Skocz do zawartości
Nerwica.com

Adziulka

Użytkownik
  • Postów

    17
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Adziulka

  1. Dawno tu chyba nikt nie zaglądał. Jak tam wasza sytuacja? Bo ja chodzę do psychologa, było juz na prawdę dobrze, a teraz znowu wraca to wszystko. Ciagle myśle ze Bóg nie daje za wygrana i walczy o ten zakon dla mnie, zebym w koncu odpuściła i ze nie da mi spokoju dopóki sie nie zgodzę.
  2. Ja postanowiłam, ze ide do psychologa, bo sama z tym nie dam rady. Byłam u jednej Pani, ale mi nie pomogła niestety, nie trafiła w moje gusta i czułam sie u niej jak w psychiatryku, tworzyła straszna przestrzeń pacjent-lekarz, wiec próbuje gdzie indziej, ale dotarło do mnie, ze potrzebuje czyjejś pomocy. Jeszcze teraz te światowe dni młodzieży, wszędzie zakonnice... Nie pomaga to ani troche.
  3. Ja tez sie mnóstwo naczytałam o rożnych 'znakach', o tym tez ze czasem znakiem powołania mogą być natrętne myśli, ale jak sie człowiek zgodzi to jest szczęśliwy i tez miałam przez to ogromny problem i tez było ciagle 'a co jesli'. Zreszta nie ukrywam, ze to mam cały czas tylko to ignoruje. Pomogły mi bardzo zwykle tabletki uspokajające. Takie ziołowe za pare złotych w aptece. Nie wiem czy to efekt placebo, ale nawet jesli to mi sie podoba
  4. Słuchaj laska! Ja jestem świeżo po/w trakcie radzenia sobie z tym natręctwem. Są gorsze i lepsze dni, jak jest dobrze to wydaje sie tak absurdalnie śmieszne ze wiem ze to nie możliwe tymbardziej ze ksiądz do którego ostatnio napisałam sam zapytał sie czy nie mam przypadkiem jakiejś nerwicy obsesyjnej bo Bóg ludzi nie dobija tylko dźwiga z opresji, stawia na nogi i daje im szczęście. Musisz to zrozumieć! Ja sama z tym walczę i teraz tak pisze a za jakiś czas znowu bede leżeć w łożku i płakać, ale za każdym razem ten strach jest mniejszy i moja załamka tez. Trzeba walczyć, dosłownie. To jest nieustanna walka o to zeby nie myślec o tym natręctwie. Te moje chwilowe załamki tylko potwierdzają ze to nie jest powołanie. Jesli bedziesz czuła sie spokojna to nie panikuj, bo ja miałam tak ze ta myśl była i ja ja starałam sie ignorować wiec w pewnym momencie przestała być taka ważna i zwyczajnie do niej przywykłam, ale potem zaczęło sie myślenie, ze skoro juz mi to nie przeszkadza to moze JEDNAK mam powołanie bo juz sie jej tak nie boje. Jak bedziesz miała taki etap to nie panikuj, jakoś trzeba z tego w koncu wyjsć Co do Twojej chęci bycia sama... Jest powołanie do zakonu, do małżeństwa i do życia samotnego. Serio cos takiego jest. Wtedy oddajesz sie bliskim, masz dzieci swoich bliskich i traktujesz jak swoje. Jestes takim troche aniołem stróżem. Choćby taki Szymon Cholownia. Nie wiem czy przez ch czy h ale niewazne. Jest sam, był w seminarium a robi tyle wspaniałych rzeczy mimo ze w nim nie został, bo nie chcial i Bóg go za to nie bije - w przenośni oczywiście. Koleś ma swoją fundacje, jeździ do Afryki i wcale nie musi być księdzem. Mówił ze po prostu nie spotkał jeszcze odpowiedniej osoby i wg mnie to jest bardzo fajny przykład tego, ze życie samotne, nie w zakonie, jest bardzo dużo warte! I w tym momencie dostaje zawału serca w związku z tym, ze tak dobrze komuś radę, to moze powinnam isc na zakonnice haha. Pamiętaj tylko o tym, ze nie jestes sama z ta nerwica. Serio wierzysz ze Pan Bóg powołuje w 'ten sam sposob' tyle osób? To byłoby absurdalne. No chyba ze mamy otworzyć swój własny zakon dla nerwicowcow. Sami siebie wykończymy
