Skocz do zawartości
Nerwica.com

k123

Użytkownik
  • Postów

    66
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez k123

  1. Aby terapia działała, musimy pracować nad sobą cały czas, tak więc powinniśmy dostawać zadania domowe od terapeuty. Jakie mieliście już zadania? Ja aktualnie muszę na przemian jednego dnia zmuszać się do wszystkiego co moim zdaniem muszę robić, a następnego dnia podchodzić do wszystkiego tak że nic nie muszę, później muszę porównywać swoje samopoczucie i działania w tych dwóch sposobach myślenia.
  2. Mam dystymię w sumie całe życie (mam 22 lata). Leczę się - biorę leki i mam terapię. Leki pomogły mi dotychczas tyle, że nie jestem już taka zmęczona, ale na nastrój nie pomaga. Kiedy jeszcze chodziłam do szkoły radziłam sobie tak, że najzwyczajniej w świecie wagarowałam, siedziałam jak się dało u chłopaka. Myślałam wtedy, że to nerwica, ale teraz wiem, że po prostu nie dawałam rady sprostać najprostszym czynnościom.. Kiedy zaczęła się praca, zaczęło się pogarszać, tu nie ma wagarów. Teraz nawet nie mogę wziąć wolnego (nie będę się wgłębiać dlaczego), do tego jestem na studiach zaocznych (ostatni semestr), kupiłam pracę i nic więcej nie robię. Kiedy zaczynałam studia miałam dobry okres w swoim życiu, radziłam sobie, teraz odpuściłam zupełnie. No niestety, skończyły się przyjaźnie, romanse (bo teraz facet na stałe), nie zostało w życiu nic przyjemnego, nawet na wakacje fajne nie ma kasy. Każdy dzień tak samo beznadziejny, ślizgam się w pracy, dom jest zapuszczony, związek też jest zaniedbany, szkoła to duża presja żeby ją skończyć. Nie mam już siły chodzić codziennie do pracy ani kontynuować szkoły, gdybym nie miała pracy i szkoły może bym się pozbierała, zabrała za siebie, za dom, poukładałabym te właśnie najprostsze sprawy które na dzień dzisiejszy sprawiają, że czuję się okropnie (bo nic nie jest tak jak ma być, nic nie jest zrobione, poukładane, panuje chaos we wszystkim). Niestety, szkołę muszę dokończyć, pracować trzeba. I co zrobić, kiedy już po prostu jest się na skraju załamania? I tu się pojawia problem dystymii, to uczucie nie dominuje nas na tyle, żeby się zabić. Codziennie sobie myślę, ze po co mam wszystko rzucić dzisiaj, rzucę to jutro (nie mam po prostu odwagi odpuścić, bo wiem że wtedy mogę już tylko się zabić) Nie chcę już tak żyć, co robić? Nie potrafię ani żyć, ani umrzeć.. A nie mam faceta za którego pensję ja bym mogła sobie wegetować..
  3. k123

    Moja praca, wasza opinia

    oczywiscie, że się nie patyczkują, ale możesz wrócić do domu i ponarzekać jaka beznadzieja, możesz iść do siostry i ponarzekać na pracę, bo jesteście przecież siostrami-przyjaciółkami. A tak to do rozmowy zostaje mi narzeczony, bo nie mam ochoty się widzieć z resztą rodziny. Rozmawiałam z jedną "koleżanką", która pracowała u siostry i się zwolniła. Mówiła, że za bardzo niszczy to ich relacje. Poza tym uważam, że kto jak kto, ale rodzina powinna być dla mnie chociaż trochę wyrozumiała, nie wiem czy słusznie ale boli mnie ich postawa, nie da się z nimi porozmawiać o uczuciach, bo oni mają swój świat w którym oni sa idealni, a inni nie z własnego widzi mi się. Np mój tata w tej swojej drugiej firmie (u mnie on o tym nie decyduje) dużo lepiej płaci. Pracuje u niego mój narzeczony od paru miesięcy, pracuje fizycznie (nie ciężko i nie jest to odpowiedzialna praca) i zarabia mniej więcej tyle co ja. Moja druga siostra pracuje u niego w biurze sprzedaży, pół dnia nic nie robi, ale wypłatę ma wyliczoną tak, żeby jak zapłaci opiekunce to żeby jej zostało. I tak zarabia 14zł na godzinę na rękę. Jakos do niej nikt nie ma pretensji, że się w ogóle nie poświęca (często wychodzi i trzeba szukać zastępstwa, bo szczepienie albo fryzjer) bo przecież ona jest "matką polką", a ja "przecież mam czas" bo nie mam dzieci.
  4. k123

