Skocz do zawartości
Nerwica.com

żadna

Użytkownik
  • Postów

    17
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez żadna

  1. zycze Ci powodzenia, z calego serca. jedyna rada, jaka mi sie nasuwa, dotyczaca tego co znam z autopsji: zeby nie probowac zmienic WSZYSTKIEGO TU I TERAZ. bo to jest niemozliwe. nie chce Ci gasis entuzjazmu, i baardzo sie ciesze, ze sie opanowales i robisz male kroczki w dobrym kierunku, tylko wlasnie chcialam ostrzec przed takim slomianym zapalem, kiedy sie mysli: ok, od teraz wszystko zmieniam. mi sie to czesto zdarza, kiedy konczy sie okres depresjii, i zaczynam ni stad, ni zowad czuc sie dobrze, (czasem az podejrzanie dobrze!) czuje, ze moge przenosic gory. a to bywa zdradliwe. wiec zycze wytrwalosci i stopniowego umacniania sie. pozdrawiam goraco i gratuluje :)
  2. aj aj aj! i znowu kolejny dzien-tym razem udalo mi sie zwlec na zajecia, ale potem standardowo: hej do wspollokatorow i do lozka... teraz sie spinam w zwiazku z tym czy isc na impreze na ktora mnie zaprosili.. nie pojde: bedzie "wzgledny" spokoj, przeleze, podobijam sie, nic nie zrobie i bedzie sie przewalac w lozku. Pojde: bede sie spinac, musiec rozmawiac, znowu ten stres, a do tego jeszcze tlumaczenie czemu nie pije... nie mam juz sily. Tyle razy probowalam nawiazywac jakies znajomosci, ale wychodzi mi to gorzej niz marnie...i to ma byc wyjazd erasmusowy?? "time of your life??" chrzanie to! wiecznie zestresowana, samotna, spieta i zdolowana-nawet tu:(
  3. heh,to ja tylko dodam, ze nie wiem czy sie cieszyc, ze nie jestem sama, czy smucic, ze Ty tez tak masz, czy martwic, ze nic mi nie poradzilas, ech, nie urodzilo sie nic. Pogapie sie jeszcze pusto w ekran,moze pogram w pasjansa i spac..:/ ale pozdrawiam i skoro mamy podobny problem, bedziemy w kontakcie, co?
  4. witam! pisalam tu juz kiedys, nie wiem czemu nie moge znalezc moich postow.. ale przejdzmy do rzeczy. jak wiekszosc z Was, mnie tez meczy depresja. I chociaz nie jestem moze w bardzo ciezkim stanie, nigdy nie popelnilam proby samobojczej, nie bylam w szpitalu itd, mam wrazenie ze ta depresja przewija sie przez cale moje zycie. Mimo ze nie mialam zadnych traumatycznych przezyc w dziecinstwie, radzilam sobie, mialam kolezanki, kochajaca rodzine,dobrze sie uczylam, sukcesy, zajecia pozalekcyjne itd. wiec nie mozna sobie tlumaczyc mojego stanu trudna sytuacja zyciowa czy urazem z przeszlosci. Jednak czytajac Was, uswiadamiam sobie, ze ze mna jest cos nie tak, i to byc moze jest gorsze niz ciezka depresja (chociaz nie powinno sie wartosciowac ani porownywac,wiem). Czemu? Bo mi brakuje podstawowej rzeczy: reakcji na rzeczywistosc. Okreslenia czego bym chciala,a czego nie, za czym tesknie, czego mi brakuje. We mnie nie ma uczuc. Nie mam swojego zdania, nie mam marzen,jestem stlamszona.Totalnie zablokowana i obojetna. Oczywiscie przeklada sie to na kontakty z ludzmi. Jedna po drugiej przyjazn sie koncza, bo we mnie nie ma ani radosci z tych kontakow, ani inicjatywy, zeby cos zrobic, ani empatii do tego co przezywa dana osoba, ani dysusji,bo nie mam swojego zdania.. Do tego studia (3ci rok), ktore wybralam droga eliminacji, ktore kompletnie mnie nie interesuja, ale z drugiej strony nie wiem co innego by mnie interesowalo. Do tego chlopak, z ktorym bylam trzy lata, a teraz nawet nie potrafie okreslic, czy bym chciala do niego wrocic czy nie? I tak to, co pamietam z bycia z nim , to stres, co mam powiedziec, i zastanawianie sie , co on we mnie widzi i dolowanie, ze on ma wiecej znajomych, zainteresowania i ze traktuje mnie jako "prosta w uzyciu". Do tego ciagla zazdrosc, chroniczna, porownywanie sie w kolko, ilu kto ma znajomych, przyjaciol , ile osob do niego dzwoni, z kim jedzie na wakacje itd. (ogladanie zdjec na naszej-klasie-moja glowna "rozrywka" :/ ) No i co jakis czas (mniej wiecej 5-6miesiecy/rok od 4 lat) powraca depresja,razem z silnym lekiem przed ludzmi: kiedy robie sie tak skrepowana, ze w ogole boje sie odzywac, po prostu nie mam co mowic . Nie ma we mnie nic. I juz nie wiem czy to ta powracajaca depresja jest przyczyna tego braku zdania i uczuc, czy ja juz taka sie po porstu stalam przez te lata. Obecnie jestem na Erasmusie: myslalam,ze zmiana srodowiska, sloneczny kraj, nowe wyzwania, jakos pomoga mi zaczac od nowa i "sie poukladac" ale okazuje sie , ze depresja zlapala mnie tez tu. Podczas tych 7 miesiecy nie nawiazalam zadnych przyjazni,ciagle tylko sie gdzies "doczepiam" do jakiejs grupki, a lek przed ludzmi spowodowal ze do moich wspollokatorow prawie sie nie odzywam, tak silny jest to stres,ze nie mam co mowic. Probowalam z wieloma osobami, ale po jakims czasie mnie ignoruja, bo nie powstaje zadna relacja.Wiec jestem sama. Od 3 miesiecy ciagle siedze w pokoju, spie, chodze po internecie i unikam ludzi. I przede mna pustka: nie wiem jak wroce do Polski, bo nie mam do czego wracac. Kontakty z resztka przyjaciol mi sie bardzo rozluznily, bo kto chce sluchac ze znowu mam dola, ze nie wiem co ze soba zrobic, ze jestem tu samotna itd. Wracac zeby konczyc moje tragiczne studia? Zaczelam brac leki,ale wiem ze to moze jakies 10% sukcesu. Reszta nalezy do mnie, tylko ze w ogole tego nie widze: jak mialabym cos zmienic? Skoro mi nie zalezy, skoro jestem tak obojetna,nie ma nic dla czego chcialabym zyc, tylko ta zazdrosc... Dodam jeszcze ze w zeszlym roku probowalam terapii: jednak po 12 spotkaniach pani psycholog stwierdzila, ze tak jak ze wszystkiego w zyciu, ja sie wycofalam (zaczelam unikac spotkan, balam sie) i nie zaangazowalam, i ze nie czuje ode mnie checi ani budowania z nia relacji, ani pracy nad soba. Wiec przerwala, mowiac ze czeka na "wyrazna decycje ode mnie". Ale to wlasnie jest moj problem! Ze nie umiem podejmowac dezycji i cale zycie sie mecze,ale i tak mi to jakos podejrzanie obojetne.. Ma ktos z Was moze podobnie? Albo moglby mi jakos doradzic? Dziekuje
