Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wasze pytania |depresja|, czyli '' CO ZROBIć?''


anita27

Rekomendowane odpowiedzi

Czy ktoś wie w której aptece w Warszawie można kupić najtaniej mozarin 15mg? Będę wdzięczny za podpowiedź.

 

-- 07 lip 2014, 21:16 --

 

W końcu wyszło że potrzebowałem dziesiątki. Może komuś przyda się ta informacja. Najtaniej mozarin w Warszawie można kupić w aptece "FARM-JED" przy ul.Grójeckiej czynne całą dobę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam moj problem polega na tym ze mam ataki depresyjne nie do opisania. moze inaczej mam strasznie ataki zazdrosci wobec mojej dziewczyny. Nachodza mnie leki i obawy co bd jutro wiem ze dziewczyna mnie nie zranila a jestesmy juz 3 lata ze soba. ale wracajac do mojego problemu. jestem osoba nie smiala mam skonczone 17 lat nie wiem jak to opisac ciezko mi to nawet opisac co mnie nęka gdy widze piekna dziewczyne odrtazu stwierdzam ze jest to za przeproszeniem zwykla kur** z kazda ktora chodzi w bardzo krotkich spodenkach itp. nie wiem jak sobie z tym radzic bylem zdradzany przez dziewczyny i raniony lecz teraz juz nie ale zostalo mi tak do tej pory od kad zostalem zraniony vardzo i to sie ciagnie dalej. Czasem mam mysli samobojcze lub gdy ktos sie patrzy na moja dziewczyny ktora jest bardzo atrakcyjna sam to przyznaje i inne osoby mi bliskie to mam ochote zeby zabic ta osobe juz nie raz tak bylo ze rzucalem sie na kogos lub wyklinalem caly czas mysle ze ktos sie patrzy na moja dziewczyne nie w twarz tylko na okolice intymne czuje sie strasznie z tym dlatego siegam o pomoc - porade nie wiem czy jestem chory ale wydaje mi sie ze cos w tym jest . Bardzo prosze o pomoc Dziekuje i Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej,

zdecydowałam się napisać tutaj, bo już mi coraz trudniej radzić sobie samej. kiedyś jak zaczynałam uświadamiać sobie, że mogę mieć ZOK, napisałam tutaj na forum i trochę mi to pomogło :).

 

od kilku miesięcy czuję się gorzej, w zasadzie spadek nastroju zaczął się w listopadzie, ale ostatnie 2-3 miesiące były najgorsze.

 

kiedyś byłam bardzo aktywna, podróże, studia itp., teraz pracuję z domu, chcę uzbierać pieniądze na większy wyjazd, ale żeby to osiągnąć, potrzebuję czasu, a mam wrażenie, że jak już będę miała dość oszczędności, to może zabraknąć mi sił na dużą zmianę. po rezygnacji ze studiów przeniosłam się do domu rodzinnego i to też mnie trochę dobija, bo siedzę w małym miasteczku, nie mam nic do roboty oprócz codziennej pracy. nie mam też sił ani motywacji żeby robić coś na własną rękę. doszło już do tego, że ciągle kładę się do łóżka, nie chce mi się zupełnie nic. płaczę prawie codziennie, mam jakieś napady totalnej melancholii, zaczynam ryczeć i potrafię tak przeleżeć 2-3 godziny płacząc i trzęsąc się jak w jakimś ataku. to jest właśnie najgorsze, bo w takich momentach czuję, że tracę kontrolę. bywają lepsze dni, kiedy funkcjonuję w miarę normalnie i mam jakieś panowanie nad sobą, ale niekiedy wydaje mi się, że już nie, to już nie zależy ode mnie, po prostu nie mogę zrobić nic i koniec. zastanawiam się czy moja obecna sytuacja doprowadziła do takiego stanu czy chodzi o coś więcej. problem w tym, że tej sytuacji nie potrafię zmienić, nie mogę znaleźć energii. coraz mniej robię rzeczy, które kiedyś lubiłam. zawsze miewałam gorsze okresy, ale miałam jakieś swoje wartości, pomysły, marzenia itd., a teraz mi umykają. do tego spadek samooceny, nerwowość, problemy z żołądkiem, bóle głowy i kilka innych rzeczy. czasem wydaje mi się, że sobie to wszystko wmawiam, a tak naprawdę to jestem leniwa i już, ale potem zaczynam płakać, nie mogę przestać i stwierdzam, że coś chyba jest nie tak.

 

zaczynam myśleć, że powinnam coś z tym zrobić. wczoraj wymigałam się od wizyty w biurze (pracuję z domu, ale niekiedy muszę tam zaglądać), bo czułam się zbyt beznadziejnie, żeby się ruszyć. przeraża mnie to, że moje nastroje coraz bardziej wpływają na pracę, kontakty ze znajomymi itp.

 

nie stać mnie na psychologa, a boję się pójść do poradni. nie chcę, żeby mi wcisnęli leki i odesłali z kwitkiem. czy korzystacie może z poradni publicznych? może przesadzam ze swoimi obawami?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie martw się, jak pójdziesz do poradni, to do lekarza/psychologa trafisz za 2-3 miesiące, a na terpaię za pół roku :)

Ja leczę się na NFZ i jestem BARDZO zadowolona. Zarówno moja terapeutka, jak i moja lekarka przyjmują też prywatnie, ale w publicznym gabinecie też dostałam od nich wizytówki z numerami telefonów, gdybym potrzebowała nagłej pomocy, i bardzo dobrą opiekę, i moja dr zna wszystkich swoich pacjentów po imieniu i w ogóle jest super.

