Skocz do zawartości
Nerwica.com

Powołanie...?


maniek102

Rekomendowane odpowiedzi

Tak to natręctwa. Wydaje mi się że seminarium to nie twoja droga. Wiesz można być nie tylko blisko Boga w seminarium. Powiedz to sobie i przekonaj się o tym. Wystarczy prowadzić życie zgodne z wiarą, być uczciwym, czynić dobro i dawać wsparcie ludziom w wątpliwościach. Można być świadkiem Boga także w codziennym życiu nie tylko w seminarium. może to trudniejsze ale na pewno wtedy pan Bóg inaczej patrzy na ludzi gdy czynią zło kiedy są świeckimi ludźmi. Zawsze pierwsi odpowiadają księża bo oni są świadomi zła. Więc trochę luzu i więcej świadomości. Same myśli czy jakaś euforia nie mogą być powodem do wstąpienia do seminarium. Pan Bóg nie każe myślami samobójczymi, po prostu to natręcwa one miną kiedy zajmiesz umysł czymś innym. Jakie jeszcze masz odczucia? Lubisz się modlić?? Ja też i to nie znaczy że pójdę do zakonu. Uwierz mi znam mnóstwo ludzi, małżeństw które się modlą i są szczęśliwi że są małżęństwem. Zazwyczaj kiedy odczuwamy powołanie to jest to coś innego, to uczucie które buduje, a nie wpędza w myśli samobójcze. Po prostu szukasz swej drogi A zatem radzę znaleźć sobie atrakcyjną dziewczynę, która będzie dla ciebie inspiracją i wyleczy cię z wątpliwości

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lubie sie modlić ale tylko wtedy jak te mysli mnie opuszczaja... jak ich nie ma czuje sie inny czuje sie i moge kochac Boga jestem bardziej otwarty na wszystko.. a jak pojawia sie ta mysl o ''powolaniu'' jestem rozbity...:( nie umiem sie skupic ,nic mi nie wychodzi...masz ogromny strach w sercu żal smutek...masz racje zrobie tak jak mowisz ... kiedys pewnien ksiadz mi powiedzial ze to NN kazal mi sie skontaktowac z jakims psychologiem...bo jak zauwazyl powolanie przyjmuje sie z miloscia i wola jego wypelnienia pragnieniem a nie staje sie to przyczyna moich lękow bolu w sercu... dziekuje wam kamien mi spadl z serca...wiem ze natrectwa wroca ale juz wiem na czym stoje...:))

 

[Dodane po edycji:]

 

Jeszcze cos jest ,zawsze jak jestem czyms zajety jakies wyzwanie zwiazane np z nowa praca czy poprostu cos co mnie pochlania to tych mysli nie ma nie czuje ich... znikaja tak poprostu...:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

właśnie... Powołanie to coś co wzmacnia, daje siły, to jakieś świadectwa, osoby które spotykasz, wydarzenia. można je odrzucić lub przyjąć. Ale jeśli ktoś jest wybrany to Pan Bóg o nim nie zapomni, będzie go umacniał i wspierał. natręctwa jak widzisz nie wspierają ale osłabiają więc to nie może być powołanie. Postaraj się nie myśleć o sobie jako o osobie skazanej, nie wpędzaj siebie w poczucie winy bo jak widać powołania u ciebie raczej nie ma i to "raczej" jest pewne

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz racje ,szczerze to chyba nosze w sercu fałszywy obraz Boga...strasznie sie boje ze jak mu zaufam to rozwali moje marzenia...omami mnie boje mu sie zaufac...:( cos mi przeszkadza w ufnosci do niego nie potrafie sobie Boga wyobrazic jako dobrego ojca miłosiernego ktory szanuje mnie i moja wole ale kogos kto chce mi wszystko odebrac moje cele marzenia wszystko ale musze to zmienic chodz wiem ze bedzie ciezko... proponowala bys mi psychologa ???? czy niech bedzie jak jest.. wczesniej wspominalas ze tez cos podobnego przezywalas jak to wygladalo pozbylas sie tego???? w jaki sposob?

