Skocz do zawartości
Nerwica.com

moja depresja/historia/objawy


neurosis78

Rekomendowane odpowiedzi

I kolejny raz widzę, że jestem cierpliwa.

 

Pozwól, że zacytuję to co mnie najbardziej zaciekawiło i zastanowiło w Twojej wypowiedzi.

 

 

To dziwne, bo jestem typem mola książkowego - mnóstwo czytam, uwielbiam to

 

 

 

a to chyba mnie jeszcze bardziej demotywuje, niż gdyby były ciężkie i gdybym całe dnie spędzać miała na uczelni.

 

 

Lubisz czytać, jaki widzisz w tym sens ?

Nie jesteś chora na ambicję ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lubisz czytać, jaki widzisz w tym sens ?

Czytanie to dla mnie forma relaksu, zamiast oglądać seriale w TV czytam książki. Ja nawet nie mam telewizji. Rozrywka, a że to pożywka intelektualna to przy okazji. Tak zostałam wychowana, nauczyłam się czytać mając 5 lat i od tamtej pory czytam, wszystko, co się nadaje.

Nie jesteś chora na ambicję ?

Co przez to rozumiesz? Jeśli już, to na brak ambicji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I widzisz sens w tym czytaniu ?

Po co Ci rozrywka jak nic nie robisz zajmującego ?

 

Można być chorym na ambicję.

Często jednak ludzie w ogóle nie 'startują' aby spełniać swoje marzenia, bo z góry wiedzą, że nic z tego nie będzie.

To nieco inna strona medalu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I widzisz sens w tym czytaniu ?

Po co Ci rozrywka jak nic nie robisz zajmującego ?

Czytanie nie zobowiązuje do niczego, prawda? Można powiedzieć, że to forma uzależnienia, kiedy się czyta tyle co ja (średnia krajowa to 7 książek rocznie, ja czytam ~50 rocznie). Czytam żeby nie myśleć (wolę zająć się losem bohaterów książek), czytam bo sprawia mi to przyjemność, a kto nie lubi, kiedy jest mu przyjemnie?

Mogłabym ślipić 12h dziennie w telewizor i przejmować się losami Jose Alvaro i dony Carmelity jakiejś tam, zamiast tego czytam. Ot i cały sens. Zajmowanie czasu i myśli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sądzę że to czytanie to dobry pomysł, lepiej czytać niż zwariować. Jednak w pewnym momencie będziesz musiała zadziałać. Jestem od Ciebie znacznie starszy mam 34 lata i do dzisiaj borykam się z wszystkimi objawami jakie opisałaś. Sam już nie wiem jak pozbyć się wstrętu do jakiegokolwiek działania. Co do Twojego pytania to u mnie jest to nieprzystosowanie (choć może niezdiagnozowana choroba).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

groza ma racej. Po prostu zrealizowałeś swoje "marzenie" zmiany w człowieka takiego jakim chciałeś kiedyś być. Moim zdaniem nie mam w tym nic złego. Sam chciał bym się tak zmienic:) Ja mam z kolei coś takiego, że często wyobrażam siebie w różnych sytuacjach jako faceta jakim chciał bym być: silny, pewny siebie, wysportowany itp. Pewnie troche to dziwne, ale czasem to mi tak zaprząta głowę, że czegoś zapomne wziąść, a raz nawet idąc do sklepu nie zwróciłem nawet uwagi na to, że przeszedłem przez ulice i już jestem w sklepie :shock: Tobie udało się zrealizować to kim chciałeś kiedyś być i gratuluje tej zmiany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od najmłodszych lat lubiłem dominować już w piaskownicy starałem podporządkować sobie kolegów nieźle mi to wychodziło chciałem w ten sposób zyskać ich szacunek i autorytet.

W podstawówce grałem takiego twardziela chociaż w duszy nim nie byłem

Często znęcałem się psychicznie nad kolegami z klasy. Tak to wychodziło mi dobrze !

U mnie w domu było całkiem dobrze szczególnie lubiłem mojego ojca mimo że był alkocholikiem to zawsze czułem że mam w nim oparcie . Gdy byłem w 4 klasie mój ojciec zachorował a ja patrzyłem na jego cierpienie ale na pogrzebie nie uroniłem nawet łzy wmawiałem sobie że muszę być twardy wszystko dusiłem w sobie !