Mój lekarz pierwszego kontaktu na NFZ też jest o wiele lepszy, niż interniści w prywatnej klinice, w której mój pracodawca wykupił dodatkowe ubezpieczenie.

Nie ma reguły, że tylko za pieniądze w gotówce pomagają.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie martw się, jak pójdziesz do poradni, to do lekarza/psychologa trafisz za 2-3 miesiące, a na terpaię za pół roku :)

Ja leczę się na NFZ i jestem BARDZO zadowolona. Zarówno moja terapeutka, jak i moja lekarka przyjmują też prywatnie, ale w publicznym gabinecie też dostałam od nich wizytówki z numerami telefonów, gdybym potrzebowała nagłej pomocy, i bardzo dobrą opiekę, i moja dr zna wszystkich swoich pacjentów po imieniu i w ogóle jest super.

Mój lekarz pierwszego kontaktu na NFZ też jest o wiele lepszy, niż interniści w prywatnej klinice, w której mój pracodawca wykupił dodatkowe ubezpieczenie.

Nie ma reguły, że tylko za pieniądze w gotówce pomagają.

PARA Z DEPRESJĄ??

Ja od zawsze jestem melancholijna od kilku lat jestem niesamowicie płaczliwa każde zwrócenie mi uwagi, porażka, zły humor, kłótnia,a czasem nawet normalna rozmowa kończy się płaczem (ostatnio popłakałam się bo mam mnie zapytała jakie chce lody, a ja przecież nie mogę orzechowych i to już był powód do płaczu bo mnie nie słucha i nie zwraca uwagi na moją osobę). Moje wahania nastrojów są dla mnie samej zaskakujące, ponieważ wśród ludzi przywdziewam maskę zawsze taką jakiej się po mnie spodziewa otoczenie, zawsze zachowuje się tak jak tego ode mnie się oczekuje i sama nie wiem już jaka jestem tak naprawdę.

Czasem bywa lepiej a czasem gorzej... ale nigdy nie bywa normalnie. Nie umiem się cieszyć nawet jak coś mi se bardzo podoba nie umiem wykrzesać energii żeby to okazać. Mam znajomych i przyjaciół tylko nie utrzymuje z nikim tak naprawdę kontaktu, jeśli sami się nie odezwą, ale znają mnie i wiedza ze co jakiś czas trzeba się do mnie odezwać bo skoro niem odzewu to jest ze mną gorzej.

Zawsze ogromną podpora był dla mnie mój chłopak, niestety jego nieciekawa sytuacja w domu przez lata odciskała się na jego psychice i teraz zbiera swoje żniwo. Mój chłopak ma depresje.

 

Mamy po 21 lat oboje wiemy że powinniśmy się wyprowadzić od rodziców(każdy od swoich,,oboje jesteśmy pod ich wpływami, a nie umiemy się im przeciwstawić każde z nas widzi ze jest coś nie tak u tego drugiego, ale trudno nam jest temu przeciwdziałać),oboje zaczęliśmy pracować aby tego dokonać, niestety mój chłopak pracuje w 2 miejscach ponieważ pod naciskiem ojca założył działalność która pochłania wszystkie pieniądze z jego drugiej pracy. Tak więc on pracuje 7 dni w tygodniu pn-pt po 11 godzin a w weekendy po 14; i tak już 4 miesiąc.

Z energicznego sportowca z ogromnym gronem znajomych, zawsze w dobrym humorze, niesamowicie we mnie zakochany(miał zamiar się mi oświadczyć jak tylko zdobędzie wypłatę) stał się wiecznie zmęczonym, drażliwym chłopakiem który nic nie wie i nic niema sensu, wszyscy go irytują.

 

Ja nauczyłam się jakoś egzystować ze swoją porąbaną meczącą psychiką i jak było mi źle mogłam mu o tym powiedzieć ale teraz to ja chciała bym być jego wsparciem.

Robię co mogę. Jeśli jest tylko okazja to rozmawiamy rozumiem co czuje i wybaczam mu jego wybryki bo widzę ze chce się oderwać od swojej depresji, ale to idzie w złym kierunku, codziennie pije (może niewiele, ale codziennie) zaczął wychodzić beze mnie, chociaż najlepiej się czuje jak przebywa sam. Gdy mnie niem a robi głupie rzeczy a później ich żałuje. Ostatnio niema na nic siły wszyscy go irytują i są "dziwni"uważa się za bezużytecznego, jego życie nie ma dla niego sensu i nie widzi żadnych rokowań na przyszłość.

Czasami miewamy fazę "nie wiem co czuje, bo czuje tylko pustkę" ale już sobie uświadomiliśmy że pustka jest do zniesienia jeśli ta druga osoba jest obok.

Zastanawiałam się czy jego zachowanie nie jest spowodowane przeze mnie, ale boje się że jest na odwrót, bo ja czułam się w miarę dobrze ale przez moją ogromną empatie i dostosowywanie się mogłam uruchomić w sobie kolejne pokłady melancholii(...chociaż latem zawsze było u mnie gorzej z psychiką)

 

CZY TO SIĘ ZDARZA ŻEBY OBOJE Z PARY MIAŁO DEPRESJE?

