Cześć.
Dzisiaj przypadkiem znalazłam to forum i uznałam, że to miejsce, którego szukam od dłuższego czasu.
Jeśli znajdziecie chwilkę, żeby odpowiedzieć na moje pytania, będę ogromnie wdzięczna.
Od kiedy pamiętam byłam bardzo emocjonalną osobą,ale taki konkretnie gorszy nastrój i niechęć do siebie zaczęły się ok 3 lata temu. Z czasem było coraz gorzej, a ostatni rok był po prostu okropny - może nie zupełnie permanentnie, było kilka lepszych momentów, ale takie przytłaczające stany smutku zdarzały mi się coraz częściej. W ciągu przeszłych kilku miesięcy, w sumie nie wiem z jakiego powodu, wszystko pogorszyło się jeszcze bardziej. Od paru tygodni po prostu leżę w łóżku i płaczę, chodzę po domu i nagle podpieram głowę o ścianę i próbuję się nie rozpłakać. Czuję się tak na wskroś samotna, że ciężko mi to wytrzymać. Sporo oglądam filmów, sporo czytam, żyję fikcją bo tylko to jakoś odwraca moja uwagę i tylko na tym jako tako mogę się skupić, chociaż ostatnio nawet do tego ciężko mi się zabrać. Mam problemy z koncentracją, wypełnianie wszelkich obowiązków nieustannie odkładam, po czym robię w pośpiechu na ostatnią chwile/ w ogóle nie robię. Czasem mam taką chęć, żeby coś zrobić, wyjść pobiegać, pojechać na zakupy, kupić sobie coś ładnego - ale jak przychodzi co do czego, nie potrafię podjąć decyzji o wyjściu z domu. Obarczam za to winą innych, że mnie nie przekonali i że nie poszli ze mną i wtedy ogarnia mnie jeszcze większa bezradność. Z jednej strony chciałabym przestać byś samotną, ale z drugiej ludzie coraz bardziej mnie irytują i męczą. Od czasu do czasu tę bezradność i smutek tłumię samookaleczeniem, chociaż potem jeszcze bardziej się siebie brzydzę, bo uważam, że to zachowanie dobre dla dzieci. Czuję, że nie mam pojęcia co mogłabym ze sobą zrobić, nie mam realnych pomysłów na przyszłość, nic nie sprawia mi przyjemności. Coraz częściej odczuwam lęk o swoje zdrowie, chociaż prawdę mówiąc, na życiu średnio mi zależy i pewnie gdyby nie to, że jestem jedynaczką i wiem, że rodzina mimo wszystko bardzo mnie kocha a ja czuję wobec nich jakiś obowiązek, już by mnie tu nie było. Całemu mojemu otoczeniu sprzedaję jakieś żałosne żarty i głupie historyjki, tworzę otoczkę normalnej osoby. Z nikim nigdy nie byłam szczera, gdy próbowałam (z rodzicami) nie odebrali tego na poważnie.
Moje pytanie brzmi więc - co robić? Czy to depresja? Czemu czuję tak wielki smutek, skoro w moim życiu niczego nigdy nie brakowało, nie doświadczyłam żadnej tragedii? Jak sobie z tym wszystkim poradzić?