  5. hehe dokladnie moge sie podpisac pod pierwsza wypowiedzia Cam. Z tym ze u mnie cale moje dzialanie, zwiazki z ludzmi, decyzje maja jedna wspolna ceche: MOJE WYCOFANIE, OBOJETNOSC ,BRAK ZAANGAZOWANIA. To jest straszne,ale ja do wszystkiego tak podchodze: minimum dajac z siebie=minimum ryzykujac, ale tez minimum satysfakcji z tego czerpiac. Chodzi o to ze nic mnie nie umie poruszyc, wzbudzic wiekszych uczuc, ja do wszytskiego podchodze obojetnie, nie zloszcze sie, nie walcze, nie pragne nie marze... Studia mam nijakie w ogole mnie nie interesujace.Nie mam zadnej pasji, ba nawet nie chodzi o jakas konkretna, ale nie umiem sie dobrze czuc w zwyklych codziennych czynnosciach. Nie umiem sie pogodzic ze soba, kontroluje sie non-stop porownujac z innymi. Z ludzmi nie umiem nawiazywac kontaktow .Jakos mnie w tych relacjach nie ma-nie umiem dac czegos z siebie. Dlatego po ponad 3 latach zerwalam z chlopakiem, i w sumie nie mam wiekszych przemyslen ani uczuc co do tego, troszke ulgi moze ze juz nie trzeba sie wysilac?A kontakty ze znajomymi-jestem zbyt neutralna na nie, boje sie wchodzic w relacje, i w z nich tez nie czerpie satysfakcji bo mnie w nich prawie nie ma. Poddaje sie drugiej osobie. Nawet moja psycholog przerwala ze mna terapie (po 12spotkaniach) bo stwierdzila ze dopoki ja nie dam czegos z sebie, nie wykaze inicjatywy, wiary i chceci, to ona sama mi ich nie wmowii mozemy sie tak dalej oszukiwac. Stwierdzila ze tak: mam problemy z relacjami z ludzmi, i potwierdzeniem tego byla nasza wiez, gdzie mnie nie bylo-najpierw duchem, potem cialem (zaczelam unikac sesji-uciekac-jak zawsze ze wszystkim). Powiedziala tez ze niektorzy tak zyja: bez wiekszej satysfakcji, tak o sobie po prostu. Tylko ze ja tak nie chce! Ale jednoczesnie jest we mnie tak ogromna rezygnacja, niewiara w siebie,niechec do ludzi siebie swiata, frustracja i gorzycz....ech. okazuje sie ze "chcialabym chciec" to za malo. Jakies pomysly??dzieki za przeczytanie (jezeli ktos wytrwal;)
  6. i co??dowiedzial sie ktos?? bo ja czuje to samo: brak reakcji na cokolwiek- Brak uczuc totalny (na niczym mi nie zalezy). Juz nawet brak wlasnej godnosci (nie rozpoznaje kiedy mnie ktos upokarza,obraza,jest ironiczny..) WEGETACJA a nie zycie. Niech ktos napisze jak z tym walczyc??kiedy wszystkie uczucia zostaly zgniecione (prawdopodobnie przez poczucie nizszosci-nie akceptuje tego co mysle czuje wiec nie bede czula nic-skoro to i tak jest nie na miejscu/gorsze od tego co inni mysla/itd td)
  7. eszz nie wiem sama..troche mnie pociesza to co mowisz Ewawe,że miałaś coś tekiego: dzięki że to opisałas. Ja teraz jestem na takim etapie ze od 2 tyg.biore leki(wellbutrin) ktore zdaja sie dzialac (wreszcie!) poniewaz od kilku dni pierwszy raz od 2 miesiecy nie plakalam, umiem odnalezc energie na wstanie z lozka (choc nie zawsze), troszke sie czyms ucieszyc, troszke przejac..ale 1.mam swiadomosc ze to jest stan sztuczny osiagniety dzieki lekom 2. zniknela taka czarna czarna rozpacz,pojawily sie jakies tam niesmiale plany dzialania, ale zauwazylam ze jak na razie ciezko cokolwiek pchnac dalej-tak jakby po tych "czarnych czarnych myslach" pozostala pustka-nie umiem jej wypelnic.Bo przyzwyczailam sie ze prawie nie wychodze z domu,ze sie boje ludzi, ze nie mam o czym z nimi rozmawiac, oduczylam sie tych kontaktow tak bardzo je ograniczajac w najgorszym okresie choroby(?). Przywyklam do swojego lozka laptopa na kolanach nieodbierania