Chciała bym żeby ktoś nam pomógł, każdemu z osobna, ale nie wiem gdzie się zgłosić. Jesteśmy z Poznania i zależało by nam na wizytach na NFZ, nie wiem jak się zabrać do szukania poradni/ lekarza...

Czy ktoś nam może pomóc?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najlepiej się zabić, po co ciągnąć te wątek i oszukiwać innych że będzie lepiej.

Czy to jest rozwiązanie? Otóż owszem, można i tak "załatwić" nazwijmy to problem. Będzie kilka dni zamieszania dla naszej rodziny do czasu pogrzebu, wielki wstyd bo chowają samobójcę, nie mówiąc o zażenowaniu, okropnym żalu i wyrzutów sumienia - dlaczego?.

Już nie wspomnę o późniejszych relacjach rodziny z otoczeniem.

 

W depresji jesteśmy narażeni na takie myśli bardziej lub mniej - dużo zależy też od najbliższych, jak nie ma pomocy znikąd (oprócz pomocy medycznej lub psychologicznej) to chociaż to forum może w jakiś sposób ulżyć cierpiącym, szukającym pociechy u "doświadczonych" forumowiczów, którzy też przez to przechodzili.

 

Moje dni obecnie są tak momentami przerażające, nie chce mi się wstawać z łóżka, mam problem z wyjściem gdziekolwiek, no a w pracy przy moich problemach z pamięcią robię błąd za błędem i cholernie boję się, że kiedyś totalnie "dam ciała" i wylecę z hukiem.

 

Biorę farmakologię i czekam na poprawę jak na zmiłuj się. Pamięcio wróć !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy pisze w dobrym dziale moze powinnienem napisac to w temacie wyzalanie sie itp... Nie szukam pomocy no moze troche...Zaczne troche od przedstawienia mojej osoby. Otoz mam 27lat mieszkam z rodzicsmi (chcialem napisac starymi ale toby bylo bez szacunku do nich ktory jakis mam), jestem prawiczkiem (czyt. Gruba swinia), dziewczyne mialem ostatnia w wieku hmmmm 18 lat i juz wtedy chyba mialem problemy ze swoja glowa xD jestem naiwny, egocentryczny jednym slowem glupi wolno czaje( ale to wina juz palenia zielska, odradzam choc to pozwala mi jakos jeszcze funkcjonowac jak zamkne sie w domu i zapale) . Czuje ze spierdolilem sobie zycie. Inaczej WIEM ze przez swoje zachowanie pierdole sobie zycie i przez swoje lenistwo. Latwo mnie wysterowac i wmowic cos lub zadzialac na moja podswiadomosc. Otwieram sie przed ludzmi z ktorymi nawiaze choc troche wiez, nawet taka minimaalna... Wiem ze ludzie maja wieksze problemy niz ja. A moim problemem jestem ja... Czuje sie pierdolniety, czasem rozsadza mi leb(doslownie) . kiedys bhlem wybuchowy w sumie dalej jestem ale glownie w domu. Czasem mam zal ze rodzice mnie doslownie nie wyrzucili z domu po18 zebym zycia zasmakowal ale domyslam sie why... Pewnie jakbym dola zlapal to sie boja ze sie powiesze i wiedza ze bym sie w klopoty wpedzil lrzez moja glupote... Od razu mowie w zyciu bym sie nie powiesil zbyt bardzo szanuje zycie i boje sie w jaki bol moglbym wpedzic swoja rodzine.... Nie umiem jakos stac sie mezczyzna w wiekszosci przypadkow zachowuje sie jak dziecko choc tego nie chce i nie umiem nad tym zapanowac. Nie umiem zapanowac nad swoja glupota i nie okazywac jej :/ Jestem osoba depresyjna .... Niestety i jak ktos kiedys mi powoexzial nestem dzieckiem emocjonalnym chyba powol i do mnie do hodzi dlaczego.... Myslalem ze sie orzebudzilem ze w koncu przejzalem na oczy ale glupota przycmiewa mi umysl. Brakuje mi dawnego mnie ktory umial fac w morde jak ktos go obrazil lub nabijal sie ze mnke... Teraz po prostu to przyjmuje na klate albo nie rozumiem i jak jestem sam to do mnie dochodzi. Czasem czuje ze przyjmuje zachowanie innej osoby .... Nie moze nie tsk ze osoba z silniejszym charakterem latwiej mnie wysteruje. Matka kiedys mi powiedziala bym poszedl do psychologa.... Ale nie jestem w stanie isc do osoby ktora bedzie mnie pocieszac... Ja tego nie potrzebuje potrzebuje wylozenia kawy na lawe choc strasznie mnie fto boli i irytuje...wiem ze pieprze kocopoly i uzywam przeklenstw i w ogole jestem len i mam niska samoocene (to ostatnie trzyma mnie w nadzieji ze nie jestem skonczonym idiota). Szukam niby pomocy ale nie szukam czuje sie jak przyslowiowa "baba" co nie wie czego chce. Studia robie ale uwalilem chyba juz mgr zostanie mi teraz praca ktorej nie moge znalezc nie chce pracowac w jkims cc lub sklepie .... Wiem wiem od czegos trzeba zaczac... Trzeba pracowac... Mysle ze melanze mnie pograzyly i moj mozg przestal na trzezwo pra owac ... Poplynalem. Pepek swiata to ja. Mysle ze tak mnie inni postrzegaja, dzis bylem u kumpla (zajaralismy) i powiedzial do mnie ze nie kazdy umie "skrzyzowac palce" a ja jak skonczony kretyn to powtorzylem. Czuje ze podswiadomie prowadze do swojej samodestrukcji. Moim zachowaniem moim niedbalstwem o swoje zdrowie. Zrozumcie pisze to w 2 celach 1)wyzalic sie komus obcemu ktory mnie nie spotka i nie wykorzysta tego przeciwko mnie jak do tej pory milem 2) hejterzy sa wszedzie a czasem oni potrafia dosadnie powiedziec gosciu racja jestes idiota ale jest cien szansy ( choc nie do konca chyba chcialbym to uslyszec az tak dosadnie;p. Napiszcie przekonam sie) nie przeczytam tego co napisslem bo bym skasowal wszystko i poszedl spac. Moze i lepiej. Chce pokazac innym ze jak tski typ pelen watpliwosci i glupoty, funkcjonuje. Sory za wyoracowanie ale czasem czlowiek musi inaczej sie udusi... Kiedys bylem inny melanze zblokowaly moj rozwoj intelektualny dlatego przestrzegam inny glupkow oraz madrych uwazajcie na siebie i pociechy... Mysle ze rodzice juz we mnie zwatpili. "...nie czekaj ani chwili , pokaz ze sie mylili..."