  5. Ten weekend to jakaś jedna wielka masakra. Juz totalnie nie wiem czego chce. Czytałam te wszystkie fora chrześcijańskie o powołaniu, ze kiedyś ktos nie chciał ale potem sie zdecydował i jest szczęśliwy. Wpadłam w takie otępienie ze wydaje mi sie ze juz nie umiem z niego wyjsć. Moj chłopak powiedział mi ze chce mi sie oświadczyć w przyszłym roku a ja sie tego tak boje, ze nie bede w stanie powiedziec tak przez te myśli, ze go zawiodę i kiedyś pójdę do tego zakonu, bo teraz nie jestem niczego pewna. Zaczęłam myślec o tym co by było gdybym zaczęła robic sobie krzywdę.... Sama sie siebie przestraszyłam, bo zaczęłam sie drapać i szczypać po ręce sprawdzając jak na to zareaguje i gdzie jest moj limit wytrzymałości bólu i potem jakbym sie ocknęła... To było straszne. Z jednej strony myśle ze przecież powołanie na tym nie polega na pewno a z drugiej sobie myśle ze te myśli o robieniu sobie krzywdy to tylko moja chęć ucieczki przed powołaniem a i tak je mam... Boje sie ze Pan Bóg mi nie da spokoju dopóki sie nie zdecyduje na ten zakon. Chociaż raczej z próba robienia sobie krzywdy do żadnego zakonu mnie nie przyjmą tak i tak. Chce robic zle rzeczy byle tylko mu pokazać ze nie chce isc do zakonu i zeby dał mi spokój... To jest chore.
  6. Tak, dużo rozmawiałam ze znajomym księdzem i on starał sie mi pomoc. Mówił ze to raczej tak nie wygląda i ze póki co nie ma przesłanek o tym zeby tak sadzić w sensie ze mam powołanie i ze mam odkładać te myśli bo to jest tylko w mojej głowie. Tak samo taki pan który bardzo sie udziela przy kościele mi powiedział ze na tyle ile zna mnie i Boga to uważa ze to nie pochodzi od niego, bo Bóg nikogo nie chce tak męczyć. Byłam u pani psycholog raz ale jakoś nie przypadła mi do gustu. Powiedziała ze wg niej sama sobie odbieram radość z życia i ze te myśli o zakonie są tylko oznaka moich wewnętrznych innych problemów. Ale ja chyba oczekiwałam od niej ze powie mi na sto procent ze nie mam powołania... Tak samo od tego księdza. Ale oni oboje powiedzieli mi ze nikt za mnie nie odpowie na to pytanie. Oni mogą tylko pomoc no i mówią co o tym sadza ale mnie meczy to ze nie odpowiedzą na sto procent ze nie mam powołania. Chociaż z drugiej strony tez cieżko po 1 wizycie cos stwierdzić i brać taka odpowiedzialność. Ja we wszystkim sie doszukuje tego ze moze jednak... Tak samo razem z tym znajomym księdzem pojechałam do sióstr zakonnych bo on powiedział ze moze mnie to przekona ze jednak nie i wgl. Ale miałam tylko większy mętlik w głowie bo w sumie nie czułam nic takiego mega odpychającego ale tez nie byłam zadowolona ze tam jestem. No i teraz jak o tym pisze to juz mam 'zawal' ze skoro tak zle sie tam nie czułam to moze jednak cos w tym jest i juz mam płacz na koncu nosa i ze wgl tam poszłam to moze cos znaczy...
