forum powinno sie nazywać masochiści.pl
  6. Zarzucasz mi brak czytania z uwagą a moje wypowiedzi sam wyrywasz z kontekstu Zanim zaczniesz komentować to doczytuj do końca. Na to forum zaglądam od bez mała 3 lat tylko wcześniej reprezentowałam "drugą stronę" tzn osoby, które przeżywają dramat depresji . To co pamiętam z początków zaglądania tutaj to przede wszystkim fakt, że po czytaniu wypowiedzi wielu osób naprawdę nachodziła mnie ochota by się pociąć. Nie zmuszam nikogo do tego by stosował się do moich słów, tylko próbuje niektórym pomóc wypowiedziami w stylu "Można wyjść z tego bagna". Jeżeli masz problem z tym, że ktoś próbuje innym pomóc a nie wbija im gwoździe do trumny to Ty może sam pomyliłeś forum. Powtórzę się, to, że nie pisywałam tutaj od 3 lat nie znaczy, ze nie jestem na bieżąco z tym co się tutaj dzieje. Jezeli zostanę zbanowana za wolność słowa i próbę pomocy tym którzy jej tutaj szukają mówi się trudno
  7. Myślę, że w większości przypadków wystarczają 3 rodzaje leków: - antydepresant (u mnie efectin) - przeciwlękowy i np hamujący takie "głebsze myslenie" (w moim przypadku fluanxol) - nasenny (u mnie chlorprothixen) Nie poleca się kierować pojazdami po tych lekach bo znaczącą osłabiają koncentracje. Ja byłam uparta i tając to przed wszystkimi zrobiłam prawko ale wiem, ze było to naprawdę niemądre
  8. Wybacz mój drogi ale po pierwsze od tego o czym wspominasz powinien być dział "jęczarnia". A po drugie skoro kolega Zagubiony wypisuje jak mu źle a po każdym miłym słowie odpowiada "dziękuje" to raczej nie jest typem w stylu "Kto mi poda nóż bym się pociął".
  9. Wujek_Dobra_Rada Wiesz, ze ludzie oburzają się podobno tylko wtedy gdy usłyszą prawdę PS. Możesz mi powiedzieć co Ci daje rozsiewanie na tym forum zgorzkniałych tekstów dołujacych ludzi którzy zaglądają tutaj by usłyszeć słowa otuchy? PS. Harpagan Nie mam pojęcia gdzie leży problem hmm. Znam cała masę związków gdzie czasami ludzie łącza się w pary na zasadzie (piękna i bestia czy piękny i bestia) . A wiesz co spaja te związki? Właśnie to, ze Ci mniej piękni nadrabiają zajebistymi charakterami i poczuciem humoru. A jak Ci wychodzą rozmowy z kobietami?
  10. Dlaczego gorzej się czujesz po graniu? Ja miałam trochę tak na początku, ze gdy grałam dopadały mnie wyrzuty, ze marnuje czas itd. Teraz mam to głęboko bo dziadostwo, które mnie dopadło nie było moim wyborem, ucieczką mająca maskować jakieś lenistwo czy leserstwo (wielu laików sądzi, że chorzy na depresję tak naprawdę "wykorzystują" chorobę by sie usprawiedliwiać, że są nieudacznikami itd - na tych też trzeba się wypiąć). Staraj się myśleć, że nic nie jest ważniejsze niż Twoje dobre samopoczucie i nie ważne co Ci pomaga oderwać się od złych myśli, rób to dla siebie (oczywiście odradzam alkohol bo to jak wejście z deszczu pod rynnę). Ja za chwilę uciekam pograć w Heroes . Głowa do góry :)
  11. Exactly Dean, Jeżeli kolega obawia sie, ze zacznie cos sobie wkrecac najlepiej w ogóle nie zaglądac do ulotki tylko poprosic by w aptece zapisali dawkowanie na opakowaniu leku. Ja dawniej wszystkiego co znalazłam w ulotce doszukiwałam sie u siebie i niepotrzebnie bo efekty uboczne miałam wyłącznie takie jak podaje Dean (sennosć, brak apetytu) tak ze nawet spoko bo uzyskałam swoją wymarzoną figurę hehe