    Moja praca, wasza opinia

    Cóż, wychowałam się w tej rodzinie, jestem bliższa stwierdzeniu, że przesadzam, że jestem gorsza od nich, że dla innych to co ja robie nie byłoby problemem.. Moja mama (pracuje u nas dorywczo, a na co dzień w innej firmie taty) ciągle mi mówi, że ja nie wiem co to jest prawdziwa praca i gdybym pracowała gdzieś indziej to bym się od razu życia nauczyła, bla bla bla, wmawia mi że jestem nieudacznikiem i trzymają mnie tam chyba z zasady. A z takiej pracy ciężko odejść, w naszym budynku mamy dwie firmy, ta w której pracuje i drugą taty, tak więc pracuję z moimi rodzicami, obiema siostrami, moim narzeczonym, dziadkiem, wujkiem.. Strach, że się ode mnie odwrócą. Nie zależy mi na tej relacji, ale rodzina daje poczucie bezpieczeństwa, mi w sumie tylko finansowego, bo wiem, że cokolwiek się stanie będę miała od kogo pożyczyć. Nie potrafię się zdecydować po której stronie leży wina, boję się, że inna praca będzie jeszcze gorsza. Boję się.
  5. k123

    Moja praca, wasza opinia

    Nie wiedziałam gdzie umieścić ten temat, więc umieściłam go tutaj bo w końcu mam dystymię Firmę założyli mój tata, moja siostra i jej mąż. Mamy sklepy odzieżowe i sprzedajemy w hurcie. Tata się nie angażuje bo ma dwie inne firmy, szwagier też gdzieś pracuje i jest gotowy do pomocy tylko jak ja już skończę pracę, a z siostrą pracowałam od początku będąc jej podwładną, tak więc byłyśmy tylko we dwie. Nie wiele miałam do powiedzenia, bo siostra o wszystko pyta się męża. Wszyscy są pracoholikami i nie przeszkadza im jak pracują od 7 do 21, mówią że bez pracy by nie mogli żyć. Cóż, ja jestem inna. Mam dystymię, więc cenię sobie czas wolny, odpoczynek, ważny jest dla mnie mój związek, równowaga w życiu. Nie mam zamiaru w piątek wieczorem rozmyślać o pracy. Niestety oni mają to gdzieś. Mówią, ze jak się nie wyrabiam to mam zostawać dłużej, nawet jeśli to by miało być do późna (nikt mi za to nie zapłaci bo to moja wina że się nie wyrabiam), sugerowałam siostrze, żeby jeszcze kogoś zatrudnić, ale ona powiedziała, że może zatrudnić ale muszę mu płacić z mojej wypłaty. Prawdziwe problemy zaczęły się kiedy siostra niespodziewania zaszła w ciążę. Pracuje w domu, przy otwarciu naszych nowych sklepów pracowała do nocy nosząc różne rzeczy w zaawansowanej ciąży (ona nie umie siedzieć..). No właśnie, w tym czasie otworzyliśmy dwa sklepy i wprowadziliśmy pełną księgowość, pracy jest dwa razy więcej, a ja jestem w pracy sama. Ciężko jest mi się wyrobić, kiedy uda mi się wszystko zaplanować zaraz mnie ktoś informuje, że mam gdzies jechać albo coś pilnie zrobić. Później mamy spotkania firmowe, na których przez cały czas wszyscy wytykają mi moje niedociągnięcia, co jest niezrobione. Po kilku godzinach nie wytrzymuję i zaczynam płakać bo już sobie nie radzę, a oni tylko mówią że mam poważna pracę i mam nie ryczeć. Oni uważają, że poza tym że się wszystkim zajmuje powinnam do nich chodzić po pracy i sugerować np promocje, nie mam na to czasu. Przyjmuję, czasem obijam się w pracy, bo jest mi bardzo cieżko z moją chorobą, poza tym jestem całkiem sama co nie jest zbyt motywujące. Ale dla nich jestem leniem i tyle, a ja robię co mogę, zaczęłam pić i przytyłam już z 10kg, psychiatra mi właśnie zmienił leki bo mówi, że jestem już jak babcia. Mam ochotę rzucić robotę, żeby zobaczyli ile się dzięki mnie trzyma i ile potrafię, żeby mieć takiego pracownika nie wiem ile by musieli kogoś uczyć, jestem w firmie od początku, wiem o niej wszystko, wiele rzeczy sama stworzyłam i świetnie się sprawdzają. Myślę sobie, że mogłabym