  7. Ogólnie to wyglada w 99% tak jak napisałeś Edward. Do tego dochodzą jeszcze jakieś głupie myśli np jak jem głupie lody, albo słucham mojej ulubionej piosenkarki która przecież jest ILUMINATI to mam wyrzuty sumienia, ze przecież jak bede zakonnica to nie bede miała takich przyjemności i ze nie powinnam tego robić. Mniej więcej tak to wyglada z każda rzeczą która lubię robic/jeść/oglądać/itd. Wydaje mi sie jakby każda przyjemność która sobie chce sprawić była karcona przez Boga, bo przecież moja ulubiona muzyka jest szatanska, imprezy i alkohol są zle i wszystko dookoła jest zle. Nawet dziewczyny z pracy które nie są swietoszkami i je lubię. A przez to ze je lubie to robię zle. Mimo wszystko czasem jak sie uspokoję i zobacze jak to wszystko wyglada z boku.... To normalnie pożal sie Boże. Nie wierze ze tak wyglada powołanie. Tylko potem znowu mam myślenie, ze gdybym była związana z Bogiem bardziej i byłabym lepszym chrześcijaninem to polecialabym na palcach do niego i ze sama sobie funduje to wszystko bo jestem nie pokorna wobec niego i tak na prawdę mam powołanie ale go nie przyjmuje i przez to grzeszę. Tylko tutaj znowu mam obraz powołania jako jakiejś super mocy która jest niezależnie od nas i my nie mamy na nia wpływu i w tym wszystkim sie nie liczymy. Pisał juz tutaj ktos o tym, wydaje mi sie nawet ze Ty Edward, ale nie jestem pewna. Ale przecież powołanie polega na tym (podobno) ze sie chce cos robic i robi to z zamiłowaniem wiec jedno wyklucza drugie.
  8. Dla mnie najgorsze jest to ze jak juz zaczynam ignorować te myśli i jak one przychodzą to nie tworzą takiego strachu paniki itd to ja zaczynam to rozkminiac ze skoro juz tego nie ma to moze jednak to jest powołanie, ale gdzies z tylu głowy odzywa sie ciagle głos ze nie, ze nie ma takiej opcji. Gdzie zakon i ja potem sie nakręcam i wracam do punktu wyjścia. I mnie rozwala myśl ze myśl o zakonie mnie nie przeraża bo przecież powinna a jeśli nie to mam powołanie. Tak sie przyzwyczaiłam do tego strachu przed powołaniem ze teraz jak sie tego nie boje to mam myśl ze moze jednak to jest powołanie skoro przestaje sie bać.
  9. Ja jestem jakaś nienormalna... Teraz mam fazę ze wydaje mi sie ze tego chce, ze oszukuje siebie i wszystkich dookoła a tak na prawdę tego chce i nawet ta myśl mnie tak bardzo nie przeraża nie wiem dlaczego. Moze dlatego ze gdzies w głębi serca wiem ze to tylko nerwica? Czy po prostu jednak odkrywam powołanie? Mam taki mętlik w głowie ze mam dość juz tego wszystkiego. Czuje sie nie fair w stosunku do mojego chlopaka. On tak walczy o mnie a ja co? Mam go zostawić? To jest takie popieprzone. Juz wolałam etap rozpaczy i załamania bo przynajmniej wiedziałam czego chce. Zmienność moich odczuć mnie doprowadza do szału. Zastanawiam sie nad tym czy nie zrobic sobie takiej terapi wstrząsowej i isc do jakiegoś zakonu tak bez zobowiązań na tydzień/dwa zeby sie przekonać jak one żyją i sprawdzić co wtedy bedzie. Z drugiej strony w moim stanie emocjonalnym powinnam sie nawet nad tym nie zastanawiać bo i tak mnie nie przyjmą.
  10. Najgorsze jest to ze jak juz jest lepiej i w miarę sie trzymam to potem przychodzi jakaś rzecz która totalnie wybija mnie z równowagi. Pracuje w centrum miasta przy samej ulicy gdzie jeżdżą tramwaje i jak zobacze tam jakaś zakonnice to mnie rozwala. A widzę ich dosyć dużo i sobie przybieram ze to jest znak mojego powołania. Mam dość juz tego wiecznego stresu, ze jak włączę telewizje to bedzie tam zakonnica, ze pójdę na zakupy i tam tez jakaś spotkam. I często je widzę przyznaje. Ale tak samo często widzę kobiety w ciąży, pary i małżeństwa. Z jednej strony wiem ze jak sie zwraca na cos uwagę to sie to widzi wszędzie i ja np widzę panią w długiej spodnicy i sie oglądam za nia czy to przypadkiem nie jest zakonnica. Brzmi to komicznie ale wydaje mi sie ze przez to częste widywanie zakonnic Pan Bóg chce mi cos powiedziec.... Ze mnie chce do zakonu. A ja tego cholernie nie chce... Jedyne co mnie trzyma to to ze nie tylko ja mam taki problem. Niemożliwe zeby Pan Bóg nas wszystkich w ten sam chory sposob powoływał. Nie wierze ze to tak działa ale jednocześnie sie boje. Mimo wszystko jakoś lepiej sobie radzę i są dni kiedy jest juz prawie idealnie ale potem przychodzi taki dzień kiedy mam wrażenie wszystko wraca do stanu pierwotnego i znowu musze zaczynać swoją walkę od początku. Tez tak macie?