telefonow... niestety tutaj konczy sie zadanie lekow (zwalczanie dolujacych mysli) i zaczyna wlasna praca-zapelnianie pustki po tych myslach, zainteresowanie sie czyms, rozwoj, zadbanie o realcje z ludzmi...i to jest dopeiro trudne, bo wymaga naszego wysilku.Skoro juz mam sile wstac z lozka, nie wybucham placzem kilka razy dziennie: pora ruszyc! Ale dalej trwam bezczynnie... przepraszam ze ten post taki chaotyczny-o wszystkim i o niczym ale chcialam sie calosciowo "wyproznic"
  8. hej! ja tez biore Wellbutrin (od tygodnia) ,niestety to nie jest popularny lek (nowy) i ciezko mi znalezc o nim jakies informacje/opinie. Mi jak na razie ciezko cos stwierdzic bo to dopiero tydz.-wiadomo: jest nawet troche gorzej niz bylo:( ale zobaczymy-napisze Ci po jakims czasie jak dziala.Ty tez pisz:) ale ja go biore na depresje-nerwicy ani lekow nie mam wiec Ci nie odpowiem na pytanie.pozdrawiam
  9. lezac w lozku, placzac, spiac, wyobrazajac sobie siebie skaczaca z mostu, nie cieszac sie niczym, nie dajac sie cieszyc innym i unikajac ludzi doszlam do sedna,do wniosku: jezeli nawet mam depresje, to jest ona tylko efektem ubocznym powazniejszej sprawy: mimo swoich 20 lat jestem zgorzkniala,zazdrosna, zawistna, na niczym (ani na nikim) mi nie zalezy, nie ma we mnie uczuc, wszystko mi obojetne, i pojawia sie z tego wszystkiego nienawisc: najpierw do swojego zycia, potem do siebie (ze nie umiem go zmienic), potem do innych -czyli jakbym nie byla czlowiekiem tylko jakims potworem. Niestety w moim przypadku depresja to wlasnie skutek takiego myslenia-zdegenerowanego. skupionego tylko na przezywanych przeze mnie stanach, rozpaczy, ciaglego porownywania sie i zazdrosci. Bo jak czytam tutejsze posty, to ludzie,mimo ze strasznie zdolowani, to kogos kochaja (dobrze,moze nie w glebokiej depresji, ale prznajmniej kiedys kochali), STRACILI zainteresowania , co nie oznacza z NIGDY ICH NIE MIELI (jak w moim przypadku-ok, robilam rozne rzeczy-nawet duzo, ale bez jakiegos stosunku emocjonalnego do nich), maja jakies marzenia, cos im pomaga, cos pogarsza stan-COS SIE Z NIMI DZIEJE: REAGUJA. A ja nie: martwica serca i mozgu. Czemu ja nie pamietam przeczytanych ksiazek? Czemu mam problem z powiedzeniem co mysle o wlasniej rodzinie, zawodzie sekretrki, skokach na bungee, kosciele, latach w liceum, molach ksiazkowych czy czymkolwiek innym? Czemu bylam 3 lata z chlopakiem przy ktorym sie krepowalam? Czemu jestem na studiach ktore w ogole mnie nie interesuja? Wspolna czescia odpowiedzi na te pytania jest: BO MAM WSZYSTKO GDZIES, NIE OBCHODZI MNIE TO. Wiem skad moglo sie wziac takie myslenie. Tylko szkoda ze ten fakt ani mnie nie usprawiedliwia, ani uswiadomienie go sobie nie pomaga zmienic podejscia do zycia. Wiec, takie myslenie moglo sie wziac od tego, ze cale zycie juz od poczatkow podstawowki,bylam dominowana w "zwiazkach" . Kazda przyjazn (abo wiekszosc), zwiazek z chlopakiem (jedyny jaki mialam) czy wkraczanie do jakiejs nowej grupy ( duzo ich bylo) to bylo meczenie sie, bo druga strona zawsze mnie dominowala, byla lepsza, musialam do niej rownac do gory. I przez to stracilam (albo