W mojej psychice coś pękło koledzy to wykorzystali stracili do mnie szacunek czasami używali jakiś docinków w moim kierunku co mnie szczególnie bolało bo nie byłem w stanie się bronić. Miałem kilku przyjaciól z którymi utrzymywałem dobre kontakty lecz to mi nie wsytarczało . W gimnazjum zmieniłem otoczenie wiadomo nowi koledzy nowe koleżanki. W gimnazjum byłem średnio lubiany ale i tak nie liczono się z moim zdaniem na ataki słowne nie byłem w stanie odpowiedzieć. Pierwszym narkotykiem jaki spróbowałem była amfetamina po niej bylem twardzielem bez żadnych problemów. Teraz jestem zupełnie czysty chodzę do Liceum chyba odezwała się u mnie fobia społeczna . Jem śniadanie ide do szkoły zasypiam cały czas myślę o tym że jestem nic nie wartym śmieciem taką zwykła ciotą . Kiedyś też spotykałem się z dziewczynami kilka spotkań nic poważnego , te spotkania wynikały chyba tylko z mojego wyglądu który jest moją jedyną zaletą.

Teraz gdy to pisze uświadomiłem sobie że nigdy nie będę miał dziewczyny po prostu nie chce jej zepsuć życia nie jestem warty tego aby którakolwiek poświęciła mi krótki epizod swojego życia no bo po co komuś chłopak którego nikt nie szanuje bez osobowości mało inteligentny. Już mnie to nie boli pogodziłem się z tym po prostu nie każdy ma prawo być szczęśliwym.

Miałem też myśli samobójcze ale jestem tchórzem postanowiłem że będę żył jak jesteś innego zdania to napisz przemyślę to .

 

Dzięki że to przeczytałeś po prostu chciałem się komuś wyżalić

Patryk

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To kim jesteś zależy tylko od Ciebie. Nie musisz godzić się z rolą "cioty" i moim zdaniem nawet nie powinieneś. A na szczęście zasługuje każdy i każdy ma prawo być szczęśliwym. Trzeba tego szczęścia wokół siebie poszukać, ono tam jest, dojrzeć w sprawach najprostrzych najbardziej zdawałoby się banalnych i cieszyć się tym małym szczęściem, a większe szczęście przyjdzie z czasem. Zamiast dołować się mówić sobie jaki to ja jestem beznadziejny spróbuj udowodnić sam sobie, że to nie prawda. I tak jak ze szczęściem niech na początku będzie to coś małego, skromnego, z czasem podwyższaj sobie poprzeczkę zobaczysz że pewnego dnia poczujesz się dobrze.

 

Mi na ten przykład wmawiano przez całe życie że na nic nie zasługuje, darmozjad, leń w dodatku taki co to się podporządkować starszym i "mądrzejszym" nie chce. Tylko, że to ja przez mój ośli upór dostałam się na studia, a nie moje rodzeństwo. Fakt przez jakiś czas było to udowadnianie innym że jestem coś warta. Teraz to jest po prostu moje skromne marzenie. Skończyć studia z jakimś przyzwoitym wynikiem.

