Skocz do zawartości
Nerwica.com

Powołanie...?


maniek102

Rekomendowane odpowiedzi

Nie wiem czy jeszcze tu zagladacie, ale jestem ciekawa czy pozbyliście sie już swoich "myśli", czy nadal je macie, czy z czasem ucichly lub przeciwnie nasiliły? Czy nabraliście już pewności, ze zakon/kapłaństwo to nie wasze powołanie, czy odwrotnie? :?:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy jeszcze tu zagladacie, ale jestem ciekawa czy pozbyliście sie już swoich "myśli", czy nadal je macie, czy z czasem ucichly lub przeciwnie nasiliły? Czy nabraliście już pewności, ze zakon/kapłaństwo to nie wasze powołanie, czy odwrotnie? :?:
Odwrotnie. Ja przed przeczytaniem tego wątku nie myślałem o zostaniu księdzem. A po przeczytaniu boję się, że zostanę siostrą zakonną. :mrgreen:

 

Ale jestem ciekawy, czy Tobie już przeszło...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czesc. mam mysli o zakonie juz 8 miesiecy. sama sie w tym gubie. a mam chlopaka ponad 2 lata, na ktorym mi zalezy. byly rozne problemy w naszym zwiazku ale nie chcialam sie z nim rozstawac. dodam ze mam rodzine bardzo religijna, wiele razy bylam na rekolekcjach, oaza, a nawet rekolekcje u zakonnic, ale nie bylam na nich dlatego ze chcialam isc do zakonju tylko tak o na jakies rekolekcje z kolezankami. w zasadzie to chyba zakon zawsze budzil we mnie jakis strach i mnie troche odpychal. w gimnazjum zaczelam miec problemy ze skrupulantyzmem, kazdy grzeszek byl koncem swiata, strach przed pieklem. pierwsza mysl o zakonie przyszla gdy pomyslalam ze bym chciala pomagac ludziom i mysl nagle: to do zakonu. strach mnie przeszedl plakalam potem ucichlo ale nie zniknelo. okazywanie uczuc i milosci chlopakowi budzilo poczucie winy, ze nie jestem pewna ze nie moge go oszukiwac itd. potem zakon wrocil gdy pomyslalam ze mam potrzebe modlitwy zeby ciagle sie modlic, dlugo, na co nie ma czasu w malzenstwie (nie wiem czy to jest pragnienie spotkania z Bogiem czy moze raczej chec doskonalosci zwiazana ze skrupulantyzmem), doszly do tego wady mojego chlopaka ktorych sie przestraszylam ,doszlo to ze codzinne zycie rodzinne u mnie w domu to siedzenie przed tv i kompem, co uznalam za male swiete. i tak zakon trzyma mnie juz pare miesiecy. na poczatku ryczalam. stracilam chec zycia, balam sie modlic i chodzic do kosciola ze okaze sie ze mam powolanie do zakonu.teraz juz powoli sie godze na wszystko i staram sie byc cierpliwa.czy powolanie zakonne jest moja droga skoro tam widze swietosc czy to dewocja>? moze takie zycie w swiecie jest nie dla mnie, moze rzeczywiscie zamknac sie w klasztorze i sie modlic? czy mysl ze w malzenstwie nie bede miala czas na modlitwe i formacje duchowa osobista to dobry pomysl?

 

dziekuje tym ktorzy przebrneli przez moj dlugi post. prosze o rade

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj na forum, matko przełożona ;)

 

Wydaje mi się, że po pierwsze sama musisz sobie odpowiedzieć na pytanie, co chcesz robić w życiu. Jednak, wydaje mi się, że nieco jednostronnie postrzegasz życie w zakonie i życie "w świecie". Nie jest tak, że w zakonie jest świętość, a "w świecie" życie mało święte. Kościół katolicki naucza, że wszyscy, niezależnie od drogi życiowej, ludzie są powołani do świętości. Wracając do zakonu. Wcale nie jest tam tak święcie. Jest to normalne życie - siostry są normalnymi ludźmi, z wadami, problemami i grzechami. Stąd ucieczka od "grzesznego świata" nie jest dobrym powodem do pójścia do zakonu.

 

Piszesz, że oglądanie telewizji jest mało święte. Może tak, może nie. Nikt Ci nie każe spędzać życia na oglądaniu telewizji. Kształtuj je sobie, jak chcesz. Od Ciebie głównie zależy, jak pasjonujące ono będzie. Więc nie trzeba się podpierać zakonem, tylko wziąć się za realizację swych marzeń i tak ukształtować życie, by nie było w nim oglądania telewizji.

