Skocz do zawartości
Nerwica.com

depresja? a może coś innego..


buka_buka

Rekomendowane odpowiedzi

Witam

To mój pierwszy wątek, więc proszę o wyrozumiałość jeśli w złym miejscu go umieściłam itd...

Jestem tutaj, ponieważ zdaję sobie sprawę z tego, że mam problem. Jakiś miesiąc temu rzuciłam, studia. Tak na prawdę zrobiłam to dlatego, że sobie nie radziłam psychicznie. Całe życie się poddaję, nawet nie próbuję walczyć. Może się wydawać, że skoro mam dopiero 19 lat,to niewiele wiem o życiu... Ja uważam, że dostałam od niego niezłego kopa,ale nigdy się nad sobą nie użalałam,przecież każdy jakieś problemy.Tłumiłam sobie w swój ból i chyba mi to wychodziło nie najgorzej.. Myślałam, że sobie radzę psychicznie,ale się myliłam. Teraz czuję się totalnie rozsypana.

 

Może krótkie streszczenie mojego życia. Moja matka ma alzheimera. Urodziła mnie w wieku 42 lat, także "najmłodsza" to już nie była. Nigdy u mnie w domu nie było kolorowo. Mam czwórkę starszego rodzeństwa(poza jednym bratem, z którym nie utrzymuję kontaktu to są świetni). Wspomnienia z dzieciństwa? Ojciec cały czas pił, nigdy go nie było,wszystko na głowie matki było. Nie obchodziło go, że brakuje pieniędzy, w ogóle go nie obchodziliśmy. Mnie nie bił,ale moje rodzeństwo tak(dlatego, bo oni byli dużo starsi ode mnie i z czasem nauczyli się mu stawiać-nie pozwolili,żeby mnie dotknął). Jeżeli chodzi o matkę to mam dobre wspomnienia związane z nią. Co prawda wstydziłam się tego, że na zebraniach jest najstarsza, niektórzy myśleli, że to moja babcia, że nie ubiera się tak 'fajnie jak inne mamy'. Ale była dobra dla mnie.. Co prawda już jako dziecko czułam, że coś nie jest ok...

 

Potem się okazało, że to były objawy alzheimera.. Jak byłam w 6 klasie podstawówki to już oficjalnie zdiagnozowano u niej tą chorobę,a jej postęp był bardzo szybki. Pamiętam jak wtedy płakałam, jak mi źle było. W ogóle to czułam się sama(miałam i mam wsparcie w rodzeństwie,ale oni mieli już swoje życie, nie mieszkali ze mną), nikt nie pomagał mi w lekcjach, nie interesował się tym. W wyniku tego skończyłam podstawówkę z takim średnim świadectwem.. Wcale takie złe nie było,ale nie miałam tego głupiego "paska",który miała większość klasy. I chyba wtedy pierwszy raz zaczęłam się czuć "głupsza" od wszystkich. Potem poszłam do gimnazjum. Też uczyłam się przeciętnie, głównie 4, 3... Nikt mnie nie pilnował,a ja się nie przykładałam do nauki, wtedy już się wkręciłam, że nie ogarniam majcy fizyki itd(nawet nie próbowałam ogarnąć). Z resztą żyłam w cieniu przyjaciółki- ładniejszej, mądrzejszej, każdy ją lubił,a ja byłam hmm "dodatkiem".

 

