Skocz do zawartości
Nerwica.com

mgla

Użytkownik
  • Postów

    21
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia mgla

  1. mgla

    kim jestem?

    EDIT2: dobra, moze nie do konca. zdalem sobie np. sprawe z tego, ze pytanie w tym wątku (a co za tym idzie i problem) zostalo przeze mnie zle postawione. i to posrednio dzieki niektorym osobom wypowiadającym sie w tym wątku, a w zasadzie polecajkom ksiązkowym, choc to nie te konkretne tytuly moją perspektywe zmienily. i jesli chodzi o zmiany to tylko tyle i az tyle. w skrocie: od kilku lat praktycznie nie wychodze z domu przez narcystyczny strach koniecznosci zmierzenia sie z faktem trudnym do zaakceptowania - wsrod zwierzat ludzkich jestem zywym gownem. w tym roku (jak co roku) mam jednak zamiar ten stan rzeczy nieco zmienic. chce isc na dobre studia, zaczac normalnie funkcjonowac i na luzie dokonywac sukcesywnego procesu autokreacji, ktorego zresztą chyba juz na zawsze pozostane wiezniem. przy tym wszystkim obawiam sie jednak przegranej przy ktorejs z codziennych bitew przekonywania samego siebie, ze to wszystko ma sens, a eskapistyczna ucieczka w fantazje o transgresji, byciu wybuchającą supernową, czy zwyczajnie rozumianej wielkosci, z pozycji wlasnego pokoju nigdzie mnie raczej nie zaprowadzą. tyle ze to nie jest takie proste, a kazda jedna taka przegrana moze sprawic, ze znow sie poddam. i tutaj pojawia sie konkretne pytanie, bo, jak jasno widac w tym wątku, dyskusja raczej moich problemow nie rozwiąze. czy pomoc mogą przyniesc leki? czy taki np xanax jest w stanie sprawic, ze ciezar zanurzenia w sieci relacji na polu spolecznym staje sie nieco lzejszy? czy gra jest warta swieczki, a codzienne funkcjonowanie mozliwe? oczywiscie zdaje sobie sprawe z zagrozenia, jakie ze sobą niesie ewentualne uzaleznienie od takich substancji (i chetnie przeczytam przestrzegające, pojedyncze historie or something), ale ja sam chyba nie mam wiele do stracenia, moze warto sprobowac? jesli chodzi o skutki uboczne przy codziennym zazywaniu, to raczej panicznie boje sie efektu 'oglupienia', ograniczenia mozliwosci intelektualnych czy splycenia bodzcow emocjonalnych. zaznaczam, ze nie pisze tego z pozycji antropocentrycznej, wiec idealistyczne argumenty o tym jak a priori 'grzeszna', sztuczna i zla jest chemiczna ingerencja w ludzki umysl (lol) mnie raczej nie interesują. ta obawa o ktorej pisze, to raczej strach przed utraceniem odczuwania pewnych poziomow intensywnosci. czy jest w ogole mozliwa jest redukcja trapiących mnie lękow bez efektu warzywa? jak rozumiem, odpowiednie dobranie leku ma przy tym niebagatelne znaczenie. jesli ktos posiada badania, czy merytoryczne artykuly traktujące o wplywie tychze substancji na funkcjonowanie etc, to tez bardzo chetnie przeczytam. serdeczna prosba o podzielenie sie doswiadczeniem/wiedzą.
  2. mgla

    kim jestem?

    EDIT: nic sie nie zmienilo
  3. wystarczy zajrzec na moj profil i poszukac
  4. mgla

