Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaburzenia osobowości (cz.I)


Słowianka

Rekomendowane odpowiedzi

Haniu, szczęście, że mama Adama to chociaż fajna kobietka, przynajmniej tyle... Możecie na nią liczyć, w pewnym sensie to jakby Twoja druga mama, choć Adaś nie jest Twoim mężem. :)

 

Co do natręctw – miałam identycznie, przeróżne, najbardziej pamiętam, że zawsze przed snem musiałam zmówić określone modlitwy i pomyśleć o pewnych rzeczach w kolejności, już nie będę się rozpisywać jakich, ale musiałam, bo byłam przekonana, że jeśli tego nie zrobię to się już nie obudzę rano. W ogóle byłam dziwna, miałam skłonności do bardzo drobnych kradzieży choć właściwie tego nie potrzebowałam. A potem oczywiście miałam ogromne wyrzuty sumienia. :roll: Porąbany był ze mnie dzieciak.

 

Dobrze, że się broniłaś, gdy czułaś wyrządzaną krzywdę, niedobrze, że w taki sposób... Ale nie mam prawa Cię osądzać, bo wcale nie byłam lepsza. I rozumiem Twoje reakcje, bo jak czytam co przechodziłaś, jak traktowała Cię Twoja mama to aż mi się włos jeży na głowie!!!!!! :evil: Jak można tak traktować swoje dziecko? :evil: A Twoja babcia jak wtedy reagowała? Wiedziała co robiła Twoja mama?

 

Moje rozmowy z mamą najczęściej kończyły się ostrymi kłótniami, krzyczałam, że po co mnie urodziła, że nikt jej nie kazał przespać się z moim ojcem, wytykałam jej błędy, do tej pory nie raz w złości krzyczę, że się zabiję skoro jestem dla nich tak wielkim ciężarem, czasem coś tłukę, kopię... :roll: No i wiadomo - awantura robi się jeszcze większa... :roll:

 

Haniu, to złe samopoczucie minie, poczujesz się niedługo lepiej, tylko te leki muszą trochę „zejść” z Twojego organizmu, podtrułaś się... Póki co musisz pocierpieć niestety Biedulko... Jeśli Ci nie dobrze to spróbuj zaparzyć sobie i napić się mięty, przynosi ulgę.

 

Tak, mam problemy z nakłuwaniem się, zdarza mi się to od wielu lat, wcześniej przekłuwałam sobie skórę na piętach igłą i ją zrywałam, to samo na opuszkach palców, teraz raczej obrywam skórki na dłoniach do krwi albo rysuję ciało ostrymi nożyczkami, nie tnę się, ale robię bolesne widoczne ślady... Wiem, że to nie załatwia sprawy, ale pomaga w danej chwili. Robię to właśnie wtedy, gdy napięcie jest bardzo silne, gdy jestem bardzo zła, załamana, gdy mam „głupie” myśli... Jutro będę próbować rozmawiać o tym z terapeutką. :?

 

No właśnie mi też mówienie o złości i nienawiści nic a nic nie pomaga. Na terapii wręcz nie potrafię o tym mówić, co mnie dodatkowo frustruje, gdy wychodzę od terapeutki. I nie wiem co robić, jak sobie z tym radzić. A Ty poruszasz temat nienawiści i złości na terapii?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, kolejne zachowania,ktore mamy bardzo podobne-ja także modliłam sie przed snem i to w specjalny sposób,to byly moje rytuały

-całowałam obrazki święte zawsze w określonej kolejności i określoną ilość razy-po trzy,choc Jezuska czasem 4. :pirate: .Ukladalam kapcie w prawą stronę itd.Modlilam sie za babcie i matke,bo uważalam,że jak tego nie zrobię to umrą.Modlilam sie za nie nie dlatego,że chcialam-ale dlatego,że czulam sie w obowiązku.uważalam,że jak tego nie zrobie to cos zlego

stanie im sie z mojej winy.

Na terapii poruszam temat złości i nienawiści,ucze sie mowic o tym,wyladowywac to-mówiąc.Ale nic z tego.Wiadomo,że lepiej przedawkowac leki,lub dźgnąć sie nożem.Ulga bedzie wieksza.