 

-- 06 sty 2015, 05:57 --

 

Nie wiem czy pisze w dobrym dziale moze powinnienem napisac to w temacie wyzalanie sie itp... Nie szukam pomocy no moze troche...Zaczne troche od przedstawienia mojej osoby. Otoz mam 27lat mieszkam z rodzicsmi (chcialem napisac starymi ale toby bylo bez szacunku do nich ktory jakis mam), jestem prawiczkiem (czyt. Gruba swinia), dziewczyne mialem ostatnia w wieku hmmmm 18 lat i juz wtedy chyba mialem problemy ze swoja glowa xD jestem naiwny, egocentryczny jednym slowem glupi wolno czaje( ale to wina juz palenia zielska, odradzam choc to pozwala mi jakos jeszcze funkcjonowac jak zamkne sie w domu i zapale) . Czuje ze spierdolilem sobie zycie. Inaczej WIEM ze przez swoje zachowanie pierdole sobie zycie i przez swoje lenistwo. Latwo mnie wysterowac i wmowic cos lub zadzialac na moja podswiadomosc. Otwieram sie przed ludzmi z ktorymi nawiaze choc troche wiez, nawet taka minimaalna... Wiem ze ludzie maja wieksze problemy niz ja. A moim problemem jestem ja... Czuje sie pierdolniety, czasem rozsadza mi leb(doslownie) . kiedys bhlem wybuchowy w sumie dalej jestem ale glownie w domu. Czasem mam zal ze rodzice mnie doslownie nie wyrzucili z domu po18 zebym zycia zasmakowal ale domyslam sie why... Pewnie jakbym dola zlapal to sie boja ze sie powiesze i wiedza ze bym sie w klopoty wpedzil lrzez moja glupote... Od razu mowie w zyciu bym sie nie powiesil zbyt bardzo szanuje zycie i boje sie w jaki bol moglbym wpedzic swoja rodzine.... Nie umiem jakos stac sie mezczyzna w wiekszosci przypadkow zachowuje sie jak dziecko choc tego nie chce i nie umiem nad tym zapanowac. Nie umiem zapanowac nad swoja glupota i nie okazywac jej :/ Jestem osoba depresyjna .... Niestety i jak ktos kiedys mi powoexzial nestem dzieckiem emocjonalnym chyba powol i do mnie do hodzi dlaczego.... Myslalem ze sie orzebudzilem ze w koncu przejzalem na oczy ale glupota przycmiewa mi umysl. Brakuje mi dawnego mnie ktory umial fac w morde jak ktos go obrazil lub nabijal sie ze mnke... Teraz po prostu to przyjmuje na klate albo nie rozumiem i jak jestem sam to do mnie dochodzi. Czasem czuje ze przyjmuje zachowanie innej osoby .... Nie moze nie tsk ze osoba z silniejszym charakterem latwiej mnie wysteruje. Matka kiedys mi powiedziala bym poszedl do psychologa.... Ale nie jestem w stanie isc do osoby ktora bedzie mnie pocieszac... Ja tego nie potrzebuje potrzebuje wylozenia kawy na lawe choc strasznie mnie fto boli i irytuje...wiem ze pieprze kocopoly i uzywam przeklenstw i w ogole jestem len i mam niska samoocene (to ostatnie trzyma mnie w nadzieji ze nie jestem skonczonym idiota). Szukam niby pomocy ale nie szukam czuje sie jak przyslowiowa "baba" co nie wie czego chce. Studia robie ale uwalilem chyba juz mgr zostanie mi teraz praca ktorej nie moge znalezc nie chce pracowac w jkims cc lub sklepie .... Wiem wiem od czegos trzeba zaczac... Trzeba pracowac... Mysle ze melanze mnie pograzyly i moj mozg przestal na trzezwo pra owac ... Poplynalem. Pepek swiata to ja. Mysle ze tak mnie inni postrzegaja, dzis bylem u kumpla (zajaralismy) i powiedzial do mnie ze nie kazdy umie "skrzyzowac palce" a ja jak skonczony kretyn to powtorzylem. Czuje ze podswiadomie prowadze do swojej samodestrukcji. Moim zachowaniem moim niedbalstwem o swoje zdrowie. Zrozumcie pisze to w 2 celach 1)wyzalic sie komus obcemu ktory mnie nie spotka i nie wykorzysta tego przeciwko mnie jak do tej pory milem 2) hejterzy sa wszedzie a czasem oni potrafia dosadnie powiedziec gosciu racja jestes idiota ale jest cien szansy ( choc nie do konca chyba chcialbym to uslyszec az tak dosadnie;p. Napiszcie przekonam sie) nie przeczytam tego co napisslem bo bym skasowal wszystko i poszedl spac. Moze i lepiej. Chce pokazac innym ze jak tski typ pelen watpliwosci i glupoty, funkcjonuje. Sory za wyoracowanie ale czasem czlowiek musi inaczej sie udusi... Kiedys bylem inny melanze zblokowaly moj rozwoj intelektualny dlatego przestrzegam inny glupkow oraz madrych uwazajcie na siebie i pociechy... Mysle ze rodzice juz we mnie zwatpili. "...nie czekaj ani chwili , pokaz ze sie mylili..."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzieki za przywitanie. Sorka za poprzednia wiadomosc nie wiem dlaczego mi to tak sie skopiowalo dwa razy. Pale od 15 czy 16 roku zycia. Ogolnie w zaczely sie moje imprezki. Degeneracja totalna...

