Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ataki (jak wyglądają, jak sobie radzimy)


cicha woda

Rekomendowane odpowiedzi

SZAv, nie, niczego nie wcinam. Nie wierze zupełnie w magiczne, psychiatryczne pigułeczki i się ich nie tykam. Biorę doraźnie hydroksyzynę, pracuję nad sobą i na tym bazuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam wrażenie, że większość osób na tym forum na nic nie choruje, tylko - ok - ma spadki nastroju, zwymiotuje przez nos, dostanie zapaści, pojedzie na pogotowie, ma problemy z nerwami, ale tak naprawdę wszyscy mamy tu luksus, by tak się babrać w życiu. Wiec co to jest się zrzygać w stosunku do wieczności.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no bo w sumie alu pojechałaś ciut za ostro tym 'luksusem babrania się w życiu'. osoby w realnym wielkim cierpieniu słyszą to pewnie od innych na co dzień, którym wydaje się, że wystarczy się 'ogarnąć', po co mają czytać to jeszcze w takim miejscu, jak to

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masturbow, pojechałam czy nie, nie wiem, wg mnie nie było to ani za ostre, ani oceniające. Po prostu wyraziłam swoją opinię. I ja i Ty zapewne wiemy co to znaczy naprawdę czuć się chu*owo, co zupełnie nie zmienia faktu, że jednak wzięcie się za siebie, praca nad sobą i stawianie sobie wyzwań jest kluczowe, żeby się tego pozbyć i użalanie się nad sobą, medykalizacja (bo dystymia brzmi ładniej niż bycie zdemotywowanym leniem) raczej nikogo nie przybliżają do wyleczenia się. Jak czytam na tym forum, że na kogoś nie czeka już nic poza śmiercią itp. to serio mam ochotę potrząsnąć taką osobą. Ale ok, ja swoje, reszta swoje :zzz:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

heh, no nie życzę Ci nigdy popadnięcia w stan zdemotywowanego lenistwa, jak to określiłaś, naprawdę ;) choć nie zmienia to faktu, że większe szanse na poprawę tego stanu wychylając nos na zewnątrz, niż poddając się i zamulając na takim forum

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W mediach coraz więcej pojawia się artykułów o depresji. Czytam je i mnie ponosi jak widzę w skądinąd mądrym tekście takie coś:

 

"A kiedy trzeba brać tabletki?

Jeśli tak zadecyduje lekarz. I bez obaw, prawie nie mają skutków ubocznych, a z depresją radzą sobie bardzo skutecznie. Ich jedyną wadą jest fakt, że zaczynają działać po około sześciu tygodniach. To właśnie zniechęca wielu pacjentów: odstawiają leki, bo skoro nie działają natychmiast, to po co je brać? Farmakoterapia pomoże, ale trzeba systematyczności – a to jest problemem u chorych na depresję: nie mają motywacji, by brać leki - nawet to jest dla nich ogromnym wysiłkiem. Dlatego najlepiej, by chorego z depresją pilnował ktoś bliski, przynajmniej na tym pierwszym etapie, zanim leki zaczną działać".

 