Mam mnostwo ran na rękach,aż wstyd chodzic w krotkim rękawku :(

Moja babcia chyba udawala,że niczego nie widzi..albo starala mi sie wynagradzac pieklo,ktore mialam z matką-kupowala mi slodycze i wkladala pieniażki do świnki.Często stawala

po stronie matki,czasami po mojej.Bylo jej pewnie ciężko.Matka to jej corka.Do dzis zyja w jakiejs chorej totalnej symbiozie.Mysle,że babcia widziala rownież w tej symbiozie mnie,dlatego ma

tak wielki żal ze ucieklam.A one tkwia tak razem,matka mimo 44 lat bezradna jak niemowle z babcia,ktora nie pozwala jej dorosnąć.Toi chore jest.

To jest tak chore,że wlasciwie jeszcze bardziej chce mi sie rzygać. :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Haniu, a potrafisz na terapii mówiąc o złości zachować, że tak powiem, umiar w swoim zachowaniu, reakcjach? Bo ja nie – albo totalnie to olewam, jestem jak kamień, albo wybucham, jestem agresywna w stosunku do terapeutki, bardzo nieprzyjemna, ironiczna. No więc najczęściej jestem jak kamień, bo nie chcę jej atakować... :roll:

 

Ta cholerna symbioza... Skąd ja to znam. Boję się, żebym jakimś cudem do nich nie dołączyła. Ale nie, To niemożliwe. :evil:

 

A powiedz mi, Haniu, czy Twoi terapeuci podpowiadają Ci, jak inaczej mogłabyś rozładowywać złość, tzn. inaczej niż zadając sobie rany bądź przedawkowując leki? Bo ja szczerze mówiąc oczekiwałam konkretnych rad, wskazówek od swojej terapeutki, ale niczego takiego nie dostaję, słyszę, że sama muszę do tego dojść... Przy jej dyskretnej pomocy. :?

 

Ja mam straszne problemy ze swoim ciałem. Z jednej strony widzisz, z jaką determinacją walczę o swoje zdrowie fizyczne, jestem przerażona swoim stanem, z drugiej się niszczę i kipię nienawiścią do siebie. Może to wynika z tego, w jaki sposób mnie traktowano, jak mnie wytresowano. Do 14tego roku życia ciocia siedziała przy mnie w łazience, gdy się kąpałam, widziała moje nagie ciało. Bo tak mnie przyzwyczajono, nauczono, taki rytuał, nie dlatego, że ciocia miała jakieś niesmaczne zamiary itd. Zmieniło się to dopiero, gdy zachorowałam na anoreksję, wtedy zakazałam wchodzić komukolwiek do łazienki, gdy byłam naga i do dziś wpadam w furię, gdy zdarzy im się wtedy wejść. Musiałam pokazywać mamie lub babci swój kał po wypróżnieniu, to one miały spuszczać wodę. Potem, gdy po anoreksji znowu dostałam okresu musiałam pokazać im zakrwawioną podpaskę czy na pewno nie kłamię, że go znowu mam. To, co piszę wydaje się być irracjonalne, absurdalne. Ale tak było... Musiały mnie mieć pod całkowitą kontrolą, każdy mój ruch, każde zachowanie, każdą reakcję mojego ciała. Ciągle byłam pod obserwacją. Poza tym jak już Ci kiedyś pisałam spałam z mamą do 16tego roku życia, mama się przy mnie przebierała, gdy byłam młodsza to grzała mi stopy kładąc je sobie wysoko na udach tuż przy swoich narządach płciowych, zahaczałam stopami o jej włosy łonowe, czułam się nieswojo, gdy spała w koszulce, bez majtek, gdy czasem widziałam jak się onanizuje, gdy czułam zapach jej wydzieliny miesiączkowej, gdy udawała, że uderza mnie w krocze... Najgorsze, że czasem oprócz wstrętu, obrzydzenia, wstydu czułam podniecenie, przypuszczam, że właśnie te sytuacje rozbudziły u mnie w wieku dziecięcym za bardzo sexualność i miałam obsesję na punkcie sexu i „tych” spraw. Nienawidziłam jak nazywała pieszczotliwie moje intymne części ciała, jak chciała dotknąć mnie w okolicach krocza (co jej się zdarza do dziś! I najdziwniejsze, że ona to robi jakby nieświadomie, tak odruchowo, nie myśląć :shock: ).

Mogę wymieniać tysiące przykładów nadużyć, jakie były wobec mnie stosowane. Ale tego nie zrobię, bo się bardzo wstydzę. Sama się sobie dziwię, że i tak wyrwałam się jakoś z tego wszystkiego, że jestem w miarę normalna. Że nie jestem robotem.