  12. Jak szczerość to szczerość :) Ok przyznaję, że w swoim życiu 4 na 5 razy to ja rzucałam a teraz krótko o przyczynach: 1/ Miałam 14 lat i wydawało mi sie że za wcześnie na romanse 2/ Pierwszy poważny związek ale trafiłam na mega domatora (ile można siedzieć w domu za rączkę i patrzeć sobie w oczy). Ps. Poza tym nie chciał oglądać ze mną horrorów i na wszystko sie zgadzał (poza wychodzeniem z domu). Szlag może trafic gdy ktoś na Twoje pytanie "Gdzie idziemy Misiu" odpowiada "Gdzie chcesz dziubku" 3/ Trafiłam na typ Drania (ten biseksualny) ale w przesadnym tego słowa znaczeniu. Były chwile gdy był kochany i chwile gdy bałam się ze za chwile będę miała śliwke więc uciekłam gdzie pieprz rośnie Ps. Z matematyką chyba u mnie na bakier bo gdzie tu 4/5 Whatever, jak widac każdy kij ma dwa konce. A nad nieśmiałościa mozna popracować, wiem bo to przerabialam z moim byłym z punktu 2 (Teraz nie jestesmy juz razem ale przynajmniej stał sie fajnym draniem hehe)
  13. No to Cię pocieszyłam hahahahaha Muszę sprostować, że nie dosłownie uciekłam sprzed ołtarza ale wycofałam się z tego i owego. Trochę ciężko mi się ustatkować bo mam ochotę cały czas szumieć mimo mojego podeszłego wieku <27l> niemniej zawsze to raźniej gdy jest z kim szumieć Ja uwazam ze po prostu trzeba szukać do oporu i w końcu się uda. Ja np też bywam draniowata ale nadrabiam poczuciem humoru i chyba sama też szukam zawsze drani (takich którzy kiedy trzeba wyrazą swoje zdanie, kiedy trzeba pogłaszcza po włoskach a innym razem przełożą przez kolano.. ups rozmarzyłam się) . Po prostu gdy "nieszczęścia chodzą parami" jest pięknie
  14. Widać trafiasz zawsze na jakieś laski nie tego :) Ja jestem lekko szalonym typem ale jakoś zawsze gdy trafiałam nawet na najbardziej twardych facetów udawało mi się ich ujarzmić i jakoś połączyć fajne damsko- męskie relacje z przyjaźnią (a miewałam facetów po przejściach, takich bez przejść i jednego biseksualnego z ukierunkowaniem na mężczyzn właśnie hehe no i w przenośni uciekłam mu sprzed ołtarza). Powołując się na Biblie: "Szukajcie a znajdziecie" życzę Ci powodzenia :)
  15. Powiem Ci szczerze. Gdybym miała pociąg do kobiet jako ten "dominujący" to miałabym głęboko ludzkie opinie. Pod tym względem trzeba być egoista bo to Twoje życie i Twoje szczęście jest ważne a nie opinie babć, cioć czy wujków oraz innych osób które krytykują mniejszości seksualne, takich co najwyżej mozna wysłac w kupce do Warszawy pod krzyż i wystrzelac Troszkę sie pogubiłam w Twoim problemie. Skoro byłeś zakochany w kobiecie to co w takim razie stoi na przeszkodzie spróbować być z kobietą? Jesteś biseksualny z dominującym ukierunkowaniem na meżczyzn? PS. Mam chłopaka z Wroclawia i wiem, że macie tam niezłe ciacha
  16. Czuje się momentami jakbym nigdy nie chorowała (nie sądziłam, że to kiedyś powiem). W zażywaniu leków najważniejsza jest dyscyplina i jak wspomniałeś nawet wbrew sobie wiara, ze pomogą. Ja na początku tego koszmaru tak się nastawiałam, ze coś wezmę i będzie ok, że szybko złapałam jeszcze większy dół bo nie było tak kolorowo. Z czasem chyba gdy odpuściłam zaczeło powolutku byc lepiej i starałam sie doceniać takie momenty. Derealizacja i depersonalizacja "lubią" gdy mamy gorszy dzień, jesteśmy sami z własnymi myślami. W ramach własnego treningu starałam się uciekać do ludzi gdy tylko się zaczeły pojawiać i z czasem takie podejście i leki dały efekty. Co ważne nie ma sensu gdy już Cię to dopadnie toczyc z sobą walk, ja im bardziej z tym walczyłam tym gorzej ze mną było i chyba jakaś zmiana nastąpiła gdy odpuściłam. A gdy miałam zły dzień przypominały mi się zawsze słowa mojego pschiatry. Według niego człowiek