W szkole też mną pomiatano. Głupie wyzwiska, docinki. Mówiono że jestem dziwna, nienormalna. Fakt na tle bandy ćwierćinteligentów nie mających pojęcia o kulturze osobistej i zwykłej ludzkiej przyzwoitości byłam zaiste dziwadłem, kimś kto wyłamuje się ze schematów. Sama wcale nie jestem też taka inteligentna, ale się staram, podwyższam sobie poprzeczkę. I Tobie tego życze, zamiast mówić że nie jesteś inteligentny postaraj się by to zmienić, zamiast mówić że jesteś bez osobowości rozwiń ją w sobie poszerz swoje horyzonty. A z przeszłości wyciągnij wnioski na przyszłość. Powodzenia :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pisze tego posta w zasadzie bez jakiegoś celu, chyba tylko po to żeby jakoś dać upust, moim żałosnym żalom. Bezskutecznie leczę się na depresje i uważam że powodem tego jest to ,że ja tak naprawdę nie wieże w tą chorobę choć jest zdiagnozowana. Jeśli ktoś się już pogubił to tłumacze, uważam mianowicie ,że cała przyczyna tej choroby leży w moim podejściu do życia, „słabej silnej woli” i prozaicznemu lenistwu. Za dużo myślę nad sprawami którymi nikt normalny nie zawraca sobie głowy a tam gdzie faktycznie trzeba zachować trzeźwość umysłu i nie być rozkojarzonym mnie już brakuje sił. Nieustannie towarzyszy mi „jaskółczy niepokój” ..tak myślę ,że Słowacki to dobrze nazwał, zdenerwowanie nie wiadomo czym, choć w zasadzie wiadomo, niezadowolenie z siebie, ze świata, i brak poczucia stabilizacji emocjonalnej. Ogólnie jestem chodzącym zbiorem przeciwności, katolik który totalnie nie czuje wspólnoty z kościołem, modlący się deista, romantyk który nie wierzy w miłość, nieśmiały pyszałek, ambitny leń, marzyciel pesymista, aspołeczny altruista. I wiele wiele innych którymi nie będę zajmował miejsca. Ogólnie myślę ,że to właśnie łączenie w sobie przeciwieństw rodzi takie wewnętrzne napięcia. Boli mnie to że świat jest wyzuty z jakiś wyższych wartości które wpajano mi od dzieciństwa i w które szczerze wierzyłem do czasu, że ludzie tak naprawdę są egoistami i że za to wszystko nie mam nawet kogo obwinić, beznadziejny stan w którym irytuje mnie wszystko, gdybym mógł spędziłbym pod kołdrą resztę życia choć tak naprawdę chce żyć a nie wegetować, znowu sprzeczność, eh, i nawet zdaje sobie sprawy ,że właściwie nie ma jak odpowiedzieć na ten temat bo takiego nie sprecyzowałem, jednym słowem cały ja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hmm chyba dobrze Cie rozumiem , sama czesto sie zastanawialam skad sie wziela u mnie depresja. z rozczarowania swiatem a moze i soba , swoja slaboscia polaczona z wysokimi ambicjami. zgadzam sie ze to wewnetrzne rozdarcie brak jednosci powoduja ze nie wiemy w ktorym kierunku sie zwrocic. ja obecnie czuje sie jakbym stala na jakims rozdrozu i nie mam pojecia jaka droge wybrac a szczerze woiac jestem tak znudzona(?) rozczrawana swiatem ze wole stac w miejcu albo hmm nie istniec skoro moje zycie ma byc takim ciaglym staniem. Ten brak wytyczonej sciezki czy stabilnosci emocjonalnej powoduje ze poprostuboje sie swiata.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Potrzebuję pomocy dlatego przedstawię moją obecną sytuację..

 

Parę dni temu wyprowadziłam się od rodziców z moim ukochanym.

Około 2 lat czekaliśmy na mieszkanie, aż w końcu się udało.

Umowa jest na niego Ja tam jestem wpisana tylko jako nieoficjalna "narzeczona".

Ostatni rok mieszkaliśmy u moich rodziców w oczekiwaniu na swoje.

Teraz kiedy już wszystko przewieźliśmy z potrzebnych rzeczy na nowe miejsce,

a rodzice chcą nam kupić kuchnie ( bo widomo jak to jest gdy się zaczyna od podstaw),

to on ma mnie dość. Nie ma ochoty ze mną mieszkać, doprowadzam go do szału.

Ograniczam, nie ma własnej prywatności.

Bardzo by chciał bym zabrała swoje rzeczy i poszła sobie gdzieś.

Załamuję się tym wszystkim gdyż nie bardzo mam gdzie.

Rodzice są bardzo szczęśliwi że znalazłam sobie kąt. Nie znają naszej sytuacji

ponieważ nie potrafię się przed nimi otworzyć. Nie chcę ich martwić, no i wiem że tego nie zrozumieją.

Zawsze mieli do mnie pretensje o takie błędy. Będą mi wypominać

„ a nie mówiłam, że on nie jest dla Ciebie.”, „ że pożytku nie będziesz miała.”

(jest ode mnie 4 lata młodszy, ja mam już prawie 27).

Na tą chwilę mój pokój rodzice przeznaczyli już dla brata, a z jego pokoju sobie robią sypialnię

o której zawsze marzyli.

Nie mam pojęcia co począć w takiej sytuacji jeśli już dojdzie do tego ze mam się spakować i wyjść.