nigdy nie wyksztalcilam) swoja osobowosc , poglady. Cale zycie sie dostosowywalam. Znam siebie "sprzed depresji" i wiem ze wtedy tez mi wszystko wisialo, tez nie mialam swojego zdania... a jedyne co to umialam to w miare ukryc pod warstewka zywiolowosci, energicznosci , spontanicznosci (bo taka jestem w lepszych okresach)???Aha jeszcze jedna "roznica": zamiast uciekac przed ludzmi tak jak teraz, probowalam 'gorszych' zdeptac,a przed 'lepszymi' sie plaszczyc i probowac zdobyc ich uznanie...nie napawa to optymizmem aby walczyc ze swoim terazniejszym stanem wiedzac jak zalosne i marne jest moje maksimum (to normalne zyci, w lepszym nastroju) Mowi sie ze czlowiek nie wyjdzie z depresji dopoki sam tego nie bedzie chcial. Wlasnie. That's it. Jak maja mi pomoc inni ludzie jezeli ja sama mam to gdzies i sama sobie nie chce pomoc ?? Jezeli nie ma we mnie wiary na poprawe? [ Dodano: Dzisiaj o godz. 3:14 am ] chcialoby sie powiedziec: CIESZCZIE SIE TYM ZE CIERPICIE-PRZYNAJMNIEJ COS ODCZUWACIE, bo ja nie bardzo..
  10. dzieki wielkie jovita za tak wnikliwa odpowiedz :) ciaxin od 3 tyg psychoterapia od 4tyg. jak na razie jest w kolko ta samo a moze nawet gorzej bo nie ma nic co mnie ineresuje i w czym jestem dobra-jestem dobra tylko w bezmyslnym kuciu .Brakuje mi kreatywnosci. a kiedy mam je podejmowac?? Jovita, fajnie by bylo i latwo powiedziec: to choroba! Tylko : a) czyli ta choroba trwa juz (conajmniej) 3 lata-przeciez od 3 lat boje sie wlasnego faceta nie wiem co z nim poczac, conajmniej 2 lata bo wtedy wlasnei wybieralam studia i wybralam takie ktore dadza kase i pewna prace b) nawet jezeli to depresja to :co z tego????co to za wytlumaczenie?usprawiedliwienie??mam depresje wiec mam prawo non stop sie stresowac, isc na latwizne, rezygnowac ze zwiazku, nie odzywac sie prawie do nikogo,ryczec 10razy dziennie?? c) to choroba = mozna ja wyleczyc. Tylko cale"leczenie" sprowadza sie wlasnie do znienawidzonego przez nas ("chorych") WEZ SIE W GARSC wez zycie w swoje rece, odblokuj sie, zmien myslenie, polub siebie , uwierz w siebie,itd., wiec predzej czy pozniej i tak trzeba bedzie podejmowac decyzje i zaczac zyc.Ile ma trwac ten stan przejsciowy??terapia i leki nie naprawia mi tego, co teraz niszcze-bede musiala to sama naprawic-a im pozniej sie otrzasne, tym bedzie ciezej i tym mniej zostanie do uratowania... Przepraszam jezeli kogos obrazilam ale po prostu juz nie mam sily myslec bo to nic nie daje i sie szarpie strasznie..i przepraszam za dlugosc posta [ Dodano: Dzisiaj o godz. 2:14 am ] a co do wlasnego zdania to chyba nigdy go do konca nie mialam tylko zawsze ogladanie sie na innych ludzi, chorobliwa chec przypodobania itd mam 20lat a psychike i inteligencje emocjonlna na poziomie 2 latka-zreszta analizowanie i logiczne myslenie tez :/ [ Dodano: Dzisiaj o godz. 2:19 am ] ups,cos nie wyszlo z cytowaniem