którego dopada lęk, derealizacja jest jak rozbitek na łodzi. Im bardziej się miota tym większa szansa, że wypadnie za burtę. I gdy coś takiego mnie dopadało kazał mi olać to i myśleć ze walka z sobą mi tylko zaszkodzi, nie mam się czego obawiać bo on (mój psychiatra) pływa obok mnie na łodzi i zawsze będe miała kogoś kto mi poda pomocna dłon Ot taka ładna metafora która zawsze pomagała mi w tych fatalnych chwilach. Ważne to myśleć, że nie jesteśmy z tym wszystkim sami, ja mogę śmiało powiedzieć że mój lekarz uratował mi życie i jest naprawdę fantastycznym człowiekiem :) PS. A na lęk polecam Fluanxol, uspokaja i aktywizuje zarazem (naprawdę to możliwe) Ja nie jestem uzależniona, mam w domu opakowanie na wszelki wypadek ale nigdy po nie nie sięgam, ot tak by czuc się spokojna :)
  17. Wujek_Dobra_Rada Sranie w banie. Wszystko zależy od tego w jaki sposób odstawiasz leki. Ja gdy pierwszy raz odstawiłam bez wiedzy lekarza i zbyt gwałtownie faktycznie miałam zjazd po równi pochyłej i koszmarne samopoczucie. Teraz juz jestem dawną sobą bo po powrocie do leków odstawiałam je stopniowo chodząc równocześnie na terapie psychodynamiczna (czy jakoś tak ). Twoje "pocieszanie" można przyrównać do sytuacji gdy człowiek stoi na moście i waha się czy skoczyc, wystarczy Ciebie "poczytac" i skok murowany. Weźże chłopie dupe w troki i zajmij sie czyms pozytecznym A do Kolegi: "Najbardziej dołowało mnie to że tyle tam jest pięknych dziewczyn a ja z żadną nigdy nie będę i to mnie najbardziej wk….a w życiu." Ja mam 27 lat i zdecydowanie preferuje mężczyzn. Ale gdybym miała ofertę myzianka od fajnej laski to kto wie heheh . W moim otoczeniu znam masę kobiet które są w jakimś stopniu biseksualne. Skoro piszesz że Ci szkoda ze nie mozesz być z żadna z tych dziewczyn tzn jednak potrafisz dostrzec kobiece piękno więc nie wiem czy sprawa jest przegrana (nie znam zadnego geja który by w ogóle zauważał że dziewczyny są piękne)
  18. Ale co daje rozpamiętywanie tego? Każdy popełnia błędy (jedni większe inni mniejsze) ale jesteśmy tylko ludźmi. Skoro masz tego świadomość to powinaś sie zebrac w sobie by coś zmienić i dzięki temu przestać się czuć "gównianie".
  19. A ja znów muszę stwierdzić, że wszystko jest względne. Ja jeśli miałam mega doła po napiciu zbierała we mnie odwaga do zrobienia jakiejś głupoty więc z własnego doświadczenia nie polecam tego. Co do reszty muszę się zgodzić z przedmówcą, nawet jeżeli nie masz siły, chęci itd wychodź z domu kiedy to tylko możliwe (nawet udając wsród znajomych ze jest ok gdy jest fatalnie). Ja z czasem podczas takich wyjść czułam się ociupinke lepiej (zważywszy na to jak źle było ociupinke to już coś). Przypuszczam, że teraz w Twojej chorobie nie pomaga Ci świadomość i lęk, że może jeżeli to tyle trwa trudno będzie Ci znaleźć pracę dla siebie o ile w ogóle wrócą Ci siły by pracować. Ja przez cała moja chorobę pracowałam na ustawieniach "automat" i mam wrazenie że to mi tez pomogło. Mimo, że każdy malutki błąd jaki mi się przytrafił brałam na karb tego, że jestem beznadziejna, nic nie potrafię i na pewno niedługo mnie zwolnią jeszcze awansowałam heheh (wierz mi, wiem co to znaczy myśleć, że wszyscy potrafią coś zrobić lepiej niz ja , nikt się tak jak ja nie myli itd). Muszę się nawet pochwalić że biorąc regularnie leki udało mi się zdać za drugim razem prawo jazdy :0 . Ważne gdy wrócą Ci nawet malutkie chęci na cokolwiek (ja potrafiłam cały dzień mordowac w AvP ) to korzystaj z tego!!!!!!!!!
