Kiedys tez takie mysli mi krazyly po glowie, ale trzeba sobie samej po prostu odpowiedziec co sie chce robic, bo "normalne zycie" nie zabrania modlenia sie, wierzenia i bycia dobrym czlowiekiem. Przez jakis czas byl spokoj, ale po latach zaczelo sie od brudnych rak w koscile, potem zwykle slowa (w modliwtwie) rymowaly mi sie do przeklenstw, pojawialy sie glupie mysli i skojarzenia, doprowadzajac do stanu, ze w czasie mszy musialam caly czas uwazac, zeby nie walnac takiej glupoty. W efekcie caly czas skupialam sie na sobie i bylo to bledne kolo. Jakos sobie z tym radzilam, sama sobie tlumaczylam - bo jestem osoba dosc skryta i niechetnie rozawiam o sobie i moich emocjach. Ostatnio jednak jest coraz gorzej, mam problem z woda swiecona, jesli ludzie zanurzaja w niej dlonie, potem wychodza, pala , swyrzucaja smieci i tp czyli w jakis tam sposob nie szanuja tego. Tak wiem, to glupie myslenie, ale nijak nie umiem z tym sobie poradzic. Mam obsesje. Nazbieralo mi sie tego tyle, ze ostatnio przeryczalam u kolezanki wieczor ale nijak nie umialam jej wyjasnic moich lekow. Wstydze sie. Planuje wizyte u psychologa, bo sama soba juz sie martwie, ale pocieszajace w tym jest to ze nie ja jedna mam takie problemy na tle religijnym. Zawsze bylam zbyt skrupulatna, i chyba za duzo myslalam. Jednakze napewno pomocne jest podjecie dzialania, zrobienie czegokolwiek dla siebie, co ci sprawi frajde - czy to uprawianie sportu, nowe hobby, nowe znajomosci. Ja pocieszam sie tym, ze pisza tu osoby i pisza, ze sa w zwiazkach, wiec jednak mozna z tym zyc. Wazne jest wsparcie innych, ja latami borykalam sie z tym sama, a to chyba jeszcze gorsze.