    islamoterroryzm

    Czytając posty kolegow utwierdzam sie tylko w przekonaniu, ze jedyną racjonalną formą dyskusji z prawicą w internecie jest trolling i przeklejanie smiesznych, obrazoburczych obrazkow z papiezem/czymkolwiek. Poza srogim bolem dupy nie da sie z was nic bardziej kreatywnego wykrzesac, bo na rzeczową dyskusje i kontruktywną krytyke nie ma co liczyc. @carlosbueno jako jedyny faktycznie odniosl sie do tresci mojego posta. oczywiscie nie obylo sie bez typowego generalizowania i rownania grubą krechą [o czym za chwile], ale mimo wszystko, doceniam nie znam danych na temat statystycznych zarobkow terrorysty, ale jesli ty takowe posiadasz, to chetnie sie zapoznam. wiem natomiast, ze sprawcy masakry w Paryzu do najmajętniejszych nie nalezeli [wychowanie w sierocincu, praca jako dostawca pizzy], a zamach zostal przeprowadzony dzieki srodkom udostepnionym przez al-kaide. co do naszych rodakow, to najwyrazniej nie slyszales o Zjednoczonych Emigrantach, ktorzy calkiem niedawno [bo w czerwcu] dopuscili sie ataku na jednym z koncertow w Londynie. swiadkowie twierdzą, ze w czasie 'akcji' [gdzie jeden z uczestnikow imprezy zostal ugodzony nozem] grupa napastnikow wykrzykiwala rasistowskie hasla. jak myslisz, krzyczeli 'Allah Akbar'? Cos ta twoja teoria sie nie broni. no tak tak. do Zjednoczonych Emigrantow powyzsze stwierdzenie tez wyjątkowo pasuje. nie mowiąc juz o tej grupie uczestnikow 'Marszu Niepodleglosci' w Polsce, ktora wyrywala warszawskie drzewka [bo lewackie] i rzucala kostką brukową w policje. Mam rozumiec, ze to odnosi sie rowniez do mnie? Zacytuj posta w ktorym wyznalem milosc islamowi. Oh wait, nie napisalem czegos takiego? Zacytuj prosze posta w ktorym napisalem, ze islam to religia pokoju. Niech zgadne - nie napisalem czegos takiego? W takim razie mam do ciebie prosbe zebys nie wkladal mi pod palce literek, ktorych nie wyklikalem. Teraz ja bede generalizowal - zawsze to robicie. W przypadku braku sensownych argumentow [a tak jest zazwyczaj] rownacie do gory i kwitujecie wszystko przesmiewczym tonem. Ale dam ci protip, to wcale nie wygląda tak, ze masz racje. Jest wrecz odwrotnie. W zadnym ze swoich postow nie staralem sie usprawiedliwic tak barbarzynskiego aktu, jakim jest atak terrorystyczny. Zaproponowalem jedynie szersze spojrzenie na calą sprawe, bo w naplywie [usprawiedliwionego gniewu] pare rzeczy nam zazwyczaj umyka. Szalenie latwo jest calą spolecznosc nazwac bydlem winnym tragedii, ale spojrzenie na sytuacje z dystansu w celu szukania mozliwych przyczyn wymaga nie tylko trudu, ale i odpowiedzialnosci. Niestety niektorzy jedyne co mają do zaproponowania na obecną chwile, to szczyty ignorancji i ograniczenia. Ci panowie bez wątpienia są przestepcami, ale przeciez nie byli nimi od urodzenia. Co sprawilo ze stali sie mordercali przepelnionymi gniewem i chęcią zemsty? Przeciez to nie byli zadni przyjezdni imigranci, tylko ludzie bedący czescią francuskiego spoleczenstwa od urodzenia. Nie mozna wszystkiego sprowadzic do religii, choc oczywistym jest, ze islamski terroryzm nalezy do najgrozniejszych zjawisk naszych czasow. Winien jest rowniez system, ktory pchnąl ich w ramiona najbardziej radykalnego odlamu islamu na podstawie mechanizmow, o ktorych pisalem w poprzednich postach. Sprobujmy zrobic cos, co pozwoli nam uniknąc takich sytuacji w przyszlosci. Przeciez ci mlodzi ludzie, ci ktorzy prowadzą coroczne burdy z policją 11 listopada w stolicy, tez w jakis sposob są sfrustrowanym glosem czesci naszego spoleczenstwa mowiącym nam, ze wcale nie jest tak kolorowo. Daleko mi do zblazowanego 'lewaka', ktory okresli ich mianem 'zwyklych patologicznych smieci'. I choc trudno usprawiedliwiac huliganskie wybryki [nawet nie mam takiego zamiaru] skrajnych nacjonalistow postepującym rozwarstwieniem spolecznym, to warto przyjrzec sie temu blizej, bo ich gniew nie bierze sie znikąd. To wszystko o czym mowie, to nie jest zadna poprawnosc polityczna [na ktorą osobiscie sram], zlą slawą owiana 'ohydna' bakteria Karola Marxa usypiająca spoleczenstwo. To o czym mowie, to tylko zwyczajna wrazliwosc spoleczna i racjonalne myslenie, a tego zestawu po prawej stronie polityki [i w takich sytuacjach w ogole] wyraznie brakuje. Rzeklem.
  5. mgla

    islamoterroryzm

    INTEL 1, zazwyczaj szybko sie zniechecam i irytuje, kiedy ktos pluje jadem zamiast podjąc rzeczowej dyskusji. moglbym, idąc za twoim przykladem, nazwac cie mentalnym betonem i konserwatywnym cwiercinteligentem [ktorym bez wątpienia jestes], ale dzis tego nie zrobie. dzis twoje przepelnione frustracją wynurzenia wywolują u mnie wylącznie usmiech politowania. sprobuje sie jednak do nich odniesc. Ale poprzesz to jakimis rzetelnymi badaniami, czy to tylko bezwartosciowe spekulacje ignoranta, wiernego widza Maxa Kolonko? W takim razie jak sie odniesiesz do badan o ktorych pisalem ja? Zdecydowaną wiekszosc 'bydla', o ktorym piszesz, bardziej interesuje nowe wydawnictwo we francuskim rapie niz wizyta w meczecie. Gdzie ta postepująca islamizacja? Umiesz czytac ze zrozumieniem? Zgadzam sie, ze ogromnym problemem jest obecna sytuacja na Bliskim Wschodzie, ale tylko krotkowzroczny idiota [o ktorym zresztą piszesz] nie zauwaza, ze jest ona w jakiejs czesci wynikiem neoliberalnej polityki gospodarczej zachodu. Symptomatyczne jest zachowanie nieodpowiedzialnych hipokrytow, ktorzy nie potrafią dostrzec faktu, ze doprowadzily do tego rowniez dzialania zdeprawowanej, oligarchicznej „demokracji”, którą tak cynicznie promują Stany Zjednoczone i Europa. To, albo cholerna nieodpowiedzialnosc, albo czysty kretynizm. Skupmy sie teraz na sytuacji w samej Francji. Przyklad czarnoskorego muzulmanina, ktory wzial dwie zakladniczki w sklepie jubilerskim w Montpellier, doskonale odzwierciedla stygmatyzacje tej czesci spoleczenstwa. Jeszcze wczoraj widzialem naglowek na onecie o tresci 'kolejny islamski terrorysta zaatakowal, tym razem na poludniu Francji'. Dopiero po oddaniu sie przez tego mezczyzne w rece policji podano informacje, ze te dzialania nie mialy nic wspolnego z wydarzeniami z Paryza. Moze to ekstremalny przyklad dyskryminacji, ale jednak. Tego rodzaju generalizacja skutkuje poczuciem wykluczenia konkretnej mniejszosci, w tym wypadku muzulmanskiej. Kiedy dochodzi do tego duze rozwarstwienie spoleczne, naturalna w konsekwencjach kryzysu gospodarczego radykalizacja nastrojow spolecznych i dyskryminacja imigrantow jesli chodzi o mozliwosc zatrudnienia, pietnowana mniejszosc zamyka sie w swoim srodowisku [gettyzacja] i sama zaczyna sie radykalizowac. W takiej sytuacji nie trudno o przepelnione frustracją akty przemocy. Ale potrzeba analitycznego myslenia, zeby to dostrzec. U ciebie niestety wrecz odwrotnie. Generalizacja, ignorancja, hipokryzja OH, THE IRONY Obrzydliwego zartu z kobietą z Göteborga pozwole sobie nie skomentowac. Patrząc na to co piszesz, jakiego jezyka uzywasz, jak bardzo ci ich nie zal i jak bardzo chcesz zeby dostali w dupe wniosek nasuwa sie tylko jeden. Niczym sie od tego bydla nie roznisz. @carlosbueno tak tak, czytalem juz twojego posta w innym wątku. a swiat zniszczą korporacje i socjal.
  6. ..oj zmieniają zmieniają ....tak by było łatwiej chapać XD Ja się zawsze zastanawiałem po co ludzie chodzą do wyborów ? ..ktoś im coś wkręcił nie pojscie na wybory legitne tylko jako sposob na pokazanie zoltej kartki klasie politycznej, w kazdym innym wypadku - zwykla ignorancja
  7. na ten moment nie wydaje mi sie, zeby moglo istniec cos piekniejszego niz milosc dwoch przystojnych mlodych mezczyzn niestety geny zdecydowaly za mnie, a w swoim heteroseksualizmie nie jestem zdolny do transgresji. tkwie w pozorach aseksualizmu, bo na stosunek z kobietą nie pozwalają problemy psychiczne. czy przebieraniec tez sie liczy? podbijam
  8. mgla