Tylko, że teraz przez to wszystko bardzo brzydzę się siebie, swojego ciała, i pewnie stąd wynika moja depersonalizacja. :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, Asiu ja to bardzo dobrze znam.Moja matka obwąchiwała moje miejsca intymne,żeby sprawdzic "czy są czyste".Jesteś w stanie to sobie wyobrazic?Taki wstyd :( Nikomu o tym nigdy nie mówiłam,nawet na terapii.nie wyobrażam sobie.chciała sama myć mnie "tam" gąbką.caly czas dopytywala sie czy mam okres,mimo,że prosilam by tego nie robila.chcialam zachować to dla siebie chociaż małą czastke prywatności..nie moglam..moja matka chodzial czesto z odsłonietymi narzadami rodnymi,zalatwiala sie przy otwartych drzwaich.budzilo to we mnie odraze.tym bardziej,że najzwyczajniej na świecie miala brudne od miesiączki gacie i mnostwo włosow łonowych.Ja wiem,że to normalne..

ale dla mnie to bylo wstretne.

Co do masturbacji..gdzies juz o tym pisalam...w nocy włączala muzyke,po czym zaczynala tanczyc,tanczyla i dotykala sie jednoczesnie doprowadzajac sie do orgazmu,slyszalam tylko

rytmiczne stekanie,dyszenie.

Swego ciala sie brzydze.Nie potrafie sobie wyobrazic,że ktos bez wstretu moglby mnie dotykac, patrzec na mnie.Dlatego podczas seksu z moim chlopakiem przezywam katusze.

Gdybym miala kochac sie z kims obcym byloby mi latwiej i czesto o tym fantazjuje.Wiesz czemu?bo nie zależało by mi na tym,moglabym sie skupic na swojej przyjemnosci.A z Adamem za bardzo mi zależy,nie czuje sie warta,dosc dobra,dosc ladna.Mysle sobie "ty oblesna gruba swinio powinnas sie cieszyc,że nie zrzygal sie na Ciebie".To nie ważne,że moze nie jestem az tak ohydna jak mi sie wydaje.

W mooim pojeciu-jestem i juz.Wiec rozumiem Cie doskonale.

I kalecze to swoje biedne,niechciane ciało.Cała jestem w pręgi.Adam mowil na mnie na poczatku zwiazku:Tygrysek.krwawe szramy.brr.

 

[Dodane po edycji:]

 

Joaśka, Terapeutka nie doradza mi niestety co oprocz mowienia moglabym robic by wyladowac złość..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Haniu, nic dziwnego, że mamy podobne odczucia, miałyśmy przecież podobne doświadczenia... :roll: I wyobrażam sobie Twój wstyd, zmieszanie, aż trudno to wyrazić słowami co musiałaś wtedy czuć. :(

A wiesz, że ja to się przyznałam w końcu na terapii, co robiła mama, co robiłam ja... Nie dałam rady tego powiedzieć, i od razu wszystkiego, ale albo się nagrywałam, albo pisałam a potem czytałam to terapeutce. Czułam, że muszę to komuś powiedzieć, bo nie mogłam sobie już dać rady z poczuciem wstydu i winy. :roll:

Biedactwo, dobrze, że masz Adama, mam nadzieję, że on Ci się stara jakoś pomóc, odwodzi Cię od samookaleczania się. Chociaż wiem, że ciężko z tym skończyć. :?

Rozumiem, o co chodzi z Twoimi intymnymi kontaktami z nim, ze mną było podobnie, zamiast się odprężyć ja myślałam czy na pewno wszystko jest w porządku, tak jak trzeba, czy Adam (he he, mój były, imiennik Twojego chłopaka) ma z tego w ogóle jakąś przyjemność, że jestem beznadziejna, brzydka, gruba, jak mogę mu się podobać, itd. ...

Życie to jest jednak skomplikowane. :roll: Ale damy sobie radę, mówię Ci. ;)

Moja mama też się załatwiała przy otwartych drzwiach łazienki! :shock: I dalej to robi. :evil:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

strasznie wstrząsneły mna wasze ostatnie posty, przepraszam jesli sie wtrącam ale mna to bardzo poruszylo to co przeczytalam... to naprawde przykre czego doswiadczylyscie... moze dlatego mnie to tak poruszylo bo mialam MINIMALNIE podobna sytuacje,rowniez spalam z mama do puznego roku zycia choc to akurat bylo moim problemem i moja wielka zachcianką pamietam ze mama prowadzala mnie po psychologach w wieku 10 lat ze ja placze gdy ona w nocy ukradkiem wymyka się do taty... teraz juz o tym kompletnie zapomnialam ale przypomnialo mi to co tu przeczytalam i bardzo mnie to uswiadomilo...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie przepraszaj, jasmine, nie masz za co...