zostać i męczyć się dalej za odpowiednią pensję, o to głównie chciałam się was zapytać, ile waszym zdaniem powinnam zarabiać. Przez jakiś czas zarabiałam na rękę 1700, teraz zrobili mi system prowizyjny i zarabiam 1500-2000. Dodam, że sprzedawcy w naszych sklepach nie raz zarobili po ponad 3 tysiące. Nie chce ich prosić o podwyżkę, bo oni od razu wylatują z tym, że oni cały czas inwestują w firmę i nic nie zarabiają i mam mieć to na uwadze, mówię na to że jestem pracownikiem, a nie właścicielem, ale oni mają to gdzieś. W takich sytuacjach jestem jak właściciel, a tak to nie mam nic do powiedzenia. Oczekują ode mnie takiego zaangażowania, żebym była na każde zawołanie i cały czas myślała o tym co możemy jeszcze zrobić (ale po pracy), najlepiej jakbym siedziała z nimi w firmie po 18 bo oni wtedy mają czas. Uważacie, że dobrze zarabiam, czy za te pieniądze mogłabym mięć prace która mnie nie niszczy? Warto dodać, że przestaję mieć chęć spotykania się prywatnie z moją rodziną, to kolejny efekt uboczny tej pracy.. Wydaje mi się że wiele umiem, właśnie kończę studia z zarządzania finansami.. Jedyny problem to moja dystymia, bo wiem, że w mojej pracy nawet jak mnie znienawidzą (dla nich wszyscy ich pracownicy, ci ze sklepów, są obibokami, tak więc nie jestem jedyna, dla nich każdy jest niegodny pracy kto sie dla firmy nie poświęca tak jak oni) to mnie nie zwolnią bo jestem z rodziny. Według mnie problem nie leży we mnie tylko w ich zarządzaniu firmą, ale może nie mnie to oceniać.. Póki co siostra twierdzi ze do dwóch miesięcy od porodu wróci do pracy. Ona wie, że kiedy ja zajdę w ciąże to tak nie postąpię, dlatego darzy mnie mianem leniwej. To, że mnie znają ciągle mnie pogrąża.
  6. Bo nikogo z lekarzy nigdy nie zainteresowało moje ciągłe zmęczenie..
  7. Nerwica neurosteniczna - dzisiaj trafiłam na ten termin po raz pierwszy, znaliście go? Szukałam powodów mojego ciągłego zmęczenia i rozdrażnienia, myślałam, że to zmęczenie organizmu przewlekłym lękiem, ale jednak to też specyficzny rodzaj nerwicy. Nerwica neurosteniczna - Objawia się ciągłym brakiem energii, ogólnym osłabieniem, zmęczeniem, trudnościami w koncentracji. Cierpiący na ten typ nerwicy odczuwają ciągłe zmęczenie i osłabienie dodatkowo może występować u nich silne rozdrażnienie i zniechęcenie. Tym objawom często towarzyszą bóle głowy i mięśni. Znalazłam też opis na wikipedii.. Neurastenia - najczęstsza postać nerwicy objawiająca się zwiększoną pobudliwością i szybkim wyczerpywaniem się układu nerwowego; niepokojem, niemożnością skupienia uwagi, drażliwością, bólami w okolicy serca, kołataniem serca, bólami głowy, zaburzeniami jelitowymi, osłabieniem czynności płciowych. (podział według Iwanowa - Smolenskiego) neurastenia hiposteniczna: dominują objawy zmęczenia, obniżenia sprawności, niepokoju neurastenia hipersteniczna: dominuje rozdrażnienie, wybuchy złości, nadwrażliwość na bodźce (np. dotyk sprawia ból, brak opanowania, osłabienie dyscypliny). neurastenia asteniczna: szybkie męczenie się (wyczerpanie po krótkich czynnościach) Leczenie - Odpoczynek, hydroterapia, środki wzmacniające, aby wzmocnić procesy pobudzenia - kofeina. Myślę, że dlatego tylko w okresie zakochania dobrze funkcjonuję, mam siły i ochotę na seks, po prostu mój organizm jest w tym okresie silnie pobudzony. Smucą mnie jednak formy leczenia podane na wikipedii.. Na więcej odpoczynku już mnie nie stać, nie ma tu podanej psychoterapii ani farmakoterapii.. Co myślicie? Co mogę z tym zrobić? Zauważył ktoś u siebie objawy?