    islamoterroryzm

    badania pokazują, ze tylko 1/3 'francuskich muzulmanow' praktykuje i regularnie uczeszcza do meczetu, co czyni ich [statystycznie] najbardziej laicką spolecznoscią islamską ze wszystkich krajow europy. podnoszone przez prawice alarmy dotyczące postepującej islamizacji kraju i radykalizacji TEJ czesci spoleczenstwa są niczym innym, jak blędną interpretacją sytuacji spoleczno-ekonomicznej francji i paliwem politycznym frontu narodowego pani Le Pen. zeby nie zostac zle zrozumianym, oczywiscie nie bagatelizuje rangi [i byc moze przyszlego wplywu na sytuacje w europie] tej niewątpliwej tragedii, jaka miala miejsce w ostatnich dniach w kraju nad sekwaną. tyle ze przyczyn dopatrywalbym sie zarowno w postepującym rozwarstwieniu spolecznym francji, jak i w geopolityce swiata zachodniego wzgledem bliskiego wschodu. kolega wyzej pisze o tym, ze uprzedzenia wobec islamu nie mozna nazwac rasizmem. znamienne jest, ze kiedy bialy francuz kilka miesięcy temu wtargnąl do jednego z budynkow sektoru publicznego z bronią zostal uznany za niepoczytalną ofiare systemu, a kiedy muzulmanin barykaduje sie w budynku z zakladnikami od razu jest islamskim terrorystą. [i mam tu na mysli wszystkie te przypadki, ktore mialy miejsce juz po ataku na charlie hebo. bo ci, jak (jeszcze nieoficjalnie) wiemy, faktycznie finansowani byli przez al-kaide]. i kolega ma racje, podobnych sytuacji rasizmem nazwac nie mozna, z kolei okreslic mianem dyskryminacji juz tak. tego rodzaj stygmatyzacja okreslonych grup spolecznych nie tylko przyczynia sie do eskalacji konfliktu, ale jest i jedną z istot i przyczyn samego problemu. gdyby sprawa nie byla tak powazna, to nie pozostaloby mi nic innego, jak zasmiac sie z ograniczonego pola widzenia konserwatywnych hipokrytow. tyle ze do smiechu mi wcale nie jest, bo to wlasnie takie postawy przyczyniają sie do problemu przed ktorym byc moze staje Europa i w ktorego rozwiązaniu takie postawy pomagac nie bedą.
  9. mgla

    kim jestem?

