Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica, a wasi bliscy


tg--ice

Rekomendowane odpowiedzi

Manka, może. Tym bardziej, że planuję wybrać się na studia w tym roku. Całkiem nowe środowisko itp, łudzę się, że jakoś się odnajdę i zacznę w pełni żyć, że coś się zmieni, a jednocześnie boję się. No i do tego nie mogę się zdecydować właściwie co bo mam tak rozbieżne zainteresowania, chce podjąć dobrą decyzję i nie żałować. Brr

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

buu studia to świetne rozwiązanie ! Wszystko nowe, nowi ludzie ... odżyjesz ! Dla mnie studia były momentem przełomowym, ludzie których spotkałam. I nie wyobrażam sobie tego jak to kiedyś się skończy :P Pewnie ludzi z uczelni zastąpią ludzie z pracy ... ale to już na pewno nie będzie to samo. Każdy się boi zmian a zwłaszcza zmiany środowiska. Ale wspomnisz kiedyś moje słowa, że miałam rację ;)

Tylko ten kierunek to obmyśl solidnie. A nad czym myślisz ? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Manka, już któraś osoba tak mówi, więc mam nadzieje, że i ja kiedyś tak stwierdzę. Chociaż też nie chce zakładać z góry i same ochy i achy, że tak będzie.. Jednak po cichutku mam nadzieję, że coś się zmieni. Właśnie mimo, iż bardzo się nie przywiazuje nie lubię 'zamieniać' ludzi.. W ogóle mam problem od śmierci mojej przyjaciółki znaleźć kogoś jakoby 'na jej miejsce'.

A co do studiów to myślałam o czymś przyrodniczym, medycznym (ba nawet o psychologii ale nie tej klinicznej :D)z drugiej strony wciąż siedzi we mnie jakieś moje czy nie moje marzenie z dziecinstwa o ASP. Porzucilam już przeglądanie forów dyskusyjnych bo gdzie nie wejde to piszą, że pracy nie ma. Ciekawe gdzie te kilkanaście milionów pracuje, ale okej. Wiem, że to wyłącznie moja decyzja, ale ciężko mi z tym idzie :oops:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

fides, pamiętaj o czułości, jeśli Ci na to pozwala przytul ją, powiedz, że może na Tobie polegać. Pokaż jej, że się troszczysz ale sie nie zamartwiaj. Daj jej znak, że Cię ma. Wiem po sobie jak bardzo jest to ważne, ja tego nie dostałam. Nie dociekaj, jeśli nie chce mówić to nie powie albo skłamie, nie naciskaj. Patrz na jej możliwości, mobilizuj w zdrowym tempie do działania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie,

 

piszę po raz pierwszy. Z góry przepraszam za styl pisania , etc.

Przejrzałem forum, poczytałem, dowiedziałem się wielu rzeczy, których wcześniej nie zauważałem.

Osobiście nie mam (chyba) nerwicy, jednak ma ją moja żona. Znamy się od prawie 10 lat. Tyleż samo czasu jesteśmy razem. Poznaliśmy się na studiach, zakochaliśmy się, studia minęły, wzięliśmy ślub i tak sobie razem żyjemy. Od 1,5 roku mamy wspaniałego synka, który daje nam mnóstwo radości. Myślałem, że dziecko zmniejszy nerwicę u żony, jednak na chwilę obecną zauważyłem jakby się to wszystko pogłębiało. Najgorsze jest to, że nie wiem jak mogę jej pomóc. Staram się ją zrozumieć, gdy okazuje przed czymś strach - staram się ją uspokoić (co przychodzi z wielkim trudem), gdy nie potrafię tego zrobić nakłaniam ją, aby danej rzeczy nie robić, nie iść tam gdzie się boi, etc. Prawdę mówiąc staram się brać wszystko na siebie - ostatnio złapałem się nawet na tym, iż wmawiam sobie i jej, że ja nie chce iść np. na imieniny do mojej rodziny zanim żona powie, że nie chce iść - wiem bowiem, że ją to stresuje.

Z tego co zdążyłem przez te kilka lat zauważyć problem nerwicy dotyczy jej domu rodzinnego. Jej mama choruje na nerwicę od kilkunastu lat.