Nigdy nie mialem kogos bliskiego z kim moglbym pogadac wiec gadalem wszystkim o sobie jak widzicie zostalo mi to ;P dlatego tez myslalem o terapeucie ale ugodzilo by to mnie bardziej chyba niz jakbym sie dowiedzial ze jestem tlumokiem. Nie wiem czemu tak juz mam. Nie umiem zrobic nic dla siebie i lgne do ludzi ktorzy traktuja mnke jak smiecia. Zero poczucia wlasnej wartosci i jakos nie umiem jej w sobie wyrobic zawsze ustepuje... Kiedys tak nie bylo...(zawsze to sobie przypominam)

 

Nie moglbym brac lekow bo bym juz totalnie podupadl psychicznie ze je biore... W ogole jak znalezc dobrego terapeute w Wawie i ile sie czeka ? (Pewnie jest na forum poszukam) z reszta nie mam kasy na terapeute oraz jak musze czekac to zapomne i mi sie odechce ... Slomiany zapal...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie jestem pewien czy to dobry dział.

 

Biore sertraline 25mg od 4 dni, wczoraj przeszly w zasadzie wszystkie objawy uboczne ktore byly dosc slabe, pozostalo tylko ziewanie, czy mozna przejsc juz na 50mg ?

Psychatra mowil ze po 7 dniach, niestety nie mam z nim kontaktu, sadzilem ze te objawy utrzymaja sie dluzej, te okresy potrezbne na przejscie na wyzsza dawke sa chyba podyktowane koniecznoscia adaptacji do tych objawow ubocznych i ich zmniejszenia wiec jesli w zasadzie zniknely to chyba mozna ?

 

Jakie sa wasze doswiadczenia ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć.

Dzisiaj przypadkiem znalazłam to forum i uznałam, że to miejsce, którego szukam od dłuższego czasu.

Jeśli znajdziecie chwilkę, żeby odpowiedzieć na moje pytania, będę ogromnie wdzięczna.

Od kiedy pamiętam byłam bardzo emocjonalną osobą,ale taki konkretnie gorszy nastrój i niechęć do siebie zaczęły się ok 3 lata temu. Z czasem było coraz gorzej, a ostatni rok był po prostu okropny - może nie zupełnie permanentnie, było kilka lepszych momentów, ale takie przytłaczające stany smutku zdarzały mi się coraz częściej. W ciągu przeszłych kilku miesięcy, w sumie nie wiem z jakiego powodu, wszystko pogorszyło się jeszcze bardziej. Od paru tygodni po prostu leżę w łóżku i płaczę, chodzę po domu i nagle podpieram głowę o ścianę i próbuję się nie rozpłakać. Czuję się tak na wskroś samotna, że ciężko mi to wytrzymać. Sporo oglądam filmów, sporo czytam, żyję fikcją bo tylko to jakoś odwraca moja uwagę i tylko na tym jako tako mogę się skupić, chociaż ostatnio nawet do tego ciężko mi się zabrać. Mam problemy z koncentracją, wypełnianie wszelkich obowiązków nieustannie odkładam, po czym robię w pośpiechu na ostatnią chwile/ w ogóle nie robię. Czasem mam taką chęć, żeby coś zrobić, wyjść pobiegać, pojechać na zakupy, kupić sobie coś ładnego - ale jak przychodzi co do czego, nie potrafię podjąć decyzji o wyjściu z domu. Obarczam za to winą innych, że mnie nie przekonali i że nie poszli ze mną i wtedy ogarnia mnie jeszcze większa bezradność. Z jednej strony chciałabym przestać byś samotną, ale z drugiej ludzie coraz bardziej mnie irytują i męczą. Od czasu do czasu tę bezradność i smutek tłumię samookaleczeniem, chociaż potem jeszcze bardziej się siebie brzydzę, bo uważam, że to zachowanie dobre dla dzieci. Czuję, że nie mam pojęcia co mogłabym ze sobą zrobić, nie mam realnych pomysłów na przyszłość, nic nie sprawia mi przyjemności. Coraz częściej odczuwam lęk o swoje zdrowie, chociaż prawdę mówiąc, na życiu średnio mi zależy i pewnie gdyby nie to, że jestem jedynaczką i wiem, że rodzina mimo wszystko bardzo mnie kocha a ja czuję wobec nich jakiś obowiązek, już by mnie tu nie było. Całemu mojemu otoczeniu sprzedaję jakieś żałosne żarty i głupie historyjki, tworzę otoczkę normalnej osoby. Z nikim nigdy nie byłam szczera, gdy próbowałam (z rodzicami) nie odebrali tego na poważnie.