Nie, nie mają skutków ubocznych, bez obaw... Tra la la la. Mają mnóstwo skutków ubocznych! Czasem skutki uboczne są tak samo ciężkie, jak same objawy! Nawet producenci tych leków nie mają pojęcia o wszystkich skutkach ubocznych, do czego nie chcą się publicznie przyznać (patrz film "Chemiczne życie")! I żadne "bez obaw"! Wszystkie te leki są uzależniające. Uważam, że wszystkie. Próbowałam odstawić dwa razy te niby najnowszej generacji. Wiem, co mówię. Jestem zła, że nie dość, że mam objawy, to jeszcze jestem uzależniona od jakichś tabletek. A lekarze z takim spokojem bagatelizują sprawę: "bez obaw". Wystarczy poczytać, jakie jazdy mają ci, którzy zaufali takiemu "bez obaw", ładowali w siebie coraz więcej tych polepszaczy nastroju, a teraz są wrakami, bo nie potrafią już bez tych tabletek żyć, bo uwierzyli, że łykanie samych tabletek ich wyleczy. Dlatego ja dążę do tego, żeby z pomocą leków, ale przede wszystkim za pomocą własnego umysłu, własnej siły woli i własnego "ja" na tyle się postawić na nogi, żeby przestać brać to świństwo. Nie nazywam tych tabletek lekami. Przeraża mnie, jak na forach ludzie piszą w opisie stałym, jakie leki biorą i wypisują dzienne dawki i jest tam tego... dobrych kilka pozycji. To dla nich powód do dumy?! Dla mnie to porażka. Smutek. Uważam, że to nie są leki, tylko takie niezbędniki, z których trzeba zrezygnować najszybciej jak się da. Szkoda, że o tym nie piszą. No ale mamy przecież mafię farmaceutyczną...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej wszystkim, nie było mnie tu sporo czasu bo ostatnio czulem sie lepiej..:) serce sie troche uspokoilo. Zrobiłem sobie wszystkie badania krwi i wyszly bdb, usg wezlow chlonnych ok, usg calej jamy brzusznej perfekcyjnie...a ja sie cxuje zle...po jedzeniu mam ssanie w zoladku , czuje sie troche oslabiony i ogolnie nieprzyjemne uczucie...bylo przez 1-2 dni ok i znow..nie wiem juz co z tym zrobic bo nie chce ciagle po lekarzach smigac. Czy mial ktos z Was cos takiego? Ssie mnie w zoladku...po zjedzeniu czegos na kilka minut ok i znow to samo. :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam nerwuski! Carito zgadzam sie z Twoja wypowiedzią tabletki uzależniają i to bardzo wiem to po sobie,bo gdy tylko mowie sobie że dzis może wieczorem nie wezmę sympramolu. To w mojej głowie kłębią się myśli a może nie zasnę,może będę się zle czuc sama się nakręcam serce bije mocniej i szybciej i nie ma rady biorę choć wiem że i tak ich działanie osłabło jakby przestały działać bo na początku po sympramolu spałam a teraz wierce sie z boku na bok nie mogę zasnąc. I nie jest mi z tym lepiej uzależniają mimowolnie i faktycznie potrzeba dużo pracy w siebie włożyc ,cierpliwości by móc funkcjonować bez tego świństwa bo da się na pewno tylko trzeba zmienic myslenie choć nie jest łatwo. Ja mam dni lepsze i gorsze teraz boję sie przejść dla pieszych bo ostatnio na nim poczułam sie tak zle myslałam ze nie przejde na drugą stronę tak byłam słaba jakbym wszystkie siły nagle ze mnie uleciały słabo zlewne poty. Dziś musiałam przejść i było mi trudno zatrzymałam się ogarnął mnie strach i chwilę wahałam się ale przeszłam nic mi sie nie stało to tylko moja głowa tak zawodzi i zmusza do myślenia o tym czego się boję. Chciałabym nauczyc się panować nad tym wszystkim i może kiedyś sie uda :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W zeszlym roku jadac tramwajem w pewnym momencie zaczelo mnie zatykac i mialem problemy z oddechem...2 dni temu jadac tramwajem i mimo ze zapomnialem o tym to pewnie gdzies w podswiadomosci tak sie zakodowalo i juz mnie lekko zlapalo cos...ale powiedzialem sobie ze jest wszystko ok i przeszlo. Ale ja ogolnie czuje sie caly czas zle....oprocz takich napadowych atakow mam przewlekle zle samopoczucie...a to slaby, bez sily, boli brzuch, glowa itp...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cortezjusz, standard! Ja niemal ciągle czuję się do dupy mimo, że nie ma ku temu żadnych przesłanek medycznych. Hitem było jak ledwo szłam na badania, dosłownie słaniałam się na nogach, a wyniki książkowe. A z tym, że mózg pamięta to się zgodzę, dlatego w NLP tak ważne jest kotwiczenie, czyli w miejscu, w którym mieliśmy atak osadzić inne, fajne wspomnienia. Ja dziś byłam w Rossmanie i tam dosłownie ścina mnie od wejścia. Ale nie dałam się ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Alu, ja z tym Rossmanem mam tak samo. Od razu zawroty i lęk. Co najlepsze, w Hebe jest lepiej, to może spróbuj Hebe jak jest w Twoim mieście :D

 

A tak na poważnie, jutro muszę się wybrać do miasta i już myślę, bo od wczoraj chodzę jak pijana , normalnie jak na kacu ta głowa, dzisiaj bałam się, że nie dotrwam w pracy do końca, łapią mnie lęki, że nie będę mogła np normalnie gdzieś jechać, bo ta głowa taka słaba i będę uzalezniona od złego samopoczucia.

Dzisiaj wróciłam z pracy i od razu do łózka, wstałam o 20 , teraz jest 2 w noc/y a ja w internecie.