  20. Zagubiony83 Wybacz wścibstwo (nie musisz odpowiadać) :) Czy Twoja choroba mogłaby mieć jeszcze jakieś inne przyczyny niż te które ją według Ciebie mogły zapoczatkować (praca, stres)? Ja mam wrażenie, że u mnie właśnie uczucie stresu, niepokoju i dąrzenie do perfekcji stanowiły pierwsze objawy choroby a nie jej przyczynę.
  21. Nie ma za co :) Nie wiem jak jest u Ciebie ale ja np. koszmarnie czułam się z ciągu dnia a wieczorami jakoś było ciut lepiej (zmuszałam się by coś obejrzeć, z kimś porozmawiać o czymkolwiek). Szczerze mówiąc też często szukałam pomocy na rożnych forach ale mam wrażenie, że to co czytałam jeszcze bardziej mnie dobijało. Moja rada: zaglądaj tylko do tematów, które w jakimś stopniu nastrajają Cię pozytywnie. Jak trafisz na opisy osób które tylko Cię dobijają zlewaj to bo fakt, że u kogoś choroba tak przebiega a u Ciebie siak nie znaczy że Twoja historia będzie taka sama. Mi słuchanie tekstów w stylu "a myślę jakby tu zakończyć swoją wegetację" nie pomagało. Dla osób które rozpowszechniają podobne opisy powinno moim zdaniem istnieć osobne forum pt. "Mam wszystko w d***e, wyżalam się Wam i słucham Waszych rad ale je też mam w d***e bo i tak myśle jak by z sobą skończyc". Sorry ale taka jest prawda, dla mnie to jawny egoizm na takim forum rozsiewać podobne teksty i dobijać tych, ktorzy zmagają sie z chorobą. Albo sobie pomagamy albo to nie jest forum dla pewnych osób i tyle. Zobaczysz, jak powolutku zaczniesz wierzyć, że w końcu wygrasz z tym dziadostwem sam zobaczysz, że dobrych dni będzie co raz więcej, a jeżeli będą tez złe dni (bo takie jest życie i tego nie unikniesz) nauczysz się jak sobie z nimi radzić. Niestety taka choroba, ze na początku trzeba zażywać lekarstwa (wiem, czujesz się wtedy dwa razy słabszy ze musisz je brać a nie potrafisz nad tym zapanować sam) ale gdy już wejdziesz w etap, że bedzie troszkę nawet lepiej pomoże też terapia i zwykła rozmowa :)
  22. Hej!!! Nie ma sensu czekać tylko zasuwaj do psychiatry po receptę. Ja brałam rożne leki i jedyne skutki uboczne jakie odczułam to senność i trudności z koncentracją. Mogę śmiało powiedzieć że na moje wyleczenie (Tak to możliwe :) ) wpłyneło wiele czynników ale na pewno jeżeli nie sięgnęłabym po Efectin 75mg mogłoby mnie tutaj nie byc z Wami. U mnie leczenie depresji było tym trudniejsze ze dodatkowo miałam wręcz kosmiczne zaburzenia lękowe (podobnie jak Ty derealizację, lęk przed utratą zmysłów, lęk, że np wyjdę z domu i zapomnę kim jestem gdzie mieszkam, stracę nad sobą kontrolę). W Twoim przypadku podobnie jak w moim na początek najlepiej będzie brać cos co pomoze Ci wyjsć z doła a zarazem Cię wyciszy (u mnie to był Tranxene, Fluanxol). Dopóki nie zachorowałam sadziłam, że mylnie osoby zażywające antydepresanty na pewno są "dziwne" itd ale teraz juz wiem że to straszna bzdura. Nie ma sensu bać się leków - dla mnie to było światełko w tuelu, pomocna dłoń która w dużej mierze wyprowadziła mnie na prostą :)
  23. Wujek_Dobra_Rada, Rober6666 Nie mogę się powstrzymać więc to napiszę. Co u diabła w temacie "Czy mam szanse na dawne zycie" robią Wasze opisy jak to planujecie sobie ukrócić życie? Wybaczcie ale szlag moze człowieka trafic widząc jak próbujecie "nieść pomoc". Co to Wam daje? Czujecie się z tym lepiej że pozostali, który walczą o siebie mają kolejne newsy które ich dobiją? Nic tylko przełożyć jednego z drugim przez kolano i zlać na goły tyłek Kamila