    @jetodik, mimo wszystko, dzieki za polecajke. Zaplanowalem na jutro wycieczke do biblioteki w celu znalezienia pozycji, ktore mi podsuneliscie. ''Jest też możliwość, że problem tkwi u Ciebie gdzieś indziej - pytanie "kim jestem" przerodziło się w formę natręctwa i tak jak umycie rąk nie załatwi problemu tego kto ma natręctwo związane z nieczystością rąk, tak odpowiadanie sobie w różny nawet solidny sposób, na pytanie kim jestem, nie załatwi tego problemu.'' Nasuwa mi sie podobny wniosek, jednak, tak jak pisalem wczesniej, zadaje takie pytania i szukam odpowiedzi bo po prostu tego potrzebuje. Potrzebuje poczucia tozsamosci, jakiegos spojnego obrazu siebie. All in all pewnie ma to związek z klarowaniem wizerunku.Przy calej autokreacji chce miec pewnosc, ze cos z tego jest prawdziwe, ze to faktycznie ja. Czy w takim razie dobrze, ze zadaje sobie to pytanie? Mindfuck. No widzisz, w moim przypadku tak nie jest. Niby mam jakies przekonania, ale jestem na tyle slabą jednostką, ze czasem są one podatne na zmiane w obliczu np. konfliktu poglądow z osobą, ktora mi imponuje. Wtedy zaczynam sie zastanawiac i czesto zdarza sie, ze moj punkt widzenia ulega zmianie. Oczywiscie doszukuje sie spojnosci w tym wszystkim, ale czy zmiana to faktycznie efekt przemyslen pelen merytorycznych argumentow, czy po prostu jestem bezmozgiem podatnym na sugestie kogos kogo podziwiam i w ostatecznosci wlasnie to decyduje. Wlasnie tego nigdy nie jestem pewien, zawsze są watpliwosci, a wiec pewnie to ta druga opcja jest prawdziwa. Czy umiem byc szczery wobec bliskich? Pierwsza mysl - 'nie no, chyba tak'. Jednak po dluzszym zastanowieniu musialem skasowac dwa zdania, ktore wyklikalem, bo prawda wygląda zupelnie inaczej. W tym momencie jedynie dwie osoby moge nazwac 'bliskimi', to moje rodzenstwo. Niby jestesmy wobec siebie szczerzy, mamy dobry kontakt, ale kazde z nas przed drugim ukrywa sie pod grubą skorą. W okazywaniu pozytywnych emocji wzgledem siebie [i nie tylko] jestesmy cholernie powsciągliwi, chyba kazde z nas uwaza to za slabosc i unika slow, ktore czasem chetnie by sie powiedzialo. Przy twoim pytaniu przypomnialem sobie moją ostatnią wizyte w rodzinnym domu i spotkania z bylym kumplem. Siedzielismy wieczorami, palilismy trawe i rozkiminialismy zycie. Wydaje mi sie ze naprawde byly tam momenty w ktorych bylem sobą, jedne z nielicznych takich chwil na przestrzeni ostatnich lat. Nie przez caly czas, ale zdarzalo sie ze zdobylem sie na szczerosc. I teraz kolejna mysl, zawsze po takim czyms mam strasznego moralniaka, poczucie winy, ze powiedzialem cos, czego nie powinienem, ze wyrzucilem cos, co nie powinno wydostac sie 'na zewnątrz', ze okazalem slabosc. Chce jak najszybciej o tych chwilach zapomniec. @Vitalia, twoje przemyslenia są jak najbardziej trafne, tyle ze niewiele zmieniają. Tak jak juz mowilem, ja to wszystko wiem, ze rana narcystyczna z dziecinstwa, ze wymagający rodzice. Ale swiadomosc tego nie sprawia, ze wraz z tą wiedzą problemy znikają. Moge wiedziec skąd to sie wzielo, ale samym tym tego przeciez nie rozwiąze, nie odblokuje. Nie umiem powiedziec sobie 'ej maciek, to ta ciągla presja mamy, wszystko jasne, mozemy wyjsc i zyc', nie potrafie, nie przestaje sie bac. Prawdopodobnie jestem wlasnie takim przecietniakiem, typowym mariuszem, ktorego nic nie wyroznia z tlumu. Myslisz, ze gdzies tam z tylu glowy ta mysl nie daje o sobie znac? Przeciez to wlasnie paniczny strach przed tym motywuje do tego zeby dzialac, sprawia ze chce to ukryc pod maską wizerunku, ktory probuje stworzyc. Ten strach tak naprawde determinuje cale moje zycie. Nie, nie potrafie sie z tą myslą pogodzic. Dlatego szukam siebie, szukam swojej wyjątkowosci. Moze jestem bucem i ignorantem poniekąd, ale nie na tyle, zeby nie zdawac sobie sprawy, ze pomoc specjalisty moze trwac latami. Tyle ze to nie przeszkadza w ocenieniu czyichs kompetencji juz podczas kilku pierwszych spotkan. Czy uwazasz, ze kilka godzin rozmowy to nie jest wystarczający czas na to, zeby ocenic stosunek do pacjenta, spostrzegawczosc i zaangazowanie? Mozemy ciągnac ten wątek dalej, ale uwierz, po prostu trafilem na kogos kto nie byl dobrym specjalistą. Fragment, ktory zacytowalas, bardzo mi sie podoba musze przyznac. Co ciekawe to ja, moze nie do konca swiadomie, ale staram sie odkrywac te wrodzone sklonnosci na codzien w sumie jak tak teraz mysle. Mam potrzebe bycia uznanym, bycia kims, a wiec probuje roznych rzeczy w ktorych moglbym byc potencjalnie dobry, a ktore przede wszystkim podwyzszylyby moj status. Widzisz, najgorsze [?] jest to, ze potrafie znalezc plusy polozenia w ktorym sie znalazlem. Smiem twierdzic, ze mam ponadprzecietne poczucie estetyki np, a to wszystko dzieki chorobliwemu przykladaniu uwagi do pewnych szczegolow i natręctwom, ktore mnie gnebią. Mowilas tez o zbyt wysokim postawieniu poprzeczki. A to nie jest tak, ze kazdy stawia ją sobie gdzie chce? Mam w takim razie zrezygnowac z ambicji? Jesli nie, no to gdzie znajduje sie ta granica, ktorej nie powinienem przekraczac? Takie pytania non stop sie pojawiają i sprowadzają coraz wiecej wątpliwosci. Nie mow, ze sama sie teraz nie zawahalas. Wiem, ze rozmowa ze mną do latwych nie nalezy, dlatego tym bardziej dzieki za cierpliwosc i odpowiedzi. Pozdrawiam!
  10. mgla

    kim jestem?