  11. tak,porozmawiaj, zacznij dzialac , polub siebiezmien te stany...tylko ze ja nie wiem od czego zaczac bo (chyba na wlasne zyczenie) przez to marudzenie myslenie w kolko o sobie jaka jestem beznadziejna , chorej zazdrosci (w stylu: widze pare na ulicy i sobie mysle:ale im dobrze, slysze jak siostra cos opowiada podekscytowana: i juz dol-kiedy mnie ostatnio cos tak przejelo?itd) przez ciagle czarne mysli, ja juz na prawde nie wiem co mysle-do tego stopnia ze t uniemozliwia kontakt ze mna, bo na zadne pytanie nie odpowiem.nawet banaly typu:"podobal ci sie film?" "jak bylo na uczelni?" "co chcesz dzisiaj robic?" bo jestem zamulona. tym bardziej nie wiem co czuje dlatego ani nie moge nic postanowic z tym chlopakiem, ani nic zmienic w sobie,ani nawet nad niczym sie zastanowic doglebnie.Wszyscy dookola mowia: nie analizuj tylko zyj,idziesz na latwizne-nie chcesz podjac wyzwania,kazdy ma swoje problemy i musi z nimi walczyc, umartwianie sie stalo sie twoim sposobem na zycie celem,masz dola 2 dni a myslisz o nim 5,nie siedz na tych forach tylko COS ZROB,jestes normalna tylko sobie wkrecilas...no moze sobie wkrecilam tylko jak to odkrecic?? [ Dodano: Dzisiaj o godz. 5:04 pm ] dzieki goplaneczka. a u lekarza juz bylam-biore citaxin i na 4 spotkaniach z psychoterapeutka..na razie to jej tylko opisuje moje codzienne terazniejsze zycie i jak na razie ona tylko wysluchuje zadaje pyatnia-uczy sie mnie jak powiedziala.zobaczymy. Ale brakuje mi sil nawet na takie male "sukcesy" male kroczki ,typu posprzatam w pokoju i sie tym uciesze, bo zaraz potem sobie mysle "co z tego, skoro nie umiem sie zdobyc na telefon do chlopaka z ktorym bylam 3 lata i ratowac /przerwac ten zwiazek?". wiem ze to brzmi zalosnie chaotycznie i egoistycznie ale nie umiem inaczej..rozumiecie??
  12. hej.u mne jest tak ze cale zycie wlasciwie nie wiem czego chce,dosc biernie do wszytskiego podchodze i boje sie-,opini innych ludzi i miec swoje zdanie.No i tak jest w moim zwiazku.Jestem z facetem o 5lat starszym to on jest tym bardziej zdecydowanym lubianym z sukcesami-zaangazowany w zyice: a ja:wiecznie zagubiona, szamoczaca sie porazka za porazka. I zawsze-od 3,5roku sie go balam on zawsze wiedzial lepiej, nie mam pojecia co we mnie widzial i nie czulam sie w jego obecnosci swoboddnie.Jednak to trwalo-mimo ze strach przed przeslanial wszystkie inne uczucia-nie wiem czy chce byc z nim czy nie. Od miesiaca jestem w strasznym stanie.Jak sie spotykalismy, nie moglam wydusic z siebie slowa ani sie skupic na swoich myslach.Jednyny temat ktory poruszalam to to jaka jestem beznadziejna : ja i moje zycie.On przekonywal ze tak nie jest ze jestem dla niego najwazniejsza itd.Ale bylo tylko gorzej. I miesiac temu stwierdzilam ze potrzebuje przerwy, ze znowu dopada mnie depresja i ze musze sobie sama poukladac pewne rzeczy.On to zaakceptowal powiedzial ze czeka itd. Jednak minal miesiac a ze mna jest ciagle tak samo: nie moge pozbierac mysli,placze, na niczym sie nie moge skuic, mam problem z rozmowa z kimkolwiek,boje sie ludzi i niedlugo zdziczeje do reszty. Do niego oczywiscie sie nawet nie odezwalam-ani razu. Bo co mialabym powiedziec??ze dalej nie wiem czy chce z nim byc i o co mi chodzi?ze do niczego znowu nie doszlam? a na dodatek za tydzien sa jego urodziny...pomozcie prosze bo jestem zbyt sparalizowana by myslec i stoje w miejscu...