No spanie do okresu nastoletniego z mamą raczej nie należy do sytuacji normalnych i warto poruszyć to na spotkaniu z psychologiem jeśli uczęszczasz na jakąś terapię... :roll: Spałaś z mamą, bo się bałaś? Bo tak się przyzwyczaiłaś? Z jakiego powodu, jeśli mogę zapytać?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wlasciwie to akurat sklada się na wiele innych czynnikow ktorych sama nie rozumiem moge jedynie przypuszczac ze chodzilo o tate. poprostu wiem ze gdyby go np. nie bylo w nocy w domu to spalabym wtedy spokojnie nawet z mysla ze mama w nocy pujdzie spac na kanape do innego pokoju mnie przerażala poprostu ta mysl ze mama idzie do taty , nie potrafie tego opisac bylam zazdrosna i przepelniala mna nienawisc potrafilam na wyczucie sie budzic kiedy ona sie wymykala ... zawsze wiedzialam kiedy sie wymyka to bylo chore sama niewiem nie potrafie tego wytlumaczyc ale tak dzialo sie do chyba 13 roku zycia o ile pamietam bo wtedy urodzila mi się siostra i wiedzialam ze mama spi z nią a nie z tatą, to strasznie patologiczne ... wiem.

na terapie nie chodze choc bardzo chce i jak najszybciej postaram sie gdzies podzwonic po psychiatrach popytac... ostatni raz u psychiatry bylam 3 lata temu wczesniej chodzilam do psychologow jednak zrezygnowalam z tego bo oni nic mi nie pomagali ale znow chce szukac pomocy i tym razem zapisac sie na jakąś terapie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyny przykro mi bardzo z Waszego powodu, jak tak czytam te historie, bądźcie dzielne i walczcie o lepsze jutro dla siebie, bo należy Wam się od losu!

 

Nie wiem, czy mogę coś napisać w tym wątku...? Muszę się po prostu wyżalić, ja już nie mogę! :why: zagubiłam własne ja w tym wszystkim, już nie wiem kim jestem, nawet nie umiem się opisać, jaką jestem osobą... jest we mnie burza skrajnych uczuć od silnej nienawiści po zniewalające głębokie przywiązanie, tysiąc planów z płomieniami nadziei i wieczna pustka w sercu, izolacja i otwartość, chęć niszczenia i chęć tworzenia, bycia wybitnym i wyjątkowym, poczucie beznadziei i niska wartość...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

symp: bardzo dobrze Cię rozumiem, ja tez nie potrafie siebie okreslic

 

wy tez macie tak ze macie najpierw pełną swiadomosc tego jak jest, kilka lat macie problemy z główką (ze tak to okresle) a kiedy juz cos tu napiszecie na forum , wyrzucicie z siebie te mysli to zapala wam sie taka lampka że : "co ja pisze co ja wypisuje co ja sobie myslalam przeciez jestem normalna ,...bla,bla" nie moge teog opisac dokladniej bo sama niewiem czuje sie strasznie bo teraz troche tu napisalam i jakby przecze sama sobie po napisaniu tu czegokolwiek jakbym sie rozstrzepiala niewiem to dziwne musze koniecznie isc na terapie

swoją drogą tak żałuje ze 3 lata nic z tmy nie robilam ..ze przerwalam wizyty... :/ Wy ile juz uczęszczacie do psychiatrow?

Ps. prosze was nie rezygnujcie z terapii bez wiekszych powodow jakie sobie ubzduracie bo bedziecie tego zalowac a potem ciezko jest wrocic ciagle wmawiajac sobie na nowo ze "sami damy sobie rade"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Dziewczyny za ciepłe słowa...

Terapia jest podstawą chociaż momentami staje się ona bardzo ciężka i trudno wytrwać. :?

jasmine ja też tak czasem mam - w jednej chwili coś o sobie myślę, a w drugiej się stukam w głowę i mówię - przecież ja jestem normalna, sama stwarzam sobie problemy, wymyślam itd. ... I jestem w stanie wmówić wszystkim i sobie, że nie mam problemu. :?