  11. Najgorsze jest to ze w niektórych momentach juz sobie myśle ze pójdę do tego zakonu i wtedy to minie i bede szczęśliwa. Ale myśl ze miałabym zostawić mojego chłopaka, rodzine i wszystko doprowadza mnie do szału. Zreszta chyba z takim myśleniem i tak nie przyjęli by mnie do zakonu bo gdzies czytałam ze jak ktos tam idzie zeby rozwiązać swoje problemy to ze to nie jest powołanie i nic z tego nie bedzie, wiec w sumie to tylko potwierdza to ze to nie jest powołanie bo nie chciałabym tam isc dla Boga i dla siebie tylko po to zeby pozbyć sie tych chorych myśli.
  12. Najgorsze jest to ze jak ta myśl sie pojawia i ja nie wpadam w panikę itd to sobie myśle ze może jednak to jest to i mam powołanie bo w sumie ta myśl mnie juz nie przeraża... I wtedy mnie zaczyna przerażać. Troche to nielogiczne... Zastanawiam sie tylko nad tym ze przecież nie tylko ja mam takie myśli i to nie możliwe ze wszyscy tutaj mamy powołanie. A wtedy pojawia sie myśl ze może to ja ze wszystkich tutaj mam jednak powołanie . Albo jak cos przeczytam na stronach o powołaniu bo oczywiście noe moge sie powstrzymać od przegladania ich to zaraz zauważam 'oznaki' powołania u siebie.
  13. Edward a Ty kiedy masz ślub? Ciekawa jestem czy po ślubie Ci przejdzie. W koncu wtedy juz nie bedzie takiej opcji. Dzięki za pomoc i serio cholernie dużo mi to daje :) najgorsze jest to ze ja sie boje ze bede nieszczęśliwa w życiu jeśli nie wybiorę drogi Boga, ze albo pójdę tam gdzie on chce albo bede przeklęta i bedzie nade mna jakieś fatum nieszczęścia czy cos.
  14. Znowu mnie łapie dół. Było dobrze przez kilka dni i znowu jest masakra.... Wstaje rano i stres na dzień dobry. Bo przecież Pan Bóg mnie lepiej zna i powinnam mu zaufać i isc do zakonu mimo moich pragnień. To ze chce męża nie znaczy ze to bedzie dla mnie najlepsza droga bo Pan Bóg wie lepiej i chce mnie jako zakonnice. Mam takie myślenie... Zwariuje od tego. Oczywiście ze stresu juz zdążyłam zwymiotować (przepraszam za bezpośredniość). Jeszcze na dodatek jestem w trakcie kobiecych dni wiec może to dlatego mam taki zjazd formy, ale boje sie, chce mi sie płakać, krzyczeć na Boga ze jest taki bez serca, jak on może pozwalać na cos takiego. Juz mi przychodzą takie myśli ze go nienawidzę. To wszystko jest takie okropne.
  15. Powiem szczerze ze ja tez wszystko interpretuje pod moja myśl o zakonie. Dosłownie wszystko. Jeśli ktos powie cos głupiego, zboczonego co dla mnie nie jest śmieszne to ja to odbieram jako znak ze ja jestem taka porządna i mnie takie rzeczy nie śmiesza to powinnam isc do zakonu. Absurdalne. Ale dzięki wam wszystkim bo bardzo mi pomaga to co piszecie mam rożne głupie akcje, np jak siedzę ze złożonymi rekami bo po prostu mi tak wygodnie to myśle ze mam ręce złożone do modlitwy i to jest znak. Ale tego ze dostałam propozycje pracy w dwóch miejscach i obie propozycje sie uzupełniają i spełniają moje marzenia nie widzę i wydaje mi sie to bez sensu i nie mam ochoty nawet tam isc bo myśl o zakonie mnie zniechęca. Dramat co psychika robi z ludźmi.... Ale staram sie nie poddawać i walczę z tymi myślami i jest dużo lepiej :)
×