 

[Dodane po edycji:]

 

A jak myslisz jesli np czuje sie spokojny natrectwa mnie nie drecza jestem wyluzowany ze spokojem patrze w przyszlosc i ogolnie towarzysza mi dobre uczucia np tak jak dzis ( jestem po spowiedzi ) ,chodz dzis tez mnie dreczyly szczegolnie w kosciele i przed pojsciem do spowiedzi :( to myslisz ze takie dobre uczucia pochodza od Boga.?? bo Pan Jezus powiedzial np S.Faustynie ze wszystkie natchnienia powodujace w serca czlowieku lek niepokoj nie pochodza od Boga...te zdanie sobie powtarzam ...

 

 

ogolnie dziekuje ze mnie wspierasz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, na pewno lęk i niepokój nie pochodzą od Boga.. ale nie myśl też o dręczeniu, to całkiem co innego. To my jesteśmy żródłem lęku bo patrzymy na Boga ludzkimi kategoriami. Pan Bóg nie rozwala marzeń. Pomyśl o Nim że jest to Kochający Ojciec który patrzy i kocha cię i wie co jest dla ciebie najlepsze... Bóg nie paraliżuje.. Ostatnio byłam na rekolekcjach u sióstr Franciszkanek i widziałam jaka jest w nich radość i dopiero tam poczułam że nie mam powołania, owszem wierzę w Boga, kocham Go, wiem że On chce dla mnie jak najlepiej, ale dał mi tam do zrozumienia że to nie to a przynajmniej daleka przede mną droga jeśli chodzi o Powołanie. Każdy jest powołany do świętości i każdy czuje w sobie Boga. Ta myśl że On jest i CHCE NASZEGO DOBRA jest piękna. Powołanie czuje się w sercu, to jakieś wewnętrzne pragnienie SŁUŻENIA BOGU i LUDZIOM, tak jak siostra Faustyna: jej dusza rwała się, była zatopiona w Bogu, owszem miała też myśli które ją odwodziły od tego, ale ten wewnętrzny głos tak ją wspomagał że SZŁA ZAWSZE ZA JEGO GŁOSEM. Dlatego nie bój się... Bóg nie jest TYRANEM i nie niewoli. Człowiek uważa że religia niewoli, bo człowiek jest tak jakby zmuszony CZYNIĆ DOBRO bo inaczej czeka go piekło. Ale musimy pamiętać że co to by była za sprawiedliwość gdyby za zło czekało NIEBO> BÓg wie co jest dla nas najlepsze. A ty szukasz swojej drogi... Fajnie że są jeszcze tacy ludzie którzy na serio traktują Boga i którzy żyją w łasce. Dlatego bądź wierny i zaufaj Bogu. Wiesz jak byłam tam u sióstr to byłam w depresji i tam jedna siostra zobaczyła mój smutek i powiedziała: Wiesz, nie bój się, Bóg jest bliżej niż uderzenie Twojego Serca, On cię nigdy nie zostawi..Dla mnie to było nie do pojęcia, bliżej niż uderzenie mojego serca... Pomyśl o tym i nie bój się. Radziłabym tobie nie zastanawiania się nad sobą tylko zaczęcia żyć ŻYCIEM, nauką itd a te myśli odejdą..

 

[Dodane po edycji:]

 

Pamiętaj że powołanie to trudna droga,pełna wyrzeczeń i DLATEGO TAK MAŁO JEST POWOŁANYCH LUDZI.

Ja na przykład myślałam że skoro jest Bóg to dlaczego nie oddać mu całego swego życia. Ale zaraz potem przed oczami miałam obraz siebie jako siostry zakonnej i nie widziałam tam siebie.Czuję że nie mogłabym wszystkiego zostawić swojej kochającej rodziny, swojej szkoły, marzeń, nie mogłabym... Według mnie można więcej ludzi zbawić będąć wśród ludzi niż w zakonie. A gdyby przyszedł kryzys w wierze i bym była w zakonie to jak potem wrócić do domu? Zostawić Boga i wrócić do życia??? Poza tym wielu ludziom wydaje się że ma powołanie, a tak naprawdę nie ma, dlatego jest tyle księży bez powołania albo tych którzy źle wypełniają swoje posłannictwo.. Pan Jezus wyraźnie mówi; "To nie wy mnie wybraliście, lecz to Ja was wybrałem". Bądź dobrej myśli. Co do mnie to nadal jeszcze mam różne myśli ale one są i trudno. Tak samo ty na to patrz