Potem poszłam do liceum,bez przyjaciółki (i to był świetny pomysł). W ogóle to cały czas siostra chodziła do mnie na zebrania(ojciec i tak to miał gdzieś). Porozmawiała z wychowawczynią,ja się bardzo martwiłam tym, że siostra nie jest moim prawnym opiekunem, więc zaczęłam się uczyć(wstydziłam się tego, że ta kobieta tak dużo o mnie wie-chciałam pokazać, że daję sobie radę), siostra nie była moim prawnym opiekunem, więc nie chciałam robić problemów,żeby nie było, że sobie nie radzi ze mną... I tak zyskałam znajomym, mocną pozycję w klasie, byłam zawsze w "czołówce" pod względem średniej itd. Ale ja dalej czułam się głupia, pusta w środku. W ogóle nie miałam pewności siebie. Nigdy się nie zgłaszałam, chociaż umiałam. Wybijałam się szczególnie z chemii, nauczycielka mnie po pewnym czasie wyłapała. "Wypchała" mnie na konkurs(sama bym się nigdy nie zgłosiła), w którym dwa razy zostałam laureatką. Ale nawet wtedy nie czułam się pewnie. Uczyłam się dlatego, bo się bałam, że będę najsłabsza na tym konkursie(chociaż nie powiem, bo chemię lubiłam też oczywiście), to była moja główna motywacja. Nawet wtedy zamiast cieszyć się z sukcesu, nie wierzyłam mówiłam ,że to przypadek(serio tak czułam) i jeszcze w dodatku wyrzucałam sobie, że jak mogłam gdzieś tam gdzieś tam stracić punkt. Wiem, że moi znajomi i nauczyciele brali mnie za osobę inteligentną,ale ja się tam w ogóle nie czułam. Przed maturą mnie ogarnęła straszna panika, szczególnie przed angielskim. Nigdy nie byłam za dobra z tego przedmiotu. Codziennie o tym myślałam, że na pewno nie zdam tej matury, w nocy spać nie mogłam.. Skończyło się, że napisałam na 84%, ustny zdałam na 90%... pierwsze moje zdanie? nie, że mi dobrze poszło, tylko ,że "miałam farta, bo łatwe było".

 

Kolejny etap- studia. Dostałam się poza rekrutacją(jako laureatka),za wyniki z matury załapałam się na stypendium. Ale przez całe wakacje co robiłam? Codziennie myślałam o tym jak bardzo sobie nie dam rady, szczególnie z matematyki i fizyki... Od samego początku strasznie się stresowałam, bolał mnie brzuch, głowa.. Nie mogłam się zmotywować do działania. Wcale mi tak źle nie szło,majcą się stresowałam(a napisałam dwa kolokwia na 100%!),ale i tak nie widziałam siebie jako osoby,która zaliczy egzamin. Z fizyką gorzej było(z resztą większość grupy miała z tym problem,ale oni potrafili walczyć). Stresowałam się każdym najmniejszym niepowodzeniem. Wracałam do domu, kładłam się z założeniem, że "prześpię się godzinkę i będę się uczyć". Ta godzinka się zamieniała w 2,3... i w końcu nic nie robiłam. Wiem, można powiedzieć, że po prostu leniwa jestem. Ale mnie na prawdę było źle. Potrafiłam cały wieczór płakać. Ostatecznie rzuciłam te studia. Trudno zdarza się,problem w tym ,że ja się nie widzę na żadnych studiach, od razu zakładam ,że sobie nie dam rady...

 

Nie wiem,czy to jest depresja,czy może coś innego. Jestem pewna, że to ma związek z moimi przeżyciami życiowymi. Myślałam, że to opanowałam.. Ten, kto miał styczność z osobą chorą na alzheimera wie o czym mówię. Nigdy nie wykorzystywałam swojej sytuacji np. w szkole. Wolałam dostać 1 i być uważana za leniwą, niż się przyznać,że nie nauczyłam się, bo matka miała atak furii. Pamiętam jak kiedyś się uczyłam z zatyczkami w uszach, nieraz zostawałam z nią sama w domu na noc. Całą noc bez przerwy potrafiła krzyczeć, kopać, drapać... Z resztą do tej pory mam blizny. Miliony takich sytuacji mogę wymieniać.. Ale ja to zawsze tłumiłam w sobie, garstka znajomych wie o tym wszystkim co przeżyłam. Ja się nigdy nie żaliłam, przecież każdy ma pod górkę w życiu. Ale czuję, że mam "zjechaną psychikę". Nie potrafię okazywać emocji, nawet jak mi na kimś/czymś zależy to tego nie wyrażam, prędzej pokazuję jak bardzo mam to gdzieś...Myślałam ,że jak rzucę studia,to będzie ok.. Teoretycznie nie mam już tego stresu... Praktycznie dalej się czuję fatalnie.. Cały czas płaczę,wszystko mnie irytuje, nie mogę spać(dzisiaj o chyba ok 6 rano usnęłam). Ostatnio w takiej rozsypce to byłam chyba w podstawówce(chociaż nie pamiętam dokładnie jak się wtedy czułam).

