Skocz do zawartości
Nerwica.com

hopeless

Użytkownik
  • Postów

    19
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez hopeless

  1. skubię włosy tzn. cały czas ciągnę pasemka, szczególnie przy grzywce, często wyrwę jakiś, potem patrzę czy z cebulką czy bez, czy jest na nim odrost, patrzę czy mam rozdwojone końcówki, jak tak, to rozdzielam ogólnie ciągle robię coś z rękami, nie wytrzymam jak nie mogę ruszyć palcami, układam w głowie słowa 6-literowe, które się zaczynają na taką samą literę a potem układam je alfabetycznie np. celnik, cennik, cewnik, sennik, sernik itd. myślę tak: "Jeśli rozwiążę tą krzyżówkę zanim się skończą reklamy to znaczy, że stanie się to i to..." napisy na sklepach czy bilbordach próbuję przeczytać wspak to tyle z takich ważniejszych, pewnie jeszcze parę by się znalazło
  2. co do ślubu w młodym wieku, nie zawsze jest to błąd. Ja wyszłam za mąż jak miałam 20 lat, mój mąż miał wtedy 21. Jesteśmy małżeństwem ponad 4 lata. Nie twierdzę, że jest łatwo, czasem zastanawiam się czy rzeczywiście nie zrobiliśmy tego za wcześnie, ale nie żałuję i nie zamierzamy się rozwodzić. Moja koleżanka też młodo wyszła za mąż (21 lat) i też się jej układa w małżeństwie. Ale zgodzę się z anand22 co do warunków, które podał (no oprócz wieku :) - wiek nie jest wyznacznikiem dojrzałości i przeżytych doświadczeń ). Nie ma nic gorszego niż młodzi ludzie, którzy pobrali się przez "wpadkę" i mieszkają kątem u rodziców.
  3. a ja wiem co zrobię. poddaję się. po tylu latach bezowocnej walki, po prostu się poddaję. leki będę brać, muszę jakoś funkcjonować, ale nic więcej nie da się zrobić. godzę się z losem. widocznie tak ma wyglądać moje życie. jestem zmęczona ciągłym użeraniem się ze sobą. nie mam już siły. chyba zdążyłam już "zrosnąć się" ze swoim smutkiem, strachem i tymi wszystkimi uczuciami, które mnie opanowały. nie wiem jak można żyć inaczej, więc nie ma sensu walczyć i szarpać się z życiem.
  4. jestem kompletnym zerem. jestem nikim. mam 24 lata i nic kompletnie w życiu nie osiągnełam. i nie osiągnę. moje życie już zawsze będzie porażką. żałuję że mam dla kogo żyć. gdybym nie miała nikogo mogłabym palnąć sobie w łeb bez poczucia winy i zakończyć ten ciągły bezsens.
  5. hopeless

    Fobia szkolna

    no, jutro znowu na zajęcia i już od rana mnie tłucze z nerwów. a w niedzielę zaliczenie. nie wiem czy dam radę
  6. No u mnie w mieście jest taki jeden "doktor", co to każe sobie płacić za 10 wizyt z góry, a jak coś wypadnie i nie można przyjść, to pieniędzy nie zwraca. Nie chcę demonizować, może on tą umowę traktuje jako motywację dla Ciebie? Żebyś nie zrezygnowała jak po dwóch czy trzech wizytach nie poczujesz poprawy?
  7. mam dość chciałabym zniknąć, nie umrzeć, ale po prostu zniknąć, żeby mnie nie było, żeby mnie ktoś wymazał ze świata wszystko mnie przerasta, wszystko mnie przeraża, życie mnie dobija, czemu nie może być normalnie, czemu życie nie może być łatwiejsze, czemu nie mogę żyć jak inni?
  8. hopeless