 

[Dodane po edycji:]

 

Nie uciakaj także od życia.. Życie jest po to żebyś się sprawdził. Na przykład moja mama jest tego zdania że Pan Bóg bardzo ceni sobie takich ludzi którzy mają marzenia, rozwijają je, bo Pan daje talenty, więc i Ty znajdź w sobie jakiś talent i rozwijaj go. jesteś wrażliwym człowiekiem więc rozwijaj w sobie wrażliwość i same najlepsze cechy, nie można bać się życia i myśleć wyłącznie o duchowych sprawach. Mamy życie tu i teraz i oczywiście trzeba poświęcać jakiś swój czas Bogu czy to niedzielna Msza czy modlitwa ale można Pana Boga uwielbiać różnymi rzeczami tylko trzeba wyeliminować z siebie ten smutek który wielokrotnie zatruwa nasze serca i lęk który paraliżuje.. wystarczy powiedzieć' Boże jestem Twój teraz i zawsze i wracać do swoich zajęć, chodzić na dyskoteki ( nie widzieć w tym zła) bo sam fakt że potańczysz to nic złego. Trzeba tylko miec rozum na karku żeby nie ulegać jakimś wpływom a wszystko samo się ułoży..

 

[Dodane po edycji:]

 

Nie uciakaj także od życia.. Życie jest po to żebyś się sprawdził. Na przykład moja mama jest tego zdania że Pan Bóg bardzo ceni sobie takich ludzi którzy mają marzenia, rozwijają je, bo Pan daje talenty, więc i Ty znajdź w sobie jakiś talent i rozwijaj go. jesteś wrażliwym człowiekiem więc rozwijaj w sobie wrażliwość i same najlepsze cechy, nie można bać się życia i myśleć wyłącznie o duchowych sprawach. Mamy życie tu i teraz i oczywiście trzeba poświęcać jakiś swój czas Bogu czy to niedzielna Msza czy modlitwa ale można Pana Boga uwielbiać różnymi rzeczami tylko trzeba wyeliminować z siebie ten smutek który wielokrotnie zatruwa nasze serca i lęk który paraliżuje.. wystarczy powiedzieć' Boże jestem Twój teraz i zawsze i wracać do swoich zajęć, chodzić na dyskoteki ( nie widzieć w tym zła) bo sam fakt że potańczysz to nic złego. Trzeba tylko miec rozum na karku żeby nie ulegać jakimś wpływom a wszystko samo się ułoży..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziekuje Ci za pomoc i mile slowa... na dzien dzisejszy jestem na 99% pewny ze to nie powolanie do kaplanstwa chodz czasem te mysli gdzies tam kraza nad glowa...ale uciekaja zaraz ,czesto sie pojawiaja jak jestem zly jak czegos nie uda mi sie zrealizowac jak mi jest smutno jak sie strasznie nudze... alejest juz dobrze.Od jakiegos czasu postanowilem ze bede darzyl do spelnienia swoich marzen ,zaczolem od siebie duzo wymagac ,probuje sie pozbyc lenistwa i narazie powoli malymi kroczkami ide do przodu... ale wiesz co?? czuje cos takiego jak brak wsparcia czasem czuje ze jestem sam na polu bitwy ze swoimi slabosciami nalogami lenistwem...nie wiem czemu... modle sie i wiem ze BOg mi pomaga ale ja czasem tego nie widze... czasami nikt sie nie odzywa do mnie ze znajomych.. czasami ja sie nie odzywam... nie jestem do konca pewny czy te moje starania ,walka ze soba z tym zeby miec twardy i piekny charakter zeby wyzbyc sie lenistwa czy to cos da w przyszlosci... nie jestm do konca pewy i to mnie boli... mam czasem takie poczucie ze staram sie nadaremnie... inna sprawa chodzi o zwiazki z kobietami... nie potrafie jakos zadnej zdobyc... zle jest sie dziewczynom narzucac a jeszcze chyba gorzej nie pisac...nie wiem sam ciagle mam w sercu ten plomyk ktory mimo wszystko pcha mnie do przodu ta chec zainponowania wszystkim ze ja tez potrafie i spelnie swoja marzenia ta chec pokazania kazdemu ze nie jestem jakims mieczakiem...ciagle ta iskra mnie pcha do przodu...kiedy juz jestem na dole...to cos nie karze mi sie poddawac to chyba nadzieja ze bedzie lepiej i poukladam siebie w idealny krój... czas pokaze ... dziekuje Ci za pomoc naprawde doceniam:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszystkim odczuwającym jakieś natręctwa odnośnie powołania polecam ten artykuł http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/md_swietoscsw.html mi on bardzo pomógł.
hej może ktos jeszcze zagląda do tego tematu