 

Piszesz również, że na myśl o pomaganiu innym ludziom przyszło Ci do głowy, że powinnaś iść do zakonu. Coś kiepsko uważałaś na tych rekolekcjach i w życiu w ogóle. Bo przecież są tysiące, miliony różnych dróg życiowych, w których pomaga się ludziom NIE będąc w zakonie. Skąd Ci przyszła do głowy taka automatyczna myśl, że w celu pomocy ludziom, koniecznie trzeba iść do zakonu? Przecież to nonsens!

 

Piszesz, że wady chłopaka powodują myśli o pójściu do zakonu. Otóż nie ma ludzi bez wad. Ty też je masz. Ludzi się kocha za ich zalety. I mam wrażenie, że zalety ten chłopak ma wystarczające, byś czuła do niego coś specjalnego. Więc przestań oczekiwać, że tylko związek z człowiekiem bez wad jest wskazówką, że należy z tym człowiekiem być. A w przeciwnym razie, to do zakonu. Dodatkowo, jak już wyżej napisałem, w zakonie też się natkniesz na wady ludzkie.

 

Kończąc, wydaje mi się, że to są zwykłe lęki prze pójściem do zakonu. Podobnie, jak inni tutaj mają lęki przed autobusami, wysokością, itp. Wg mnie do zakonu idzie się z przekonaniem, bez niechęci do tego (która jest w Tobie wyraźna). A Ty od dłuższego czasu BOISZ się zakonu, nie chcesz tam iść, odrzuca Cię takie życie. Moim zdaniem nie jesteś dobrym materiałem na zakonnicę. Za to chyba jesteś dobrym materiałem na żonę (choć dopóki Cię nie ujrzę, nie potwierdzę tego ;) ).

 

Moja rada - mniej lęków, więcej spokoju. Ciesz się życiem i pomagaj ludziom, jak tylko możesz. Lecz nie poprzez zadręczanie się. Wszystkiego dobrego. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lala1988, zarówno wyjście za mąż, jak pójście do zakonu są opcjami do wyboru - a raczej powołaniem które należy w sobie odkryć. Obydwie opcje są DOBRE. Dla osoby wierzącej, są to możliwości które bierze się pod uwagę. Ale decyzja o tym to jest kwestia rozeznania powołania swojego, a nie męczenia się w strachu między jednym a drugim. Jeżeli masz zaburzenia nerwicowe to zauważ różnicę między lękiem wynikającym z nerwicy a tym co naprawdę mówi ci serce i rozum. Na pewno nie należy wybierać drogi życiowej pod wpływem lęku.

 

W małżeństwie też jest miejsce na modlitwę i rozwój duchowy - zwłaszcza jeżeli twój mąż jest wierzący to będzie ci wtedy łatwiej.

 

Radzę ci w ogóle porozmawiać z psychologiem chrześcijańskim oraz z jakimś księdzem, żeby cię nakierowali. Nie żeby powiedzieli co masz robić, bo to sama w sobie musisz odkryć, ale żeby ci pomogli abyś nie kierowała się tylko lękiem lub dewocją / skrupulantyzmem.

 

[Dodane po edycji:]

 

Cofam moją wypowiedź! Miki ująłeś to SUPER !!! :mrgreen: właśnie "wszyscy, niezależnie od drogi życiowej, ludzie są powołani do świętości". Skąd ty to wszystko wiesz? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hihi to co Miki jakies foty musze wyslac zeby potwierdzic ze bede dobra zona;) rozumiem was dziekuje za rady. Polakito sama nie wiem czy powolanie jest czyms co trzeba w sobie odkryc czy to tez moze jakas sytuacja zyciowa ktora nas dotyka albo jakas szansa jaka dostajemy od zycia. chcialam was zapytac jeszcze czy macie jakies doswiadczenia albo rady jest chodzi o same zaburzenia na tle religijnym czyli jak wtedy ma wygladac modlitwa. bo nie wiem ile czasu mam sie modlic nie wiem co jest moim motywem modlitwy czy przymus czy strach czy pragnienie jak to rozeznac. boje sie zeby nie wpasc w pulapke modlitw i postow ,chodzi o to by nie byly czyms przez co bede sie wynosic nad innymi ludzmi. co juz mi sie chyba zdarzalo.