    Nerwica a agresja

    Moja agresja ograniczyła się jak na razie do rozbicia okna i zrobienia kilku dziur w ścianach, jak rzucałam czym popadnie. Raz rzuciłam w męża ale na szczęście "tylko" chusteczką, bo ją akurat miałam w ręce. Na koty tylko wrzeszczę, choć czasem mi się zdarzy którąś uderzyć, zawsze mam potem straszne wyrzuty sumienia po takim napadzie wściekłości. Ostatnio jakimś cudem się uspokoiłam (odpukać), zobaczymy na jak długo. Oby na zawsze.
  9. Ja sobie dziś też pojęczę Dowiedziałam się, że muszę iść jutro załatwić pewną sprawę, a nie będzie to miłe. Na dodatek rano muszę iść, a rano czuję się koszmarnie. I już mnie tłucze na samą myśl, a miałam się uczyć na egzamin i pracę pisać na zaliczenie, a się za nic nie mogę zabrać, tylko tak siedzę jak ten matoł i się boję
  10. mnie też rodzice i mój mąż. Chociaż często myślę, że jestem dla nich ciężarem, same przeze mnie kłopoty i wszystkim byłoby lepiej beze mnie
  11. Witaj. Ja też nie zauważyłam, żebyś popełniła jakiś straszny błąd. Moim zdaniem on się po prostu przestraszył. Mówisz, że od paru dni mieszkacie razem. Może u niego w domu nikt się nie pytał gdzie i po co idzie i mógł robić cokolwiek. Jeśli jest jedynakiem, to też może być powód, dlaczego czuje, że nie ma prywatności. Jednak nie usprawiedliwia to moim zdaniem takiego zachowania: Jeśli naprawdę Ci zależy, to myślę, że trzeba trochę poczekać. Nie narzucać się zbytnio z zazdrością. Może on się przyzwyczai, jeśli Cię kocha, to da radę przezwyciężyć poczucie "ograniczania" (skoro mnie się to udało, to każdy może), a jeśli nie, to cóż... Chyba nie warto marnować życia z kimś takim. Myślę, że powinnaś się też zająć sobą, żeby nie myśleć ciągle o nim. Jakieś hobby, cokolwiek, żeby odwrócić myśli. Powodzenia i trzymaj się
  12. hopeless