Moje pytanie brzmi więc - co robić? Czy to depresja? Czemu czuję tak wielki smutek, skoro w moim życiu niczego nigdy nie brakowało, nie doświadczyłam żadnej tragedii? Jak sobie z tym wszystkim poradzić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

AniaM241, Trudno powiedzieć jednoznacznie co ci jest. Ile masz lat??? 3 letni okres takiego nastroju i w tym jak rozumiem rok takiego ,,apogeum'' wskazywały by na depresję, ale co dokładnie ci się dzieje odpowie ci zapewne tylko terapeuta, czy psychiatra. Na pewno kumulujesz, skrywasz, nie przeżywasz i to się wylewa, uczucia, napięcia, autoagresja to dość typowe i daje jasną wskazówkę, że czas sie tym na poważnie zająć.

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Prawdę mówiąc przyznawanie się do wieku zawsze stwarza mi ogromny problem, bo wiem, jak ludzie mnie po tym traktują i ze na tym zazwyczaj kończy się jakakolwiek poważna rozmowa, ale chyba nie ma sensu nikogo oszukiwać, skoro już się zdecydowałam tutaj napisać. Mam 16 lat. Często sama się zastanawiałam, czy te moje załamania nastroju nie są wynikiem zmiany szkoły, czy nie łączą się z " nastoletnimi hormonami " i czy wiek nie dyskwalifikuje mnie jako kogoś z poważnym problemem ... ale kiedy teraz patrzę na te 3 lata to widzę, że ani jeden z moich "dołów" nie był wywołany nieszczęśliwym zauroczeniem albo dwóją z biologii. To zawsze był taki wielki, przytłaczający i raczej bezpodstawny smutek, który pojawiał się niezależnie od okoliczności. I zawsze czułam się samotna,chociaż nie brakuje mi znajomych. Nie mam z kim porozmawiać, nie mam się do kogo zwrócić, wiem, że jeśli powiem coś rodzicom to usłyszę, że mi się w głowie poprzewracało,ale wiem też, że długo już nie wytrzymam. To wszystko weszło na zupełnie nowy poziom. Większość czasu spędzam owinięta kocem w łóżku,bo od tego uczucia samotności robi mi się zimno. Stoję w salonie przy oknie i zaciskam usta, żeby się nie rozpłakać na oczach rodziny. Nie mam pojęcia co ze mną jest nie tak i jak sobie z tym poradzić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja juz zglupiałam i na dzień dzisiejszy nie mam ochoty nic z tym zroobić.

Przez chyba dwa dni bylo całkiem nieźle, a dziś znów dół.

Ja nie potrafię normalnie funkcjonować.

Po co się wysilać, robic postępy? Upadek z wysokości bardziej boli.

Mam do siebie pretensje, że w ogóle przeszlo mi przez myśl, ze będzie dobrze i że dam radę.

Już mi się nie chcenic robić.

Znow siebie nie znam, nie wiem co mnie cieszy i czego chcę.

Zdecydowalam się na przyjmowanie psychotropów(4 dzień) a po nich jest jeszcze gorzej.

 

 

Niestety czuje się tak samo , nie mam już siły walczyć . Szkoda mi tylko mojego chłopaka który ciągle przy mnie jest i musi patrzeć na to co się ze mną dzieje . Próbowałam wrócić do tego kim byłam wcześniej i dla siebie ale też dla niego i właśnie ostatnio spadłam znowu i już nie mam siły się podnosić , to zbyt bardzo boli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może ktoś będzie mi umiał poradzić.

Rok temu dostałam potężnego nawrotu depresji, w styczniu byłam hospitalizowana, ogólnie bardzo źle się ze mną działo, przez co zawaliłam szkołę (teraz będę powtarzać drugą klasę liceum). Miałam przejść na nauczanie indywidualne, ale zwyczajnie boję się powrotu do szkoły, nawet jeśli nie będę się uczyć z całą klasą. Mam możliwość zmienienia szkoły i przejść na nauczanie domowe, a do szkoły jeżdżenia tylko na egzaminy, ale tego (k, jak wszystkiego) boję się, tzn. czuję że znowu będzie tak samo, nie będę miała siły się ruszyć do zrobienia czegokolwiek... I moje pytanie - był ktoś może w podobnej sytuacji? Albo do czynienia z tym tokami nauczania i może mi coś doradzić? Sama już nie wiem co mam z tym zrobić, o ile depresja trochę mnie puściła to doszły sany lękowe i nie wiem jak sobie poradzić z szkołą, a chcę ją skończyć to skończyć dobrze :c

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może ktoś będzie mi umiał poradzić.