Psychoterapia jest konieczna, i to raczej długoterminowa. :?

Ja do psychiatry nie chodzę (byłam raz, pani powiedziała, że jedynym ratunkiem jest dla mnie terapia). Na psychoterapię uczęszczam od 7 miesięcy. W okresie nastoletnim przez kilka lat chodziłam do psychologa, Pani była bardzo sympatyczna, ale za bardzo mi nie pomogła. :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to wspaniale ze tyle czasu chociazby ktos Ci pomaga niewazne czy to byla psycholog czy teraz ta terapia :)

ja jak kiedys chodzilam do psychologa to bylo to raptem 8 spotkan max, bo na ostatnim spotkaniu wyslala mnie do psychiatry ktory spojrzal na mnie i przepisal mi antydepresanty bez jakiegokolwiek porozmawiania ze mną - to bylo 3 lata tmeu a ja do teraz mam te leki i nie mam zamiaru ich brac

jedyne co bralam to deprim i jakies tabletki na nerwice ale delikatne ziołowe dostepne bez recepty .... potem bylam raz u psychiatry ktora ze mna rozmawiala jakas godzine i byla tak ciepla takie cieplo od niej bilo ze strasznie za nia zatesknilam ale nie poszlam tam 2 raz bo wtedy bylam niepelnoletnia poszlam tam z mamą a ona wszystko jej opowiedziala... i tak minely 3 lata teraz tak mi się marzy isc na terapie ze jest to moj glowny cel

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zarówno pani psycholog, do której chodziłam jak i moja obecna psychoterapeutka - obydwie uważają, że leki to naprawdę ostateczność. I że jeśli się jakoś daje radę to trzeba się starać walczyć ze swoimi problemami bez psychotropów. Najzupełniej się z tym zgadzam.

jasmine, koniecznie zapisz się na terapię... Życzę Ci, byś osiągnęła ten cel jak najszybciej! :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka: Dziękuje :D co do lekow ja jestem zdania ze jednak psychoterapia tak naprawde leczy z wspomnien, z przyczyn i pomaga zyc w zgodzie z tym wszystkim jakos normalnie a leki pomagają tylko przetrwac i tak jak kiedys mi ktos powiedzial "wyłączają świadomość" i dlatego nam tak z pozoru fajnie

 

symp: co się stalo ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czuje się beznadziejnym ścierwem nie znoszę siebie, jestem bez wartości po prostu załamka ;(

już nawet nie mam siły szukać żyletek po prostu nawet nie mam siły by się ciąć z tego powodu... nie mogę się dziś za nic zabrać, nawet za to!

wszystko co ostatnio próbowałam sobie wypracować teraz się wali, miałam jakiś czas poczucie własnej wartości i dobrze się czułam w swoim towarzystwie - dziś wiem, że tak nie jest, że się oszukuję, że wracam do punktu wyjścia

do tego jakby mi było mało chyba nigdy żaden facet nie będzie chciał ze mną stałego związku, gdzie szukać takiego, który zakocha się w zaburzonej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

szukalas juz gdzies pomocy? ja czytajac twoj post widze siebie z przed kilku lat kiedy w miare bylo ze mna jeszcze ok bo w taki sam wylewny sposob okazywalam swoje emocje, teraz nie potrafie wogole ich okazywac na zewnątrz sama niewiem co jest lepsze ale jezeli siegasz po zyletke to musisz koniecznie gdzies z tym isc !!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jasmine bardzo dziękuję Ci za zainteresowanie to choć trochę ulgi dla mnie...

i co z tego, że jeszcze w taki wylewny sposób, jak to nazwałaś, potrafię opisać swoje uczucia, jak mam wrażenie, ze i tak nikogo one nie zainteresują... nawet tu na forum nie mogę się nigdzie wpasować, znaleźć sobie miejsca...

dziś niby w nocy przespałam trochę problemy ale znów tak parszywie, chyba pójdę z kimś na miasto wieczorem, zapomnieć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

symp, kotku nie martw sie.Jak ja weszlam na forum pierwszy raz,to przez 2 tygodnie wszyscy ignorowali moje posty :pirate:

początki są trudne.Ile masz lat?Jak myślisz co sie przyczynilo do Twojego obecnego stanu?Buziaki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka, Asiulku Ty już chodzilas kiedys do psychologa?jak mialas anoreksje,tak?jak dlugo?czy to w ogole cos dalo?