    Fobia szkolna

    a moje studia i cała edukacja to totalna porażka niby skończyłam licencjat, ale tylko dzięki mojemu mężowi, który studiował ze mną i podtrzymywał na duchu. Ale oczywiście zachciało mi się uzupełniających magisterskich i teraz jest koszmar. Studiuję zaocznie, nie dość, że drogie to niesamowicie, to jeszcze okropnie się tam czuję. Trafiłam na grupę, w której wszyscy się znają z poprzednich studiów i nie mam się do kogo odezwać. Najgorsza jest przerwa, która trwa 45 minut. Przez cały czas siedzę sama, a jak już nie mogę wytrzymać to jadę do domu, jeszcze nigdy nie wysiedziałam do końca. Zaległości nie nadrobię, bo nie mam od kogo pożyczyć notatek. A niedługo sesja, ciężko będzie potwornie, nawet nie mam siły się uczyć. Pewnie obleję i znowu się okaże że jestem do niczego, bo sobie studia wybrałam, tyle kasy poszło, a ja jak zwykle nie dałam rady i zawaliłam
  13. no nie, w sumie to nie. ale i tak już tam nie wrócę, teraz to by mi było głupio strasznie, bo tak przerwałam to chodzenie i teraz znowu. Zresztą, to chyba nawet nie była psychoterapia, przynajmniej ja tak nie czułam. Bardziej jakbym była z koleżanką na kawie o pierdołach sobie pogadać. Dużo mi to nie pomogło. heh... tak próbowałam. W tamtym roku nawiązałam znajomość ze studentem 5 roku psychologii. Rozmowy z nim pomagały mi i to bardzo. Był zdrowy, ale doskonale wiedział co czuję. Mieliśmy nawet swoje numery tel., więc jak mnie dopadło poza domem (wtedy jeszcze wynurzałam się codziennie), albo w nocy, to zawsze mogłam się odezwać. On nigdy nie miał pretensji, że za późno, czy że nie ma czasu. Tylko tu wynikły dwa problemy - ja czułam że go wykorzystuję. Że tylko ja biorę i nie daję nic w zamian. On zaprzeczał, ale i tak czułam się z tym źle. Drugi problem - mój mąż. Miał pretensje, że rozmawiam z kimś "obcym" (tak go nazywał - mojego wtedy jedynego i najlepszego przyjaciela), i to jeszcze na dodatek z facetem i to czasami o naszym związku (który wtedy psuł się strasznie). Nic nie pomagały wyjaśnienia, że ja tego potrzebuję, że to mi pomaga, że skoro on (mój mąż) nie ma czasu albo ochoty ze mną rozmawiać, że nie potrafi lub nie chce mi pomóc, to niech pozwoli mi rozmawiać z kimś innym. Czułam się fatalnie i tak to się skończyło. Boję się, że kolejna próba nawiązania bliższego kontaktu z kimś z internetu też się tak skończy
  14. Tak, wiem. Chodziłam w tamtym roku. Nie mogę w sumie nic zarzucić tej pani, była bardzo miła i naprawdę się chyba starała, tylko że te wizyty to polegały bardziej na tym, że ja słuchałam jej a nie ona mnie. A ja mam często problemy z wyrażeniem moich uczuć, czy też opowiadaniu o czymś, ciężko mi dobrać odpowiednie słowa i potrzebuję wtedy chwilki na pomyślenie. A jak robiłam przerwę w mówieniu, to zaraz była 5 minutowa wypowiedź pani psycholog, i już zapominałam o czym chciałam powiedzieć. I kończyło się tak, że wychodząc, czułam że nie powiedziałam nawet 1/3 tego co chciałam. Prywatnie byłam 2 razy. U innej pani. Było zupełnie inaczej. Po dwóch wizytach zrozumiałam więcej niż przez 1,5 m-ca chodzenia "za darmo". Niestety, wtedy akurat było "załamanie finansowe" w domowym budżecie i musiałam zrezygnować. Więcej psychologów u mnie w mieście nie ma. Psychiatra - byłam już chyba u wszystkich możliwych w moim mieście, którzy mają jako taką opinię. Prywatnie i na kasę chorych. Zawsze jest tak samo. "Co Pani jest?" - opowiadam jako tako. Kilka dodatkowych pytań, recepta, "proszę przyjść za miesiąc" i do widzenia. Żadnych rozmów. Dlatego wiem, że muszę coś robić sama, póki jeszcze mam resztki sił. Bo za długo to wszystko trwa, a im jestem starsza tym jest gorzej. I wiem, że w końcu tych sił mi zabraknie.
  15. Witam. Nie będę się rozpisywać o moich objawach, po przeczytaniu kilku wątków stwierdziłam, że w końcu wszyscy tutaj mamy raczej podobne, i chyba wiadomo o co chodzi. Chciałam tylko zapytać co zrobić, żeby wyciągnąć się z tego samemu? Bo straciłam wiarę w cokolwiek i coraz częściej myślę, że to po prostu tak ma być. Mam złą karmę czy coś. Mogę w sumie wrócić do leków (Cital brałam i Zomiren na lęki), ale już wiem że na dłuższą metę to nie pomaga. Na psychologa mnie nie stać, niestety. A skoro jedyną słuszną metodą walki jest terapia, to pewnie znaczy, że tak się do końca będę męczyć? Jak tak myślę, to wolałabym żeby ten koniec był już teraz. Bo tracę siły. Coraz bardziej. Powiedzcie więc proszę, jeśli możecie, co robić? Jak sobie pomóc samemu?
  16. Ja miałam robione EEG z powodu dziwnych zaburzeń ruchowych i problemów z pamięcią ("urywał mi się film" na trzeźwo), ale wyszło, że wszystko ok i tylko (albo aż) psychika zrypana.