    @Vitalia, znaczy ja czytalem te wszystkie 'specjalistyczne' diagnozy [rodem z onetu] i zrodla przyczyn narcyzmu, depresji i innych zaburzen, wiec jakąs tam wiedze mam, hehs. A tak powaznie, to mysle ze moim niewątpliwym plusem jest to, ze jestem swiadomy swoich problemow, zdaje sobie tez sprawe ze mogą miec zrodlo w rzeczach, ktore wypunktowalas. Dzieki ogromne za polecenie ksiązki, jesli znajde w bibliotekach, to z pewnoscią po nią siegne. Co do specjalisty z kolei, to tak jak juz mowilem, probowalem. Jednak, jak wielu piszących na forum, mialem poczucie, ze spotkalem sie z totalnym niezrozumieniem i brakiem profesjonalizmu. Ciezko uwierzyc, ze pomoze mi ktos, kto swoją wiedzą i metodami pracy bedzie mnie kompletnie rozczarowywal. Oczywiscie zdaje sobie sprawe, ze psycholog psychologowi nierowny, pewnie ze chcialbym miec terapeute z prawdziwego zdarzenia. Ale tutaj pojawia sie kwestia finansowa, wlasciwie w tym momencie nie stac mnie na nikogo. @jotedik, tak jak juz wspominalem, filozofii to ja zaledwie troszke liznąlem, ale widze ze kolejny z forumowiczow mocno siedzi w temacie. Rzucilem 'realizm spekulatywny' tylko i wylącznie w nadziei, ze zostane zrozumiany. Zdaje sie ze sam Brassier, uwazany za ojca nurtu, kwestionuje jego istnienie. No i trudno sie nie zgodzic, skoro rzekomych przedstawicieli dzieli tak wiele. Haslo jednak utarlo sie na tyle, ze w ramach pewnych skojarzen pojecie funkcjonuje i sam, moze nieszczesnie, czasem go uzywam. Jesli chodzi o ksiązki, to czytalem cos poleconego przez forumowicza, a tak poza tym to nic. Nie orientuje sie na tyle zeby wiedziec po jaką lekture warto siegnąc. Kiedy przeczytam o czyms konkretnym gdzies, to zwyczajnie boje sie ze polecający jest osoba niekompetentą, rzucającą tytulem z pod znaku 'top ten rad domoroslego psychologa' znalezionym w dziale lajfstajl i samodoskonalenie w empiku. Tobie jednak zaufam i jesli znajde wymienione pozycje, to z pewnoscią przeczytam, dziekuje! Kolejna kwestia to twoj sposob na okreslenie osobowosci. Niestety moje obawy co do wnioskow w jakims stopniu sie spelnily. Na kartce co prawda znalazlo sie kilka rzeczy, ale caly czas zastanawiam sie czy to faktycznie ja, a nie tylko cechy falszywie nabyte w celu wprowadzania w zycie mojego planu zdobycia uznania. Pojawia sie pytanie o to gdzie granica pomiedzy tym co nabyte, a tym co pierwotne. I znow, wiecej wątpliwosci niz odpowiedzi. @kosmostrada, chyba wiekszosc [albo i nie] zaburzen psychicznych jest wlasnie taką naszą nieswiadomą ucieczką w klatke. Organizm reaguje, wypiera, blokuje. Mowiąc 'organizm' mam oczywiscie na mysli w tym wypadku podswiadomosc [czy jakkolwiek to nazwac], czyli czesc mnie, zeby nie bylo ze unikam odpowiedzialnosci. [Choc tak nawiasem to wierze w to co mowi Metzinger, ze jestesmy sumą procesow fizycznych, a to co nazywamy sobą jest tylko ciągloscią, ktorą one zachowują. Moze nie zawsze widac to w moich postach, ale to ze wzgledu na to, ze mimo tej swiadomosci potrzebuje utozsamienia sie z tym strumieniem zwanym 'ja'] Proponujesz pomoc znajomego, ale problem w tym ze ja obecnie nie mam znajomych, tym bardziej takich, ktorzy byliby w stanie realnie ocenic moje zachowanie czy cokolwiek. Dobry psycholog to pewnie dobry pomysl, ale istnieją przeszkody o ktorych pisalem wczesniej. 'Przestac roztrząsac siebie i skupic sie na dzialaniu' czyli proponujesz starą dobrą metode zajecia glowy pracą? Tyle ze ja, odpowiem od razu na kolejną rade, nie jestem w stanie zacząc normalnie wychodzic z domu. Kazde wyjscie dostarcza trudnej do wytrzymania dawki stresu i nerwow. Wracam wycienczony i zdolowany. Nie wiem czy o tym pisalem, ale szalenie skupiam uwage na tym jak wyglądam, a zazwyczaj wyglądam jak gowno. Mowisz zeby nie rozstrząsac siebie, tyle ze paradoksalnie ja prawie w ogole tego nie robie biorąc pod uwage czas jakim dysponuje, przeczytaj co pisalem wczesniej. Calymi dniami zajmuje sie czyms, co w mniejszym lub wiekszym stopniu pomoze w wykreowaniu wizerunku idealnego, a to wlasnie te chwile refleksji sprawiają, ze jestem tutaj, pisze i prosze o pomoc. Mam udawac ze tych problemow nie widze? Smiem twierdzic, ze to wlasnie ignorowanie ich i prokrastynacja sprawila ze to wszystko, to sięgniecie dna, trwa juz czwarty rok. Robienie list z ksiązkami i muzyką, to akurat juz spelnilem. Mam kilka kont w internecie, gdzie archiwizuje przesluchane/przeczytane/ulubione/etc. Wszystko to kiedys w przyszlosci mam nadzieje wykorzystac w celu przyozdobienia wizerunku, przede wszystkim po to to robie, nie potrafie inaczej. Wiem ze to moze brzmiec tak, jakbym na sile szukal argumentow przemawiających za tym zeby nie robic kompletnie nic. Ale tak nie jest, naprawde. Czasami zdarzają mi sie momenty pelne ekscytacji, momenty w ktorych mysle 'jezu, przeciez to wszystko jest takie proste, dam rade', wtedy jestem pewien ze nic mi nie stoi na przeszkodzie. Ale juz chwile pozniej, minute kiedy nie zdąze jeszcze ochlonąc po tej wielkiej mobilizacji, to wszystko wypelza zza rogu i wjezdza mi autentycznie z buta w ryj. I hamuje. I znowu sie po prostu boje. Chcialem dzisiaj zrobic bit i napisac pod to tekst. Nie jestem zadnym raperem, chwilowa zajawka. Juz nawet fantazjowalem ze ktos gdzies to uslyszy, ze sie zachwyci i bede wielki. Dopiero chwile pozniej przypomnialem sobie, ze nie wladam slowem na tyle zeby to zrobic. Nici z fejmu, nici z wielkosci, znowu nie wyjde. I tak codzien.
  11. mgla

    kim jestem?