 

Haniu, w końcu znowu mam dostęp do internetu, bo wczoraj wyjechałam do Wawy, musiałam tam nocować z powodu dzisiejszych badań, dopiero wróciłam... I koszmarnie się czuję. :roll:

Chodziłam do psychologa od bodajże 16tego czy 17tego roku życia, z powodu anoreksji, chyba 3 i pół roku, a może trochę dłużej... Najpierw raz w tygodniu (czasem wyjątkowo dwa), a potem raz na dwa tygodnie. Pani była bardzo sympatyczna, fajnie się gadało i w ogóle, ktoś mnie wysłuchał, ale... manipulowałam nią często... Uwielbiałam inteligentne dyskusje z nią, ale szybko ją rozgryzłam no i moderowałam praktycznie rozmowy, grałam, przybierałam maski, więc tak naprawdę niewiele mi te spotkania dawały choć uwielbiałam tam chodzić. Teraz na psychoterapii jest inaczej, moja terapeutka nie daje mi za bardzo sobą manipulować, zabiera mi też kontrolę nad przebiegiem terapii, i nie mogę jej tak łatwo rozgryźć. Ale chyba tak powinno właśnie być...

 

[Dodane po edycji:]

 

symp, kotku nie martw sie.Jak ja weszlam na forum pierwszy raz,to przez 2 tygodnie wszyscy ignorowali moje posty :pirate:

 

No chyba każdy to musi przejść. ;)

 

Haniu, jak samopoczucie, trochę lepsze?

 

symp, tak to jest z nowymi, trzeba się zaaklimatyzować... Miło Cię poznać. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Dziewczyny za przywitanie :)

Czy mogę mieć do Was pytanie... jak to jest, że tak szczegółowo o sobie piszecie, nie boicie się rozpoznania przez kogoś z reala? Ja mam takie coś... strasznie bym chciała zaangażować się w forum, coś napisać, ale prześladuje mnie lęk, że ktoś tu wejdzie, przeczyta to i zorientuje się, że ja to ja. :oops:

I druga sprawa to nieśmiałość i takie wiecie... nie chcę przeszkadzać innym w dyskusji i boję się ciągle odrzucenie, co zresztą towarzyszy mi na co dzień nawet w relacji z kochanymi, a co dopiero z obcymi na forum.

Już od dawna regularnie czytuję na całym forum tematy, czas coś pisać, ale o przełamanie gorzej!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Joaśka,

 

A jak na terapii było ostatnio?

Ja mialam problem z siecią, zmienialam uslugę w Netii i pojawila się awaria, ale juz jest dobrze. Dlatego nie pisalam tutaj.

Wiesz...ja chyba zamęczam mojąterapeutką pytaniami dlaczego mam te napiecie non-stop. Ostatnio często opowiadam jej na sesji to co się dzieje w pracy.....bo to dla mnie jedyna chyba sfera w życiu na czas obecny gdzie funkcjonuję. Ale czasami odnoszę wrazenie,ze moze niepotrzebnie gadam tyle co sie w niej dzieje, a omijam coś co mnie gnębi. A gnębi mnie duzo. Mowilam jej o tym. A ona mi zaczęła opowiadac o procesie zdrowienia,że jeśli mam w sobie tyle konfliktów teraz to znaczy,ze zdrowieję........tzn.,że coś się dzieje w mojej glowie,,że pojawiaja się wątpilwości, a to dlatego,ze od uzmyslowienia problemu, a potem do wprowadzenia tego czegoś w zycie musi upłynąć trochę czasu. POwiedziała,ze to normalny proces,że napięie teraz tez moze byc od tego,ze wprowadzam coś w życie,że wcześniej tego nie robilam , dlatego to wzbudza we mnie lęk...bo to coś nowego i mam napięcie, K.rwa....czy to się kiedyś skończy?