od kilku lat dręczą mnie te myśli cy chce zostac zakonnica, z różnym skutkiem je odpedzałam, walczyłam ale teraz mając 20 lat jestem w strasznym dołku.

Na dzien dzisiejszy nie wiem czy to jest natręctwo nczy może rzeczywiste powołanie? Pojawiły sie dziwne, bo "miłe " uczucia dla tego, jakby był we mnie wewnetrzny przymus,który mnie tam ciągnie, i ja tego nie chce.Nie chce miec pozytywnych uczuc do tego, nie chce żeby mnie do tego ciągnęło.Czasem kiedy jest mi zle bo cos mi nie idie to wtedy sobie mysle zeby iśc do zakonu.Czasem przychodza mysli,że ja chce tam iśc,ze mogłabym z tego zrezygnowac co kocham ,że to jest poczatek mojej drogi tam i niekiedy czuje we mnie narastajace dziwne uczucia cos jak panike ale nawet ja sama powoli trace orientacje w moich odczuciach.Czasem budze sie w nocy z takim okropnym strachem paniką,ze nie moge tam iść, umre tam. płaczę,od kilku godzin,myśle raz ze to natręctwo raz że początek mojego powołania ale najgorsze jest to ze powtarzam sobie ze nie chce, nie wierze ale przychodza mi myśli ze pora rzucić studia, wybierać zakon, itp i niestety ...tak jakby mnie do tego ciągnęło.. wiem to jest cholernie długie dzieki ;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jedź na rekolekcje.. jakieś tygodniowe..

i zobaczysz.. jeśli Cię to fascynuje i ukochasz Jezusa - wstąp do klasztoru.. z resztą i tak tam masz dużo czasu na ewentualne zrezygnowanie..

a jeśli nie, to chociaż nie będziesz miała sobie nic do zarzucenia...

pozdrawiam :*

 

z Panem Bogiem :*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ahhaha ta NN ciągle mnie zaskakuje:)... Nie masz żadnego powołania,bo gdybyś je miała to byś to po prostu wiedziała bez żadnych wątpliwości i z chęcią byś tam poszła. Poza tym,moim zdaniem, nie ma czegoś takiego jak "magiczne,przymusowe powołanie" Księża nie są wcale naznaczeni przez Boga w jakiś cudowny sposób Po prostu wybierają ŚWIADOMIE taki a nie inny styl życia...idź do psychologa...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sterben, czytałam Twoje wcześniejsze wpisy na temat pedofilii itp.

Moim zdaniem masz natręctwa.

I powinnaś jak najszybciej zgłosić się do specjalisty. Nie wiem na co Ty jeszcze czekasz dziewczyno.

Ludzie, którzy są przekonani, że chcą wstąpić do zakonu zapewne borykają się z tą trudną jakże decyzją, natomiast nie powinni traktować tego wyboru jako przymusu.

