Skocz do zawartości
Nerwica.com

Medytacja - nasza forumowa GRUPA WSPARCIA


Prometeus

Rekomendowane odpowiedzi

Ja z początku medytowałem 15 min, teraz potrafie 1,5h- całkowice

Podziwiam Cę Villah. Dla mnie MEDYTACJA ,( jako ADHD -owca) to sztuka szczególnie bardzo ciężka. Nie raz próbowałem , ale zamiast wydłużać czas ,skracałem z niecierpliwości...Aż w końcu zaprzestałem tej Cudownej Rzeczy.

Mam nadzieję ,że kiedyś jeszcze osiągnę swoją Pełnię w przygodzie zwanej Medytacją. I oby tak się stało.Amen.

Pozdro.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem Ciebie w jakimś stopniu. Ja miałem silną nerwicę, gdy zacząłem medytować moja nerwica niestety się wzmogła, także depresja się nasiliła, a przyczyną była medytacja i uwalniane w trakcie niej emocje, było naprawdę ciężko, byłem amatorem i moje medytacje trwały często bardzo długo, za długo, ale trwałem w tym i były momenty ze wariowałem, ale wkońcu wszystko ustąpiło. Bo ja nie tylko medytowałem, ale i byłem czujny w trakcie robienia każde czynności życiowej :D w medytacji trzeba się odnaleźć, to tak jakby wrzucili Cię do jungli, poznajesz teren, żeby lepiej się w nim poruszać, teren jest pełen twoich emocji, aniołów, ale także twoich demonów, z którymi niejednokrotnie staniesz oko w oko :D ale im dłużej medytujesz tym lepiej sobie z nimi radzisz,aż w pewnym momencie zaczynasz zdawać sobie sprawę, że tak naprawdę one nie mogą tobie nic zrobić.

 

Teraz ide drogą środka, przez te dwa lata wiele zrozumiałem, ale to nie jest tak, że ostatecznie kończymy z cierpieniem. Kończymy z cierpieniem emocjonalnym,a jest jeszcze cierpienie wewnętrzne, które występuje u każdego człowieka.

 

Wydaje mi się, że medytacja w trakcie ADHD może nasilić twoje objawy, przynajmniej na początku.

 

pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja pomimo pewnych oporów zamierzam kontynuować codzienną medytację. Wiem że obawy nie wynikają z niej, tylko po prostu z tego jak się czuję. Mam obawy do wielu rzeczy, czemu nie miałoby to dotknąć takiej lekkiej materii jaką jest ćwiczenie uważności. Kiedy człowiek jest czymś zajęty to nie widzi wewnętrznych problemów. Z tego powodu właśnie staram się zawsze być zajęty. Ale to działa tylko na krótką metę.

 

Lekko boję się jakiś hec w czasie medytowania, niektórzy potrafią opowiadać jakie to zjawiska się dzieją jeśli ktoś zajmuje się jakąś ścieżką religijną. Ja jakoś specjalnie nie wierze w mistyczne atrakcje. Podoba mi się cytat: nie sztuką jest chodzić po wodzie, sztuką jest chodzić po ziemi. A niektórzy tak usilnie chcieliby chodzić właśnie po wodzie. No ale nic, myślę że powinienem się wspierać również psychoterapią, na następnym spotkaniu powiem swojej pani psycholog o swoich lękach.

 

Jakby ktoś nie oglądał to polecam film:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Medytacja to nie hop siup.. Konfrontacja z ciemną stroną umysłu i lękami może prowadzić nawet do desperacji, wielu ludzi wymięka, bo to droga długa i niełatwa. Dobrze mieć nauczyciela, albo chociaż dobre książki. Polecam kanał "Ask a Monk" na youtube http://www.youtube.com/user/yuttadhammo. Niestety po angielsku. Ale i tak najważniejsza jest determinacja i samozaparcie. Jak we wszystkim, bez tego ani rusz. Ale nie ma nic lepszego do zrobienia na tym świecie niż poznanie samego siebie. Co do "chodzenia po wodzie itd.", różne rzeczy mogą się pojawić, jakieś wizje, fajerwerki nie mają żadnego znaczenia, nie o to chodzi w medytacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hop siup na pewno nie. Człowiek chciałby żeby coś przyniosło od razu rezultaty. Mi w wyrabianiu cierpliwości pomogła gra w szachy. Żeby polepszyć swoją grę trzeba nie raz przegrać, popełnić wiele błędów. Żeby osiągnąć poziom arcymistrza, trzeba wiele lat treningu i to po wiele godzin dziennie. Podobnie jak w innych sportach, tylko że akurat tym jednym się interesuję, więc mam rozeznanie w temacie.

