JA mam to samo tzn. dręczą mnie mysli i czuje w sercu taki lęk, strach, żal? że powinnam isć do zakonu, choć wiem, że to nie jest moje pragnienie/ chociaż ostatnio zaczynam sie zastanawiać: A może ja tego chcę tylko boje się tego? wiem, że to głupie;/
Mój problem pojawił sie w maju tego roku przed lub w trakcie sesji, czułam się okropnie, naprawdę to nie dotyczyło tylko natrętnych myśli, które nie dawały mi spac ale jeszcze taki ból fizyczny a może duchowy?Było mi z tym źle tym bardziej , że wcześniej byłam i jestem osobą pobożną.Czekałam, aż skończy sie rok i będę mogła troche odpocząć.
I rzeczywiście wyjechałam dalekoo stad i jak ręką odjął- czułam sie bardzo dobrze, nie miałm czasu w ogóle o tym myśleć. Ale kiedy miałam wrócic na uczelnie, znów powaliły mnie te myśli- i to jeszcze gorzej niż wtedy naprawdę, dostawałam takich napadów płaczu- dno rozpaczy;(Po prostu czułam, że muszę iść do zakonu, ale tego nie chcę, jednak wiedziałam, że z Bogiem nie wygram i muszę to zrobic, bo inaczej do końca życia będę miała te mysli i będę nieszczęśliwa, w ogóle pożegnałam już się z myślą, że będę miała jakiegoś chłopaka, bo przecież Bóg tego nie chce;/
Te myśli chwilowo odchodzą gdy jestem czymś zajęta i po prostu zapomnę o tym, ale to nie zdarza się często. Trudno jest mi się uczyć i w ogóle na czymś skupić. Zaraz na początku jak pojawiły się te mysli to napisałam do pewnej siostry i ona mi odpisała, że wszyscy na początku się boją, że jak nie wypełnie swojego powołania to zawsze będę czuła się źle, że możliwe że w przyszłości będę miała depresję;/ i wysłała mi zdjęcie dziewczyn, które wstępują do nowicjatu z pytaniem: Czy one wyglądaja na nieszczęsliwe? Miałam z nią umówione spotkanie, ale oczywiście nie poszłam, BO JA TEGO NIE CHCE. Ale teraz już sobie myslę, że chyba nie ma dla mnie ratunku, ostatnio nawet pojawiły się mysli s. Nikomu /poza siostra/ o moim problemie nie powiedziałam i nie mam zamiaru mówić, nawet psychologowi po pierwsze nie stać mnie, po drugie.. wstydzę się.
Bardzo mnie dręczy fakt, ze w okresie tych wzmożonych mysli: wypominam Bogu, że w ogóle mnie nie kocha itd. a jak widzę, a jak na złośc widuję często, zakonnice na ulicy to po prostu mam do nich taką złośc, że nie mogę się na nie patrzeć. To wszystko tak mnie dręczy, że nie daję sobię rady i myślę, że po tym co wyprawiam to już na pewno pójdę do piekła, więc generalnie nie ma dla mnie wyjścia.
Do tych co wytrwali i przeczytali moje wypociny mam pytania:
1. Czy mam nerwicę natręctw czy to powołanie? Raczej książa tu nie zagladają, ale wy macie pojęcie o NN
2. Czy są jakieś "domowe sposoby", by to pokonać?chociaż wiem, że ludzie biorą na to nawet leki, więc moje pytanie jest głupie
3. Czy rozmawialiście na ten temat z księdzem i co on o tym powiedział
4. Ponoć do zakonu nie przyjmują z NN, ale jak oni to w ogóle weryfikują kto to ma?
Będę wdzięczna za każdy post.
Pozdrawiam was gorąco. Trzymajcie się !