 

Wy jesteście odważni, ja tak się boję strasznie badań :( Miałam tylko laryngologa- endoskopię nosa, gardła i uszu, poziom cukru, morfologię rok temu, a tak tylko psychiatra i psycholog. Wy jesteście przebadani, a ja dostaję ataku przed tym, że mialabym iść na krew teraz czy tk głowy.

 

Kładę sie , bo idzie zwariować, jak dobrze ze jutro nie musze do pracy, myślę już o zwolnieniu lekarskim, bo nie mam siły.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wam też czasem tak ciężko wszystko idzie? Mnie zwłaszcza w weekend, kiedy niby chcę dużo zrobić i fajnie odpocząć, a wieczorem w niedzielę okazuje się, że zrobiłam niezbędne minimum, poza tym czuje się rozdrażniona, niewypoczęta. Jeszcze od kilku dni staję się tak nagle bez zewnętrznego powodu podenerwowana i czuję czy słyszę wtedy, jak pulsuje mi krew w prawym uchu. Ciśnienie mam nie aż tak wysokie, teraz 130/85, a słyszę to pulsowanie. Ktoś tak ma?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Carita, ja tak mam i to nie czasem. Tak czekam na weekend, bo w tygodniu jestem wykończona, w piatek ciesze sie że sobota, w sobotę martwię, że ona już mija, a w niedzielę już mi niedobrze przed poniedziałkiem. Do tego silne objawy somatyczne. Już jestem nerwowa przed jutrem, zwłaszcza ze praca mnie tak męczy ostatnio :( Kiedyś byłam tak pełna energii , radosna, a teraz nie mogę wyjśc z tego od 2 mcy :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi teraz praca pomaga, dostalem przyjemna ciekawa prace, mam fajnych ludzi z ktorymi moge pogadac i jest ok:)

 

A z tym brakiem chceci i sily to tez mam, nawet jak slie 8-9h to budze sie zmeczony, nie czuje sie zregenerowany nigdy, oprocz tego odpuszczam zdrowy tryb życia, treningi...obrastam tluszczem i chyba depresja z tego powodu mnie lapie:( ale niedługo nowy rok, nowe postanowienia, marzenia do zrealizowania itp..jedno wlasnie sie spelnilo...praca taka jaka chcialem :)

 

Mam pytanko! Jest ktos z Łodzi?:))

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dorzucam dziś jeszcze takie moje poweekendowe spostrzeżenie. O wiele lepiej funkcjonuję w moich przypadłościach w tygodniu niż w weekend. Dziś na przykład robię więcej niż muszę i sprawia mi to przyjemność. A w sobotę i niedzielę nic mi nie szło, źle się czułam i w ogóle koszmar. Taka mała rada z tego wynika dla tych, którzy w nerwicy mają przemożną ochotę, jak ja kiedyś, do wycofania się, do wzięcia półrocznego co najmniej urlopu z pracy i odpoczywaniu... Nie róbcie tego! Praca, obowiązki, przymus bycia i robienia czegoś na czas, czyli pewna systematyczność, to coś, co trzyma w pionie, nawet jak nam się wydaje, że nie damy rady. Ja teraz podjęłam eksperyment nowych zdań bojowych w pracy. Zacznie się od nowego roku. I mimo że mam czasem w związku z tymi nowymi obowiązkami potworne lęki (tak samo je miałam, tylko teraz temat tych lęków się zmienił), to zyskałam jakąś nową energię. Już ktoś kiedyś mądry powiedział, że praca jest najlepszym lekarstwem na wszystko. I mam nadzieję, że nie był to Marks czy Engles, bo to w naszym przypadku może być zbawienne ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Carita, różnie to z tym bywa. U mnie praca potęgowała objawy, pojawiły się wieksze ataki, potworne lęki. W pracy nie mogłam na niczym sie skupić, wata w mózgu, totalne otumanienie. Tylko liczyłam czas do wyjścia, w żaden sposób mnie mnie zajmowała, choć jest baaardzo absorbująca. Wytrzymywałam, ale nie poprawiało to mojego stanu i nie mialam satysfakcji. Teraz jest trochę lepiej. Dzisiaj np faktycznie się zajęłam czym powinnam, ale wcześniej to był dla mnie koszmar. Nieraz trzeba poleżeć i zostać w domu, dla psychiki i poczucia wolności i ulgi. Mnie to pomaga, żeby wrócić.

 

Cieszę się, że Tobie pomaga i życzę sukcesów :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×