    @jetodik, tych wspolczesnych przede wszystkim. mam glupie skrzywienie mowiące mi, ze filozofowie przez tysiące lat musieli sie mylic w wiekszosci, skoro w XXI wieku powstają 'nowe narracje' [zdaje sobie sprawe, ze to moze byc cholernie nietrafne, ale to zdanie to tez duzy skrot i uogolnienie]. poza tym, istotne jest dla mnie to, zeby mierzyli sie tez z *problemami* dławiącymi wspolczesne spoleczenstwo czy cos. latour, sloterdijk, de landa, czyli glownie spekulatywny realizm. podczas tej mojej bardzo krotkiej i moze niezbyt intensywnej przygody z filozofią zlapalem sie na tym, ze do tamtej pory czesto chcialem wierzyc w to, co sprawialo ze czulem sie po prostu komfortowo, straszna hipokryzja. jeszcze kilka miesięcy temu potrafilem negowac istnienie swiata, co paradoksalnie bylo totalnie niespojne z roznymi wnioskami do ktorych sam dochodzilem. dzis choc pod tym wzgledem cos sie zmienilo. a tak w ogole to kompletny laik ze mnie w tej kwestii, gdzie czytac zaczalem dzieki jednemu z forumowiczow [pozdrawiam], takze jestem zawsze chetny poczytac kogos bardziej ogarnietego w temacie. co do twojego sposobu na obnazenie pierwotnej osobowosci, to mam jakies wątpliwosci, ale dzis w nocy siąde sobie spokojnie i sprobuje to spisac, dzieki. choc nie bede ukrywal, ze juz teraz obawiam sie pustej kartki i daleko idących wnioskow w postaci 'bez tych kwiatkow ktorymi probuje przyozdobic swoją szarą osobke od zawsze bylem i jestem totalnie nikim' hehs. @Vitalia, mysle ze ludzie moze i czesto nieprzepadają za idealami [tak, tacy nieistnieją, ale powiedzmy] [a tez oczywiste jest, ze 'milosci' innych potrzebuje bardzo], ale za to mają powod zeby podziwiac i zazdroscic [a atencja i podziw to to, czego pragne najbardziej]. W ogole ta 'perfekcja' to jest jakis skrot, a samo slowo nijak ma sie do mojej postawy zyciowej. Czasem na eskapistycznym rauszu projektując swoje wymarzone ja jestem kims, komu daleko do ogolnie rozumianej perfekcji, ale jest to to osoba, ktora wedlug mnie zasluguje na swego rodzaju podziw okreslonej grupy ludzi, osoba ktora jest [nad]zwyczajnie cool. Jesli chodzi o drugą czesc twojego posta, to gdybym umial odpowiedziec na te pytania [a uwierz, ze zadaje je sobie bardzo czesto], to mozliwe ze rozwiązanie moich problemow staloby sie o wiele prostsze, mozliwsze. Mam nieco ponad 20 lat, wiec nie mam za bardzo gdzie sięgac pamiecią. Odkąd sobie przypominam, czyli mniej wiecej od okresu dojrzewania, to moje chorobliwe kreowania wlasnego ja mialo juz miejsce, z czasem tylko zdominowalo cale moje zycie. Nie wiem, moze cos wyparlem, znając siebie i swoje mechanizmy obronne jest to bardzo mozliwe. No a jesli chodzi o dziecinstwo i moje cechy z wtedy, to jakos wiele sie chyba nie zmienilo, tyle ze ubralem to wszystko w grubą skore. Bylem strasznie wrazliwym dzieckiem z poczuciem wyjątkowosci [wyobrazalem sobie ze jako jeden z nielicznych rozmawiam z bogiem]. Cechowala mnie empatia i bujna wyobraznia. Wymagający rodzice, gdzie ojciec to czasem brutalny, chlodny, powsciągliwy facet podobny do mnie z chwili obecnej z trudem okazujący pozytywne emocje, a matka raczej ciepla i kochająca kobieta, ale przykladająca zbyt duzą uwage do kwestii nauki. Nie pamietam co bedąc dzieckiem chcialem ukryc. No moze procz jednej rzeczy, niekontrolowanego moczenia sie, rzeczy ktora swego czasu byla powodem do sporej traumy. Krytykowany bylem czesto, jestem swiadom ze ma to swoje odbicie w chwili obecnej. Nie wiem na jaką chorobe cierpie, bo chyba i nie do konca o nazewnictwo tu chodzi. Moze jest to swego rodzaju depresja narcystyczna wywolana jakąs niezabliznioną raną z przeszlosci. Zdaje sobie sprawe, ze zrodlo takich problemow najczesciej znajduje sie w najwczesniejszym okresie zycia. Tylko czy lokalizując zrodlo bede jednoczesnie w stanie znalezc i antidotum? Dzieki serdeczne za posty, bo przeciez gdybym nie oczekiwal odpowiedzi pisalbym do szuflady [czyt. notatnika], a tak nie jest. Pozdrawiam!
  12. mgla

    kim jestem?