  24. Zagubiony głowa do góry!!!!!! Przejdę do konkretów. Na każdego rożne leki działają w rózny sposób. U mnie początki depresji objawiały sie kosmicznymi atakami paniki, uczuciem że nie ma najmniejszego sensu życ bo to co kiedyś było juz nie wróci (zawsze byłam super optymistką), przypominało sytuacje w której słyszymy od lekarza "Pani juz nie można pomóc". Pierwszym lekiem który odrobine uspokoił te objawy paniki a zarazem mnie wyciszył był Tranxene (według mojego psychiatry działa od razu w przeciwieństwie do wielu antydepresantów). Zaczełam go brać i mimo strasznych dołów troszkę się wyciszyłam. Brałam go równocześnie z najsilniejszą jak sądzę dawką antydepresantu Efectin 75mg (czy jakos tak). Powolutku zaczełam odczuwać poprawę co u mnie oznaczało to że nie siedziałam w pokoju zamknięta w sobie kiwając się jak w autyźmie tylko nawet wbrew sobie spotykałam sie ze znajomymi mimo ze wśród ludzi czułam sie nadal koszmarnie. Bez dwóch zdań kolejną poprawę zawdzięczam neuroleptykowi (aktywizującemu a zarazem powstrzymującemu u mnie "złe" myśli) fluanxol. Nie byłam po nim ospała, wręcz ciut więcej chęci miałam do zycia no i cały czas brałam Efectin (Na noc chlorprothixen - zwalał mnie moze z nóg ale potrafiłam po nim spac nawet 8 godzin tylko zażywałam go nie później niz o 22 by wstac do pracy bo gdy brałam póxniej byłam jak zombie). Poza ww lekami brałam inne które mi nie pomagaly (było ich sporo) więc po prostu się nie łam bo dla każdego inne leki będą odpowiednie i należy jepróbować aż się znajdzie te dla siebie Nie wiem Zagubiony ile trwa Twoja choroba ale wierz mi jestem najlepszym przykładem że mimo niewyrównanej walki z nią (nic gorszego juz nie może mnie w życiu spotkać) można wygrac i wyjsć z niej silniejszym. Ja leczyłam się prawie 3 lata i już niemal zwątpiłam a dzisiaj czuje sie innym człowiekiem, być może nawet silniejszym. Poniżej wkleje Ci jeszcze "krótki" opis jak z tego "wyszłam" abys zaczął wierzyc że naprawde to jest możliwe a to ile choroba trwa nie świadczy że się nie uda. DASZ RADĘ !!!!!!!! Mój koszmar z tą chorobą, bo inne słowo nie oddaje lepiej tego co się ze mną działo, rozpoczął sie dwa lata temu w pierwszy dzień mojego urlopu. Zostałam sama w domu (mieszkam z rodzicami i kotem ) i po prostu gdy wstałam z łózka rano "już to miałam". Wiem, że to dość dziwnie brzmi ale taki był mój początek, zero objawów wcześniej, nic po prostu nic i tu taki szok. Wstałam i pierwsza moja myśl "nie chce mi się żyć", "nic nie ma sensu", "po co żyć skoro i tak umrę", "nic dobrego mnie już na pewno nie spotka", "ach jak fajnie byłoby zasnać i sie juz nie obudzic". Taki był poczatek, gwałtowny bez wstępów dlatego totalnie nie wiedziałam co mi się stało. Tym bardziej byłam przerażona, że moje życie osobiste świetnie się układało. Miałam kochanego chłopaka, rodziców na których mogłam liczyć, fantastycznych przyjaciół, bylam fizycznie zupełnie zdrowa, zawsze uchodziłam za dusze towarzystwa i największa z optymistek. Niestety choroba nie wybiera i musiało paść na mnie. Pamiętam że przez około 1,5 roku miałam straszny zal do losu że akurat ja musiałam zachorowac na cos takiego (każdy kto choruje lub chorował wie co mam na myśli, wcześniej czasami