Teściowa bierze jakieś leki, natomiast moja żona nie chce, ze względu iż boi się uzależnienia. Jest bardzo dzielna i widzę, że bardzo się stara, jednak coraz częściej popada w różne stany lękowe z "błahych" powodów. Potrafi się rozpłakać i wpaść w panikę gdy nasz synek ma gorączkę; jak ją coś zaboli, to od razu szuka w internecie co może jej być i oczywiście znajduje najgorsze choroby. Nie potrafię jej wyperswadować, że ma się nie denerwować, że te objawy to nic złego, etc.

Ostatnio zacząłem myśleć o jakiejś terapii dla nas - nie chciałbym bowiem aby żona chodziła sama - wydaje mi się, że nie odważyłaby się na taki krok, żeby samemu uczestniczyć w takich zajęciach.

Żona boi się iść sama do sklepu, jak mamy jechać do centrum handlowego to cała się poci, snuje czarny scenariusz, typu: zasłabnę, stracę przytomność, co ludzie pomyślą - niestety moje przekonywania, że ma się nie przejmować ludźmi, że przecież nikt tam nas nie zna, że nikt się nie będzie śmiał - nic nie dają.

Proszę pomóżcie - napiszcie w jaki sposób mogę jej pomóc. Staram się ją zrozumieć, jednak zdaję sobie sprawę, iż nie rozumiem 90% tego co ona czuje (widzę to chociaż po tym jak czytałem Wasze wypowiedzi, co czujecie, jak przeżywacie pewne sytuacje).

Może znacie jakiegoś dobrego terapeutę. Może jakiś sposób aby odciągnąć ją od cięgłego analizowania życia, najbliższego wyjazdu do rodziny czy supermarketu.

Proszę pomóżcie.

 

Pozdrawiam i dziękuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aciwren_pl, JESTEŚ NIESAMOWITYM FACETEM. :) Podziwiam Cię. Trudno jest wytrzymać z nerwicą w domu.

Wspólna terapia.. dobry pomysł. Zaproponuj jej jednak najpierw samodzielną, jeżeli nie będzie chciała to dopiero wspólną. Chodzi o to, że zawsze mając kogos bardzo bliskiego przy sobie nie zbierzemy się do końca na szczerość. Przynajmniej ja tak sądze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak rozmawiać o chorobie?

 

Jako że mój facet jest jedyną osobą, która mi w miarę wierzy w to co mówię o swoich objawach chciałabym z nim porozmawiać o chorobie. Wiem, że będę w jakikolwiek sposób się z nią borykać do końca życia, dlatego chciałabym, żeby ją zrozumiał, wiedział co powinien robić, jak mi pomagać. Chciałabym też, żeby wiedział, na jaką skalę to problem, jak może to oddziaływać na nasze przyszłe wspólne życie, czego się może po mnie spodziewać i jak często..

Problem polega na tym, że zupełnie nie wiem co mu powiedzieć, bo problem chorób psychiczny jest dla większości niepojęty i krępujący, boją się z niewiedzy, w sumie jak dowiedzą się więcej też to jest przerażające.. Boję się, że jak będę od razu zupełnie szczera, to go to przerośnie, wystraszy się, że przyszłość ze mną to nie jest dobry pomysł (bo przecież musiałabym mu powiedzieć że nie mogę wstać sprzed telewizora wieczorem i odtrącam go często wcale nie przez hormony) Nie wiem co mam mówić.. A jak się mnie zapyta jak mi pomóc to nie mam pojęcia co powiem.. Chcialabym powiedzieć prawdę, ale tak, żeby wierzył, że i tak może być dobrze.

Mieszkaliśmy kilka dni razem (tak wyszło), zestresowało mnie to trochę i przerosło (odpowiedzialność za porządek, jedzenie, zakupy, do tego praca i szkoła) i odeszło ze mnie całe życie, siadła mi, zmartwiło mnie to, pomyślałam wtedy, że nigdy mi się nie uda ułożyć sobie z kimś życia.. Przecież mu tego nie powiem!

 

A o rozmowe z rodziną to nawet nie pytam, bo oni nigdy nie zrozumieją czemu jestem ciągle zmęczona i nie chcę nic robić po pracy i nie przestaną mi wmawiać lenistwa..