Rok temu dostałam potężnego nawrotu depresji, w styczniu byłam hospitalizowana, ogólnie bardzo źle się ze mną działo, przez co zawaliłam szkołę (teraz będę powtarzać drugą klasę liceum). Miałam przejść na nauczanie indywidualne, ale zwyczajnie boję się powrotu do szkoły, nawet jeśli nie będę się uczyć z całą klasą. Mam możliwość zmienienia szkoły i przejść na nauczanie domowe, a do szkoły jeżdżenia tylko na egzaminy, ale tego (k, jak wszystkiego) boję się, tzn. czuję że znowu będzie tak samo, nie będę miała siły się ruszyć do zrobienia czegokolwiek... I moje pytanie - był ktoś może w podobnej sytuacji? Albo do czynienia z tym tokami nauczania i może mi coś doradzić? Sama już nie wiem co mam z tym zrobić, o ile depresja trochę mnie puściła to doszły sany lękowe i nie wiem jak sobie poradzić z szkołą, a chcę ją skończyć to skończyć dobrze :c

 

Taką sytuację miała moja najbliższa przyjaciółka w liceum. Wybrała indywidualne chyba dlatego, że miała już wszystkich dosyć i często miała dni, kiedy nie wychodziła z domu tylko myślała o śmierci i jeździła żyletkami po łydkach. Czy to jej pomogło? Trudno zawyrokować. Straciła wszystkich znajomych, ale właściwie i tak oprócz mnie w naszej budzie nie lubił jej nikt. Zacieśniła jednak jakieś internetowo-odległościowe relacje, a kiedy poszła już na studia miała bardzo wielu znajomych, wśród których czuła się jak ryba w wodzie. Nie wiem jednak czy poczuła się tak naprawdę lepiej. Kiedy ją przez przypadek spotkałam, była cała roześmiana, co rzadko jej się zdarzało. Trudno jest mi jednak ocenić związek przyczynowo-skutkowy w tym przypadku i czy to nie słynny uśmiech nr 5.

 

Zasięgałaś w tej kwestii porady lekarza/terapeuty?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Już 4 lata choruje na depresje i nic mi nie pomaga. Ani leki, ani psychoterapia. Jestem samotna i czuje sie do niczego. Nie umiem sobie pomoc. ciagle mam mysli samobojcze. nikt mnie nie rozumie. nikogo nie obchodze. najchetniej zamknelabym sie w szpitalu i nigdy z niego nie wyszla. wiem dziwna jestem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Już 4 lata choruje na depresje i nic mi nie pomaga. Ani leki, ani psychoterapia. Jestem samotna i czuje sie do niczego. Nie umiem sobie pomoc. ciagle mam mysli samobojcze. nikt mnie nie rozumie. nikogo nie obchodze. najchetniej zamknelabym sie w szpitalu i nigdy z niego nie wyszla. wiem dziwna jestem...

Szpital - mówię tu oczywiście o oddziałach otwartych - to jest taka Czarodziejska Góra. Jesteś tam trochę w zawieszeniu - pomiędzy jednym i drugim światem. Donikąd nie należysz w pełni i to daje spokój. Też długo myślałam, że tylko tam mogę przetrwać. Ale wyszłam, wróciłam do domu i przemaszerowałam kawałek drogi do przodu od tamtego czasu. Więc jedno mogę Ci powiedzieć - z pewnością nie jesteś tutaj jedyna z takim uczuciem - ergo - nie jesteś dziwna.

 

Z depresją jest już tak, że bywa przewlekła. I czasem przeraża i mnie ta perspektywa. Choruję od 13 lat i też ciągle czegoś próbuję. Chyba żyję mimo to. I drepczę do przodu pomimo tych dzikich chaszczy, Nawet nie wiem jak. Ale mnie leki dają jakąś minimalną ulgę na pewien czas... Przykro mi, że czujesz się tak źle :( Czy lekarz zmieniał Ci leki? Ja dopiero niedawno mam je całkiem nieźle dobrane (po tylu latach kluczenia!).