  8. Od dłuższego czasu mam coraz bardziej dość.. Już wcześniej tak miewałam, głównie to zasługa lęków i świadomości, że za szybko sobie nie odpocznę.. Całe weekendy od piątku studia, a cały tydzień praca, nerwowy okres, nie mogę wziąć teraz wolnego bo jestem potrzebna.. Dochodzę w końcu do takiego momentu, że w pracy się chowam, zamykam oczy wierząc ze wszyscy się odczepią i mnie nie wyrzucą, w szkole nie wytrzymuje wtedy na zajęciach i wychodzę, w domu nic nie robię.. Niby nie jest to aż tyle obowiązków (a może jest ale ich nie wykonuję ze stresu), ale stres że muszę coś wykonywać co jest stresujące zaczyna pochłaniać moje życie i po jakimś czasie jestem kłębkiem nerwów i dostaję gorączki i choroby kiedy te nerwy puszczą.. Moim największym marzeniem jest rzucić pracę albo szkołę.. Też tak macie? Co robicie w ciężkich okresach? Marzę o długich wakacjach.. Ale ile razy w roku bym musiała jechać, nerwy szybko wykańczają.. Was też?
  9. Ja się boję że przez swoją niechęć i lenistwo (może dystymię) nie będę mieć pracy i zostanę z niczym, zostanie mi tylko śmierć albo dworzec..
  10. Zagląda tu ktoś jeszcze?:) U mnie zaczynało się po trochu od gimnazjum, tak samo jak u autora postu, wtedy dopadało mnie tylko rano i tyle. Kiedy w lipcu 2013r ziściły się moje najgorsze koszmary (publiczna kupa:) ) przestałam w ogóle wychodzić z domu, miałam problem z 5 minutową drogą do pracy, a korek wywoływał u mnie kompletną panikę. We wrześniu zaczęłam brać leki, od tego roku chodzę na terapię. Problemy są dwa: jeden taki, że stresują nas pewne sytuacje (i na tym trzeba pracować najlepiej terapią, ja dużo korzystałam z poradników i starałam się ćwiczyć umysł, ale myśle, że głównie pomogły leki), drugi problem to myślenie (nawet podświadome) o możliwości wystąpienia objawów. Wystawiając się na kłopotliwe sytuacje robimy postępy, ale trzeba mierzyć odpowiednio do możliwości, żeby nie wrócić do punktu wyjścia. Mi najbardziej w walce pomaga podchodzenie do tego tak, że wszystko mi jedno, że najwyżej coś się wydarzy, że jestem na tyle sprytna że może nikt by się nie dowiedział, myślę co bym powiedziała osobie przy której to by się stało.. Trzeba wbić sobie do głowy, że to choroba, że nikt nas za to nie zniszczy, że ludzie rozumieją więcej niż nam się wydaje. Niestety muszę przyznać że w szkołach takiej tolerancji tyle nie ma.. więc jest trochę gorzej, ale mnie to nie dotknęło.. No i trzeba pamiętać, że żadna sytuacja nie jest bez wyjścia.. Np bałam się, że mi się zachce na egzaminie, wyjdę, obleję i cały świat się zawali, ale nawet jeśli to się stanie to poprawie i tyle, nie trzymają mnie tan na siłę. Daje to poczucie bezpieczeństwa. A ponieważ przed egzaminami naturalnie sie denerwuję to biorę tabletkę na nerwy i dwie na biegunkę. Myślałam, że nie przetrwam sesji a nawet z niczego nie wyszłam.. Łatwo mówić "wrzuć" na luz, fakt, ale to dzieje się z czasem, trzeba nad sobą pracować, ja jestem można powiedzieć w połowie drogi.
  11. A ja marzę o masie kasy. Nawet jak będę mieć ciężką depresję to bedzie mnie stać na najlepszych terapeutów, mogłabym codziennie dbać o swoje szczęście i duchowość nie przejmując się że w tym czasie nie zarabiam na chleb.. Ogólnie mogłabym się wtedy skupić na sobie, na swoim szczęściu..
  12. Super temat, dobrze wiedzieć że ktoś rozumie, jak pewne małe rzeczy są dla nas trudne.. Mój sukces jest taki że odbieram wszystkie telefony (zadanie od terapeuty) :) Drugi taki, że wczoraj zrobiłam coś dla siebie i wyszłam na zakupy:) I do godziny 14 udało mi się być pracowitą w pracy:P Ale wzięłam po to tabletkę na uspokojenie..
  13. k123