To mogą być natręctwa na tle religijnym. Wcześniej miałaś inne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Są 3 kryteria podjęcia właściwego wyboru: wolność, pokój, radość. Jeśli te 3 cechy się zgrają wtedy zaczynamy prawidłowo rozeznawać powołanie. Jeśli, którejś z nich nie ma to znaczy, że albo idziemy nie w tę stronę co trzeba albo musimy popracować nad sobą aby wyeliminować to co powoduje nasze rozstrojenie. Lęk w przypadku powołania jest najgorszym z doradców, przede wszystkim moim zdaniem po trochu zniekształca nasze pragnienia. Odczuwane uczucia są tak jakby "mało rzeczywiste", powierzchowne, przelotne jak gdyby sztuczne. W przeciwieństwie do pragnień, które daje Pan Bóg, które są: bardzo głębokie, trwałe, dają prawdziwe szczęście, przyjmujemy je w całkowitej wolności, dają wolność, wyzwalają, a nie zniewalają. Trzeba nauczyć się rozpoznawać w sobie lęk i myśli o kapłaństwie, zakonie etc. są spowodowane przez nadmierny poziom lęku, gdy poziom lęku spada ustają także myśli. Tragiczne jest to, że człowiekowi wydaje się, że wszystkie sytuacje, uczucia zmierzają do zrealizowania tej katastroficznej myśli. W przypadku gdy poziom lęku jest duży moim zdaniem należy myśli całkowicie zostawić bo sobie z nimi nie poradzimy. W przypadku gdy lęk już stopniowo opadnie należy poznawać siebie, prosić Pana Boga o rozeznanie samego siebie, podejść do sytuacji spokojnie bo przecież powołanie to nasze szczęście i Pan Bóg pragnie naszego szczęścia, szczególnie nie pcha nigdzie nikogo na siłę. Jakimś rozwiązaniem w takim poznawaniu siebie są rekolekcje, ale oprócz tego czytanie Pisma Świętego, Msza Św., modlitwa, spowiedź. I to wszystko nie może odbywać się gdy poziom lęku jest zbyt duży, bo wszystkie te zabiegi będą prawdopodobnie nasilały objawy nerwicy. Pan Bóg tak delikatnie składa dary w nasze serca, że czujemy jak gdyby pochodziły one od nas.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Mam nadzieje, ze i mi ktos pomoze. Otóz od około miesiąca miewam takie glupie mysli, na poczatku staramlam sie dawac z nimi rade, ale to i tak wracalo. czasem nawet calymi dniami meczylam sie i powtrzalam w myslach: "nie, nie chce byc zakonnica". . na poczatku w kosciele czulam sie dziwnie, potem to minelo i okolo tydzien temu wrocilo. w kosciele czuje sie nieswojo. modle sie codziennie. ale ostatnio doszlo jeszcze jedno natrectwo, boje sie umrzec, boje sie ze jak poloze sie spac to juz nie wstane, i to jest okropne. mam nadzieje ze ktos takze na to zwroci uwage. Czaem moja mama slucha radia maryja i jak leci jakas bardzo ujmujaca piosenka to ja sie tak dziwnei czuje, jakbym miala isc do zakonnu, ale jak tak naprawde nie chce. jeszcze nigdy nie mialam chlopaka, mam 16 lat. ale kiedys sie juz spotykalam z jednym i jestem niesmiala wsrod innych, w domu juz nie. pomozecie mi, bo ja naprawde nie chce zostac zakonnica, ale te mysli ciagle we mnie karaza. Przepraszam ze tak duzo napisalam, z góry dziekuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć! Jestem Mateusz, muszę wam powiedzieć, ze mam isentyczny problem... Myśl o kapłaństwie jest przerażająca... Nie chcę się rozpisywać bo moje objawy są łudzące podobne do tego co przedstawili przedmówcy, lęk przed potępieniem, choć z drugiej stron pragnienie miłości od i do kobiety z którymi mi się nie układało... Przez te myśli mam okropne problemy z koncentracją i nauką : wśród 3 wyznaczników drogi powołanian radości, pokoju i w sumie woli tež nie ma. Boje się, że chcac realizowac soje marzenia ( studiuje prawo, a chciałbym jeszcze zarządzanie na sgh, chciałbym pisać jako dziennikarz motoryzacyjnyn i może pracować jako menadżer w firmie motoryzacyjnej), robie coś wbrew Bogu, a on sobie trgo nie życzy... Od małego miałem różne nerwice... Nie wiem czy to powołanie czy moja prywatna schiza:( chciałbym, żeby mnie to nie dotkneło... Modlę się i staram się mieć " miłośc" do Boga, ale boje się że jak pojade na jakaś pielgrzymkę czy rekolekcje to zobaczę światło z nieba i z miłości, marzń będzie lipa... Staram sie byc donbeym człowiekiem, mam w sobie dużo bezinteresownej życzliwości dla drugiego człowieka, umiem przemawiać i słuchać ludzi, lubie im pomagać ale sam potrzebuje miłości i nie chciałbym być zamknięty w seminarium... Moje przymioty jednak i wychowanie w rodzinie katolickiej czasem budują przekonanie, że może ja właśnie powinienem zosatc księdzem... To uczucie jest paskudne... Boli wręcz fizycznie... Ale z drugiej strony myśl, że to co ja chce jest mało istotne bo liczy się Bóg i sprawy Boskie... W końcu Chrystus mówił " porzuć wszystkich i idź za mną"... Nie wiem, gubie się i czuje spory ból, pozdrawiam, gdyby ktokolwiek chciał pogadać o tych problemachcto niech śmiało pisze na priv