w żartach mając kiepski dzień mówiłam "mam depresje" ale to jak depresja wygląda naprawde nie jest do opisania i zrozumienia dla kogos kto nie zachorował). U mnie choroba przejawiała się ciagłymi myslami o śmierci, utratą łaknienia (potrafiłam w tydzien zrzucic 6 kg), bezsennoscia i niejako odcinaniem sie od wszystkich bo w największym tłumie ludzi czułam sie strasznie samotna. Do wszystkiego musiałam się zmuszać, były dni gdy wszystko było mi tak obojętne ze nawet mysli o smierci nie znalazły na szczęście swoich realizacji w próbie samobójczej. Dochodziły do tego masakryczne ataki paniki, lęk przed tym ze zeświruje, że stracę nad sobą kontrole (miałam tez niejako wszystkie z objawów derealizacji czy tez depersonalizacji). Miałam wrazenie ze jestem sama jak palec i nikt nie jest w stanie mi pomóc. Nie ukrywam ze gdyby przyczyna choroby była mi znana łatwiej byłoby walczyc a w moim przypadku po prostu stało sie to bez zadnego powodu (byc moze dlatego, że jestem dość wrazliwą osobą). Brałam antrdepresanty, neuroleptyki i duzo innych leków. Ostatecznie podszedł mi Efectin, tranxene i fluanxol (na noc chlorprothixen). Po około roku wizyt u mojego psychiatry (notabene fantastyczny człowiek) zaczełam uczęszczać na psychoterapie i meblować swoje myśli. Były bardzo dużo momentów ze 5 dni było w miarę ok ze mną a potem dół jak rów marjański parę tygodni. Tyle razy mam wrazenie że zaczynałam od poczatku, że nie jestem w stanie tego zliczyc. Totalnie straciłam wiarę w siebie i zapominałam jak to było kiedyś jakkbym chorowała całe zycie. Co mogę dzisiaj powiedzieć? W dalszym ciągu nie mam pojęcia co było przyczyną mojej choroby. Zażywam aktualnie lekki antydepresant (Zotral), uczęszczam nadal na terapie i przypomniały mi się wszystkie szczęśliwe chwile z mojego "dawnego" życia oraz dbam o to by nowych szczęśliwych chwil było co raz wiecej. Przypomniało mi sie co to znaczy usmiechac sie spontanicznie i cieszyc z malutkich rzeczy. Totalnie nie wiem kiedy nastąpił u mnie przełom (od około pół roku jest z dnia na dzień lepiej). Dawniej w takim momencie zycia jak ten bałabym się ze choroba wróci i z tego zamartwiania się pewnie by istotnie wróciła. Dzisiaj mam to gdzieś bo nie chce marnować życia na myślenie jakie przeszkody jeszcze będę musiała w życiu pokonać. Mam wrazenie ze wyszłam z tego obronną ręką i mogę śmiało powiedzieć ze pasuje do mnie powiedzenie "co Cię nie zabije to Cię wzmocni". By nie było kolorowo jak w bajce powiem, ze jasne iż miewam kiepskie dni. Każdy je ma ale co z tego. Czasami nawet czuje sie super źle ale stopniowo mi mija gdy myśle ze wystarczy sobie przypomnieć jaki świat jest piękny i ile jeszcze rzeczy przede mna (teraz cieszę sie sluchając jak deszcz bębni w okiennice, wychodząc na spacer, czytając fajna książkę, ba nawet chodząc do pracy ). Naprawdę kochani były dni gdy czułam sie jak ktoś kto usłyszał od swojego lekarza "Pana/Pani juz nie można uratować". Były chwile gdy zazdrościłam osobom chorym na jakieś fizyczne niedomagania (np nowotwory) bo sądziłam ze im ktoś może pomóc a mi już się nie da, że skoro mam chorą duszę a nie ciało to jestem na przegranej pozycji bo przecież nie amputuja mi głowy. Pamiętam słowa mojego lekarza z pierwszych wizyt u niego : "Depresja jest jak angina, wiadomo ze bardzo duzo daje pozytywne nastawienie