 

Myśli samobójcze to jest już bardzo poważna sprawa. Czy jesteś pod ciągłą opieką lekarza, czy mówiłaś mu o tym?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam ważne pytanie. Wychowuje sama dziecko. Jeśli zgłoszę się do szpitala ponieważ jestem w tak głębokim dołku że nie mam siły się nawet ruszać to czy zabiorą mi dziecko? Jak to wygląda prawnie? Wiem że jeśli nic nie zrobię to po prostu odbiorę sobie życie. Nie mam już siły, moja sytuacja jest tak beznadziejna że nie widzę z niej żadnego wyjścia. Po prostu się załamałam całkowicie, mam mase problemów i jestem ze wszystkim sama. Straciłam wymarzoną pracę, człowieka którego kochałam ponad życie, własna matka potraktowała mnie jak śmiecia i nie chce jej znać..mam na karku policje którą nasłali na mnie sąsiedzi za to że miałam atak histerii i darłam mordę do 4 rano, opieke społeczną pewnie też.. Cały czas mam myśli samobójcze, jadąc taxowka autostradą 120 na h chciałam otworzyć drzwi i wyskoczyć z auta, jak patrzę na wysokie budynki to wyobrażam sobie jak wychodzę na dach i skacze, nie dam już rady dłużej. Nie chce słów otuchy..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Flora3, chodzi Ci o pozbawienie władzy rodzicielskiej, o zabranie dziecka do placówki, czy o jedno i drugie ? Prawnie to tak wygląda, że nikt tak od razu dziecka nie zabiera a już na pewno nie dlatego, że matka jest chora i musi się leczyć. Oceniając Cię jako rodzica, to że chcesz iść do szpitala, powinno być widzane jako pozytywne, odpowiedzialne zachowanie, dziecko przecież potrzebuje matki na tyle zdrowej na ile się da...

Najważniejsza jest kwestia, kto zajmie się dzieckiem, gdy będziesz w szpitalu. Czy mógłby to być ojciec dziecka, czy ma prawa rodzicielskie ?

A wtedy gdy sąsiedzi wezwali policję, czy dziecko było w domu ? Bo jeśli tak, to możliwe, że policja zawiadomiła sąd rodzinny o tej sytuacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z depresją jest już tak, że bywa przewlekła. I czasem przeraża i mnie ta perspektywa. Choruję od 13 lat i też ciągle czegoś próbuję. Chyba żyję mimo to. I drepczę do przodu pomimo tych dzikich chaszczy, Nawet nie wiem jak. Ale mnie leki dają jakąś minimalną ulgę na pewien czas... Przykro mi, że czujesz się tak źle :( Czy lekarz zmieniał Ci leki? Ja dopiero niedawno mam je całkiem nieźle dobrane (po tylu latach kluczenia!).Myśli samobójcze to jest już bardzo poważna sprawa. Czy jesteś pod ciągłą opieką lekarza, czy mówiłaś mu o tym?

masz racje. w szpitalu czulam sie dwa razy lepiej niz w domu. czulam opieke nad soba,nieczym nie musialam sie przejmowac, czulo sie taka beztroske. i wszyscy tam mnie akceptowali i mnie rozumieli. ciezko mi jest myslec o tym ze mam o tym zapomniec i isc dalej bo ja to bym chciala zeby tam byc wiecznie . nieraz zawiazxuja sie takie wiezi ze czujesz sie ak niemal w rodzinie,

co do lekow to bralam ich mnostwo. na oddziale zamknietym ok. 13 dziennie. potem na dziennym polowe mniej. teraz biore tylko 3 rodzaje. przeciwlekowe, nasenne i antydepreyjne. ale szczerze? to nic nie daje. bralam oslawiony triticco czy mozarin i inne. na poczatku niby to dzialalo ale na dluzsza mete nie. to jest troche taka hustawka. czasem jest dobrze a nastepnego dnia masz ochote rzucic sie pod pociag. doslownie. a co do braku poprawy to mam wizyte dopiero za 60dni

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Flora3

Bardzo mi przykro, że tak źle się czujesz. Piszesz, że nie widzisz wyjścia z sytuacji, ale paradoksalnie jakieś widzisz - pójście do szpitala. I to już jest coś.

Moje koleżanki ze szpitala "przechowywały" dzieci u babć. Ich stan nie był dobry, to były ich kolejne hospitalizacje, ale jedyną osobą, która chciała odebrać im dzieci, to byli partnerzy, którzy chcieli zakończyć sprawę rozwodową z przytupem :(

Z własnego doświadczenia wiem tyle, że wszyscy wiedzieli - nauczyciele, dyrekcja szkoły, etc. - że mój tata pije do tego stopnia, że sama zarządzam domem, łażę sama po ciemku i chodzę jeść do koleżanek i nikt nie pomyślał nawet, żeby mnie stamtąd zabrać, więc machina chyba nie działa tak szybko i zdaje się, że najpierw musiałby zadecydować o tym sąd, uzyskać opinię biegłego itd. A mój ojciec wcale nie myślał co się ze mną stanie i nie zależało mu na mnie.

 

co do lekow to bralam ich mnostwo. na oddziale zamknietym ok. 13 dziennie. potem na dziennym polowe mniej. teraz biore tylko 3 rodzaje. przeciwlekowe, nasenne i antydepreyjne. ale szczerze? to nic nie daje. bralam oslawiony triticco czy mozarin i inne.

 

Na mnie trittico działa o tyle dobrze, że wreszcie mogę spać. Poranna paroksetyna przestała już działać ( uspokoiła mnie trochę, zredukowała lęki), więc teraz przeszłam na wenlafaksynę - zobaczymy jak poleci z tym. Brałam chyba całą aptekę w różnych konfiguracjach, bo też każdy epizod był trochę o innym zabarwieniu. I też po pewnym czasie muszę mieć zmianę. Wiadomo, organizm się przyzwyczaja.

 

Może poza szpitalem dobrze zrobiłaby Ci jakaś grupa wsparcia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×