 

Ogólnie w ogóle nie umiem o tym rozmawiać tak, żeby nie wyjść na leniwego głupka z dobrymi wymówkami..

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz,

powiedz mu właśnie tak jak tu to piszesz, tak po prostu na tyle, na ile będzie to możliwe.

Staraj sie nie denerwować (wiadomo, że to trudne) ale musisz mówić co jest i jak jest.

O swoich obawach, lękach , o tym dlatego jesteś czasem taka i o tym też, że to nie jest Twoja wina.

Dużo zależy od empatii drugiego człowieka i od tego jak Ty sobie radzisz z tym i czego oczekujesz od niego...

Czego w zasadzie wiadomo - zrozumienia, wsparcia, czułości , ciepła. Mówi się łatwo ale czasem łatwe to w życiu nie jest.

Wiem jedno - rozmawiajcie, dużo rozmawiajcie. Nie zostawiaj jakich niedomówień ''na jutro'' - jesli bedziesz sie czuc nierozumiana , to powiedz mu to, jakoś delikatnie, ale powiedz. Trzeba sie nauczyć być ze sobą, to nie jest łatwe, ale jest możliwe.

Mi sie życie sercowe rozwaliło i wiem, że juz nie wróci sie to co było, choc bym bardzo chciał. Miałem swoje oczekiwania, starałem sie, ale jedno czego sobie nie moge wybaczyc - to że za mało rozmawialiśmy. Ktoś sie obraził, ktoś uniósł honorem, zamiast zrozumienia był żal.

A więc - rozmawiajcie, a Ty koleżanko - mów mu wszystko co czujesz. Ja jestem tego zdania.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mówię dosłownie wszystko mojemu chłopakowi, bo to mnie bardzo uspokaja. Fakt, mój problem nie zostaje rozwiązany (wybieram się na terapię), ale objawy trzymam na wodzy, właśnie dzięki temu. Warto powiedzieć. Z mamą też dużo o tym gadam. Trzymam kciuki!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy Wam też tak strasznie trudno jest o tym rozmawiać?

 

Ja nie wiedzieć czemu zawsze miałam jakąś straszną blokadę. Mając 13 lat miałam b. silne objawy nerwicy (obsesyjne myślenie o czynnościach fizjologicznych, które są wykonywane automatycznie, MASAKRA), które potęgował strach i niezrozumienie co się ze mną dzieje. To naprawdę było straszne cierpienie.

Nie musiałam być z tym sama, a byłam. Wystarczyło porozmawiać z Mamą, która na pewno byłaby dla mnie wsparciem. Chyba każdy w końcu by pękł i powiedział o tych cholernych objawach.

Zresztą tak bywało i z innymi moimi problemami, rozterkami. Wstydziłam się pytać, bałam poruszać kwestie, taki lęk, że gdy o czymś powiem, to stanie się to realniejsze.

 

Zastanawiam się, jak by wyglądało moje życie gdybym się wtedy otworzyła. Zastanawiam się, co robić teraz, kiedy te objawy powracają. Głupio patrzę w przeszłość i ona bezsensownie mnie przeraża, tamto straszne uczucie samotności i przerażenia.

 

Dopiero parę dni temu uświadomiłam sobie, że i tym razem, chodząc po lekarzach, zastanawiając się nad tym wszystkim przez długi czas byłam sama i - to było dla mnie naturalne i OK, tym razem w końcu wiem z czym walczę.

Jednak kiedy przychodziły te najgorsze momenty kiedy nie wyrabiałam i zaczęłam cośniecoś o tym wspominać, moja Mama strasznie się zdziwiła i nie rozumiała, dlaczego nic nie mówiłam wcześniej.

 

Nie wiem jak zaakceptować tą przeszłość i zrozumieć tą zamkniętą siebie.

 

Macie podobny problem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy Wam też tak strasznie trudno jest o tym rozmawiać?

 

Ja nie wiedzieć czemu zawsze miałam jakąś straszną blokadę. Mając 13 lat miałam b. silne objawy nerwicy (obsesyjne myślenie o czynnościach fizjologicznych, które są wykonywane automatycznie, MASAKRA), które potęgował strach i niezrozumienie co się ze mną dzieje. To naprawdę było straszne cierpienie.