Co z tego,ze wydaje mi się,że wiem co powoduje u mnie to napięcie ........ona mi przekazuje duzo wiedzy....a ja nie wiem co z tąwiedząmam zrobic.To tez jej powiedziałam.Ona mi odpowiedziała,że czasami na różne sprawy musimy popatrzec od innej strony. Jak jej opowiedziałam,ze całe życie odnosilam wrażenie,ze jestem gorzej traktowana przez ojca niż moja siostra.Powiedzialam dlaczego, przeanalizowałyśmy dzieciństwo mojego ojca, przytaczałam przykłady moich odczuc dlaczego tak to odczuwałam........ona mi powiedziała,że mój tato zatrzymał się tylko na jakimstam etapie....dlatego nie mógł z siebie wiecej dać względem mnie. Miałam się nad tym problemem zastanowić glębiej, ale unikałam zastanawiana się bo przyprawia mnie to o ból głowy i wielkie wkurzenie. Ja stwierdzam fakty,ze tak jest i nie chce mi się tego problemu badać. Pewnie to znowu będzie moj problem, mój konflikt, który noszę w sobie.Sama sobie go zbudowałam. K.rwa nie ogarniam.

Asiu.....normalnie mętlik w głowie taki,ze ja pierd.........!!!!!!

Znowu często płaczę sobie.Zdarza się to gdy się wzruszę oglądając coś, wszędzie tam gdzie ktoś uzewnętrznia swoje emocje.

Mama mnie ostatnio wprowadza w stan zirytowania, narzeka ciągle,ze ma za duzo obowiązkow,że to,ze tamto.Odnoszę się do niej wulgarnie.

Wiesz.....ostatnio zaprosiłąm ciocięna kawę z expressu ciśnieniowego. Wczoraj była. Ale rano przed wyjsciem do pracy wlożylam do lodowki mleko w kartonie,zeby bylo chlodne,zeby się dało spienić do tej kawy. Przyszłam z pracy, otwieram lodówkę...a tu nie ma mleka.Pytam gdzie jest, mama mi odpowiada,ze w spizarce bo nie wiedziała,ze mi potrzebne do tego celu. Fakt, nie mówiłam mamie po co to mleko. Ale niepokoi mnie moje wpadanie w szał wraz z niecenzuralnymi hasłami w stosunku do mamy. Mówię jej wtedy,że sięwe wszystko wpierd......, ze nawet do mleka musi te swoje pięćgroszy dołożyć,ze ciagle sie czegos czepia. A jak ogladamy razem jakiś program i ona mi mowi swoje zdanie np. podczas oglądania Anny Marii Wesołowskiej, ona juzwie jak sie zakończy proces sadowy...to sobie w myslach mówię "przemądrzalska, obyś się nie pomylila" I ku zaskoczeniu nie jest tak jak myslała. wtedy mam satysfakcję. Czyli taka złość jest we mnie cały czas. Zlośliwość.

Oczywiscie jest wiele klotni między mną, a matką. Wiem,ze problemem jest to,ze z nimi mieszkam-z rodzicami.Ciagle mnie krytykuje,ze to ubrałam ,że to mi nie pasuje,że w tych włosach wyglądam tak , a nie inaczej. Jak poproszę siostrę o coś,zeby mi kupiła przy okazji jak jedzie do sklepu i ona to słyszy to mi mówi,ze się siostrą wysługuję. Cały czas wojuję z nią, zero slowa uznania, wiecznie coś, wiecznie problem, ona jakby mogla to sama ze sobą by się zaczęła kłocić.Wprowadza nerwową atmosfere w domu. Nie dziwię się ojcu,ze odnosi się do niej nei z szacunkiem. Moja matka ma pretensjonalny sposób mówienia. W ogóle głośno mówi, przerywa komuś, a jak siędo niej dzwoni i opowiada o czymś....to ona poprostu nie słucha, opowiada mi co sięwłaśnie wydarzyło w domu,ze ojciec to , ojciec tamto. Brak w domu komunikacji. Zawsze tak było . POzostało mi się tylko wyprowadzić. Nie mam zamiaru uleczać tej atmosfery bo to z syzyfowa praca. Dlaczego się nie wyprowadzę? Bo ciągle jeszcze mam myśli,ze sama nei utrzymam się ze swojej pensji. I w jakimś stopniu jestem od rodziców uzależniona finansowo bo mieszkając tu nie płacę im. Na mieszkanie mnie nei stać.Boję się kredytu.

Złość we mnie urasta do granic możliwości.