 

[Dodane po edycji:]

 

a moze poprostu chce byc doskonala-- dobra wiem : wielka pycha. jakos nie moge sie odnalezc . bylam raz u psychologa, to byla strasznie niemila baba, moze dlatego ze to byla darmowa wizyta.

 

[Dodane po edycji:]

 

to sie chyba nie da tak powiedziec w jednym zdaniu. dobra wiadomosc to ta ze w marcu mam isc do terapeuty. chodzi o to ze nie chce zeby bylo tak ze wchodza w poboznosc i dluga modlitwe bo chce byc przez to doskonala, taki duchowy pedant osiagnac doskonalosc to trudno wytlumaczyc. ale to nie jest dobre:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

http://adonai.pl/powolanie/?id=93

 

Slowa zawarte na powoyższej stronie bardzo mi pomogły w walce z moimi lękami. Sczególnie słowa:

"Tak na prawdę, to nikt mnie nie zmusza, ani rodzina, ani otoczenie, nawet Pan Bóg. Jeżeli wydaje ci się, że Pan Bóg żąda od ciebie abyś wstąpił na drogę życia zakonnego/kapłańskiego to warto dać sobie czas. Jeżeli w tym co czujesz jest coś z Bożego tchnienia to On będzie to utwierdzał, a jeżeli jest od Złego Ducha, albo są to twoje własne myśli, to stosunkowo szybko ustanie, albo wejdzie w kryzys przy pierwszej przeciwności."

 

Przeczytajcie wszystko, także komentarze pod artukułem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam Lala! nie wiem czy czytałas mój post wyżej, ale widzisz miałam, a raczej mam to samo co ty.... niedawno uświadomiłam sobie, że minie rok odkąd mnie "to" dopadło. Nie potrafię dać ci jakiejś złotej recepty na ten problem, bo chyba go nie ma. Musisz sama w swoim umyśle się z tym uporać. Uwierz, ze wiem jakie to ciężkie. Myślę że mamy podobne charaktery- czy nie jesteś czasem pefekcjonistką, która wszystko zawsze musi zrobić najlepiej, a w końcu i tak jest niezadowolona z siebie? Brak ci poczucia własnej wartości? Jesteś wrażliwa i bardzo ważne są dla ciebie wartości moralne? Jeśli na większość odpowiedź brzmi tak, to witaj w klubie"nadwrażliwych", którym nie będzie łatwo na tym świecie. Ja przepłaciłam to już nerwicą. Co do mysli o zakonie... jakoś pomału to odsunęłam, ale i tak cały czas gdzieś głęboko w sercu tkwi we mnie ten ból i wystarczy jedno słowo, myśl, obraz żeby "to" wróciło. Ja najlepiej czuje się kiedy jestem bardzo czymś pochłonieta i po prostu zapominam o tym co nie dzieje sie tu i teraz. Myślę, ze najlepszym lekarstwem jest dla nas czas to on przyniesie nam ukojenie a jeśli nie.. to i tak nie zmienimy tego co nam jest już przeznaczone. Trzeba żyć dalej...Przytulam Cię mocno.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziekuje Tobie lilia rzeczywiscie odpowiedzi raczej brzmia tak.:) bylam dwa razy u terapeuty, duzo mi dawaly te rozmowy z nia optymizmu i sily, fakt ze po jakims czasie znow przychodza jakies glupie mysli i czlowiek moze sie pogubic. terapeutka radzi zebym podjela w sobie decyzje o malzenstwie. ona duzo mi wytlumaczyla jednak jest cos co mnie meczy.

 

bylam kiedys w zakonie (jeszcze przed tym natrectwem) dwa razy przez pare dni i chodzi o to ze nawet jak wtedy zastanawialam sie jakie mam powolanie to mialam taka bariere, ze nie chcialam nawet myslec ze moglabym byc powolana do zakonu, mialam taka niechec ze nie chcialam byc powolana do tego. i teraz wymyslam sobie ze moze jakbym przelamala ta bariere ten lek, to moze okazalo by sie ze to to. chociaz chyba nie chce tego... przepraszam dziwna ta moja paplanina. mecze sie. mam chlopaka dlugo przychodzi czas podejmowac jakies decyzje zwiazane z przyszloscia a tu takie rzeczy mnie drecza.