Nie musiałam być z tym sama, a byłam. Wystarczyło porozmawiać z Mamą, która na pewno byłaby dla mnie wsparciem. Chyba każdy w końcu by pękł i powiedział o tych cholernych objawach.

Zresztą tak bywało i z innymi moimi problemami, rozterkami. Wstydziłam się pytać, bałam poruszać kwestie, taki lęk, że gdy o czymś powiem, to stanie się to realniejsze.

 

Zastanawiam się, jak by wyglądało moje życie gdybym się wtedy otworzyła. Zastanawiam się, co robić teraz, kiedy te objawy powracają. Głupio patrzę w przeszłość i ona bezsensownie mnie przeraża, tamto straszne uczucie samotności i przerażenia.

 

Dopiero parę dni temu uświadomiłam sobie, że i tym razem, chodząc po lekarzach, zastanawiając się nad tym wszystkim przez długi czas byłam sama i - to było dla mnie naturalne i OK, tym razem w końcu wiem z czym walczę.

Jednak kiedy przychodziły te najgorsze momenty kiedy nie wyrabiałam i zaczęłam cośniecoś o tym wspominać, moja Mama strasznie się zdziwiła i nie rozumiała, dlaczego nic nie mówiłam wcześniej.

 

Nie wiem jak zaakceptować tą przeszłość i zrozumieć tą zamkniętą siebie.

 

Macie podobny problem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy zagląda ktoś jeszcze na wątek ze starych forumowiczów?

Jak sobie radzicie? Co u Was? ;)

Jeśli chodzi o relacje z ludzmi, wydaję mi się, że jest trochę lepiej. Mimo, że jakiś czas temu dostałam cios w samo serce od osoby, na której zależało mi chyba najbardziej na tym etapie mojego życia. Na początku żałowałam, że się otworzyłam (moje pierwotne obawy przed wiązaniem sprawdziły się tzn. zaufałam i mnie zraniono). Są dni kiedy sobie przypominam i wątpie, że ludziom można w ogóle ufać. Jednak staram się koncentrować na moich potrzebach, nad tym czego chce. Mam nadzieję, że w końcu uda mi się to znalezć. A inni? Cóż nie ma na nikogo gwarancji..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

k123

Ze mna bhyło ak, raz napisałam list bo uznałam, że mój meżczyzna więcej zapamęta i zrozumie czytając -niestety bardzo się pomyliłam, parę lat poźniej, dokładnie miesiąc temu nie wytrzymnałam i powiedziałam mu co i jak ze mną siędzieje aktualnie. Czułam sięrozumiana i poczułam ulgę,lecz niestety przy najbliższej kótni usłyszałam, że jestem wariatką, mam wziąć psychotropa i iść do psychiatry...

WIdzisz, chcę Ci powiedzieć, że czasem taka szczerość nie popłaca... ale to przez pryzmat moich przykrych doświadczeń....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jest chyba największa obawa nas chorych, że usłyszymy że jesteśmy nienormalni, powinno nas się zamknąć, ale też dzięki temu można weryfikować ludzi, Ci którzy tak mówią są niedojrzali emocjonalnie i nie warto zawracać sobie nimi głowy.

A ja mam pytanie z drugiej storny, czy w ogóle powiedzieliście swoim bliskim o chorobie? Pisząc bliscy mam na myśli, najbiższą rodzinę, mame, tatę, rodzeństwo, partnera/kę, u mnie wie tylko mąż i naprawdę najbliższa przyjaciółka, nie umiem powiedzieć o tym własnej mamie, mimo że robiłam już milion podchodów. Czy żałujecie że powiedzieliście?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie wie mój mąż, dwie koleżanki, mama.......i nie które osoby ale tylko tak naprawdę to mnie rozumie mój mąż i kolezanka która podobnie jak ja zmaga sie z tą samą chorobą. Wydaje mi sie że ludzie którzy nigdy sami jej na sobie nie poznali to nie zrozumieją. Teraz poszłam na wizytę do psychiatry i tylko na razie wie o tym mój mąż i lepiej niech tak zostanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałbym się dowiedzieć jak układa się Wasze życie rodzinne i partnerskie. Ja mam wsparcie w rodzinie choć obwiniam się że tylko ich zamartwiam kiedy widzą że źle się czuję że chowam się w pokoju, że po chwili wracam po chwili znów się chowam ( by ochłonąć lub pomedytować).