 

Teraz wystarczy to doświadczenie z szachów, przenieść na medytację. Tam gdzie pozornie nic się nie dzieje dostrzec jakąś zmianę. Podobnie jak w "królewskiej grze" próbuję raz podejść z lewej strony, raz się zaczaić, innym zaatakować prosto hetmanem. :)

Do tej pory najlepsze rezultaty w poprawie samopoczucia przynosi łagodne skupienie się na oddechu oraz "tylko siedzenie"

 

Konfrontacja z ciemną stroną psychiki: no właśnie. Myślę że najłatwiej medytować w depresji a najtrudniej w zaleczonej schizofrenii i nerwicy lękowej. Człowiek próbuje ćwiczyć skupienie, a tu nagle przychodzą niepokojące myśli które trzeba dopuścić do świadomości. Zauważyłem że najczęściej przychodzą kiedy ćwiczyłem wymuszone skupienie. Z tego powodu staram się raczej lekko zrelaksować niż napinać niczym samuraj.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

http://sasana.wikidot.com/czytelnia świetne teksty, polecam bardzo mi pomogły

 

-- 27 lip 2012, 22:50 --

 

Najlepiej się medytuje jak człowiek cierpi :) Jak wszystko idzie super, jesteśmy bogaci, jest fajnie i przyjemnie to uważność jest uśpiona i właśnie wtedy nadchodzi wróg znienacka :D hehehe

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To prawda, człowiekowi, który cierpi emocjonalnie łatwiej odwrócić od świata i skierować ku "bogu", jednak żeby niektórzy nie myśleli czasem, że to jakiś przepis, często ludzie bogaci i zadowoleni z życia wchodzą w ścieżkę duchową, gdyż nawet gdy już uzyskali wszystko w świecie nadal czują jakąś pustkę, coś im nie pasuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kaczanov ostatnio wypowiadał się nt. Eckharta Tolle. To czym mówił E. z początku bardzo mnie zainteresowało, miało w sobie jakąś oryginalność i coś w rodzaju że czułem że może mieć on rację w tym co mówi. Tak jakbym w końcu znalazł kogoś kto rozumie moje położenie. Ale to dobre na początek. Ów człowiek dużo mówił nt. życia w czasie teraźniejszym. I tutaj intuicyjnie czułem, że kontakt z chwilą teraźniejszą jest czymś czego mi brakuje. Niestety szybko wpadłem w pułapkę. Chciałem złapać tą mityczną chwilę, jak się okazało, było to prawie niemożliwe. To co wydawało mi się teraźniejszością, po chwili odchodziło w przeszłość. Jak więc uchwycić chwile teraźniejszą? Chyba muszę być po prostu głupi skoro tłumaczy mi się jak to tylko najprostsze, a ja nadal nie zauważam podstawowej wiedzy która zaprowadzi mnie to przejrzenia na oczy. Mam swoją godność i nie będę szedł w ten zaułek. Po prostu uznałem że facet nie ma racji, bo doprowadzało mnie to do frustracji.

 

Kolejna mądrość, że istnieje tylko teraźniejszość. Z tym się nie zgodzę, polecam zapoznanie się z teorią czasoprzestrzeni czy wiedzy o tym czym są wymiary i ile ich może być. Kolejną ślepą uliczką było dla mnie to jak Tolle opowiadał o tym że to czego szukamy możemy odnaleźć tylko w chwili teraźniejszej, nie możemy rzutować się w przyszłość. Zerwałem z tą zasadą, jeśli mam odnaleźć teraźniejszość, to zrobię to, ale w przyszłości. Bo domyślam się że wymaga to czasu i pewnej pracy. Nie podchodzą mi ci nauczyciele "nagłego oświecenia".

 

Dlatego nadal staram się czytać teksty różnych ludzi którzy mają coś do powiedzenia. Nauczyłem się jednak, żeby zawsze zachować odpowiednią ilość krytycyzmu i nie wierzyć komuś bezgranicznie od razu tylko dlatego że ma charyzmę i wydaje się że mądrze mówi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To, że nie udaje Ci się tego uchwycić wychodzi z tego, że próbujesz to zrobić umysłem. Z tego co wiem teraźniejszość nie jest stała, lecz ciągle się porusza. Chodzi tylko o nie złapanie się w koncepcje umysłu, teraźniejszości nie da się uchwycić, możesz jedynie z nią "płynąć", jeżeli próbujesz zdefiniować lub uchywcić teraźniejszość przegapiasz to, bo mały umysł jest główną barierą do ujrzenia.

 

I tak, na początku czas jest potrzebny, żeby ujrzeć, a jak to zrobisz, zrozumienie zostaje w "teraz". Na to potrzeba niektórym paru lat, niektórym kilka dni. mi sie udało w 2 lata, ale na youtube wypowiada sie koleś co szukał "teraz" 13 lat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tam uważam umysł za swojego przyjaciela a nie za jakąś przeszkodę na swojej drodze. Ale masz rację, próbowałem zrobić to umysłem. Stąd niepowodzenie, tyle że umysł w dużej mierze jest połączony z funkcją mowy i języka. To właśnie funkcje społeczne spowodowały rozwój kory mózgowej u człowieka. A jak się słucha czyjejś wypowiedzi, to właśnie aktywuje się ten umysł który próbuje zrozumieć o co chodzi.