Co najgorsze temu wszystkiemu towarzyszą głupie myśli :(

Ponieważ nie chcę rodzicom popsuć możliwości. Wiem też że robiąc to,

co on uważa za słuszne nie dając mi szansy naprawienia swojego błędu, zrani też swoją mamę.

Ona najwięcej starała się dla NAS o to mieszkanie, nie tylko dla niego.

Zawsze mam tak że patrzę na wszystko wokół, co ludzie powiedzą, jak tak można.

Chyba jest to spowodowane wychowaniem rodziców.

Mój chłopak twierdzi że nie potrafi już ze mną rozmawiać, mówi mi że jestem hipokrytką :(

że ja się nie zmienię a on marnuje tylko czas.

Lecz gdy mówię że zapisałam się do lekarza, czekam na wizytę i chcę żeby mi pomógł

to przetrwać bo go potrzebuję w takiej chwili to słyszę

„ja nie potrafię Ci pomóc, sama musisz sobie pomóc.”

 

A teraz oficjalnie przyznam się do błędu popełnionego z miłości…

Dlaczego jak to piszę chce mi się płakać ? :cry:

Wiem że cała ta sytuacja jest moja winą ponieważ jestem przewrażliwiona na jego punkcie.

Kocham go całym sercem i nie potrafię sobie poradzić bez niego.

Tylko w nim zawsze miałam oparcie. Czuję że potrzebuje go w każdej chwili, jak powietrze.

Gdy go nie ma bo np. jest w pracy, ja bez większego powodu się zamartwiam, co robi?

Co się z nim dzieje? Kiedy wróci? Czemu tak długo go nie ma ?

Pracuje jako barman więc chyba mogę mieć takie obawy skoro wiadomo ile studentek z okolicznej uczelni

ślinią się pod barem na młodego, przystojnego barman który rzuca butelkami i tworzy przepiękne drinki.

Denerwuję się kiedy całymi dniami wysyła gdzieś smsy. Mówiąc mi że nie ważne gdzie pisze, mam się nie interesować.

To co wtedy mam myśleć gdy mnie nie odpisuje ponieważ wymówka jest brak czasu albo „ przecież wiesz że ja nie lubię pisać.”

On chce żebym mu ufała ale ja staram się to robić. Tylko to samo tak nie wychodzi.

Czuję się jak kleptomanka, wiem że coś robię żle, chce z tym walczyć ale jest to silniejsze.

Sprawdzałam mu telefon, czytałam smsy, brałam nr. tel. sama nie wiem po co :roll:

zdarzyło mi się wysłać takiej osobie wiadomości z pogróżkami.

Tylko że zawsze to wychodziło jak każde kłamstwo i waliłam za sobą fundamenty związku.

A ponieważ ja dostępu do swojego tel. nie ukrywam to nie pomyślałam za pierwszym razem

że może go to aż tak zdenerwować. Obiecałam mu tego nie robić ale nie radze sobie z tym i

dlatego zapisałam się do poradni osób znerwicowanych.

Po przeczytaniu różnych artykułów mogę sądzić iż mam NERWICĘ LĘKOWA / FOBIE. Ale czekam na opinie lekarza.

 

Wmawiam sobie już że to kontrolowanie nie ma najmniejszego sensu,

ze kocham go tak bardzo że jestem przecież w stanie ścierpieć jego znajomości z koleżankami

byle tylko naprawić wszystko co zepsułam i by był ze mną.

To zdanie „im mniej wiesz tym lepiej żyjesz.” Jest całkowitą prawdą w tym wypadku.

Wiem że bardzo go zraniłam ale potrzebuje szansy. Pomóżcie mi to naprawić :cry:

Jak mogę go przekonać do siebie ? Zdobyć na nowo zaufanie ?

I jak w temacie.. Jestem toksyczna ? Czy nie zasługuje już na kolejną szanse jeśli jedną już zmarnowałam ?

Jak to wszystko pokonać, jak walczyć, jak z tym żyć, jak w ogóle przeżyć ?

Czy w ogóle lekarz jest w stanie zmienić tak głupią moja podświadomość ?

Taka historia i tyle pytań.. Mam nadzieje że ktoś cierpliwy przeczyta o moim uczuciu i załamaniu i doradzi..