    wiosenny Freak Zlot 2014

    Żartowałam z tym spa:) Na każdą kieszeń to znaczy w domu prywatnym?:)
  14. k123

    wiosenny Freak Zlot 2014

    Macie grupe na fb? Dajcie namiary.. Czy chodzi tylko o stronę na fb? Jeśli tak to fajnie byłoby zrobić grupę.. Ja myślę, że najlepszy zlot byłby w spa.. Wy się wszyscy znacie? Mogę się dołączyć?
  15. k123

    Spotkania w realu....

    Czy Ostrów Wielkopolski uznajesz za okolice Wrocławia? Ja mogę się spotkać we Wrocławiu w miejscu do którego mi łatwo dojechać i które znam, no i gdzie mogę jechać z kimś i ten ktoś może sobie znaleźć zajęcie, czyli np w IKEI:P Pisać na priv jeśli ktoś chętny i czego się spodziewa po takim spotkaniu:)
  16. A kim jest "normalna" kobieta? Np dziewczyna pracująca w supermarkecie jest normalną kobietą i nie ma powodu żeby patrzyła na ciebie z wyższością, może tam kogoś poznasz? Ale fakt że na dzieci nie każdego stać.. Z drugiej strony są ludzie biedni, dzieci mają bo zrobili i muszą jakoś żyć, a dzieci jakoś wyrastają w tym. Fakt, że gorzej, ale dobrzy rodzice to w jakimś stopniu rekompensują. Ja zawsze mówię, że warto robić wszystkie darmowe kursy jakie się tylko znajdzie. Może kiedyś znajdzie się lepsza praca.
  17. chcę się dowiedzieć próbując różnych rzeczy:) bo jak inaczej?
  18. Konkretnie mam na myśli.. Robisz co chcesz, wydajesz ile chcesz, spotykasz się z kim chcesz (np nie chodzisz na niedzielne obiady do mamusi), możesz mieć 3 facetów bo ci co znali cię wcześniej nie będą cię oceniać, możesz przestać przyjmować pozy bo masz jakiś zafajdanych partnerów biznesowych i musisz trzymać klasę, możesz używać innego imienia.. Wiem, że to może wydawać się idiotyczne, ale chodzi właśnie o to, żeby zacząć życie od nowa, a jak się spalisz, możesz się spakować i wyjechać gdzieś indziej i to ty decydujesz gdzie, a nie mamusia albo mąż
  19. Wczoraj.. byłam pierwszy raz na rybach, pół godziny głaskałam konia i brana (nie oceniajcie mnie, to moja słabość) , a narzeczony zrobił pyszny obiad:)
  20. Wydaje mi się, że gdybym przykładowo zamiast brać kredyt sprzedała mieszkanie (nie chcę bo przecież nie wygonię narzeczonego..) to mam szansę, że kiedy wyjadę i przyjmę wszystko na "i tak umrę" to będę podejmować decyzje tak dla mnie zawsze ryzykowne, że odkryję swój sposób na życie i jak mi się spodoba to będę mogła w tym zostać.. Tak więc jest to forma "teraz albo nigdy", a jak się nie uda to zawsze można wszystko zakończyć.. Czyli jest to forma dania sobie szansy na szczęście i sprawdzenia czy może się ono stać codziennością. Czyż nie?? A faktem jest że rzeczywiście skazanie się na śmierć kredytem nie ma tu większego sensu
  21. Dręczy mnie życie w świecie norm i konwenansów, nie widzę nadziei, żeby życie stało się fajne, jeśli mam oszczędzać, pracować i ciągle spełniać wymagania innych. Jestem nieszczęśliwa, chora i nawet nie wiem jak musiałoby wyglądać moje życie, żeby było ok, mam zaburzenia i tyle, terapia prowadzi tylko do akceptowania rzeczywistości, i tak żyjemy, ale co to za życie? Ostatnio dojrzewa we mnie wielkie marzenie.. Chcę wziąć wielką pożyczkę, wyjechać, mieszkać sobie, nie pracować, kupować co zechcę, ryzykować, a kiedy kasa się skończy.. Skończyć ze sobą.. Co o tym myślicie?
  22. k123

    kim jestem?