    to juz ponad trzy lata, czwarty rok alienacji i tchorzliwej ucieczki przed rzeczywistoscią. co przez ten czas sie zmienilo? niewiele, dalsze chorobliwe kreowanie wlasnego 'ja'. 'ja', ktorego nie jestem nawet w stanie pokazac swiatu w obawie przed zranieniem. chory paradoks w ktorym caly czas powtarzam sobie, ze nie jest wystarczająco dobrze. bzdura, to tylko prokrastynacja, ktora bierze sie z oczywistej wygody polozenia w jakim sie znalazlem. mimo cholernej samotnosci obce jest mi dzis rozczarowanie, ktorego tak sie obawiam. na zewnątrz jest nie do zniesienia, pojawia sie agresja i obrzydzenie wzgledem samego siebie, to mnie calkowicie przerasta choc na codzien staram sie te mysl wyciszyc. probowalem z psychologiem, ale jak moge zaufac osobie ktora nie potrafi wzbudzic szacunku, nie potrafi zrozumiec, jest glupsza ode mnie. zaczalem czytac filozofow, zamiast pomocy znalazlem jeszcze wiecej pytan, jeszcze wiecej watpliwosci. boze, ty ku.rwo, dlaczego tak bardzo siebie nienawidze? -- 07 lis 2014, 03:41 -- jestem samotny
  13. mgla

    kim jestem?

    Prokrastynacja, zyciowe kalectwo, ogromny strach - to wszystko nie pozwala mi sie wziąc za siebie. Czuje sie przytloczony, wszystkiego sie boje. 3 rok mija, a ja nadal prawie nie wychodze z domu. Przysięgam, naprawde nie wiem jak sobie z tym poradzic. Czy jest ktos z kim moglbym gdzies porozmawiac/poradzic sie? Mieszkam w Warszawie, ale na psychologa mnie nie stac. Potrzebuje pomocy, teraz.
  14. mgla

    kim jestem?

    @jetodik, ah, myslalem ze masz na mysli inny mechanizm. no faktycznie, nieistotne juz. dzieki serdeczne za odpowiedz w ogole, ale wolalbym, zebys czytal mnie ze zrozumieniem. nie bardzo rozumiem jak ma sie twoje rzucanie papierosow do, jak sam slusznie zauwazyles pogrubiając cytowany tekst, 'jedynej motywacji mojego zycia'. ze to i to nalog? moze, ale z pewnoscią zupelnie innej kategorii. Moją egzystencje w 'normalnym swiecie' mniej wiecej moge zobrazowac w ten sposob: jestem ja a przede mną lustro w ktore przez caly czas spoglądam i ktore jest murem dzielącym mnie od innych ludzi. Na obraz w lustrze sklada sie nie tylko to, jak ja widze siebie, ale tez to, jak widzą mnie inni. Moge przez chwile w nie nie spoglądac i wyobrazac sobie (co z resztą robie przez drugie pol mojego zycia, eskapizm jest moją ucieczką), ze ten obraz jest zadowalający, ze mi sie podoba. Ale caly czas mam swiadomosc tego, ze nie jestem w stanie zmienic tego odbicia na zadowalające, nie przejrze sie w nim NIGDY ze szczerym i dluzszym usmiechem na twarzy. Chcialbym przejsc na drugą strone, zbić je, nie patrzec, tyle ze chocbym nie wiem jak chcial, to jest niemozliwe, odbicie caly czas jest przede mną. @ekspert_abcZdrowie, i tu jest dosyc ciekawie, bo ja zdaje sobie z tego sprawe. paradoksalnie wiem tez, ze wizerunek ktory chcialbym stworzyc niekoniecznie wyglądalby na zewnątrz tak, jak widzialbym go ja. czyli rozumiem, ze to co dla mnie jest prawdą faktycznie moze tą prawdą nie byc. i okej. ale jakie to ma znaczenie, co to zmienia? przeciez, jak sam zauwazasz, nadal jestem zamknięty w klatce przez ktorą moge patrzec na siebie tylko w sposob subiektywny. jak mowilem, na 'obraz w lustrze' sklada sie rowniez to jak widzą mnie inni, ale to brednie, bo to co inni myslą, mowią i to w jaki sposob ja odbieram siebie w ich oczach to zupelnie rozne rzeczy. klatka sprawia, ze zwracam uwage tylko na to ostatnie i to na tym mi zalezy. pytanie o sposob znalezienia siebie mialo na celu pomoc w odszukaniu tego obiektywnego ja (o ile cos takiego istnieje), przynajmniej tak mi sie wydaje. a moze jest zupelnie inaczej, moze po prostu kieruje mną potrzeba utozsamienia sie z czyms konkretnym. swiat marzen, fantazji i dązen sprawil, ze na teraz czuje sie calkowicie pusty. ok, nastepna rzecz. moze zaczne od tego, ze istnieje tez spory procent szansy, ze ten wątek jest jedną z moich prob szukania atencji, a nie tylko pomocy. chce zeby ktos powiedzial mi o mnie cos, czego nie wiem sam. zawsze czekam na slowa otuchy i ze 'nie, nie jest tak zle wcale'. moze lepiej, zebym tych slow nie slyszal, bo wtedy przestaje skupiac sie na tym, ze to ktos kto chce mi pomoc, a nie ktos w kogo oczach mam szanse zablysnąc. postaram sie w ten sposob nie myslec. ale to ze potrafie napisac dwa zdania bez blędu ortograficznego czyni mnie ponad przeciętnym? mam do zaoferowania co? wybacz, nie kokietuje teraz i nie chodzi o to, zebys mnie przekonywal, ze jestem kims, ale takie zdania brzmią dla mnie jak slowa ktore mają na celu podniesc na duchu zainteresowanego, a nie ukazac mu jaka to jest naprawde. no ale mniejsza. w kazdym razie ja to widze w sposob zupelnie inny, zyje w swiecie w ktorym poprzeczka postawiona jest dosyc wysoko. Tak jak mowilem, moje zycie polega na ciąglym szukaniu uznania. Musze widziec siebie w dobrym swietle, musze czuc sie KIMŚ. To dązenie do czegos, czego nie jestem w stanie osiągnąc. Bez osiągniecia czegos wielkiego nie jestem w stanie poczuc sie szczesliwym. Czuje nawet, ze gdybym osiągnąl zamieżony cel, to byloby dla mnie za malo, ucieszyloby przez moment, a pragnąlbym znow jeszcze wiecej nigdy nie akceptując tego jaki jestem. Dbam tylko o profil. Ale to przeciez tylko malutki pierwiastek, skrawek naszego prawdziwego JA. Tak naprawde, to moze byc tylko ladna okladka do bardzo brzydkiego srodka tej ksiązki. Przez moj brak poczucia wlasnej wartosci ja dbam o ten wlasnie profil, staram sie zapelnic go czyms pieknym i imponującym, zeby nie pokazac brzydkiego srodka. Mysle o tym wrecz maniakalnie, jesli nie ten srodek to choc on musi byc wspanialy. Nie zrozum mnie zle, to nie jest tak, ze ja do konca czuje sie bezwartosciowym czlowiekiem (moze dzięki komplementom, ktore zdazalo mi sie slyszec od ludzi). Uwazam sie za dosyc 'ogarnietego' i w miare inteligentnego goscia z 'poczuciem smaku', tyle ze to przeciez tak niewiele. To tak mało. A ja mam ogromną potrzebe bycia w czyms nie calkiem niezlym, nie dobrym, tylko NAJLEPSZYM. Tak naprawde nie jestem w niczym nawet chocby dobry, to jedna z przyczyn mojej frustracji, zrezygnowania i ucieczki. Jedyne co mi dobrze wychodzi i w czym jestem mistrzem, to ta zewnętrzna autokreacja wlasnej osobowosci. Widzisz, dbam o to co widać na zewnątrz nie tylko dlatego, ze tak łatwiej i prosciej, ale takze ze wzgledu na to, ze takie rzeczy ludzie dostrzegają golym okiem i od razu. W ten sposob moge zaimponować wiekszej rzeszy ludzi. Poprawić sobie humor chocby tym, ze jakas ładna dziewczyna uśmiechneła sie do mnie w tramwaju, czy nowopoznanym ludziom zaimponowalem swietnym gustem i obyciem w jakiejs konkretnej dziedzinie. Robie to dla siebie, ale tak naprawde jesli nie zauwazą tego inni, to wiekszosc rzeczy staje sie bezwartosciowa. Nieslusznie dziele ludzi na gorszych i lepszych, z dobrym statusem spolecznym, wiedzą i tych gorszych, zacofanych ludzi przeszlosci. Tylko ci pierwsi mi imponują, z tych pierwszych zdaniem sie licze. Sam chce byc kims, kto imponuje. Tylko to sie w zyciu liczy.
  15. mgla