Najbardziej boję się o moją dziewczynę kocham ją z całego serca jesteśmy z sobą rok pół roku bez nerwicy ( byłem przebojowy pełny życia spontaniczności tryskałem energią) i 4 miesiące do teraz z nerwicą ( jestem niepewny siebie, unikam kin galerii itp. choć staram się zmuszać i do nich chodzić, stałem się domatorem jak mam atak a ona pyta jak się czuję to mówię jej prawdę że okropnie jakby zaraz miało mi się coś stać, ona wtedy się martwi ale sama powiedziała że zawsze chce znać prawdę)

Ona cały czas mówi że mnie kocha i rozumie że jestem chory i że jest ze mną szczęśliwa. Ja natomiast obawiam się że ją zaniedbuję choć robię co mogę by tak nie było. Boję się że ją zamartwiam i powiedziałem jej że nie chcę ją ograniczać i zrozumiem jak się rozstaniemy na co ona że nie ma takiej możliwości bo mnie kocha. ;)

a jak Wy sobie radzicie?

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeszukałam trochę forum, jednak nic nie znalazłam. Przepraszam, jeśli dubluję temat. :)

Znacie jednak jakies publikacje / książki, które warto przedstawić swojemu partnerowi?

 

Jest śwadomy tego, na co choruję, jednak często sam przyznaje, że o tym zapomina, oraz nie rozumie, jak to jest. Bywa tak, że w trakcie "ataku" brakuje mi oddechu, siedze opuchnięta od płaczu i myśle, że już nie wytrzymam sama ze sobą, a on traktuje to, jako mój zły humor. Po prostu boję się, że przez to wszysto mi się pogłębi, a do tego straci na tym nasz związek. Jest naprawdę kochaną osobą, widzę, że chciałby się starać, ale kompletnie nie rozumie tego, co może czuć osoba ze stanami lękowymi. Szczególnie, że staramy się wyleczyć to bez leków (brałam SSRI, ale odstawianie mnie totalnie dobiło i boję się dotego wracać, a on boi się, że się uzależnie).

 

Wszędzie można znaleźć informatory dla bliskich chorych na depresję, jednak stany lękowe/nerwica NIC... będę wdzęczna za informację, zanim pewnego dnia usłyszę, że ma dosyć moich "fanaberii".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Osobom, które nigdy nie cierpiały na schorzenia z szeroko pojętego obszaru "psychiki" ciężko zrozumieć nerwicowców. Bo jak komuś wytłumaczyć, że boisz się choroby, mimo że lekarze mowią wprost: "jest pan/pani zdrowa fizycznie"! Przecież dla zdrowego człowieka się to kupy nie trzyma. Niestety nie znam żadnych książek, które pomogłyby bliskim zagłębić temat, a chciałbym, bo moja dziewczyna również ma czasem problemy ze zrozumieniem moich fanaberii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety chyba samo słowo "nerwica" jest traktowane z przymrużeniem oka... "Masz nerwicę? przecież nie ma po co się denerwować" :bezradny: Wolę mówić o tym "stany lękowe". Psychiatra, która stwierdziła u mnie zaburzenia powiedziała, że nie stosuje się już terminu "nerwica".

 

Spodziewam się właśnie, że tego nie da się w żaden sposób wyjaśnić i pokazać, i trzeba walczyć samemu. Podjęłam więc wczoraj decyzję (kolejny raz zignorowana, zostałam sama tłumacząc sobie, że nic się nie stanie, nie będę mieć ataku - o dziwo pierwszy raz poskutkowało i zminimalizowałam odczuwany stres!) o nie braniu pod uwagę słów "nie chcę, żebyś brała leki" i pozostawieniu tego wyłącznie sobie i swojemu potencjalnemu lekarzowi (pozostanie kwestia oszacowania, czy większe spustoszenie w organizmie dają leki, czy napady lęku i ciągły stres - ale to już offtopic). Myślę już, że nikt nie jest w stanie bardziej ocenić, czy poradzimy sobie z lękami sami, niż my...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×