Z góry bardzo dziękuj. Gdybym coś ominęła albo opisała mało szczegółowo to pytajcie, jestem tu dziś do wieczora.

 

Póki co załamuję się siedząc sama, ze łzami w oczach i nie wiem już co robić.. (on w pracy do 22)

Nie było mi łatwo o tym pisać bo jak o tym pomyślę to samej mi się wydaję że jestem jakąś psychicznie chorą maniaczką :(

Przelewam cały smutek na to forum i wiem tylko tyle..

Jeśli będę go mieć w zasięgu ręki to postaram się coś robić, jeszcze nie wiem co

bo nie zdecydował o tym czy wytrzyma jeszcze na tyle ze mną bym mogła się wykazać, spóbować coś zrobić.

Zależy mi na tym by spróbować jeszcze raz, na nowo, zupełnie coś innego, budując od podstaw.

Wiem że..

Bardzo boję się zostać sama bo mogę tego nie wytrzymać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo smutna ta twoja historia :(

ale wiesz... czytając ją nie dopatrzyłam się żadnego błedu z twojej strony.

czujesz się zagrożona, potrzebujesz potwierdzenia, że twój ukochany cię nie zdradza... to przecież normalne.

Ja też mam codziennie takie same obawy jak ty.

podziwiam cię, że wytrzymujesz to w jakich warunkach pracuje, że kiedy nie mówi ci do kogo pisze, przyjmujesz to ze spokojem.

 

Czy on zapewniał cię wielokrotnie o swojej miłości?

Czy zdaje sobie sprawe z tego że możesz potrzebować pomocy bo jesteś w depresji... przecież jeśli cię kocha to powinien być z Tobą i codziennie... bez wyjątków! zapewniać cię, że nigdy cię nie zostawi.. że cokolwiek by się nie stało - będzie przy Tobie.

Mam wrażenie, że on jest wobec ciebie bardzo zimny... mówi ci, że to twój problem i masz radzić sobie sama... gdyby mi tak powiedziała najbliższa osoba, to bym się załamała... to jest taki cios, taki ból...

Ty mu ufasz... ufasz mu jak nikomu innemu...

tylko myśli nie dawają spokoju...

 

walcz o ten związek jeśli naprawde ci zależy...

ale nie może to być jednostronne...

Pamiętaj, obydwoje musicie tego chcieć i pomagać sobie wzajemnie.

 

Życze ci wszystkiego dobrego...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj.

Ja też nie zauważyłam, żebyś popełniła jakiś straszny błąd.

Moim zdaniem on się po prostu przestraszył.

Mówisz, że od paru dni mieszkacie razem.

Może u niego w domu nikt się nie pytał

gdzie i po co idzie i mógł robić cokolwiek.

Jeśli jest jedynakiem, to też może być powód,

dlaczego czuje, że nie ma prywatności.

Jednak nie usprawiedliwia to moim zdaniem

takiego zachowania:

Bardzo by chciał bym zabrała swoje rzeczy i poszła sobie gdzieś.

Jeśli naprawdę Ci zależy, to myślę, że trzeba trochę poczekać.

Nie narzucać się zbytnio z zazdrością.

Może on się przyzwyczai, jeśli Cię kocha,

to da radę przezwyciężyć poczucie "ograniczania"

(skoro mnie się to udało, to każdy może),

a jeśli nie, to cóż...

Chyba nie warto marnować życia z kimś takim.

Myślę, że powinnaś się też zająć sobą,

żeby nie myśleć ciągle o nim.

Jakieś hobby, cokolwiek, żeby odwrócić myśli.

 

Powodzenia i trzymaj się

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zawsze mi mówił że mnie kocha, ze mam mu ufać bo nic złego nie robi.. ale tak jak pisałam nie potrafie sie od tego powstrzymać. Mam chyba uraz po wczesniejszym facecie.

Mój ukochany twierdzi ze już mi nie ufa i mnie nie kocha. Że sama to wszystko zniszczyłam :( mam sobie tylko dziękować,

bo kiedy niby jest coś wporządku to ja znowu czymś to zepsuję bo mam jakies urojenia.

Nie ma ochoty mnie przytulać, muszę sie prosić o buziaka. Poprostu odpycham go swoją osobą.