  17. To nie tak, że ja obsesyjnie myślę, czy on nie jest z kimś innym. Obsesyjnie to ja raczej myślę o tym co było. Co razem robili, o czy rozmawiali. W czy była lepsza ode mnie, że wolał z nią spędzać czas. Że mógł z nią wychodzić, a ze mną nie chciał. To jest mój problem. Przeszłość. Nie teraźniejszość. "Nie potrafię zasłonić kurtyny" jak to powiedziała kiedyś pani psycholog, z którą miałam okazję rozmawiać. I chodził wtedy o zupełnie inną sprawę z przeszłości.
  18. Jeśli mogę coś powiedzieć - K. masz rację co do psychologa. Tylko troszkę trudniej wyjść jak się nie ma gdzie pójść. Ja mieszkam w małym mieście. Mam JEDNEGO psychologa, do którego można chodzić za darmo i dwóch płatnych, przy czym jeden z tych płatnych to konował jakich mało. Drugi (a raczej druga) jest w porządku, byłam u niej dwa razy i nawet te dwa razy jakoś mi troszkę pomogły. tylko musiałam zrezygnować, bo jest strasznie droga, a ja nie mam kasy. i mieć nie będę bo nie mam siły nawet poszukać pracy, a myśl o codziennym wychodzeniu z domu mnie przeraża.
  19. Witam. Jestem nowa i od razu się ładuję w nie swój temat, ale ja zawsze jestem nie na miejscu. Nawet nie wiem jak zacząć o co chcę powiedzieć. Jestem mężatką od ponad 4 lat. Mieliśmy kłopoty. Mamy kłopoty. I pewnie mieć bedziemy. Moja ciągle nawracająca depresja i napady nerwicowe sprawiają, że staczamy się po równi pochyłej od ponad 1,5 roku. ON mnie nie zdradził. Nie fizycznie. Nie spał z inną. Chyba. Ale ja czuję się zdradzona. Oszukana. Pomimo, że minął już ponad rok. To wszystko nie jest łatwe. Zacznę może od początku. Jakiś rok temu mąż zrobił się jakiś dziwny. Dostawał sms-y, ktoś puszczał mu sygnały o różnych porach. Uśmiechał się wtedy tak pod nosem, a na moje pytania, mówił że to kolega. Jak się okazało nie był to jednak żaden kolega, a kobieta. Powiedział, że nic go z nią nie łączy, że to tylko przyjaciółka, że tylko rozmawiają i że nie powiedział mi bo "bał się mojej reakcji, szczególnie, że byłam w kiepskim stanie" (nawrót depresji). Uwierzyłam w brak kontaktu fizycznego, bo raczej trudno byłoby im to zrobić. Mąż nie wychodził z domu oprócz wyjść do pracy, gdzie zresztą się z nią spotykał. Było mi ciężko. Nie czułam się jeszcze wtedy zdradzona, ale po prostu nie mogłam przeboleć że mnie okłamywał. Prosto w oczy. Poznałam ją. Bo chciałam. okazało się, że nie jest w niczym lepsza ode mnie (przynajmniej moim zdaniem). Jakoś to trwało parę miesięcy i mogę powiedzieć, że już prawie zapomniałam. W końcu nie było to takie straszne przewinienie. Jednak we wrześniu coś się stało. Powiedział mi, że był z nią w barze raz, gdy byłam w pracy i mi nie powiedział bo jak zwykle "się bał" i raz w sierpniu (tydzień przed naszą rocznicą) wzieli sobie urlop i pojechali razem nad rzekę. To mnie dobiło. Więc nie przestał kłamać. Więc nadal spotykali się po kryjomu (ona ma bardzo zazdrosnego męża). Powiedział, że się nie zdziwi jak go wyrzucę, bo mnie zawiódł po raz kolejny. Nie wyrzuciłam go. Ale ciągle myślę co oni robili wtedy nad tą rzeką. Boli, że wziął urlop dla niej, ale jak ja prosiłam, żeby wziął wolne na jeden dzień bo chciałam gdzieś pojechać, to "miał za mało urlopu". Do knajpy z nią poszedł. Ze mną nie chciał, zawsze był zmęczony. Rozmawiał z nią, znał jej problemy, od moich się odcinał. Nie mogę tego zapomnieć. Może wyolbrzymiam, ale naprawdę dla mnie była to zdrada. Gorsza od łóżkowej. Wolałabym żeby się z nią przespał i więcej się nie widzieli. Ale on wolał spędzać czas z nią niż ze mną. Nawet mnie to nie dziwi, nie jestem zbyt interesująca i ciągle jestem przybita. Kłamał, żeby być z nią. I wiecie co, jeśli jeszcze to czytacie - miał nawet czelność, żeby prosić mnie o to, abym jej mężowi wytłumaczyła, że między nimi nic nie było. Akurat z jej mężem musiałam się spotkać, bo przyjechał do nas do domu. Nie wlazł do środka, ale i tak nie było to miłe spotkanie. A potem mój mąż chciał jeszcze, żebym namówiła jej męza żeby jej pozwolił dalej się uczyć, bo ten nie puszczał jej do wieczorówki. I małżonek mój był wielce zdziwiony a wręcz obrażony, że się zdenerwowałam jak to usłyszałam. Co teraz będzie - nie wiem. Na razie trwam. Często się zastanawiam czy on mnie kocha i czy ja jeszcze kocham jego. Bo o zaufaniu już nie ma mowy. Jak ktoś mu puści sygnał to aż drętwieję. Na sygnał sms-a wali mi serce. Może kiedyś mi to minie. Ale tak bardzo nie zaufam już nigdy. Dobrze się tak wygadać. Pomogło. A jeśli ktoś dotrwał do końca, to gratuluję cierpliwości.
×