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powierz Panu swoją drogę i zaufaj mu. On sam będzie działał.

 

Proponuję Wszystkim zbiorową psychoterapię ;) . Myślenie o zakonie może być formą ucieczki od problemów, z którymi sobie nie radzimy. Aby myśleć o zakonie trzeba mieć bardzo ustabilizowane życie zewnętrzne i wewnętrzne. W zakonie nie znajdziemy rozwiązań naszych problemów, a nawet jak ktoś wytrwa to później będzie miał jeszcze większe problemy. Bo niby skąd w kościele biorą się te wszystkie afery dot. pedofilii, molestowania, homoseksualizmu, itp.? Stąd, że ludziom z problemami wydaje się, że w zakonie, seminarium tych problemów się pozbędą, przemodlą…z nadzieją, że może Bóg ich odmieni. Niestety, zakon to nie szpital psychiatryczny, a wyciszone popędy, odłożone problemy, później wrócą ze zdwojoną siłą. Najpierw poznaj siebie, pogadaj z rodzicami, psychologiem, spowiednikiem, jedź na rekolekcję. Bóg znajdzie sposób, aby Ci powiedzieć – chodź za mną.

Aaa, jeszcze jedno – jeżeli, rzeczywiście czujesz powołanie to powiedz sobie – sprawdzam. Postulat to początkowy etap formacji zakonnej gdzie weryfikuje się prawdziwość powołań.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam po dłuższej przerwie.Od stycznia tego roku uczęszczam na terapie do psychologa,który duzo mi pomógł.Przez ostatnie dwa miesiące był spokój więc nie chodziłam do psychologa.Taka przerwa na sprawdzenie.Powiem Wam co mi powiedział psycholog,że jesli siema nn to to dyskwalifikuje do przyjęcia do zakonu.Czy ktos juz sie z tym spotkał?Prosze o odp bo znów mam te same nn i nic mi juz nie pomaga i chyba znów musze iśc do psychologa ale przed tem chce zasięgnąć waszej opini...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam po dłuższej przerwie.Od stycznia tego roku uczęszczam na terapie do psychologa,który duzo mi pomógł.Przez ostatnie dwa miesiące był spokój więc nie chodziłam do psychologa.Taka przerwa na sprawdzenie.Powiem Wam co mi powiedział psycholog,że jesli siema nn to to dyskwalifikuje do przyjęcia do zakonu.Czy ktos juz sie z tym spotkał?Prosze o odp bo znów mam te same nn i nic mi juz nie pomaga i chyba znów musze iśc do psychologa ale przed tem chce zasięgnąć waszej opini...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No jakiś zakon to powinien być świadomy wybór a nie ucieczka od życia. W odosobnieniu takie problemy pewnie mogą się nasilić. Choć można dyskutować czy ogólnie ludzie którzy dobrowolnie zamykają się w tego typu instytucjach są na pewno zdrowi psychicznie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No jakiś zakon to powinien być świadomy wybór a nie ucieczka od życia. W odosobnieniu takie problemy pewnie mogą się nasilić. Choć można dyskutować czy ogólnie ludzie którzy dobrowolnie zamykają się w tego typu instytucjach są na pewno zdrowi psychicznie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

http://tygodnik.onet.pl/32,0,21658,artykul.html

 

Odrębnym problemem jest, gdy przełożeni postanawiają, że kleryka trzeba poddać badaniu psychologicznemu. Ten oczywiście mu się podda, ale z lęku przed wyrzuceniem. Znacząco wtedy wzmacniają się i tak już silne mechanizmy obronne. W rozmowach z psychologiem klerycy są wtedy nieszczerzy, cyniczni, zasłaniają się formacją, ojcem duchownym; testy są zafałszowane przez pragnienie ukazania się w lepszym świetle. Patrząc od strony przełożonych, wygląda to tak: kleryk sam nie zgłosi się na takie badanie, dopóki nie zostanie do niego przymuszony groźbą usunięcia. Ale dla psychologa przymuszony pacjent jest utrapieniem. Nie jest łatwo przerwać to błędne koło.