    kim jestem?

    zaczne od tego, ze to nie ty przedstawiles mechanizm tego problemu, a zrobilem to ja. chyba nie musze tlumaczyc, ze najwyrazniej wiem na czym sie opiera. pisząc dwa ostatnie posty zapomniales takze o bardzo istotnym sczegole, jakim byl glowny powod dla ktorego zdecydowalem sie na zalozenie tego wątku. nie zapytalem 'CO?', zapytalem 'JAK?'. mniej wiecej znam przyczyne problemu, no powiedzmy, ale czy samo to czyni go rozwiązanym? napisalem, ze nie wiesz o czym mowisz, bo zbagatelizowales moj problem traktując go jak blahostke, ktorej rozwiązanie jest oczywistoscią. przynajmniej ja tak to odebralem. zapewne wiesz jednak, ze prawdopodobnie przez te wszystkie lata mechanizmy w mojej psychice ulegly zmianie, a cofnięcie ich, czy wprowadzenie na swoje miejsce nie jest rzeczą do konca łatwą. patrze na swiat zupelnie inaczej niz ty i z dnia na dzien tego nie zmienie. ja to tylko hologram, nadzieja dnia jutrzejszego. zrozum, ja widze ten piepszony brzeg po tamtej stronie, ale jest jeszcze rzeka ktorą trzeba pokonac. tak, wiem ze trzeba po prostu przeplynąc, tyle ze ja nie umiem plywac. nigdy nie mialem stycznosci z wodą, rozumiesz? nie mow 'po prostu płyń' komus, kto nigdy tego nie robil. heh grafomanstwo overload. sęk tego co chce powiedziec tkwi w tym, ze caly moj dotychczasowy 'byt' opieral sie na tym, co mam teraz zniszczyc. nawet nie wiem jak do samego tego zniszczenia doprowadzic. po prostu przestac, tak? w tym momencie mowisz mi 'strać sens zycia i zyj'. tak sie nie da, to nie tak latwo rozwiązac. ale mimo wszystko ja szukam tego rozwiązania, miedzy innymi (UWAGA UWAGA) w tym wątku wlasnie. i tak jak pisalem wczesniej, pomyslalem, ze moze wlasnie to odnalezienie, tego prawdziwego ja (o ile istnieje), zmierzenie sie z nim i proba akceptacji daloby ulge, przynioslo pomoc i zakonczyloby bieg za kims kto nie istnieje. w pierwszym poscie spytalem po prostu jak i gdzie szukac, bo nie potrafie. jesli moj post wydal sie szorstki to przepraszam, doceniam fakt, ze ktos pisze, chce pomoc. czasem lubie po prostu podyskutowac. i szczerze? mam nadzieje, ze ktos jutro w tym wątku znow napisze. Pozdrawiam
×