Wiem że go potrzebuje i dla tej miłości jestem w stanie zrobic wszystko. Dlatego wciąż prosze go o pomoc, żeby dał nam szanse odbudować to na nowo.

Gdyby nie moja pomoc to mieszkania by nie było, wydaje mi się że przynajmniej z tego powodu jakaś szansa mi się nalezy :( a może się mylę ?

Teraz kiedy się nim nie zdążyłam jeszcze nacieszyć powinnam sie wynieść, wiedząc co straciłam. Nie potrafie sie z tą myślą pogodzić.

Powiedzcie mi czy ja jestem jakaś nienormalna czy tylko za bardzo Kocham..

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 12:24 pm ]

Kocham, Kocham, Kocham do szaleństwa..

Zerwaliśmy, jest mi z tym strasznie ciężko, ponieważ teraz kiedy tego najbardziej potrzebuje nie mam do kogo się przytulic.

Choć by na chwilę :( poczuć czyjeś ciepło. Chyba nie muszę Wam tłumaczyć jak to jest.

Po nocy spać nie mogę, płacze w poduszkę..

Nawet tabletki nie pomagają (biorę 1-2 Hydroxizinum bo nie chce przesadzić, dodaję czasem ziołowe Dziurawca). Gdyby tylko sie połozył obok mnie, była bym spokojniejsza.

Wczoraj na urodzinach babci gdy podano mi mały kieliszek wina, o mało nie wylałam go na plecy "szwagra". Myślałam że jestem w miarę opanowana, ale gdzieś to chyba siedziało znowu we mnie. Ręce mi się zatrzęsły jak nigdy. Było mi strasznie głupio, bo kilka osób to zauwarzyło, na szczęście obeszło się bez jakiś bardziej dotykających mnie pytań. Typu: "co sie dzieje?", "zdenerwowana jesteś?". Mój nietypowy nastrój chyba mówił sam za siebie.

 

Mieszkamy jeszcze razem ale..

żebyśmy spróbowali na nowo byc razem i by było jeszcze coś dobrze między nami to mam się wykazać.

Powiedział że inaczej nie potrafi, musze coś dać z siebie.

Ponieważ na razie nic go do mnie nie przekonuje, wręcz przeciwnie, odpycha.

Póki co, szukam sobie zajęcia, by oderwac sie od myśli które mnie załamują, ale nie mogę znalezć dla siebie żadnego kąta.

Jestem w tej chwili, sama, zupełnie sama, odepchnieta przez miłość.

Bez wsparcia i z małą ilością nadziei.

Staram się byc twarda ale na razie mi nie wychodzi :(

Pomózcie mi to przetrwać, proszę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hehe dokladnie moge sie podpisac pod pierwsza wypowiedzia Cam. Z tym ze u mnie cale moje dzialanie, zwiazki z ludzmi, decyzje maja jedna wspolna ceche: MOJE WYCOFANIE, OBOJETNOSC ,BRAK ZAANGAZOWANIA. To jest straszne,ale ja do wszystkiego tak podchodze: minimum dajac z siebie=minimum ryzykujac, ale tez minimum satysfakcji z tego czerpiac.

Chodzi o to ze nic mnie nie umie poruszyc, wzbudzic wiekszych uczuc, ja do wszytskiego podchodze obojetnie, nie zloszcze sie, nie walcze, nie pragne nie marze...

Studia mam nijakie w ogole mnie nie interesujace.Nie mam zadnej pasji, ba nawet nie chodzi o jakas konkretna, ale nie umiem sie dobrze czuc w zwyklych codziennych czynnosciach. Nie umiem sie pogodzic ze soba, kontroluje sie non-stop porownujac z innymi.

Z ludzmi nie umiem nawiazywac kontaktow .Jakos mnie w tych relacjach nie ma-nie umiem dac czegos z siebie. Dlatego po ponad 3 latach zerwalam z chlopakiem, i w sumie nie mam wiekszych przemyslen ani uczuc co do tego, troszke ulgi moze ze juz nie trzeba sie wysilac?A kontakty ze znajomymi-jestem zbyt neutralna na nie, boje sie wchodzic w relacje, i w z nich tez nie czerpie satysfakcji bo mnie w nich prawie nie ma. Poddaje sie drugiej osobie.