  13. no wiem ze sie zmienia itd dzieki za te slowa tylko wiadomo: latwiej powiedziec uslyszec, przez chwile w to uwierzyc a potem znowu zapomniec i wrocic do swojego uzalania sie i strachu... a jak to jest z Toba?dziala?bo z jednej strony najpierw mowisz ze Ci tez wszystko obojetne ze masz puste zycie a potem ze juz nie uciekasz od ludzi i dbasz o siebie itd-to jak to w koncu jest?
  14. dzieki jaaa , taaa miesiac jest zle, ale tak na prawde to od kilku lat jest zle: nie ma mnie-wtapiam sie w tlum i boje sie pokazac siebie, nie umiem jakby o siebie zadbac,zapomnialam czego chce i to wlasnie powoduje moje doly-a ten nie jest pierwszy. I trwaja o kilka miesiecy-5,6 :/
  15. .czuje jakby moje zycie toczylo sie obok mnie.Wszystko jest mi tak strasznie obojetne..ale od poczatku: mam 20lat studiuje.od ponad miesiaca jestem w strasznym stanie: rano nie moge wstac z lozka, wpadam w placz prawie codziennie-tylko kiedy zosatje sama..calymi dniami nic nie robie, nie umiem sobie znaezc miejsca,kazde spotkanie z ludzmi to jest dla mnie udreka, straszny stres i meczarnia, bo po prostu nie mam nic do powiedzenia,i strasznie sie spinam spotykajac z ludzmi.Wiadomo,sa (jeszcze!) blizsi przyjaciele, ale oni tez maja mnie powoli dosyc , bo zaden z ich sposobow na pomoc mi (wyciaganie mnie z domu, dopytywanie o moj stan,rady,przekonywanie ze nie jestem tak beznadziejna jak mowie), nie umiem powiedziec o co mi do konca chodzi. A mi chodzi wlasnie o to ze nie wiem o co mi chodzi. Wszystko jest dla mnie obojetne-nie mam kompletnie swojego zdania: poczynajac od glupiego filmu, konczac na wyborze studiow (studiuje cos co mnie kompletnie nie interesuje) i decyzji czy byc z mom chlopakiem czy nie. No wlasnie : kolejna rzecz w moim zyciu, ktora dzieje sie jakby bez mojego udzialu.Zwiazek: jestemy razem od 3,5roku i zawsze czulam sie przy nim (5lat starszym)gorsza,glupsza, nudniejsza mniej sprytna itd. On mnowstwo pasji znajomych itd, a ja zestresowana przy nim. Chlopak generalnie traktuje mnie super: wyrozumialy, uczciwy-nic mu sie nie da zarzucuc.Ale ja przez te 3,5 roku nie pozbylam sie tego stresu przy nim bedac i nie czuje sie swobodnie-boje sie go-ze jest lepszy ze ja mam beznadziejne zycie w porownianiu z nim, ze nie mam w tym zwwiazku nic do gadania.No i najwazniejsze: nie wiem co do niego czuje. A on mial mi sie oswiadczyc(tak mowil) .Dlatego odkad jestem w moim stanie (depresja?zalamanie?) strasznnie sie wyizolowalam i przestalam do niego odzywac-powiedzialam ze musze dojsc ze soba do ladu.Minal miesiac a ja do niczego nie doszlam i caly czas jest to samo -total chaos stres rozpacz,zagubienie.Chodze na terapie i biore leki.Ale powoli znikam i nie wiem co robic!!!???trace Go, przyjaciol, znajomych, rodzine...powiedzcie czy ktos z Was idzie przez zycie rownie biernie jak ja???i nic nie czuje????albo nie wie co czuje?przeciez to nie zycie!!!juz mam dosc...
×