    Cóż, mogę powiedzieć, że też nigdy nie czułam się sobą. Później zaczęłam brać antydepresanty aby leczyć zespół jelita drażliwego i jakoś tak przestałam przeżywać wszystkich wokół i poczułam, że, że tak powiem, jestem bo chcę, a nie bo muszę. Ale wiadomo, leki to tylko podkładka pod terapię.. Tak więc już się na nią zapisałam, bo cudowne działanie tabletek zaczyna się wyczerpywać.. Reasumując, moim zdaniem nie da się znaleźć siebie nie pozbywając się najpierw lęku przed światem, dopiero gdy się go pozbędziesz poczujesz siebie - czyli swoje prawdziwe reakcje na otoczenie. Powodzenia;)
  23. k123

    Fobia społeczna!

    Chcę się was poradzić.. Nie wiem czy pamiętacie mój problem.. Chodzi o męczące mnie biegunki w stresie, które przez przykre wydarzenie domyślcie się jakie zamieniło się w lęk przed biegunką co zamknęło mnie w domu. Biorę leki (narazie mam co jakiś czas podnoszone dawki, więc ciągle wracają skutki uboczne), terapii jeszcze nie zaczęłam, staram się stawiać sobie wyzwania i podołać im, staram się żyć normalnie, robić coraz bardziej "straszne" dla mnie rzeczy.. Teraz zastanawiacie się jaki to ma związek z tym wątkiem.. Otóż główny mój lęk jest przed ludźmi, ocenianiem. Największym dla mnie koszmarem jest szkoła, już zanim mi się pogorszyło ledwo pozdawałam egzaminy, bo dręczyła mnie biegunka i trudno było zwyczajnie tam wysiedzieć. Teraz na zajęciach nie mogę przestać o tym myśleć, wychodzę na ćwiczeniach i ciągle myślę ze wszyscy myślą że jestem jakaś nie halo, na zajęcia na których wiem że nie będę mogła iść do toalety kiedy chcę w ogóle nie chodzę.. Nie wyobrażam sobie nawet, że wysiedzę na kolokwium lub egzaminie. Tak więc pomyślałam o urlopie dziekańskim. Studiuje zaocznie, z pracą daję sobie jakoś względnie radę, więc to nie jest odcięcie się od życia. Chciałabym się podleczyć, popracować nad lękami związanymi z sytuacjami społecznymi szczególnie necechowanymi ocenianiem i tak dalej.. Teraz mam wszystko zdane więc dostanę urlop, nie chcę po prostu ryzykować, że wywalą mnie ze studiów bo nie zdam egzaminów bo biegunka mi na to nie pozwoli. Te wszystkie lata poszłyby na marne. Wiem, że trzeba podejmować wyzwania, ale myślę, że teraz jest ono dla mnie za duże i muszę pozostać przy swojej metodzie małych kroczków, bo później takie straszne przerażające sytuacje sprawiają, że cofam się do punku wyjścia.. Czy uważacie, ze to dobry pomysł? Wrócenie na studia jako "ostateczne wyzwanie" :)
  24. Tylko się nam wydaje, że moglibyśmy uciec od świata, ale to niestety nie jest prawdą.. Codzienność jest wszędzie. Leczysz się? Jeśli tak, to pozostaje walczyć z tym dalej.. A jeśli nie, to pozostaje iść do psychiatry.. Ja idę dzisiaj, jest coś o co chcę zapytać, pomyślałam, że może masz podobnie do mnie.. Zauważyłam otóż, że kiedy jestem przed miesiączką to nie wiadomo dlaczego zaczynam odczuwać głęboki smutek i nieustannie myślę o samobójstwie, zastanawiam się więc czy ma to jakieś związki z hormonami i czy coś można z tym zrobić.. U ciebie też to się pojawia w takich ramach czasowych?
×