Nawet moja psycholog przerwala ze mna terapie (po 12spotkaniach) bo stwierdzila ze dopoki ja nie dam czegos z sebie, nie wykaze inicjatywy, wiary i chceci, to ona sama mi ich nie wmowii mozemy sie tak dalej oszukiwac. Stwierdzila ze tak: mam problemy z relacjami z ludzmi, i potwierdzeniem tego byla nasza wiez, gdzie mnie nie bylo-najpierw duchem, potem cialem (zaczelam unikac sesji-uciekac-jak zawsze ze wszystkim). Powiedziala tez ze niektorzy tak zyja: bez wiekszej satysfakcji, tak o sobie po prostu. Tylko ze ja tak nie chce! Ale jednoczesnie jest we mnie tak ogromna rezygnacja, niewiara w siebie,niechec do ludzi siebie swiata, frustracja i gorzycz....ech. okazuje sie ze "chcialabym chciec" to za malo. Jakies pomysly??dzieki za przeczytanie (jezeli ktos wytrwal;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cam powiem Ci, że bardzo fajnie sie Ciebie czyta :)

Masz jakieś marzenia? Plany na przyszłość? Może napisanie książki?

Jeśli nie chce Ci sie uczyć, a myślisz, że dasz radę osiągnąć coś innego, to oddaj się temu.

Przeczytaj proszę książke "Czas Działania" McWiliamsa. Świetna motywacja wg mnie.

Ale żeby wygrać, to jeszcze trzeba w coś wierzyć (moim zdaniem). Bo dobrze jest wiedzieć, że ponad Tobą jest jeszcze jakaś większa siła, która czuwa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poszukam, przeczytam.

Marzenia kojarzą mi się z dzieciństwem, marzyło się o lalce, o resoraku, o nowym rowerze... o czymś, na co niekoniecznie miało się wpływ.

Marzę o wiośnie, o wejściu w jakiś rytm, żeby minęło to odrętwienie, w jakim jestem.

 

Dziękuję za komplement. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam 26,5 lat od trzech lat mniej więcej choryję. Choroba związana jest z brakiem wiary, to chyba jakieś załamanie, studiowałam dwa fakultety dziennie, jedengo nie skończyłam drugi tak, z trudem, choć byłam wciąż najlepsza( najwyższa średnia na roku, takie tam) To, tak z perspektywy czasu twierdzę, był mój sposób na utrzymanie, żyłam sobie ze swojego dużego stypendium, bo rodzice nie dawali pieniędzy w ogóle o pierwszego roku. Teraz czuję się jak trup, nic mi się nie chce, nic, siedzę w domu bez pracy, bez niczego, w czterech ścianach, zdjęłam sobie dziś wszystko ze ścian, żeby było bardziej pusto. Ułożyłam za kanapą takie posłanie jak ma pies i tam siedzę od rana, nie wiem co ze mną będzie.... Zadzwonilam dziś do psychiatry ale nie przyjął bo nie mam ubezpieczenia... Jak bym była zdrowa to bym pewnie powiedziała Ci, co zrobić ale teraz to nie wiem. Życzę powodzenia, nie przerywaj nauki, masz studia, to pomaga, gdzieś trzeba iść, raz wyjdzie, raz nie, ale jest gdzie iść. Wiesz, bo jak nie ma gdzie pójść, tak z perspektywy czasu widzę, to wtedy jest dopiero przykro.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam!

Od dobrych paru lat mam na glowie depresje. Oczywiscie nie moglem sobie z nia sam poradzic wiec udalem sie do psychiatry. Ten zas przepisal jakies prochy. Bez skutku. Pozniej jakies inne. W miedzy czasie odwiedzialem tez psychologa. I tak przez pare miesiecy. Widzac iz nie zdaje sie to na nic poszukalem pomocy gdzies indziej. Przyjeto mnie na odzial psychiatryczny dzienny. Mialem spotkania z psychologiem i psychiatra pare razy w tygodniu oczywiscie lykalem tez przerozne piguly. Po 6 miesiacach leczenia zrozumialem ze jest to bez sensu. Spytacie czemu? Otoz jakim cudem czlowiek moze byc szczesliwy jak jego zycie to jeden wielki syf. Dotarlo do mnie ze nie wylecze sie z depresji dopoki moje zycie bedzie wygladalo tak samo. Niestety takie bedzie do mojej usranej smierci bo jak to powiedzial pan z reklamy: "cuda sie zdarzaja ale nie warto na nie liczyc". Wiem ze to jeden z objawow depresji gdy wszystko wydaje sie beznadziejne lecz takie jest wlasnie moje zycie. Nie jest tego jeden powod ani dwa ale cala masa! Wyszczegolnie te najpowazniejsze:

 

1. Nie mialem nigdy dziewczyny i tak pozostanie. Milosc w znacznym stopniu pomogla by mi w udrece jaka jest moje zycie tylko szkoda ze nie jest mi to dane. Zycie intymne nie istnieje i nadal jestem prawiczkiem. W przeszlosci gdy mialem troche wiecej wiary w siebie probowalem znalezc sobie kogos. Z marnym skutkiem. Bylem zawsze odrzucany w mniej lub bardziej drastyczny sposob jak np wysmianie. Byla kiedys taka dziewczyna w ktorej zakochalem sie po uszy nie widzialem swiata poza nia i mialem nadzieje ze ona odwzajemni te uczucie. Trwalo to okolo roku i wszystko zmierzalo ku dobremu gdy w koncu odwarzylem sie zapytalem czy bedzie ze mna. Powiedziala cos co zapamietam do konca zycia: "Sorry ale nie moge byc z kims takim jak ty". Jest to opisane w bardzo wielkim skrocie bo nie chce az tak was zanudzac. No wiec jak juz pisalem do konca zycia bede sam. Jestem nudny nieciekawy niesmialy malomowny a o wygladzaie to juz nie wspomne bo najwyrazniej nie ma o czym. Heh to sie nazywa idealny mezczyzna. Juz tylko ten powod moze totalnie zniszczyc zycie jak w piosence dzemu "a najgorsze to samotnym byc". Niestety to tylko jeden z wielu moich problemow.

 

3. Nie mam przyjaciol. Ci co ich udawali dawno poszli sobie widzac ze zadnych korzysci ze znajomosci ze mna miec nie beda. Znajomych mam tylko paru i to naprawde nieciekawych dla ktorych moja osoba jest niczym.

 

2. Nie mam zdrowia. Mam problemy z cisnieniem krazeniem i ukladem pokarmowym glownie z zoladkiem. Jeszcze jest mnostwo drobniejszych dolegliwosci. Minimalna ilosc snu po jakiej moge w miare "normalnie" funkcjonowac to ok 12h co jest nie do przyjecia w dzisiejszych czasach. Przez wiekszosc dnia czuje sie cholernie zmeczony i senny dopiero pod wieczor zaczynam czuc sie lepiej. Od jakiegos czasu jestem strasznie nerwowy i wszystko mnie wku***a i to tak bardzo ze moge kiedys nie wytrzymac i przyp***c komus w ryj.

 

3. Nienawidze swoich starych. Od najwczesniejszych lat w domu byl alkohol ciagle awantury wzywana policja separacja itp itd. Bylem wychowywany pasem. Balem sie rodzicow. Caly czas mieli mnie w dupie do momentu jak cos przeskrobalem a wtedy lanie. Nigdy nie moglem sie odezwac nieproszony. Wiem ze w duzej mierze wlasnie to im zawdzieczam swoja niesmialosc zamkniecie w sobie molomownosc i inne malo pozyteczne cechy. Teraz gdy mam 22 lata juz nie jest tak tragicznie ale najgorsze jest to ze jestem od nich uzalezniony. Nie wiem jeszcze jak dlugo pozwola mi mieszkac z nimi. Pewnie nie za dlugo. Chociaz maja kasy jak lodu wielki dom luksusowe samochody to na mnie wydaja mniej niz na komorke. Chodze w dziurawych butach wyplowialych koszulkach i potarganych spodniach.

 

4. Nie mam przyszlosci. Nie potrafie kompletnie nic. Nie wiem jak mam sobie w zyciu poradzic. Jak pomysle ze mam zapieprzac cale zycie za marne grosze ktore ledwo starcza na rachunki to dostaje bialej goraczki.

 

Gdybym nie bal sie wiecznego potepienia (czyt piekla) juz dawno skonczylbym z marnym soba. BOZE WEZ MNIE DO SIEBIE!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×