 

Dla mnie wyjściem z problemu nie jest walka ze ścieżkami umysłu a raczej zbratanie się z nim i zrozumienie go. Zlikwidowanie dualności: ja i mój mózg to na pewno dobry sposób na wyjście poza niepotrzebne konceptualizacje.

 

Z tego co napisałem nie wszystko jest dla mnie jasne, ale tym się nie przejmuję, bo po prostu wiem co mi zostało do zrobienia i czym warto się zająć. Czasem biorę pewne prawdy z góry, a potem próbuję sprawdzić czy to rzeczywiście prawda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

\Eckhart ma ogólnie rację, ale to nie jest takie proste TERAZ i już. Istnieje tzw. ciemna strona umysłu, negatywna czyli skazy inaczej mówiąc. Lęk, nuda, pomieszanie, złość, chciwość itp. itd. Kluczem jest nieustanna obserwacja umysłu. Codziennie i cały czas. Mi zajęło 5 lat medytacji zanim odczułem jakikolwiek postęp i zrozumiałem czym naprawdę jest to "teraz"..mimo tego trochę syfu jeszcze mam w głowie i jak przez długi czas nie medytuję to świat mnie wciąga i rozprasza. A i miałem momenty takiej desperacji, że chciałem się zabić. Dużo śmieci wychodzi na wierzch. Teraz jest znacznie lepiej, mam coraz głębszy wgląd i zrozumienie umysłu,, dużo praktyki i przede wszystkim znalazłem dobrych nauczycieli (buddyzm tradycji Theravada, moim zdaniem najlepsze nauki). Bardzo dobrą opcją jest odosobnienie. Czyli przebywanie samemu ze sobą jak najczęściej. Wtedy robi się największy progres. Poza tym ciężko pogodzić medytację z życiem na tym świecie. Trzeba uprościć życie jak to możliwe. Jak najmniej rozproszeń. Nie jest to łatwe oj nie jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tam uważam umysł za swojego przyjaciela a nie za jakąś przeszkodę na swojej drodze. Ale masz rację, próbowałem zrobić to umysłem. Stąd niepowodzenie, tyle że umysł w dużej mierze jest połączony z funkcją mowy i języka. To właśnie funkcje społeczne spowodowały rozwój kory mózgowej u człowieka. A jak się słucha czyjejś wypowiedzi, to właśnie aktywuje się ten umysł który próbuje zrozumieć o co chodzi.

 

Dla mnie wyjściem z problemu nie jest walka ze ścieżkami umysłu a raczej zbratanie się z nim i zrozumienie go. Zlikwidowanie dualności: ja i mój mózg to na pewno dobry sposób na wyjście poza niepotrzebne konceptualizacje.

 

Z tego co napisałem nie wszystko jest dla mnie jasne, ale tym się nie przejmuję, bo po prostu wiem co mi zostało do zrobienia i czym warto się zająć. Czasem biorę pewne prawdy z góry, a potem próbuję sprawdzić czy to rzeczywiście prawda.

 

 

Przyjacielem, to może on zostać, gdy ty zaczynasz panować nad nim, a nie on nad tobą, zobacz ilue ten przyjaciel sprowadził ludzi na to forum, to wszystko zrobił egotyczny umysł.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio napotkałm tekst,w którym kobieta opowiadała, ze oczyszczała psychikę prawie 1 rok, w tym czasie musiała zmagać się z negatywnymi emocjami wyplywającymi z jej podświadomości, mi zajęło to 6 miesięc, w którym to czasie miałem naprawde trudne stany.

 

Anthony de Mello

Roz­pa­dające się iluz­je bo­leśnie ranią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

w którym to czasie miałem naprawde trudne stany.

 

A nie sądzisz ,ze niejeden może wystraszyć się takich stanów i rzucić tę formę samopomocy. Przez 6 miesiecy ciągłęj walki to musi byc strasznie wyczerpujace,no chyba ,że gdzieś z boku przychodzi siła i wytrwalość.

Twoja medytacja jest z Mantrą i jesli tak to jak wielkie ma ona znaczenie( jej wybór i co za tym stoi)?

 

-- 29 lip 2012, 16:15 --

 

 

Teraz ide drogą środka, przez te dwa lata wiele zrozumiałem, ale to nie jest tak, że ostatecznie kończymy z cierpieniem. Kończymy z cierpieniem emocjonalnym,a jest jeszcze cierpienie wewnętrzne, które występuje u każdego człowieka.