 

Teraz czuję się tak,jakbym w środku bombę miała albo jakbym była hmmm domkiem z kart. Wystarczy lekko dmuchnąć i cała się rozsypię na kawałki.Ludzie się dziwią, że rzuciłam studia... ale ja na prawdę na ten moment nie wyobrażam sobie studiowania czegokolwiek. Jestem zagrożeniem sama dla siebie. Czuję jak się niszczę wewnętrznie.

 

Wiem, że się rozpisałam bardzo,bardzo i pewnie i tak nikt tego nie przeczyta. Przynajmniej przeanalizowałam sobie kawałek mojego życia. Bardzo mnie boli, że nie miałam normalnego dzieciństwa, zazdrościłam moim znajomym,myślałam,że to sobie jakoś ułożyłam w głowie.. Ale to się chyba po prostu kumulowało we mnie,żeby wrócić ze zdwojoną siłą. Wiem, że nie jest ze mną ok... nie wiem,czy to depresja, jakaś nerwica czy coś innego jeszcze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

buka_buka, Witam Cię serdecznie na forum.

Tak, dobrze sobie z tego zdajesz sprawę, że przyczyną mogły być przeżycia i doświadczenia z poprzednich lat, dzieciństwa.

Zawsze czułaś się gorsza od innych, nie miałaś wsparcia. Chora matka, pijący ojciec.

Ale mimo wszystko dawałaś sobie radę.

Jesteś młodą inteligentną dziewczyną i masz całe życie przed sobą.

Wiem, że łatwo mi pisać nie będąc w Twojej skórze.

Musiałabyś popracować nad swoimi trudnościami.

Jest to bardzo trudne.

Osoby, które wychowały się w domu, w atmosferze niepokoju i braku wsparcia mają takie utarte schematy, które w późniejszym życiu są przeszkodami.

Myślę, że nic straconego.

Potrzebujesz wsparcia, specjalistycznej pomocy.

Myślałaś o psychoterapii i farmakoterapii?

Spróbuj, nie warto czekać, aż pogorszy się Twój stan.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

buka_buka, Witaj:) Przeczytał ktoś jak widzisz.

Diagnozy Ci nie postawimy, bo nie o to tu chodzi. Myślę ,że po pierwsze powinnaś szczerze porozmawiać z siostrą, następnie poszukać psychologa i porozmawiać o swoich problemach. Z pewnością Twoje przeżycia wycisnęły piętno na Twojej psychice i przez to masz zaniżoną samoocenę, ale jesteś inteligentną zdolną osóbką i szkoda żebyś nie kontynuowała nauki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

buka_buka, Witam Cię buka-buka,trochę mnie nie było na forum ,ale już jestem i zainteresował mnie twój post.Rzeczywiście ,jeśli jest jakiś problem musisz iść do psychiatry(bez skierowania),opowiedzieć swą historię i lekarz właściwie Cię zdiagnozuje.Wszystkie nasze choroby mają swój początek (to co się działo w dzieciństwie),jak reagowaliśmy na pewne sprawy.W dzieciństwie mamy dużą wrażliwość i różną reakcję na pewne sprawy,co potem odbija się na naszej psychice będąc starszą.Nie martw się to tylko choroba cywilizacji i naszego życia,podlecz się,chodż na terapie ,a potem gdy już będziesz się czuła na siłach podejmij naukę na spokojnie.pozdrawiam Cię Małgosia. :papa:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×