ale są przypadki gdy trzeba sobie pomóc farmakologicznie. Niestety to taka choroba ze najlepiej nad nia pracowac poprzez terapie gdy juz sie ona troche uspokoi a objawy będą mniej nasilone". Tak sie stało w moim przypadku. Gdyby nie leki w pierwszym etapie choroby nie byłoby mnie tutaj z wami a jestem i chyba mam w sobie jeszcze więcej optymizmu niz przed chorobą :) Potem była żmudna terapia która trwa do dzis. Jestem pewna że przede mna i przed Wami jeszcze masa wspaniałych chwil trzeba tylko sie nie poddawac :) Krok w przód, dwa w tył ale może za jakis czas postawicie kolejne 5 w przód. Nie sądziłam że kiedys to powiem ale dzięki tej paskudnej chorobie ciesze sie teraz bardziej niz kiedykolwiek i doceniam każdy dzień (niech niektórzy wybaczą mi porównanie ale mam wrazenie jakbym wygrała z nowotworem który zżerał mi duszę). Da się więc głowa do góry !!!!!! Jeżeli ktoś potrzebuje dawki pozytywnej energii chętnie porozmawiam na gg/tlenie. Kamila :):):) Ps. Ja nadal wierzę mojemu lekarzowi, że depresja to choroba osób wyjątkowych :) W sumie nie odpowiedziałam na Twoje pytanie wiec krótko osobistym doświadczeniem: Na moje oko jeżeli regularnie przyjmujesz jakies leki (bez spożywania alkoholu) to ich prawdziwe działanie zaczniesz odczuwać dopiero po minimum miesiącu ale nie będzie od razu boom poprawa. Ja czekałam ok 3,4 miesięcy na poprawę (w przypadku leków które mi nie podeszły odrzucałam je jezeli po ok 3m-cach nie było lepiej). Nie wiem jak w przypadku leków o których mówisz ale mój Efectin był raczej w mocnej dawce skoro 75mg. U mnie etap wychodzenia na prostą wyglądał tak ze robilam krok w przód, potem dwa w tył ale starałam sie nie poddawac i jak najmniej czasu spędzać samotnie ( z sama sobą i swoimi czarnymi myślami). Nie ma nic gorszego niż być w tej chorobie. samotnym bo wtedy samopoczucie pogarsza sie wykładniczo do kuli śniegowej toczącej sie z górki. Powtórzę sie: Nie waz sie myślec że szansa na Twoje wyzdrowienie maleje wraz z czasem trwania choroby. To raczej tak nie działa skoro po 3 latach koszmaru mogę powiedzieć ze jestem w 100% dawną sobą :)
  25. Dean: "Mam zajebiste życie,wszystko jest super wiec teraz sobie pojęcze,popłacze powiem że egzystencja jest bez sensu żeby nadać mojemu życiu szczyptę dramatyzmu" Wszystko Drogi Kolego jest względne. Ok racja, że wiele osób ma niejako potrzebę zwracania czyjejś uwagi swoją osobą, niektórzy czują się wtedy ważni, wyjątkowi i la la la kreując się na postacie rodem z dramatów itp. Ja (i pewnie wiele osób tutaj) jestem najlepszym przykładem na to, że można mieć wszystko ale gdy Cię dopadnie "choroba duszy" przestaje to cokolwiek znaczyć. Widzisz najgorsza chyba w naszym życiu jest bezsilność a ja w podobym stanie trwałam z przerwami 1,5 roku. Szukając oparcia w koleżankach z pracy opowiedziałam im co mnie "dopadło" i wydawało mi się że mnie zrozumiano. Padały miłe słowa ale raz gdy nikt nie wiedział ze jestem w toalecie i płacze niechcący usłyszałam "bosze ale niedojrzała dziewczyna, ma wszystko a narzeka, że ma depresje, jakie ona może mieć problemy?". Tego ciosu nigdy im nie zapomnę ale tez wiele mnie to nauczyło o ludziach. Tak, że Dean Twoje słowa poruszają ciut delikatne struny, to kwestie w których bez sensu jest generalizowanie, bo każdemu z nas cos innego może dokopać w życiu.
×