Zawssze robiłam to co chciała matka, bylam /jestem od niej uzalezniona. Teraz jak się separuję to mnie denerwuje,ze sie o wszystko pyta. Całe życie się chwaliła nami-mną i ssiostrąprzed innymi. Wszystko na pokaz. Nawet mojemu ex potrafiła powiedziec,ze jestem z górnej pólki. A ja wtedy nawet nei zareagowałam w takiej sytuacji.........mam zal do siebie o to......bo mogłam wstac, wyjść. A ja nawet jej nei wypraszałam z domu jak przyjezdzała do nas i np. potrafiła obgadywac mojego ex w naszym domu. Teeaz wiem jakie błędy popelniałam.Mogę teraz co najwyzej wnioski z tego wszystkiego wyciągać na przyszłość Tylko jaką przyszłość? Mam 36 lat, jestem sama.Mam problemy w okazywaniu uczuć.Mam problemy w pracy...tzn. swoje wewnętrzne konflikty. NIkt nawet nie podejrzewa,ze jestem w takim położeniu.

Boję się zaczynac czegokolwiek. Boję sie zaryzykować....ale wiem też,że życie to ruletka.......nie wiadomo jaki nam scenariusz napisze,że wazne jak sobie będę radziłą w sytuacjach trudnych. Wcześniej o nic sięnie martwiłam...teraz mam takie myśli...napawają mnie strachem i lękiem....stad poczucie napięcia które jest wyznacznikiem mojej choroby.

Wiesz....na ostatniej terapii powiedzialam terapeutce,ze jestem chyba nieodpowiednią osobąna nieodpowiednim stanowisku....i teraz do mnie dociera.....dlaczego to powiedziałam. Czy potrzebowalam potwierdzenia....moze zaprzeczenia....ale chyba zaprzeczenia....i dostałam zaprzeczenie,ze daję radę,ze ona to widzi.

Mam same dylematy w sobie...cały czas............nie mam dnia spokoju od nich.

Są dni,ze nei chce mi się do domu po pracy wracać. Są dni,ze przychodzę z pracy i sie kładę, nie mam siły na nic.Chcę spokoju, potem słyszę,ze tylko śpię. Niech się ode mnie odpierd........wszyscy. NIe maja tematu chyba do rozmów.

Asiu ....mam przeczucie,ze jednak przyjdzie taki moment,że nie wytrzymam i pojawi się impuls.....narazie nie czuję go zbyt wyraźnie. Bo to lęk. A moze przedkladam wygody zycia ponad moją chorobę? Bo tu mam wszystko co materialne, ale nie mam psychicznego ukojenia, tej przystani spokoju i ciepła domowego ogniska. Zresztą jest mi obce,ale chciałabym go zaznać.Wcześniej nie umiałm go tez stworzyć chyba.Wstydziłam pokazać,że umialabym...............

Znów mam odczucie,ze tyle przede mną pracy nad sobą.........................

 

Asiu napisz co u Ciebie po ostatnej terapii. Jak się czujesz i w ogóle napisz jak u Ciebie wyglada kwestia wyprowadzki?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

symp, ja mam swoje zdjęcie w avatarze,wiec naprawde moge byc rozpoznana przez kogos z zewnątrz.Nie boję sie tego.Nie mam sie czego wstydzic :D

Wręcz szczesliwa będe jesli kogos uda mi sie osmiellic.

Joaśka, fatalnie jest.wyję i szarpie sie ostrymi przedmiotami,bylam dzis na zakupach,czuje sie tak obco wstretnie.pisze listy pożegnalne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

symp,

 

Dobrze,ze piszesz o tym, to znaczy,że masz świadomośc Tego co sięz Tobą dzieje, swoich obaw. Pisz, probuj....bo jeśli tego nie zobisz mozesz załować....i kto to pisze ;)

Ale na poważnie.......lęk wzbudza u Ciebie takie odczucia. Jak się nie przełamiesz...to tylko utwierdzisz w sobie te przekonania, napewno blednie przez Ciebie interpretowane, albo nadinterpretowane.

Kto Cię ma niby rozpoznać?

Ja tez jak piszę to sobie myślę,że ktoś mnei tu moze zidentyfikować, chodzi mi o moich pracowników,że mogą sie dowiedzieć,ze ich szefowa...twarda babka....ma takie problemy i konflikty ze sobą. Ale jakoś wola pisania tu jest silniejsza od tego.......

Tu znajdziesz wiele wskazówek, wniosków, są tu naprawdę ludzie, którzy wiele przeszli. MOzemy podzielić się swoją wiedzą i doswiadczeniami.Zwykle panuje tu atmosfera zrozumienia. Mi to odpowiada.

 

Pisz!!!!!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×