 

[Dodane po edycji:]

 

Lilia chyba rzeczywiscie duzo nas laczy jak tak czytam Twojego posta:) tez duzo lez wylalam a zakonnice na ulicy mnie denerwuja . i jeszcze jak kiedys czytalam jakies tam swiadectwa to teksty w stylu ze (np. jakas dziewczyna czula glos Boga ze ja powoluje rzucila chlopaka mimo tego ze wydawalo jej sie ze bedzie smutna jak pojdzie do zakonu i poszla w koncu do zakonu ) nie poprawialy mi humoru. jest ciezko.nauczylam sie juz zeby nie czytac juz o takich rzeczach. jak cos to tu jest moje gg: 10590238, moj e-mail: alice_pbb@tlen.pl jak bedziesz chciala pogadac to daj znac:) na spowiedzi ksiadz powiedzial mi ze moja sytuacja nie wyglada na to jakby miala cos wspolnego z powolaniem ani nawet ze nie wyglada to na ucieczke przed powolaniem. i ze gdyby tak sie okazywalo powolanie, placzem itd to by bylo straszne. wiec glowy do gory

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie czuje sie powołany... jesli te owe myslie natretne opuszczaja mnie na jakis czas to wracaja moje plany marzenia cele jestem spokojny opanowany potrafie sie spokojnie dobrze pomodlic a jak te mysli wracaja od razu mam uczucia lęku strachu w sercu od kiedy zaczolem sie modlic do Boga o to aby pomogl mi z tym walczyc te mysli sa juz mnie natretne ale ciagle gdzies tam sa..ostatnio nawet prawie odeszlem od modlitwy od Boga przez te mysli...wmawialem sobie ze zle jest by katolikiem itp...dlatego mowie ciezko mi jest z tymi myslalmi ,sa natretne...czuje sie przymuszany a jesli jestem spokojny i powiem sobie w sercu czy ja moglbym byc ksiedzem szczerze mowiac nie ciagnie mnie do tego... lubie sie modlic zyc w zgodzie z Bogiem ale czasami jest to badzo ciezkie mam takie nawet wrazenie ze jesli popelnie chodzby maly grzech to juz Bog mnie nigdy nie wyslucha w moich prosbach... dziwne..ale prawdziwe

 

pozdrawiam wszystkich

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedys tez takie mysli mi krazyly po glowie, ale trzeba sobie samej po prostu odpowiedziec co sie chce robic, bo "normalne zycie" nie zabrania modlenia sie, wierzenia i bycia dobrym czlowiekiem. Przez jakis czas byl spokoj, ale po latach zaczelo sie od brudnych rak w koscile, potem zwykle slowa (w modliwtwie) rymowaly mi sie do przeklenstw, pojawialy sie glupie mysli i skojarzenia, doprowadzajac do stanu, ze w czasie mszy musialam caly czas uwazac, zeby nie walnac takiej glupoty. W efekcie caly czas skupialam sie na sobie i bylo to bledne kolo. Jakos sobie z tym radzilam, sama sobie tlumaczylam - bo jestem osoba dosc skryta i niechetnie rozawiam o sobie i moich emocjach. Ostatnio jednak jest coraz gorzej, mam problem z woda swiecona, jesli ludzie zanurzaja w niej dlonie, potem wychodza, pala , swyrzucaja smieci i tp czyli w jakis tam sposob nie szanuja tego. Tak wiem, to glupie myslenie, ale nijak nie umiem z tym sobie poradzic. Mam obsesje. Nazbieralo mi sie tego tyle, ze ostatnio przeryczalam u kolezanki wieczor ale nijak nie umialam jej wyjasnic moich lekow. Wstydze sie. Planuje wizyte u psychologa, bo sama soba juz sie martwie, ale pocieszajace w tym jest to ze nie ja jedna mam takie problemy na tle religijnym. Zawsze bylam zbyt skrupulatna, i chyba za duzo myslalam. Jednakze napewno pomocne jest podjecie dzialania, zrobienie czegokolwiek dla siebie, co ci sprawi frajde - czy to uprawianie sportu, nowe hobby, nowe znajomosci. Ja pocieszam sie tym, ze pisza tu osoby i pisza, ze sa w zwiazkach, wiec jednak mozna z tym zyc. Wazne jest wsparcie innych, ja latami borykalam sie z tym sama, a to chyba jeszcze gorsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sebek22, Bóg Cię kocha, on spełnia tylko te prośby, które zgadzają się z jego planami ( Jego plany są najlepsze na twoje życie).