 

Kończymy z cierpieniem emocjonalnym.

Podejrzewam ,że 99,9% ludzi odwiedzających to Forum myśli tylko o tym jednym.

Niezłe Pan tu chowasz złote jajka pod poduchę ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najlepsze rezultaty daje medytacja na pustkę/kontemplacja pustki, medytacje należy stopniowy przenosić na tory dnia codziennego. Potrzeba tu wytrwałości i dyscypliny, z biegiem czasu będzie łatwiej.

 

W depresji, czy nerwicy jest bardzo trudno, niektórzy mogą popaść nawet w psychozę, ja zaryzykowałem i się opłaciło, zresztą wchodząc w to miałem mało wiedzy i nawet nie wiedziałem, że ryzykuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W buddyzmie dużo mówi się o pustce, mógłbyś powiedzieć o co dokładnie chodzi w tej medytacji?

 

No i może ja w ramach sprostowania powiem, że psychozy jeśli już mają się objawić to tylko takie utajone które czekały na odpowiedni moment żeby się ujawnić. Więc medytacja w tym przypadku jest jedynie okolicznością w której się pojawia psychoza, a nie bezpośrednią przyczyną. To trochę dziwne gdyby zwykła, prosta czynność taka jak obserwacja oddechu miała być zaczątkiem chorób psychicznych.

 

Od siebie dodam że na początku przygody z medytacją i również teraz niekiedy odczuwałem stan jakby pustki (nie mylić z buddyjską pustką :) ), zobojętnienia i otumanienia umysłu. Takie coś ponoć może występować i świadczy o nieodpowiednim skupieniu, obserwując ten stan można go przemóc i pomóc umysłowi wrócić na odpowiednie tory.

 

Shunryu Suzuki pisze, że jeśli nie czerpiemy z medytacji satysfakcji to oznacza, że gdzieś popełniamy błąd. Takie negatywne odczucia powinny być więc zachętą i jednocześnie miernikiem tego co robimy źle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

OK, czyli znam ten rodzaj medytacji tylko inaczej go nazywam. Lubię myślenie i jestem z niego dumny, ale czasem rzeczywiście warto je wyłączyć.

Miałem dzisiaj taki przeskok myślowy, że czytając swój wpis pomyślałem o sobie z perspektywy trzeciej osoby i jakoś tak poczułem się bardziej obiektywny, mniej uwikłany w myślenie wyłącznie egoistyczne. Nie wiem czy to coś pożytecznego, ale lubię urozmaicenia wciągu dnia i takie zajawki wnoszą coś nowego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz ja dawno zapomniałem czym jest normalność, ale ogólnie rzecz biorąc to bardzo często mi tej rzeczy brakuje. Może źle mnie zrozumiałeś, nie imponują mi cuda na kiju jakieś nie wiem jakie wyszukane stany, brrr, ale właśnie tej normalności często poszukuję. Nie mylić z przeciętnością, bo to drugie to raczej określenie negatywne. A herbatę też lubię, należę do klubu herbaty na Facebooku ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też szukałem normalności i znalazłem ją, jak przstałem szukać. Co do przeciętności, to kojarzy mi się ona z prostotą, a to jedna z cech osoby praktykującej "duchowość"- pozytywna, nie jesteś ani gorszy ani lepszy, nie spoglądasz na nikogo z góry, ani nie musisz za nikim gonić. Herbatka prima delicious.

 

 

edit@

 

Przeciętność to taka droga środka, najbardziej naturlana..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam w klubie wsparcia. Nadal jestem zainteresowany medytacją. Prawdopodobnie dlatego że odczułem ostatnio nieznaczną poprawę, możliwe że to właśnie dzięki temu. Villah mówił że warto pamiętać o normalności i nie odpływać w myślach i wyobrażeniach co możemy niezwykłego osiągnąć. Spróbowałem i wniosło to coś do mojej praktyki. Kiedy tylko pojawi się myśl na ten temat ignoruje ją, bo wiem że najcenniejsze co mam jest właśnie przy mnie. Nie jest ukryte w jakiś tajemniczych stanach ducha. Ciekawe stany umysłu można osiągnąć chociażby przy pomocy narkotyków, a tu chodzi o coś przeciwnego. Jeśli czuję się "dziwnie" to coś jest nie tak. To wskazówka żeby coś poprawić, a nie szukać czegoś co jeszcze bardziej dziwne. Wydaje mi się że choruję na derealizacje, więc "dziwne" samopoczucie to u mnie norma. Jak tylko spróbowałem medytować "na normalność" to poczułem się lepiej.

 

A teraz pytanie do reszty aktywnych tu użytkowników. O ile siedząca medytacja mi przychodzi mi łatwiej (oczywiście nie zawsze), to nie potrafię przenieść medytacyjnej praktyki w codzienne czynności. Macie jakiś pomysł co poprawić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×