 

Dużą rolę odgrywa stosunek przełożonych do psychologii. Zdarza się, że badanie obroni kleryka, bo jego wynik okazuje się lepszy niż podejrzenia przełożonych. Jeśli natomiast przełożeni wysyłają sygnał do kleryka: „nie pracujesz nad sobą, więc przez testy psychologiczne poznamy twoją ukrytą motywację”, uniemożliwiają skuteczną pracę psychologowi.

 

Można myśleć o usunięciu kandydata z seminarium, jeśli badania wykazały zaburzenie osobowości, potwierdzone przez drugie badanie wykonane przez psychologa klinicznego. Błędem byłoby usuwanie kogoś tylko dlatego, że w testach psychologicznych pojawiły się oznaki lekkiego zaburzenia. Jeśli ktoś solidnie pracuje nad sobą, to z pomocą łaski Bożej i ludzi może skorygować zachowania wyniesione z dysfunkcyjnej rodziny.

Czyli wychodzi na to że dopóki ktoś mocno nie podpadnie i nie rzuca się w oczy, to raczej ma spokój.

 

Natomiast ciekawe jest to że pójście do zakonu jest odbierane jako coś zupełnie normalnego, wybór życiowy. Natomiast pójście do sekty zupełnie odmiennie, choć w praktyce często znaczy to samo. No ale to kwestia kulturowa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

http://tygodnik.onet.pl/32,0,21658,artykul.html

 

Odrębnym problemem jest, gdy przełożeni postanawiają, że kleryka trzeba poddać badaniu psychologicznemu. Ten oczywiście mu się podda, ale z lęku przed wyrzuceniem. Znacząco wtedy wzmacniają się i tak już silne mechanizmy obronne. W rozmowach z psychologiem klerycy są wtedy nieszczerzy, cyniczni, zasłaniają się formacją, ojcem duchownym; testy są zafałszowane przez pragnienie ukazania się w lepszym świetle. Patrząc od strony przełożonych, wygląda to tak: kleryk sam nie zgłosi się na takie badanie, dopóki nie zostanie do niego przymuszony groźbą usunięcia. Ale dla psychologa przymuszony pacjent jest utrapieniem. Nie jest łatwo przerwać to błędne koło.

 

Dużą rolę odgrywa stosunek przełożonych do psychologii. Zdarza się, że badanie obroni kleryka, bo jego wynik okazuje się lepszy niż podejrzenia przełożonych. Jeśli natomiast przełożeni wysyłają sygnał do kleryka: „nie pracujesz nad sobą, więc przez testy psychologiczne poznamy twoją ukrytą motywację”, uniemożliwiają skuteczną pracę psychologowi.

 

Można myśleć o usunięciu kandydata z seminarium, jeśli badania wykazały zaburzenie osobowości, potwierdzone przez drugie badanie wykonane przez psychologa klinicznego. Błędem byłoby usuwanie kogoś tylko dlatego, że w testach psychologicznych pojawiły się oznaki lekkiego zaburzenia. Jeśli ktoś solidnie pracuje nad sobą, to z pomocą łaski Bożej i ludzi może skorygować zachowania wyniesione z dysfunkcyjnej rodziny.

Czyli wychodzi na to że dopóki ktoś mocno nie podpadnie i nie rzuca się w oczy, to raczej ma spokój.

 

Natomiast ciekawe jest to że pójście do zakonu jest odbierane jako coś zupełnie normalnego, wybór życiowy. Natomiast pójście do sekty zupełnie odmiennie, choć w praktyce często znaczy to samo. No ale to kwestia kulturowa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×