 

Nie masz co się martwić, nie rozpaczaj, Bóg jest idealny i jest doskonałym miłosiernym ojcem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Vi... chciałbym mieć tyle wiary co ty... przez ostatnie kilka lat myślałem tak samo... ale po prostu nie potrafię wierzyć. Wiem, wiem to jest złe, bo jeśli człowiek nie jest wierzący to co mu innego zostało...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Vi : to co mi proponujesz ?? myslisz ze najlepiej dla mnie by bylo nie myslenie o tym ignorowanie tych mysli bo to moj wytwor lub zlego ducha ??

 

mowisz ze Bóg spelnie te prosby ktore sa po jego woli i nie robi nic przeciwko mnie chcesz przez to powiedziec ze nie katowal i nie dreczyl by czlowieka poprzez takie natretne mysli ??? pozdrawiam Ciebie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja podobnie miałam taki czas że chciałam pójść do zakonu. Tak, bardzo chciałam, podziwiałam te wszystkie zakonnice wyjeżdżające na misje albo te które siedziały za klauzurą i składały swoje ofiarne cierpienia Bogu. Podziwiałam Siostrę Faustynę, chciałam być podobna do Niej. Ale to pewnie nie powołanie, zresztą żeby być zwykłą zakonnicą trzeba mieć teraz studia bo zakonnice pracują z dziećmi ( pedagogika), opiekują się chorymi ( medycyna bądź pielęgniarstwo), uczą języków obcych ( filologie). Życie zakonnika nie polega wyłącznie na modlitwie. To ofiara z siebie dla innych. Nawet żeby być księdzem misyjnym trzeba znać parę języków obcych i jest to ciężka droga, często poczucie osamotnienia i niezrozumienia. Jeśli czujesz tylko myśli o powołaniu to nie jesteś powołany. Musisz czuć ogromną miłość do Boga, całkowicie Mu się zawierzyć i całkowicie zrezygnować z Siebie. Chyba że wolisz być za klauzurą, kratami ale jeśli nie masz powołania to po prostu tam oszalejesz. Trzeba dobrze przemyśleć tą decyzję

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie czuje milosci do Boga... cos mi sie wydaje ze mam jego falyszwy obraz bo jak cos dobrego zrobie to zaraz bym cos chcial od niego w zamian... a co do ''powolania'' to jest ciezka sprawa bo wystarczy pretekst aby te mysli wrocily czasami mam mysli samobojcze zeby z tym skonczyc bo nie moge sobie poradzic z tymi natretnymi myslami... najlepjej sie czuje jak te mysli odechodza wtedy normalnie sie modle ,jestem spokojny wyluzowany...i nie mam tego pragnienia isc do seminarium ,nawet jesli mam te mysli to tez nie mam dzieki za pomoc

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie ludzie tworzą fałszywy obraz Boga.. każdy go ma, bo nawet ksiądz nie pojął Go do końca. Boga nie można poznać do końca inaczej nie byłby tajemnicą. A to jest typowa nerwica natręctw. też to miałam, spokojnie zobaczysz że to minie. Myślę że to nie powołanie.. To po prostu chęć ucieczki, poszukiwanie lepszego życia. Ale czy tak naprawdę taka ofiara da ci szczęście?? Jeśli pójdziesz do zakonu to komu powiesz że masz natręctwa albo lęki?? Żaden "powołany" tego nie zrozumie. To musi być w sercu nie w głowie i musi być pewne. To decyzja na całe życie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

masz racje... uwierz mi ze jak jestem spokojny te mysli o rzekomym wsapieniu do seminarium mijaja to jestem spokojny modle sie jestem wesoly itp a jesli tylko sie pojawiaja to jedynym wyjsciem dla mnie to samobojstwo :( wiem ze to przykry co pisze ale tak czuje ,bo chyba Bog nie dreczel by tak czlowieka i nie wywolywal by takich uczuc zlosci ,strachu leku mysli samobojczych w sercu czlowieka przy jakims powolaniu...?? co mi radzisz ??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sebek22, tak, bo jednak religia i kapłaństwo to wg. mnie nie emocje. Trzeba to oddzielić. Emocje są w Tobię, są czymś co ktoś pozostawił w Tobie, może w dzieciństwie.

Taka ciekawostka, żE Matka Teresa nigdy nie czuła jakiejś emocjonalne więzi z Bogie, jak to niektórzy określają. Nigdy nie dostała żadnego znaku, czy czegoś tam. Więc emocje a religia, wiara, jednak bym to rozdzielił. Musisz się uporać z własnymi emocjami, a później podjąć na spokojnie decyzje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×